Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2015, 18:44   #50
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
- A ty znowu wracasz do swoich fantazji? - Załamał się muzyk nad monotematycznością kojota. - Lepiej byś szybko zaczął odróżniać prawdę od złudzeń.
- Widzę Kojocie, że nie mamy o czym rozmawiać.Twój umysł, jak u większości zmiennokształtnych, nie wytrzymał próby jaka na nas spadła. Jesteś bardziej szalony niż najstarszy Malkavianin. - Bojan zamyślił się i dodał po chwili - Twoje zachowanie i niewątpliwa choroba stanowią zagrożenie dla nas wszystkich. Trzeba się będzie zastanowić, co z tym fantem zrobić. Na razie jednak mamy poważniejsze problemy. Nie martw się jednak nie zapomnę o tobie - kącik ust wampira uniósł się w jakże wymownym uśmieszku.
- Ja wracam do fantazji? - Nuwisha warknął na Stefana a spomiędzy jego ostrych kłów prysnęły stróżki śliny. - Czy to nie ty ignorujesz to co od dwóch dni próbujemy ci powiedzieć, i wierzysz we wszystko co mówi ci odziany całkowicie na czarno szemrany typ, który dla podkreślenia swojego wizerunku zapuścił demoniczną brodę? Masz rację Stefan… wierz jemu, ja jestem przecież pojebany i mało wiarygodny… - Później kojot popatrzył jeszcze na Bojana i zmarszczył nos obnażając nieco kły.
- Możesz prowokować mnie do woli, ale nie wyprowadzisz mnie z równowagi tak jak Tygrysa, mnie nie przegadasz zwykłymi złośliwościami… - Potem jednak przeniósł spojrzenie na Bertolda jakby przypominając sobie o jego obecności.
- A właśnie… Co mu się stało w mordę?- Zapytał wskazując paluchem na jego pozbawioną ust twarz.
-Zapewne za dużo gadał - odparł Arthur na ostatnie pytanie kojota - I zapewne było to cholernie denerwujące i wprowadzające chaos i niezgodę… Kto wie, może jakieś oskarżenia których nie umiał udowodnić. Albo zwykła paplanina bez sensu.
- Nasz drogi książę prawdopodobnie jest wplątany i w jakiś sposób odpowiedzialny za atak, który nastąpił. Dlatego też w ramach profilaktyki, a jednocześnie kary wprowadziłem mała modyfikację w jego fizjonomii.
Mohini od pewnego czasu zaczęła ignorować otoczenie. Jak oni ją, to ona ich. Z czułością ocierała chustą, pysk kojota, gdy ten się zapluł podczas swojej tyrady.
- No proszę, mężczyźni w końcu zaczęli debatować - mówiła cichutko sama do siebie, aktualnie przebywając w swoim, lepszym świecie. Opatrzyła Nuwishy także zakrwawione uszko, dmuchając na ranę by mniej szczypała. - Nie martw się kotku, zostaniemy tutaj razem, zły wilk niech idzie na stracenie, nie będziemy za nim tęsknić… za rusem też nie, nie, nie, nie - powtarzała kojącym i melodyjnym głosikiem.
- Może zabierz go do punktu medycznego? Tam pewnie mają jakieś maści czy inne na rany. - Zasugerował Stefan zwracając się do Mohini.
Spojrzała zdziwiona na Stefana
- Ojej ty tu jesteś… niezauważyłam cię… - zawstydziła się, a może nie, wampirzyca. - Tak, tak… zabiorę ale najpierw chcę wiedzieć co robicie, muszę wiedzieć, muszę...
- Dyskutujemy. - Muzyk nie zamierzał wdawać się w pogaduszki z ravnoską.
- Skoro Bojan mi grozi to nie zamierzam tu zostawać, i tak przybiegłem tu tylko dlatego, bo myślałem, że zrzucą na nas napalm. I jakby nie było, Walther zakazał mi tu przychodzić, więc pójdę sprawdzić co się tam dzieje. - Kojotołak przekręcił głowę chcąc by Mohini przestała już miętosić jego zwierzęce ucho.
- Dzięki za wyjaśnienie, bo nie zauważyłam - mówiła bardziej do siebie - Debil… - sposępniała wpatrując się ni to w kojota, ni w ścianę. Na protesty łaka tylko bardziej go przytuliła. - Nie możesz, jesteś ranny, a ja jestem kluczniczką, także twoją obecność w bunkrze biorę na siebie - mówiła z lekkim smutkiem, jakby wiedziała, że i tak w końcu zostanie sama.
- Kluczniczką? W sensie… woźną? - Skowyt popatrzył na Mohini ze zdziwieniem.
- Taaaaaak… mam wszystkie klucze od Walthera - odparła zdziwiona.
- A klucz do składu broni i amunicji, o którym Walther zapewne zapomniał mi wspomnieć się u ciebie znajdzie? - Odparł Kojot.
Mohini zamyśliła się, tarmosząc zdrowe ucho Nuwishy. Przez chwile wpatrywała się w sufit. - M-może? Zresztą ja i tak nie potrzebuję kluczy… - posłała łakowi szeroki uśmiech.
- Arinf masz jakieś narzędzia dostosowane do zwiadu? - Garou zadał pytanie milczącemu dotąd Rosjaninowi - No i jak rozwiążemy problem z krótkofalówkami?
- Najlepiej byłoby znaleźć źródło sygnału zakłócającego, ale mogą je równie dobrze trzymać na jakimś okręcie, trzeba sobie radzić bez radia, chyba, że komuś się poszczęści i okaże się, że sygnał zakłóca coś co zrzucili z samolotu. Wtedy trzeba to coś zepsuć, ale nie wiem czy to prawdopodobne. - Mruknął kojot.
-Tak czy tak, musimy wyjść i do momentu odnalezienia tego czegoś musimy się komunikować. Przecież nie pójdziemy we 2 z Arinfem obok siebie… To ma być zwiad a nie przedszkole za rączkę… - westchnął wilkołak
- Zabierzcie broń, ja pójdę sam, do gawry Walthera, może siedzi tam z Monicą. Jeśli mogę coś doradzić, sprawdźcie okolice drzewa, przez które wszedłem do Umbry. Może te wszystkie chmury nie są efektem ataku, może Walther zaczerpnął z mocy totemu i uruchomił jakiś system ochronny, który ma ich odstraszyć. -
Stefan zaniemówił załamany skłonnościami samobójczymi kojota, oparł się o biurko i ukrył twarz w dłoni.
- Nie, nie, nie wykluczone - zaoponowała wampirzyca - Nigdzie sam nie pójdziesz! Temu wyliniałemu łachudrze, źle z oczu patrzy… na pewno zgada się z Assamitą i zaatakują cie w ciemnym zaułku! - posłała oskarżycielskie spojrzenie na Arinfa i wilkołaka. - Zostaniesz tutaj ze mną, poszukamy ci broni, pamiętam jak się przemądrzałeś na temat umbry, ja takich spraw nie zapominam… muszę ci coś pokazać… idziesz ze mną! - kazała jak stara matrona.
- Miej trochę wiary kobieto… Bojan ma w jednym rację, wampiry mniej się tam przydadzą. Zostańcie tu z nim, Stefanem i księciem. Znajdźcie jakąś broń i ufortyfikujcie się do naszego powrotu…. Co mi chcesz pokazać? - Kojotoczłek zmrużył ślepia i przyjrzał się wampirzycy w podejrzliwy sposób.
- Idiota, no po prostu idiota. A podobno to oni mieli nas nauczać - mruknął pod nosem Arthur i usiadł na biurku obok Stefana Wróciwszy do swej formy homida.
Ilość wygadywanych absurdów przekroczyła dopuszczalne granice, przynajmniej te będące normą dla Bojana. Stary Tzimisce spojrzał z politowaniem na całą gromadkę i ruszył w stronę drzwi. Będą już w progu odwrócił się i powiedział:
- Niech zatem będzie jak chcecie. Ja nie zamierzam wam niczego narzucać. Róbcie sobie co uważacie za słuszne. Jednak ostrzegam, że wszelkie działania osłabiające poziom bezpieczeństwa w bunkrze, jak i na całej wyspie będę karał z całą surowością. Zapamiętajcie to sobie.
Po tych słowach wyszedł z pokoju.
- Taak. - Stefan przerwał panującą po wyjściu Tzimisce ciszę. - Widziałem coś co się wam może przydać podczas zwiadu w zastępstwie radia. Niedługo wrócę. - I poszedł w ślady Bojana, choć w bezpiecznej odległości by przypadkiem nie nadziać się na jego gniew.
Na to właśnie rusek czekał. Czekał aż główne obiekty znikną z pola widzenia i zasięgu słuchu.
- Jaki u kurwy krąg przywołań? - zapytał od razu i bez ogródek Mohini. Wiedział, że kobieta obecnie na niego prychała, ale i tak zawsze warto było spróbować.
Mohini w zamyśleniu a może roztargnieniu lub jeszcze innym stanie umysłu, miętosiła zdrowe ucho Skowyta. Czy to już było drugie ostrzeżenie w jej kierunku? Czy Bojan nie może się zając własnym chujem tylko jej się czepia? Zwężonymi oczkami obserwowała jak wampir wychodzi, przełykając przekleństwa w ojczystym języku. Rozlana mamałyja jak nazywała Stefana także sobie polazł… i dobrze, nie mogła patrzeć na jego rozjechaną twarz z grymasem ciągłego niewysrania. Kolejny, który coś ma do jej osoby, ale brakuje mu jaj by to powiedzieć patrząc prosto w oczy. Matka miała rację, że to kobiety rządzą tym światem, faceci są na to zbyt durni.
- Znalazłam pewne drzwi… - na wpółszepnęła do Nuwishy, całkowicie olewając osobę Assamity - “Problem” w tym, że teoretycznie ich nie ma, bo miejsce w którym są jest “niedostępne”... wytłumaczę ci później - poklepała go po łbie odsuwając od siebie. Płynnym krokiem podeszła do peryskopu i przez chwilę obserwowała otoczenie. Widać było, że hinduska bije się z myślami.
Olała go. Tego się spodziewał w sumie, ale z drugiej strony wkurzyło go to. Podszedł więc do kobiety i stanął za nią kiedy ta wyglądała na zewnątrz.
- O co ci u chuja chodzi? O tamten strzał w twarz? Ja pierdole. Babo, tak nie zajedziemy daleko jeśli ty będziesz cały czas ignorowała każdego kto kurwa powie do ciebie złe słowo. Tak cię to boli? Będzie ci lepiej jak to ty mi przywalisz? Ok. To przywal, rzuć swoją zasraną iluzję, ale przestań mieć wszystkich w dupie i utrudniać przeżycie całemu zgromadzeniu - powiedział do niej, o dziwo nawet nie unosząc głosu.
Wyczuwając czyjąś obecność za sobą, oparła swoje biodra o mężczyznę.
- A co to? Za długo w celibacie, że najpierw bijesz a teraz zachodzisz od tylca? - odwróciła się z bojową miną w stronę Arinfa. - Gadaj zdrów jałopo, to ty się zachowujesz jak ostatnia pizda… i to ty niby w wojsku byłeś? W siłach specjalnych? Kurwa kłamią ci prosto w oczy a ty nawet nie zauważasz? Jest taka zasada, że jak toniesz i ktoś cie ciągnie w dół to ucinasz mu łapy by cie nie chwytał… właśnie to robię, nie mam zamiaru współtańczyć z kretynami.
- Serio myślisz, że nie widzę, że Bojan coś kręci? To ślepy by zauważył - powiedział już nieco ostrzej, ale dalej nie miał zamiaru sam dotykać Mohini. - Wiesz dlaczego kurwa milczę? - warknął, ale po chwili zorientował się, że chyba powiedział za dużo, ale ok. On pizda?! On?! Tego było za wiele!
- To Bojan zabił khana.
Zrobiła krok w tył by móc się przyjrzeć rozmówcy. Nie do końca była pewna jak zareagować. Mówi prawdę, kłamie? A może odwraca jej uwagę. O nie, nie da się tak łatwo zbić z pantałyku, nie będzie jej obcy facet bił i to jeszcze kurwa biały.
- Zesrał się, a nie zabił - powiedziała dobitnie, choć niemrawym głosem, i popatrzyła na resztę osób znajdujących się w pomieszczeniu by sprawdzić ich reakcję.
Berthold siedział w kącie tuż przy konsoli i obserwował wszystko z wyraźnym przerażeniem. Wodził tylko wzrokiem od jednej osoby do drugiej.
Nie wiedział co miał jeszcze niby na to powiedzieć.
- Nie chcesz wierzyć to nie, ale wiem co widziałem, a nie było to nic czego bym komukolwiek życzył, nawet Polakom.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline