Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2015, 19:06   #25
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
CIURALLA CIURALLA WEŹ MOJEGO SIURALLA! DZIEWCZYNO ZA PÓŁ STÓWY TO JA CHCE BEZ GUMY!

Strife śpiewający pod prysznicem

Łowca rozmasował kark zaraz po tym jak kartka wyparowała. Znowu był w dupie, ale przynajmniej wiedział w którą stronę ma leźć by się z niej wydostać. - Japieprze. - Wyciagnął telefon z kieszeni i otworzył “wujcia gugle” gdzie to wstukał poszukiwane frazy. Śmieszne bo zawsze tak robił gdy czegoś szukał. Jest i kontakt, wklepał numer i nacisnął słuchawkę by wybrać numer. Niestety, linia była zajęta. I tak było za każdym razem, jak Strife próbował się dodzwonić do Starlet.
- Co za kurwa jedna, na chuj ogłoszenie daje?! - Zirytował się (delikatnie mówiąc) i rozsiadł sie na ławeczce. Postanowił napisać wiadomość.

Cytat:
YO! ja w sprawie tego ogłoszenia, zapewniam ze nie ma lepszego kandydata odemnie, oddwzoń na ten numer keidy tylko będzie można. Jestem zawsze pod telefoneiro.

Strife.
#Badass#Smokeweedevryday#Thuglife
Wcisnął wyślij. Teraz wypadałoby coś zeżreć, jednym susem powstał z ławki i z rękami w kieszeniach płaszcza zaczął przechadzać się ulicą w poszukiwaniu jakieś budy z żarciem czy czegoś w tym rodzaju. Strife przeszedł się przysłowiowy kawałek dalej; ruchem niejednostajnym krzywoliniowym doczłapał do tak zwanych kombini i innych budek z żarciem. Do wyboru, do koloru. Zwłaszcza, że stworzeń je obsługujących też była cała paleta barw i kształtów.
Jedne przypominały ożywioną, ciemną mgłę, innym blisko było do humanoidalnych koników polnych. Strife widział też nagę, kilku krasnoludów i jakiegoś rogatego jasnowłosego gościa, który nie zawrócił sobie uwagi zataczającym się dziwakiem w masce. Ten ostatni podobnie jak Strife, też szwendał się za jedzeniem.
Strife posadził dupsko między nagą a krasnoludkami przy ladzie, ściągnął maskę i kaptur ze łba. Gdyby nie świecące złotem patrzałki wyglądałby jak trup, skóra wręcz biała, oczy podkrążone, usta wyschnięte i popękane. Zaczął rozglądać się za jakimś menu, wystarczyło unieść odrobinę wzrok. Musiał zjeść coś tłustego, i zapić to duża ilością piwa, to powinno zabić kaca. Powinno.
- Dobry… poproszę to o.- Wskazał palcem na obrazek jakieś zupy z długim makaronem i jakimś mięsem, warzywami… właściwie to nie wiedział na co patrzy. - I kufel piwa. - Oparł łokcie na ladzie rozmasowując skronie. Jak go łeb napieprzał. Patrząc na to z innej strony, gardził sobą za to jaki prowadzi styl życia. Dwa dni temu rozstrzelał Linę… dwa dni i dalej robi to samo co robił. Chciało mu się rzygać, lecz nie z powodu wczorajszego picia.
Z trudem nawet w lustro patrzył.
- 35 kredytów - Strife usłyszał zapłatę. Zamulony łowca zapłacił ile miał zapłacić, usłyszał “Smacznego” i zaczął dość leniwie konsumować ramen.
Naga zamówiła potrawę z oczami, a krasnoludy jadły tłuste mięso i popijały je piwem, po drodze gawędząc ze sobą w rodzimej mowie, tak więc Strife nie rozumiał, z czego te “kurduple” tak od czasu do czasu rechotały.
Naga podzielała podobny nastrój co Strife. Ta zamówiła jakiś alkohol z wodorostów i również lewinie konsumowała. Wężowy ogon dyndał lekko w lewo i prawo. Jedna para rąk zajęła się jedzeniem. Innych par rąk Strife nie dostrzegł, chociać pamiętał, że nagi mogły mieć więcej niż jedną parę kończyn górnych… w zasadzie nie wiedział, skąd i czemu ta refleksja przyszła mu do głowy.
Może dlatego że widywał nagi w warcrafcie 3 i rzeczywiscie tyle miały, ale teraz obchodziło go to mniej niż gówno. Ramen było całkiem smaczne i chyba najpożywniejszym posiłkiem jaki jadł od paru dni. Zerknął ukradkiem na nią raz jeszcze, a potem wrócił do posiłku. Brakowało mu jedynie tego piwo które zamawiał.
- Kierowniku… czy tam “czko” jesio piwo zamawiałem. - Rzucił w stronę czarnej mgły za ladą.
- Piwo, tak tak, piwo, już podaję - odparła ciemna mgła kojącym szeptem, który Strife słyszał jak całkiem normalną rozmowę. Strife dostał wkrótce chmielowy napój, a ciemna masa poszła obsługiwać kolejnego klienta.
Łowca natychmiastowo przyssał sie do kufla, po czym odetchnął z ulgą.
- Kuuhwa tego potrzebowałem. - rzucił pod nosem.
Los dał szansę w końcu Strife’owi złapać dech. Mógł zjeść w spokoju ramen, wypić piwo i myśleć, co dalej zrobić. Wiadomość została wysłana do Starlet, obiad zjedzony… łeb naparzał, ale cóż. Teraz trzeba było rozruszać kości, więc Strife postanowił się przejść do pobliskiego automatu z grami. Musiał do czegoś postrzelać, a robienie tego na ulicy jest ścigane i karalne. Gdy przestąpił przez próg salonu gier poszukał takiego gdzie trzyma się spluwe i strzela do czegoś, znalazł po chwili ale był zajęty przez bandę dzieciaków. Był zdruzgotany prezentowanym przez nich poziomem.
- Łepki dajcie mistrzowi pograć. -
- Spadówa dziadu!. - niemal chórkiem odpowiedziały łowcy. Strife’a powieka dygnęła delikatnie, ale zachował spokój. - O ile bijecie że rozjebie wszystkie rekordy na tym pudełku? - Zaproponował z błyskiem w oku, dosłownym i metaforycznym. Dzieciak który akurat grał sceptycznie skomentował.
- Jasne… -
- A co boisz sie że jednak mi się uda? Że mi sie uda siusiumajtku? - Pochylił się delikatnie w przód.
- Gramy versus dziadu. - odparł szczeniak.
- Its on bitch! - Rzucił żywiołowo Strife i złapał za drugi pistolet od automatu. Gra się rozpoczęła, a Strife pajacując strzelał wszystkie głowy potworów jakie wyskakiwały na ekranie, czasami nawet ostentacyjnie ziewał, czy nawet strzelał tyłem miedzy swoimi nogami. Dziecię nie miało żadnych szans, a Strife ustanowił nowy rekord.
- Widzisz majtasku? Zero szans rozjebałem cie jak burą sukę WHOOP WHOOP! - Naigrywał sie z dzieciaka prosto w twarz.
- Głupi dziad! - Ryknał bachor.
- Mały pedał! - Także ryknął. Nie mógł uwierzyć jak bezczelna była ta dzisiejsza dziatwa.
Na miejsce poprzedniego dziecka, wstępwało nastepnę, tylko po to by takzę przegrać. Strife w końcu pokonał wszystkie, chełpił się tym niezmiernie, nie bacząc że pokonał jedynei bandę dzieciaków.
- Whoa… gdzie się tak nauczyłeś grać? - Zapytała jedna dziewczynka.
- Miałem fchuj praktyki. Naprawdę takie potwory zabijam JEB! JEB!. Po baniach tylko. - Podparł się pod boki pękając z dumy. Nim się spostrzegł otaczała go mała horda dzieciaków, wypytujacych go o jego “zawód”.
- Jestem łowcą demonów! Takim jak Dante, albo ten no… - Pstryknął palcami. - Nie pamietam jak miał. W każdym razie usuwam takie straszydła, co normalnie aż włosy dęba stają. Raz musiałem sprzątnąć takiego… hmmm.. jakby to krabo-pająko-neitoperzo-coś. W każdym razie, Ganiałem się z tym po dachach Tokyo… nie wiecie gdzie chuj w to. No i jak rozjebałem temu chujstwu skrzydła to potem padło na odnóża i na mnie! - Strife opowiadał to coraz bardziej wczuwając sie w rolę. - A ja wtedy tak: “Bye bye ty kurwo” i JEB! nie trafiłem, skurwielstwo było szybkie i użarło mnie w rękę. Z rany od razu zaczęły mi wyłazić takie rogate i włochate larwy. - To ostanie wywołało falę obrzydzenia wśród dziatwy.
- I co i co? Jak to załatwiłeś - Zapytało dziecko za jego plecami.
- Wkurwiłem się wiecie. To strasznie nieprzyjemne gdy takie robale sie widzi, a co dopiero jak chcą ci pod skórę wleźć, tak czy inaczej, zmieniłem w swoich spluwach tryb strzału na full auto i BRAKKABRAKKA nie puścłem spustów dopóki nie zamieniło się w krwawą miazgę. - Ponownie ustawił się w dumnej pozycji.
- Proszę pana a te robale? -
- Robale… wiecie dlaczego nosze tą maskę? Przyczepiły mi sie do gęby na zawsze. Teraz jak kicham rozsiewam je dookoła.A-A-A-PSIK! - Kichnał unosząc maskę, a dzieciaki rozbiegły się w panice we wszystkie strony. - HAHAHAHA! - Skrajnie go to rozbawiło.
I tak oto Strife pozbył się namolnej, wrednej dzieciarni. Dostał się dzięki temu do automatu i nie musiał się użerać z bachorami, które myślały, że jak są małe, to każdy ma im się kłaniać w pas. Odstresował się przy grze, a po paru godzinach (i utracie pewnej liczby kredytów), wygramolił się ze stanowiska i wyszedł z salonu gier.
- Głupi dziad - burknęło jedno z dzieciaków, które łowca wcześniej wystraszył, kiedy Strife je mijał. - I jeszcze zawszony!
-[i] A ty jesteś adoptowany.[i/] - Wypalił bez namysłu.
- Lepiej być adoptowywanym niż być zawszonym menelem! - dziecko pokazało mu język i uciekło.
O nie, szczeniak go nazwał zawszonym menelem, serduszko Strife’a zaczeło wręcz krwawić tak bardzo się tym przejął. Splunął tylko pod nogi i wsadził ręce w kieszenie, czas było wracać do domu, a Starlet nadal nie dawała znać. Jeszcze szmacisko się pod Nightcore podszywa, to było już bezczelne. Na pewno jej to wypomni. Na tą chwile musiał wracać i miał nadzieje że dla odmiany nic go nie zaczepi po drodze. Już ostro przerzedził łachudry w sektorze 13, ale innych sektorów nie. No bo jak jak tam mieszkańcy właściwie się przejmują strzałami?
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline