Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2015, 22:03   #51
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- No to wiemy, że kojot mówił prawdę o skrzynce. - odparł Arthur - Skoro zatem khan nie żyje, a został uciszony prawdopodobnie bo chciał o tym fakcie powiedzieć, nie wiem czy z miłą chęcią pójdę na ten zwiad. Ktoś musi. Ale najpierw niech Arinf opowie wszystko ze szczegółami. - garou zmienił formę na glabro by nie przyszło nikomu do głowy zrobić coś głupiego. - Ty, kojot. Racje miałeś. Skomentujesz?

-Nie... ja nauczam... nie komentuje... Mówiłem ci prawdę, nauczałem nazwałeś mnie kłamcą i głupcem... Tego by mój praojciec twojemu nie wybaczył... - Kojot wywarczał z odrazą tak ogromną jak tylko mógł i kiedy Mohini go pozostawał a, zaczął poruszać się na czworaka w stronę Berholda.
-Bojan zabije nas wszystkich. Od początku wmawiał wam, że jestem idiotą, bo wiedział, że przejrzałem jego gierki.... On chce nas skłócić, między sobą, i z Waltherem... - Nuwiisza zakończył mowę zatrzymując się przy Bertholdzie i przesuwając swoim monstrualnym językiem po twarzy wampira.
-Mów jak zabić Tzimisce, albo odgryzę ci łeb, jaśnie książę...-Nuwisza uśmiechnął się z obrzydzeniem spluwając pochodzące z twarzy księcia soki na ziemię.


Nagle Kojot poczuł dziwne ukucie. Nie potrafił jednak zlokalizować, gdzie dokładnie ono nastąpiło. Przez cały kręgosłup przeszedł mu przeszywający każdy nerw impuls. Skowyt poczuł, jak sztywnieją mu nagle wszystkie mięśnie. Przypominało to bolesny skurcz, ale było o wiele bardziej przerażające. Przerażenie zajrzało nuwishy w oczy, gdyż zdał sobie sprawę, że nie może się poruszyć, choćby o milimetr. Nie może wydobyć z siebie choćby cichego pisku. Jedynie gwałtownie poruszające się oczy wskazywały, że nadal żyje.
Berthold, któremu jeszcze przed chwilą Kojot groził śmiercią, zaczął gwałtownie machać rękami, aby zwrócić uwagę wszystkich na to co się stało.

Spojrzała jakby z wyrzutem na Assmitę ale jakby też z przekorą. Choć całą swoją postawą manifestowała niechęć do wampira, była ona złagodzona. Zaintrygowana wygibasami niemego gościa, spojrzała w jego kierunku i ze strachem stwierdziła, że z jej futrzastym pupilem jest coś nie tak.
- Kya hu’a? - podeszła trwożliwie do nuwishy, nie dotknęła go jednak, jedynie oglądała badawczo z zatroskaną miną.

Assamita odwrócił się za wampirzycą i dostrzegł sparaliżowanego Kojota.
- A ty co uskuteczniasz Śmieszku? Kiepski żart.

- Co mu się stało? - wilkołak spojrzał po zgromadzonych i na wchodzącego Stefana - Bojan?

- Nie, Stefan. Patrzcie co mam. - Pochwalił się znaleziskiem. - Może to nie radio ale nadadzą się do komunikacji.

-Niezłe świecidełka o ile Ruskie znają morse’a i rozróżniają kolory, ale nam skamieniał futrzak. No i Arinf przyznał się do bubu na kocie. Ale zaraz chyba wyjaśni.

- Nie wrobisz mnie w śmierć tego głupiego kocura. Widziałem to i owszem, ale to było bardziej samobójstwo niż morderstwo. Kretyn podskakiwał do Bojana bez wiedzy co też ten może mu zrobić. Chciał wywlec jakieś sprawki Tzimisce na światło dzienne, a potem się poprzepychali. Kot bardzo chciał postawić na swoim, a Bojanowi zależało aby ten nic nie gadał - wzruszył ramionami - a kłak zamiast użyć łba stwierdził, że zaatakowanie starego wampira jest super opcją - dokończył opowieść bez entuzjazmu. - Uprzedzając kretyńskie pytania czemu nie ratowałem kocura. To co zrobił z nim Bojan... zostanie zmieloną karmą dla zwierząt, to za delikatne słowa, aby to opisać. Może jestem Assamitą, ale jednak jakiś instynkt samozachowawczy jeszcze mam. Mówiłem, że nie chcę umrzeć w debilny sposób - a głupie docinki wilkołaka puścił bokiem bez komentarza.

- Co, tu, się, kurwa, dzieje?! - Stefan nie wytrzymał nerwowo. Wychodząc zostawiał ich w miarę opanowanych a teraz… burdel, totalny burdel. - Michael wrócił? Bojan zrobił co? Kiedy? I co z nim? - Zadając ostatnie pytanie wskazał latarką na kojota, który wyraźnie nie był w najlepszej formie.

- To wszystko twoja wina ty zdebilały kundlu! Pogryzłeś kojota i zaraziłeś jakimś syfem ze swojego ryjca - wyskoczyła z oskarżeniami jak Filip z konopii, kierując spojrzenie na wilkołaka, zaraz się jednak zreflektowała - A ty przestań machać łapskami jakby poraziło cie prądem… tru-trucicielu jeden, gadaj czym się twarz wysmarowałeś! - warknęła na Bertholda, odpychając go od Skowyta - Bogowie ukarali cię za twój długi jęzor… - zwróciła się zmartwionym tonem do Cichego, oglądając go ze wszystkich stron, przyłożyła mu dłoń do nosa by sprawdzić z jaką częstotliwością oddycha, jeszcze raz obejrzała ugryzione ucho by zobaczyć czy nie ma jakiś obrzęków wskazujących na stan zapalny, obejrzała oczy upewniając się czy nie ma przebarwień ani wybroczyn - Aj, aj… wyglądasz jak kupka nieszczęścia - zatroskana zacmokała i… coś w niej zaskoczyło, jakaś myśl zabłysła niczym żaróweczka nad głową. Skoczyła do peryskopu i zaczęła oglądać otoczenie na zewnątrz.

- Czy ktoś rozsądny może mi wytłumaczyć co się tutaj stało? - Zapytał Stefan po raz kolejny. Rozejrzał się po zgromadzonych. - Arthurze, Arinfie?

-Co tu opowiadać. Kojot zaczął swe idiotyzmy, choć muszę oddać, że zauważam teraz więcej prawdy w jego słowach, Arinf nieskładnie opowiedział, że Bojan zmasakrował khana, a jak widać - garou podszedł do kojota i pstryknął go w ucho - Ten osobnik niewiele może teraz zrobić poza ruszaniem oczami i rzucaniem nienawistnych spojrzeń. Nie wiemy jeszcze czy to paraliż z powodu czegoś co zrobił mu Bojan, księciunio czy może ta fala uderzeniowa na którą się załapaliśmy na powierzchni. - Arthur poruszał gołymi palcami odzianymi w strzępki desantówek, z których aktualnie został fragment okalający kostkę. Sznurówki popękały i wiszą smętnie plątając się pomiędzy palcami. - Mnie na razie nic nie bierze więc zakładamy albo ingerencję Diabła, albo Tego tu - wskazał na księciunia - Jakieś jeszcze pytania?

- Wiesz jak mu pomóc? Ja się nie znam na tych waszych szamańskich praktykach ale chyba można coś zrobić? - Tremere nie ukrywał zaniepokojenie kurczącą się liczebnością nadnaturalnych. - Tobie nic nie jest? Nie czujesz, żadnej sztywności mięśni czy czegoś?

- Cóż, jestem noga jeśli chodzi o szamanizm i sprawy duchowe, jakoś nie przywiązywałem do tego zbyt dużej uwagi. A co do mojego samopoczucia, nie, nie wydaje mi się bym coś podobnego czuł.

- Tyle dobrego, że i ciebie nie siekło. - Wolał nie dodawać ”przynajmniej na razie”. - Może powinniśmy zawołać Bojana? - Myślał na głos. - Tzimisce słyną ze swej… wiedzy medycznej. - Wolał nie dodawać również jaki to rodzaj sławy i medycyny.

- Oby nie chwyciło mnie na zwiadzie - zaśmiał się bezradnie wilkołak - Sądzę, że to może by jego sprawka, ale jeśli nic nie wymyślimy to chyba trzeba będzie. Ale może, póki nie musimy go pilnować, ewentualnie patrzeć czy odkamienieje, to ze spokojem można zająć się tym o czym mówił łysy Diabeł. Zwiadem i gońcem po miśka i Luciusa. Daj te latarki.

- Tylko, że jedynym który jak do tej pory twierdził, że ma pojecie gdzie mogą być nasi zaginieni też jest Bojan… - wampir westchnął po raz kolejny. - I okazuje się, że diabeł znów potrzebny…

-Walther miał być u siebie. Lucius pewnie kręci się w pobliżu miejsca zrzutu, nie zdziwiłbym się gdyby tam czekał i miał już zarówno teorie jak i sposób ratunku wymyślony. Mogę podczas zwiadu zajrzeć do miśka, a Arinf mógłby spróbować podążyć do centrum zrzutu. Chyba że się Szaleniec znajdzie wcześniej.

- Dobry pomysł. Tylko pomóżcie mi najpierw zabrać tego tu - postukał kojota w czoło korzystając z okazji, że Skowyt nie może pyskować ani gryźć - do jego pokoju.

Arinf był zaskoczony faktem, że nikt tak naprawdę nie przejął się śmiercią kota i to z rąk Bojana. Mało tego! Wyglądało na to, że mieli zamiar jeszcze zwracać się do Diabła z prośbą o pomoc.
- Żadnego kurwa Bojana nie będziecie wołać. Wolę już zabrać Kojota do Miśka i jego prosić o pomoc niż tego dwulicowego szczura.
- Arinf weź go pod ręce - wydała rozporządzenie ciągle wyglądając przez urządzenie, obrót w lewo, później w prawo - Wezmę go pod nogi… zaniesiemy go do mnie - wampirzyca odsunęła się od peryskopu i przemaszerowała po pomieszczeniu, kiwając głową.

- Błagam cię Mohini, myślisz, że nie dam rady z tym pieskiem? - zapytał łapiąc Kojota i unosząc go jak wiejską dziewkę.

- Jak chcesz, bylebyś nie zrobił mu krzywdy i pamiętaj… może się zachłysnąć językiem… chyba - przestraszona popatrzyła na poczynania Assamity, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła z pokoju. - Za mną…

No tak, czasami kompletnie zapominał, że kłaki są jednak istotami żywymi i mogą umrzeć w tak głupi sposób jak przez zakrztuszenie się własną śliną.
- Dla własnego dobra radzę ci się nie zachłystywać - powiedział do Kojota jakby to mogło cokolwiek zmienić i ruszył za wampirzycą. Może jednak Ravnoska mogła coś wykombinować w sprawie zmiennokształtnego. Nie przepadał za Skowytem, ale oddawać go w ręce Bojana też mu nie pasowało. Od razu niech go przerobią na pasztet. Kojot też był jedyną osobą, która mogła od wewnątrz zwiedzać Umbrę i tylko on posiadał wiedzę na jej temat. A jakby wszyscy zebrani w pomieszczeni zapomnieli - że to właśnie te zasrane strefy duchów były źródłem anomalii.

- To i ja pójdę zrobić coś konstruktywnego. - Stwierdził Stefan widząc wynoszonego kojota. - Jak bym zaginął to popytajcie o to Bojana. - I nie czekając dłużej wyszedł z pomieszczenia. Było dla niego jasne, że nikt z obecnych nie ma choćby zalążka pomysłu co zrobić w obecnej sytuacji. Warto więc zasięgnąć rady kogoś kto wie więcej.

***

Mohini zaprowadziła Arinfa na samo dno bunkra gdzie uwiła swoje nowe gniazdko. Po drodze, sprawdzała czy zmiennokształtny nie ma problemów z oddychaniem lub czy rusek za nią nadąża.
- Połóż go na kanapie… - wskazała pojedynczą pryczę, zawaloną poduszkami, sama zaś wyciągnęła tobołki spod kołdry dolnego, piętrowego łóżka na przeciwko, które z daleka imitowały śpiącą osobę.

Rusek spojrzał na burdel, który panował w pokoju, ale bez słowa postawił kojoto-stolik na kanapie jak kazała wampirzyca.

- Przesuń go w tył, muszę usiąść przed nim...oh, sama się tym zajmę… - poirytowana przesunęła kojota razem z kocem i usiadła przed nim wpatrując mu się w oczy. Miała nadzieję, że nie zapomniała jak się to robi… wiele czasu minęło odkąd ucinała sobie pogawędkę ze zwierzętami.
“Dobra… raz...dwa...trzy…” wampirzyca skupiła się na połączeniu z bestią Cichego, wysyłając cichy impuls, przywitanie się. “No… czeeeeeeeść”

Kojot popatrzył wampirzycy w oczy z zaciekawieniem, jakby nie do końca wiedział po co się z nim wita.
-Co mi jest?

Wampirzyca mało nie zeskoczyła z łóżka, uradowana swoim sukcesem.
- Nie wiem. Ale się dowiem… Co się stało, zanim no… zesztywniałeś? Dotykałeś czegoś, kogoś? Boli cię coś?

- Nie boli...Ukłuło mnie coś...nagle tak… - Kojot odparł myślami wracając do tamtej sytuacji.

- Gdzie cię ukłuło? - zamachała ręką na Arinfa, dając mu do zrozumienia, że będzie potrzebny i by się nie oddalał.

- W dupę… - Odpowiedział kojot, choć nie mógł się przy tym uśmiechnąć. - Nie wiem, w plecy chyba…

- Czujesz dotyk? - Mohini postanowiła puścić płazem wybryki kojota by nie stracić z nim połączenia, jeszcze się na nim odegra, wszak biedak daleko sam nie zajdzie.

Nie miał zamiaru nigdzie odchodzić więc podszedł tylko bliżej kiedy kobieta zamachnęła na niego dłonią.

- Czuje. Wodą mnie pocuć… - Kojot nie za bardzo wiedział jak sobie pomóc, ale myślał, że może woda w jakiś sposób go ożywi. Kojot popatrzył też na machającą rękę ruska.

Wampirzyca prychnęła rozbawiona pomysłem zmiennokształtnego.
- Sprawdź mu plecy - poleciła Assamicie - od nich “to” się zaczęło… - następnie ponownie umilkła skupiając się na drugiej konwersacji.
- Spróbować cię położyć? Nie wiem co mogę zrobić, to dość dziwny paraliż…

O! Na tym się jako tako znał. Chwycił więc Kojota i przesunął dłonią po jego kręgosłupie sprawdzając czy nie wyczuje jakiś zmian w jego strukturze.

- Nie chciałbym cały zdrętwieć… - Skowyt odparł marudnie i spróbował wytężyć swą wolę by poruszyć ręką.

- Nic. Kręgosłup ma w całości - odparł krótko i odsunął się ponownie. Cokolwiek robiła wampirzyca wolał jej nie przeszkadzać.

Rozmasowała skronie wyraźnie zakłopotana.
- Dobra spróbuję ci wyprostować rękę, jeśli się uda to cie położymy, jeśli nie to… nie wiem - chwyciła za lewą łapę Nuwishy i starała się ją w łagodny sposób unieść do przodu.

Kojot starał się w tym czasie rozluźnić tak by Mohini łatwiej było nim poruszać, miał nadzieję, że rozruszanie mu jakoś pomoże.

Zaskoczona sukcesem, otworzyła lekko usta i wpatrywała się w Skowyta jak sroka w gnat.
- Tyyy… ale ubaw - zaśmiała się, rozbawiona beznadziejnością jak i komicznością sytuacji. - Zaraz cię położymy i zobaczymy co dalej…
- Arinf! - pokazała uradowana na łapę łaka - Możemy go położyć w bezpiecznej pozycji - popatrzyła na wampira przerywając więź z bestią zmiennego. - Pomóż mi a nie stoisz jak kołek - zaraz wróciła do swojego dawnego zrzędliwego tonu… zapomniała, że jest na ciecia obrażona.

- Tak, cóż za radość.. - odpowiedział jakoś bez entuzjazmu, ale posłusznie wykonał polecenie. - Nie złamie się?

- Jak będziesz szarpać to się złamie - fukała mu nad głową - Pośpiesz się, nie mamy całej nocy… dnia znaczy się - przypominając sobie jaka jest właśnie pora, przeciągle ziewnęła.

- Przestań mi babować nad głową i uspokój się - prostowanie Kojota było całkiem niezłą zabawą na zrelaksowanie się. Chyba będzie trzeba to opatentować, ale teraz starał się nie pokaleczyć kłaka bardziej niż był w chwili obecnej i jakoś przywrócić mu bardziej dogodną pozycję ciała.
- Boczna ustalona? - zażartował.

- Ta… z boku… - odparła nie rozumiejąc słów Arinfa, wprawdzie miała szkolenie z pierwszej pomocy ale nie w języku angielskim.

Zorientował się, że Mohini chyba nie zrozumiała do końca tego co do niej powiedział. Westchnął więc po ludzku, odruchowo i postarał się ułożyć kojota na boku.
- Gorzej jeśli taki zostanie…

Obejrzała dokładnie czy rusek położył kojota tak jak chciała po czym usatysfakcjonowana, klepnęła wampira w ramie. - A teraz won mi z pokoju… koniec przyjaźni na dziś, muszę się zastanowić co dalej a ty… chyba miałeś iść na stracenie z wilkołakiem… na zwiad znaczy się. Jak coś powiedz reszcie, że zostaje w bunkrze, chuj mnie jak to nazwiecie, może być OBRONA miejsca.

- A no tak.. ciekaw tylko jestem czy Wilczek zechce ze mną współpracować skoro wyjawiłem co tak na prawdę przytrafiło się naszej kici.

- Nie mój interes… nawet za życia musiałeś wpierdalać się w złe towarzystwo… - wzruszyła ramionami i pokazała Arinfowi gdzie stoją drzwi - A teraz na serio… won, ide spać.

Co za nieczuła suka! Ale jakoś się nie przejął, uśmiechnął się nieznacznie na wspomnienie o złym towarzystwie. Tak, miał do tego smykałkę.
- Nie zgub tylko naszego futrzaczka - pożegnał się tymi słowami i opuścił pokój wampirzycy. Tak. Sen przed zwiadem to była dobra opcja. Jeśli wilkołak będzie miał ochotę z nim gdziekolwiek iść to wychodził z założenia, że sam go znajdzie. Wiedział w końcu, że wampiry w dzień raczej do niczego się nie nadawały. Ruszył więc w kierunku swojej kwatery, wychodząc jednak z pokoju Hinduski natknął się na wilkołaka.
- A to co? Obóz kolonijny?

-Czekam, może go naprawią to go wezmę ze sobą. A jeśli nie to pójdę sam. Najwyżej zrobisz nocną zmianę. I tak niewiele zostało do wieczora. Poszukam walthera i ściągnę go tutaj do pomocy - spojrzał dłubiąc sobie w zębach, jadł niedawno i kawałki mięsa i ścięgien jeszcze mu utkwiły - Wieczorem przy włazie? - zapytał jeszcze dla pewności

- Zrobisz jak zechcesz co do zwiadu na już, teraz, natychmiast, ale proponuję się jednak trochę zregenerować. Chodź, kojotowi nic obecnie nie grozi poza cyckami Mohini, a niedaleko mojej kwatery stoi jedna pusta, możesz ją sobie przysposobić jeśli chcesz - odpowiedział i ruszył dalej.

Garou stwierdził że jednak rusek mówi z sensem i wstał z podłogi. Powlókł się za wampirem i zajął kwaterę obok. - Zapukaj do mnie jak wstaniesz - odparł na odchodnym i zniknął w pokoju.

Kiwnął na to tylko głową dając do zrozumienia, że przyjął do wiadomości i też udał się na spoczynek. Cześć łóżko. Nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, ale łózko było jego skrytą, największą miłością.

***

Mohini powoli szykowała się do czuwania, nadmiar emocji nie pozwalał jej zasnąć, choć bardzo tego chciała. Zawinęła się w kołdrę i niczym przerośnięta pieczarka, leżała skulona na łóżku wpatrując się w ścianę.
Minęło trochę czasu kiedy ktoś zapukał do drzwi wampirzycy.

- Czego chcesz Arinf, zgubiłeś wczorajszy dzień czy co? - warknęła z pokoju.

- To ja. - Odparł Stefan choć wiedział, że zapewne po tym wyznaniu zostanie wyrzucony, albo zignorowany. No cóż, takie życie, a o kojota się martwił.

Przez chwilę w pokoju było cicho, gdy nagle Stefan usłyszał otwierający się zamek po czym drzwi się uchyliły.
- A ciebie skąd przywiało? - wyglądała przez szparę niczym wygłodzona gorgona.

- Tego raczej nie chcesz wiedzieć, znaczy naprawdę nie chcesz. Nie o to jednak chodzi skąd a z czym. Kojotowi się polepszyło? - Zapytał by się upewnić, że nie przyszedł na marne.

Wampirzyca nie odpowiedziała tylko otworzyła szerzej drzwi.

- Próbowaliście mu pomóc jakoś? - Zapytał widząc pozycję w jakiej leżał Skowyt.

Zdziwiona, uniosła jedną brew do góry.
- Nie, postanowiliśmy zrobić sobie teatrzyk kukiełek… - prychnęła poirytowana.

- Cóż… - Stefan nie był do końca pewien czy Mohini żartuje czy mówi poważnie. - Widzisz wpadłem na pewien pomysł ale wolałbym mieć jego zgodę. Da się z nim jakoś porozumieć?

Skrzyżowała ręce w obronnym geście, nie wiedząc co myśleć o nagłym przypływie dobroci Stefana do Skowyta. Niemniej… sama zachowała się jak zidiociała matka słysząca kwilenie własnego dziecka, kiedy kojot zaskomlał. Zmieszana pogłaskała się po brzuchu i ponownie wzruszyła ramionami. - Mogę z nim pogadać.

- Więc przekaż mu, że mogę wzmocnić moją krew, to niewiele ale może będzie w stanie go uleczyć. Tylko, ja wiem jak oni reagują na wszelkie wzmianki o naszej krwi… nie wiem czy się zgodzi.

- Mmmmmm… - co on bredził? Nie wiedziała, postanowiła jednak nie wnikać, świat mężczyzn pozostaje światem mężczyzn. - Wejdź i zamknij za sobą drzwi, to nie kurnik. Na co Stefan postąpił zgodnie z jej poleceniem. - podeszła do “kanapy”, kucnęła przed pyskiem kojota i spojrzała mu w ślepia. Przez chwilę starała się zrelaksować i skupić na ponownym połączeniu z bestią towarzysza.
- “Słyszałeś?” - posłała impuls do umysłu kojota.

-Nie, zamyśliłem się… A co? - Kojot popatrzył na Mohini, jakby wyrwany ze snu.

- Powtórz mu co chcesz zrobić - rozkazała Stefanowi - Masz całkiem ładne oczy - zwróciła się do nuwishy.

- Wpadłem na pomysł - zaczął Stefan, zignorował władczy ton Mohini, nie miejsce ani czas na kłótnie. - Potrafię wzmocnić swoją krew, na krótko ale tyle wystarczy, myślę, że jeśli byś się jej napił mogło by Ci pomóc. Jeśli się wahasz albo masz pytania mogę opisać Ci dokładnie ze szczegółami cały proces.

- Czy ja go dobrze rozumiem? Mam pić jego krew? - Kojot wpatrywał się w oczyska Mohini.

- Eeee, mnie nie pytaj.. ale chyba tak, nie wiem jak ale tak… - zaśmiała się na głos.

- Transfuzje bym zrozumiał… Ale picie… jest niehigieniczne, kanibalistyczne, złe i dziwne… - Kojotowi zrobiło się niedobrze na samą myśl, że ma pić krew z jakiegoś obcego chłopa.

- On nie może pić - przemilczała odpowiedź kojota zwracając się do Stefana - Transfujzja...fuj.. fuzj… - poddała się, nie wypowie tego słowa - Potrafisz?

- Niby tak ale tak nigdy nie robiłem… nie wiem czy zadziała albo czy nie stanie się coś złego. Nie musi jakoś szczególnie pić, wystarczyłoby, żeby krew spłynęła do jego gardła. - Stefan myślał gorączkowo, takich problemów się nie spodziewał co swoją drogą było głupie i krótkowzroczne.

- Dużo tej krwi musi wypić? - zaciekawiła się hinduska.

- Nigdy nie dzieliłaś się krwią?

- A po co?

- Ojciec Ci nie mówił? - Tym razem Stefan zbaraniał.

Mohini zawahała się, czy to było podchwytliwe pytanie?
- Nooo… wiem, że to służy do “płodzenia” nowych wampirów ale ja nie mogę tego robić…

- Dobrze, powiem to jak powiedział mi mój Ojciec. Nasza krew ma w sobie skoncentrowaną esencję życia, dlatego możemy z niej korzystać na różne sposoby. Ta esencja jeśli dostanie ją żywy może go bardzo wzmocnić, zależnie od tego jak mocną vite otrzyma. Może dać żywemu wielką siłę, wytrzymałość i obdarzyć zdolnością leczenia się podobną do naszej. - Perorował Stefan. - Ale tylko do czasu kiedy vite znajduje się w ich ciele, z tego co wiem potrafi nawet przedłużyć życie śmiertelnego ponad zwykły dla niego czas ale ja takich nie spotkałem i nie wiem czy to prawda.

Kojot nagle doznał olśnienia. Sięgnął w głąb siebie i przywoła swoją duchową więź z Gają. Poczuł metafizyczną moc przepływającą przez całe jego ciało i ogniskującą w jego umyśle. Gdy skupił odpowiednią ilość energii, skierował ją przeciwko sile paraliżującej jego ciało.
Sierść zjeżyła mu się na karku i przedramionach. Od stóp poczuł dziwne ciepło. Ciepło miłe i przyjemne. Zaczynało się ono rozchodzić po reszcie członków. Skowyt poczuł się zrelaksowany i zdał sobie sprawę, że powoli skurcz krępujący jego mięśnie ustępuje.
Kolejne partie mięśnie rozgrzewały się i nuwisha poczuł, że odzyskuje władzę nad swoim ciałem. Ulga i szczęście zalały jego i Mohini umysł niczym wielkie fale tsunami.

Podniecona pacnęła kojota w pysk, nie do końca wiedząc co robić, ale była w pewien sposób bardzo wesoła i jakby szczęśliwa, więc taki gest wydawał jej się na miejscu.
-Coś ty brał, stary! - wykrzyczała uradowana.

- Ueeeee…. - Kojot nagle wydał z siebie nieartykułowany, przeciągły dźwięk i zaczął poruszać swoją zębatą paszczęką.

Uśmiechnięta od ucha do ucha, popatrzyła na Stefana, podskoczyła do niego i jakby chciała przybyć mu piątkę… niestety po zerwaniu więzi, nie czuła się już tak fajnie, więc… cofnęła rękę lekko zażenowana.

Zdążyła tylko zobaczyć uśmiech na twarzy wampira lecz nie było pewne czy to z powodu odzyskania przez kojota władzy nad ciałem czy też jej reakcji.
- Chyba obejdzie się bez mojego lekarstwa.

Kojot po chwili przekręcił się z boku na plecy, potem podniósł nogi, zgiął je w kolanach i znów wyprostował.
- Chyba to w sobie zwalczyłem… Mogłem wcześniej pomyśleć o tym, że moc gai mi w tym pomoże, to dzięki Stefanowi… Zdałem sobie sprawę, że wasze krwawe moce działają przecież trochę podobnie… - Kojot uśmiechnął się, i odetchnął z ulgą padając plackiem na łóżku. - Jak dobrze,że mogę znowu gadać…

- Tak… ten… no… - nie wiedziała w sumie co teraz - O właśnie miałam ci drzwi pokazać! - podnieciła się nagłym przypływem olśnienia, szybko jednak zrzedła jej mina - W sumie… może poczekać, jak nie chcesz… wiesz… - widać było, że jest mocno zakłopotana i nie wie czy odgrywać rolę wojowniczej kokoszy czy być bardziej prawdziwą Mohini.

-Najpierw chciałem wam podziękować… - Kojot niepewnie wszedł w słowo wampirzycy i opuścił sterczące na codzień uszy w dół. - Nie sądziłem, że…. Będziecie chcieli mi pomóc, a przyjaciół przecież najlepiej poznać w biedzie, chyba źle was wcześniej oceniałem.

- Nie musisz dziękować, nic nawet nie zrobiłem. - Stefan wyglądał na zmieszanego wylewnością kojotołaka.

- I tak dziękuje, za sam fakt, że się przejeliście… I może to lepiej, że nic nie zrobiłeś… Nie wiem jak moja… nadnaturalna energia zareagowałaby po wejściu w kontakt z wampirzą krwią… Mógłbym się zmienić w coś groźnego, albo gorszego niż ghul… - Kojot podrapał się w nos nie wiedząc co mogłoby się stać, ale przeczucia miał złe.

- Fakt, może to i dobrze… ale jeśli by miało pomóc to i tak bym spróbował, za twoją zgodą ma się rozumieć, niezależnie od ryzyka. - W słowach Stefana brzmiała szczerość i troska.

- Ghul? - mruknęła cichutko, przekręcają głowę jak papużka. Ah te męskie gadanie… nic z tego nie rozumie. Wycofała się na swoje posłanie, rozpuszczając włosy.

- Tradycyjnie tak się nazywa żywych z naszą vite w żyłach. Może u ciebie mówią na nich inaczej? - Wyjaśnił muzyk. - Nie mniej, nie będę wam dłużej przeszkadzał. - Skłonił się Mohini która przecież nie specjalnie go lubiła.

-Chwilunia, jeszcze jedna sprawa… Bo fajnie, że wyzdrowiałem i tak dalej. Ale może macie jakiś pomysł na to, co mi się tak właściwie stało? To jakaś wampirza sztuczka? Co to mogło być? - Zagadał kojot przed wyjściem Stefana.

- Po prostu… - odparła rozczesując włosy - To przeciwieństwo lub pokrewieństwo tego czym to pokonałeś… - wzruszyła ramionami, jakby zaczynała tracić zainteresowanie osobnikami w jej pokoju.

- Antygnoza? Jest coś takiego? Coś jak, esencja żmija? Metafizyczna? To by znaczyło, że dopadł mnie jakiś zły duch… Albo co… - Kojot wzdrygnął się, jakby przestraszony.

Pokręciła głową na znak, że nie rozumie o czym do niej Nuwisha mówi. - To proste… - nie wiedziała jak mu wytłumaczyć - By rytuał oczyszczenia zadziałał, trzeba najpierw rzucić klątwę… - posłała łakowi dziwne spojrzenie, czarnych oczu.

- Kto mógłby rzucić na mnie klątwę?

- Myślę, że znasz na to odpowiedź… - powoli zaczynała odpowiadać jak cygańska wróżka czytająca z kuli.

Stefan tymczasem słuchał tego wszystkiego zaciekawiony lecz nie próbował nawet udawać, że cokolwiek rozumie z tego metafizycznego bełkotu. Brzmiało to dla niego jak słuchanie przez radio które wyjątkowo trzeszczy ludzi rozmawiających w suahili. Nie, oczywiście znał magię krwi ale była ona stosunkowo dobrze zorganizowana, bez żadnych duchów, gnozy, antygnozy… dobrze czasami mogła się jakaś żmija pojawić czytał o tym w opracowaniu na temat wyznawców Seta.
- Nie jestem pewien… znaczy o czym wy właściwie mówicie?

- Jedyną osobą w bunkrze, która jest tak wredna jest Bojan… A jeśli nie to pewnie znowu powiesz mi, że to piętno tego stwora, którego spotkałem w dalekiej umbrze… - Nuwisha mruknął jakby ofochany na umbralnego prześladowcę.

Mohini uśmiechnęła się dwuznacznie lecz nic nie powiedziała. Kojot musi sam dojrzeć do prawdy.

- Nie znam się na klątwach, też nie wiem o czym mówię… - Kojot wstał w łóżka i przeciągnął się. - Dobra, weźmy się do roboty, tylko najpierw muszę znaleźć mój plecak i torbę.

- Proponuję sprawdzić wejście do umbry - poleciła wampirzyca, siedząc spokojnie na łóżku, zaplatając warkocz - Możesz tam znaleźć odpowiedź… ale tylko zgaduję - dzisiaj pobijała swój rekord we wzruszaniu ramionami.

- Sam tam nie wejdę… Wy nie żyjecie, więc ze mną nie wejdziecie… A inni zmienni mają mnie w dupie. Przydałby się ktoś do pomocy… - Westchnął kojot.

- Sprawdzić wejście… - zniecierpliwiła się wampirzyca, odrzucając włosy do tyłu. - Ale najpierw odpocznij… to może pójdę z tobą

- To może masz coś do jedzania? - Skowyt zaczął rozglądać się po pokoju.

- Idź do magggwg … mogę ci przynieść - wolała nie wspominać o magazynie, lepiej by kojot nie pchał się w pewne miejsce.

- W sumie mam jeszcze dwie wydry które upolowałem, jeśli chcesz… - Przypomniał o sobie Stefan. - W ogóle to jestem wam jeszcze potrzebny?

- Tak, przynieś mu te wydry - poleciła z ulgą Mohini - Albo zaprowadź go… obojętne - byle z dala od magazynu.

- Przyniosę, nie ma potrzeby byśmy szli obaj. Zaraz wracam. - I ruszył po swój nocny łup.

- Wydry… od biedy może być, chociaż wolałbym po prostu kanapki. - Kojot wzruszył ramionami.

Wampirzyca zajęła się sprzątaniem w pokoju. Emocje, emocjami ale w zasadzie nie miała co robić, powinna spać, choć nie czuła się za bardzo senna, wyjść z bunkra, nie wyjdzie, do piwnicy nie zajrzy, kojot ozdrowiał… Tyle się dzieje a ona i tak czuła się obok tego wszystkiego, jakby była tylko widzem nieswoich zdarzeń.

Nie minęło wiele czasu kiedy Stefan wrócił. Przyniósł ze sobą dwa truchła wydr, może nie najdelikatniejsze mięso ale za to profesjonalnie skrwawione i świeże. Muzyk pomyślał nawet o nożu który miał ułatwić kojotowi pożywianie się.
- Smacznego, ja się zbieram. Czas zrobić coś co pomoże nam przeżyć. - Stwierdził dość tajemniczo i opuścił tą zabawną parę.

Kojot zaś po odszukaniu swoich tobołków, oraz spożyciu prowizorycznego posiłku postanowił się na chwilę położyć, poprosił tylko, aby obudzić go, gdyby spał zbyt długo.

Wampirzyca siedziała w swoim pokoju i patrzyła się w ścianę, wsłuchując się w równomierny oddech kojota. Cieszyła się, że dzisiejszej nocy nie jest sama i być może przez swoje głupie zachowanie, niezamierzenie, zyskała towarzysza. Niemniej, kobieta bała się usnąć. Bo jeśli teraz zaśnie a coś się stanie? Np. Bojan ją dopadnie? Kojot znowu skamienieje? Korpus wejdzie przez zniszczony właz? Zwiad będzie potrzebować wsparcia? Albo…
Nie czuła się bezpiecznie ani pewnie. Zła aura, złe duchy, mroczna przeszłość i równie mroczna przyszłość. Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękoma. Wytrzyma. Nie zaśnie. Będzie czuwać.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 29-07-2015 o 22:23.
sunellica jest offline