Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-07-2015, 19:56   #121
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
14 Mirtula około 14 dzwonu, Osada Smok pod Alaghonem stolicą Republiki Thurmish.


Cedrik i Tanish Oldstone

Do bramy nowo powstającego portu towarzysze, w towarzystwie rodzeństwa Redleaf, dotarli już po trzech klepsydrach. Wcześniej jednak natknęli się na mur ciągnący się wzdłuż drogi, oraz widzieli ogromne rzesze robotników pracujących nad murem, ciągnącym się w kierunki morza.

Gdy dotarli do bramy zatrzymała ich warta.
Jeden z strażników uważnie się przyjrzał grupce.
- Za pracą? Po co pytam, wszak widać, że za nią idziecie.
Klepnął się strażnik w czoło, tak że aż klasnęło.
- Potrzebujemy wielu pracowników, lecz jeśli czai się w was zło, lepiej nie próbujcie, nie dostaniecie tu żadnej pracy. Chociaż muszę przyznać, iż panie stanowicie z żoną piękną parę.
Stwierdził obserwując Tanisa i stojącą niedaleko dziewczynę.
Słysząc to stwierdzenie Amanda się zarumieniła, wyglądało to zupełnie tak, jakby twarz miała zraz jej pęknąć, oblewając wszystkich krwią.
Strażnik uśmiechnął się.
- Możecie przechodzić. Pierwszy budynek po prawej za bramą . Wchodzicie i idziecie do końca korytarza, tam jest biuro pana Bernarda Fertanda, on was sprawdzi. To paladyn Tyra więc nie radzę wam go denerwować.
Machnął ręką, że mogą przechodzić.

Za bramą niewiele było na razie budynków, dokładnie dwa wybrali, więc ten po prawej.
Nim trafili przed oblicze paladyna zatrzymał ich kobita w biurze.
- Jeśli stanowicie rodzinę możecie wejść razem. Jeśli nie, to musicie osobno.
Stwierdziła asystentka, bacznie przyglądając się Tanisowi i Amandzie.
Dziewczyna również się zarumieniła, zanim odpowiedziała
- Jestem tylko z bratem.
Powiedział wystawiając przed siebie chłopca.
- Panowie byli tylko tak mili, że towarzyszyli mi w drodze.
- Zatem pójdziesz bratem pierwsza, panowie zaś racza spocząć i poczekać tutaj.
Uśmiechała się promiennie do półelfa wskazując ławę naprzeciw jej biurka.
Amanda wraz z bratem zniknęli za następnymi drzwiami.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 26-07-2015, 16:40   #122
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
22 Mirtula 1372RD tak na galeas "Kot Morski"

-Tak jest kapitanie- odpowiedział Krossar na rozkaz bycia w grupie abordaż i dowodzenia czwartą wachtą podczas przejęcia.

- Mamy jakiekolwiek informacje o naszym przeciwniku? Liczebność? Uzbrojenie? Przypuszczalne przeszkolenie? - zaczęła wypytywać kapitana Blaseę o szczegóły.

Chciała wiedzieć, z czym się będzie mierzyć i zebrać jak najwięcej możliwych wskazówek, by przypadkiem nie posłać któregoś ze Smoków na bezsensowną śmierć.

Blasea zapatrzył w w horyzont przed “Złotym Smokiem”

- Z posiadanych informacji wiem, że będziemy mieli do czynienia z galeasem, sześć dział lub balist na burtę, zapewne dwie katapulty, stu sześćdziesięciu wioślarzy około czterdziestu żeglarzy, setka piechoty pokładowej. Taka by było gdybyśmy atakowali statek w pełnej obsadzie, który był nieprzystosowany do walki. Teraz jednak atakujemy galeas, który był już poddany abordażowi, potem jeszcze wymieciony pokład salwą całoburtową kartaczy oddaną przez “Smoka” a to jest czterdzieści dział. Zapewne wielkiego oporu nie napotkacie, większość wrogiej załogi będzie martwa lub ranna. Jaką siła faktycznie napotkacie nie jestem nawet w stanie oszacować, najwyżej bardzo ostrożnie oszacować, iż od kilku do stu czterdziestu ludzi.
Odparł zmyślony.
- Jeszcze jakieś pytania bosman-sierżancie Leo?

- W takim razie załóżmy, że będzie tam około trzydziestu ludzi. W trakcie zbliżania się do galeasu pozbędziemy się jakoś jednej trzeciej, a może połowy. To wciąż zostawia dwudziestu lub mniej ludzi. Salwa z garłaczy powinna wyeliminować lub ciężko ranić przynajmniej połowę załogantów. Dajcie bogowie, by nie używali niewolników jako żywych tarcz przeciwko pociskom naszej broni dystansowej. - zaczęła w ten sposób obliczać, aż wreszcie zamilkła na chwilę - Jest pewna szansa, że będziemy mieli przewagę liczebną gdy wejdziemy w walkę wręcz, jednak nie wiem jak daleko się posuną nasi przeciwnicy. Poza tym... Wiadomo kim będą nasi wrogowie w tej walce? - zapytała lekko skonsternowana tym, że nie zapytała o to na samym początku.

- Galeas handlowy z Chessenty. Na pewno przewozi się na nim niewolników, gdyż głównie takie statki się do tego stosuje, fregaty należą do piratów z organizacji Rundeen. Takie widniały flagi na topach

Po czym wyjął księgę, w której były zanotowane flagi znanych mu państw i organizacji, pokazał w niej Lei symbole.
Chesenta
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/d1/ff/fe/d1fffe9eeca2972a069f07654feeff49.jpg[/MEDIA]

Rundeen
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/30/18/e0/3018e073916967dd2e098ee810b726fd.jpg[/MEDIA]

Cormyr
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/b5/88/09/b58809da2e768e95d63543e601d814eb.jpg[/MEDIA]

- Tu masz jeszcze flagę Sembii na przyszłość. Na nich też mamy listy kaperskie.
Powiedział Menalon pokazując następny rysunek bandery.
Sembia
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/3a/b0/09/3ab00972919eb2a7e5de05fee2957b20.jpg[/MEDIA]


Elfka znała te symbole. To, że pytała o wroga, było spowodowane faktem, iż kapitan wcześniej nie przekazał jej tej informacji. Jej spojrzenie znowu przeniosło się na banderę Rundeen i przypomniała sobie nieco o samej organizacji.
- Po nich możemy spodziewać się wszystkiego. Kapitanie, wszystko zrozumiałam i nie mam więcej pytań. - zasalutowała i odsunęła się o krok.

Leila nie do końca rozumiała decyzję kapitana. O ile wiedziała, że Lea świetnie z zadaniem sobie poradzi, o tyle co do Smoków nie była przekonana. To nie byli wojownicy, a strzelcy. Czy przewaga liczebności Smoków o całe dwie osoby nad innymi grupami była aż tak istotna? Na tyle znacząca, by wysyłać biednych strzelców w środek walki, a wojowników skazać na strzelanie z garłaczy do fregat Rundeen i w razie konieczności abordaż bez strzelców za plecami? Westchnęła jednak tylko w duchu. Nie jej statek, nie jej rozkazy.

Couryn przez moment zastanawiał się, czy nie lepiej by było większymi siłami zdobyć galeas, co odbyłoby się szybciej i z mniejszymi stratami, a potem zająć się kolejnym przeciwnikiem - fregatami. No ale to nie była jego eskadra, ani nawet nie jego statek. Miał tylko nadzieję, że piraci będą mieli tyle zajęcia, że nie skuszą się na bezbronną w gruncie rzeczy “Rybitwę”. Czyż nie lepiej by było zostawić pryz na wyspie, a nie włóczyć się z nim w poszukiwaniu kolejnej zdobyczy? Nie mówiąc o tym, że niedługo nie będzie miał kto obsadzić statków.


Po zakończonym zebraniu Leila Telstaer zebrała z kolei Złotych i przekazała im rozkazy.
Couryn zgromadził wokół siebie Srebrnych.
- Czeka nas niedługo walka z fregatami - powiedział. - Wiecie, jak to się robi, bo już pewne doświadczenie macie. Pamiętajcie tylko o tym, że macie się wzajemnie wspierać, a nie łazić po całym statku na własną rękę.

Krossar udał się do ludzi przydzielonych mu na czas ataku.
-Pobierzecie garłacze. Wchodzimy na pokład wrogiej jednostki i możecie strzelać bez rozkazu.
Sam zdecydował, że gdy nadejdzie czas wejdzie z młotem w ręku na wrogi pokład. Zaszarżuje jeśli ktoś będzie jeszcze stanowił zagrożenie. Choć i marynarze i smoki stanowili sporą siłę rażenia na dystans.
-Pamiętajcie by nie zabić wrogiego kapitana.-dodał na zakończenie.


Tak jak przewidywał kapitan po około klepsydrze z bocianiego doniesiono o spostrzeżeniu galeasa. Co jakiś czas było też słychać odgłosy bitwy. Charakterystyczny był odgłos salwy całoburtowej “Smoka”, potem o wiele słabsze salwy z fregat, które najwyraźniej miały mieszaną artylerię.

Po pokładzie kręciło się jakieś dwadzieścia-trzydzieści postaci. Żagle galeasu były porwane ostrzałem. Rozległ się charakterystyczny dźwięk towarzyszący strzałowi z katapulty. W kierunku “Złotego Smoka’”oddano strzał. W tym samym czasie rozległ się również wystrzał katapulty z “Rybitwy”.

- Odpowiedzieć im zapalającym - zakrzyknął przez tubę opierający się o pawęż Menalon.

Pocisk wystrzelony z galeasu rozbił się o szalupę leżącą na śródokręciu, natychmiast tę część pokładu objęły płomienie, rozległy się okrzyki bólu. Samantha i Anton Dymek szybko gasili na sobie płomienie. Spiżowi wespół z trzecią wachtą rzucili się do gaszenia ognia.

Wystrzał z katapulty cofnął żaglowiec.

Przy walczących z ogniem żeglarzach stał wyprostowany Neevan, śpiewając, grając na lutni, osłaniany pawężą przez Bess Snnon. Z mesy towarzyszyły jej pewne dźwięki cytry.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fObG1yDyMWU&spfreload=10[/MEDIA]

“Rybitwa” wprawdzie trafiła, lecz nieco ponad linią wodną galeasu, więc ogień płonący na jego burcie zgasł bardzo szybko od bryzgów wody omywających burtę. Pocisk “Złotego Smoka” trafił bezpośrednio w katapultę, zalewając ją i jej załogę płynnym ogniem. Jeden z obsługi, płonąc jak pochodnia, wyskoczył za burtę. Reszta rzuciła się do gaszenia ognia.

- Podchodzimy, brasować żagle. Salwa w śródokręcie kartaczami, potem haki i bosaki, abordaż. Potem odchodzimy - zakrzyknął kapitan osłaniający pawężą sternika Evę Lanstern. Kilku z załogi galeasu strzelało, lecz ich ostrzał był chaotyczny i niecelny. Ze Spiżowych strzelali jedynie Jenny i Ken “Oczko”. Wspólnie udało im się zranić czterech przeciwników.

Lea przeanalizowała sytuację. Wiedziała, że im więcej osób teraz zabiją lub ciężko ranią, tym łatwiejsza i mniej męcząca będzie walka. Przetransformowała dzierżony w rękach miecz dwuręczny w łuk kompozytowy.
- Strzelać bez rozkazu! Wyeliminować tylu, ile jesteście w stanie! - krzyknęła do "Smoków".

Przez niebo pomknęła strzała elfki, a za nią pociski reszty strzelców.
Smoki szybko wybierały cele. Bełty, strzały i pociski z rusznic pomknęły ku celom. Czterech z wrogów padło, sześciu zostało poranionych ostrzałem “Smoków”.
Lea w tym czasie zastrzeliła zbrojnego oraz dokończyła uprzednio już trafionego przez kogoś z drużyn. Pierwszego trafiła w gardło. Dławiąc się krwią zalewającą płuca przewinął się przez reling i wpadł do morza.
Było rzeczą jasną - im więcej przeciwników padnie, tym mnie zostanie dla Smoków. A na dodatek ewentualny ostrzał musiał się skończyć, gdy dojdzie do starcia wręcz.

- Strzelać bez rozkazu! - Couryn powtórzył po Lei, po czym oddał pierwszy strzał z kuszy, zaś Srebrni, idąc w ślady swego dowódcy, zasypali przeciwników gradem bełtów.
Srebrni zabili jeszcze jednego, ranili czterech kolejnych z wrogiej załogi.
Pierwszy strzał Coryna strzaskał reling, drugi zranił ukrywającego się za nim żeglarza, trzeci bełt zabił jednego ze zbrojnych uprzednio zranionych przez załogę “Złotego Smoka”

Baedus udał się tam, gdzie zawsze, czarował podczas ataków. Tak było i tym razem. Zobaczył jak Couryn i jego “Srebrna” drużyna ostrzeliwuje wrogi okręt, więc posłał w kierunku rannego magiczny pocisk. Po chwili wyciągnął zza siebie kuszę i wycelował do kolejnego.

Ukrywający się za relingiem żeglarz, wpierw trafiony przez Couryna, teraz trafiony magicznym pociskiem, osunął się pomiędzy tralkami relingu do morza. Drugi i trzeci strzał z kuszy, zabiły dwóch z rannych wrogich żeglarzy.

Krossar ukrywał się i szykował do abordażu. W międzyczasie oddał strzał z garłacza, jeśli tylko dojrzał skupisko wrogich sił. Był mocno zdziwiony symbolicznymi stratami jakie do tej pory odnieśli. Patrząc na rozmiary wrogich okrętów jakie przychodzi im zdobywać. Pan Wody musiał nad nimi czuwać. Członowie wachty czwartej chowali się wraz z nim z naładowanymi garłaczami. Gotowi do strzałów oczyszczających wrogi pokład zaraz po abordażu lub tuż przed nim w zależności od sytuacji.

Leila i Złoci czekali. Czekali z załadowanymi garłaczami, rozglądali się na boki, by nie zostać zaskoczonymi przez wrogie fregaty. Strzały z poziomu pokładu siłą rzeczy musiały iść “pod górę”, co było zupełnie bez sensu i pozwalało tylko marnować amunicję. Czekali cierpliwie aż strzelcy, którzy powinni strzelać do oporu, rozpoczną swój abordaż. Gdy ludzie Leili i Krossara przejdą na wrogi pokład, wtedy Złoci zajmą miejsca na mostku, oczekując dalszego rozwoju sytuacji.

Leila nie była z natury cierpliwą osobą. Jej ognisty temperament zdecydowanie lepiej sprawdziłby się w walce wręcz, ale rozkaz jest rozkazem. Nawet idiotyczny rozkaz. Więc czekała.

- Trzymać się. - zawołał Menalon.

Dziób “Złotego Smoka “ z trzaskiem łamał wiosła bakburty galeasu, pokład trząsł się od tego.
- Garłacze, działa ognia- zakrzykął nawigator.

Leila i Złoci wciąż czekali.

Couryn skrzywił się na myśl o losie wioślarzy, z których z pewnością niejeden zginął lub został okaleczony w chwili gdy “Złoty Smok” dobijał do burty galeasa.

Salwa burtowa “Złotego Smoka” wywołał chaos, raniąc kolejnych wrogów, pogłębiły go jeszcze garłacze. Poleciały liny z kotwiczkami. Pinasa szybko została przyciągnięta do galeasu.
- Abordaż. - zakrzyknął kapitan.

Lea zamieniła łuk w miecz dwuręczny i bez słowa ruszyła, by przejść na drugi okręt. Nie musiała nic mówić jej podkomendnym, w tym wypadku rozumieli się bez słów - ruszyli za nią, by walczyć. Obejrzała się jeszcze kątem oka na Krossara dając znak, by ruszał za nią.

Była zdenerwowana. Bała się, że "Smoki" sobie nie poradzą w walce w zwarciu. W końcu dotychczas cały czas strzelali i nie widziała ich, by kiedykolwiek walczyli wręcz. Co skłoniło kapitana do decyzji, by to strzelcy atakowali - nie wiedziała. Wierzyła w osąd kapitana.
Musiała wierzyć.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 27-07-2015, 14:33   #123
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Na pokładzie Lea trafiła pomiędzy trzech rannych przeciwników, którzy zwrócili się w jej stronę z zamiarem oflankowania. Zwinnym tanecznym manewrem zaatakowała tego z prawej, po czym zrobiła krok w tamto miejsce, by nie być już w sytuacji zagrożenia.
Kiedy tylko zrobiło się luźniej na mostku, Leila ze Złotymi przeszli zająć tam miejsca.
Smoki również w miarę szczęśliwie wylądowały na pokładzie, jedynie Lawena przewróciła się jednakże to uratowało ją przed ciosem toporem dwuręcznym zbrojnego, przed którym wylądowała.
Pierwsze ciosy smoków były nadspodziewane dobre. Wszystkie trafiły, jedynie Meilil nie udało się zabić przeciwnika, raniła go tylko.
Lae potężnym ciosem odrąbała rannemu już żeglarzowi prawe ramię. Krew trysnęła na jego towarzysza oprosykując mu twarz.
Przeciwnicy Lei przerażeni odrzucili broń, uklękli podnosząc ręce.
- Łaski.
Na pokładzie nie widać było już zdolnych do walki przeciwników. Wrogowie na deku byli martwi, poddali się, dwóch żeglarzy, lub dogorywali. Cały pokład był zasłany lub umierającymi lub trupam, salwa cało burtowa “Smoka”, dobrze wymierzona, zdziesiątkował załogę galeasu. Przy katapulcie nadal się paliło, choć nie tak jak z początku. Działania wrogiej załogi mające na celu ugaszenie ognia powiodły się tylko częściowo.
W tym czasie za plecami Smoków na pokład wdarła się wachta czwarta. Trzech z żeglarzy miało przytroczone do pleców pawęże, które zaraz po dostaniu się na galeas zdjęli

Jednoczenie “Złoty smok” oddał liny, odepchnięty bosakami oddalał się od galeasu.
- Pełne żagle!
Padła komenda wykrzyczana przez Blasea.

- Przeczesać okręt. Podzielić się trójkami i rozejrzeć się. Unieszkodliwić chowających się przeciwników. Odnaleźć niewolników, ale jeszcze nie uwalniać. Poszukać dowódcy. - elfka zaczęła głośno wydawać komendy “Smokom” - Meilil i Bellond. Przeszukać tych, co się poddali, odrzucić ich broń w jedno miejsce. Reszta - zgaście pożar, by nie rozniósł się nam na resztę okrętu. Następnie rzucić ciała martwych na stos.
Lea zaczęła odmawiać litanie do Sune pod nosem szukając jednocześnie zła w miejscach, gdzie odwróciła swój wzrok. Kierowała powoli swe kroki do kasztelu rufowego, patrząc przy okazji na dwóch przeciwników, którzy się poddali. W międzyczasie poprosiła Krossara, by poszedł za nią.
- Pani bosman.
Odezwała się Lawena.
- Może lepiej z uprzątaniem pokładu poczekać do końca walki z fregatami.
Lea stanęła w półkroku i oglądnęła się w zdziwieniu. Nie widziała w pobliżu żadnych fregat, ale... W kierunku, w którym udawał się "Złoty Smok" dostrzegła dwie plamki na horyzoncie.
- Dobrze. W takim układzie przynajmniej zrzućcie znajdujące się przy relingach ciała do wody. Nie będą nam przeszkadzały w walce. W sumie... - popatrzyła na klęczącą dwójkę - Jak was przeszukają, to wy się tym zajmiecie. Tylko bez żadnych numerów. Meilil, Bellond, macie ich pilnować, jak będą zrzucać poległych do morza.

Członkowie drużyny “Smoków” ruszyli do zadań. Przynajmniej jeden z każdej trójki odebrał od żeglarzy pawęż, zanim zagłębili się pod pokład. Gdy Lea podeszła do kasztelu znajdującego się na rufie, usłyszała z niego kobiece krzyki i męskie przekleństwa.
Paladynka wykryła kilka złych aur w środku. Zgrzytnęła zębami. Liczyła na to, że Krossar jej tutaj pomoże. Wykopała drzwi i weszła natychmiast do kolejnego pomieszczenia mając za plecami Trynwora, Ildię i Tinitię.
Jak dobrze się domyślał się Lea, gdy nie ma władzy koty harcują. Kajuta była przerobiona na celę, kratami podzielona była na trzy części. W jednej kuliło ze strachu pięć młodych kobiet. W drugiej części pięć dziewcząt, szarpało się z pięcioma zbrojnymi, usiłującymi je zgwałcić.

Blask ostrza Lei dopiero teraz zwrócił uwagę mężczyzn. Zrobiła krok w stronę najbliższego po prawej.
- Na wszystko co święte dla Sune - giń grzeszniku! - krzyknęła przebijając go mieczem.
Krossar był niczym niszcząca fala. Po prostu bez cienia emocji utopił tych łajdaków w ich własnej krwii. Ciosy młota były szybkie i celne. Przeciwnik zaś mało wymagający.

Walka z pijanymi zbrojnymi była szybka, kilka ciosów i padli martwi.
- Pani bosman w następne drzwi są solidne nie wejdziemy tam bez narzędzi. Został jeszcze kajuta kapitana. Właśnie rąbiemy do niej drzwi.
Z korytarza dolatywały odgłosy rąbania drzwi.

- Mamy kapitan, musi to pani bosman zobaczyć - zawołał Trynwor.
- Co tam widzisz, Trynworze?
Lea otarła ostrze z krwi i udała się w stronę mężczyzny.
- Lepiej żeby pani bosman sam to zobaczyła - odparł jedyny mężczyzna wśród Smoków.

Gdy Lea weszła do kajuty kapitańskiej, ujrzał kapitan przykutego do łóżka. Spod bandaża na brzuchu wypływał krew. W kącie kabiny, młoda, skromnie odziana kobieta, uspokajała dostatnio odzianą dziewczynkę. Kapitan odezwał się słabym głosem.
- Poddaję statek. Dobrze tak tym buntownikom, mam nadzieję, iż mój zdradliwy sternik jest już martwy. Nie czyńcie krzywdy tylko mojej córce i jej niani. Na biurku jest dziennik statku oraz księga handlowa z wyszczególnieniem ładunku.
- Rozumiem. W takim razie statek jest teraz we władaniu Turmishu. Trynwor, zawiesić flagę - powiedziała, podała flagę Turmishu i podeszła do kapitana.
Uklękła przy nim, dobyła Ael i rękojeścią dotknęła jego ręki, by ocenić jego stan.
- Skoro zabiliście, pojmaliście już wszystkich, to tak - odparł słabym głosem kapitan galeasa.
Lea poprawiła szwy i założyła nowe bandaże. Stan kapitana przestał się pogarszać. Krwawienie ustało.
Krossar skierował się do rannego kapitana. W pierwszej kolejności chciał ocenić jego stan. Lea wstrzymała go ruchem ręki i wskazała księgi sama klękając przy kapitanie. Nie należał do ludzi, tworzących problemy. Był od ich rozwiązywania. Skierował się do ksiąg i zaczął je przeglądać. Rzucał tylko okiem od czasu do czasu na kapitana gdyby jego stan zaczął być krytyczny zamierzał interweniować.
W księgach wyszczególniony był ładunek. Pięć kurtyzan, jedenaście dziewic, sto pięćdziesiąt kobiet i stu mężczyzn przeznaczonych do domów publicznych, przy każdym niewolniku zapisane były też dodatkowo inne fachy i umiejętności jakie posiadają. Przy kobietach głównie krawiectwo, tkactwo oraz umiejętności kucharskie. Przy mężczyznach zaś kowalstwo, kamieniarstwo, górnictwo, rolnictwo. Zapisane były też oczywiście ich wartość od trzydziestu sztuk złota, po dziesięć tysięcy przy jednym nazwisku.
Krossar chciał zobaczyć, co to za nazwisko i doczytać o tej osobie więcej informacji.
Beatrycze Farqenn. Kurtyzana, dziewica trzynaście lat, umiejętności śpiew, ars amandi, gra na lutni, gra na szpinecie, haftowanie, malowanie, szlachcianka Cormyr. Dziesięć tysięcy sztuk złota cena zakupu.
Kapitan zdjął klucz z szyi. Podał paladynce.
- Do drzwi z najcenniejszym ładunkiem. Szukał, ale nie potrafił znaleźć zdrajca.
Elfka wzięła klucz w swoje dłonie i wstała. Dobrze wiedziała, dlaczego powstrzymała Krossara od magicznego leczenia - nie był tego wart, to był handlarz niewolników.
- Ludzie, elfy, pół-elfy czy ktokolwiek inny - to nie jest towar. Towar to mąka, zboże, garnki czy dzieła sztuki. - mówiła, starając się nie ukazywać gniewu - Ci pierwsi mogą mieć cele, marzenia, nadzieje. Ty, kapitanie, również je masz, prawda? Nie sądzę, żeby ci było miło, gdybyś został sprzedany. Druga sprawa to pieniądze na przewożone tutaj istoty. Te mogły zaszkodzić twojemu sternikowi i dlatego cię zdradził. Wolisz handlować towarem martwym i być bezpiecznym, czy towarem żywym i być narażonym na zdrady?
- Z tym pytaniem cię zostawię, kapitanie. Zapamiętaj tą lekcję, bo wyjdzie ci ona kiedyś na dobre. - powiedziała na odchodne - Ildia - za mną. Tinitia - zostań tutaj z Krossarem i pilnuj kapitana.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 27-07-2015, 18:44   #124
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Gdzie jest ta dziewczyna Farqenn?- zapytał kapitana Krossar. - Czy ktoś jeszcze jest równie cennym zakładnikiem? - zastąpił słowo niewolnik słowem zakładnik. Bo to pierwsze napawało go obrzydzeniem.
-Tam gdzie najcenniejsze niewolnice, kurtyzany.
Odparł kapitan galeasu.
-Jeśli nie zrobisz kapitanie nic głupiego uleczę cię i być może uda ci się wykupić. Tymczasem Tinita zamknij drzwi i pilnuj kapitana. Ja idę do bosman Lei.- po czym ruszył za paladynką.

Lea wyszła na pokład i ruszyła za drugą grupą Smoków. Widziała, jak żywi załoganci galeasu strącają swoich towarzyszy do morza, a pożar przy katapulcie był już w pełni ugaszony.

Gdy zeszła na niższy pokład dostrzegła rzędy ław galerniczych, na dziobie, przy kwaterach żeglarzy, rzucane było kilkanaście ciał niewolników.
Pod stopami galerników znajdowały się gretingi, z których dolatywał obrzydliwy fetor, tak zresztą jak z dwóch zejściówek na niższy pokład.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com...e2be7f03e5.jpg

W przejściu leżało dwóch martwych poganiaczy, za wiosłami siedzieli zmaltretowani galernicy, krzyczący, by ich uwolnić. Z tyłu znajdowała się klatka na kilkadziesiąt osób wypełniona w połowie. Na samym dziobie i rufie znajdowały się pomieszczenia załogi.
- Republika Turmish przejmuje ten okręt. Uspokójcie się. Zaraz do was wrócę. - odezwała się głośno do wszystkich niewolników znajdujących się na tym poziomie.
Ruszyła na niższy poziom w poszukiwaniu reszty "Smoków".
Gdy Lea zbiegła na pokład niewolniczy, pierwsze co się jej rzuciło w oczy to dwa szeregi klatek, ciągnące się od zejściówki, aż do dziobu. Za sobą na rufie miała jeszcze pomieszczenia załogi w tej chwili puste. Przy dziobie widział grupę jeńców oraz swoje Smoki. Sytuacja wyglądała na opanowaną, wyprowadzali ich na pokład. Prowadzili ośmiu żeglarzy i czterech chłopców pokładowych.
Tam podszedł na nią również Krossar.
- Wśród niewolników jest szlachcianka. Walka może pójść różnie, a wyzwoleni niewolnicy mogą też zachowywać się nieobliczalnie. Chciałbym ją przenieść do kajuty kapitana - zasugerował pierwszy pomysł - Wiem, że dowodzisz, stąd krótka informacja. Gdy uwolnimy jeńców, może dojść do samosądu na załodze. Mi by to nie przeszkadzało, ale może zwyczajnie wyrzucimy ich za burtę? Kapitanowi przydzieliłbym żołnierza do momentu przekazania go na “Złotego Smoka”. Inaczej też może być różnie. Ktoś musi przemówić do tych biedaków. Uwolnienie wszystkich teraz i naraz może wywołać chaos.
- Mamy rozkazy - skuć pozostałych przy życiu załogantów, a pozostało ich dwóch…. w sumie już dziesięciu, i wrzucić na miejsce znajdujących się tutaj niewolników, a dokładniej - przykuć do wioseł. - poprawiła się widząc kolejną ósemkę prowadzoną przez “Smoki” - Myślę, że szlachcianka jest w odpowiednim miejscu na tym okręcie. Na przykład… Za drzwiami znajdującymi się w kajucie kapitana. Zwróciłeś na nie uwagę?
Krossar był pewien, jak ten rozkaz się zakończy. Jednak postawa paladynki irytowała go na tyle, że zmilczał.

Zza krat słychać było szlochy i jęki.
Nagle przy kracie pojawiła się kobieta.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com...cc3b8514c1.jpg

- Wody. Pić.
To jakby uwodniło falę coraz większej ilości próśb o wodę, rozlegało się zza krat.
Lea nie zaregowała na gest Krossara, że chce działać jedynie skinęła głową. Kapłan wydał rozkazy stojącemu obok marynarzowi.
- Przygotować statek do walki na ile możecie.-mało regulaminowy rozkaz jednak teraz wystarczył. -Niech dwóch ludzi zniesie tu jak najwięcej jedzenia i wody.
-Proszę podał -kobiecie bukłak z wodą. -Jest wśród was ktoś cieszący się autorytetem i posłuchem? Pomożemy wam ale wolałbym zrobić to w sposób uporządkowany- powiedział to głośno tak by słyszeli go wszyscy jeńcy.
- To pewnie ja Panie. Jestem Demer, jest jeszcze Geldon, oraz Haga.
Odparła niewolnica, po tym jak wypiła kilka łyków z bukłak, który podała dalej.
-Jestem Krossar kapłan Wodnego Pana. Uratowała was załoga statku Republiki Turmish. Gardzimy niewolnictwem i zostaniecie wszyscy uwolnieni. Okręt z którego dokonaliśmy abordażu, płynie właśnie na bitwę z innymi okrętami waszych oprawców. Musimy iść im z pomocą. Damy wam wodę i jedzenie, w czasie bitwy jednak taka masa osób biegających po pokładzie może kosztować życie nas wszystkich.-podkreślił z powagą w głosie. -Zbyt duży zamęt. Uwolnimy teraz ludzi z doświadczeniem żeglarskim lub żołnierskim. Wcielimy ich do naszej załogi okrętu. Gwarantujemy udział w łupach dla każdego kto pomoże- dodał by dać motywacje potencjalnym rekrutom- po bitwie odprowadzimy okręt na ląd i uwolnimy wszystkich. Pomóż mi to zorganizować wraz z Geldonem i Hagą.
Lea tylko przeszła się pomiędzy klatkami dla niewolników lustrując wszystkich na obecność zła. Niczego nie wykryła - nie licząc skupionych przez czwórkę "Smoków" jeńców.
- Zajmij się tym Krossarze. Tutaj nikt nie emanuje złem. Ja wracam na górę. - powiedziała do kapłana i ruszyła ze Smokami i wziętą do niewoli piechotą pokładową na górę.

- Wielu takich nie znajdziecie tutaj panie. Większość to urodzeni niewolnicy. Geldon, Geldon! Zawołał niewolnica.
W tym czasie koło nich przeszli jeńcy prowadzeni przez Smoki, dwie z trójki “Smoków” były ranne, lecz były to błahe rany dłoni i przedramion.
Do kraty, przecisnął się, wzdłuż półek, na których leżeli niewolnicy, muskularny dwudziestolatek w dobrej kondycji.
- Pan pyta czy mamy tu niewolników byłych zbrojnych lub żeglarzy.
Zapytała Demer
- Poza mną jest jeszcze jeden, który był zbrojnym, nim go złapali łowcy niewolników w Dolinach, jest też trzech żeglarzy
Odparł basem.
- Wśród kobiet jest tylko jedna żeglarka, o ile jeszcze żyje. Ostatnio było z nią źle. Cała była rozpalona. - dodała Demer.
- Możemy się jednak nauczyć
Dodała zaraz szybko.
- Jacyś mężczyźni chętni na walkę łupy i zemstę? spytał jeszcze.
- Wszyscy, Panie, każdy z nas potrafi machać młotem czy też maczugą.
Odparł Geldon.
- Większość z nas zna się na kowalstwie lub kamieniarstwie, więc i przypieprzyć potrafimy.
- Wcielę was zatem do załogi. Demer przypilnuj porządku wśród osób nie biorących udziału w walce. Weź kogoś do pomocy, rozdaj jedzenie. Jednak na razie dla bezpieczeństwa zostaniecie tu.
Potem zwrócił się do byłego zbrojnego,
- Geldon i ja wybierzemy mężczyzn do walki. Musicie jednak wykonywać rozkazy. Kilka zręcznych kobiet pomoże przy żaglach. Żadnej samowolki panowie, wykonujcie rozkazy a zemsta i wolność będą wasze.

Geldon szybko wydał polecenia nie minęła nawet modlitwa, gdy gotowi do walki, czyli wszyscy mężczyźni czekali na uwolnienie, czyli na znalezienie klucza do krat. Pośród kobiet znalazło się czternaście mające kiedykolwiek styczność z żaglowcami, chociaż żeglarkami nazwać ich nie można było.

Krossar odnalazł klucz u jednego z zabitych strażników. Po czym rozpoczął uwalnianie więźniów. Chwilę później zmierzał do Lei po dalsze rozkazy. Wraz z improwizowaną grupą żołnierzy i marynarzy. Po drodze dozbrajali się biorąc broń od pokonanej wrogiej załogi.
 
Icarius jest offline  
Stary 27-07-2015, 18:47   #125
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Idąc na górę Lea dostrzegła rany Isabel oraz Lerdii. Spodziewała się, że ktoś zostanie ranny.
- Wszystko w porządku? - zapytała je.
- Nic poważnego zaraz je opatrzymy - odparła Lerdi, Isabel tylko kiwnęła głową.
- Jakby się coś działo, to dajcie znać - powiedziała wchodząc na poziom z galernikami.

W końcu znalazły się w miejscu, do którego szły... I zobaczyły jeszcze więcej jeńców prowadzonych przez Trynwora i Meilil. Paladynka zawsze czuła jakiś rodzaj gorzkiej satysfakcji, kiedy to dobry wygrywało nad złem, tak samo było i w tym wypadku. Szybko policzyła tych, co się poddali i naliczyła trzydzieści jeden osób łącznie.
- Trzymajcie ich i chodźcie za mną. - powiedziała do obecnych na podpokładzie "Smoków" i sama podeszła do pierwszego niewolnika.
Na każdym stosowała wykrycie zła. Nie chciała uwalniać nikogo, kto wykazywał jego obecność. W ten sposób przykuła do wioseł całą wrogą piechotę pokładową i zostawiła jeszcze szesnastu niewolników na swych miejscach. Zostało trzynaście miejsc wolnych.
Z pomocą "Smoków" otworzyła klatkę znajdującą się na tym poziomie... Lecz nie wszystkich. Znalazła jeszcze dziesięć złych osób, więc przykuła i ich. Jeden mężczyzna próbował się opierać i wyszarpać z uścisku, jednak pod spojrzeniem Lei aż się skulił i potulnie usiadł na swym miejscu.
Zostały trzy wolne miejsca przy wiosłach. Niektórzy uwolnieni stali, inni siedzieli, jednak pewnym jest, że żaden nie był w najlepszej formie. Nie miała jednak wyboru - musiała wypełniać rozkazy.
- Wy, którzyście nie są zamknięci i przykuci do wioseł - zaczęła mówić głośno, by każdy ją usłyszał - Od dziś jesteście wolnymi ludźmi wyzwolonymi przez Republikę Turmish. Nazywam się Lea, jestem paladynem Sune i bosmanem pod komendą kapitana Menalona Blasei, który zaś jest pod komendą komandora Jana Deva. Szukamy żeglarzy i trzech wioślarzy, którzy zechcą z nami pracować na tym okręcie. Każdemu przysługuje zwyczajowa zapłata, czyli jakieś cztery sztuki srebra za dzień. Nie będziecie już tyrać jak niewolnicy, którymi dotychczas byliście. Każdy będzie miał takie same prawa, jak pozostali żeglarze na innych okrętach pod komendą komandora i jestem w stanie wam to obiecać. Czy ktoś z was przyjmuje te warunki i jest gotowy walczyć za naszą sprawę? - zapytała na koniec.

- Wszystkie i wszyscy jak tu stoimy jesteśmy żeglarzami, nawet jeśli nie byliśmy przed porwaniem, najchętniej takich wybiera się na galerników z zdobytych statków. Hannak Reonn, byłam bosmanem na “Hydrze”. Zgadzam się.
Odpowiedziała kobieta dorównująca posturą i mięśniami Urlanie, choć była od niej niższa.
Zewsząd doszły do Lei głosy.
- Tak… to jasne…. Tak przynajmniej do końca rejsu
Podobne zapewnienia padły od wszystkich uwolnionych byłych galerników.
Lea popatrzyła na trójkę, która się zgłosiła od razu na galerników i skinęła im głową. Zwróciła się znowu do Hannak.
- Potrzebujemy teraz kogoś, kto by nadawał tempo. Znasz się na instrumentach?
Chciała to wszystko załatwić szybko.
- Potrafię grać na instrumentach, w tym też na bębnach Pani.
Odpowiedziała szybko samozwańcza przywódczyni niewolników.
- W takim razie weź instrumenty. Będziesz nadawać rytm. - rzekła.
Lea jeszcze musiała zapełnić dwa stanowiska. Rozejrzała się po uwolnionych niewolnikach i dostrzegła dwie dziewczyny, może w wieku siedemnastu lat. Starsza ciemnowłosa uspokajała drugą o włosach koloru blond. Siedziały gdzieś pod "ścianą". Podeszła do nich.
- Jak się nazywacie? - zapytała elfka kucając przy nich.
- Avonia. - odpowiedziała ta pierwsza.
- Qe-Qenia. - z wahaniem odpowiedziała druga.
Paladynka zebrała dwa koty podobne do tych, które miała przy sobie i wręczyła po jednym każdej z kobiet.
- Wy dwie będziecie poganiaczkami. Nie bijcie jedynie tych, co dobrowolnie zgodzili się wiosłować. Macie z tych kotów nie korzystać na darmo. Zero bezsensownego okrucieństwa. Rozumiemy się?
Pokiwały głowami niepewnie i wstały.

Lea załatwiła pod pokładem już wszystko. Wróciła na zewnątrz zostawiając pod pokładem Trynwora, by pilnował porządku. Widziała, że już sternik i "bocian" zajęli swe stanowiska. Przeszła na mostek i wykrzyczała:
- Ster na dziesiąty dzwon. Płyniemy za "Złotym Smokiem". Mamy rozkazy od kapitana Blasei, więc go nie zawiedźmy!

Galeas wolno się rozpędzał z pod pokładu dochodziło równe bębnienie nadające tempo oraz co jakiś czas trzask kota i nieliczne okrzyki bólu, najwidoczniej niezadowolonych z zmiany swej sytuacji załogi galeasu “Kot Morski”.

Elfka w międzyczasie poszła do miejsca, gdzie siedziały dziewczynki i dała słowo, że kiedy potyczka się zakończy, zostaną uwolnione. Wyjaśniła, że siedzą tam dla własnego bezpieczeństwa.

Gdy dodarli do miejsca potyczki, żaglowce były już rozdzielone i stały na kotwicach, pokładów zaś wyrzucano ciała piratów.

W kierunku nadpływającego galeasu płynęły trzy szlupy.
Na jednaj z szlup płynął Jan Dev. Na drugiej najwidoczniej kapitan cormyrskiej fregaty, co można było poznać po szerokoskrzydłym kapeluszu, butach z wysokimi cholewami widocznych dlatego, iż opierał stopę w takim właśnie bucie o dziób szlupy, jako że był w wieku zbliżonym lub może nawet był starszy od Deva można było mniemać, iż był kapitanem.

Krossar poszedł po młodą szlachciankę do pomieszczenia gdzie trzymano kurtyzany. Okazało się, że drzwi były zamknięte.
- Zapasowy klucz? - spytał kapitana wrogiej jednostki.
- Nie ma. Porządny zamek ma tylko jeden klucz.
Odpowiedział spokojnie kapitan “Kota Morskiego”.
Kapłan miał już rękę na młocie. Jednak na wzmiankę o porządnym zamku machnął ręką.
Poszedł do Lei.
- Znalazłem w księgach wzmiankę o szlachciane cormyrskiej. Dziecko lat trzynaście, cena zakupu dziesięć tysięcy sztuk złota. Płynie do nas komandor chyba z kapitanem cormyrczyka właśnie. Wartoby ich przedstawić. Wcześniej tylko zapytać kapitana czy zna ród szlachcianki.
Elfka wyglądała komandora i dawała rozkazy, by przygotować się do przywitania obu gości na okręcie. Obejrzała się po chwili na Krossara i wyjęła z sakwy klucz wręczając go Krossarowi.
- Niech będzie. Tutaj mogło być dosyć niebezpiecznie. - powiedziała podchodząc do kapłana - Myślę, że rozumiesz, dlaczego je do tej pory trzymałam pod kluczem, chociaż nie jestem zbytnią zwolenniczką takiego działania. A poza tym... Albo nieważne. Działaj. Ja zdam raport komandorowi Devowi.
Krossar chyba szczerze nie lubił paladynki. Irytowała go zwyczajnie. W związku z czym wydał ten sam rozkaz pierwszemu z brzegu marynarzowi wachty czwartej i również czekał na przybycie komandora.

Gdy szalupy dobiły do burty “Kota Morskiego”. Komandor Dev został szybko podjęty na pokład, na krzesełku bosmańskim, przy wtórze świstu kapitańskiego, do którego z niewielkim opóźnieniem dołączyli Lea i Krossar przypominając sobie swoje obowiązki. Wkrótce po nim na pokładzie w ten sam sposób znalazł się drugi kapitan jego wejściu, również towarzyszył świst kapitański.
- Mój bosman z “Złotego Smoka” paladyn Lathander … Sune Lea i medyk z “Złotego Smoka” kapłan Wodnego Pana Krossar.
Przedstawił cormyrskiemu kapitanowi komandor Dev.
- Komandor Fransua Drake, kapitan fregaty “Złoty Rogacz”
Starszy mężczyzna silenie uścisnął dłonie.
- Na “Kocie Morskim”, według moich informacji przetrzymywane miał być szlachcianki porwane z Cormyru, w tym baronówna Beatrycze Farqenn. Proszę o ich przyprowadzenie.
Przemówił zachrypniętym głosem.
Po chwili pojawił się wysłany żeglarz z nim kroczył prawie siedmiostopowy olbrzym w skórzni z dwoma sejmitarami na plecach. Za nim szło za pięć młodych dziewcząt w dostatnich sukniach.

Krossar zaśmiał się do siebie w duchu. Impliakcje faktu otworzenia drzwi stanęły mu przed oczami. Olbrzym szedł grzecznie kapitan zapewne nakazał mu spokój. Wszczynanie teraz jakiś awantur byłoby pewną śmiercią. Ciekawe czy dyscyplinarnie pociągną ich do odpowiedzialności za paradowanie tego olbrzyma po pokładzie wraz z bronią. Pocieszał się w duchu, że jeśli tak na pierwszy ogień pójdzie Lea i Smoki. Nikt nie spróbował zatrzymać giganta a Lea dowodziła. Gdyby nie to, że i on beknie zacząłby się śmiać.

Paladynka stała z założonymi za plecami rękami. Dobrze wiedziała z jakiego powodu zostawiła dziewczyny w zamkniętym pomieszczeniu. Chciała je uchronić od niebezpieczeństwa jakiegokolwiek rodzaju, gdyby jeszcze zdążyli dołączyć do walki, dla przykładu - zejście jakiegoś marudera pod okręt i wzięcie sobie jednej za zakładniczkę. Chciała im również oszczędzić widoku ewentualnej walki na pokładach. Miała nadzieję, że komandor to zrozumie.
Widziała szydercze spojrzenie Krossara, lecz nie miała zamiaru na nie w jakikolwiek sposób odpowiadać. Zrozumienie przychodzi z czasem. Kapłani wody są zbyt ulotni, by mogli zrozumieć stałość. Lea wiedziała, że na pewno są wyjątki i część zapewne jest bardzo roztropna, jednakże to nie ten. Nienawidziła szyderstwa, jednak to wciąż lepsze, niż obłudna grzeczność.
Zastanawiała ją jedna rzecz. Kapłan poprosił o klucz, by wydostać szlachcianki, ale dlaczego po nie nie poszedł?
~ Bogowie, z kim ja pracuje - pomyślała w duchu i skupiła swe myśli na słowach komandora, który najwidoczniej chciał coś powiedzieć.
Komandor Drake pokłonił się dwornie dziewczętom. Te odpowiedziały dygnięciami oraz uśmiechami, nawet najmłodsza, nieco wystraszona.
- Moje Panie jesteście już wolne, wracacie do domów
Ochrypłym głosem zapewnił Drake.
- Zapewniam Pani Farqenn bezpieczeństwo, kto teraz za to płacić będzie.
Eunuch zagrodził drogę komandorowi, który chciał podejść do dziewcząt.
- Ja, a potem gdy oddam w ręce rodziny, to oni zdecydują czy będziesz nadal potrzebny.
Olbrzym zmierzył komandora wzrokiem, po czym usunął się z drogi. W końcu jego zadaniem było zapewnieni dziewczynie bezpieczeństwa, kto za to płacił już go nie interesowało. Drake dwornie ucałował dłonie szlachcianek.
- Jeśli macie tutaj byłych niewolników porwanych z Cormyru i Dolin to mogą się zaokrętować na moje statki.
Z bocianiego gniazda doleciał ich krzyk
- Pięć fregat na horyzoncie
- To pewnie moi. Spóźnili się na walkę
Powiedział z uśmiechem komandor Drake.
Po chwili z bocianiego oka przyszło potwierdzenie, fregaty niosły na topach bandery Cormyru.
- Bosmanie Leo odszukać niewolników z tych krajów. Kapłanie Krossar ciała wrogów za burtę, wprzódy jakoś zabezpieczyć by nie przemienili się w nieumarłych. Bosmanie Leo potem na zdobytej przez “Złotego Smoka” fregacie podzielcie jeńców na tych złych i tych w których nie wyczuwacie zła.
Zakomenderował komandor Dev.
- Tak jest komandorze! - zasalutowała i udała się zająć swymi obowiązkami.
Zajęło to dłuższą chwilę, lecz wszyscy zostali odpowiednio podzieleni. Smoki pilnowały porządku wśród jeńców.

Uwolnione szlachcianki i niewolnicy porwani w Cormyrze i Dolinach zostali przeniesieni na fregaty. Porządki przy pomocy uwolnionych niewolników, wynoszenie ciał poszły bardzo szybko.
Na galeasie dbano w miarę o niewolników. Żadne z przewożonych na handel nie umarł, chociaż kilka kobiet będących w ciąży było w bardzo złym stanie, po uwolnieniu z ciasnego magazynu.
Kapitan, jego córkę i jej nianię, przetransportowano dla ich bezpieczeństwa ma “Złotego Smoka”.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 29-07-2015, 11:09   #126
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tymczasem “Złoty Smok” zbliżał się do miejsca potyczki. Od dłuższego czasu nie słychać było dział okrętowych co znaczyło, iż żaglowce przeszły do abordażu.
Z daleka widać już było pięć żaglowców sczepionych ze sobą w śmiertelnej potyczce.
Z obu stron “Smok” sczepiony był w z wrogimi fregatami, w zasadzie z jedną, gdyż nad drugą powiewał już flaga Turmishu. Opanowana fregata była sczepiona z fregatą, na której top, właśnie gdy nadpływali, wciągano flagę Cormyru. Z nią była sczepiona cormyrska fregata.
Ostania fregata sczepiona była z bakburtą “Smoka”.
Od miejsca potyczki “Złotego Smoka” dzieliły trzy kable, gdy pirat oddał salwę burtową w “Smoka“ i uwalniano od lin abordażowych, zaczął stawiać żagle, coraz szybciej oddalać się od “Smoka”
- Umyka zostawiwszy swoje drużyny abordażowe. Pokład pirata pusty - rozległ się okrzyk “oka” z bocianiego gniazda.

- Podchodzimy bakburtą może nie zdążą załadować dział. Ładować kartaczami i celować w ambrazury, bosman Lelia dowodzi działami. Bosman Couryn dowodzi katapultą, spowolnij ich - zakrzyknął Menalon

Mimo poszarpanych żagli fregat była tak szybka jak “Złoty smok”, dzięki zwrotowi przez rufę i zmianie halsu.
- Na galionie “Rosomak” - zameldowano z bocianiego gniazda.
- Celować w maszt! - rozkazał Couryn. - Ognia! - dodał po chwili.
Obsługa katapulty zładowała pocisk zapalający. Gdy katapulta wystrzeliła, “Złoty Smok” aż się cofnął.
Strzał był dobrze wymierzony, lecz minimalnie za krótki by trafić w maszt, za to trafił dokładnie pod nogi sternika zalewając go i koło sterowe płonącym olejem. Sternik płonąc wyskoczył za burtę. Brak sternika znacznie spowolnił “Rosomaka”.

Leila czekała, aż oba okręty ustawią się do siebie burtami. Działa zostały załadowane kartaczami na wcześniejszy rozkaz kapitana, więc cóż miała robić. Zresztą większość tej bitwy mijała jej póki co na oczekiwaniu.
Baedus zauważył Leilę, która czekała aż okręty ustawią się do siebie burtami więc postanowił zrobić to samo. Nie chciał się pakować w kłopoty. A z tego miejsca co zawsze, miał dobry widok na całą akcję.
“Złoty Smok” zbliżał się do burty fregaty.
- Brasować żagle, haki w pogotowiu i kryć się - rozkazał kapitan przez tubę.
Gdy zbliżyli się, pokrywy ambrazur zaczęły się unosić. Jedna, druga, trzecia… dziesiątą.
Działa “Złotego Smoka” minęły pierwszą drugą furtę armatnią “Rosomaka”.
- Ognia z dział! - krzyknęła Leila.
Pierwszy granat szrapnelowy rozerwał się dokładnie w czwartej ambrazurze od rufy, następny przeleciał wyłomem uczynionym przez pierwszy i rozerwał się na pokładzie artyleryjskim wrogiej fregaty. Wtedy “Rosomak” odpowiedział.
Na pokład złotego smoka spadły trzy granty szrapnelowe. Rozrywając się na śródokręciu dwa i jeden na mostku.
Tym razem Leila i Couryn oraz Beasnta mieli szczęście zdążyli znaleźć osłonę przed latającymi siekańcami. Bez szwanku wyszli też ukrywający się za pawężami kapitan, sterniczka oraz szantymen i osłaniając go żeglarka. Nad pokładem unosił się śpiew Neevana, lecz do niego dołączyły krzyki bólu. Reszta z obecnych na pokładzie została trafiona świszczącymi siekańcami, na szczęście nie były to rany poważne rany, tylko dwie żeglarki obsady działa zostały, przez również ranne towarzyszki, odniesione do mesy, gdzie dostały się pod opiekę Tani i dziewcząt Golddragon.
- Haki! - rozległ się kolejny rozkaz. Piętnaście haków pofrunęło i zaczepiło o reling fregaty.
“Złoty Smok”został przyciągnięty do burty.
-Abordaż - krzyknął Blasea.
Urlana chwyciła linę.
- Spiżowi tam jest wasz łup.
Zakrzyknęła ocierając krew spływającą z ranionej głowy. Po chwili frunęła już na linie na pusty pokład wrogiej fregaty, za nią zaś przeskakiwali lub korzystając z lin przeskakiwali “Spiżowi”.
Stojący na mostku Srebrni mieli ułatwione zadanie - pokład wrogiej fregaty był dokładnie o krok. Pozostawało tylko kazać drużynie wykonać ów krok.
- Naprzód! - powiedział, własną osobą dając dobry przykład.
W myśl zasady, że przynajmniej jedna drużyna piechoty powinna zostać na pokładzie, Leila i Złoci przyglądali się, jak Srebrni i Spiżowi przechodzą do abordażu. Z mostku obserwowali wrogi statek.
Basanta czekał z ręką lekko uniesioną do góry żeby wypuścić z niej magiczny pocisk w pierwszego lepszego wroga, który postawi stopę na "Złotym Smoku".
Na deku wrogiej jednostki nie było żadnych wrogów, którzy mogli by przeprowadzić abordaż “Złotego Smoka”. W chwilę później wyjaśniło się dlaczego.
Pokład był pusty, gdzieś na rejach byli wprawdzie żeglarze, jednakże skoro do tej pory nie strzelali, nie mieli broni strzeleckiej.
Urlana z łatwością odwaliła greting, zasłaniający widok i dostęp do pokładu artyleryjskiego.
- Ognia - krzyknęła.
Spiżowi już zdejmowali garłacze z pleców.
Urlana rzuciła się do następnego gretingu.
Na pokładzie artyleryjskim kłębili się żeglarze, starający dotrzeć do schodów, prowadzących na pokład.
Pozostawiając Złotym tych przeciwników, którzy znajdowali się wysoko, na masztach, Couryn skupił się na tej części załogi, która do tej pory obsługiwała artylerię wrogiej fregaty.
- Zastrzelić każdego, który wychyli łeb! - zawołał. - Arnor, Dag, wy pierwsi strzelacie. Potem Leri i Sufur. Nie pozwolić im wyjść! Briala, czekasz w rezerwie!

Odpalone w tłum garłacze siały śmierć. Spiżowi wystrzelili i zaczęli od razu ładować ponownie.
z dwóch zejściówek wyskoczyli wrogowie. Dwóch rzuciła się na Urlanę, która zdjęła już swój młot z pleców. Pierwszy po ciosem młotem w korpus padł na pokład i próbował rozpaczliwie łapać oddech. drugi zaatakował katarem raniąc Urlanę w pierś.
Jeden wyskoczy tuż przy Courynie, który bez wahania wypalił do niego z garłacza.
Strzał zatrzymał przeciwnika, który jęcząc osunął się na pokład, tuż pod nogami maga. Briala bez wahania dobiła wroga.

Dag i Arnor doskoczyli do zejściówek. Wygarnęli w schody i wspinających się żeglarzy z garłaczy. Ciała ich zwaliły się w dół blokując schody.
Leri i Sufur odczekali parę chwil, po czym zastąpili Arnora i Daga. Kolejne strzały padły w stronę przeciwników. W tym czasie obaj mężczyźni zaczęli ładować swoje garłacze, podobnie jak to zrobił Couryn.

Tymczasem na pokładzie "Złotego Smoka" Leila zawołała do kapitana:
- Czyścimy do zera? Tych na rejach też?
Wolała upewnić się co do zamiarów przełożonego. Nie miała większej ochoty strzelać do bezbronnych, póki co, ludzi. W każdej chwili jednak mogli oni stać się zagrożeniem dla drużyn na pokładzie "Rosomaka". A co jeśli będą chcieli się poddać? Leila spoglądała w górę, próbując wypatrzeć jak najwięcej potencjalnych celów.
- Tylko jeśli zaczną strzelać. Póki siedzą na rejach to nie atakują - odkrzyknął Menalon.
- Słyszeliście. Miejcie na nich oko - poleciła Złotym, sama zaś przeskoczyła w końcu na "Rosomaka", by mieć baczenie na plecy Spiżowych i Srebrnych. Cholera wie, czy wróg nie wylezie z innego miejsca.

Wyglądało na to, iż żeglarze z rej nie mieli ochoty na walkę, jednakże nagle jeden z nich zaczął zsuwać się po linie. Nie dotarł jednak do pokładu, magiczny pocisk maga pokładowego strącił go z liny i posłał pomiędzy burty, gdzie został zmiażdżony.

Kolejne salwy z garłaczy dziesiątkowały kłębiących się, depczących po ciałach swych kamratów, piratów.
Po kolejnej salwie rozległy się okrzyki błagające o litość, broń piraci rzucali na pokład artyleryjski.
- Przerwać ogień! - zawołał Couryn. - Wychodzić z rękami podniesionymi do góry! Pojedynczo!
- Bosmanie Couryn, lepiej niech grzecznie zaczną wynosić trupy z pokładu artyleryjskiego. Co się mamy babrać w ich jusze - z uśmiechem stwierdziła Urlana.
- Sześciu wychodzi, będą obsługiwać kabestan i odbierać trupy. Reszta grzecznie znosi, wiąże do spuszczonej liny, nie znikać z widoku bo was zastrzelą. Już jazda! - krzyknęła ma jeńców.
Sześciu jeńców z trudem przedostało się przez stosy trupów, leżących przy schodach i na nich i wyszło z rękoma uniesionymi do góry na pokład. Pod kontrolą “Srebrnych”, “Spiżowych” i “Złotych” zaczęli się porządki na zdobytej fregacie.

Widząc, że wszyscy panują nad sytuacją, Leila poszła szukać kapitana "Rosomaka".
Niestety nigdzie nie było widać nikogo wyglądającego na kapitana. Widocznie był tą płonącą pochodnią, która wyskoczyła za burtę po celnym strzale z katapulty, lub nie było go na pokładzie, możliwe, że poszedł z drużyna abordażową. Leila wróciła więc do Srebrnych i poinformowała o tym wszystkich. Następnie podeszła do relingu.
- Panie kapitanie! W wasze ręce! - zawołała i ukłoniła się zamaszyście, widząc, że Blasea spojrzał w jej stronę.
W gruncie rzeczy była zadowolona - jej drużyna nie musiała się narażać. Gorzej, że jej udział w zdobywaniu statku ograniczył się do jednego rozkazu. Miała jednak swoje zasady. Pozostawało mieć nadzieję, że Lei i Smokom poszło równie gładko, inaczej wyrzuty sumienia nie pozwoliłyby jej spać spokojnie.

Minęła szklanka na pokładzie “Rosomaka” przy bakburcie ułożono sześćdziesiąt trzy ciała. Wzięto do niewoli piętnastu mężczyzn i sześć kobiet oraz pięciu chłopców pokładowych. Według słów jeńców ich kapitan poprowadził abordaż na “Smoka”.

Blasea wysłał wachtę trzecią, pod wodzą Neevana, by prowadziła fregatę i rozkazał powrót na miejsce potyczki. Stały tam już na kotwicy wszystkie statki eskadry oraz fregata cormyrska “Złoty Rogacz” z jej pryzem. Na “Smoku” i “Złotym Rogaczu” oraz na fregatach trwało usuwanie ciał wrogów.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-07-2015, 22:44   #127
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Asystentka paladyna uśmiechała się promiennie do półelfa wskazując ławę naprzeciw jej biurka.

Amanda wraz z bratem zniknęli za następnymi drzwiami.
Dobra, tylko spokojnie… mógł przeżyć pomyłkę strażnika, w końcu Tanish jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną i z naturalnych względów może być brany za kobieciarza (wprawdzie jeszcze nikt nigdy, nie posądził go o tak zły gust, ale zawsze musi być ten pierwszy raz).

Przy babie za kontuarem już nie wytrzymał, co jest do jasnej?! Że on niby z tym smarkiem z ulicy??!! Czy oni wszyscy powariowali??!! Rozwścieczony, podrygiwał to w lewo, to w prawo, mając ochotę kopać i machać rękoma we wszystkie strony, wydzierając się przy tym w niebo głosy.

„Spokój, spooookój… weź się w garść” uspokajał sam siebie. Usiadł na ławeczce i wystukiwał jakiś rytm nogą, całkowicie ignorując kobietę przed sobą. „Myśl o czymś przyjemnym… jesteś na plaży… słyszysz szum morza…”

Zdenerwowany Tanish nie zauważył iż młoda kobieta starała się wszystkimi kobiecymi sposobami zwrócić na siebie jego uwagę. To zakładała nogę na nogę, to chrząkała wymownie, wzdychała .

Cedrik z pewnym trudem panował nad twarzą w momencie pierwszej pomyłki strażnika, a potem wychwytując oznaki buchających w jego towarzyszu emocji ledwie się powstrzymał od śmiechu. Dokładając do tego próbującą za wszelką cenę poderwać go kobietę, której półelf usilnie nie zauważał całość tworzyła komiczny obraz. Z ulgą odebrał fakt, że kobieta przystawiała się do Tanisha, w typie Cedrika nie była, a poza tym nie samymi cyckami człowiek żyje. W pierwszej chwili miał zamiar odezwać się by może pomóc biednej kobiecie, ale zmienił zdanie i skupił się na cichej obserwacji starając się by wyraz twarzy nie zdradzał kłębiącej się w nim radochy “No i co jeszcze zrobisz moja droga? Może podasz swemu gościowi herbaty i się pochylisz, hm?”

Młoda asystentka nie miała czasu na dalsze oczarowywanie Tanisha. W drzwiach pokazał się postawny łysy, siwobrody mężczyzna w kwiecie wieku.

- Lanno wystaw tym dwojgu papiery niech idą dalej na sprawdzanie ich
umiejętności.


Po tych słowach wrócił do gabinetu a z niego wyszło rodzeństwo.

Amanda z uśmiechem na twarzy rzuciła się w ramiona Cedrika i ucałował go w oba policzki .

- Dziękuję Panu za pomoc.

Bard w odpowiedz uśmiechnął się lekko i położył dłoń na jej głowie.

- Uważaj na siebie

Potem pociągnęła brata na korytarz.

Nim jednak zdążyła wyjść zatrzymała ją asystentka.

- Dokąd muszę was spisać. Teraz, któryś z panów.

Powiedziała wskazując na drzwi gabinetu.

Rodzeństwo podeszło do biurka.

- Imiona i nazwisko. Data urodzenia.

Zapytał kobieta z piórem wiszącym nad wyjętymi pergaminami.

- Amanda Redleaf, dwunasty Utar, 1359 według rachuby Doli. Brendan Redleaf, drugi Młota, 1367 według rachuby Dolin.

Odpowiedziała dziewczyna obejmując swój ciężarny brzuch.

Tanish zachowywał się tak jakby świat wokoło nie istniał. Aktualnie starał się wyprzeć ze swojej plażowej wizji, niepotrzebne osoby, które wdzierały się natarczywymi głosami w sam środek jego oazy spokoju.

Cedrik widząc, że towarzysz nie kwapi się do działania sam wstał i skierował swoje kroki do pokoju, który przed chwilą opuściły dzieci.

Za biurkiem w gabinecie siedział widziany wcześniej paladyn.

- Zatem przedstawcie swoja sprawę. Najpierw kim jesteś, skąd , czy nie byłeś ścigany przez prawo na terenie Republiki Turmishu i Cormyru oraz Krain Dolin? Potem co potraficie i jakiej pracy szukacie?

Zadał swoje pytania, po czym bardzo uważnie zaczął się przyglądać mężczyźnie, bardzo jasnoniebieskimi oczyma, przyszpilając niemal wzrokiem Cedrika.

- Witajcie Panie-bard ukłonił się lekko- nazywam się Cedrik, jestem bardem, pochodzę z okolic miasta cudów Waterdeep. Ścigany przez prawo nie byłem. Doszły mnie plotki, że kapitan Dev poszukuje zdolnych ludzi na potrzeby armady, oraz że buduje się bazę dla niej pod miastem. Nieskromnie powiem Panie, że na statku mogę okazać się nieoceniony. Potrafię przy pomocy głosu nagiąć wiatr do mojej woli niezależnie od warunków atmosferycznych, a jak to może być przydatne na morzu to sami Panie zapewne wiecie.

-Prócz tego jestem wybornym śpiewakiem i grajkiem, a także mam doświadczenie w pracy na morzu jako żeglarz, znam morskie szanty jak i bardziej elokwentne utwory. Liznąłem trochę magii, oraz potrafię znacznie wzmacniać efekty zaklęć leczących, oraz szybciej przywracać siły po bitwie w czasie snu, wystarczy kilka godzin by poczuć się jakby spało się cały dzień w dobrym łóżku. Potrafię też rozpoznać zamiary ludzi, ich motywy, oraz jestem uzdolniony w szeroko pojętej gadce. Najbardziej poszukuję posady na okręcie jako szantymen, co do innych to jestem otwarty na propozycje jeśli zostaną w niej wykorzystane moje talenty, ale głównie interesuje mnie morze.

Paladyn nadal świdrując wzrokiem Cedrika zadał kolejne pytanie.

- Jak minął wam dzisiejszy dzień.-Uśmiechnął się przy tym nieznacznie.

Cedrik przesunął palcami po brodzie wspominając zdarzenia tego dnia, w końcu odpowiedział.

- Żyję, więc tragicznie nie było, ale byłem też świadkiem nieprzyjemnego zdarzenia w środku miasta, dźgnięto dziewczynkę nożem, którą uzdrowiłem. Widzieliście ją Panie przed chwilą. A poza tym bez problemów.

- Hymm, tylko tyle? Na pewno nie chcecie nic zmienić w waszym sprawozdaniu, czegoś dodać?- Rycerz w szybkim tempie wystukiwał jakiś rytm, placem na biurku.

-Tylko tyle było moim zdaniem warte wspomnienia w pierwszej kolejności Panie, nie chciałem zanudzać sprawozdaniem całego dnia, nie wszystkie obfitują w ciekawe przygody do opowiedzenia. Jeśli jednak miałbym więcej powiedzieć to przez bramę udało się przejść spokojnie, z łapaczami porozmawiałem i okazali się porządnymi ludźmi, a wcześniej wspomniane zdarzenie z dziewczynką było spowodowane głupotą, ale opartą na czystym sercu, któremu zabrakło realistycznego podejścia. Poza tym już naprawdę nic więcej wartego wspomnienia... a jeszcze mi się coś przypomniało. Widzieliście Panie brzuch dziewczynki? Zrobił to jej właściciel gospody “Pod pulardą”, myślę że taki element powinna kiedyś dosięgnąć ręka sprawiedliwości.

Rycerz tylko sapnął.

- Nie wy będziecie stanowili ani egzekwowali tu prawo. Owszem jej gospodarz postąpił haniebnie wyrzucając ją na bruk. Nadużył też swoich wpływów wobec tej młodej kobiety, wykorzystując naiwność i chęć zapewnienia bezpieczeństwa sobie i swemu bratu. Jednak gwałtu nie było, zatem nie wiem o wymierzaniu jakiej sprawiedliwości mówicie?

- Więc sama chciała mu się oddać? Przecież to prawie, że dziecko jeszcze, nie myśli o takich sprawach. Moim zdaniem zgwałcił ją lub wymusił w inny sposób stosunek zastraszając wyrzuceniem na ulicę, a ona się zgodziła ze strachu i troski o brata, a potem i tak ją pogonił jak zdobył co chciał. Jednakże jak słusznie mówiłeś Panie, ja nie jestem od egzekwowania sprawiedliwości, wyrażam tylko moją opinię na temat tej sprawy.

Paladyn odsapnął.

- Może i powinno tak być, lecz wypytałem dziewczynę. Gospodarz kazał jej przyjść do łózka, otwarcie mówiąc co będzie musiała robić by zachować posadę, dał jej wybór. Prawo stanowi jeśli kobieta jest zdolna do urodzenia dziecka, uznaje się ją za dorosłą. Jedynie paskudnym postępkiem było wyrzucenie ją na ulicę, mimo spełniania zachcianek tego starego capa. Staramy się zmienić to prawo, lecz ludzie przyzwyczajeni są do swych praw zwyczajowych.

Odpowiedział już spokojniej.

Cedrik westchnął w duchu “Ktoś, kiedyś, będzie musiał to zmienić.”

- - Rozumiem Panie, dziękuję za wyjaśnienie, nie jestem biegły w przepisach i prawie. Mam tylko nadzieję, że życie dziewczynki ulegnie poprawie i będzie się jej tu dobrze pracować -po krótkiej pauzie wznowił inny wątek- Widzicie Panie tu dla mnie jakąś pracę?

- Przeszliście test, zła w was nie ma, trochę kręcicie ale pewnie to wina waszego fachu. Tak, pracy jest aż nadto od prostych prace dla fachowców murarki czy kamieniarstwa po prace dla osób z waszymi kwalifikacjami. Jednakże muszę wpierw usłyszeć jak śpiewacie i gracie, zaśpiewajcie mi jedną szantę, opowiedzcie jakąś historię oraz zaśpiewajcie jakąś balladę.

Po czym podparł brodę rękoma i czekał, aż bard zacznie śpiewać.

Cedrik uśmiechnął się pod nosem “Trochę kręcicie? Powiedziałem prawie wszystko, czuły ten paladyn jak siostra zakonna na podryw”.

- Ballada, historia i szanta mówicie? Pozwólcie się zastanowić chwilę nad wyborem repertuaru

W tym czasie wyjął z plecaka swą lutnię sprawdzając, czy jest odpowiednio nastrojona.

- Zacznę od szanty, w takim razie, w następnej kolejności ballada, a na końcu historia. Szanta, którą zaśpiewam jest jedną z moich ulubionych, nauczyłem się jej od pewnego szantymena, kiedy sam dopiero zaczynałem, uśmiałem się wtedy po pachy, a bawi mnie do dziś, zwłaszcza kiedy za sterem jest odpowiednia osoba lub w towarzystwie, ale żeby nie uprzedzać faktów… zaczynam, ekhm.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1MbUZScbFl0[/MEDIA]

Kiedy bard skończył śpiewać uśmiech nie schodził z jego ust.

- Ballada również należy do optymistycznych, zdecydowanie takie lubię najbardziej.

Kończąc krótki wstęp ponownie uderzył w struny.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=u5vMoTR6I5o[/MEDIA]

- Oraz na zakończenie obiecana historia, opowiadam ją jako ostatnią, najczęściej młodszym słuchaczom, zwłaszcza wtedy kiedy wiem, że psocą i się nie słuchają. Pozwolę sobie odwrócić się z krzesłem na bok, na przeciw mnie będą siedziały dzieci, a w tle wesoło tańczył będzie ogień paleniska

- Posłuchajcie dzieciaki tej historii, w innym świecie i w innym czasie, w miejscu gdzie naszych Bogów jeszcze nie było, istniał chłopiec o imieniu Francis. Taki sam jak wy, podobnego wzrostu, podobnie wpatrywał się w barda, który opowiadał mu historię z naszego świata. Miał rodziców, ale nie zawsze ich słuchał, starał się być grzeczny… wtedy kiedy rodzice patrzyli –mrugnął w ich stronę porozumiewawczo- ale jak to każdy chłopiec i każda dziewczynka – chciał być bohaterem. Chciał być niczym mężni wojownicy, o których słuchał. Chciał być potężnym magiem i wiele podróżować na granicach czasu, zwiedzać i poznawać tajemnice świata, oraz dorobić się nieskończonych zapasów słodyczy-wykonał zamaszysty gest ramionami pokazujący jak wesele ich by było- które mógłby jeść, a których nikt nie mógłby mu odebrać. Nic innego go nie interesowało.

-Życie jednak nie do końca układało się po jego myśli, nie raz wątpił, czy uda mu się zostać tym kim chciał. Na słodycze nie było pieniędzy, na wojownika był zbyt wątły, a akademia magiczna była niedostępna dla chłopca z prowincji. Myślał, że nie pozostanie mu nic innego w życiu prócz słuchania barda i życia w krainie marzeń. Nie był zbyt piękny to i panny się nim nie interesowały, wydawało się że prócz bujnej wyobraźni nie ma żadnego talentu, a jedyne czego się dorobi to garść cukierków raz w roku.

- Życie jednak miało co do niego inne plany, a wszystko zmieniło się jednej, deszczowej nocy. Wracał wtedy ze swą mamą z festynu w mieście nieopodal, kiedy zaatakowali ich bandyci! –Cedrik poderwał się z krzesła mówiąc z przejęciem- Byli bardzo groźni, mieli ostrą broń, pokiereszowane twarze, głos ich brzmiał niczym wezwanie z krainy umarłych, a chłopiec wraz z matka już czuli lodowaty oddech śmierci na karku. Francis w przypływie odwagi ruszył na bandytów-odwrócił się gwałtownie w drugim kierunku unosząc rękę jak do ataku- by ochronić swoją mamę, ale poprzez jedno uderzenie pociemniało mu w oczach, nic więcej nie słyszał, nic więcej nie widział. -bard usiadł powoli na krześle kontynuując spowolnionym głosem-

-Obudził się po jakimś czasie widząc swoją mamę siedzącą opartą o kamień, krew ściekała z jej ust, jeszcze żyła trzymając się za ranę na brzuchu, nadal uśmiechała się do niego. Chłopiec podbiegł do niej i przytulił się, zaczął płakać, bardzo kochał mamę i nie chciał by umierała. Wtedy przeprosił ją za wszystkie psoty, które zrobił, za wszystkie złe myśli które na jej temat miał kiedy nie chciała kupić mu zabawek, bo nie byłoby wtedy na kapustę i chleb. Wtedy żałował, że biegał beztrosko po polach żyjąc w swojej wyobraźni zamiast pomóc mamie w domu bo przecież tak się starała by było dobrze. Wtedy powiedział w duchu, że niczego nie pragnie więcej niż to by mama ożyła, nie chce być magiem, nie musi być wojownikiem, bez słodyczy może też żyć, odrzuci to wszystko i pomoże mamie byle tylko nie umierała i mógł dalej widzieć jej twarz przed snem, oraz rano.

-Wtedy coś się stało.

-Chłopiec nie wiedział czy śni, a może i on umiera, ale zobaczył ją obok. Świetlistą istotę przepięknej, nieludzkiej urody. Miała posturę człowieka, ale nim nie była, jej ciało utkane z czystego światła promieniowało blaskiem na okolicę rozświetlając ją lepiej niż nawet s pochodni. Podeszła do chłopca i zapytała go czy chce by mama była zdrowa, gdy odparł że tak zapytała go, czy teraz doceni to co ma, oraz swoich bliskich, czy poprawi się, czy pomoże tak jak może i czy będzie już rozumiał. Gdy chłopiec ponownie ze łzami w oczach przytaknął widząc, jak życie wypływa z jego mamy czerwonymi kroplami – istota odezwała się ponownie do chłopca.

- Pokaż to, udowodnij, tylko ty możesz to zrobić, tylko wtedy kiedy to co mówisz jest prawdą.

-Wtedy dotknęła ręki chłopca, a ta rozświetliła się światłem takim samym z jakiego utkana była tajemnicza istota. Francis spojrzał na swoją dłoń oszołomiony, a istota przytaknęła głową i uśmiechnęła się zachęcająco wskazując ruchem głowy na konającą matkę.

-Wtedy chłopiec rzucił się na szyję swojej mamy i sam, cały stał się światłem, bardzo chciał by przy nim została, bardzo żałował, że był niedobry, samolubny, chciał drugiej szansy.
I stało się, kiedy chłopiec odsunął się od mamy zobaczył, że jest w pełni przytomna, a po krwi nie ma śladu – istoty już nie było, ale w chłopcu nadal żyła i żyje do dzisiaj.


-Później odkrył on w sobie ten jeden, jedyny szczególny talent – nauczył się nie patrzeć tylko na siebie, a zamiast tego pomagał innym. Nie został wojownikiem, nie został magiem, ale zmienił świat na swój sposób i został bohaterem. Spędził życie w zdrowiu, szczęściu i pomagając innym, a cukierków mógł mieć wtedy tak dużo jak tylko chciał. W końcu nawet śmiertelnie rannego syna księcia uzdrowił, który w podzięce zabrał jego, oraz rodzinę na zamek, a wtedy książę będący pod wrażeniem Francisa podzielił jego zamiłowanie do dobra, wspólnie stworzyli szkołę dla tych, którzy chcieli pomagać innym, a szkoła była pod patronem świetlistych istot, tych samych które i wtedy mu pomogły. Wspólnie udowodnili oni, oraz udowadniali ludziom, że warto być dobrym, warto doceniać, a nawet jeśli jest ciężko – to jeśli naprawdę będziesz mocno czegoś pragnął to stanie się to. W ten lub inny sposób, nigdy nie wiadomo co los nam pisze, ale czyste serce prędzej czy później spotka się z aprobatą świata, a wasze marzenia się spełnią.

-A teraz zmykajcie i powiedzcie swoim rodzicom, że ich kochacie.

Bard chwilę jeszcze pozostał zwrócony na bok, a potem powrócił do pozycji wyjściowej, naprzeciw paladyna i milczał w oczekiwaniu na jego słowa.

Paladyn Bernard Fertand uśmiechnął się.

- Tak, potraficie grać i śpiewać. Macie też naturę gawędziarza i dyplomaty, czyli idealni jesteście na szantymena.

Wstał i klepnął mocno barda w ramię.

Zgłoście się do mojej asystentki. Wystawi wam dokumenty z nimi pójdziecie tylko do pokoju po prawej od moich drzwi, tam sprawdzą waszą wiedzę i umiejętności żeglarskie.[/i]

Amanda uśmiechnęła się do wychodzącego po dłuższym czasie Cedrika, na co bard odpowiedział podobnie.

Kartki pergaminu były już przygotowane. Jako, że już słyszała śpiew barda, wiedziała, iż będą potrzebne, jej pryncypał nie pozwolił by zaprezentować swych umiejętności, gdyby miał odrzucić na wstępie kandydata.

- Wasze nazwisko i data urodzenia. -zapytała.

- Tu będzie pewien problem, nazywam się Cedrik, ale nie mam nazwiska, skomplikowana historia -westchnął niechętnie wracając myślami w przeszłość- Wychowywałem się w wiosce, do której zaprowadziło mnie morze, dosłownie, podobno przypłynąłem w kołysce z morza, gdzie mnie porzucono, nikt mi nazwiska nie dał, od zawsze byłem po prostu Cedrikiem. Z tego względu nie znam też dokładnej daty urodzenia, ale mam na oko około 27 lat, plus minus kilka miesięcy. Jak dla mnie można wpisać cokolwiek.

Asystentka zapisał na dwóch pergaminach Cedrik rok urodzenia 1345RD.

- Z tymi pergaminami pójdziecie do tych pokojów, które kazał wam odwiedzić paladyn.

Powiedziała podając mu je.

- Dziękuję -wziął papiery i poszedł we wskazane miejsce.

Pomieszczenie, do którego go skierowano, było wysokie na dwie kondygnacje.

Znajdowały się w nim liny oraz odciągi podobnie jakie stosuje się na statkach.

Około czterdziestoletnia kobieta pokrzykiwał na Amandę

- No dalej, wyżej.

Dziewczyna z trudnością, ale wspinał się po linach, tworzących siatkę, znajdował się już prawie pod sufitem.

Cedrik omiótł pomieszczenie wzrokiem, na dziewczynce zatrzymał wzrok tylko na moment niezbyt wyobrażając ją sobie w załodze na okręcie płynącego środkiem oceanu. Za to bezbłędnie rozszyfrował, że pokrzykiwaczka będzie najprawdopodobniej i jego testować. Podszedł więc do niej z papierami w widocznym miejscu.

- Dzień dobry Pani, jestem po rozmowie z sir Bernardem, oto moje papiery, w następnej kolejności miałem przyjść tutaj. Po tym co widzę wnioskuję, że będzie Pani sprawdzać moje ciało -zachłysnął się teatralnie- Miałem na myśli testy fizyczne rzecz jasna, oraz wiedzę. Mam rację?-wyszczerzył się.

- Starczy schodź już, widziałam gorsze łamagi. Z nich dało też się zrobić żeglarki.

Kobieta jak widać nic sobie nie robiła z stanu dziewczyny. Coś zapisała w pergaminach jej i jej brata.

- Wiecie, gdzie dalej macie się stawić.

- Tak… proszę pani.

Odparła zdyszana i spocona Amanda, potem wzięła brata za rękę i poszła dalej.

- Wy Cedriku wpierw pokażecie wszystkie niezbędne węzły, potem po linie, potem sieci,aż do sufitu wchodzicie.

“Węzły, nie powinno być problemu, jak się tylko nazywał ten skomplikowany… jak mu to było… a już wiem”. Po chwili pierwszego wahania bard sprawnie przeszedł przez podstawowe węzły choć żeglarzem to był z wyboru, a nie z zamiłowania, jednakże umiejętność to umiejętność. Kobieta pokiwała głową z aprobatą na co nabrał większej pewności siebie. “Liny? Prościzna, co prawda te okrętowe są wyższe i bardziej
skomplikowane, ale to wygląda dziecinnie".

Jeden krok, drugi krok, trzeci krok… wspomnienia dawnych czasów, pamiętał że kiedyś miał lęk wysokości, ale wspiął się na gniazdo po to by spotkać się tam z pewną uroczą damą, tak, dama była zaiste dziełem sztuki, a dla takiej mężczyzna potrafi przekroczyć własne granice.

Jedną z wad Cedrika było to, że potrafił odpłynąć, tak jak i zrobił to teraz. Zamiast skupiać się na linach i teście, skupił się na wspomnieniu krągłości chwilowej towarzyszyki, nogę postawił tam gdzie nie trzeba, ręka się obślizgnęła i zaplątał się w liny jak ostatnia niedojda, aż o mało nie spadł na głowę, “szczęśliwie” zaplątanie utrzymało go i “tylko” zawisł czupryną do dołu.

-Kurwa mać - aż mu się wyrwało, a jego twarz przybrała kolor młodego buraka- To był wypadek! Normalnie jestem lepszy, naprawdę. Zamyśliłem się… mogę jeszcze raz?

- Raz? Trzy razy póki nie zobaczę, że robicie to dobrze! Jazda!
Krzyknęła na niego żeglarka.

Druga próba poszła bardowi rewelacyjnie jakby się na linach urodził, kolejne dwa podejścia co prawda zaliczył, ale wyglądało to dużo gorzej. Nie był z siebie zbyt zadowolony, ale nigdy nie miał aspiracji na mistrza wspinaczki, wolał stabilniejsze grunty, w końcu stwierdził, że jakby miał za dużo talentów to byłoby to niesprawiedliwe. Bogowie musieli mu czegoś odjąć, a koniec końców szczęśliwie była to tylko wspinaczka, mogło być przecież znacznie gorzej.

Żeglarka pokręciła tylko głową, zanotowała coś na pergaminach.

- Idźcie już. Jesteście gorsi we wspinaczce od ciężarnej kobiety.

Machnęła ręką podając mu pergaminy.

“Za to w innych sprawach jestem lepszy”, pomyślał bard biorąc dokumenty nie chowając mimo wszystko urazy, zresztą żeglarka była zimna jak żywiołak lodu w sezonie zimowym, nie było co gadać.

- Dokąd teraz?

- Albo do następnych drzwi albo z powrotem do pana Bernarda.

-Mówiono mi tylko o tych drzwiach, więc wrócę do paladyna

Wziął papiery i skierował swe kroki do Bernarda, gdzie natknął się na Tanisha.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 29-07-2015 o 22:48.
Bronthion jest offline  
Stary 29-07-2015, 22:45   #128
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy już Cedrik opuścił gabinet asystentka wskazała drzwi do niego Tanishowi.

Doprowadziwszy się jako takiego ładu i składu, półelf siedział cicho w poczekalni, unikając wzrokiem kobiety za kontuarem. Gdy przyszła na niego kolej, wstał i bez ogródek wszedł do pokoju, rozglądając się ni to od niechcenia, choć w głębi siebie, zżerała go ciekawość, co takiego może kryć się w sali obok.

- Kim jesteście, jakiej pracy szukacie, czy byliście karani przez prawo na ternie Republiki Turmish lub Cormyru.
Zadał swe pytanie rycerz, intensywnie wpatrując się w półelfa.

Niestety pomieszczenie nie okazało się dla półelfa interesujące. Rozczarowany zajął się swoim rozmówcą, tylko… zaraz co on tu właściwie robił?
- Eee…- podrapał się po głowie zbierając myśli - Zwą mnie Tanish Oldstone, pochodzę ze styku dwóch dzielnic Waterdeep… jak można zauważyć jestem mieszanką dwóch ras i kultur - zaczął niepewnie, nie do końca wiedząc, czego dokładnie oczekuje od niego paladyn - Właściwie to nie wiem jakiej pracy szukam… przez pewien czas byłem na lądzie i szczerze… to wynudziłem się za wsze czasy… chciałbym wrócić na morze bo tylko tam przydaje się większość moich umiejętności - mężczyzna wyraźnie zawstydzony patrzył gdzieś w bok, wprawdzie lubił gwiazdorzyć ale w towarzystwie prawego męża, czuł się jak młodzik na dywaniku u tatusia w gabinecie.
- Karany przez prawo nigdy nie byłem… za to bogowie mają ze mnie niezły ubaw - odparł z przekąsem i nutką buńczućności.

- Pracowaliście już na żaglowcach?
Zadał kolejne pytanie wnikliwie obserwując “młodzieńca”.

- Tak… pracowałem ze 3-4 lata na statku kupieckim co zwał się Monetką - zarumienił się, wyraźnie skrępowany - P-później byłem jeszcze na j-jednym statku - zaciął się nie potrafiąc wydukać do końca zdania, powrót do przeszłości był dla niego zbyt… bolesny.

Paladyn podrapał się za uchem.
- Jak minął wam dzisiejszy dzień?
Zadał kolejne pytanie.

- Źle… - odparł zgodnie z prawdą - Po nocnej imprezie szwędałem się z moim towarzyszem po mieście… zaczepiła nas para bezdomnych dzieci… poprosiła o datek na życie, w sumie nie chciałem nim nic dać, ja w życiu musiałem radzić sobie sam no ale widzę, że dziewczyna ma w sobie krew elfa a w dodatku jest brzemienna… do wszystkich wiatrów, wiem jak to jest być mieszańcem, w dodatku startującym w życie z samego zamulonego dna oceanu, więc im pomogłem… to ten baran Cedrik, ten bard co był tu wcześniej, wyskoczył z datkiem wysokości sztuki złota! - popatrzył oburzony na paladyna i pokręcił głową -I zaraz zjawił się jakiś typ co to zadźgał dziewczynę i zwiał z moimi pieniędzmi! Już myślałem, że trup na miejscu, kiedy ten blondas doznał jakiegoś przebłysku intelektu i uzdrowił, jak jej tam… nie ważne, skończyło się w miarę dobrze. Pomogliśmy dzieciakom wyjść z miasta… TO MNIE JAKIEŚ BARANY ZA MĘŻA TEJ SMARKULI WZIĘLI! Dwa-razy-rozumie Pan? DWA. Co ja jakiś dewiant? - zdenerwowany poprawił kurtkę na sobie i ciężko westchnął.

- Dewiant? Nie wiem, o czym mówisz. Jednak to fakt, że można by was wziąć za ładne małżeństwo. Pewnie przez krew, która w was płynie. W was i nie tylko w was.
Stwierdził paladyn z uśmiechem.
- Jednakże, co najważniejsze, zła w tobie nie wyczułem, z prawdą też się nie mijasz.
- Przejdziesz przez wszystkie pokoje. Ominiesz tylko pierwsze drzwi po lewej od wejścia do budynku, bo pisać, rachować zapewne potraficie, nie będziemy zatem czasu na sprawdzanie tego marnować.

- Puknij się… - huknął zdenerwowany. - Jeśli lubisz dzieci to już twoja sprawa, jak już chcesz mnie swatać to z kimś wypuklejszym niż deska w zęzie... jak śmiesz się nazywać paladynem - rozgorączkował się do granic możliwości -Zamiast bronic najniewinniejszych, co się sami obronić nie mogą, ty wolisz je bzykać?

Paladyn roześmiał się tylko.
- Podoba mi się twoje oburzenie. Też mi się nie podobają takie prawa, lecz muszę ich pilnować. Amanda ma prawie czternaście lat, jest zdolna do spłodzenia dziecka, czyli zgodnie z prawem Republiki Turmish jest dorosłą kobietą. Widziano was z nią razem. Jako że jest w ciąży i nieco podobna do was, ludzie brali was automatycznie za małżeństwo półelfów.

- Nie wygląda na taką… - odparł już z większym spokojem. Wprawdzie chciał jeszcze dogryźć rycerzowi ale przełknął resztki gniewu. Potyczki słowne to miła rozrywka ale donikąd go nie zaprowadzą. Przyjrzał się uważniej mężczyźnie, zastanawiając się, co jeszcze zrobić lub powiedzieć, czuł pewien niedosyt w swoim przedstawieniu się.
-Ludzie jak widać są bardzo niecierpliwi i czasem wolą zerwać na wpół zielony owoc niż poczekać by na słońcu w pełni dojżało, nic to… - mruczał, jakby do siebie - Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

- Na razie tyle mi starczy, wróćcie tutaj, gdy skończycie swoje sprawdziany.
Odparł paladyn, wskazując drzwi.
- Pobierzcie papiery od mojej asystentki.
Gdy Tanish wyszedł, asystentka czekała z kolejnymi dwoma pergaminami.
- Wasze nazwisko i rok urodzenia?
Zadała pytanie, promiennie się uśmiechając.

“Znowu ta baba…” półelf wysilił się na uśmieszek.
- Tanish Oldstone, liczę 39 wiosen - odparł gładko.

- Zatem rok urodzenia 1333 liczony według kalendarza Dolin
Kobieta z zaskoczenia popatrzyła na młodo wyglądającego Tanisha.
- Wróćcie tutaj, gdy już wszystkie sprawdziany przejdziecie.

Posłał dziewczynie znudzone spojrzenie, wziął papiery i przejrzał je przelotnie.
- Gdzie mam się teraz udać? - spytał formalnie idąc w kierunku drzwi.

- Dowolne drzwi. Zapewne wam powiedziano do których się trzeba udać.
Odparła nieco złośliwie asystentka widząc brak zainteresowani Tanisha

Mężczyzna zawrócił i wszedł ponownie do pokoju paladyna.
- Witam, znowu się widzimy, asystentka jest udana, nawet nie umie dokładnie poinstruować gdzie mam się udać, zechce mi przynajmniej Pan powiedzieć, gdzie mają odbywać się moje sprawdziany? - spytał spokojnym, formalnym tonem osoby, która jest pewna, że dziś pisze egzamin ale niestety nie w którym miejscu.

- Wszystkie z wyjątkiem pierwszych po lewej od wejścia.
Odparł paladyn.
W drzwiach Tanish prawie zderzył się z wracającym już Cedrikiem.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 29-07-2015 o 22:55.
sunellica jest offline  
Stary 29-07-2015, 22:53   #129
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Bard pozdrowił towarzysza kiwnęciem głowy.

- W najbliższych drzwiach jest żeglarka, która z pewnością nie będzie Cię niepokoić, mam wrażenie że nie ruszyłby jej sam Glabrezu wkraczający do budynku i pytający gdzie jest najbliższa karczma, nie wspominając, że nie wiedziała konkretnie gdzie mam iść dalej…

Wyszczerzył się głupawo do barda po czym momentalnie wrócił do swojej zblazowanej i znudzonej miny.

-A myślałem, że to wczoraj mieliśmy imprezę… - machnął mężczyźnie po czym wszedł tam, skąd wyszedł Cedrik, który z kolei zajrzał ponownie do paladyna.

- Witam, testy wspinaczkowo żeglarskie zdałem, ale żeglarka nie potrafiła wskazać, czy powinienem iść do jakiegoś innego pokoju, czy wrócić do Pana, więc wróciłem się dowiedzieć.

- Pisać potraficie na pewno, nie wspominaliście też o żadnych umiejętnościach walki, zatem test walki nie był wam potrzebny nie taka zresztą ma być wasza rola na statku. Pokażcie co też Herbi napisała.
Chwilę czytał później wybuch śmiechem.

- Mam nadzieję, iż nie będzie potrzeby byście się po linach wspinali.

Bard już mentalnie zaakceptował swój wypadek przy wspinaczce, więc zniósł śmiech godnie, nawet sam się lekko uśmiechnął.

- Herbi przesadza -mruknął- co do walki to faktycznie nie jest to moja najlepsza strona, ale w razie czego z łuku mogę wesprzeć załogę, miecz w ostateczności, ale to nie moja rola jak zauważyliście Panie.

- Proponuję stanowisko szantymena na “Złotym Smoku” drugiego szantymena. Dwanaście sztuk srebra za dzień oraz udział sześć sztuk srebra od stu sztuk złota łupu. Jest to ranga równoważna randze bosmana. Jeśli zgadzacie się możemy zaraz podpisać odpowiednie papiery.

Paladyn wyciągnął z biurka pergaminy opatrzone już lakowymi pieczęciami.
Bard pokiwał głową i musnął palcami brodę.

- Jeszcze jedno pytanie, czego powinienem się spodziewać po rejsach? "Złoty smok" żegluje na okolicznych wodach, czy może wybiera się w dalsze wyprawy? Jak to wygląda?

- Nie ma żadnej reguły. Tworzona jest armada korsarska, nie można wykluczyć i dalszych wypraw. Odparł z uprzejmym uśmiechem.

Na wieść o dalszych wyprawach jego rysy twarzy drgnęły z zadowolenia, "O takie mi chodzi".

- Zgadzam się -odparł swobodnie- stanowisko mi odpowiada, podpisujemy.

- Wasz podpis Szybko podpisał, wpisał imię i podał bardowi.
Potem podszedł do skrzyni wyjął z niej zawiniątko, kota, potem szafy wyjął jeszcze czarny trójgraniasty kapelusz z wyszytym złotą nicią po lewej stronie smokiem. W zawiniątku były jedwabną czerwoną chustę również ze złotym smokiem. Czerwoną jedwabna szarfę z wyhaftowanym mniej więcej w jednej trzeciej długości złotym smokiem.

Na widok kota Cedrik zrobił lekko niepewną minę "Chcą żebym bił marynarzy po tym jak się tego już naoglądałem po drugiej stronie barykady? To nie dla mnie, postaram się tego nie używać, kompletnie nie interesuje mnie robienie sobie posłuchu siłą."

- Jeszcze zwyczajowa zapłata za zamustrowanie dwanaście sztuk złota. Do czasu przybycia “Złotego Smoka” jesteście do mojej dyspozycji. Mam dla was zadanie, któremu zapewne podołacie. Do budowy osady dla armady potrzebni są fachowcy, różni. Zatem waszym obowiązkiem było by poświęcić kilka godzin dziennie na namawianie ludzi by przybywali i zgłaszali się tutaj do pracy. Potrzebujemy wielu ludzi od pracowników do kopania rowów, po fachowców murarzy kamieniarzy, krawców czy nawet kucharzy i zbrojmistrzów. Takie będzie wasze zadanie.

-Otrzymacie wszystkie upoważnienia i papiery, oraz trzy oddziały naszych ludzi dla ochrony. Owszem może nie być problemów z łapaczami, lecz jak to się mówi to co masz i możesz utrzymać jest twoje, tacy zaś, już zwerbowani ludzie to łakomy kąsek dla łapaczy. Nasi ludzie powinni ostudzić ich zapędy. Najlepiej zaczynać chyba takie akcje o trzynastym dzwonie.Możecie mieszkać w mieście lub tutaj. Niestety dysponujemy na razie kwaterami w budynku przerobionym na koszary.

Zakończył tyradę paladyn kładąc na stole sześć złotych monet. Z biurka wyjął jeszcze karawkę z winem i dwa puchary napełnił je.

- Za powodzenie na łowach.

Podał puchar i wzniósł puchar.

Słuchając kolejnych słów rycerza nie dał już po sobie niczego poznać, choć zarządzanie oddziałami żołdaków nie było w żadnym razie jego marzeniem. Był samotnikiem, co prawda lubił ludzi i czuł się wokół nich swobodnie, ale nigdy nie miał ambicji przywódczych, kompletnie go to nie interesowało, umiał jednak dobrze grać to co trzeba było. Chciał po prostu zaokrętować się i rozwijać, by dojść do celu. No, ale jakby nie spojrzeć - musiał wykonać zlecone mu zadanie by móc wyruszyć w rejs, więc nie wybrzydzał dalej, tylko namyślał się jak najlepiej wziąć się za tę robotę.

Przyjął trunek od paladyna.

- Niech szczęście mi sprzyja "A okręt przypłynie jak najszybciej" - dodał w myślach, a po chwili kontynuował na głos.

- Zadaniu myślę, że podołam, a wsparcie na pewno się przyda. Zwłaszcza kiedy trafię na łapaczy, którzy mają mnie za ojca, który wyruszył z rodziną do sąsiedniego miasta by zatrudnić ich w piekarni siostry… -kiedy zdał sobie sprawę, że wygadał się z czegoś czego ostatnio nie powiedział dopił do końca wino- [i]Tak czy inaczej[/] -kontynuował niezrażony-

-Myślę już nad korzyściami zatrudnienia tych ludzi u nas. Rozumiem, że część pracowników na pewno będzie jeszcze potrzebna już po ukończeniu budowy, a część nie, dobrze by było gdybym dostał listę konkretnych prac, które będą kontynuowane. To mogłoby być dodatkową zachętą ze względu na stałe zatrudnienie, a nie tylko tymczasowe. Dodatkowo gdybym nie tylko ja szukał chętnych do pracy, ale też Ci chętni - już mówię co mam na myśli, załóżmy, że mamy człowieka na posadę zbrojmistrza za określoną stawkę, a gdyby tak zapewnić mu premię do wynagrodzenia za każdą osobę, która od niego do nas przyjdzie i też zostanie zatrudniona? Taka premia może być różna, kwota jednorazowa lub dodatek do wypłaty przez jakiś okres czasu.

- Mistrz zatrudniający się wraz ze swoją grupą roboczą otrzyma dodatkowe wynagrodzenie. Jednakże tak dokładne kwestie będą weryfikowane później. Waszym zadaniem jest tylko zachęcenie robotników i fachowców oraz tych co się zgłoszą doprowadzenie bezpieczne do osady
Odparł paladyn.

- Nie wiem jakim budżetem dysponujemy, ale wydaje mi się, że w ten sposób możemy jednorazowo i w szybszym tempie zyskać więcej pracowników, dzięki czemu szybciej wszystkie prace zostaną wykonane co przeniesie się na zyski. Nie wspominając jak plotka się rozniesie, że takie dogodne warunki stwarzamy to jeszcze sami zaczną się schodzić i trzeba będzie więcej osób do rozmów z nimi, dodatkowo wpłynie to dobrze na prestiż armady. Kwestię wysokości takiej premii oczywiście zostawiam Tobie Panie, co o tym sądzicie?

- Już o tym myślałem. Odpowiednie zachęty były przewidziane na długo zanim przybyliście tutaj.

Odparł z miłym uśmiechem Bernard.

- Rozumiem, a jakie konkretnie są to zachęty? Myślę, że każda taka informacja pomoże przebić się przez tłum i zachęcić potencjalnych kandydatów, jeśli to możliwe to także prosiłbym o listę prac na dłużej niż tylko do czasu zakończenia budowy. Zdaję sobie sprawę, że może jej nie być “na już”, ale jeśli w trakcie dnia ktoś by ją dla mnie przygotował lub opowiedział to byłoby dobrze.

- Możecie sobie dobrać ludzi do pomocy, widziałem z wami Tanisha, może razem łatwiej będzie wam werbować pracowników. Teraz poczekajcie za drzwiami.

Potem jeszcze sprawdził w papierach.

- Co zaś do zachęt dla mistrzów zatrudniających się z własną ekipą dodatkowa zapłata, możliwość zatrudnienia na stałe, oraz możliwość wybudowanie domu na terenie osady “Smoka”.

Potem zamknął dokumenty i oddalił barda gestem dłoni.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 29-07-2015, 22:53   #130
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W tym czasie Tanish wszedł w drzwi, w których miała Herbi przetestować jego umiejętności.
Wskazała na liny po odebraniu pergaminów.
-[i] To trzy razy Tanishie do samego sufitu i z powrotem potem poproszę o zawiązanie wszystkich węzłów.

Dobra, to nie powinno być trudne. Półelf zostawił plecak na ziemi po czym bez rozgrzewki zaczął wspinać się po linach. Jedno przęsło, drugie, trzecie… o idzie mu całkiem nieźle, chyba nie zapomniał jak się to robi! Uradowany chciał przyśpieszyć tempa ale źle złapał linki, w efekcie jego ręka ześlizgnęła się po skręconych włóknach. Straciwszy równowagę, poleciał do przodu, przez co mało nie udusił się w sznurze, w akcie paniki gibnął się do tyłu i nie widząc innego rozwiązania, zleciał na sam dół uderzając tyłkiem o podłogę. Zgłupiały siedział na ziemi i rozglądał się wielkimi jak monety oczami.
- Eeee… - potarł dłońmi twarz analizując co się właściwie stało. Po dłuższej chwili konsternacji, zerwał się na nogi i z miną butnego kogucika, ponownie ruszył do natarcia. Druga i trzecia wspinaczka poszła mu jak po smalczyku. Uradowany, że przynajmniej choć trochę zrekompensował swój upadek, pokłonił się żeglarce na zakończenie swojego marnego przedstawienia. Następnie wziął ze sobą plecak, jakby bojąc się, że go ukradną i począł wiązać węzły.
Z tym nie miał najmniejszego problemu. Nie dość, że wszystkie węzły zawiązał perfekcyjnie, to jeszcze w fantastycznym czasie.
- Gotowe! - oznajmił uroczyście, dumny ze swojego dzieła.

- Tak węzły doskonałe, ale wspinanie poniżej krytyki. Już myślałam, że po bardzie nikt mnie nie zaskoczy. Szybkość się liczy, lecz ważniejsze jest to by dotrzeć w odpowiednie miejsce oraz wiedzieć co jest możliwe do zrobienia. Już bard był gorszy od ciężarnej kobiety w wspinaniu się po wantach. Wy zaś byliście przy pierwszej wspinacze gorsi od niego. Morze nie wybacza błędów. Maszty znacznie wyższe, po upadku z takich wyblinek to skończylibyście w morzy albo roztrzaskani na pokładzie. Macie szczęście ze ocenia całość a nie ten wasz popis.
Powiedziała podając wypełnione papiery.

Na tyradę żeglarki, Tanish zareagował podłubaniem się w ucho. Opinię kogoś, kto grzeje zadek na lądzie miał głęboko w poważaniu.
- Jasne, zapamiętam… - odparł neutralnie, wziął papiery i wyszedł z sali kierując się do następnych drzwi.

Za następnymi drzwiami czekał młody, blond włosy wojownik, ze szramą przez nos. Sala testu walki co wnosić można było po napierśniku młodzieńca oraz tym, że w sali było dużo różnego uzbrojenia, była równie wysoka jak ta, w której odbywało się sprawdzenie kompetencji żeglarskich.
- W jakim rodzaju walki czujecie się najlepiej?
Zadał pytanie odbierając pergaminy.

- Trochę strzelam z łuku… i czasem pomacham bronią… - pokazał na rapier u pasa - W obu dziedzinach jestem taki sobie… - odparł zgodnie z prawdą, rozglądając się po sali - Wolę innego typu rozrywki - uśmiechnął się do mężczyzny, szczerym lekko rozbrajającym uśmiechem, kogoś, kto w życiu ma mało do stracenia i dobrze o tym wie.

- Zatem sprawdzimy obie
Podszedł do stojaka z którego zdjął dwa ćwiczebne miecze.
Potem jednak się zreflektował.
- Jednak wpierw strzelanie, widzę że macie własną broń. Proszę za mną.
Wyprowadził przed budynek przeszedł kilkadziesiąt metrów wzdłuż muru. Tam pod nim stała tarcza, oraz paliki wyznaczały odległości do strzelania.
- Po trzy strzały z każdej odległości, potem po trzech strzałach przerwa sprawdzam a wy przechodzicie na dalszą pozycję.
Powiedział.

Teraz zaczął się tremować. W walce był gorszy niż w rzemiośle żeglarskim… wiec przewidywał spektakularną klapę i to jeszcze pod gołym niebem, gdzie wszyscy mogą sobie przystanąć i go pooglądać. Czując, że na twarz wypływają mu rumieńce. Przygotował się do strzelania. Oto chwila prawdy.
Połelf wystrzelił trzy strzały, jedna po drugiej. O dziwno, chyba nie poszło mu źle. Dwa strzały trafiły w drugi okręg a jeden… no cóż… parę milimetrów w bok i w ogóle by nie trafił.
Jego egzaminator podszedł i spisał pomiary, po czym kruczowłosy udał się na kolejne pole i przygotował do kolejnych strzałów.
Raz, dwa, trzy. Środek i dwa razy na krawędzi tarczy. Nie no… wspaniale, jakby był na wojnie, już by nie żył. Zdołowany udał się na kolejne miejsce a tymczasem, blond włosy wojownik, spisywał wyniki.
Raz, dwa, trzy. Pudło i dwa razy cudem trafił…
- Nie no… na serio muszę strzelać dalej? - rozeźlił się - Przyjmij, że podczas walki udaje trupa i tyle…

- Strzelajcie dalej bo w czasie prawdziwej walki będziecie naprawdę trupem, nie będziecie musieli udawać.
Odparł spokojnie instruktor.

- A pocałuj mnie wiesz gdzie? - syknął do siebie, obrażony jak mała dziewczynka. Zamaszystym krokiem podszedł do czwartego słupka.
Raz, dwa… Pudło i pudło… zdenerwowany plasnął się w twarz i z irytacją napiął trzecią strzałę. “Środek tarczy to tyłek tego wypranego knypka…” BUM. Trafione. Oniemiały patrzył się przez chwilę po czym wybuchł śmiechem. “Trafiłem go w sam środek zadka! Ha ha ha!”
Przy ostatnim słupku, ciągle jeszcze chichocząc, przygotował się do ostatnich wystrzałów.
Pierwsza strzała, poleciała całkiem nieźle, choć nie trafiła w tarczę… natomiast druga i trzecia.
Gdyby ktoś nie widział Tanisha można by przyjąć, że z łuku strzelał albo ślepy albo z zezem rozbieżnym. Jeden grot zarył w ziemię w połowie drogi do celu, natomiast drugi poleciał gdzieś w bok i roztrzaskał się o stertę gruzu.
- Eee… dobrze, że nikt tamtędy nie przechodził… - mruknął do siebie, drapiąc się po głowie.

Instruktor szybko coś zapisał na pergaminach.
- Teraz próba walki. Możecie wybrać dowolną zbroję i tarczę. Walczymy do czasu aż trafisz mnie dwa razy lub padniesz.
Instruktor uśmiechnął się krzywo.

- Pfff - prychnął obruszony. Pozdejmował wszystko to, co nie jest mu potrzebne do walki, po czym chwycił miecz treningowy. Tarczą się nie posługiwał a zbroje miał na sobie, także już po chwili był gotowy do ataku.
Nie ma co się patyczkować. Mieszaniec ruszył na opancerzonego przeciwnika z dziwnym błyskiem w oczach. Pierwszym ciosem uderzył mężczyznę od dołu w zewnętrzną stronę uda, przejeżdżając po skosie w górę, stępionym ostrzem, po całej długości napierśnika. Widząc zamach przeciwnika zrobił tanecznym ruchem dwa kroki w tył czując podmuch powietrza od ataku wroga. Korzystając z okazji, że rękę z bronią trzyma w górze, zadał cios prosto w ramię trzymającą tarczę, słysząc ciche stęknięcie napastnika. Ostatni atak zrobił z obrotu i tym razem obie klingi spotkały się ze sobą a mężczyźni mogli spojrzeć sobie w oczy.
- Chyba mi tu zaraz padniesz - uśmiechnął się kpiąco do blondyna, który nie trafił go ani razu i opuścił broń.
Instruktor zdjął tarcze i odłożył ćwiczebny miecz na miejsce. Zapisał coś na pergaminach.
- Możecie już wracać do pana Bernarda - powiedział odbierając od Tanisha ćwiczebną broń.
Kruczowłosy bez słowa zebrał swoje rzeczy i zabierając papiery wrócił do paladyna.

Wracając minął siedzącego w biurze Cedrika i niechętnie spoglądającą na niego asystentkę.
Paladyn szybko przeczytał notatki.
- Lepiej niż się spodziewałem. Na dowódce grup abordażowych się nie nadajecie, jednakże na bosmana już tak. Dwanaście sztuk srebra za dzień i sześć sztuk srebra od stu złotych koron udziału w łupach. Stanowisko bosmana. Dwanaście sztuk złota za zamustrowanie. Na razie na “Złotym Smoku”. Jeśli się zgadzacie to podpiszcie papiery.
Wyciągnął trzy identyczne pergaminy.
- Trzy wasze podpisy.
Powiedział wskazując pergaminy i pióro w kałamarzu.

Przeczytał uważnie treść pergaminu, po czym spojrzał czarnymi oczami o złotych przebłyskach, na pióro i kałamarz. Przez chwilę wyglądał jakby się wahał a może bał? Zaraz jednak podpisał papiery, pięknym, zamaszystym pismem.
- No to nie ma odwrotu. - uśmiechnął się pod nosem.

- Do czasu powrotu eskadry jesteście pod moją komendą. Od jutra zaczniecie szkolić młodych żeglarzy oraz innych którzy zostali przyjęci. Na pewien czas czynię was bosmanem na “Twardym” karaweli szkoleniowej.

Półelf stęknął na wieść o byciu instruktorem. Nic jednak nie powiedział. Przez chwilę trawił w ciszy wiadomości i kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
- Da się zrobić… czego dokładnie mam ich uczyć? Wspinaczki? Węzłów? Mycia pokładu? - przy ostatnim parsknął śmieszkiem ale szybko się uspokoił.

- Od szóstego dzwonu do jedenastego dzwonu zajęcia, macie prawo do stołowania się za darmo na naszej stołówce, oraz do łóżka z budynku przerobionym na koszary. Zaś uczyć będziecie głównie manewrów i współpracy. Możecie też pomóc Cedrikowi w werbowaniu ludzi.
Potem podał mu dwanaście sztuk złota, kota, czarny trójgraniasty kapelusz, chustę i szarfę.
Potem otworzył drzwi i poprosił Cedrika.
- Zapomniałem wspomnieć, iż od szóstego dzwonu do jedenastego będziecie pełnili role szantymena na karaweli szkoleniowej.Macie też prawo do darmowych posiłków w naszej stołówce
Zakomunikował bardowi rycerz.
Potem wyjął karafkę z winem, napełnił tym razem trzy kufle.
- No to za szczęście

Oldstone schował 9 sztuk złota do sakiewki z pieniędzmi. Zarzucił niedbale kapelusz na głowę. Tak samo przewiesił szarfę i chustę. Kota włożył za pasek. Z daleka, jak i z bliska, wyglądał jak pijany żeglarz urwany na chlanie do miasta.
- Dla ciebie… - przesunął trzy monety w kierunku kufla Cedrika - Nie lubie być winien… - rzekł na usprawiedliwienie się, po czym chwycił za kufel.

Bard kiwnął głową i schował monety ruchem z uśmiechem, w głowie już kalkulował możliwości jak wydać nowo zarobione złoto.

- No to… ten… chlup? - mieszaniec wypił do dna.
- Zdrowie Panowie! -bard wyjątkowo rozemocjonowany uniósł kufel i wypił wino duszkiem, wiedział już co będzie dzisiejszej nocy robił, a myśl to dodała mu mnóstwo humoru-


- Zatem jesteście wolni, jeśli zaś chcecie rozpocząć rekrutacje już dzisiaj, to po ludzi do ochrony zgłoście się do sierżanta Roderyka Cemmena. Znajdziecie go zapewne w koszarach tam też jest karczma dla naszych ludzi. Któryś z strażników wskaże wam w niej, pokoje przeznaczone dla bosmanów.
Oświadczył po wypiciu kielicha wina paladyn.

- Dziękuję -odparł Cedrik- myślę, że dzisiejszy dzień przeznaczę na opracowanie sensownego planu, a zacznę działać od jutrzejszego trzynastego dzwonu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 29-07-2015 o 22:56.
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172