Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2015, 20:15   #3
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Nigdy nie pozwalała sobie na to, aby zmęczenie uniemożliwiło jej realizację wyznaczonych celów. Zawsze była zdyscyplinowana, odpowiednio planowała swój czas. Dzięki temu znała swoje limity, ograniczenia, wiedziała kiedy zmęczenie osiągnie taki pułap, że już musi odpocząć. W tym przypadku miała jeszcze trochę rezerw. Na spotkanie z klientką w zupełności wystarczy, aby zrobić dobre wrażenie.

Zaskoczona podejściem do niej koleżanki z pracy, jeszcze bardziej jej zachowaniem Lotte wyciągnęła samrtfon i trzema muśnięciami palca włączyła dyktafon. Robiąc to udała, że patrzy na godzinę i wymownie ponagla Jenne (?), aby przeszła do meritum. Nie musiała nawet zakładać, że coś ciekawego w tejże rozmowie padnie, miała nawyk żeby nagrywać co poniektóre rozmowy w pracy. Osobiście nie doświadczyła jakichś większy problemów, ale jej koleżanka ze studiów miała przykre incydenty na praktykach, które w sumie można było nazwać mobbingiem, wręcz molestowaniem. Dlatego przestrzegła ją i wyczuliła na takie właśnie ewentualności. Materiał w postaci nagrania to silny dowód we wszelakich kwestiach spornych. Czasem i nawet świetny atut żeby wywrzeć na kimś odpowiednie wrażenie. Takie są czasu, że trzeba być czujnym i korzystać z dobrodziejstw technologii.

Im dalej ciągnęła swój płaczliwy wywód jej koleżanka, tym Lotte co raz bardziej zastanawiała się nad tym co w ogóle jej odpowiedzieć. Delikatnie zabrała rękę, którą ujęła Jenna, gdy ta rozpłakała się i spojrzała nań. Jej niebieskie oczy okraszone subtelnym, starannie dopracowanym makijażem, przez chwilę wwiercały się wręcz w jej duszę. Nie potrzebowała dużo czasu na zastanowienie się nad odpowiedzią, szkoda było jej go tracić.

- Moja droga czy wiesz co to jest profesjonalizm? – Nie pozwoliła jej nawet zastanowić się nad odpowiedzią. – Polega on na tym, między innymi, że nie miesza się spraw zawodowych z prywatnymi. To tylko przynosi straty i to dla wszystkich stron. Naprawdę uważasz, że to co teraz powiedziałaś było na miejscu? Każdy ma swoje problemy, każdy przeżywa swoje dramaty. Zapewniam cię, ze w tym momencie w ogóle nie interesuje mnie twój mąż, dzieci, albo kredyty.

Mówiła spokojnym, ale chłodnym tonem, cały czas patrząc jej głęboko w oczy. Zastukała dwa razy wysokim obcasem, robiąc krótką pauzę, podkreślając wagę swoich słów. Trzeba przyznać, że uwielbiała wysokie obcasy. Nie potrzebowała „dodawać” sobie wzrostu, uważała, że mając 171 centymetrów nie potrzebowała takich zabiegów. Zakładając je na nogi czuła się po prostu inaczej, lepiej, silniej i bardziej seksownie.

- A może ty przyszłaś tu z polecenia szefa? Może masz mnie sprawdzić, jak się zachowam, co zdecyduję? Nieważne zresztą – westchnęła kiwając przecząco głową – z jakiegokolwiek powodu, czy tego co podajesz, czy dla szefa, albo może nawet po prostu żeby ukraść mój projekt i wybić się dzięki niemu... Odpowiedź brzmi nie. Nie oddam tobie mojego projektu, nad który tak ciężko pracowałam. I wcale nie jest mi z tego powodu przykro.
Spojrzała wymownie na telefon, stwierdzając, że za dużo czasu poświęciła tej rozmowie. Mimo, że wcale tak długo ona nie trwała. Zrobiła dwa kroki, po czym odwróciła się i dorzuciła jakby od niechcenia.
- Jak wszystko wyjdzie pomyślnie i ten projekt okaże się strzałem w dziesiątkę, to może zastanowię się czy nie poprosić szefa o asystentkę. Może i zasugeruję twoją osobę. Jednak wiedz, że zwykła rozmowa o pogodzie i twojej sytuacji życiowej nie sprawi, że będziesz nią długo. Nawet nie znam twoich możliwości, nie wiem czy jesteś dobra, sumienna i pracowita. Może pomyłką jest to, że tu pracujesz, a może masz talent. W każdym bądź razie chętnie dam ci dugą szansę, bo tym brakiem profesjonalizmu straciłaś w moich oczach. Trzymaj kciuki.

Jenna rozpłakała się ponownie, wzięła swoją torebkę i nerwowym krokiem wyszła z pokoju mijając Lotte. Patrząc przez chwilę na znikającą postać koleżanki przeszło jej przez myśl czy w ogóle Jenna mogła stracić w jej oczach, jeżeli nie miała o niej żadnego zdania. Chyba rzuciła to tylko dla dramatyzmu. Uśmiechnęła się, ale teraz musiała swoje myśli nakierować na inny tor. Teraz musiała być profesjonalna, konkretna. Przedstawić projekt tak, aby od razu zachwycił klientkę. Wyłączyła dyktafon i sprawdziła, czy nagranie zapisało się, po czym schowała telefon do kieszeni marynarki. Teraz przede wszystkim trzeba było udać się na spotkanie.

Jest i ona – pomyślała.

Weszła do pomieszczenia, w którym siedziała starsza pani. Zadbana, dobrze ubrana, z małym psiakiem rasy York. Wyglądała na sympatyczną kobietę, taką babcię, do której idzie się z każdym problemem, a ona wysłucha, nie oceni i pocieszy. Na takie trzeba najbardziej uważać, może się okazać, że jest jaka ta z filmu „Starsza pani musi zniknąć” – przyszła jej natychmiast kolejna myśl. Otworzyła drzwi, uśmiech wykwitł na jej twarzy.

- Witam serdecznie. Nazywam się Lotte Visser. Mam nadzieję, że podoba się pani nasze biuro. – Rozpoczęła sympatycznym tonem głosu, mając na uwadze, że oczy muszą uśmiechać się wraz z ustami. Nie ma gorszego efektu jak przyklejony uśmiech, nieszczery, który wręcz odpycha.
- Witaj złociutka. Ale młoda dziewuszka i już dali ci tak trudne zadanie, jak mój domeczek?
- Trzeba mieć ambicje, a połączona z pracowitością jest dobrą podstawą sukcesów. Cieszę się, że dano mi tą szansę wykazać się. Jaki śliczny psiaczek, ojejku.
– Spojrzała na psa i lekko nachyliła się do niego, jednak żeby nie zaliczyć wpadki nie próbowała go głaskać. – Jak się wabi to cudo?
- Och tak, moja duma ma na imię Wallac. Przywitaj się z panią kochanieńki
– skierowała w stronę Lotte pieska, który na szczęście nie miał ochoty jej pogryźć, albo zacząć szczekać. Polizał ją po palcach, jak ona delikatnie je do niego skierowała.
- Madame Flenboyante czy mogły byśmy umówić się na jutrzejszy dzień, aby omówić projekt, który przygotowałam dla pani i Wallaca jak mniemam? – zaczęła.

Kobieta trochę ponarzekała, że chciałaby już dzisiaj, bo jest ciekawa jak to będzie wyglądać i czy uwzględniono wszystkie jej wytyczne. Wyraziła również swoje zaniepokojenie czy ten projekt w ogóle został przygotowany i że może coś jest nie w porządku z nim, może jest za dużym obciążeniem dla tak młodej osoby. Na szczęście Lotte cierpliwie i z dużą dozą serdeczności, przekonywała starszą panią, że jutrzejszy dzień będzie dobry na spotkanie, a projekt jest gotowy, jednak potrzebuje odpowiedniej prezentacji. Dodatkowo zwróciła uwagę, że staruszka ma świetny gust i rewelacyjne wyczucie smaku. Po wdaniu się w konwersację dowiedziała się, że to jej syn kupuje dom dla nich, ponieważ dorobił się na swojej firmie budowlanej. Lotte nie omieszkała zachwalić postawy syna wobec matki i stwierdziła, że to w dzisiejszych czasach rzadkość żeby dzieci tak dbały o rodziców. Po dłuższej konwersacji na temat jej syna i spraw rodzinnych, w końcu staruszka stwierdziła, że będzie miała dobry powód żeby wyjść jutrzejszego dnia z domu i spotkać się z sympatyczną, jak nieomieszkana zauważyć, młodą architekt. Napomknęła, że w jej wieku każdy powód jest dobry, aby wybrać się z wizytą do ludzi i móc z nimi poprzebywać. Umówiły się więc na dziesiątą rano następnego dnia.

Po odprowadzeniu starszej pani w stronę wyjścia, do windy i kolejnych wymianach serdeczności oraz zapewnieniach, że z projektem jest wszystko w należytym porządku, w końcu mogła się z nią pożegnać. Gdy drzwi windy zamknęły się, Lotte odetchnęła z ulgą. Wolała mieć ten jeden dzień więcej na odpoczynek, żeby mieć werwę do odpowiedniego zaprezentowania projektu oraz przygotować ładną graficzną oprawę. Wszak staruszka na suche rysunki techniczne nie będzie chciała patrzeć, muszą być dodatkowe grafiki. Dziewczyna chciała ją zachwycić i oczarować, trzeba wypaść najlepiej jak to tylko możliwe.

Wracając spokojnym krokiem do swojej „kanciapy”, ponieważ pokojem, ani gabinetem tego nie można nazwać, poczuła wibracje w kieszeni. Przyszedł sms od Daniela: „Flaszka wieczorem?”. Odpisała, że jasne, chętnie, do zobaczenia wieczorem. Po pracy miała zamiar zajść do manicurzystki, chwilę zrelaksować się i zadbać o swoje dłonie i pazurki. Zdecydowała jednak, że najpierw zajdzie do kuchni żeby napić się herbaty, potrzebowała zrobić drobną pauzę. Porozmawiała z dwoma znajomymi, którzy też zrobili sobie przerwę na kawę. Dopiła herbatę i udała się do swojego pokoiku.

Po drodze napotkała szefa, który powiedział, żeby do niego przyszła, ponieważ chce zobaczyć projekt pani Flenboyante.


Lotte nie zastanawiając się wykonała polecenie i kilka minut później znalazła się w gabinecie szefa. Tak, to był gabinet w pełnej krasie. Ładnie zaprojektowane duże wnętrze, nowoczesny design w kolorach stonowanej pomarańczy połączonej z szarościami. Meble pokazujące status, majętność i profesjonalizm z dbałość o każdy detal, również w dodatkach. Wszak w pracowni architektonicznej wnętrza są wizytówką firmy.
Rozmowa przebiegała w sympatycznym tonie, ale była za razem konkretna i na temat. Szef w końcu stwierdził, że jest zachwycony tym projektem. Uznał, że Sophie włożyła dużo pracy, wysiłku oraz że ma niesamowitą kreatywność i przykłada uwagę nawet do najmniejszych detali. Po krótkim zachwalaniu, zaproponował wspólną kolację. Lotte z chęcią zgodziła się i umówiła na jutrzejszy wieczór.

W bardzo dobrym humorze wróciła do swojego pokoju. Nie dość, że była zadowolona z projektu, szef ją docenił, to jeszcze umówiła się z takim przystojniakiem na kolację. Ten dzień zaliczyła do udanych dni mimo, że jeszcze się nie skończył. Była jednak przekonana, że nic go nie zepsuje. Na dodatek miała nadzieję, że jutrzejszy może być jeszcze lepszy niż ten. Z oczywistych powodów wszakże.

Zadzwoniła do swojego ulubionego salonu piękności i umówiła się na dzisiaj do manicurzystki. Nie było z tym problemu, była tam stałą klientką. Przychodziła często z jakimiś smakołykami dla personelu i zostawiła dobre napiwki, jeśli była zadowolona z usług, a przeważnie była. W takich okolicznościach jak mogli nie wygospodarować dla niej czasu mimo, że grafik mieli zajęty? Uporządkowała parę drobnych spraw w pracy, chwilkę posiedziała nad graficznym aspektem projektu starszej pani i wybiła godzina, że mogła zakończyć dzisiaj pracę. Wzięła swoją torebkę, zarzuciła na ramię marynarkę i wyszła z firmy.

Tak jak wcześniej sobie zaplanowała udała się do salonu piękności „Layla”. Podróż samochodem zajęła jej jakiś kwadrans. Posiedziała tam z dobre 90 minut, ponieważ oprócz paznokci i dłoni zaproponowano jej rewelacyjną nowość, która dopiero co przyjechała z Japonii – maseczkę do twarzy. Ceniła sobie wszystkie kosmetyki z tego państwa, ponieważ cechowały się wysoką jakością, a efekt był widoczny i zachwycający. Wszak jutro miała randkę, więc chętnie skusiła się na taki zabieg. Zadowolona zarówno z gładkiej skóry twarzy jak i wypielęgnowanych rąk udała się do domu.

Gdy klucz zgrzytnął w drzwiach Daniel wychylił się z fotela na którym siedział i wyjrzał przez otwarte drzwi swojego pokoju. Na stole przed nim leżał złożony pistolet, smary i szmaty. Niektóre brudne, inne czyste. Co dziwniejsze stał tam też zmywacz do paznokci, który musiał sobie przywłaszczyć z łazienki. Pod ręką miał praktycznie już wypite piwo, a w dłoni na w pół spalonego papierosa. Widząc siostrę uśmiechnął się:
- Cześć.
- Hey.
- odparła również z uśmiechem. Powiesiła torebkę na wieszaku, po chwili zdjęła marynarkę i ją również zawiesiła. Szybkim ruchem zrzuciła buty, które poprawiła żeby równo stały i wskoczyła w wygodne kapcie.
- Jak ci dzień minął? - weszła do pokoju, w którym był brat.
- Strzelnica. - wskazał papierosem na leżącą przed nim broń. - Flaszka jest w lodówce. Były tylko kolorowe. A Tobie? Jak projekt?
- Czego mogłam się spodziewać, zawsze chodzisz na strzelnicę
- odparła spokojnie i nadal z uśmiechem. Poszła do kuchni, otworzyła lodówkę, w między czasie rzuciła - Projekt? W sumie świetnie. - Wzięła wódkę oraz szklankę, wrzuciła trochę lodu, zalała jedną trzecią alkoholu i sięgnęła po Sprite, który dolała prawie do końca szklanki. Wróciła do pokoju.
- W sumie wychodzi na to, że to jeden z moich najlepszych projektów. Nie chce zapeszać, ale szef mnie pochwalił, a jutro zobaczę co powie klientka w pełni. Ona w końcu decyduje.
Gdy przyszła piwa już nie było.
- Bratu nie przyniesiesz?
Wstał gasząc papierosa w popielniczce. Nieśpiesznie poszedł do kuchni i zaczął sobie przygotowywać drinka. Z szkła i whisky.
- Będzie jak zwykle. Czyli dobrze. Będziesz miała trochę spokoju, jutro wyjeżdżam.
- Wyjeżdżasz?
- Poszła za nim i znów stanęła we framudze, tym razem drzwi od kuchni. - To ci niespodzianka, a gdzie jedziesz? Chociaż ciekawszym jest czemu jedziesz i z kim? - Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona, wszak brat nie lubił wyjazdów, a jeśli jeszcze powie, że z ludźmi zabiera się na jakąś wycieczkę, to już w ogóle będzie zabawnie. Daniel upił łyka, skrzywił się, ale lekko teatralnie. Zawsze musiał jakoś okazać niezadowolenie, gdy pił Burbon. Kukurydziane pseudo whisky jak kiedyś to powiedział. Oparł się o blat stołu kuchennego.
- Obóz strzelecki. Rozczaruję ciebie, nie z kochanką a z chłopakami ze strzelnicy, jej właścicielem i komendantem policji.
- Obóz? Czyli znowu będziecie strzelać tylko w innym miejscu niż strzelnica. Robi wrażenie - zaśmiała się - naprawdę chcesz jechać? Czy może o coś innego chodzi?

Upił kolejny łyk.
- Człowiek nie jest istotą samowystarczalną, dlatego musi prowadzić kontakty z innymi ludźmi. Szczególnie w naszej cywilizacji, w której rządzi kumoterstwo i nepotyzm.
Czasem zdarzało mu się przekazywać siostrze swoje myśli o obecnej kondycji gatunku ludzkiego. Nigdy nie były one optymistyczne. Chwilę milczał, Lotte wiedziała, że się zastanawia czy coś jeszcze dodać. W końcu ponownie napił się burbona.
- No i komendant to ojciec laski, którą aktualnie bzykam za jego plecami.
Lotte wzięła porządnego łyka drinka, po czym odparła spokojnie, choć wyraźnie zaciekawiona.
- Ludzie to chuje, według twojej teorii, w pewnej części też i mojej, więc darujmy sobie wywody o kontaktach międzyludzkich. Więc po to jedziesz, bo jej staruszek będzie tak?
- I tak to rozważałem. To dodatkowy argument.
- Wydaje mi się, że ten argument przeważył, a nie był dodatkowy.
- Czemu miałby przeważyć? To nie jego pieprzę.
- Oj przestań, uwielbiasz takie sytuacje. Ją pieprzysz, jej ojciec nie wie, a ty świetnie się w tym odnajdujesz. Nie wiem z czego dokładnie czerpiesz tą chorą satysfakcję, ale czerpiesz ją.
- Adrenalina związana z koniecznością ukrywania się. Niepewność jako dodatkowy stymulant.

Daniel dopił whisky i nalał sobie ponownie, znowu nie żałując.
- Pasuje to do ciebie. By the way, rodzice pytają o ciebie. Nie kontaktowałeś się z nimi od dawna. Chcą wiedzieć jak sobie radzi ich synek.
- Wyślę maila jak wrócę. Co u nich?
- Sam dowiedz się, mnie nie pytaj. Pomyśl może o telefonie do nich, albo pogadaj na Skypie. Rzadko kontaktujesz się z nimi, tęsknią.

Przemilczał uwagę siostry.
- Kiedy wracasz z tego wyjazdu? - Upiła kolejny większy łyk. Jeszcze jeden i będzie po drinku. Natomiast jej brat wzruszył ramionami.
- Parę dni, nie zapytałem. Napiszę smsa jak zajadę i się dowiem.

Tak jeszcze rozmawiali z dobrą godzinę. Lotte w końcu stwierdziła, że chce szybciej położyć się, bo ma jutro ważne spotkania i pożegnała się z bratem. Nie była pijana, wypiła jeszcze drugiego drinka i na tym poprzestała.

Następnego dnia wstała wcześnie. Przygotowała sobie ubrania do pracy oraz zestaw na wieczór. Dodatkowo sprawdziła jeszcze raz projekt, dorzucając parę ciekawych grafik, żeby pobudzić wyobraźnię starszej pani. W końcu mogła wyszykować się do pracy, zrobiła stosowny makijaż, spięła włosy ozdobną gumką oraz ubrała się. Miała na sobie różowe spodnie oraz marynarkę, a pod nią białą bluzkę. Do tego białe buty na ośmiocentymetrowym obcasie.


Najważniejszym punktem dzisiaj było spotkanie z madame Flenboyante. Wsiadła więc do swojego Fiata 500 Abarth, położyła na miejscu pasażera torebkę i włączyła muzykę. Wybrała na odtwarzaczu soundtrack z anime "Death note" i jeden z jej ulubionych utworów. Miała duży zapas czasu, nie lubiła spóźniać się. Przeważnie dawała sobie, przy ważnych sprawach, minimum trzydzieści minut wyprzedzenia. W tym wypadku chciała być na dziewiątą w pracy.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline