Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2015, 19:16   #67
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Z deszczu pod rynnę. A pomyśleć by można, że po wpadnięciu w przysłowiowe i całkiem dosłowne gówno, gorzej już być nie mogło. Tak myślał Gustav, kiedy wchodził do kolejnej groty. Przez chwilę pomyślał, że tunel nie będzie ciągnął się zbyt długo, jednak mylił się. W gruncie rzeczy, zapowiadało się na całkiem spore zwiedzanie podziemi. Mimowolnie wzdrygnął się, patrząc na Magnara. Stan krasnoluda pogarszał się, a Gustav nie miał pomysłu, jak mu pomóc. Z drugiej strony, wiedział, że krzepki brodacz wyszedł już obronną ręką z gorszych opałów, co dodawało mu otuchy. Nie mógł się jednak oprzeć mimowolnemu drżeniu, kiedy pomyślał, że przyszłoby któremuś z nich umrzeć w tych przeklętych podziemiach. Być może nawet… Jemu?

Im dalej zachodzili, tym więcej także miał wątpliwości, czy w istocie rozważnym pomysłem było pakowanie się w tą kabałę z kupcem. Czy kimkolwiek tak naprawdę był, zważając na wrogów, których już zdążyli napotkać. Bestia w tunelu, nieumarłe kreatury w kanałach. Gustav mógł tylko podejrzewać, co tak naprawdę kryje się za tym wszystkim. Nawet jednak jeśli było znacznie roztropniej po prostu ograbić dom kupca i uciec, słowo już się rzekło. Szlachcic parł dalej, pchany, poza chciwością i ciekawością, także dumą.

Co gorsza, być może jednym z największych problemów byli oni sami. Tyczyło się to głównie Marienburczyka i krasnoluda, którzy beztrosko rzucali się w wir bitwy, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Nie narzekał jednak. Zdawało się, że Wróblówka i topór krasnoluda zaoszczędzili jemu samemu rozlewu krwi. Wolałby jednak, by tamci dwaj byli nieco bardziej ostrożni. Praktycznym tego skutkiem był stan krasnoluda. O obrzydliwym smrodzie nie wspominając.

- Nic to, znajdzie się jakegoś cyrulika… O ile przeżyjemy do tamtego czasu - mruknął do siebie szlachcic.

Dalej już był tylko chaos i zamieszanie. Jednak szok i przerażenie, które towarzyszyły Gustavowi podczas pierwszej walki w mrocznym korytarzu zostały zastąpione determinacją. Skoro zaszli tak daleko, to czemuż mieli teraz rezygnować? Po stworze z jaskini i trupach w ścieku szczuroludzie wydawali się niemal naturalni. Konsekwentni wobec toku ostatnich wydarzeń.

Gustav zaklął siarczyście, kiedy krasnolud, zmorzony strzałkami niechybnie nasączonymi trucizną, padł na ziemię. Ich przewaga liczebna malała. Kiedy rzucił okiem za siebie, Wróbel także wydawał się chwiać. Kiedy patrzył na złośliwe, żółte oczy mutantów, które błyszczały w mroku, widział, że musi coś zrobić.

Sięgnął do plecaka, a wymacawszy znajomy kształt, sięgnął po niego i rzucił trochę dalej przed siebie. Porcelanowy dzban wypełniony czarnym prochem rozbił się w drobny mak, a zawartość rozsypała się wokół. Gustav, wiedząc, że ma niewiele czasu, rzucił swoją pochodnię na stożek prochu. Niewiele wiedział o ponoć delikatnej sztuce alchemii, jednak zdarzało mu się widzieć podczas oblężenia zamku prostych żołdaków podpalających proch. Spodziewał się zatem krótkiego, acz wyjątkowo intensywnego pożaru. Była to chwila, której mogli potrzebować. Nie czekając na rezultat swoich poczynań, odwrócił się natychmiast i wyciągnął miecz z pochwy.

- Dalejże, tam na tych w tyle! - krzyknął. - Wyrżnąć wszystkich!
 
Santorine jest offline