Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2015, 11:08   #66
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację

Po perypetiach, które do tej pory przeszli, normalnym było, że nie wszystkim uśmiechała się dalsza podróż, zwłaszcza, że nie mieli pewności, że kupiec jeszcze żyje. Co swoje za fatygę też już zebrali z domu Klausa, więc najlepszym wyjściem byłoby porzucić pościg za porywaczami i cieszyć się z tego, co już sobie zawłaszczyli. Wróbel i Magnar jako pierwsi jednak obwieścili z pewnością w głosie, że należy ruszyć dalej, a zawtórował im Gustav. Człowiek, który najmniej pasował do tego otoczenia, miał ambicję, by zakończyć tę sprawę, czego nie mógł o sobie powiedzieć Hargin, którym targały wątpliwości. I chociaż pozostali nie byli co do tego przekonani, to w końcu ominęli truchło nieumarłego leżące na chodniku i podążyli w głąb kanałów. Co jakiś czas wciąż dostrzegali dziwne symbole, a Gustav w mig doszedł do tego, że belki umieszczone pod odwróconym trójkątem muszą sugerować coś a'la kolejne pokonane strefy, gdyż z każdym kolejnym krwawym symbolem, ilość belek się zwiększała, by w końcu przejść w okręg, co mogło oznaczać, że dobrnęli w końcu do miejsca, w którym należało się zatrzymać. Zresztą, chodnik urywał się nieopodal przy ścianie i nie było zbytniego pola manewru. Wyglądało to tak, jakby ktoś porozumiewał się prymitywnymi znakami, sądząc, że nikt nie odkryje ich znaczenia.

Nauczeni doświadczeniem, zaczęli rozglądać się za jakąś zapadką, czy innym cholerstwem i już po kilku dłuższych chwilach Meinholf zlokalizował luźniejszy kamień. Przydusił go, jakiś mechanizm zagrał w ścianie i ta po chwili odsunęła się, ukazując im kolejny wykuty w surowej ścianie portal. Z uniesioną bronią ruszyli z wolna tunelem w tym samym szyku, co poprzednio, a Wróbel znów musiał się mocno pochylać, by nie wyrżnąć głową o ostre krawędzie skał zwisających z sufitu. Jak się okazywało, po kilkunastu metrach prostej drogi szlak schodził pod sporym kątem, co oznaczało, iż kierują się w jeszcze niższe rejony znajdujace się pod miastem. Powietrze było tu suche i ciepłe, ciężko się oddychało, co w połączeniu z odorem, jaki rozsiewali Meinholf, Wróbel i Magnar, stawało się wręcz nie do zniesienia. Zwłaszcza idący na przedzie Zabójca nie czuł się zbyt dobrze - zranione ramię nabrzmiało i pokryło się pajęczynką błękitnych naczynek, co nie rokowało zbyt dobrze. Przy każdym ruchu nadgarstka Nargondsson odczuwał ból, co mogło mieć swoje następstwa w czasie walki. Jednak khazad wciąż zdawał się nic sobie z tego nie robić - a przynajmniej nie okazywał tego pozostałym.

Nie wiadomo było, o czym myślał Magnar, czy może jednak miało na to wpływ jego samopoczucie, w każdym razie poczuł nagle, jak jego prawa noga zahaczyła o coś cienkiego, podnosząc gdzieś w głębi tunelu donośny dźwięk dzwonka. Krasnolud zerknął pod nogi, dostrzegając, że zaczepił o jakąś stalową linkę przewieszoną wszerz tunelu i zaklął siarczyście, że dał się nabrać na tak prosty trik. Nim zdążył ogarnąć sytuację, poczuł kilka ukłuć w okolicy ramion, a gdy spojrzał na nie, zobaczył tylko niewielkie, żółte lotki i cienki drzewiec. Kolejne dwie strzałki wbiły mu się w policzki. Doszło do niego, że zostali zaskoczeni, po czym pociemniało mu przed oczami i mroczna kurtyna nieświadomości spadła na jego umysł, wyłączając mu wszystkie zmysły.

Khazad padł, jak podcięty, a pozostali dojrzeli w mroku małe, niepokojące ślepia. Ich właściciele nie zamierzali się ukrywać i już po chwili naprzeciw kompanii wyszły trzy osobniki, o których do tej pory słyszeli tylko w legendach i fatalistycznych pieśniach bardów.


Niskie postaci o nieludzkiej sylwetce, ze skórą pokrytą szarym futrem łypały na nich różowymi, niepokojącymi ślepiami. Długie, mięsiste ogony wijące się między zakończonymi szponami stopami przypominały im wielkie glisty, a podłużny pysk przywoływał na myśl przerośniętego szczura. Wiedzieli już, że legendy nie kłamały - szczuroludzie naprawdę istnieli i byli przerażający! Dwóch osobników z przodu dzierżyło wyszczerbione miecze, na które z pewnością należało uważać, natomiast trzeci trzymał w dłoni coś, co przypominało sporą, drewnianą rurkę wydrążoną w środku i nakładał do niej małe strzałki o żółtych lotkach.
- To człowieki i brodaci! Brać ich-brać ich! Skrreth chcieć ich mieć-chcieć ich mieć! - Wycedził łamanym reikspielem ten z rurką.
W jego sposobie mówienia było coś niepokojącego i odrzucającego, a na jego słowa dwóch szczuroczłeków z przodu ruszyło w stronę Hargina sprawdzającego, co z Magnarem. Ich ruchy były nienaturalnie szybkie, a odgłosy, jakie z siebie wydawali sprawiały, że wszystkim zjeżyły się włosy na plecach.


Nawet, jeśli Magnar padł, to wciąż mieli przewagę liczebną. Tak przynajmniej myślał Duży, gdy poczuł dziwne, niezbyt bolesne ukłucia na szyi. Po chwili zakręciło mu się w głowie, ale pod palcami szybko wymacał dwa niewielkie przedmioty, które okazały się być strzałkami. Odrzucił je, zerkając za siebie. Tam, z góry, nadciągało bezgłośnie trzech kolejnych szczuroludzi. Dwóch z okutymi pałkami, chroniąc trzeciego z takim samym miotaczem strzałek, jak miał ten z przodu. Wróbel poczuł nagle, jakby wypił co najmniej ze trzy litry wina i miał je zaraz zwrócić. Widział podwójnie, ale wciąż trzymał się na nogach, choć nie był w stanie określić, czy się już ruszył, czy jeszcze stał w miejscu. Nagle wymówienie zaledwie kilku słów ostrzeżenia w stronę kompanów stało się zadaniem tak trudnym, jak policzenie do dziesięciu po ostrej libacji. I dlaczego w jednej chwili Wróblówka zaczęła mu tak ciążyć, że ledwo mógł ją utrzymać? Zbliżające się szczurze gęby zaczęły się rozmywać, ale skoro wciąż stał, mógł im pokazać, gdzie ich miejsce! Albo polec, próbując...
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline