Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2015, 14:33   #123
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Na pokładzie Lea trafiła pomiędzy trzech rannych przeciwników, którzy zwrócili się w jej stronę z zamiarem oflankowania. Zwinnym tanecznym manewrem zaatakowała tego z prawej, po czym zrobiła krok w tamto miejsce, by nie być już w sytuacji zagrożenia.
Kiedy tylko zrobiło się luźniej na mostku, Leila ze Złotymi przeszli zająć tam miejsca.
Smoki również w miarę szczęśliwie wylądowały na pokładzie, jedynie Lawena przewróciła się jednakże to uratowało ją przed ciosem toporem dwuręcznym zbrojnego, przed którym wylądowała.
Pierwsze ciosy smoków były nadspodziewane dobre. Wszystkie trafiły, jedynie Meilil nie udało się zabić przeciwnika, raniła go tylko.
Lae potężnym ciosem odrąbała rannemu już żeglarzowi prawe ramię. Krew trysnęła na jego towarzysza oprosykując mu twarz.
Przeciwnicy Lei przerażeni odrzucili broń, uklękli podnosząc ręce.
- Łaski.
Na pokładzie nie widać było już zdolnych do walki przeciwników. Wrogowie na deku byli martwi, poddali się, dwóch żeglarzy, lub dogorywali. Cały pokład był zasłany lub umierającymi lub trupam, salwa cało burtowa “Smoka”, dobrze wymierzona, zdziesiątkował załogę galeasu. Przy katapulcie nadal się paliło, choć nie tak jak z początku. Działania wrogiej załogi mające na celu ugaszenie ognia powiodły się tylko częściowo.
W tym czasie za plecami Smoków na pokład wdarła się wachta czwarta. Trzech z żeglarzy miało przytroczone do pleców pawęże, które zaraz po dostaniu się na galeas zdjęli

Jednoczenie “Złoty smok” oddał liny, odepchnięty bosakami oddalał się od galeasu.
- Pełne żagle!
Padła komenda wykrzyczana przez Blasea.

- Przeczesać okręt. Podzielić się trójkami i rozejrzeć się. Unieszkodliwić chowających się przeciwników. Odnaleźć niewolników, ale jeszcze nie uwalniać. Poszukać dowódcy. - elfka zaczęła głośno wydawać komendy “Smokom” - Meilil i Bellond. Przeszukać tych, co się poddali, odrzucić ich broń w jedno miejsce. Reszta - zgaście pożar, by nie rozniósł się nam na resztę okrętu. Następnie rzucić ciała martwych na stos.
Lea zaczęła odmawiać litanie do Sune pod nosem szukając jednocześnie zła w miejscach, gdzie odwróciła swój wzrok. Kierowała powoli swe kroki do kasztelu rufowego, patrząc przy okazji na dwóch przeciwników, którzy się poddali. W międzyczasie poprosiła Krossara, by poszedł za nią.
- Pani bosman.
Odezwała się Lawena.
- Może lepiej z uprzątaniem pokładu poczekać do końca walki z fregatami.
Lea stanęła w półkroku i oglądnęła się w zdziwieniu. Nie widziała w pobliżu żadnych fregat, ale... W kierunku, w którym udawał się "Złoty Smok" dostrzegła dwie plamki na horyzoncie.
- Dobrze. W takim układzie przynajmniej zrzućcie znajdujące się przy relingach ciała do wody. Nie będą nam przeszkadzały w walce. W sumie... - popatrzyła na klęczącą dwójkę - Jak was przeszukają, to wy się tym zajmiecie. Tylko bez żadnych numerów. Meilil, Bellond, macie ich pilnować, jak będą zrzucać poległych do morza.

Członkowie drużyny “Smoków” ruszyli do zadań. Przynajmniej jeden z każdej trójki odebrał od żeglarzy pawęż, zanim zagłębili się pod pokład. Gdy Lea podeszła do kasztelu znajdującego się na rufie, usłyszała z niego kobiece krzyki i męskie przekleństwa.
Paladynka wykryła kilka złych aur w środku. Zgrzytnęła zębami. Liczyła na to, że Krossar jej tutaj pomoże. Wykopała drzwi i weszła natychmiast do kolejnego pomieszczenia mając za plecami Trynwora, Ildię i Tinitię.
Jak dobrze się domyślał się Lea, gdy nie ma władzy koty harcują. Kajuta była przerobiona na celę, kratami podzielona była na trzy części. W jednej kuliło ze strachu pięć młodych kobiet. W drugiej części pięć dziewcząt, szarpało się z pięcioma zbrojnymi, usiłującymi je zgwałcić.

Blask ostrza Lei dopiero teraz zwrócił uwagę mężczyzn. Zrobiła krok w stronę najbliższego po prawej.
- Na wszystko co święte dla Sune - giń grzeszniku! - krzyknęła przebijając go mieczem.
Krossar był niczym niszcząca fala. Po prostu bez cienia emocji utopił tych łajdaków w ich własnej krwii. Ciosy młota były szybkie i celne. Przeciwnik zaś mało wymagający.

Walka z pijanymi zbrojnymi była szybka, kilka ciosów i padli martwi.
- Pani bosman w następne drzwi są solidne nie wejdziemy tam bez narzędzi. Został jeszcze kajuta kapitana. Właśnie rąbiemy do niej drzwi.
Z korytarza dolatywały odgłosy rąbania drzwi.

- Mamy kapitan, musi to pani bosman zobaczyć - zawołał Trynwor.
- Co tam widzisz, Trynworze?
Lea otarła ostrze z krwi i udała się w stronę mężczyzny.
- Lepiej żeby pani bosman sam to zobaczyła - odparł jedyny mężczyzna wśród Smoków.

Gdy Lea weszła do kajuty kapitańskiej, ujrzał kapitan przykutego do łóżka. Spod bandaża na brzuchu wypływał krew. W kącie kabiny, młoda, skromnie odziana kobieta, uspokajała dostatnio odzianą dziewczynkę. Kapitan odezwał się słabym głosem.
- Poddaję statek. Dobrze tak tym buntownikom, mam nadzieję, iż mój zdradliwy sternik jest już martwy. Nie czyńcie krzywdy tylko mojej córce i jej niani. Na biurku jest dziennik statku oraz księga handlowa z wyszczególnieniem ładunku.
- Rozumiem. W takim razie statek jest teraz we władaniu Turmishu. Trynwor, zawiesić flagę - powiedziała, podała flagę Turmishu i podeszła do kapitana.
Uklękła przy nim, dobyła Ael i rękojeścią dotknęła jego ręki, by ocenić jego stan.
- Skoro zabiliście, pojmaliście już wszystkich, to tak - odparł słabym głosem kapitan galeasa.
Lea poprawiła szwy i założyła nowe bandaże. Stan kapitana przestał się pogarszać. Krwawienie ustało.
Krossar skierował się do rannego kapitana. W pierwszej kolejności chciał ocenić jego stan. Lea wstrzymała go ruchem ręki i wskazała księgi sama klękając przy kapitanie. Nie należał do ludzi, tworzących problemy. Był od ich rozwiązywania. Skierował się do ksiąg i zaczął je przeglądać. Rzucał tylko okiem od czasu do czasu na kapitana gdyby jego stan zaczął być krytyczny zamierzał interweniować.
W księgach wyszczególniony był ładunek. Pięć kurtyzan, jedenaście dziewic, sto pięćdziesiąt kobiet i stu mężczyzn przeznaczonych do domów publicznych, przy każdym niewolniku zapisane były też dodatkowo inne fachy i umiejętności jakie posiadają. Przy kobietach głównie krawiectwo, tkactwo oraz umiejętności kucharskie. Przy mężczyznach zaś kowalstwo, kamieniarstwo, górnictwo, rolnictwo. Zapisane były też oczywiście ich wartość od trzydziestu sztuk złota, po dziesięć tysięcy przy jednym nazwisku.
Krossar chciał zobaczyć, co to za nazwisko i doczytać o tej osobie więcej informacji.
Beatrycze Farqenn. Kurtyzana, dziewica trzynaście lat, umiejętności śpiew, ars amandi, gra na lutni, gra na szpinecie, haftowanie, malowanie, szlachcianka Cormyr. Dziesięć tysięcy sztuk złota cena zakupu.
Kapitan zdjął klucz z szyi. Podał paladynce.
- Do drzwi z najcenniejszym ładunkiem. Szukał, ale nie potrafił znaleźć zdrajca.
Elfka wzięła klucz w swoje dłonie i wstała. Dobrze wiedziała, dlaczego powstrzymała Krossara od magicznego leczenia - nie był tego wart, to był handlarz niewolników.
- Ludzie, elfy, pół-elfy czy ktokolwiek inny - to nie jest towar. Towar to mąka, zboże, garnki czy dzieła sztuki. - mówiła, starając się nie ukazywać gniewu - Ci pierwsi mogą mieć cele, marzenia, nadzieje. Ty, kapitanie, również je masz, prawda? Nie sądzę, żeby ci było miło, gdybyś został sprzedany. Druga sprawa to pieniądze na przewożone tutaj istoty. Te mogły zaszkodzić twojemu sternikowi i dlatego cię zdradził. Wolisz handlować towarem martwym i być bezpiecznym, czy towarem żywym i być narażonym na zdrady?
- Z tym pytaniem cię zostawię, kapitanie. Zapamiętaj tą lekcję, bo wyjdzie ci ona kiedyś na dobre. - powiedziała na odchodne - Ildia - za mną. Tinitia - zostań tutaj z Krossarem i pilnuj kapitana.
 
Flamedancer jest offline