Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2015, 22:44   #127
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Asystentka paladyna uśmiechała się promiennie do półelfa wskazując ławę naprzeciw jej biurka.

Amanda wraz z bratem zniknęli za następnymi drzwiami.
Dobra, tylko spokojnie… mógł przeżyć pomyłkę strażnika, w końcu Tanish jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną i z naturalnych względów może być brany za kobieciarza (wprawdzie jeszcze nikt nigdy, nie posądził go o tak zły gust, ale zawsze musi być ten pierwszy raz).

Przy babie za kontuarem już nie wytrzymał, co jest do jasnej?! Że on niby z tym smarkiem z ulicy??!! Czy oni wszyscy powariowali??!! Rozwścieczony, podrygiwał to w lewo, to w prawo, mając ochotę kopać i machać rękoma we wszystkie strony, wydzierając się przy tym w niebo głosy.

„Spokój, spooookój… weź się w garść” uspokajał sam siebie. Usiadł na ławeczce i wystukiwał jakiś rytm nogą, całkowicie ignorując kobietę przed sobą. „Myśl o czymś przyjemnym… jesteś na plaży… słyszysz szum morza…”

Zdenerwowany Tanish nie zauważył iż młoda kobieta starała się wszystkimi kobiecymi sposobami zwrócić na siebie jego uwagę. To zakładała nogę na nogę, to chrząkała wymownie, wzdychała .

Cedrik z pewnym trudem panował nad twarzą w momencie pierwszej pomyłki strażnika, a potem wychwytując oznaki buchających w jego towarzyszu emocji ledwie się powstrzymał od śmiechu. Dokładając do tego próbującą za wszelką cenę poderwać go kobietę, której półelf usilnie nie zauważał całość tworzyła komiczny obraz. Z ulgą odebrał fakt, że kobieta przystawiała się do Tanisha, w typie Cedrika nie była, a poza tym nie samymi cyckami człowiek żyje. W pierwszej chwili miał zamiar odezwać się by może pomóc biednej kobiecie, ale zmienił zdanie i skupił się na cichej obserwacji starając się by wyraz twarzy nie zdradzał kłębiącej się w nim radochy “No i co jeszcze zrobisz moja droga? Może podasz swemu gościowi herbaty i się pochylisz, hm?”

Młoda asystentka nie miała czasu na dalsze oczarowywanie Tanisha. W drzwiach pokazał się postawny łysy, siwobrody mężczyzna w kwiecie wieku.

- Lanno wystaw tym dwojgu papiery niech idą dalej na sprawdzanie ich
umiejętności.


Po tych słowach wrócił do gabinetu a z niego wyszło rodzeństwo.

Amanda z uśmiechem na twarzy rzuciła się w ramiona Cedrika i ucałował go w oba policzki .

- Dziękuję Panu za pomoc.

Bard w odpowiedz uśmiechnął się lekko i położył dłoń na jej głowie.

- Uważaj na siebie

Potem pociągnęła brata na korytarz.

Nim jednak zdążyła wyjść zatrzymała ją asystentka.

- Dokąd muszę was spisać. Teraz, któryś z panów.

Powiedziała wskazując na drzwi gabinetu.

Rodzeństwo podeszło do biurka.

- Imiona i nazwisko. Data urodzenia.

Zapytał kobieta z piórem wiszącym nad wyjętymi pergaminami.

- Amanda Redleaf, dwunasty Utar, 1359 według rachuby Doli. Brendan Redleaf, drugi Młota, 1367 według rachuby Dolin.

Odpowiedziała dziewczyna obejmując swój ciężarny brzuch.

Tanish zachowywał się tak jakby świat wokoło nie istniał. Aktualnie starał się wyprzeć ze swojej plażowej wizji, niepotrzebne osoby, które wdzierały się natarczywymi głosami w sam środek jego oazy spokoju.

Cedrik widząc, że towarzysz nie kwapi się do działania sam wstał i skierował swoje kroki do pokoju, który przed chwilą opuściły dzieci.

Za biurkiem w gabinecie siedział widziany wcześniej paladyn.

- Zatem przedstawcie swoja sprawę. Najpierw kim jesteś, skąd , czy nie byłeś ścigany przez prawo na terenie Republiki Turmishu i Cormyru oraz Krain Dolin? Potem co potraficie i jakiej pracy szukacie?

Zadał swoje pytania, po czym bardzo uważnie zaczął się przyglądać mężczyźnie, bardzo jasnoniebieskimi oczyma, przyszpilając niemal wzrokiem Cedrika.

- Witajcie Panie-bard ukłonił się lekko- nazywam się Cedrik, jestem bardem, pochodzę z okolic miasta cudów Waterdeep. Ścigany przez prawo nie byłem. Doszły mnie plotki, że kapitan Dev poszukuje zdolnych ludzi na potrzeby armady, oraz że buduje się bazę dla niej pod miastem. Nieskromnie powiem Panie, że na statku mogę okazać się nieoceniony. Potrafię przy pomocy głosu nagiąć wiatr do mojej woli niezależnie od warunków atmosferycznych, a jak to może być przydatne na morzu to sami Panie zapewne wiecie.

-Prócz tego jestem wybornym śpiewakiem i grajkiem, a także mam doświadczenie w pracy na morzu jako żeglarz, znam morskie szanty jak i bardziej elokwentne utwory. Liznąłem trochę magii, oraz potrafię znacznie wzmacniać efekty zaklęć leczących, oraz szybciej przywracać siły po bitwie w czasie snu, wystarczy kilka godzin by poczuć się jakby spało się cały dzień w dobrym łóżku. Potrafię też rozpoznać zamiary ludzi, ich motywy, oraz jestem uzdolniony w szeroko pojętej gadce. Najbardziej poszukuję posady na okręcie jako szantymen, co do innych to jestem otwarty na propozycje jeśli zostaną w niej wykorzystane moje talenty, ale głównie interesuje mnie morze.

Paladyn nadal świdrując wzrokiem Cedrika zadał kolejne pytanie.

- Jak minął wam dzisiejszy dzień.-Uśmiechnął się przy tym nieznacznie.

Cedrik przesunął palcami po brodzie wspominając zdarzenia tego dnia, w końcu odpowiedział.

- Żyję, więc tragicznie nie było, ale byłem też świadkiem nieprzyjemnego zdarzenia w środku miasta, dźgnięto dziewczynkę nożem, którą uzdrowiłem. Widzieliście ją Panie przed chwilą. A poza tym bez problemów.

- Hymm, tylko tyle? Na pewno nie chcecie nic zmienić w waszym sprawozdaniu, czegoś dodać?- Rycerz w szybkim tempie wystukiwał jakiś rytm, placem na biurku.

-Tylko tyle było moim zdaniem warte wspomnienia w pierwszej kolejności Panie, nie chciałem zanudzać sprawozdaniem całego dnia, nie wszystkie obfitują w ciekawe przygody do opowiedzenia. Jeśli jednak miałbym więcej powiedzieć to przez bramę udało się przejść spokojnie, z łapaczami porozmawiałem i okazali się porządnymi ludźmi, a wcześniej wspomniane zdarzenie z dziewczynką było spowodowane głupotą, ale opartą na czystym sercu, któremu zabrakło realistycznego podejścia. Poza tym już naprawdę nic więcej wartego wspomnienia... a jeszcze mi się coś przypomniało. Widzieliście Panie brzuch dziewczynki? Zrobił to jej właściciel gospody “Pod pulardą”, myślę że taki element powinna kiedyś dosięgnąć ręka sprawiedliwości.

Rycerz tylko sapnął.

- Nie wy będziecie stanowili ani egzekwowali tu prawo. Owszem jej gospodarz postąpił haniebnie wyrzucając ją na bruk. Nadużył też swoich wpływów wobec tej młodej kobiety, wykorzystując naiwność i chęć zapewnienia bezpieczeństwa sobie i swemu bratu. Jednak gwałtu nie było, zatem nie wiem o wymierzaniu jakiej sprawiedliwości mówicie?

- Więc sama chciała mu się oddać? Przecież to prawie, że dziecko jeszcze, nie myśli o takich sprawach. Moim zdaniem zgwałcił ją lub wymusił w inny sposób stosunek zastraszając wyrzuceniem na ulicę, a ona się zgodziła ze strachu i troski o brata, a potem i tak ją pogonił jak zdobył co chciał. Jednakże jak słusznie mówiłeś Panie, ja nie jestem od egzekwowania sprawiedliwości, wyrażam tylko moją opinię na temat tej sprawy.

Paladyn odsapnął.

- Może i powinno tak być, lecz wypytałem dziewczynę. Gospodarz kazał jej przyjść do łózka, otwarcie mówiąc co będzie musiała robić by zachować posadę, dał jej wybór. Prawo stanowi jeśli kobieta jest zdolna do urodzenia dziecka, uznaje się ją za dorosłą. Jedynie paskudnym postępkiem było wyrzucenie ją na ulicę, mimo spełniania zachcianek tego starego capa. Staramy się zmienić to prawo, lecz ludzie przyzwyczajeni są do swych praw zwyczajowych.

Odpowiedział już spokojniej.

Cedrik westchnął w duchu “Ktoś, kiedyś, będzie musiał to zmienić.”

- - Rozumiem Panie, dziękuję za wyjaśnienie, nie jestem biegły w przepisach i prawie. Mam tylko nadzieję, że życie dziewczynki ulegnie poprawie i będzie się jej tu dobrze pracować -po krótkiej pauzie wznowił inny wątek- Widzicie Panie tu dla mnie jakąś pracę?

- Przeszliście test, zła w was nie ma, trochę kręcicie ale pewnie to wina waszego fachu. Tak, pracy jest aż nadto od prostych prace dla fachowców murarki czy kamieniarstwa po prace dla osób z waszymi kwalifikacjami. Jednakże muszę wpierw usłyszeć jak śpiewacie i gracie, zaśpiewajcie mi jedną szantę, opowiedzcie jakąś historię oraz zaśpiewajcie jakąś balladę.

Po czym podparł brodę rękoma i czekał, aż bard zacznie śpiewać.

Cedrik uśmiechnął się pod nosem “Trochę kręcicie? Powiedziałem prawie wszystko, czuły ten paladyn jak siostra zakonna na podryw”.

- Ballada, historia i szanta mówicie? Pozwólcie się zastanowić chwilę nad wyborem repertuaru

W tym czasie wyjął z plecaka swą lutnię sprawdzając, czy jest odpowiednio nastrojona.

- Zacznę od szanty, w takim razie, w następnej kolejności ballada, a na końcu historia. Szanta, którą zaśpiewam jest jedną z moich ulubionych, nauczyłem się jej od pewnego szantymena, kiedy sam dopiero zaczynałem, uśmiałem się wtedy po pachy, a bawi mnie do dziś, zwłaszcza kiedy za sterem jest odpowiednia osoba lub w towarzystwie, ale żeby nie uprzedzać faktów… zaczynam, ekhm.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1MbUZScbFl0[/MEDIA]

Kiedy bard skończył śpiewać uśmiech nie schodził z jego ust.

- Ballada również należy do optymistycznych, zdecydowanie takie lubię najbardziej.

Kończąc krótki wstęp ponownie uderzył w struny.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=u5vMoTR6I5o[/MEDIA]

- Oraz na zakończenie obiecana historia, opowiadam ją jako ostatnią, najczęściej młodszym słuchaczom, zwłaszcza wtedy kiedy wiem, że psocą i się nie słuchają. Pozwolę sobie odwrócić się z krzesłem na bok, na przeciw mnie będą siedziały dzieci, a w tle wesoło tańczył będzie ogień paleniska

- Posłuchajcie dzieciaki tej historii, w innym świecie i w innym czasie, w miejscu gdzie naszych Bogów jeszcze nie było, istniał chłopiec o imieniu Francis. Taki sam jak wy, podobnego wzrostu, podobnie wpatrywał się w barda, który opowiadał mu historię z naszego świata. Miał rodziców, ale nie zawsze ich słuchał, starał się być grzeczny… wtedy kiedy rodzice patrzyli –mrugnął w ich stronę porozumiewawczo- ale jak to każdy chłopiec i każda dziewczynka – chciał być bohaterem. Chciał być niczym mężni wojownicy, o których słuchał. Chciał być potężnym magiem i wiele podróżować na granicach czasu, zwiedzać i poznawać tajemnice świata, oraz dorobić się nieskończonych zapasów słodyczy-wykonał zamaszysty gest ramionami pokazujący jak wesele ich by było- które mógłby jeść, a których nikt nie mógłby mu odebrać. Nic innego go nie interesowało.

-Życie jednak nie do końca układało się po jego myśli, nie raz wątpił, czy uda mu się zostać tym kim chciał. Na słodycze nie było pieniędzy, na wojownika był zbyt wątły, a akademia magiczna była niedostępna dla chłopca z prowincji. Myślał, że nie pozostanie mu nic innego w życiu prócz słuchania barda i życia w krainie marzeń. Nie był zbyt piękny to i panny się nim nie interesowały, wydawało się że prócz bujnej wyobraźni nie ma żadnego talentu, a jedyne czego się dorobi to garść cukierków raz w roku.

- Życie jednak miało co do niego inne plany, a wszystko zmieniło się jednej, deszczowej nocy. Wracał wtedy ze swą mamą z festynu w mieście nieopodal, kiedy zaatakowali ich bandyci! –Cedrik poderwał się z krzesła mówiąc z przejęciem- Byli bardzo groźni, mieli ostrą broń, pokiereszowane twarze, głos ich brzmiał niczym wezwanie z krainy umarłych, a chłopiec wraz z matka już czuli lodowaty oddech śmierci na karku. Francis w przypływie odwagi ruszył na bandytów-odwrócił się gwałtownie w drugim kierunku unosząc rękę jak do ataku- by ochronić swoją mamę, ale poprzez jedno uderzenie pociemniało mu w oczach, nic więcej nie słyszał, nic więcej nie widział. -bard usiadł powoli na krześle kontynuując spowolnionym głosem-

-Obudził się po jakimś czasie widząc swoją mamę siedzącą opartą o kamień, krew ściekała z jej ust, jeszcze żyła trzymając się za ranę na brzuchu, nadal uśmiechała się do niego. Chłopiec podbiegł do niej i przytulił się, zaczął płakać, bardzo kochał mamę i nie chciał by umierała. Wtedy przeprosił ją za wszystkie psoty, które zrobił, za wszystkie złe myśli które na jej temat miał kiedy nie chciała kupić mu zabawek, bo nie byłoby wtedy na kapustę i chleb. Wtedy żałował, że biegał beztrosko po polach żyjąc w swojej wyobraźni zamiast pomóc mamie w domu bo przecież tak się starała by było dobrze. Wtedy powiedział w duchu, że niczego nie pragnie więcej niż to by mama ożyła, nie chce być magiem, nie musi być wojownikiem, bez słodyczy może też żyć, odrzuci to wszystko i pomoże mamie byle tylko nie umierała i mógł dalej widzieć jej twarz przed snem, oraz rano.

-Wtedy coś się stało.

-Chłopiec nie wiedział czy śni, a może i on umiera, ale zobaczył ją obok. Świetlistą istotę przepięknej, nieludzkiej urody. Miała posturę człowieka, ale nim nie była, jej ciało utkane z czystego światła promieniowało blaskiem na okolicę rozświetlając ją lepiej niż nawet s pochodni. Podeszła do chłopca i zapytała go czy chce by mama była zdrowa, gdy odparł że tak zapytała go, czy teraz doceni to co ma, oraz swoich bliskich, czy poprawi się, czy pomoże tak jak może i czy będzie już rozumiał. Gdy chłopiec ponownie ze łzami w oczach przytaknął widząc, jak życie wypływa z jego mamy czerwonymi kroplami – istota odezwała się ponownie do chłopca.

- Pokaż to, udowodnij, tylko ty możesz to zrobić, tylko wtedy kiedy to co mówisz jest prawdą.

-Wtedy dotknęła ręki chłopca, a ta rozświetliła się światłem takim samym z jakiego utkana była tajemnicza istota. Francis spojrzał na swoją dłoń oszołomiony, a istota przytaknęła głową i uśmiechnęła się zachęcająco wskazując ruchem głowy na konającą matkę.

-Wtedy chłopiec rzucił się na szyję swojej mamy i sam, cały stał się światłem, bardzo chciał by przy nim została, bardzo żałował, że był niedobry, samolubny, chciał drugiej szansy.
I stało się, kiedy chłopiec odsunął się od mamy zobaczył, że jest w pełni przytomna, a po krwi nie ma śladu – istoty już nie było, ale w chłopcu nadal żyła i żyje do dzisiaj.


-Później odkrył on w sobie ten jeden, jedyny szczególny talent – nauczył się nie patrzeć tylko na siebie, a zamiast tego pomagał innym. Nie został wojownikiem, nie został magiem, ale zmienił świat na swój sposób i został bohaterem. Spędził życie w zdrowiu, szczęściu i pomagając innym, a cukierków mógł mieć wtedy tak dużo jak tylko chciał. W końcu nawet śmiertelnie rannego syna księcia uzdrowił, który w podzięce zabrał jego, oraz rodzinę na zamek, a wtedy książę będący pod wrażeniem Francisa podzielił jego zamiłowanie do dobra, wspólnie stworzyli szkołę dla tych, którzy chcieli pomagać innym, a szkoła była pod patronem świetlistych istot, tych samych które i wtedy mu pomogły. Wspólnie udowodnili oni, oraz udowadniali ludziom, że warto być dobrym, warto doceniać, a nawet jeśli jest ciężko – to jeśli naprawdę będziesz mocno czegoś pragnął to stanie się to. W ten lub inny sposób, nigdy nie wiadomo co los nam pisze, ale czyste serce prędzej czy później spotka się z aprobatą świata, a wasze marzenia się spełnią.

-A teraz zmykajcie i powiedzcie swoim rodzicom, że ich kochacie.

Bard chwilę jeszcze pozostał zwrócony na bok, a potem powrócił do pozycji wyjściowej, naprzeciw paladyna i milczał w oczekiwaniu na jego słowa.

Paladyn Bernard Fertand uśmiechnął się.

- Tak, potraficie grać i śpiewać. Macie też naturę gawędziarza i dyplomaty, czyli idealni jesteście na szantymena.

Wstał i klepnął mocno barda w ramię.

Zgłoście się do mojej asystentki. Wystawi wam dokumenty z nimi pójdziecie tylko do pokoju po prawej od moich drzwi, tam sprawdzą waszą wiedzę i umiejętności żeglarskie.[/i]

Amanda uśmiechnęła się do wychodzącego po dłuższym czasie Cedrika, na co bard odpowiedział podobnie.

Kartki pergaminu były już przygotowane. Jako, że już słyszała śpiew barda, wiedziała, iż będą potrzebne, jej pryncypał nie pozwolił by zaprezentować swych umiejętności, gdyby miał odrzucić na wstępie kandydata.

- Wasze nazwisko i data urodzenia. -zapytała.

- Tu będzie pewien problem, nazywam się Cedrik, ale nie mam nazwiska, skomplikowana historia -westchnął niechętnie wracając myślami w przeszłość- Wychowywałem się w wiosce, do której zaprowadziło mnie morze, dosłownie, podobno przypłynąłem w kołysce z morza, gdzie mnie porzucono, nikt mi nazwiska nie dał, od zawsze byłem po prostu Cedrikiem. Z tego względu nie znam też dokładnej daty urodzenia, ale mam na oko około 27 lat, plus minus kilka miesięcy. Jak dla mnie można wpisać cokolwiek.

Asystentka zapisał na dwóch pergaminach Cedrik rok urodzenia 1345RD.

- Z tymi pergaminami pójdziecie do tych pokojów, które kazał wam odwiedzić paladyn.

Powiedziała podając mu je.

- Dziękuję -wziął papiery i poszedł we wskazane miejsce.

Pomieszczenie, do którego go skierowano, było wysokie na dwie kondygnacje.

Znajdowały się w nim liny oraz odciągi podobnie jakie stosuje się na statkach.

Około czterdziestoletnia kobieta pokrzykiwał na Amandę

- No dalej, wyżej.

Dziewczyna z trudnością, ale wspinał się po linach, tworzących siatkę, znajdował się już prawie pod sufitem.

Cedrik omiótł pomieszczenie wzrokiem, na dziewczynce zatrzymał wzrok tylko na moment niezbyt wyobrażając ją sobie w załodze na okręcie płynącego środkiem oceanu. Za to bezbłędnie rozszyfrował, że pokrzykiwaczka będzie najprawdopodobniej i jego testować. Podszedł więc do niej z papierami w widocznym miejscu.

- Dzień dobry Pani, jestem po rozmowie z sir Bernardem, oto moje papiery, w następnej kolejności miałem przyjść tutaj. Po tym co widzę wnioskuję, że będzie Pani sprawdzać moje ciało -zachłysnął się teatralnie- Miałem na myśli testy fizyczne rzecz jasna, oraz wiedzę. Mam rację?-wyszczerzył się.

- Starczy schodź już, widziałam gorsze łamagi. Z nich dało też się zrobić żeglarki.

Kobieta jak widać nic sobie nie robiła z stanu dziewczyny. Coś zapisała w pergaminach jej i jej brata.

- Wiecie, gdzie dalej macie się stawić.

- Tak… proszę pani.

Odparła zdyszana i spocona Amanda, potem wzięła brata za rękę i poszła dalej.

- Wy Cedriku wpierw pokażecie wszystkie niezbędne węzły, potem po linie, potem sieci,aż do sufitu wchodzicie.

“Węzły, nie powinno być problemu, jak się tylko nazywał ten skomplikowany… jak mu to było… a już wiem”. Po chwili pierwszego wahania bard sprawnie przeszedł przez podstawowe węzły choć żeglarzem to był z wyboru, a nie z zamiłowania, jednakże umiejętność to umiejętność. Kobieta pokiwała głową z aprobatą na co nabrał większej pewności siebie. “Liny? Prościzna, co prawda te okrętowe są wyższe i bardziej
skomplikowane, ale to wygląda dziecinnie".

Jeden krok, drugi krok, trzeci krok… wspomnienia dawnych czasów, pamiętał że kiedyś miał lęk wysokości, ale wspiął się na gniazdo po to by spotkać się tam z pewną uroczą damą, tak, dama była zaiste dziełem sztuki, a dla takiej mężczyzna potrafi przekroczyć własne granice.

Jedną z wad Cedrika było to, że potrafił odpłynąć, tak jak i zrobił to teraz. Zamiast skupiać się na linach i teście, skupił się na wspomnieniu krągłości chwilowej towarzyszyki, nogę postawił tam gdzie nie trzeba, ręka się obślizgnęła i zaplątał się w liny jak ostatnia niedojda, aż o mało nie spadł na głowę, “szczęśliwie” zaplątanie utrzymało go i “tylko” zawisł czupryną do dołu.

-Kurwa mać - aż mu się wyrwało, a jego twarz przybrała kolor młodego buraka- To był wypadek! Normalnie jestem lepszy, naprawdę. Zamyśliłem się… mogę jeszcze raz?

- Raz? Trzy razy póki nie zobaczę, że robicie to dobrze! Jazda!
Krzyknęła na niego żeglarka.

Druga próba poszła bardowi rewelacyjnie jakby się na linach urodził, kolejne dwa podejścia co prawda zaliczył, ale wyglądało to dużo gorzej. Nie był z siebie zbyt zadowolony, ale nigdy nie miał aspiracji na mistrza wspinaczki, wolał stabilniejsze grunty, w końcu stwierdził, że jakby miał za dużo talentów to byłoby to niesprawiedliwe. Bogowie musieli mu czegoś odjąć, a koniec końców szczęśliwie była to tylko wspinaczka, mogło być przecież znacznie gorzej.

Żeglarka pokręciła tylko głową, zanotowała coś na pergaminach.

- Idźcie już. Jesteście gorsi we wspinaczce od ciężarnej kobiety.

Machnęła ręką podając mu pergaminy.

“Za to w innych sprawach jestem lepszy”, pomyślał bard biorąc dokumenty nie chowając mimo wszystko urazy, zresztą żeglarka była zimna jak żywiołak lodu w sezonie zimowym, nie było co gadać.

- Dokąd teraz?

- Albo do następnych drzwi albo z powrotem do pana Bernarda.

-Mówiono mi tylko o tych drzwiach, więc wrócę do paladyna

Wziął papiery i skierował swe kroki do Bernarda, gdzie natknął się na Tanisha.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 29-07-2015 o 22:48.
Bronthion jest offline