Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2015, 22:53   #130
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W tym czasie Tanish wszedł w drzwi, w których miała Herbi przetestować jego umiejętności.
Wskazała na liny po odebraniu pergaminów.
-[i] To trzy razy Tanishie do samego sufitu i z powrotem potem poproszę o zawiązanie wszystkich węzłów.

Dobra, to nie powinno być trudne. Półelf zostawił plecak na ziemi po czym bez rozgrzewki zaczął wspinać się po linach. Jedno przęsło, drugie, trzecie… o idzie mu całkiem nieźle, chyba nie zapomniał jak się to robi! Uradowany chciał przyśpieszyć tempa ale źle złapał linki, w efekcie jego ręka ześlizgnęła się po skręconych włóknach. Straciwszy równowagę, poleciał do przodu, przez co mało nie udusił się w sznurze, w akcie paniki gibnął się do tyłu i nie widząc innego rozwiązania, zleciał na sam dół uderzając tyłkiem o podłogę. Zgłupiały siedział na ziemi i rozglądał się wielkimi jak monety oczami.
- Eeee… - potarł dłońmi twarz analizując co się właściwie stało. Po dłuższej chwili konsternacji, zerwał się na nogi i z miną butnego kogucika, ponownie ruszył do natarcia. Druga i trzecia wspinaczka poszła mu jak po smalczyku. Uradowany, że przynajmniej choć trochę zrekompensował swój upadek, pokłonił się żeglarce na zakończenie swojego marnego przedstawienia. Następnie wziął ze sobą plecak, jakby bojąc się, że go ukradną i począł wiązać węzły.
Z tym nie miał najmniejszego problemu. Nie dość, że wszystkie węzły zawiązał perfekcyjnie, to jeszcze w fantastycznym czasie.
- Gotowe! - oznajmił uroczyście, dumny ze swojego dzieła.

- Tak węzły doskonałe, ale wspinanie poniżej krytyki. Już myślałam, że po bardzie nikt mnie nie zaskoczy. Szybkość się liczy, lecz ważniejsze jest to by dotrzeć w odpowiednie miejsce oraz wiedzieć co jest możliwe do zrobienia. Już bard był gorszy od ciężarnej kobiety w wspinaniu się po wantach. Wy zaś byliście przy pierwszej wspinacze gorsi od niego. Morze nie wybacza błędów. Maszty znacznie wyższe, po upadku z takich wyblinek to skończylibyście w morzy albo roztrzaskani na pokładzie. Macie szczęście ze ocenia całość a nie ten wasz popis.
Powiedziała podając wypełnione papiery.

Na tyradę żeglarki, Tanish zareagował podłubaniem się w ucho. Opinię kogoś, kto grzeje zadek na lądzie miał głęboko w poważaniu.
- Jasne, zapamiętam… - odparł neutralnie, wziął papiery i wyszedł z sali kierując się do następnych drzwi.

Za następnymi drzwiami czekał młody, blond włosy wojownik, ze szramą przez nos. Sala testu walki co wnosić można było po napierśniku młodzieńca oraz tym, że w sali było dużo różnego uzbrojenia, była równie wysoka jak ta, w której odbywało się sprawdzenie kompetencji żeglarskich.
- W jakim rodzaju walki czujecie się najlepiej?
Zadał pytanie odbierając pergaminy.

- Trochę strzelam z łuku… i czasem pomacham bronią… - pokazał na rapier u pasa - W obu dziedzinach jestem taki sobie… - odparł zgodnie z prawdą, rozglądając się po sali - Wolę innego typu rozrywki - uśmiechnął się do mężczyzny, szczerym lekko rozbrajającym uśmiechem, kogoś, kto w życiu ma mało do stracenia i dobrze o tym wie.

- Zatem sprawdzimy obie
Podszedł do stojaka z którego zdjął dwa ćwiczebne miecze.
Potem jednak się zreflektował.
- Jednak wpierw strzelanie, widzę że macie własną broń. Proszę za mną.
Wyprowadził przed budynek przeszedł kilkadziesiąt metrów wzdłuż muru. Tam pod nim stała tarcza, oraz paliki wyznaczały odległości do strzelania.
- Po trzy strzały z każdej odległości, potem po trzech strzałach przerwa sprawdzam a wy przechodzicie na dalszą pozycję.
Powiedział.

Teraz zaczął się tremować. W walce był gorszy niż w rzemiośle żeglarskim… wiec przewidywał spektakularną klapę i to jeszcze pod gołym niebem, gdzie wszyscy mogą sobie przystanąć i go pooglądać. Czując, że na twarz wypływają mu rumieńce. Przygotował się do strzelania. Oto chwila prawdy.
Połelf wystrzelił trzy strzały, jedna po drugiej. O dziwno, chyba nie poszło mu źle. Dwa strzały trafiły w drugi okręg a jeden… no cóż… parę milimetrów w bok i w ogóle by nie trafił.
Jego egzaminator podszedł i spisał pomiary, po czym kruczowłosy udał się na kolejne pole i przygotował do kolejnych strzałów.
Raz, dwa, trzy. Środek i dwa razy na krawędzi tarczy. Nie no… wspaniale, jakby był na wojnie, już by nie żył. Zdołowany udał się na kolejne miejsce a tymczasem, blond włosy wojownik, spisywał wyniki.
Raz, dwa, trzy. Pudło i dwa razy cudem trafił…
- Nie no… na serio muszę strzelać dalej? - rozeźlił się - Przyjmij, że podczas walki udaje trupa i tyle…

- Strzelajcie dalej bo w czasie prawdziwej walki będziecie naprawdę trupem, nie będziecie musieli udawać.
Odparł spokojnie instruktor.

- A pocałuj mnie wiesz gdzie? - syknął do siebie, obrażony jak mała dziewczynka. Zamaszystym krokiem podszedł do czwartego słupka.
Raz, dwa… Pudło i pudło… zdenerwowany plasnął się w twarz i z irytacją napiął trzecią strzałę. “Środek tarczy to tyłek tego wypranego knypka…” BUM. Trafione. Oniemiały patrzył się przez chwilę po czym wybuchł śmiechem. “Trafiłem go w sam środek zadka! Ha ha ha!”
Przy ostatnim słupku, ciągle jeszcze chichocząc, przygotował się do ostatnich wystrzałów.
Pierwsza strzała, poleciała całkiem nieźle, choć nie trafiła w tarczę… natomiast druga i trzecia.
Gdyby ktoś nie widział Tanisha można by przyjąć, że z łuku strzelał albo ślepy albo z zezem rozbieżnym. Jeden grot zarył w ziemię w połowie drogi do celu, natomiast drugi poleciał gdzieś w bok i roztrzaskał się o stertę gruzu.
- Eee… dobrze, że nikt tamtędy nie przechodził… - mruknął do siebie, drapiąc się po głowie.

Instruktor szybko coś zapisał na pergaminach.
- Teraz próba walki. Możecie wybrać dowolną zbroję i tarczę. Walczymy do czasu aż trafisz mnie dwa razy lub padniesz.
Instruktor uśmiechnął się krzywo.

- Pfff - prychnął obruszony. Pozdejmował wszystko to, co nie jest mu potrzebne do walki, po czym chwycił miecz treningowy. Tarczą się nie posługiwał a zbroje miał na sobie, także już po chwili był gotowy do ataku.
Nie ma co się patyczkować. Mieszaniec ruszył na opancerzonego przeciwnika z dziwnym błyskiem w oczach. Pierwszym ciosem uderzył mężczyznę od dołu w zewnętrzną stronę uda, przejeżdżając po skosie w górę, stępionym ostrzem, po całej długości napierśnika. Widząc zamach przeciwnika zrobił tanecznym ruchem dwa kroki w tył czując podmuch powietrza od ataku wroga. Korzystając z okazji, że rękę z bronią trzyma w górze, zadał cios prosto w ramię trzymającą tarczę, słysząc ciche stęknięcie napastnika. Ostatni atak zrobił z obrotu i tym razem obie klingi spotkały się ze sobą a mężczyźni mogli spojrzeć sobie w oczy.
- Chyba mi tu zaraz padniesz - uśmiechnął się kpiąco do blondyna, który nie trafił go ani razu i opuścił broń.
Instruktor zdjął tarcze i odłożył ćwiczebny miecz na miejsce. Zapisał coś na pergaminach.
- Możecie już wracać do pana Bernarda - powiedział odbierając od Tanisha ćwiczebną broń.
Kruczowłosy bez słowa zebrał swoje rzeczy i zabierając papiery wrócił do paladyna.

Wracając minął siedzącego w biurze Cedrika i niechętnie spoglądającą na niego asystentkę.
Paladyn szybko przeczytał notatki.
- Lepiej niż się spodziewałem. Na dowódce grup abordażowych się nie nadajecie, jednakże na bosmana już tak. Dwanaście sztuk srebra za dzień i sześć sztuk srebra od stu złotych koron udziału w łupach. Stanowisko bosmana. Dwanaście sztuk złota za zamustrowanie. Na razie na “Złotym Smoku”. Jeśli się zgadzacie to podpiszcie papiery.
Wyciągnął trzy identyczne pergaminy.
- Trzy wasze podpisy.
Powiedział wskazując pergaminy i pióro w kałamarzu.

Przeczytał uważnie treść pergaminu, po czym spojrzał czarnymi oczami o złotych przebłyskach, na pióro i kałamarz. Przez chwilę wyglądał jakby się wahał a może bał? Zaraz jednak podpisał papiery, pięknym, zamaszystym pismem.
- No to nie ma odwrotu. - uśmiechnął się pod nosem.

- Do czasu powrotu eskadry jesteście pod moją komendą. Od jutra zaczniecie szkolić młodych żeglarzy oraz innych którzy zostali przyjęci. Na pewien czas czynię was bosmanem na “Twardym” karaweli szkoleniowej.

Półelf stęknął na wieść o byciu instruktorem. Nic jednak nie powiedział. Przez chwilę trawił w ciszy wiadomości i kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
- Da się zrobić… czego dokładnie mam ich uczyć? Wspinaczki? Węzłów? Mycia pokładu? - przy ostatnim parsknął śmieszkiem ale szybko się uspokoił.

- Od szóstego dzwonu do jedenastego dzwonu zajęcia, macie prawo do stołowania się za darmo na naszej stołówce, oraz do łóżka z budynku przerobionym na koszary. Zaś uczyć będziecie głównie manewrów i współpracy. Możecie też pomóc Cedrikowi w werbowaniu ludzi.
Potem podał mu dwanaście sztuk złota, kota, czarny trójgraniasty kapelusz, chustę i szarfę.
Potem otworzył drzwi i poprosił Cedrika.
- Zapomniałem wspomnieć, iż od szóstego dzwonu do jedenastego będziecie pełnili role szantymena na karaweli szkoleniowej.Macie też prawo do darmowych posiłków w naszej stołówce
Zakomunikował bardowi rycerz.
Potem wyjął karafkę z winem, napełnił tym razem trzy kufle.
- No to za szczęście

Oldstone schował 9 sztuk złota do sakiewki z pieniędzmi. Zarzucił niedbale kapelusz na głowę. Tak samo przewiesił szarfę i chustę. Kota włożył za pasek. Z daleka, jak i z bliska, wyglądał jak pijany żeglarz urwany na chlanie do miasta.
- Dla ciebie… - przesunął trzy monety w kierunku kufla Cedrika - Nie lubie być winien… - rzekł na usprawiedliwienie się, po czym chwycił za kufel.

Bard kiwnął głową i schował monety ruchem z uśmiechem, w głowie już kalkulował możliwości jak wydać nowo zarobione złoto.

- No to… ten… chlup? - mieszaniec wypił do dna.
- Zdrowie Panowie! -bard wyjątkowo rozemocjonowany uniósł kufel i wypił wino duszkiem, wiedział już co będzie dzisiejszej nocy robił, a myśl to dodała mu mnóstwo humoru-


- Zatem jesteście wolni, jeśli zaś chcecie rozpocząć rekrutacje już dzisiaj, to po ludzi do ochrony zgłoście się do sierżanta Roderyka Cemmena. Znajdziecie go zapewne w koszarach tam też jest karczma dla naszych ludzi. Któryś z strażników wskaże wam w niej, pokoje przeznaczone dla bosmanów.
Oświadczył po wypiciu kielicha wina paladyn.

- Dziękuję -odparł Cedrik- myślę, że dzisiejszy dzień przeznaczę na opracowanie sensownego planu, a zacznę działać od jutrzejszego trzynastego dzwonu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 29-07-2015 o 22:56.
sunellica jest offline