Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2015, 10:35   #26
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Dopiero, gdy oddalili się na pół mili, Wendor zdjął kaptur. Jednocześnie jął się tłumaczyć. Po jego zachowaniu było jasne, że kierują nim nerwy. Jąkął się i stale uciekał wzrokiem gdzieś wgłąb knieji. Ismael nie miał czasu ani cierpliwości na podobne gierki.
- Dobra, dobra! Powiem! Co bym miał nie powiedzieć? Tylko nie machajcie tak tymi rękami. Toż to nie wiecie, że szanowny pan Fitzgerald ma upodobania w sodomii?
Wojownik nie skomentował tej wieści. Bardziej niż sam fakt zaskoczyło go to, że dowiedział się ostatni. Jako ochroniarz bywał już na balach, gdzie termin sodomii rozpoczynał długą listę tego, co ucztujący nazywali dobrą zabawą. Co do Fitzgeralda - prócz tego że był pracodawcą Garrosha, czarnoskóry uważał go za bliską osobę. Zwyczajnie dziwował się, iż nie zauważył żadnych symptomów.


Rozmowa z dzieciakiem w wiosce nie należała do najłatwiejszych. Smarkacz nie grzeszył inteligencją, a na dodatek był wyraźnie przestraszony. Wciąż wił się w uścisku wojownika niczym świeżo złowiona makrela. Kiedy tylko dowiedział się czego chciał, Garrosh puścił chłopaka i kiwając na Brike’a wskazał, by iść dalej. Choć nie zwykł ulegać emocjom, zaczynał robić się zły. Sprawy wymykały się spod kontroli. Do momentu spotkania Degana nie mówił już nic.


- Miałem przejściowe trudności - wytłumaczył od razu.
Twarz mu dziwnie stężała. Coś nie podobało się Garroshowi w zachowaniu mężczyzny.
- Mogłeś posłać człowieka z wiadomością!
- Nie chciałem się pozbawiać argumentów w negocjacjach z motłochem. Nie wiedziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć, z resztą…
Lecz nie dokończył swoich słów. Ismael podszedł do mężczyzny i zakończył jego perorę szybkim sierpowym. Cel ataku wykręcił się o sto osiemdziesiąt stopni, splunął trzonowcem.
- Nie jesteś tu od myślenia, Degan.
- Ty skur… - facet wnet zrobił się czerwony na twarzy.
Ale Ismael wiedział, że zbrojny nic nie zrobi w obecności ,,Fitzgeralda”. Ostatecznie diuk powiedział stricte, że to on będzie miał do dyspozycji anoterosa, nie na odwrót. Pozwalanie mu na taką samowolę byłoby błędem i naruszało pozycję samego Ismaela.
- Zbierajmy graty i wracajmy do Skilthry nim zastanie nas noc - powiedział Wiss, choć jego mina świadczyła, że to nie koniec konfliktu z Garroshem.


Jeszcze nie przybyli do miejsca, gdzie pozostawiono wóz, kiedy ochroniarz wyraźnie czuł, że jest coś nie w porządku. Wpierw dobił konia, aby zwierzę nie męczyło się dłużej. Dopiero wtedy zauważył, że brodzi w mieszaninie juchy oraz ludzkich wnętrzności. Krótko mówiąc, odbyła się tutaj istna jatka. Ciała żołnierzy oraz woźnicy były poszarpane, w wielu miejscach mięso wyrwano im całymi płatami.
- Wilki. Nadbiegły z lasu... uciekał... tutaj go dopadły, skoczył na niego i zagryzł - skonkludował Degan.
- Wilki albo coś więcej - pomyślał głośno Ismael.
Od razu podszedł do Wendra. Ponownie udawał, że z nim rozmawia. Odwrócił się.
- Weźmy ze sobą tyle, ile możemy. Po resztę wyśle się kogoś z miasta.
Nie zamierzał zostawać tu ani chwili dłużej, niż było to konieczne. Między dzikimi ostępami pośród wiosek czaiło się wiele niebezpieczeństw groźniejszych niż wilki. Bękarty morfy tylko czekały na kolejny łup.
- Prędzej - warknął już wyraźnie zły, samemu biorąc kilka tobołów, które przy jego gabarytach były ledwie luźnym bagażem.
Zobaczył i dowiedział się dość. Nie zamierzał jednakże niczego roztrząsać bez obecności swojego pracodawcy.
 
Caleb jest offline