Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2015, 22:24   #26
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nie musiał wystawiać jasełek. Strażnicy doskonale wiedzieli, że mają go wpuścić, więc tylko odpowiedział na skinięcie i wszedł do środka.



Gdy wszedł do środka przyjął go wysoki, siwy mężczyzna. Kamerdyner rodziny La Croix przyjął odzież wierzchnią Coopera i poprowadził przez wysłane czerwonym dywanem schody.

Jacob wydawał się nieszczególnie zwracać na cokolwiek uwagę, lecz rejestrował otoczenie i zapamiętywał. Nigdy nie wiadomo kiedy przyda się rozkład terenów czy wiedza co na nich się znajduje.

Może przyjdzie mu uciekać? Tego nie wiedział, choć bardzo nie lubił salwować się tym rozwiązaniem. Zawsze był to plan przynajmniej oznaczony literką C. Nigdy wcześniejszą.
Ucieczka jest oznaką słabości i bezradności. Ucieczka nie daje odpowiedzi i nie można z niej nic wyciągnąć. Zazwyczaj.
Ucieczka musi być ostatecznością chyba, że konkretny przypadek mówi inaczej.

Przykładem może być jego sytuacja tła. Plaga w Rigel. Należy pospiesznie zabrać się z wyspy, ale w żadnym wypadku nie uciekać.

Mimowolnie zauważył, że La Croixowie nie przedkładali formę nad treść. Wystrój był adekwatny do ich poziomu bogactwa i jednocześnie nie przesadzony jak w większości dworów zarządzanych przez właścicieli kierujących się potrzebą bycia ważnymi przez próby nadmuchania własnego majątku do niebotycznych rozmiarów.
W tym domu niczego podobnego nie doświadczył. Arrasy, karminowe kotary, popiersia zmarłych, zapach kadzideł. Cztery elementy charakterystyczne, nie setki. Bogaty minimalizm.
To było określenie, którego Jacob mógł z powodzeniem użyć do opisania obecnego stanu rzeczy.

Lokaj, którego Cooper w myślach nazwał już Alfredem odprowadził gościa tuż pod drzwi prywatnych komnat Eloizy, o czym świadczyło umiejscowienie pomieszczenia w domu.
Uśmiechnął się lekko dziękując Alfredowi za wskazanie miejsca.

Drzwi pomieszczenia były uchylone, więc Jacob wszedł nie pukając, co uczyniłby w wypadku przeciwnym.
Zamknął za sobą drzwi.

Z szerokim uśmiechem patrzył na kobietę ubraną w ciemną kurtkę i spodnie ze zbitego materiału, na kaburę znajdującą się przy jej pasie. Jacob szczerze wątpił, by kiedykolwiek strzelała.
Gdzieś w odmętach ubrania musiały znajdować się ostrza. Tak na wszelki wypadek.
Dodatkowo obcięła włosy, co było widoczne spod kaptura narzuconego na nie. Patrzyła na niego przez lustro, ale kiedy odwróciła się do niego mało przypominała kobietę. Bardziej nastolatkę.

Chwilę uwagi poświęcił również kobiecie pakującej Eloizę. Bukłak, jedzenie i skórzane trzewiki. Historyk i mitolog omal nie roześmiał się widząc ostatni element wieńczący absurdalną scenę jak kandyzowana wisienka szczyt tortu.

- Przyszły wieści z wieży. Jeden z moich braci, Richard wziął kurs na Antiguę. Był z nim jakiś historyk i lurker - powiedziała, zaś Starr zmarszczył brwi.

Owym historykiem musiał być Ferat. Rodzina La Croix raczej nie zatrudniałaby byle kogo, zaś na całym świecie mało było "bylektosiów" nie mówiąc o Rigel. Cooper nie słyszał o nikim znaczącym w okolicy prócz umiarkowanie zdolnego Lucjusza.

- Drugi, Cezar chce żebyśmy płynęli do Betelgezy, bo tam najbezpieczniej. Chce! Co też mówię. Każe mi. Dla niego zawsze będę smarkulą - kontynuowała swój niedojrzały wybuch. Starra zawsze zastanawiało jak niektóre kobiety mogą zarzucać niedojrzałość komukolwiek samemu zachowując się tak jak Eloiza w chwili obecnej.
Niemniej milczał patrząc jak krąży po pomieszczeniu. Część mężczyzn wiedziała co robić w takich sytuacjach: pozwolić, by przeciwnikowi skończyła się amunicja wpuszczając każdy z pocisków jednym uchem, a wypuszczając drugim.
Ci bardziej poinformowani wpuszczali, przecedzali przez sito i wypuszczali. Najbardziej poinformowani słuchali uważnie, ale bez emocjonalnie, zaś do takich należał Jacob.

- Wyrwę się stąd, choćby po kryjomu. Mam dość chowania mnie pod kloszem przez całe życie.

W porę powstrzymał parsknięcie śmiechem. Mieli inne definicje uciekania po kryjomu, która w przypadku Jacoba nie uwzględniała wtajemniczania całej służby. To z kolei wykazywało niedojrzałość kobiety.

- Mam znajomych strażników przy północnej bramie. Pozwolą nam niepostrzeżenie wydostać się z miasta. Żadnych pytań, ani przeszukania. Potem ruszysz gdzie zechcesz. Czy to spłaca mój dług wobec ciebie? - zapytała, a Starr milczał przez chwilę.

- Jak już wspominałem interesują mnie wieści o Enzo. Wiesz coś o nim? - zapytał Cooper zmieniając nieco temat. Eloiza zdawała się być zaskoczona pytaniem.

- Cezar mówił raz, że za dużo kłapał dziobem i go uciszyli. Osobiście nie widziałam człowieka na oczy.

Enzo Castellari odkrył legendarne miasto i próbował ogłosić swoje odkrycie światu. Na drodze stanęło mu Black Cross z jakiegoś powodu chcące zachować wiedzę wyłącznie dla siebie.
Organizacja musiała wiedzieć o mieście wcześniej, ponieważ tylko "uciszyli" lurkera. Nie wydobywali z niego informacji. Nie było to dziwne przy dysponowaniu tego typu sprzętem, jaki widział u Zoi Clemes. Mógłby iść o zakład, że umożliwiał penetrowanie najgłębszych zakamarków podmorskich.

Wątpliwości jakie Cooper miał dotyczyły statusu Enzo: trup czy więzień oraz roli Cezara: członek Black Cross czy nie.

- Black Cross zabili Enzo, przez jego odkrycie. Myślę się? - zapytał Jacob z poważną miną. Wzruszyła ramionami.

- Naprawdę nie wiem.
Jacob patrzył przez dłuższą chwilę na kobietę. Wyglądało na to, iż dziewczyna rzeczywiście nie wiedziała, co było umiarkowanie ciekawym faktem. W willi była traktowana jako dziecko, ponieważ była najmłodsza, zatem równocześnie była chroniona przed zagrożeniami zarówno fizycznymi jak i informacyjnymi.
Nie znała świata poza swoją złotą klatką, poza momentami, w których wylatywała z niej z obstawą sokołów.

- Czy Cezar powiedział dokładnie: "uciszyli"? Co do głoski? - zapytał Jacob marszcząc jedną brew. Dziewczyna podała służącej do spakowania krótki kozik jednocześnie poddając w wątpliwość jej rozwagę w spakowaniu ostrza chociażby w rękaw.
Czarna kobieta zamknęła torbę, dając znać że wszystko gotowe, zaś Jacob przyjrzał się krytycznie.

- Wiem na pewno, że to miał na myśli. On zawsze liczy się z tym co mówi. Dlaczego pytasz?

Cezar nie należał do Black Cross, należał i dystansował się lub chronił siostrę przed informacjami. Teraz chciała zrzucić z siebie klosz ochronny w najgorszy z możliwych sposobów.

Jacob postawił torbę i postąpił kilka kroków w kierunku szlachcianki. Jego twarz przybrała smutny uśmiech. Delikatnie zdjął kaptur z jej głowy.

- Jeśli mogę coś zasugerować, to odradzam ucieczkę. Nie z powodu wieku. Bynajmniej. Jeszcze niedawno troje profesjonalnych zabójców nastawało na twoje życie. Profesjonalni, czyli nie tani. Skoro nie tani, to masz, lub twoja rodzina, wpływowych wrogów. Jeśli miałbym wyrokować na podstawie obecnej wiedzy, to postawiłbym na Black Cross. Nie dopadli cię tylko dlatego, że żyjesz tutaj, gdzie jesteś umiarkowanie bezpieczna. Jeśli wyruszysz sama, to wystawisz się antagonistom na tacy. A nawet jeśli uda ci się ukryć przed ich wzrokiem, to ktoś rozpozna w końcu twoją twarz. Wtedy dojdą do ciebie jak Tezaurus po nitce do Ardiany. Gdyby jakimś ekstremalnym szczęściem, wymagającym szlajania się po zakazanych miejscach, nikt cię nie rozpoznał, to jesteś młodą, śliczną kobietą. Nawet, jeśli odbierałaś lekcje samoobrony, to dopadnie cię kilka osób, siłą zaciągną do ciemnej uliczki i skrzywdzą na wszelkie sposoby w tym ten najdotkliwszy dla kobiety. Chyba, że wyjmiesz ten kozik z plecaka i ukryjesz go przy ciele w miejscu, z którego łatwo będziesz mogła go dobyć. Nożyk tutaj, na sznureczku byłby najlepszy. Ujdzie też miejsce tutaj i tutaj - delikatnie odkręcił prawą rękę kobiety położył dłoń na wewnętrznej części przedramienia, a następnie dotknięciem samych opuszek wskazał odpowiednie miejsce przy pasie oraz w górnej części uda.
Wierzchem dłoni łagodnie musnął jej policzek.

Gdyby Eloiza wyraziła w jakikolwiek sposób swoje niezadowolenie z ostrożnych i delikatnych działań Jacoba w dowolnym momencie gotów był powoli postąpić o dwa kroki do tyłu.

- [/i]Zakładając nawet, że będziesz miała broń w dłoni, zaś przeciwnik nie będzie się spodziewał uderzenia...[/i] - spojrzał na zegarek.




Czas uciekał.

- Przepraszam. Na czym to ja...? Ach, tak. Nawet jeśli nie będzie spodziewał się ataku, to czy będziesz potrafiła wbić mu ten kozik we właściwe miejsce? Będziesz potrafiła zabić? Wybacz, jeżeli się mylę, ale nie sądzę. Wnioskuję z obserwacji. Wnioskuję również, że nigdy nie uciekałaś. Uprzejma pani... - skłonił się służącej.

- ... pakuje cię. Ponownie przepraszam, jeśli się mylę, ale najprawdopodobniej sama nie bardzo wiesz co mogłoby być przydatne. Z całym szacunkiem, ale pani również nie do końca wie. Zawsze planuj gdzie się udasz. Podróżuj bez planu tylko wtedy, gdy to właśnie będzie planem - powiedział i cofnął się zatrzymując tuż przy torbie.

- Potrzebuję zobaczyć się z Cezarem. Nie wydam cię. Jesteś dorosła i sama jesteś w stanie podejmować decyzje za siebie. Żywię nadzieję, że weźmiesz pod uwagę opinię podróżnika i geniusza w jednej osobie. Czyli moją. Więcej. Nie kłopocz się, że Cezar cię nakryje, bo zajmę go, zaś w tym czasie będziesz mogła uciec.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline