Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2015, 20:53   #104
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Jak to zwykle z Team Six bywało, nie mieli zbytnio szczęścia. Marcus co prawda skutecznie odwrócił uwagę tekrona i być może nawet przejął nad nim kontrolę, ale jego sukces trwał tylko przez krótką chwilę. Zaraz potem Mistyk znalazł się w tarapatach, a jedyne co skrępowana kajdanami Sara mogła zrobić, to obserwować zmagania mężczyzny. Otoczyły go jakieś przeklęte gargulcowe pokraki, które wzięły się nie wiadomo skąd, a gdy Marcus został wepchnięty do basenu z plazmą, Sara zdała sobie sprawę, że ewidentnie przegrywał całe starcie. Wydawało jej się już, że jedyna nadzieja w reszcie drużyny, która lada moment wparuje do pomieszczenia i zrobi ze sługusów ciemności bezkształtną gnijącą masę. Dawajcie chłopaki, szybko!
Niestety nikt nie nadciągał im z nagłą odsieczą, co przysparzało Sarze kolejnych nerwów i pesymistycznych wizji na przyszłość, oraz zmartwień odnośnie losów reszty ich drużyny. Ale najgorsza w tym wszystkim była jej bezsilność, gdyż przymocowana do łóżka operacyjnego, nie mogła zrobić niczego przydatnego.
Mimo ciężkiej sytuacji, zarówno ona jak i mistyk nie mieli zamiaru poddać się bez walki. Marcus musiał wyczuć jej myśli, albo po prostu dobrze zorientował się w sytuacji, gdyż przy użyciu swych mocy uwolnił ją z więzów.
Samo oswobodzenie i uzyskanie możliwości działania napawały kobietę optymizmem i dały silną motywację do działania. Wreszcie mogła coś zrobić! Wiedziała, że musi pomóc swemu wybawcy, ale w pierwszej kolejności musiała przeżyć. W pełni zdawała sobie sprawę, że jeśli zginie, to idąc na tamten świat pociągnie Marcusa za sobą. Tekron stał już gotowy aby ją ponownie zniewolić, a w żadnym wypadku nie mogła do tego dopuścić. Instynkt przetrwania był jednym z najsilniejszych i dodawał jej teraz sporo siły, adrenaliny i chęci do szybkiego działania.
Atak kolcem skorpiona był dla niej czystą, poetycką sprawiedliwością, zaś efekt ucztą dla oczu i duszy... Właściwie tylko dla duszy, gdyż stojący przed nią wróg swym paskudnym wyglądem budził jedynie odrazę.


Miała swobodę ruchu i posiadała improwizowaną broń, ale Lazurash nie był byle kim. Wielkie mechaniczne kończyny i ostrych krawędziach, macki zakończone jakimiś paszczami i inne dziwne kończyny, a co ważniejsze był to potężny kawał ciężkiego bydlaka, który jak czołg mógłby zgnieść ją na placek.
Musiała wykorzystać swoją przewagę prędkości poruszania się i precyzji. Odskoczyła w bok, chcąc zajść tekrona z lewej flanki. Ten obrócił się jednak szybciej niż się spodziewała po tak niezgrabnym cielsku. Ba, nawet stawiając podczas obrotu swe mechaniczne kończyny, próbował przyszpilić jej stopy do podłoża. Oczywiście była na tyle ostrożna, że łatwo uniknęła tych ciosów.
Nie miała jednak czasu na zabawę w kotka i myszkę. Zajęcie tekrona nic jej nie dawało - musiała go zabić, a im wcześniej tym lepiej, zarówno dla niej jak i dla Marcusa.
Podskoczyła dalej w lewo, a potem zanurkowała i zaatakowała od dołu. Dźgnęła go głęboko w brzuch, trzymanym w ręku przerośniętym żądłem skorpiona, a zaraz potem wycofując się zatopiła kolec w jednej z dziwnych macek potwora. Paszcza która znajdowała się na jej końcu zamiast dłoni, rozdziawiła się w niemym krzyku i zamarła tak niczym sparaliżowana. Atak ten, przy użyciu przygotowanego dla niej żądła skorpiona był dość skuteczny i z pewnością dał jej wielką satysfakcję, ale tekron nie stał jak kołek i wyrywając się odruchowo do tyłu, zabrał za sobą posiadaną przez kobietę broń, która utknęła w jego cielsku. Sara nie mogła go tak łatwo odzyskać i mając tylko krótką chwilkę na zdobycie jakiejś broni rozejrzała się szybko po pomieszczeniu... Narzędzia chirurgiczne z pewnością były dość ostre, ale przypuszczalnie były też skażone Mroczną Harmonią i wolała nie ryzykować. Kajdany którymi była przykuta brzmiały zachęcająco, ale były one bardzo ograniczone w zasięgu i właściwie bezużyteczne dla niej. Dostrzegła jednak inny łańcuch. Ewidentnie stary, ale wyglądający na mocny. Leżał na posadzce podczepiony do jednej ze ścian i... prowadzący do basenu z plazmą, w którym znajdował się teraz otoczony przez wrogów Marcus. Gdy tekron w złowrogim szarpnięciu pozbył się kolca z macki i odrzucił go daleko pod przeciwległą ścianę, ona szybko skoczyła w lewo i kucnęła dobywając tajemniczego łańcucha.
* * *
Pewne standardy nigdy się nie zmieniają. Bez względu na to z jaką Megakorporacją ma się do czynienia, kibel wygląda tak samo, przed oficerem salutuje się tak samo, wszędzie jest jakaś obowiązująca waluta, a każda broń palna wymaga takiej lub innej amunicji. Podobnie było z Legionem Ciemności, gdyż nawet u nich działały pewne uniwersalne prawdy, wykorzystujące niezłomne prawa fizyki. W szeregach mrocznych legionów istniała hierarchia wojskowa - tak jak w każdej megakorporacji; Cytadele składały się z pokoi i korytarzy oraz posiadały piętra i windy - tak jak każde ludzkie miasto; Zaś każdy basen, wanna czy też inny pojemnik o przeznaczeniu przemysłowym - posiadał swój odpływ, mający na celu zachowanie funkcjonalności tegoż zbiornika.
* * *
Sara złapała obiema dłońmi za łańcuch prowadzący do basenu z plazmą, zaparła się obiema nogami i bez namysłu mocno pociągnęła go do siebie. Jej przypuszczenia się potwierdziły, gdyż już po chwili trzymała w ręku dość długi łańcuch, na końcu którego znajdował się metalowy ciężarek wyglądem bardzo przypominający małą doniczkę, która aktualnie ociekała jakąś śmierdzącą chaosem breją.
Sara wiedziała, że przy okazji zdobywania tej broni, pomogła też Marcusowi. Zawsze to jakiś plus dla ogółu. Owszem, nie wiedziała czy plazma wycieknie z basenu w przeciągu pół minuty, czy też będzie się opierać i zajmie jej to cały dzień. Ale wyciągnęła korek i zdobyła broń, więc nowa nadzieja ewidentnie była.
W pierwszej kolejności Sara zrobiła kilkanaście młynków po swojej prawej stronie. Nie chodziło o wyczucie broni, czy przewagę psychologiczną, ale przede wszystkim o pozbycie się z ciężarka i łańcucha resztek plazmy, w taki sposób aby nie chlapnąć nią na siebie, na Marcusa, ani na kogokolwiek innego.

Nadszedł moment kolejnego starcia. Kobieta uderzyła tekrona swoją nową bronią niczym biczem, ale od razu zrozumiała że nie wyrządziła mu tym zbytniej krzywdy. Sama skutecznie uniknęła jego natarcia odskakując w prawo. Generalnie trzymała się prawej strony, gdyż ugodzona wcześniej macka z paszczą najwidoczniej uszkodziła ją na dobre i z tej flanki Lazurash był słabszy.
Szybko jednak zrozumiała, że aby wygrać musi zrobić coś konkretnego, a im szybciej tym lepiej... Musiała zaryzykować. Wyrzuciła ciężarek do przodu, celując w okolice gęby potwora, ale szybkim manewrem skierowała go z powrotem do siebie. Ta krótka chwila wystarczyła jej, aby cofnęła się do tyłu i szybko wskoczyła na stół operacyjny. Gdy tekron spojrzał na nią, przypuszczalnie zaskoczony jej posunięciem, ona ruszyła do przodu i precyzyjnym manewrem oplotła łańcuch wokół czegoś co spokojnie można było uznać za szyję jej przeciwnika. Trzymając łańcuch obiema rękoma skoczyła ze stołu i bezpiecznie wylądowała na podłodze, ignorując zderzenie jej biodra z atakującą ją paszczo-macką. Odchyliła się do tyłu zapierając się jednocześnie nogami, zaciskając stalową pętlę wokół szyi tekrona i nie pozwalając mu na złapanie oddechu.


Samo duszenie, nie było dla Sary niczym nowym. Linka, drut kolczasty, jej własne ramię, czy nawet zwinięty w rulon ręcznik. Miała w tej dziedzinie doświadczenie. Oczywiście, nieporównywalnie łatwiej było udusić człowieka który nigdy nawet nie trzymał w ręku broni, niż to zmutowane bydle z którym miała teraz do czynienia. Tym razem Sara nie była napastnikiem wykonującym zwykłe zlecenie, tylko tą słabszą stroną starcia, która musi walczyć o swoje własne życie. W dodatku nie tylko o jej własne, ale także o życie Marcusa - a w konsekwencji zapewne i reszty drużyny, nie wspominając już o reszcie masowo zorganizowanego ataku na cytadelę... Który swoją drogą, nie miała pojęcia jak obecnie postępował.
Mogło wyglądać na to, że walczyła z tekronem, a Marcus miał swoich przeciwników. Każdy swoich i każdy za siebie? Nie do końca. Oboje z Marcusem wiedzieli, że muszą wygrać swoją walkę, aby druga osoba miała choćby szanse przeżycia, a im szybciej pokonają swego przeciwnika, tym wcześniej pomogą swemu towarzyszowi.
Sara szamotała się z Lazurash'em przez chwilę, a unikając jego niezdarnych w tym momencie ciosów odniosła wrażenie, że jej atak przynosi oczekiwane efekty. Jej przeciwnik ewidentnie chciał się pozbyć ciasnej obroży zaplątanej wokół jego gardła, ale kobieta skutecznie się temu przeciwstawiała, manewrując odpowiednio na polu walki i trzymając łańcuch tak napięty jak to było możliwe. Zdawała sobie sprawę, że jeśli utrzyma swój śmiertelny uścisk odpowiednio długo, odniesie sukces i wygra ten pojedynek. Ciągnęła, zapierała się i pełna satysfakcji z całych sił dusiła tekrona.
Kontem oka widziała też zmagania Marcusa, ale nie mogła mu w tej chwili pomóc. Nic poza tym, co już zrobiła.
Lazurash najwidoczniej doszedł do wniosku, że zamiast przeciwstawiać się duszącemu go łańcuchowi i siłować się z Sarą o kolejny oddech, lepiej będzie dla niego jeśli powali swoją przeciwniczkę, a potem łatwo zrzuci z siebie obrożę. Uderzył więc na nią żwawo, chcąc rozwiązać swój problem. Sara uniknęła staranowania, a także jednego i drugiego ciosu jego metalowych kończyn.
Cały manewr tekrona dał jej dobrą okazję do ataku. Oczywiście wolała nie ryzykować wypuszczenia go z więzów, w które złapała i nieustannie ciągnęła mocno za łańcuch, ciasno zaciskając pętlę na gardle przeciwnika. Trzymając go obiema rękami, mogła co najwyżej użyć nóg, ale na szczęście miała w tym sporą wprawę - a poza tym nadal miała na sobie swe wojskowe buty, które z pewnością przysłużą się do zwiększenia siły jej kopnięć. Skoczyła do góry, wymierzając silne kopnięcie w żebra przeciwnika. Może i nie znała anatomii tego stwora, ale domyślała się, że wykonując udany atak na płuca tekrona, pozbawi go możliwości oddychania na dwa sposoby jednocześnie.
Potwór aż się wygiął do tyłu, a jego morda wykrzywiła się w grymasie. Był niemy i kobiecie brakowało trochę typowych dla duszenia charknięć i majaczeń ofiary, ale wiedziała, że jej atak okazał się być skuteczny, a najważniejszy w tym był sam efekt duszenia. Widziała, że Lazurash zaczynał przybierać nieco siny i brązowo-zelony kolor, co świadczyło o ewidentnym niespełnianiu podstawowych funkcji życiowych.
Niestety jej atak poniósł też za sobą pewne koszty. Kobieta wykorzystała jego atak, aby wykonać swój i udało jej się to, ale jej przeciwnik najwidoczniej zrobił to samo. Sama nie bardzo wiedziała czym, ale oberwała w lewą nogę, a grymas bólu i niezadowolenia wykrzywił jej twarz. Nie wiedziała jak poważną miała ranę; może miała pęknięty piszczel lub inną kość, a może były to tylko uszkodzenia tkanki miękkiej... Teraz nie mogła tego sprawdzać, ani przejmować się drobnymi ranami, gdyż stawka toczącego się pojedynku była znacznie większa, nawet większa niż życie.
Ból który odczuła był naprawdę silny i Sara krzyknęła odruchowo przez zaciśnięte zęby. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie może odpuścić tekronowi i nawet padając na podłogę rzuciła się w bok, co wyglądało nieomal jakby bujała się na huśtawce, a w efekcie pociągnęła za sobą mocno napięty łańcuch wykorzystując przy tym wagę swojego ciała.
Wtedy Lazurash upadł twardo na posadzkę! Sara nie miała pojęcia, czy zginął uduszony, czy też tylko się przewrócił po jej ostatnim manewrze. Nie miała jednak zamiaru ryzykować. Uważając na swoją nogę oraz ewentualnych przeciwników, wstawała powoli nieustannie ciągnąc łańcuch do siebie, coraz mocniej i mocniej dusząc swego przeciwnika, na wypadek gdyby jeszcze żył.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 31-07-2015 o 10:01. Powód: Dodanie obrazka Lazurash'a i skromne poprawki w tekście.
Mekow jest offline