Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2015, 22:03   #51
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- No to wiemy, że kojot mówił prawdę o skrzynce. - odparł Arthur - Skoro zatem khan nie żyje, a został uciszony prawdopodobnie bo chciał o tym fakcie powiedzieć, nie wiem czy z miłą chęcią pójdę na ten zwiad. Ktoś musi. Ale najpierw niech Arinf opowie wszystko ze szczegółami. - garou zmienił formę na glabro by nie przyszło nikomu do głowy zrobić coś głupiego. - Ty, kojot. Racje miałeś. Skomentujesz?

-Nie... ja nauczam... nie komentuje... Mówiłem ci prawdę, nauczałem nazwałeś mnie kłamcą i głupcem... Tego by mój praojciec twojemu nie wybaczył... - Kojot wywarczał z odrazą tak ogromną jak tylko mógł i kiedy Mohini go pozostawał a, zaczął poruszać się na czworaka w stronę Berholda.
-Bojan zabije nas wszystkich. Od początku wmawiał wam, że jestem idiotą, bo wiedział, że przejrzałem jego gierki.... On chce nas skłócić, między sobą, i z Waltherem... - Nuwiisza zakończył mowę zatrzymując się przy Bertholdzie i przesuwając swoim monstrualnym językiem po twarzy wampira.
-Mów jak zabić Tzimisce, albo odgryzę ci łeb, jaśnie książę...-Nuwisza uśmiechnął się z obrzydzeniem spluwając pochodzące z twarzy księcia soki na ziemię.


Nagle Kojot poczuł dziwne ukucie. Nie potrafił jednak zlokalizować, gdzie dokładnie ono nastąpiło. Przez cały kręgosłup przeszedł mu przeszywający każdy nerw impuls. Skowyt poczuł, jak sztywnieją mu nagle wszystkie mięśnie. Przypominało to bolesny skurcz, ale było o wiele bardziej przerażające. Przerażenie zajrzało nuwishy w oczy, gdyż zdał sobie sprawę, że nie może się poruszyć, choćby o milimetr. Nie może wydobyć z siebie choćby cichego pisku. Jedynie gwałtownie poruszające się oczy wskazywały, że nadal żyje.
Berthold, któremu jeszcze przed chwilą Kojot groził śmiercią, zaczął gwałtownie machać rękami, aby zwrócić uwagę wszystkich na to co się stało.

Spojrzała jakby z wyrzutem na Assmitę ale jakby też z przekorą. Choć całą swoją postawą manifestowała niechęć do wampira, była ona złagodzona. Zaintrygowana wygibasami niemego gościa, spojrzała w jego kierunku i ze strachem stwierdziła, że z jej futrzastym pupilem jest coś nie tak.
- Kya hu’a? - podeszła trwożliwie do nuwishy, nie dotknęła go jednak, jedynie oglądała badawczo z zatroskaną miną.

Assamita odwrócił się za wampirzycą i dostrzegł sparaliżowanego Kojota.
- A ty co uskuteczniasz Śmieszku? Kiepski żart.

- Co mu się stało? - wilkołak spojrzał po zgromadzonych i na wchodzącego Stefana - Bojan?

- Nie, Stefan. Patrzcie co mam. - Pochwalił się znaleziskiem. - Może to nie radio ale nadadzą się do komunikacji.

-Niezłe świecidełka o ile Ruskie znają morse’a i rozróżniają kolory, ale nam skamieniał futrzak. No i Arinf przyznał się do bubu na kocie. Ale zaraz chyba wyjaśni.

- Nie wrobisz mnie w śmierć tego głupiego kocura. Widziałem to i owszem, ale to było bardziej samobójstwo niż morderstwo. Kretyn podskakiwał do Bojana bez wiedzy co też ten może mu zrobić. Chciał wywlec jakieś sprawki Tzimisce na światło dzienne, a potem się poprzepychali. Kot bardzo chciał postawić na swoim, a Bojanowi zależało aby ten nic nie gadał - wzruszył ramionami - a kłak zamiast użyć łba stwierdził, że zaatakowanie starego wampira jest super opcją - dokończył opowieść bez entuzjazmu. - Uprzedzając kretyńskie pytania czemu nie ratowałem kocura. To co zrobił z nim Bojan... zostanie zmieloną karmą dla zwierząt, to za delikatne słowa, aby to opisać. Może jestem Assamitą, ale jednak jakiś instynkt samozachowawczy jeszcze mam. Mówiłem, że nie chcę umrzeć w debilny sposób - a głupie docinki wilkołaka puścił bokiem bez komentarza.

- Co, tu, się, kurwa, dzieje?! - Stefan nie wytrzymał nerwowo. Wychodząc zostawiał ich w miarę opanowanych a teraz… burdel, totalny burdel. - Michael wrócił? Bojan zrobił co? Kiedy? I co z nim? - Zadając ostatnie pytanie wskazał latarką na kojota, który wyraźnie nie był w najlepszej formie.

- To wszystko twoja wina ty zdebilały kundlu! Pogryzłeś kojota i zaraziłeś jakimś syfem ze swojego ryjca - wyskoczyła z oskarżeniami jak Filip z konopii, kierując spojrzenie na wilkołaka, zaraz się jednak zreflektowała - A ty przestań machać łapskami jakby poraziło cie prądem… tru-trucicielu jeden, gadaj czym się twarz wysmarowałeś! - warknęła na Bertholda, odpychając go od Skowyta - Bogowie ukarali cię za twój długi jęzor… - zwróciła się zmartwionym tonem do Cichego, oglądając go ze wszystkich stron, przyłożyła mu dłoń do nosa by sprawdzić z jaką częstotliwością oddycha, jeszcze raz obejrzała ugryzione ucho by zobaczyć czy nie ma jakiś obrzęków wskazujących na stan zapalny, obejrzała oczy upewniając się czy nie ma przebarwień ani wybroczyn - Aj, aj… wyglądasz jak kupka nieszczęścia - zatroskana zacmokała i… coś w niej zaskoczyło, jakaś myśl zabłysła niczym żaróweczka nad głową. Skoczyła do peryskopu i zaczęła oglądać otoczenie na zewnątrz.

- Czy ktoś rozsądny może mi wytłumaczyć co się tutaj stało? - Zapytał Stefan po raz kolejny. Rozejrzał się po zgromadzonych. - Arthurze, Arinfie?

-Co tu opowiadać. Kojot zaczął swe idiotyzmy, choć muszę oddać, że zauważam teraz więcej prawdy w jego słowach, Arinf nieskładnie opowiedział, że Bojan zmasakrował khana, a jak widać - garou podszedł do kojota i pstryknął go w ucho - Ten osobnik niewiele może teraz zrobić poza ruszaniem oczami i rzucaniem nienawistnych spojrzeń. Nie wiemy jeszcze czy to paraliż z powodu czegoś co zrobił mu Bojan, księciunio czy może ta fala uderzeniowa na którą się załapaliśmy na powierzchni. - Arthur poruszał gołymi palcami odzianymi w strzępki desantówek, z których aktualnie został fragment okalający kostkę. Sznurówki popękały i wiszą smętnie plątając się pomiędzy palcami. - Mnie na razie nic nie bierze więc zakładamy albo ingerencję Diabła, albo Tego tu - wskazał na księciunia - Jakieś jeszcze pytania?

- Wiesz jak mu pomóc? Ja się nie znam na tych waszych szamańskich praktykach ale chyba można coś zrobić? - Tremere nie ukrywał zaniepokojenie kurczącą się liczebnością nadnaturalnych. - Tobie nic nie jest? Nie czujesz, żadnej sztywności mięśni czy czegoś?

- Cóż, jestem noga jeśli chodzi o szamanizm i sprawy duchowe, jakoś nie przywiązywałem do tego zbyt dużej uwagi. A co do mojego samopoczucia, nie, nie wydaje mi się bym coś podobnego czuł.

- Tyle dobrego, że i ciebie nie siekło. - Wolał nie dodawać ”przynajmniej na razie”. - Może powinniśmy zawołać Bojana? - Myślał na głos. - Tzimisce słyną ze swej… wiedzy medycznej. - Wolał nie dodawać również jaki to rodzaj sławy i medycyny.

- Oby nie chwyciło mnie na zwiadzie - zaśmiał się bezradnie wilkołak - Sądzę, że to może by jego sprawka, ale jeśli nic nie wymyślimy to chyba trzeba będzie. Ale może, póki nie musimy go pilnować, ewentualnie patrzeć czy odkamienieje, to ze spokojem można zająć się tym o czym mówił łysy Diabeł. Zwiadem i gońcem po miśka i Luciusa. Daj te latarki.

- Tylko, że jedynym który jak do tej pory twierdził, że ma pojecie gdzie mogą być nasi zaginieni też jest Bojan… - wampir westchnął po raz kolejny. - I okazuje się, że diabeł znów potrzebny…

-Walther miał być u siebie. Lucius pewnie kręci się w pobliżu miejsca zrzutu, nie zdziwiłbym się gdyby tam czekał i miał już zarówno teorie jak i sposób ratunku wymyślony. Mogę podczas zwiadu zajrzeć do miśka, a Arinf mógłby spróbować podążyć do centrum zrzutu. Chyba że się Szaleniec znajdzie wcześniej.

- Dobry pomysł. Tylko pomóżcie mi najpierw zabrać tego tu - postukał kojota w czoło korzystając z okazji, że Skowyt nie może pyskować ani gryźć - do jego pokoju.

Arinf był zaskoczony faktem, że nikt tak naprawdę nie przejął się śmiercią kota i to z rąk Bojana. Mało tego! Wyglądało na to, że mieli zamiar jeszcze zwracać się do Diabła z prośbą o pomoc.
- Żadnego kurwa Bojana nie będziecie wołać. Wolę już zabrać Kojota do Miśka i jego prosić o pomoc niż tego dwulicowego szczura.
- Arinf weź go pod ręce - wydała rozporządzenie ciągle wyglądając przez urządzenie, obrót w lewo, później w prawo - Wezmę go pod nogi… zaniesiemy go do mnie - wampirzyca odsunęła się od peryskopu i przemaszerowała po pomieszczeniu, kiwając głową.

- Błagam cię Mohini, myślisz, że nie dam rady z tym pieskiem? - zapytał łapiąc Kojota i unosząc go jak wiejską dziewkę.

- Jak chcesz, bylebyś nie zrobił mu krzywdy i pamiętaj… może się zachłysnąć językiem… chyba - przestraszona popatrzyła na poczynania Assamity, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła z pokoju. - Za mną…

No tak, czasami kompletnie zapominał, że kłaki są jednak istotami żywymi i mogą umrzeć w tak głupi sposób jak przez zakrztuszenie się własną śliną.
- Dla własnego dobra radzę ci się nie zachłystywać - powiedział do Kojota jakby to mogło cokolwiek zmienić i ruszył za wampirzycą. Może jednak Ravnoska mogła coś wykombinować w sprawie zmiennokształtnego. Nie przepadał za Skowytem, ale oddawać go w ręce Bojana też mu nie pasowało. Od razu niech go przerobią na pasztet. Kojot też był jedyną osobą, która mogła od wewnątrz zwiedzać Umbrę i tylko on posiadał wiedzę na jej temat. A jakby wszyscy zebrani w pomieszczeni zapomnieli - że to właśnie te zasrane strefy duchów były źródłem anomalii.

- To i ja pójdę zrobić coś konstruktywnego. - Stwierdził Stefan widząc wynoszonego kojota. - Jak bym zaginął to popytajcie o to Bojana. - I nie czekając dłużej wyszedł z pomieszczenia. Było dla niego jasne, że nikt z obecnych nie ma choćby zalążka pomysłu co zrobić w obecnej sytuacji. Warto więc zasięgnąć rady kogoś kto wie więcej.

***

Mohini zaprowadziła Arinfa na samo dno bunkra gdzie uwiła swoje nowe gniazdko. Po drodze, sprawdzała czy zmiennokształtny nie ma problemów z oddychaniem lub czy rusek za nią nadąża.
- Połóż go na kanapie… - wskazała pojedynczą pryczę, zawaloną poduszkami, sama zaś wyciągnęła tobołki spod kołdry dolnego, piętrowego łóżka na przeciwko, które z daleka imitowały śpiącą osobę.

Rusek spojrzał na burdel, który panował w pokoju, ale bez słowa postawił kojoto-stolik na kanapie jak kazała wampirzyca.

- Przesuń go w tył, muszę usiąść przed nim...oh, sama się tym zajmę… - poirytowana przesunęła kojota razem z kocem i usiadła przed nim wpatrując mu się w oczy. Miała nadzieję, że nie zapomniała jak się to robi… wiele czasu minęło odkąd ucinała sobie pogawędkę ze zwierzętami.
“Dobra… raz...dwa...trzy…” wampirzyca skupiła się na połączeniu z bestią Cichego, wysyłając cichy impuls, przywitanie się. “No… czeeeeeeeść”

Kojot popatrzył wampirzycy w oczy z zaciekawieniem, jakby nie do końca wiedział po co się z nim wita.
-Co mi jest?

Wampirzyca mało nie zeskoczyła z łóżka, uradowana swoim sukcesem.
- Nie wiem. Ale się dowiem… Co się stało, zanim no… zesztywniałeś? Dotykałeś czegoś, kogoś? Boli cię coś?

- Nie boli...Ukłuło mnie coś...nagle tak… - Kojot odparł myślami wracając do tamtej sytuacji.

- Gdzie cię ukłuło? - zamachała ręką na Arinfa, dając mu do zrozumienia, że będzie potrzebny i by się nie oddalał.

- W dupę… - Odpowiedział kojot, choć nie mógł się przy tym uśmiechnąć. - Nie wiem, w plecy chyba…

- Czujesz dotyk? - Mohini postanowiła puścić płazem wybryki kojota by nie stracić z nim połączenia, jeszcze się na nim odegra, wszak biedak daleko sam nie zajdzie.

Nie miał zamiaru nigdzie odchodzić więc podszedł tylko bliżej kiedy kobieta zamachnęła na niego dłonią.

- Czuje. Wodą mnie pocuć… - Kojot nie za bardzo wiedział jak sobie pomóc, ale myślał, że może woda w jakiś sposób go ożywi. Kojot popatrzył też na machającą rękę ruska.

Wampirzyca prychnęła rozbawiona pomysłem zmiennokształtnego.
- Sprawdź mu plecy - poleciła Assamicie - od nich “to” się zaczęło… - następnie ponownie umilkła skupiając się na drugiej konwersacji.
- Spróbować cię położyć? Nie wiem co mogę zrobić, to dość dziwny paraliż…

O! Na tym się jako tako znał. Chwycił więc Kojota i przesunął dłonią po jego kręgosłupie sprawdzając czy nie wyczuje jakiś zmian w jego strukturze.

- Nie chciałbym cały zdrętwieć… - Skowyt odparł marudnie i spróbował wytężyć swą wolę by poruszyć ręką.

- Nic. Kręgosłup ma w całości - odparł krótko i odsunął się ponownie. Cokolwiek robiła wampirzyca wolał jej nie przeszkadzać.

Rozmasowała skronie wyraźnie zakłopotana.
- Dobra spróbuję ci wyprostować rękę, jeśli się uda to cie położymy, jeśli nie to… nie wiem - chwyciła za lewą łapę Nuwishy i starała się ją w łagodny sposób unieść do przodu.

Kojot starał się w tym czasie rozluźnić tak by Mohini łatwiej było nim poruszać, miał nadzieję, że rozruszanie mu jakoś pomoże.

Zaskoczona sukcesem, otworzyła lekko usta i wpatrywała się w Skowyta jak sroka w gnat.
- Tyyy… ale ubaw - zaśmiała się, rozbawiona beznadziejnością jak i komicznością sytuacji. - Zaraz cię położymy i zobaczymy co dalej…
- Arinf! - pokazała uradowana na łapę łaka - Możemy go położyć w bezpiecznej pozycji - popatrzyła na wampira przerywając więź z bestią zmiennego. - Pomóż mi a nie stoisz jak kołek - zaraz wróciła do swojego dawnego zrzędliwego tonu… zapomniała, że jest na ciecia obrażona.

- Tak, cóż za radość.. - odpowiedział jakoś bez entuzjazmu, ale posłusznie wykonał polecenie. - Nie złamie się?

- Jak będziesz szarpać to się złamie - fukała mu nad głową - Pośpiesz się, nie mamy całej nocy… dnia znaczy się - przypominając sobie jaka jest właśnie pora, przeciągle ziewnęła.

- Przestań mi babować nad głową i uspokój się - prostowanie Kojota było całkiem niezłą zabawą na zrelaksowanie się. Chyba będzie trzeba to opatentować, ale teraz starał się nie pokaleczyć kłaka bardziej niż był w chwili obecnej i jakoś przywrócić mu bardziej dogodną pozycję ciała.
- Boczna ustalona? - zażartował.

- Ta… z boku… - odparła nie rozumiejąc słów Arinfa, wprawdzie miała szkolenie z pierwszej pomocy ale nie w języku angielskim.

Zorientował się, że Mohini chyba nie zrozumiała do końca tego co do niej powiedział. Westchnął więc po ludzku, odruchowo i postarał się ułożyć kojota na boku.
- Gorzej jeśli taki zostanie…

Obejrzała dokładnie czy rusek położył kojota tak jak chciała po czym usatysfakcjonowana, klepnęła wampira w ramie. - A teraz won mi z pokoju… koniec przyjaźni na dziś, muszę się zastanowić co dalej a ty… chyba miałeś iść na stracenie z wilkołakiem… na zwiad znaczy się. Jak coś powiedz reszcie, że zostaje w bunkrze, chuj mnie jak to nazwiecie, może być OBRONA miejsca.

- A no tak.. ciekaw tylko jestem czy Wilczek zechce ze mną współpracować skoro wyjawiłem co tak na prawdę przytrafiło się naszej kici.

- Nie mój interes… nawet za życia musiałeś wpierdalać się w złe towarzystwo… - wzruszyła ramionami i pokazała Arinfowi gdzie stoją drzwi - A teraz na serio… won, ide spać.

Co za nieczuła suka! Ale jakoś się nie przejął, uśmiechnął się nieznacznie na wspomnienie o złym towarzystwie. Tak, miał do tego smykałkę.
- Nie zgub tylko naszego futrzaczka - pożegnał się tymi słowami i opuścił pokój wampirzycy. Tak. Sen przed zwiadem to była dobra opcja. Jeśli wilkołak będzie miał ochotę z nim gdziekolwiek iść to wychodził z założenia, że sam go znajdzie. Wiedział w końcu, że wampiry w dzień raczej do niczego się nie nadawały. Ruszył więc w kierunku swojej kwatery, wychodząc jednak z pokoju Hinduski natknął się na wilkołaka.
- A to co? Obóz kolonijny?

-Czekam, może go naprawią to go wezmę ze sobą. A jeśli nie to pójdę sam. Najwyżej zrobisz nocną zmianę. I tak niewiele zostało do wieczora. Poszukam walthera i ściągnę go tutaj do pomocy - spojrzał dłubiąc sobie w zębach, jadł niedawno i kawałki mięsa i ścięgien jeszcze mu utkwiły - Wieczorem przy włazie? - zapytał jeszcze dla pewności

- Zrobisz jak zechcesz co do zwiadu na już, teraz, natychmiast, ale proponuję się jednak trochę zregenerować. Chodź, kojotowi nic obecnie nie grozi poza cyckami Mohini, a niedaleko mojej kwatery stoi jedna pusta, możesz ją sobie przysposobić jeśli chcesz - odpowiedział i ruszył dalej.

Garou stwierdził że jednak rusek mówi z sensem i wstał z podłogi. Powlókł się za wampirem i zajął kwaterę obok. - Zapukaj do mnie jak wstaniesz - odparł na odchodnym i zniknął w pokoju.

Kiwnął na to tylko głową dając do zrozumienia, że przyjął do wiadomości i też udał się na spoczynek. Cześć łóżko. Nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, ale łózko było jego skrytą, największą miłością.

***

Mohini powoli szykowała się do czuwania, nadmiar emocji nie pozwalał jej zasnąć, choć bardzo tego chciała. Zawinęła się w kołdrę i niczym przerośnięta pieczarka, leżała skulona na łóżku wpatrując się w ścianę.
Minęło trochę czasu kiedy ktoś zapukał do drzwi wampirzycy.

- Czego chcesz Arinf, zgubiłeś wczorajszy dzień czy co? - warknęła z pokoju.

- To ja. - Odparł Stefan choć wiedział, że zapewne po tym wyznaniu zostanie wyrzucony, albo zignorowany. No cóż, takie życie, a o kojota się martwił.

Przez chwilę w pokoju było cicho, gdy nagle Stefan usłyszał otwierający się zamek po czym drzwi się uchyliły.
- A ciebie skąd przywiało? - wyglądała przez szparę niczym wygłodzona gorgona.

- Tego raczej nie chcesz wiedzieć, znaczy naprawdę nie chcesz. Nie o to jednak chodzi skąd a z czym. Kojotowi się polepszyło? - Zapytał by się upewnić, że nie przyszedł na marne.

Wampirzyca nie odpowiedziała tylko otworzyła szerzej drzwi.

- Próbowaliście mu pomóc jakoś? - Zapytał widząc pozycję w jakiej leżał Skowyt.

Zdziwiona, uniosła jedną brew do góry.
- Nie, postanowiliśmy zrobić sobie teatrzyk kukiełek… - prychnęła poirytowana.

- Cóż… - Stefan nie był do końca pewien czy Mohini żartuje czy mówi poważnie. - Widzisz wpadłem na pewien pomysł ale wolałbym mieć jego zgodę. Da się z nim jakoś porozumieć?

Skrzyżowała ręce w obronnym geście, nie wiedząc co myśleć o nagłym przypływie dobroci Stefana do Skowyta. Niemniej… sama zachowała się jak zidiociała matka słysząca kwilenie własnego dziecka, kiedy kojot zaskomlał. Zmieszana pogłaskała się po brzuchu i ponownie wzruszyła ramionami. - Mogę z nim pogadać.

- Więc przekaż mu, że mogę wzmocnić moją krew, to niewiele ale może będzie w stanie go uleczyć. Tylko, ja wiem jak oni reagują na wszelkie wzmianki o naszej krwi… nie wiem czy się zgodzi.

- Mmmmmm… - co on bredził? Nie wiedziała, postanowiła jednak nie wnikać, świat mężczyzn pozostaje światem mężczyzn. - Wejdź i zamknij za sobą drzwi, to nie kurnik. Na co Stefan postąpił zgodnie z jej poleceniem. - podeszła do “kanapy”, kucnęła przed pyskiem kojota i spojrzała mu w ślepia. Przez chwilę starała się zrelaksować i skupić na ponownym połączeniu z bestią towarzysza.
- “Słyszałeś?” - posłała impuls do umysłu kojota.

-Nie, zamyśliłem się… A co? - Kojot popatrzył na Mohini, jakby wyrwany ze snu.

- Powtórz mu co chcesz zrobić - rozkazała Stefanowi - Masz całkiem ładne oczy - zwróciła się do nuwishy.

- Wpadłem na pomysł - zaczął Stefan, zignorował władczy ton Mohini, nie miejsce ani czas na kłótnie. - Potrafię wzmocnić swoją krew, na krótko ale tyle wystarczy, myślę, że jeśli byś się jej napił mogło by Ci pomóc. Jeśli się wahasz albo masz pytania mogę opisać Ci dokładnie ze szczegółami cały proces.

- Czy ja go dobrze rozumiem? Mam pić jego krew? - Kojot wpatrywał się w oczyska Mohini.

- Eeee, mnie nie pytaj.. ale chyba tak, nie wiem jak ale tak… - zaśmiała się na głos.

- Transfuzje bym zrozumiał… Ale picie… jest niehigieniczne, kanibalistyczne, złe i dziwne… - Kojotowi zrobiło się niedobrze na samą myśl, że ma pić krew z jakiegoś obcego chłopa.

- On nie może pić - przemilczała odpowiedź kojota zwracając się do Stefana - Transfujzja...fuj.. fuzj… - poddała się, nie wypowie tego słowa - Potrafisz?

- Niby tak ale tak nigdy nie robiłem… nie wiem czy zadziała albo czy nie stanie się coś złego. Nie musi jakoś szczególnie pić, wystarczyłoby, żeby krew spłynęła do jego gardła. - Stefan myślał gorączkowo, takich problemów się nie spodziewał co swoją drogą było głupie i krótkowzroczne.

- Dużo tej krwi musi wypić? - zaciekawiła się hinduska.

- Nigdy nie dzieliłaś się krwią?

- A po co?

- Ojciec Ci nie mówił? - Tym razem Stefan zbaraniał.

Mohini zawahała się, czy to było podchwytliwe pytanie?
- Nooo… wiem, że to służy do “płodzenia” nowych wampirów ale ja nie mogę tego robić…

- Dobrze, powiem to jak powiedział mi mój Ojciec. Nasza krew ma w sobie skoncentrowaną esencję życia, dlatego możemy z niej korzystać na różne sposoby. Ta esencja jeśli dostanie ją żywy może go bardzo wzmocnić, zależnie od tego jak mocną vite otrzyma. Może dać żywemu wielką siłę, wytrzymałość i obdarzyć zdolnością leczenia się podobną do naszej. - Perorował Stefan. - Ale tylko do czasu kiedy vite znajduje się w ich ciele, z tego co wiem potrafi nawet przedłużyć życie śmiertelnego ponad zwykły dla niego czas ale ja takich nie spotkałem i nie wiem czy to prawda.

Kojot nagle doznał olśnienia. Sięgnął w głąb siebie i przywoła swoją duchową więź z Gają. Poczuł metafizyczną moc przepływającą przez całe jego ciało i ogniskującą w jego umyśle. Gdy skupił odpowiednią ilość energii, skierował ją przeciwko sile paraliżującej jego ciało.
Sierść zjeżyła mu się na karku i przedramionach. Od stóp poczuł dziwne ciepło. Ciepło miłe i przyjemne. Zaczynało się ono rozchodzić po reszcie członków. Skowyt poczuł się zrelaksowany i zdał sobie sprawę, że powoli skurcz krępujący jego mięśnie ustępuje.
Kolejne partie mięśnie rozgrzewały się i nuwisha poczuł, że odzyskuje władzę nad swoim ciałem. Ulga i szczęście zalały jego i Mohini umysł niczym wielkie fale tsunami.

Podniecona pacnęła kojota w pysk, nie do końca wiedząc co robić, ale była w pewien sposób bardzo wesoła i jakby szczęśliwa, więc taki gest wydawał jej się na miejscu.
-Coś ty brał, stary! - wykrzyczała uradowana.

- Ueeeee…. - Kojot nagle wydał z siebie nieartykułowany, przeciągły dźwięk i zaczął poruszać swoją zębatą paszczęką.

Uśmiechnięta od ucha do ucha, popatrzyła na Stefana, podskoczyła do niego i jakby chciała przybyć mu piątkę… niestety po zerwaniu więzi, nie czuła się już tak fajnie, więc… cofnęła rękę lekko zażenowana.

Zdążyła tylko zobaczyć uśmiech na twarzy wampira lecz nie było pewne czy to z powodu odzyskania przez kojota władzy nad ciałem czy też jej reakcji.
- Chyba obejdzie się bez mojego lekarstwa.

Kojot po chwili przekręcił się z boku na plecy, potem podniósł nogi, zgiął je w kolanach i znów wyprostował.
- Chyba to w sobie zwalczyłem… Mogłem wcześniej pomyśleć o tym, że moc gai mi w tym pomoże, to dzięki Stefanowi… Zdałem sobie sprawę, że wasze krwawe moce działają przecież trochę podobnie… - Kojot uśmiechnął się, i odetchnął z ulgą padając plackiem na łóżku. - Jak dobrze,że mogę znowu gadać…

- Tak… ten… no… - nie wiedziała w sumie co teraz - O właśnie miałam ci drzwi pokazać! - podnieciła się nagłym przypływem olśnienia, szybko jednak zrzedła jej mina - W sumie… może poczekać, jak nie chcesz… wiesz… - widać było, że jest mocno zakłopotana i nie wie czy odgrywać rolę wojowniczej kokoszy czy być bardziej prawdziwą Mohini.

-Najpierw chciałem wam podziękować… - Kojot niepewnie wszedł w słowo wampirzycy i opuścił sterczące na codzień uszy w dół. - Nie sądziłem, że…. Będziecie chcieli mi pomóc, a przyjaciół przecież najlepiej poznać w biedzie, chyba źle was wcześniej oceniałem.

- Nie musisz dziękować, nic nawet nie zrobiłem. - Stefan wyglądał na zmieszanego wylewnością kojotołaka.

- I tak dziękuje, za sam fakt, że się przejeliście… I może to lepiej, że nic nie zrobiłeś… Nie wiem jak moja… nadnaturalna energia zareagowałaby po wejściu w kontakt z wampirzą krwią… Mógłbym się zmienić w coś groźnego, albo gorszego niż ghul… - Kojot podrapał się w nos nie wiedząc co mogłoby się stać, ale przeczucia miał złe.

- Fakt, może to i dobrze… ale jeśli by miało pomóc to i tak bym spróbował, za twoją zgodą ma się rozumieć, niezależnie od ryzyka. - W słowach Stefana brzmiała szczerość i troska.

- Ghul? - mruknęła cichutko, przekręcają głowę jak papużka. Ah te męskie gadanie… nic z tego nie rozumie. Wycofała się na swoje posłanie, rozpuszczając włosy.

- Tradycyjnie tak się nazywa żywych z naszą vite w żyłach. Może u ciebie mówią na nich inaczej? - Wyjaśnił muzyk. - Nie mniej, nie będę wam dłużej przeszkadzał. - Skłonił się Mohini która przecież nie specjalnie go lubiła.

-Chwilunia, jeszcze jedna sprawa… Bo fajnie, że wyzdrowiałem i tak dalej. Ale może macie jakiś pomysł na to, co mi się tak właściwie stało? To jakaś wampirza sztuczka? Co to mogło być? - Zagadał kojot przed wyjściem Stefana.

- Po prostu… - odparła rozczesując włosy - To przeciwieństwo lub pokrewieństwo tego czym to pokonałeś… - wzruszyła ramionami, jakby zaczynała tracić zainteresowanie osobnikami w jej pokoju.

- Antygnoza? Jest coś takiego? Coś jak, esencja żmija? Metafizyczna? To by znaczyło, że dopadł mnie jakiś zły duch… Albo co… - Kojot wzdrygnął się, jakby przestraszony.

Pokręciła głową na znak, że nie rozumie o czym do niej Nuwisha mówi. - To proste… - nie wiedziała jak mu wytłumaczyć - By rytuał oczyszczenia zadziałał, trzeba najpierw rzucić klątwę… - posłała łakowi dziwne spojrzenie, czarnych oczu.

- Kto mógłby rzucić na mnie klątwę?

- Myślę, że znasz na to odpowiedź… - powoli zaczynała odpowiadać jak cygańska wróżka czytająca z kuli.

Stefan tymczasem słuchał tego wszystkiego zaciekawiony lecz nie próbował nawet udawać, że cokolwiek rozumie z tego metafizycznego bełkotu. Brzmiało to dla niego jak słuchanie przez radio które wyjątkowo trzeszczy ludzi rozmawiających w suahili. Nie, oczywiście znał magię krwi ale była ona stosunkowo dobrze zorganizowana, bez żadnych duchów, gnozy, antygnozy… dobrze czasami mogła się jakaś żmija pojawić czytał o tym w opracowaniu na temat wyznawców Seta.
- Nie jestem pewien… znaczy o czym wy właściwie mówicie?

- Jedyną osobą w bunkrze, która jest tak wredna jest Bojan… A jeśli nie to pewnie znowu powiesz mi, że to piętno tego stwora, którego spotkałem w dalekiej umbrze… - Nuwisha mruknął jakby ofochany na umbralnego prześladowcę.

Mohini uśmiechnęła się dwuznacznie lecz nic nie powiedziała. Kojot musi sam dojrzeć do prawdy.

- Nie znam się na klątwach, też nie wiem o czym mówię… - Kojot wstał w łóżka i przeciągnął się. - Dobra, weźmy się do roboty, tylko najpierw muszę znaleźć mój plecak i torbę.

- Proponuję sprawdzić wejście do umbry - poleciła wampirzyca, siedząc spokojnie na łóżku, zaplatając warkocz - Możesz tam znaleźć odpowiedź… ale tylko zgaduję - dzisiaj pobijała swój rekord we wzruszaniu ramionami.

- Sam tam nie wejdę… Wy nie żyjecie, więc ze mną nie wejdziecie… A inni zmienni mają mnie w dupie. Przydałby się ktoś do pomocy… - Westchnął kojot.

- Sprawdzić wejście… - zniecierpliwiła się wampirzyca, odrzucając włosy do tyłu. - Ale najpierw odpocznij… to może pójdę z tobą

- To może masz coś do jedzania? - Skowyt zaczął rozglądać się po pokoju.

- Idź do magggwg … mogę ci przynieść - wolała nie wspominać o magazynie, lepiej by kojot nie pchał się w pewne miejsce.

- W sumie mam jeszcze dwie wydry które upolowałem, jeśli chcesz… - Przypomniał o sobie Stefan. - W ogóle to jestem wam jeszcze potrzebny?

- Tak, przynieś mu te wydry - poleciła z ulgą Mohini - Albo zaprowadź go… obojętne - byle z dala od magazynu.

- Przyniosę, nie ma potrzeby byśmy szli obaj. Zaraz wracam. - I ruszył po swój nocny łup.

- Wydry… od biedy może być, chociaż wolałbym po prostu kanapki. - Kojot wzruszył ramionami.

Wampirzyca zajęła się sprzątaniem w pokoju. Emocje, emocjami ale w zasadzie nie miała co robić, powinna spać, choć nie czuła się za bardzo senna, wyjść z bunkra, nie wyjdzie, do piwnicy nie zajrzy, kojot ozdrowiał… Tyle się dzieje a ona i tak czuła się obok tego wszystkiego, jakby była tylko widzem nieswoich zdarzeń.

Nie minęło wiele czasu kiedy Stefan wrócił. Przyniósł ze sobą dwa truchła wydr, może nie najdelikatniejsze mięso ale za to profesjonalnie skrwawione i świeże. Muzyk pomyślał nawet o nożu który miał ułatwić kojotowi pożywianie się.
- Smacznego, ja się zbieram. Czas zrobić coś co pomoże nam przeżyć. - Stwierdził dość tajemniczo i opuścił tą zabawną parę.

Kojot zaś po odszukaniu swoich tobołków, oraz spożyciu prowizorycznego posiłku postanowił się na chwilę położyć, poprosił tylko, aby obudzić go, gdyby spał zbyt długo.

Wampirzyca siedziała w swoim pokoju i patrzyła się w ścianę, wsłuchując się w równomierny oddech kojota. Cieszyła się, że dzisiejszej nocy nie jest sama i być może przez swoje głupie zachowanie, niezamierzenie, zyskała towarzysza. Niemniej, kobieta bała się usnąć. Bo jeśli teraz zaśnie a coś się stanie? Np. Bojan ją dopadnie? Kojot znowu skamienieje? Korpus wejdzie przez zniszczony właz? Zwiad będzie potrzebować wsparcia? Albo…
Nie czuła się bezpiecznie ani pewnie. Zła aura, złe duchy, mroczna przeszłość i równie mroczna przyszłość. Podciągnęła nogi pod brodę i objęła je rękoma. Wytrzyma. Nie zaśnie. Będzie czuwać.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 29-07-2015 o 22:23.
sunellica jest offline  
Stary 01-08-2015, 11:58   #52
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Czas płynął a Stefan porządkował swój pokój. Wcześniej nie miał okazji tego zrobić a teraz akurat cierpiał na chwilowy nadmiar wolnego czasu. Taka prosta codzienna czynność uspokajała, dawała złudzenie, że nie jest jeszcze tak źle.
Długo zastanawiał się czy brać ze sobą nóż. Z jednej strony nigdy go nie nosił, broń tylko prowokowała ludzi. Tylko czy korpusowi będzie przeszkadzało czy strzelają do uzbrojonego czy też bezbronnego wampira? Po dłuższej chwili zdecydował jednak zabrać broń ze sobą, tak na wszelki wypadek.
W końcu nadszedł czas. Wampir wyruszył by zrobić coś co miało pomóc im wszystkim przetrwać "burzę".
Jedynie na drzwiach zostawił przyklejoną kartkę z notesu a na niej krótką wiadomość do każdego kto mógłby go szukać.

 


Poszedłem znaleźć Luciusa.
Wrócę.


 
Googolplex jest offline  
Stary 01-08-2015, 21:57   #53
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Na Oak Island wszystko się zmieniło. Cicha i spokojna wyspa stała się centrum wielkich wydarzeń. Wokół całego archipelagu stało się coś co nagięło rzeczywistość i spowodowało nie tylko przemianę krajobrazu, ale także dużo dalej posunięte przeobrażenia i zmiany. Zmiany, których być może nie można było cofnąć.
Grupa nadnaturali zamieszkujących wyspę zdawała się nie mieć nawet tego świadomości. A na przynajmniej większość z nich. Byli niczym nieświadome dzieci w oku cyklonu.

Artur i Arnif
Choć żaden z nich nie poparł propozycji Bojana, to i tak obaj zdecydowali się ruszyć na zwiad. Ponoć wiedza o tym, co zaszło miało być kluczem do zwycięstwa. Oni dwaj mieli szansę zdobyć tę przewagę.

Gdy wilkołak i assamita wyszli na powierzchnię poczuli niemal natychmiast srogi chłód. Co prawda w czerwcu zdarzają się zimne noce. Jednak ie aż tak zimne, aby z ust wydobywały się kłęby pary.
Po smoliście czarnym niebie przesuwały się gęste szare chmury. Wyglądały niczym koszmarne owce prowadzone na rzeź. Choć nigdzie nie było widać księżyca, to było tak jasna, jakby właśnie miała miejsce pełnia.

Arthur i Arnif ruszyli przed siebie. Ich pierwszym celem było leżę Walthera. Należało sprawdzić, co z ich gospodarzem. Nie wybrali jednak najbardziej oczywistej i prostej drogi. Ruszyli wzdłuż kamienistej plaży, a dopiero później zamierzali skierować się w głąb wyspy, w las.

Gdy stanęli na brzeg wyspy zdali sobie sprawę, że stało się coś naprawdę poważnego. Wokół wysp snuły się opary czarnej, nieprzeniknionej mgły. Wydawało się, że cały ich niewielki archipelag jest otoczony tą jakże dziwną mgłą.

Las także się zmienił. Jeszcze kilka godzin temu był pełen życia i przyjemnych zapachów. Teraz wszystko było ciche, ponure, a w powietrzu unosił się swąd zgniłego mięsa. Ten smród padliny był nieprzyjemny zwłaszcza dla Arthura. Jego wyczulone zmysły ze zdwojoną siłą odbierały wszystkie bodźce. Także te nie przyjemne.

Idący przodem Arnif w pewnym momencie poczuł, że wszedł w rozwieszoną pomiędzy drzewami pajęczynę. Nieprzyjemne lepkie nici obsiadły mu na twarzy. Z lekką odrazą ściągnął ją i wytarł w spodnie.
Gdy stało się to drugi raz, przeklinał w myślach swoją nieuwagę.
Gdy stało się to trzeci raz, zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Zatrzymał się w półkroku i gestem kazał to samo zrobić Arthurowi.
Obaj rozejrzeli się wokół uważnie i spostrzegli, że na okolicznych drzewach wisi nienaturalna ilość pajęczych sieci.
Nagle wilkołak zauważył coś, co zjeżyło mu sierść na karku. Zza grupy gęsto rosnących drzew wysunął się niemal bezszelestnie olbrzymich rozmiarów…
pająk.
Na pierwszy rzut oka wyglądał iście komicznie, niczym gumowe monstrum z horrorów klasy B. Jednak im lepiej Arthur i Arnif się przyglądali, tym bardziej byli przerażeni.

Cichy Skowyt i Mohini
Kojot spał długo, bardzo długo jak na niego. Zawdzięczał to zapewne swojej nowej przyjaciółce, Mohini, która mimo że miała czuwać i go obudzić sama zapadła w sen. Czy też ten stan podobny do snu w który zapadają wampiry.
Gdy oboje się obudzili w bunkrze zostali już tylko Bojan i Berthold. Była to więc doskonała okazja do tego, aby trochę pomyszkować po bunkrze.

Mohini juz od jakiegoś czasu chciała zapytać, Skowyta, który ponoć słynął z magicznej wiedzy o runy, które znalazła.
Udali się więc razem w kierunku jednego z dwóch zdawałoby się bezużytecznych tuneli w bunkrze. Pierwszy był w połowie zawalony, ale oni szli do tego drugie. Tunel ten kończył się stalowymi drzwiami. Walther ostrzegał ich, aby pod żadnym pozorem ich nie otwierać.
Ironią losu nuwisha znowu stawał w obliczu prawa guhrala i po raz drugi zamierzał je złamać.
Wampirzyca doprowadziła go pod drzwi i wskazała palcem:
- O tu! Zobacz!
Kojot pochylił się i przyjrzał znakom, jakie zostały wydrapane w farbie. Był to jakiś rodzaj runów. Skowyt skupił się i spróbował je odczytać. Dawno nie widział takich znaków, ale wiedział że kiedyś się na nie natknął. Sięgnął w głąb swojej pamięci i po dłuższej chwili przypomniał sobie. To był rodzaj sekretnego slangu zmiennokształtnych. Runy być może skreślił Wather, aby ostrzec innych przed przekraczaniem tych drzwi.
Napis umieszczony na drzwiach głosił:
“Tchnienie śmierci. Strefa skażona. Unikaj kontaktu. Nie przekraczaj tej granicy”
Enigmatyczne hasła miały być ostrzeżeniem odnoszącym się do tego, co czeka po drugiej stronie.
Kojot nie przejął się tymi słowami, gdyż często bywało tak, że tego typu znaki umieszczano w miejscach, które chce się po prostu ukryć przed innymi i przegonić ich od niego. Coś jak ludzie “Uwaga! Zły pies”, czy coś w tym stylu.

Nie namyślając się długo, wampirzyca i Kojot przystąpili do otwarcia drzwi. Wystarczyło trochę siły i kilka uderzeń łomu, aby stalowe zasuwy ustąpiły.

Oczom Mohini i Skowyta ukazał się pogrążony w ciemności długi korytarz. Czuć było stamtąd odór zgnilizny i rozkładającego się mięsa.

Stefan
Kainita wyszedł na powierzchnię niedługo potem, jak bunkier opuścili Arnif i Arthur. Oni zamierzali obejść wyspę, a Stefan miał jasno wytyczony cel. Gdy wyszedł z bunkra zdziwił go trochę panujący chłód, ale nie bardziej niż wszechobecna, lepka mgła i nienaturalna cisza. Stefan chyba najlepiej ze wszystkich zdawał sobie sprawę, jak daleko zaszły zmiany.
Zgodnie ze wskazówka Bojana udał się do miejsca, gdzie ponoć mógł się ukrywać Malkavianin.

Przemierzając las Stefan zdał sobie sprawę, że jest on niemal zupełnie martwy. Nie było słychać choćby najmniejszego nocnego zwierzęcia. Chorobliwa, o ile nie śmiertelna cisza.
Zmierzając w kierunku kryjówki Luciusa, Stefan spostrzegł dużą liczbę pajęczych sieci
Kilka z nich było nader niepokojących rozmiarów.

Stefan był zaledwie kilkanaście metrów od celu, gdy na małej polanie zobaczył jakąś postać pochyloną na ciałem młodej kobiety.
Tremere przyczaił się za jednym z drzew i obserwował. Wystarczyło zaledwie kilka chwil, aby Stefan spostrzegł się, że to Lucius, który pożywia się ciałem martwej Monici.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 04-08-2015, 19:49   #54
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Nuwisha od przeczytania napisu ostrzegawczego nie miał zbytniej ochoty otwierać drzwi, ale w końcu uległ wcześniejszej prośbie o pomoc i otworzył je na jej odpowiedzialność. Później zajrzał do środka korytarza i powęszył swoim wyczulonym nosem. Wyczuwając zapach zgnilizny mocno się skrzywił. Następnie zatrzasnął drzwi przed ich nosami i zaczął ponownie je ryglować, dodatkowo przy użyciu wykorzystanego wcześniej łomu.
- Ja tam nie wchodzę. Na drzwiach jest napisane, że to strefa skażona jakimś tchnieniem śmierci… Przynajmniej mamy pewność, że Walther nie zawsze ściemnia. W tym przypadku mówił prawdę. Cokolwiek tam jest, śmierdzi potwornie i pewnie jest tak samo potwornie groźne. Pomożesz mi teraz poszukać Miśka i Moniki? Bo chyba nie wmówisz mi, że chcesz tam wejść… -
Kojot popatrzył na Mohini, a potem próbował się upewnić, że drzwi są znowu jako tako szczelnie zamknięte.
Wampirzyca już w trakcie uchylania drzwi, postanowiła nie oddychać. Smród zepsucia był jej numerem jeden w rankingu zapachów jakie powinny zniknąć z powierzchni ziemi. Z ulgą przyjęła ryglowanie felernego przejścia, które szybko przestało ją interesować z wiadomych powodów.
Potakując energicznie głową, pokazała nuwishy na migi, że chce odejść z miejsca, po czym ruszyła sprężystym krokiem w drugą stronę. Gdy odeszli na bezpieczną odległość z ulgą zaczerpnęła powietrze.
- O bogowie… jak dobrze, że nie muszę oddychać, co za smróóóóóóód, miałam wrażenie, że się zaraz zmaterializuje i dopadnie mnie swoimi mackami… Co to było do wszystkich dojść Gangi? - pytlowała jak najęta, żywo przy tym gestykulując.
Kojot upewniwszy się, że drzwi są jako tako zaryglowane, zebrał swoje tobołki i podreptał w ślad za wampirzycą.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć… Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby zostawić drzwi otwarte, cokolwiek tam siedzi, może zeżarłoby Bojana… Ale lepiej po prostu stąd spadajmy. Nie chciałbym przebywać z tym popieprzonym mordercą zbyt długo w jednym budynku, już lepiej wyjść na zewnątrz… Może też spróbujemy znaleźć Walthera… Na nim chyba najbardziej moglibyśmy teraz polegać… Masz jakąś broń? - Zapytał kojot i powoli ruszył przez korytarz.
Hinduska wybuchła perlistym śmiechem.
- Co ty… Bojana nic nie ruszy… stary trup, nawet grzyby nim gardzą ale nie martw się… już ja mu się kiedyś odwinę, wszystko w swoim czasie. - pogroziła pięścią - Coś ty się tak uparł tego niedźwiedzia? - popatrzyła na Cichego z niezrozumieniem pomieszanym z pobłażliwością - Zakochałeś się czy jak? Gość cię nie lubi, nawet ślepy by to zauważył… bądź tak miły i go nie denerwuj a przynajmniej nie namawiaj mnie bym z tobą polazła do jego dziury w ziemi. Nie, nie, nie… - zamyśliła się nieco - Muszę coś zjeść… ale na górze jest tak strasznie… zastanawiam się czy nie przeczekać jednej doby… - nagle jakby sobie przypomniała pytania nuwishy - Każda kobieta ma broń jeśli o to ci chodzi - mrugnęła do niego i trąciła biodrem - A jeśli to nie zadziała mam tylko nóż… i iluzje… i zwierzęta… i szybko biegam - zapatrzyła się w przestrzeń przed siebie.
Kojot przysłuchiwał się słowom wampirzycy i przyglądał jej się uważnie.
- Nie liczy się to czy mnie lubi… Czy tego chce, czy nie. Jestem jego przyjacielem, a on siedzi tam teraz sam, albo z Monicą, nieświadomy spisków Bojana. W dodatku, kto wie czy wróg już nie zaczął desantu na wyspę. Obawiam się, że jeśli tu zostaniesz, po prostu tu przyjdą i spalą wszystko razem z tobą… Zrób jak zechcesz, ale bezpieczniej będzie jeśli pójdziemy jak najdalej stąd. Może znajdziemy Arthura i Arinfa, albo chociaż Monikę, kiedy biegliśmy do bunkra, widziałem jak z niego wybiega, może ona wie, gdzie jest Walther, zresztą mogę spróbować go wytropić po węchu. Jest tu największy, mógłby nas obronić. - Kojot ruszył dalej oglądając się przez ramię, jakby z nadzieją, że Mohini jednak nie zostanie w bunkrze.
Pokręciła z dezaprobatą głową, cicho przy tym cmokając. Zaczęła się nawet zastanawiać jakim cudem taki naiwniak przeżył tyle czasu podczas nagonki. Gość albo miał niewyobrażalne szczęście albo… Cóż, zastanowi się nad tym później.
- Chcesz zostawić bunkier Bojanowi? Ocipiałeś już do reszty? - spytała słodkim głosikiem - Pozostawiasz jedyne bezpieczne miejsce wrogowi, by wyruszyć na poszukiwanie… wroga? Może i ty odczuwasz jakieś głębsze uczucia do łaka… w końcu jesteście jakąś tam ‘rodziną’ ale zrozum złotko… on nie lubić małych psotnych kojocików… a po za tym silny? Wooow… za to ospały i powolny… nawet kaleka na wózku prześcignęłaby taką kluchę… zresztą - machnęła na to wszystko rękoma - Jestem tylko kobietą… ja się na tym nie znam… mogę wyjść na górę ale tylko po to by się rozejrzeć i ewentualnie wzmocnić włazy o to, to, to…
- To nie jest jedyne bezpieczne miejsce, w ogóle nie jest bezpieczne. Nie przeżyję tu kilku godzin. Bojan zabije mnie przy pierwszym spotkaniu sam na sam, w dodatku za tamtymi drzwiami mamy kolejny portal do piekła… Na górze, mamy szansę znaleźć pozostałych, lub inne schronienie, na przykład w jaskiniach… A co do powolności Walthera, większość ludzi uważa niedźwiedzie za powolne, ci którzy przekonali się jakie są szybkie, niestety nie żyją, więc nie lekceważ go proszę. Zapewne posiada też większe umiejętności mistyczne niż ja, Arthur i Monica razem wzięci, tylko on może coś poradzić na tą mgłę. - Kojotołak nie chciał się kłócić więc jeszcze raz obejrzał się za dziewczyną. - Nie każ mi się prosić ani przekonywać, w tej formie, trudno mi się mówi… - Można było ocenić, że w tym przypadku nie robił sobie z niej żartów, faktycznie jego głos trudno było zrozumieć, był bardzo mrukliwy i przerywany czymś w rodzaju warknięć.
Mohini mocno się zamyśliła. Dreptała bezszelestnie za swoim futrzastym kolegą, od czasu do czasu kiwając głową. Co ona miała zrobić? Nie wiedziała… za to wiedziała, czego nie chce robić, a nie chciała wychodzić w tą okropną “pogodę”... mgłę… to coś co było na wyspie. Ale zostać sam na sam z Bojanem? Hmmm… dziwna opcja. Iść na poszukiwania Walthera? Jeszcze dziwniejsza… Może po prostu się ukryje i przeczeka?
- A co, jeśli to przez niego wyspa się wypaczyła? Co jeśli do niego pójdziemy i wyrosną mi skrzydła na nosie? Albo macki na plecach?
- Nic ci nie wyrośnie. Nie chcę cię obrazić, ale ty już jesteś wypaczonym mutantem, jesteś nieumarła, zapomniałaś? Raczej ci się nie pogorszy. Poza tym, nie znamy natury tej pogody, może nie jest taka straszna jak wygląda. Może to tylko, zakłócenia bariery między nami a umbrą...jakieś zjawisko naturalne, tyle, że rzadkie. W razie czego cię obronię, nie bądź cykor. - Kojot zaczepnie pokazał Mohini swój jęzor i skierował miękkie kroki w stronę wyjścia na zewnątrz.
Trzasnęła łaka przez łeb - Matka cie nie uczyła, że kobiet nie pyta się o wiek oraz nie mówi im prawdy w oczy? - odparła zaczepnie - Sam jesteś mutant, co się łamie i zmienia w dziwoląga - ofukała Skowyta niczym rozzłoszczona papużka - Ja, ja… jestem całkiem normalna - skrzyżowała ręce na piersi i przez chwilę szła w milczeniu z nadąsaną miną.
- Pójdę z tobą… ale jak mi się znudzi, albo droga mi się nie spodoba to wracam do siebie… nie myśl, że nie mam własnych problemów, nie jestem twoja nianią ani w ogóle… MILCZ, nie komentuj bo cie zdzielę jeszcze raz - ofukała go tak na zaś by mieć pewność, że kojot nie wejdzie jej zaraz na głowę. Musi popracować nad swoim imidżem… dzisiejszej nocy został mocno nadszarpnięty przez jakiegoś kłapouchego.
Kojot położył po sobie wielkie uszy kiedy klapnęła go ręką po głowie i fuknął na nią gniewnie.
- Moja mama jest pijaczką, przez pół życia pracowała jako prostytutka. Trudno zaczerpnąć od niej wiedzę jak z szacunkiem traktuje się kobiety. - Kojotołak wzruszył ramionami i kiedy dotarli do włazu, który wcześniej wyważał Arthur, przystanął przy nim. Wziął na odwagę głębszy wdech, potarł o siebie dłońmi i powoli uchylił drzwi, wyglądając jednocześnie na zewnątrz w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia.
Mohini była tuż za nim… a może pod nim, skoro stoją teraz na drabinie… niemniej… hmm…
- BUUUUU! - wrzasnęła na całe gardło, łapiąc Skowyta za ogon i ciągnąc w dół - Nie śpij bo cie obiorą, co tam widzisz? - śmiała się w niebo głosy lekko nerwowym śmiechem kogoś, kto bawi się w groźniejszą wersję chowanego.
- To nie jest śmieszne! Poza tym boli, zostaw… - Kojot zawisł na drabinie trzymając się jej rękoma i pomachał w powietrzu poduszkowatymi stopami chcąc odgonić wampirzycę od swojego ogona. - I nic nie zobaczę jak mnie tak ściągasz na dół. - Pożalił się jeszcze i drugi raz wgramolił na szczyt, żeby wyjść na zewnątrz.
Puściła ogon Skowyta, oniemiała i całkowicie zakochana w nowo odkrytym znalezisku. Jak to się stało, że odkryła TO dopiero teraz?
- Jakie ty masz łapki… - pisnęła a raczej skrzeknęła jak ropuszka, dotykając włosków między poduszeczkami.
- Nie musisz mnie łaskotać… - Kojot rozejrzał się po “mrocznej puszczy”, zaczął węszyć i nasłuchiwać. - Udajmy się… Jak myślisz? Może najpierw sprawdźmy gawrę Walthera? - Kojot poprawił sobie ułożenie pasków plecaka na ramionach.
- Eh… jesteś spizgany do granic możliwości - warknęła poirytowana - Odpuść se! Jeśli widział nalot na pewno nie udał się do jakiejś dziury… Sprawdźmy umbrodrzewo!
- Hmm, niech będzie… Może on odpowie nam na więcej pytań… I może Walther tam się kręci. Ruszajmy. - Kojot podskoczył wesoło i zaczął dreptać przodem.
 
Komiko jest offline  
Stary 04-08-2015, 20:54   #55
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kojot i Mohini ruszyli, aby zbadać wyspę. Mimo obaw opuścili bunkier i skierowali się w stronę miejsca, które przysporzyło Kojotowi tak wiele problemów.
Idąc przez las widzieli powykręcane groteskowo drzewa i krzaki, które przypominały zwoje drutu kolczastego. Skowyta uderzyła nienaturalna wręcz cisza. Nie było słychać zadnych stworzeń nocy.
W pewnym momencie ich wędrówki weszli w obszar, gdzie drzewa były powleczone niezwykła ilością pajęczych sieci. Wprost nie sposób było je ominąć bez nie zerwania jakieś.
Im bliżej byli centrum wyspy, tym ilość pajęczyn się zwiększała. Skowyt zaczynał mieć spore obawy, gdyż dobrze wyczuwał Walthera, ale także inny zapach, który go bardzo drażnił.
Gdy byli jakieś sto metrów od celu, ilość pajęczyn była tak duża, że nie szło już przejść dalej. Na dodatek pajęczyny były bardzo kleiste i mocne. Skowyt zdał sobie sprawę, że na ich wyspie pojawił się Ananasi.

Cała drogę, dyszała kojotowi w kark. Bogowie jak tu było brzydko i mroczno i brzydko i… PASKUDNIE.
- Jesteś pewien, że chcemy dalej iść? - spytała z nadzieją w głosie, mijając kolejną pajęczynę. Skąd się te robale brały? Życia nie mają tylko srają nitkami na lewo i prawo? - Idziemy w dobrym kierunku? - chwyciła się ramion łaka i podskakiwała za nim, oglądając się trwożliwie na boki. - Może pora już wracać?... To miejsce przypomina mi schowek na miotły… tylko, że po wcześniejszym wybuchu atomówki…

- Tak, to dobry kierunek, daj mi powęszyć… - Kojot odparł Mohini i zatrzymał się przed nią kiedy już chwyciła go za ramiona. Przez dłuższą chwilę niuchał swoim wąsatym nosiskiem i nasłuchiwał strzygąc uszami.
- Wyczuwam Watlhera, między innymi. Boisz się pająków, czy wampiry nie mają takich lęków? - Kojotołak obrócił mordę w bok, tak, by móc popatrzeć na nią jednym okiem i wyraźnie zafrasowany, zaczął szukać czegoś po kieszeniach.

Ponowny trzask przez łeb uszatego. - Nie boje się… tylko brzydzę - odparła kręcą nosem - Są obleśne… jak stare i zboczone dziadygi chodzące do klubów gogo… - rozejrzała się dookoła, jakby obawiała się, że któryś z omawianych wyjdzie im na spotkanie. - Jak myślisz… Walther gdzieś się tu czai czy tylko tędy przechodził?

Skowyt warknął złowrogo kiedy dziewczyna pacnęła go po głowie i obnażył swoje długie zębiska.
- Na pewno był tutaj w przeciągu kilku godzin… Trop prowadzi przez te pajęczyny, a skoro nie boisz się pająków tylko ich brzydzisz, to pół biedy. Tych pajęczyn wcześniej tu nie było, a z tego co zwęszyłem wynika, że wykonał je zmiennokształtny… I tu powstaje problem. - Kojotołak przerwał wyciągając z kieszeni przyrdzewiałą, benzynową zapalniczkę. - Ten gatunek ma inne pochodzenie niż…. nasze nazwijmy to… ssacze. Nie jestem pewien, czy ten zmiennokształtny to posiłki, które ściągnął Walther, czy może coś co chce nas załatwić. Może nawet znajdziemy niedźwiedzia gdzieś tu zaplątanego… Naprawdę trudno mi stwierdzić, ten gatunek nie wyznaje zasad chronienia Matki ziemi, są bardziej neutralni, równie dobrze może się okazać, że pomaga ludziom z korpusu… Tak czy siak, nie mam innego pomysłu jak stopniowo wypalać te pajęczyny. Inaczej będziemy się przedzierać godzinami, nie da się przez to przeleźć, a z tego co pamiętam z dzieciństwa, są raczej łatwo palne… - Kojot zamyślił się wpatrując się w jej wampirze oczyska.

Jeśli kojot próbował być groźny to mu nie wyszło, Mohini wyszczerzyła się do niego udając równie złą co on, długo jednak nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Otarła nawet wyimaginowaną łzę z policzka. - Nie wiem co wy macie z tymi zębiskami ale proponuje je regularniej myć… wyglądasz jak zawodowy żuwacz betelu - poklepała się po brzuchu i zakręciła dookoła siebie, nie wiedząc do dalej zrobić. - Czyli te pajęczyny to nie robota robala tylko… człowiekorobala? A ty chcesz je puścić z dymem… i mówisz to ze stoickim spokojem… wampirowi? CZYŚ TY KURWA ZGŁUPIAŁ DO GRANIC JEBANYCH MOŻLIWOŚCI? - wydarła się na Skowyta z dzikim błyskiem w oczach. - JESTEŚ DEBIL CZY DEBIL??!! NIeeee… nie, nie, nie… ja wychodzę… starałam się, PRÓBOWAŁAM! Baw się sam i mnie w to nie mieszaj… Jeśli chcesz rób sobie pochodnię z naszej wyspy ale nie licz na to, że dostaniesz się do bunkra, kiedy ci, ci - pokazała na niebo - wrócą by ci spuścić wpierdol! - ze zdenerwowania aż się opluła, odwinęła się na pięcie po czym szybkim krokiem oddaliła się od miejsca.

- Przecież nie każę ci się do nich przylepiać jak będę je podpalał. Odsuniemy się na wyciągnięcie ręki i zrobimy to powoli, będziemy podpalać tylko to co przed nami, żeby zrobić sobie przejście… Wracaj! - Kojot zawarczał ze złości, podniósł z ziemi jakiś niewielki patyk i rzucił nim w plecy wampirzycy.

Wyglądało jakby Mohini nie przejęła się ciosem, szła sprężystym krokiem przed siebie gdy nagle schyliła się, chwyciła dość duży płaski kamień po czym z mordem w oczach i zawziętością godną nie jednego atlety olimpijskiego, zamachnęła się i rzuciła… może na dwa metry kawałkiem gruzu.
- CHUUUUUUUUJ! - podbiegła do kamienia, chwyciła go i niczym taran ruszyła na kojota - NIE RZUCA SIĘ W DAMY !!!!!

Skowyt otworzył oczy ze zdumienia, najpierw widząc, że głaz do niego nie doleciał, a po raz drugi widząc, że Mohini szarżuje na niego z kamieniem w rękach. Przez chwilę nie reagował myśląc, że może tylko chciała go zastraszyć, kiedy zbliżyła się niebezpiecznie blisko skorzystał z jednego ze specjalnych Kojonkoskich manewrów walki. Mianowicie uchylił się jednocześnie w dół i do boku, a następnie spróbował wykonać skuteczne zamaszyste podcięcie. Miał nadzieję, że Mohini go nie trafi, a jeśli uda mu się powalić ją na pajęczyny lub glebę, może się uspokoi.

Hinduska nie jedną bójkę przeżyła. Trzeba się mocno postarać by ją czymś zaskoczyć. Wprawdzie kojocik zaimponował jej ruchami (które kiedyś wykorzysta do swojego tańca) ale nie były one w stanie jej powstrzymać. Zatrzymując się na jednej nodze a drugą trzymając ugiętą w powietrzu. Obejrzała się na Skowyta zwężonymi czarnymi oczkami. Uniosła kamień nad głowę i rzuciła nim w zmiennokształtnego wydając z siebie dźwięk podobny do okrzyku bojowego amazonki, skrzyżowanym z krzykiem poszkodowanego w wypadku samochodowym.

Kojotołak podniósł w górę ręce chcąc zasłonić swoją głowę przed brutalnym i przerażającym atakiem Kamień spadł z góry wprost na bok jego cielska. Skowyt z okrzykiem pełnym przerażenia i bólu stracił równowagę i padł na ziemię jak rażony piorunem.

Tego...się...nie...spodziewała… Stała zgarbiona nad łakiem i patrzyła na niego oniemiała nie wiedząc co ma zrobić.

Kojot zaś leżąc na ziemi zwinął się podkulając kolana i zaciskając zęby starał się dotknąć miejsca w które właśnie dostał ogromnym kamulce.
- To boooli…. - Wyjęczał z żalem w głosie.

By dopełnić wizerunku totalnego zgłupienia, otworzyła usta ze zdziwienia i wpatrywała się w kojota wielkimi jak spodki oczami. Owszem… chciała zrobić Skowytowi krzywdę ale… w ten symboliczny sposób. Arinf zawsze “przeżywał’ jej ataki… - Yyyeee… - kucnęła obok Cichego i przekręciła głowę - Udajesz?

- Nieee…. Mogłaś mnie tym zabić… - Wyjęczał Skowyt i powoli, ostrożnie usiadł po turecku. - To był wielki kamulec… Przecież tylko rzuciłem w ciebie małym patyczkiem… - Wymruczał mocno zasmucony i rozżalony.

Nie wiedząc jak ma się zachować ani co odpowiedzieć, ściągnęła usta w dzióbek i wpatrywała się futrzaka dziwnym i trudnym do odgadnięcia spojrzeniem.
- Jesteś już dużym chłopcem… weź się w garść… - szła w zaparte nie patrząc w oczy towarzyszowi.

- Ty też nie jesteś dzieckiem i powinnaś wiedzieć, że tak się nie robi. Jak masz mi tak pomagać, że mnie bijesz to już lepiej jak faktycznie pójdę sam. - Skowyt jeszcze przez chwilę masował obolałe okolice żeber, a potem niezdarnie zaczął wstawać z ziemi na równe nogi. Kiedy mu się to udało, niepocieszony pociągnął nosem.

Wzruszyła ramionami. Nie ona zaczęła, nie jej wina, nie jej problem.

- To… w końcu mogę nam zrobić to przejście? - Dodał po chwili kojot demonstracyjnie patrząc gdzieś w inną stronę.

- M-mogę ja to zrobić? - spytała cichutko, patrząc się w przeciwną stronę co kojot.

- Niby jak? Przecież boisz się ognia… - Odpowiedział zmiennokształtny stojąc do niej plecami i splatając sobie ramiona na torsie.

Podrapała się nerwowo po policzku - Mogę czy nie?! - warknęła poddenerwowana.
- Możesz… Jak obiecasz, że nie będziesz mnie więcej bić. - Fuknął futrzasty stwór i zerknął nieco w jej kierunku.

- Jeśli będziesz się zachowywać… - przedrzeźniała łaka go w denerwująco dziecinny sposób - Daj… mi… zapalniczkę… - wyciągnęła do niego dłoń i dziwnie się napięła.

- Ale musisz powiedzieć “obiecuje”... - Skowyt odwrócił się w jej stronę i podszedł powoli, wyciągając do niej ułożoną na poduszkowatych łapach zapalniczkę, przy okazji patrząc na nią ofochanym spojrzeniem.

Do cholery, czy on musi wszystko utrudniać? Napięta jak struna podrapała się po policzku, wstała, kucnęła, wstała, obróciła się, podrapała po głowie, wyciągnęła rękę, schowała ją… Wiła się niczym piskorz, staczający bój z wędkarzem. Wydawała z siebie dziwne pomrukiwania, gdy tak kręciła się to w lewo to w prawo. Co robić, czego nie robić, jak żyć gdy było się umarłym?
- Mmmm… MMMMMmmmm… mmMMMMMmmm… dawaj mi to - wyszarpnęła mu zapalniczkę i przytuliła do piersi posapując ze zdenerwowania. Stała w lekkim rozkroku z przerażeniem na twarzy i wpatrywała się gorączkowo w kojota, nie do końca wiedząc czy ten zaatakuje.

- A obietnica? - Zwierzołak patrzył na nią niecierpliwie i wyczekująco.

- G-g-gówno! - zapiała rozhisteryzowana, po czym odwróciła się i pognała na łeb na szyję jak najdalej od kojota. Nie pozwoli mu spalić wyspy. Nie przyłoży się do ściągnięcia na jej bezpieczne schronienie kolejnych myśliwców! Wywali zapalniczkę do morza, jeziora, rzeki, kałuży albo nawet do chrześcijańskiego piekła jeśli będzie musiała!

- Dlaczego uciekasz?! To moje! - Wampirzyca usłyszała za sobą okrzyk pełen żalu i rozczarowania. Skowyt stał tak przez chwilę nie wiedząc, czy Mohini znowu żartuje, czy nie i mrugał ze zdziwieniem. Widząc jednak jak ta oddalała się coraz bardziej westchnął smętnie, zdając sobie sprawę, że został pozostawiony samemu sobie. Zastanawiając się jak przedrzeć się przez gęste pajęczyny wpadł na pomysł nawiązania komunikacji z Arthurem, a kto wie, może udałoby mu się nawet w jakiś sposób zawiadomić Walthera. Nuwisha wziął w płuca jak najgłębszy wdech, a później przystąpił do nawoływania. Wydawane przez niego dźwięki brzmiały zupełnie inne od tych za pomocą, których porozumiewały się wilki, ale jako, że byli spokrewnionymi gatunkami, Skowyt miał nadzieję, że Arthur zrozumie sygnał, sygnalizujący jego położenie podczas polowania i nawołujący do współpracy. Dla osób postronnych, mogło to z kolei zabrzmieć jak przerażająca i szaleńcza kakofonia dźwięków, nie tylko same kojoty były nieco zwariowane, ich język również. Przy niemal totalnej ciszy, Skowyt miał nadzieję, że jego wycie poniesie się po niemal całej wyspie.
https://www.youtube.com/watch?v=YtsZoIe3Czk

Mohini biegła przed siebie, a ścigał ją piekielny jęk kojota. Wampirzyca nie zamierzała się jednak zatrzymywać. Sadziła wielkie susy omijając kolejne parowy i doły. Przebiegła zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy usłyszała dziwny szelest. Zatrzymała się w półkroku, gdyż zobaczyła cień czegoś wielkiego zmierzającego w jej kierunku. O zgrozo, to coś przypominało wielkiego pająka.

Zatrzymała się zarywając trampkami w ziemię. Coś się zbliża, coś wielkiego, włochatego i dziwnie strzykającego w stawach… Co to jest? CO to jest? CO TO DO JASNEJ ANIELI JEEEEEEST??!!
Musi uciekać, tylko gdzie? W bok może? Tak, gdzieś w bok wydaje się interesującą alternatywą ale… co jeśli ten tarantul pobiegnie za nią? Złapie ją, zawinie w kokonik a później powiesi w swoim pajęczym domku jako trofeum albo nową full wypas lodówkę? Nie… musi coś zrobić…

- KO-KO-KOJOOOOOOT!!!! - zawyła żałośnie odwracając się za siebie i gnając z powrotem do zmiennokształtnego - KO-KOOOOOJOOOOOOT!!!!!! - nie wiedziała czy stwór goniący ją jest zły i żądny mordu, wiedziała jednak, czym się różni lodówkokojot od lodówkowampira… ŚWIEŻYM MIĘSEM, dlatego lepiej być w pobliży smakowitszej opcji nocnego posiłku - KO-KO-KOOOOOJOOOT! - zawyła ostatni raz - GONI MNIE GIGAROBAAAAAAAAAL!!!!!! - wiedziała, że dzisiejsze wychodzenie z bunkra było złym pomysłem...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 04-08-2015 o 22:27.
sunellica jest offline  
Stary 04-08-2015, 21:15   #56
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Rosjanin przez chwile nie wiedział czy to co przed sobą widzi to jakiś głupi żart czy jednak prawda, ale szybko po reakcji Arthura wywnioskował, że niestety, ale pająk był najprawdziwszy z prawdziwych. Co za pieprzone bydle! Nie miał zamiaru się poruszać, nie chciał ściągnąć na siebie agresji pajęczaka. Może jak będzie udawał drzewko to sobie pójdzie..?
Arnif schował się za drzewo znieruchomiał. To samo stało się z Arthurem. Tylko sęk w tym, że wilkołak stał niemal na wprost gigantycznego pająka.
Olbrzymi stawonóg ruszył się i kilkoma krokami stanął niemal twarzą w twarz z wilkołakiem. Ten jednak nadal był jak sparaliżowany.
- Odehhjdzhhcie - wysyczał pająk. Jego mowa była trudna do rozumienia, ale najważniejsze było to, że przynajmniej na razie nie przejawiał agresywnych zachowań.
Zgłupiał na chwilę, to to bydle było rozumne?! W życiu nie widział czegoś podobnego do gigantycznego gadającego pająka. Poruszył się wychodząc ze swojego ukrycia. Co też Arthur robił? stał jak kołek i niemal obśliniał się z pajęczakiem. Chwilę się zastanawiał, skoro stworzenie nie przejawiało żadnej agresji to może uda się z nim jakoś dogadać?
- Odejdziemy jak zechcesz powiedzieć czego tak skrupulatnie pilnujesz. - odezwał się na moment ignorując to, że w ogóle skąd na wyspie pojawił się ogromny pająk?
Pająk w odpowiedzi uniósł tylko jedno ze swoich odnóży i przybliżył je do wciąż nieruchomego wilkołaka.
- Odehhjdzhhcie - powtórzył.
To nie była odpowiedź na pytanie, a Arthur w żaden sposób nie ułatwiał mu niczego swoim staniem jak debil. Odepchnął więc nieco wilkołaka, aby się nie plątał pod odnóżami pająka.
- To nie jest odpowiedź.
Żuwaczki pająka poruszyły się gwałtownie i bardzo szybko. Jego odwłok poruszył się do przodu. Stawonóg wyglądał, jakby się szykował do ataku.
Oho! Pająk chyba się obraził za domaganie się odpowiedzi. To na pewno była pani pająk. Tylko baby tak reagowały kiedy nie chciały, aby drążyć temat. Odsunął się odruchowo o krok w tył.
- No już. Odejdziemy. Nie musisz nas zjadać - powiedział spokojnie. Szczególnie, że Arthur dalej był poza światem. Szok mu na mózg się rzucił czy co?
- Ale jednak łatwiej kogoś trzymać na odległość jak mu się powie w czym rzecz, co nie?
Po dość długiej walce wewnętrznej Arthurowi udało się opanować fale szaleńczej furii próbującej wyjść ze swego więzienia. Nie ułatwiało mu tego fakt, że jedno z włochatych odnóży miał niemal przed twarzą. Wilk wewnątrz wciąż wrzeszczał by zaatakować to wielkie monstrum bo przecież coś takiego istnieć nie może. Równie sprzeczne wydawały się odczucia garou, bo z jednej strony wiedział że ma do czynienia z istotą jego pokroju, a z drugiej nie był do końca pewny, czy nie jest to przypadkiem afort Tkaczki. W końcu jednak zebrał się w sobie wypuszczając powoli powietrze i uspakajając się.
- Już sobie idziemy, wskaż nam najkrótszą drogę poza twoje terytorium. Musimy jednak dostać się do jaskiń położonych w centrum wyspy. Skąd jednak tu się wziąłeś - spytał na koniec garou bo przecież obiegał wyspę przez niemal cały miesiąc i nie spotkał ani razu tego stworzenia. - I czy to nadal jest Oak Island? - Wilkołak zrobił ostrożny krok w tył nie spuszczając oka z terytorialnych zażaleń pająkowatego.
Tyradę i serię pytań wilkołaka zakończył wściekły pisk, ale o dziwo to nie on tak jęczał. Gdzieś w pobliżu ktoś darł się wniebogłosy. Nie trudno było się domyśleć, że to Skowyt tak zawodzi. Jego krzyk, trudno było pomylić z czymkolwiek innym.
Pająk podkurczył odnóża i jakby nasłuchiwał. W końcu odwrócił się i ruszył w kierunku krzyku.
No co jak co, ale tego się nie spodziewał. Dokąd ten stawonóg się niby wybierał?!
- Co tu się odpierdala? - mruknął sam do siebie.

A chwile po tym jak pająk zniknął mu z oczu usłyszał rozdzierający krzyk Mohini. Mina od razu mu zrzedła. No tak, czego mógł się spodziewać? Przecież oczywistym było, że źródłem zawodzenia był Kojot, a że Hinduska za cel obrała sobie opiekę nad futrzakiem to na pewno była z nim.. a teraz także i z pająkiem.
Niewiele myśląc, tak po prawdzie w ogóle, ruszył za źródłem hałasu. Stwór nie wydawał się być nadto agresywny, ale znając tą dwójkę to go czymś wkurzą i tyle z tego będzie.
 
__________________
Once upon a time...

Ostatnio edytowane przez Okaryna : 04-08-2015 o 21:18.
Okaryna jest offline  
Stary 04-08-2015, 21:27   #57
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
- Myśliwy czy sęp będzie dziś mym gospodarzem? - Stefan przywitał Luciusa wychodząc zza drzewa, nie miał zresztą wątpliwości, że świr wiedział już o jego obecności. - Widzę, że twoja uczta jest znacznie obfitsza niż nasze.
Malkavianin się odwrócił. Jego usta były ubabrane krwią. Uśmiechnął się szeroko, obnażając przy tym kły.
- A czy to ładnie tak kogoś od tylca zachodzić? I jeszcze posiłek przerywać? Co za zwyczaje, psia mać?
- A czy to ładnie z pełnymi ustami mówić? - Odwdzięczył się złośliwością Tremere - Zwłaszcza gdy usta pełne takiej piękności. - Dokończył smutnym głosem.
- Nie bądź taki wyszczekany, bo ciebie wezmę na deser, grajku.
- To miło iż uważasz mnie za deser po takim posiłku, znaczy, że jestem słodszy? - Zaśmiał się, czyżby szaleństwo było zaraźliwe? - Dobrze, już dobrze, przepraszam za to. Jestem trochę podenerwowany, jak chyba my wszyscy. Bojan przesyła pozdrowienia. - Wyciągnął w stronę malkavianina dłoń w której trzymał list.
Lucius już chciał coś odwarknąć, ale gest i słowa Stefana zmieniły jego postawę. Otarł usta w rękaw i przybrał niemal grobową minę. Bez słowa zabrał list i natychmiast go odpieczętował. Szybko przeleciał wzrokiem, aby po chwili wyciągnąć z kieszeni zapalniczkę. Była to benzynowa, metalowa zapalniczka z jakimś grawerem. Stefan nie zdążył zauważyć, co to było, gdyż Malkavianin odpalił ją bardzo szybko. Jasny płomień pojawił się w jego rękach, a Stefan instynktownie się cofnął. Na Luciusie ogień, zdawało się nie robił żadnego wrażenie. Wampir przyłożył płomień do listu, a ten zaczął płonąć powoli.
- Chcesz to się częstuj - powiedział całkowicie swobodnym tonem Lucius - Coś jeszcze może wysiorbiesz, he he.
- To miłe ale jestem już po śniadaniu, choć pewnie nie tak wyszukanym.
- Bojan chce byśmy poszukali niedźwiedzia. Ja jednak myślę, że skurwiel uciekł przed tym - wampir powiódł ręką wokół nich - do tej ich pieprzonej Umbry. Chuj go wie, co grubas kombinuje.
- Źle wróży kiedy coś takiego mówi jeden z was. - Stefan nie ukrywał, że przeszedł go zimny dreszcz kiedy tylko usłyszał, że nawet Lucius nie jest w stanie przejrzeć zamiarów Walthera. - No ale jeśli jest jak mówisz i uciekł tam, to potrzebujemy kogoś kto zna się na tych sprawach przynajmniej równie dobrze jak puchatek.
- Taaaa….. hmmmm….. mówisz o złych wróżbach, a ja mówię, że to nie wróżby a rzeczywistość o ile tak to można nazwać - znowu powiódł ręką wokół - To jakaś grubsza afera. Bojan mówił, że miś coś nas kręci, ale to… nuż kurwa. Jeśli to jego sprawka, to niekiepski gość. To ma jednak jakieś drugie, trzecie, a może i czwarte dno. Widziałeś mgłę? - zapytał Lucius - Pajęcze sieci? I ten cholerny chłód? Kurwa, nie żyje od prawie stu lat, a zimno mi jak skurwysyn.
- Taaa…. w dodatku coś dziwnego się ze wszystkimi dzieje, jakby każdy mówił obcym dla innych językiem. Wszyscy się o wszystko podejrzewają, choć to akurat normalne ale tym razem przeszkadza to we współpracy. - Stefan starał się uważnie obserwować Luciusa kiedy o tym wspominał. - Potrzebujesz coś stąd? Im szybciej wrócimy tym większe szanse, że nasz kojot rozwieje trochę mgły swoim językiem. .
- Pieprzę tego sierściucha. Bojan z tego, co wiem też. Choć może się okazać, że ten pies będzie nam potrzebny. Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytał Lucius, a pytanie brzmiało, jakby zapraszał go na randkę do kina.
- Miałem a mgła sprawia, że mam ochotę je przyspieszyć. No chyba, że wiesz co u Fellicy.
Malkavianin przez chwilę milczał, jakby o czymś intensywnie myślał. Patrzył się w niebo i nasłuchiwał.
- Spójrz - powiedział i wskazał palcem coś na niebie.
Gdy Stefan spojrzał we wskazanym kierunku zobaczył krążące nad nimi trzy kruki,
- Coś tu śmierdzi! - burknął wampir - Jak chcesz iść na randkę, to cię nie zatrzymuję. Do zobaczenia, o ile będzie nam dane.
- Chcę czy nie, to nie ma znaczenia. Nie zostawię nikogo z naszych. Nie ma nas aż tak wielu byśmy mogli sobie pozwolić na stratę.
- O mnie się nie martw hommie. Ja dam sobie radę. Idź na randkę, a jak Bóg da to się zobaczymy przed północą - Malkavianin przy tych słowach odsunął rękaw na nadgarstku i postawił na nim wskazujący palec drugiej ręki, jakby chciał sprawdzić godzinę na zegarze słonecznym - O ile czas tu jeszcze jakoś płynie, w miarę normalnie. Na razie. - Malkavianin machnął dłonią na pożegnanie i ruszył przed siebie.
Stefan popatrzył chwilę za Luciusem, potem potrząsnął głową jakby chciał się obudzić, westchnął i ruszył w stronę brzegu gdzie ostatniej nocy łapał posiłek.
Kliknij w miniaturkę
Wynurzając się z jeziora Stefan usłyszał dziki wrzask a po chwili znacznie cichszy lecz ciągle słyszalny drugi. Najgorsze jednak było to, że oba brzmiały bardzo znajomo.
- I szlag trafił cichy zwiad. - Wampir ukrył twarz w dłoniach. Rozważał chwilę czy nie powinien pozwolić aby sami sobie radzili z konsekwencjami. Lecz jeśli coś ich naprawdę dorwie? Jeśli zginą? Na to stanowczo nie mógł się zgodzić. Już wystarczy, że stracił Monicę i Michaela (przynajmniej jeśli wierzyć słowom Arinfa). Ruszył w kierunku krzyków, nie chciał tracić kolejnych towarzyszy. Nawet jeśli nie pochwalali by jego czynów. Trudno, wszystko co robił robił dla ich dobra, szkoda, że nikt nigdy nie potrafił tego zrozumieć nim było za późno.
 
Googolplex jest offline  
Stary 05-08-2015, 06:35   #58
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Kiedy Skowyt przestał wyć zakaszlał i poklepał się otwartą dłonią w pierś. Zdał sobie sprawę, że ostatnio wyszedł z wprawy i, aż rozbolało go gardło. Zacharczał więc zbierając ślinę i splunął gdzieś w bok, a potem, wyciągnął ze swojego plecaka nóż myśliwski.
- Tacy z nich przyjaciele… Zaufaj im, a oni ukradną ci zapalniczkę… I jak ja mam przez to teraz przejść? - Nuwisza bez przekonania ciął ostrzem jedną z pomniejszych pajęczyn, sprawdzając w jakim stopniu ostrze się od tego ubrudzi, i czy da sobie radę w ten sposób wyciąć prowizoryczny tunel.
- Jeszcze mnie samego zostawiła… w ciemnym lesie… - Warknął i zamilkł zdając sobie sprawę, że mówi do siebie na głos. Potem ciachnął pajęczyny uzbrojoną w nóż łapą jeszcze kilka razy. Kiedy usłyszał krzyki nadbiegającej wampirzycy przestał ciąć pajęczynę, i nasłuchując, czujnie odwrócił się w stronę z której się zbliżała. Nie do końca rozumiał co jej się stało, dopiero co go okradła i uciekła, po chwili jednak wracała.
 
Komiko jest offline  
Stary 05-08-2015, 14:55   #59
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Wilkołak był równie zdumiony krzykami co pająk. Na szczęście dla ich dwójki, odwróciło to ośmio-nożną uwagę i pozwoliło wyjść ze spotkania w jednym kawałku. Niemniej jednak, kojot potrzebował pomocy bo zawziął się na zbyt dużą sztukę. A przynajmniej tak wynikało z jego poszczekiwań i zawodzeń. Rozluźnione ramiona spięły się na nowo gdy do uszu garou dotarł kobiecy wrzask, mniej więcej w oddaleniu kilkunastu kroków od pozycji podawanej przez Skowyta. Mohini prawdopodobnie natknęła się na gospodarza tych terenów i wpadła w panikę przewyższającą tą przeżytą przez Arthura. Z tym, że nie udało jej się opanować i uzewnętrzniła swe odczucie. Zapewne pająkowaty nie zdążył wystawić odnóża i wyseplenić swoje „Odhejhdzhććie” bo wampirzyca zareagowała jak każda przedstawicielka płci pięknej na widok kilkumetrowego i włochatego robactwa. Stawiało to pod dużym znakiem zapytania wypowiedziane chwilę temu słowa. Obiecali razem z Arinfem, że opuszczą to miejsce i nie będą się panoszyć po lepko oznaczonym terytorium, ale zostawiać przyjaciół na pastwę stawonoga… No może nie przyjaciół, ale jadących na tym samym wózku znajomych. Jego wątpliwości rozwiał jednak wampir, który niemal bez zastanowienia czy słowa komentarza ruszył za źródłem krzyku.
- Samobójcy – mruknął tylko i kręcąc głową podążył za Rosjaninem.
Tym razem szczególnie duża uwagę zwracał na trasę by niszczyć jak najmniejszą ilość pajęczyn, ale poruszać się w miarę jednostajnie żwawym krokiem. Nie wiedział co zastanie. Może same strzępki ubrań i dwa kokony z pajęczyny, a może jakiś groteskowo śmieszny obrazek niczym gospodyni uciekająca przed szarą myszką z opowieści. Bo widoku stygnącego truchła pająkołaka jakoś nie spodziewał się zobaczyć. Szczególnie nieprzekonujący do tej wizji był krzyk wampirzycy. Chociaż, kto wie. Ze strachu to i olbrzyma wykałaczką zabić można...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 05-08-2015, 19:15   #60
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
TŁO MUZYCZNE


Takie przebiegu zdarzeń chyba nikt się nie spodziewał. Pokręcone nici losu splotły się tak, że niemal w jednym czasie na niewielkiej polanie zebrali się wszyscy członkowie społeczności. Zebranie nie było jednak w żadnym razie towarzyskie. Jawnie przeczył temu wielki pająk stojący pośrodku polany.
Tuż obok niego stała owinięta szczelnie lepką siecią Mohini. Wampirzyca wyglądała, jakby ktoś ubrał jej kaftan bezpieczeństwa. Białe nici oplatały szczelnie jej nogi i tułów w ten sposób, że nie mogła ona wykonać żadnego ruchu.
Kilkanaście metrów dalej stał lekko zdezorientowany Skowyt. Gdy usłyszał krzyk Mohini zaprzestał cięcia pajęczej sieci i nasłuchiwał. Gdy pojawił się kolejny krzyk kojot zdecydował się ruszyć jej na pomoc. To, co jednak zobaczył na środku polany sprawiło, że zastygł w miejscu. Gigantyczny Ananasi szedł majestatycznie przez polanę. Gdy ujrzał Kojota zatrzymał się i przypatrywał się mu swoimi ośmioma oczami.
Tuż za nim na polanę wbiegli Arnif i Arthur. Oni także zatrzymali się na jej skraju widząc, co gigantyczny pająk zrobił z Mohini.


Pająk także zatrzymał się w półkroku, jakby na coś czekał. Uniósł dwoje ze swoich przednich kończyn i jakby nasłuchiwał. Za padła chwila wymownej ciszy. Nawet powietrze zastygło w miejscu.
Na skraju polany pojawiła się jeszcze jedna osoba, ale i ona znieruchomiała i przylgnęła do najbliższego drzewa. Stefan, bo to był on, zwabiony krzykami wampirzycy, także przybył na miejsce.
Włoski na odnóżach gigantycznego Ananasiego drgały i falowały w jakimś niemym rytmie,
Głowa pająka nagle zaczęła się przeobrażać. Powoli zniknęły włoski, a ośmioro oczu zastąpiła tylko jedna para. Szczękoczułki przeobraziły się w usta, które krzyknęły kobiecym głosem:
- Uciekajcie!


Arnif i Arthur
Arnif i Arthur pierwsi zauważyli, to przed czym najwyraźniej ostrzegał ich gigantyczny pająk. Pomijając to, co zrobił z Mohini najwyraźniej nie miał on złych zamiarów i jedynie bronił swojego terytorium. Teraz w obliczu nowego zagrożenia pajęczak nakazywał im ucieczkę, chcąc najwyraźniej wziąć cały impet ataku na siebie.
Arthur i Arnif nie mieli pojęcia, czym jest to co widzą na niebie. Wiedzieli jednak, że niesie to ze sobą śmierć.
Trzy dziwne światła, które nagle pojawiły się na niebie rosły i przybliżały się z każdą chwilą.

Mohini
Wampirzyca była w stanie takiego szoku, że nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, jak to się stało, że oplatała ją lepka i cuchnąca pajęcza sieć. Krępowała ona jej nogi na wysokości kolan oraz ręce, które zastygły przylepione do tułowia. Jedno było pewne, to przez tego cholernego kojota.
Widziała go jak stał na skraju polany i gapił się na czającego się za nią olbrzymiego robala.
Nagle usłyszała za sobą kobiecy krzyk:
- Uciekajcie!
Odwróciłaby się, aby sprawdzić kto tak krzyczy, ale w jej obecnym stanie, najmniejszy ruch groził upadkiem.
Ledwo krzyk kobiety wybrzmiał, a może dokładnie w tym samym momencie na niebie pojawiły się trzy piekielnie jasne światła. Powiększały się one i przybliżały z każdą chwilą.
Czyżby to był jeden z awatarów boga Jamaraja? - przemknęło jej przez myśl.

Cichy Skowyt
Kojot z mieszaniną strachu i zdziwienia obserwował poczynania Ananasiego. Pająk najwyraźniej nie miał złych zamiarów, a to co zrobił z Mohini było li tylko formą obronny i profilaktyki.
Gdy pająk, a w zasadzie pajęczyca nakazała uciekać, Kojot poczuł silny przepływ magicznej esencji.

Stefan
Gdy Stefan zatrzymał się na skraju polany poczuł dziwne ukucie w serce. Gdyby nadal był śmiertelnikiem pomyślałby, że to atak serca. Zważywszy jednak na jego obecną kondycję, atak serca był wykluczony. Zatem musiało to być coś zupełnie innego.
Kątem oka dostrzegł jasny błysk. Czuł od niego mroźny powiew śmierci.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172