Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2015, 12:29   #5
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Gliniarz siedział równo na linii między mną a tarczą. W hecklerze miałem jeszcze pięć pestek. Gdy on się produkował po prostu na niego patrzyłem. Zdecydowanie miał problem ze mną i z swoją córką. Mogłem łatwo ten problem rozwiązać. Jego mięśnie były napompowane, na pewno nie stronił od wszelkiego rodzaju "suplementów", pewnie i tych nie do końca legalnych. A ja nigdy nie potrafiłem się bić. Z tej odległości trafiłbym go jednak w głowę, trup na miejscu. Dopiero po paru sekundach zdałem sobie sprawę, że kurczowo ściskam palce na wyprofilowanej rękojeści pistoletu.

Poczekałem aż skończy i się odwróci do wyjścia. Wkurwiał mnie jego drwiący uśmieszek. Nigdy nie lubiłem drwiących uśmiechów, ludzie nie powinni się ze mnie śmiać. Jason nie obejrzał się mimo, że wiedział, że mam broń. Pewnie sądził, że nie strzelę, nie mam dość jaj bo nie jestem workiem nabitych mięśni. Mylił się. Och! jak mocno. Jednym, zgrabnym ruchem podrzuciłem prawą rękę do góry. Strzeliłem praktycznie bez celowania, ledwo zgrywając przyrządy celownicze.

Kula trafiła, nie w środek sylwetki a w ramię...

Usunięcie zwłok byłoby problematyczne, dodatkowo nie miałem szans na usunięcie wszystkich śladów jakie by powstały. Krew, fragmenty mózgu i kości po strzale z tej odległości zachlapałyby spory fragment podłogi, część pewnie by wsiąkła w gumowate tworzywo. Dodatkowo kula mogłaby przejść na wylot i utkwić w macie. Ciężko byłoby ją znaleźć wśród wielu innych a broń była zarejestrowana na mnie. Jason mógł też komuś powiedzieć gdzie i po co idzie czy mogły go uchwycić kamery albo monitoringu miejskiego albo z jakiegoś sklepu czy też banku w okolicy. Praktycznie nie miałem szans na ukrycie wszystkich śladów tak by śledztwo w sprawie morderstwa komendanta ich nie wykryło.

...rozszarpując papier tarczy, odwróciłem się by zobaczyć reakcje Jasona na wystrzał. Ten lekko ściągnął ramiona, typowa reakcja na hałas. Zaskoczył mnie, faktycznie musiał być opanowany, nie było widać po nim śladów paniki. Odwrócił się na chwilę do mnie i posłał ironiczny uśmiech i spojrzenie. Znienawidziłem go jeszcze bardziej. Gdy wyszedł sprawdziłem wyświetlacz telefonu. No tak, sms od Angeliki, rychło w czas. Przeczytałem wiadomość i odpisałem:

Cytat:
Wiem. Spotkałem go.
Cofnąłem się do konwersacji, tuż pod ostatnio otrzymanych wiadomości widniał od Lotte przed dwóch dni:

Cytat:
Kup chleb.
Szybko zacząłem wystukiwać kolejną wiadomość.

Cytat:
Flaszka wieczorem?
Zanim wysłałem dostałem odpowiedź od Angeliki. Poczekałem aż sms do Lotte zostanie wysłany i sprawdziłem co tamta panikara znowu wymyśliła.

Cytat:
Tylko nie rób nic głupiego.
Ciekawe czy martwiła się o mnie czy o ojca. Znając ludzi o siebie. Większość ludzi martwi się tylko o siebie, gotowi wyzbyć się wszelkich powiązań i sympatii gdy dla nich to wygodne. Owszem każdy miał jakiś próg, jedni wyższy drudzy niższy ale nie było wiele osób, które nie było egoistami. Nawet pomagając innym robią to po to by uspokoić własne sumienie, poczuć się lepszym. Nie ważne... To czy moja decyzja co zrobić z Jasonem będzie głupia było kwestią oceny. Subiektywnej jak każda ocena. A zależało mi na ciele Angeliki a nie jej opinii. Wiedziałem jednak, że nie zrobię nic nieprzemyślanego.
Rozładowałem broń i podszedłem do szafki z której wyciągnąłem swoją torbę. Schowałem do niej hecklera.

***

Złożyłem magazynek i sprawdziłem czy sprężyna działa, oczywiście wszystko było w porządku. Sięgnąłem po czystą szmatkę i namoczyłem ją w zmywaczu do paznokci podebranym Lotte. Obok ułożyłem trzynaście naboi w równym rządku i przetarłem je z równą uwagą i dokładnością jak wcześniej broń. Gdy skończyłem z każdym z nich ten od razu lądował w magazynku. Po tym jak ostatni pocisk znalazł się na swoim miejscu zgodnie z zasadami bezpieczeństwa spakowałem oddzielnie browninga a oddzielnie mag. Dopiero wtedy zdjąłem rękawiczki i sięgnąłem po papierosa z paczki leżącej na stole. Zapaliłem i po dwóch machach sięgnął po czekające przy fotelu piwo, otworzyłem je zapalniczką i upiłem dwa długie łyki. Chwilę siedziałem myśląc o kolejnym dniu. Analizując różne scenariusze pod kątem prawdopodobieństwa, słabych i mocnych stron. Rysowałem sobie w głowie sylwetkę Jasona opierając się na, co tu dużo mówić, dość skąpych danych. Nikłych informacjach od Angeliki i dzisiejszym spotkaniu. Gdy skończyłem szluga zgasiłem go i sięgnąłem po USP, też wymagał czyszczenia, szczególnie, że oddałem dzisiaj z niego dużo strzałów.


To była dobra broń. Niemiecka perfekcja i części najwyższej jakości zapewniały niezawodność, regulowane przyrządy umożliwiały przystosowanie ich do konkretnej odległości a dzięki wydłużonej lufie broń była stabilniejsza i celniejsza. Pod względem magazynka przebijała nawet glocki i prawie dorównywała FiveseveN, osiemnaście pestek przydawało się nie tylko przy strzelectwie sportowym a i przy wymianie ognia. Kaliber dziewięć milimetrów był dopuszczalny w większości zawodów jednocześnie zachowując wysoką przebijalność, a przynajmniej wyższą niż popularne w Ameryce 11,43, i zadowalającą moc obaleniową. Broń idealna i do treningów i do starć. Szczególnie, ze zamówiłem nakładki na chwyt dopasowane do mojej dłoni. Nie mogłem się doczekać aż wujek dostanie urlop i przyleci, chciałem się pochwalić inaczej niż przez skype'a moim nowym zakupem i dać mu wypróbować pistolet.

Gdy kończyłem składać broń, jednocześnie kończąc piwo, usłyszałem klucz w zamku. Lotte wróciła. Odłożyłem klamkę i sięgnąłem po kolejnego papierosa. Z odpalonym fajkiem wychyliłem się z fotela i wyjrzałem przez drzwi. Uśmiechnąłem się do Lotte, była jedyną osobą do której potrafiłem uśmiechnąć się niewymuszenie na sam widok.
- Cześć.

***

Obudziło mnie miauczenie kota. Wstałem i sięgnąłem po telefon, czym bardziej irytujący budzik tym szybciej się wstaje a ja nigdy nie lubiłem sierściuchów. Sięgnąłem po paczkę leżącą na stoliku i odpaliłem papierosa. Zobaczyłem niedopitego burbona z wczoraj. Jaki poranek, taki dzień. Wychyliłem resztkę na raz i powlokłem się do łazienki ciągle z petem w ustach. Po porannej toalecie szybko dorzuciłem parę rzeczy do torby. Ciuchy i przedmioty codziennego użytku. Lotte albo jeszcze spała albo już wyszła. Wspominała coś o spotkaniu z roboty, które miała umówione więc pewnie to drugie. Założyłem wysokie, wojskowe buty, prezent od wujka i chwyciłem skórzaną kurtkę. Byłem gotów do wyjścia. Gdzieś w otchłaniach mego umysłu zaczynała rodzić się pobudzenie. Ciekawiło mnie jak sprawę będzie chciał rozegrać Jason. Pewnie mnie nastraszyć. Ale to byłoby nudne. Może zabić? Wypadek na obozie strzeleckim łatwo zasymulować a z jego pozycją bez problemu by się wyłgał. Gorzej jeżeli to ja spróbuję go zabić. Będę musiał wszystko starannie przygotować. Najlepsza byłaby obrona konieczna. Miałem jednak jeszcze parę wyjść.

Leniwie zszedłem przed klatkę, poranny wiatr trochę mnie rozbudził. Dwieście metrów w bok stał nie duży markecik. Kupiłem tam wszystko czego potrzebowałem na wyjazd. Zarówno jeśli chodzi o normalny pobyt jak i o przygotowanie morderstwa. Miałem jeszcze prawie dwie godziny, spacer dobrze mi zrobi. Powinienem być i tak przed czasem. W budce kupiłem hamburgera, gęsto polanego sosem dla zabicia okropnego smaku. Alegoria życia, gówniane żarcie polane cienką warstwą smaku i przygotowane jak najszybciej. Nieśpiesznie ruszyłem przed siebie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline