Boskie zachcianki i gry
Kami nuciła sobie znaną melodię gdy podlewała kwiaty. Z początku nawet nie zauważyła intruza gdyż była bardzo zaabsorbowana swoją czynnością. Dopiero gdy w konewce skończyła się woda, zauważyła istotę.
-
Oh? - Przekrzywiła delikatnie głowę w jawnym zdziwieniu. To zdziwienie jednak szybko przerodziło się w panikę, gdy upuściła konewkę. Nie wiedziała jak ma się zachować, bezszelestnie zbliżyła sie do wizytorki. -
P-p-przepraszam? - Rzuciła niepewnie jąkając się. Rozejrzała się dookoła, nigdzie nie widziała Puriego. Postawiła jeszcze parę kroków odnóżami w stronę w stronę tajemniczej osoby. -
Czy mogę w czymś pomóc? - Ręce skuliłą do siebie wyczekując reakcji.
Z lekko rozdziawionymi ustami i zafascynowanym poniekąd wzrokiem, nieznana osóbka rozejżała się po pomieszczeniu. -
Gdzie są wszyscy? - zpaytała w pewnym momencie, dość zaabsorbowana.
Arakh’ne rozejrzała się na boki ogłupiała.
-
Umm. Jacy wszyscy? Jestem tu tylko ja i Puri. Ale gdzieś się zapodział nicpoń. - Zaczęła nerwowo pocierać swoje dłonie.
Nieznajoma odchyliła się w bok, spojrzała przed siebie, po czym palcem wskazała na odwłok Kami, na którym przesiadywał różowy glut o dość słodkiej twarzy. -
O.. - wydała odgłos akcentujący jej odkrycie.
Dziewczyna odwróciła się, po czym szeroko uśmiechnęła. -
Osz ty urwisie! - Podrzuciła odwłokiem tak że Puri jak z katapulty wyleciał w powietrze wpadając wprost w objęcia Kami. Przytuliła go bardzo mocno, było to po nim widać gdyż mordka nadymała mu się jak balon.
Cmoknęła go jeszcze parę razy i znowu przytuliła. Jej powieki rozszerzyły się nagle, jakby sobie właśnie coś przypomniała. -
Ekhm. Przepraszam. Mam na imię Kami Na Ari Shla Norrah Zun Lanara. Wiem
że to trochę głupie i długie imię. - Zawstydziła się.
Kami była przedstawicielską bardzo starej rasy Arakh’ne, pół kobiet-pół pająków. Każdy jednak mężczyzna ujrzał by najpierw tą ludzką część ciała. Smukłe i przede wszystkim bujne kształty były zdecydowanie jej atutem. Spoglądając wyżej, zobaczymy młodą twarz o bardzo jasnej karnacji, jakby nigdy nie świeciło na nią słońce. Pod czapeczką którą zwykle nosi były falowane włosy koloru jasnego brązu, muskające ledwie jej wątłe ramiona.
W cieniach jej złote oczęta oddawały dziwny blask, jaki to się widuje u zwierząt po zmroku.
Jeśli chodzi zaś o drugą połowę… Tułów i odwłok w sumie miały trzy metry długości, a każde odnóże jakby stanęło na sztorc mierzyły by po dwa i pół metra. Chropowata powierzchnia pancerza byłą kompletnie czarna, nie licząc białego znamienia na odwłoku w kształci chmury z piorunem. Jej ubiór zaś był skąpy i to bardzo. Najwięcej zakrywały, szaty które miała obwiązane wokół pasa, wykrojone tak by przypominały żuwaczki pająka.
-
Ale wystarczy samo Kami, a to jest Puri. - Z szerokim uśmiechem zbliżyła się do nieznajomej i wystawiła ręce z blobkiem, chcąc go jej podać.
-
Puri! - Zapiszczało żyjątko.
Dziewczynka przejęła stworzenie w ręce i unosząc oraz opuszczając ramiona przyglądała mu się z uśmiechem na twarzy. Widać podobała się jej ta mała kreatura. -
Gdzie twoja reszta, Puri? - zapytała zwierzątko.
-
Puri! - Zapiszczało ponownie. Kami w tym czasie zbliżyła się od boku do dwójki.
-
On tylko to potrafi powiedzieć. - Rzuciła pocierając ręce nerwowo.
-
To….jaki jest rok? - zapytała w prost, bawiąc się stworzeniem.
-
Umm. Ten no. - Zaczęła wyliczać po cichu na palcach, pomyliła się kilka razy. -
Będzie 2019 chyba? - Rzekła jakby sama nie była pewna.
-
I już jest tu pusto.... – zdziwiła się dziewczynka, kładąc galaretowate stworzenie na głowie. Spoglądała przez moment na trawę, potem na ściany. -
Jesteś Arakh'ne. Nawet nie ode mnie. – zauważyła. -
Czy to dlatego czuje się słabo?
Dziewczyna zaczęła chodzić zamyślona po ogrodzie, a wszędzie tam, gdzie położyła kopyto, wyrastały nowe, piękne kwiaty.
-
T-to może pójdziemy do światyni? Przygotuje posłanie i odpoczniesz chwilę. Albo zrobię ci herbaty ziołowej, albo może kąpiel w gorących źródłach? - Wyliczała propozycję Kami, podążając za nieznajomą. -
Jak Ci na imię?- Zapytała spoglądając na zjawisko stąpania dziewczyny. Zdziwiło ja to niezmiernie. -
Z-znaczy jeśli się naprzykrzam to wybacz. Nie chciałam. -
Na pytanie o swoje imię, nieznajoma zamarła w miejscu. Stała jak wyłączona. Po chwili odwróciła się w zamaszystym ruchu, spoglądając na pajęczycę z gniewem wypisanym na twarzy bardzo wyraźnie. Nawet kwiaty w okolicy zdawały się bać jej nienawiści.
-
Jam jest Celty! Czy ten świat o mnie zapomniał!? - zapytała z wrzaskiem który brzmiał jak wiele głosów jednocześnie.
Arakh’ne pisnęła przerażona naciągając czapeczkę na oczy, w mgnieniu oka jej odnóża wrzuciły bieg wsteczny. -
Celty? Celty?! - jej oddech się przyspieszył nie wiedziała zupełnie co ma robić. -
Święta Celty wybacz mi. - uniosła odrobinę czapkę, by zerknąć na boginię. Nigdy by się nie spodziewała że tak właśnie wygląda. -
Przepraszam za to bluźnierstwo. - Dorzuciła łamiącym się głosem. -
Ale ze mnie kapłanka… -
Mała bogini uspokoiła się dość szybko. -
Ale przynajmniej kapłanka. Naprawdę jesteś ostatnią!? - zapytała, z...łzami w oczach.
-
Nie wiem czy ostatnią, nie wiem co sie dzieje u mnie w domu. Boje się tam wrócić. Przepraszam! - Kami zaczęła cicho pociągać nosem. Puri też posmutniał widocznie, widząc jej stan.
Celty wbiła wzrok w ziemię. -
To gdzie ta świątynia…? - zapytała. -
Muszę odpocząć.
Kami odrobinę się uspokoiła. -
Ależ oczywiście proszę za mną, o święta. - Wyminęła boginię po drodze zbierając konewkę i zaczęła kierować się ku górze… po ścianie. Nie wydawało jej się żeby było to jakąś przeszkodą dla Celty. -
Jeśli czegokolwiek potrzeba, natychmiast się tym zajmę. - Zapewniła. Miała tylko nadzieję że Sopel siedzi u siebie na statku. Jest dość specyficzny, a Celty łatwo urazić. Przynajmniej na podstawie tego co przed chwilą przeszła.
Celty faktycznie bez żadnych problemów zaczęła chodzić po ścianie, przyczepiając się do niej niczym metal do magnesu. -
W dobrym stanie jest? Został jakiś ołtarz? - pytała niewinna bogini, lekko przestraszonym głosem. -
Dalej jest ładna, prawda?
Kami przełknęła ślinę, robiła co mogła by przywrócić ją do stanu używalności choć do perfekcji było daleko. -
T-tak tak sądzę, znaczy starałam się. Tak by było ładnie. - Arakh’ne podreptała naprzód prowadząc boginię przez wąskie acz bujne w roślinność korytarze. Zatrzymała się przed świątynią i skuliła do siebie ręce.
-
Oto… ona. -
Widocznym było że dopiero od niedawna było chociaż rozpoczęte odnawianie świątyni, gdzie niegdzie dziury były zalepione pajęczą siecią w mizernym pokazie budowlanki przedstawionym przez Kami. -
J-jeszcze nie skończyłam, więc przepraszam. Ale każdego dnia ciężko pracuje! - Zapewniła Boginię i z wyraźnym lękiem w oczach wyczekiwała jej reakcji.
-
muszę być sama. - oznajmiła przygnębionym głosem, powolnym krokiem wchodząc do świątyni i znikając w jej czeluściach. Z jakiegoś powodu wszystkie dźwięki w okolicy zamarły.
Ni stąd ni zowąd, konefka w rękach Kami zaczęła drgać.
-
Najciekawsze. - doszedł głos sopla z wewnątrz. -
Czy wierzysz w bogów? - zapytał.
-
Oczywiście. Co to za pytanie? Sopel mam do ciebie prośbę. Postaraj się nie urazić świętej dobrze? - Kami niespokojnym wzrokiem spoglądała na świątynie. -
Chyba mnie zaraz ukarzę. - Zaczęła przygryzać delikatnie pazurki, przez rękawiczkę. -
Święta Celti to matka życia, a to miejsce przypomina cmentarzysko. A tak się starałam. - Nie uspokoiła się ani odrobinę, wręcz przeciwnie.
Sopel milczał przez chwilę. -
Wykazuje magię, to prawda. - odezwał się w końcu. -
Czy jak to wolę nazywać energię. Nie ma jednak w niej nic teoretycznie boskiego. Poza oczekiwaniami. Wstrzymam się od komentarzy. Będę obserwował. Istotniejsze pytanie. Co planujesz?
-
Może powinnam przygotować coś do jedzenia? - Zastanowiła się na głos. -
O ile tego dożyję. - Ponownie z trwogą spojrzała ku wejściu do świątyni.
-
Dla siebie? Czy dla boga? - spytał sopel z zaciekawieniem w głosie.
-
Dla wszystkich. Choć Tobie wystarczy woda. - przypomniała sobie o specyficznej diecie Sopla.
-
Niezgoda. Klaryfikacja. Nie jem, regeneruję. Pytania: co jedzą bogowie? Czy bogowie jedzą? - odparła woda.
Tym pytaniem zabił jej klina. -
Umm… eto...umm. - Skorbałą się po policzku jakby to miało pomóc jej znaleźć odpowiedź. -
Czemu mieliby nie jeść? Też żyją prawda? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-
Egzystują, potwierdzone. Żyją, nie pewne. Czy mogą umrzeć? Czy nieśmiertelny jest żywym? - odparł Sopel. Kami miała przedziwne wrażenie, że jej towarzysz czerpie jakąś dziką przyjemność z konfundujących pytań.
-
Nooo… - Jęknęła. -
Znowu mi to robisz! Zawsze musisz tak wypytywać! - Tupnęła odnóżem rumieniąc się odrobinę. -
Ale może najpierw powinnam ją zapytać. Poczekam tutaj nie chce jej przeszkadzać. - Skinęła sobie głową.
-
Sugestia: Śpij. Czy bogowie śpią? Czy kapłan może odpoczywać gdy bóg nie śpi? - głos sopla nigdy się nie zmieniał, ale można było wnioskować jego intencje po samym fakcie że dalej sie odzywał.
Kami nadymała policzki jeszcze bardziej się czerwieniąc. -
Nie wiem no! Mam dopiero dziewięćdziesiąt lat! Nie pozjadałam wszystkich rozumów jak ty! - Zaczęła trząś konewką, rozzłoszczona, o ile można to tak nazwać.
-
Prośba: zaprzestań. Ryzyko: rozlanie. - prędkość wypowiadania słów przez Sopla wzrosła.
-
Widzisz jak fajnie gdy ktoś ci w głowie miesza? - Posłuchała jego prośby i przestała. Bogini coś długo nie dawała znać, a ciekawość pajęczycy w końcu wzięła górę. Odłożyła konewkę i powolutku zaczęła dreptać w stronę wejścia świątyni. Przy samym wejściu trzymała się ściany i wychyliła się na tyle by jedynie zajrzeć do środka.
Bogini z niezwykle przygnębionym wyrazem twarzy siedziała na ziemi przed swoją kapliczką, stukając palcem w ziemię. Na jej czole znajdowało się teraz trzecie oko, które dość konwulsyjnie poruszało się po okolicy.
Już otworzyła usta by coś powiedzieć jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Zmieszana pognała z powrotem do konewki.
-
Sopel! Święta jest przygnębiona, co mam robić? Do tego wyrosło jej oko na czole. - Zaczęła delikatnie pocierać dłonie ze splecionymi palcami, w jawnym akcie paniki.
-
Pocieszać? Boskie obyczaje nieznane. Sugestia: Impreza powitalna.
-
Sama nie wiem. Pójdę zapytać czy czegoś potrzebuje. Na imprezę nie mam środków. -
Arakh’ne zdjęła swoją czapeczkę i miętoląc ją w dłoniach ponownie zbliżyła sie do wejścia świątyni. -
Święta Celty, mogę w czymś pomóc? - Zachowała jakiś dystans, w obawie jej reakcji.
-
Tak...nie...nie wiem… - odpowiedź Bogini nie była ani pomocna, ani pocieszająca.
Kami postąpiła delikatnie w przód, jak zwykle nie mając pojęcia co uczynić by poprawić jej humor. Postanowiła zapytać o coś w prost.
-
Dlaczego jesteś smutna? - Jej odnóża złożyły się do siebie, gdy pajęczyca usiadła tuż obok świętej. Zatroskanym wzrokiem spoglądała na małą boginię. -
Chodzi o świątynie? Skończyłam podlewać ogród więc mogę wrócić do… umm… odnawiania tego miejsca. -
-
Patrze, szukam...nikt mnie nie pamięta. - odpowiedziała, oko na jej czole kręcąc się szalenie. -
Nawet próbują ściąć mój las… - spojrzała na Kami z łzami w oczach. -
Teraz będę musiała ich wszystkich zabić.
-
Za-za-za.. - Odsunęła się przerażona. -
Nie wszyscy ludzie są źli. Choć ci z garnkami na głowach są straszni. - Wzdrygnęła się. -
Czy to naprawdę konieczne? - Zapytała nie kryjąc lęku. Nigdy by nie pomyślała że matka życia jest zdolna do takich rzeczy.
-
No...no w sumie tak. - stwierdziła. -
Wszystko przez hazard! - krzyknęła nagle i rozpłakała się, kryjąc twarz w dłoniach.
Kami się zawahała na chwilę zbliżając do niej ręce. Aż w końcu się przemogła i delikatnie objęła ją jedną dłonią, a drugą głaskała po głowie. Bóg nie bóg każdy ma uczucia, a Kami było jej po prostu szkoda. Miała tylko nadzieję że Celty nie uzna to w jakiś sposób za obrazę. Nawet nie chciała wiedzieć o jaki hazard chodziło i z jakimi siłami święta się zakładała.
-
Hazard to nic złego, nie? Zdarza się!? - pytała rozpłakana bogini, wtulając się w Kami niczym zwykłe dziecko. -
Mogło mi się zdarzyć, prawda?
-
Eto… tak oczywiście. Każdemu mogło się zdarzyć. - Arakh’ne wtuliła małą boginię między swoje piersi, całkowicie nieświadomie. -
To był jakiś zakład? Naprawdę musisz zrobić coś strasznego? Jesteś Boginią, matką życia, dlaczego masz się liczyć z czyimś zdaniem? - Dopytała.
Bogini zmarszczyła brwi, jej trzecie oko zamknęło się, nie pozostawiając żadnego śladu jakiejkolwiek egzystencji. -
Hmmm…. - po jakieś nie za długiej chwili, Celty odżyła nagłym wigorem, łapiąc Kami za piersi i używając ich aby podnieść się wyżej i spojrzeć na nią. -
Wiem! - zadeklarowała. -
Jak hazard to nic złego, to możemy wygrać ich z powrotem! - oświadczyła, po czym odskoczyła w tył pod samą kapliczkę, aby wskazać palcem na Kami. -
W ludzkę grę! To twoje zadanie. Dowiedz się w jakie gry hazardowe grają ludzie! I jak można w nie oszukiwać! Jak wygramy ludzi z powrotem, nie będę musiała ich zabijać, bo nikt nie będzie próbował ich wziąć!
-
EEH?! - Zamrugała w jawnym szoku. -
A-a-ale, oszukiwanie jest… eto..umm.. - ostatniego słowa tego zdania nie wypowiedziała. Nie znała innych ludzkich gier, prócz berka, chowanego, czy najzwyklejszej gry na skakance. -
D-dobrze jeśli sobie tego życzysz święta. - Podniosła się, podnosząc wcześniej upuszczoną czapeczkę i po otrzepaniu jej z kurzu z powrotem założyła ja na głowę. Zaczęła nerwowo dreptać w te i we wte nie wiedząc od czego ma zacząć. Może sopel będzie wiedział? Pognała do niego, bardzo szybko przebierając odnóżami. -
Sopel! Sopel! Sopel! - Potrząsła konewką. -
Jakie hazardy graja ludzie? -
-
Niewiedza. - odpowiedź nadeszła...z góry. Sopel dość dosłownie zamarzł sobie na suficie w formie stożka. -
Powód pytania?
Kami zerknęła ku górze. -
Święta mówi że przegrała ludzi w hazard i chce się nauczyć oszukiwać w grach żeby ich wygrać z powrotem. Cokolwiek to znaczy. - Zwiesiła odrobinę wzrok.
Zapadła krótka cisza, po której Kami otrzymała jedno słowo odpowiedzi. -
Śmiech. - po którym nastąpiło kolejne milczenie.
-
Sopel! To nie jest zabawne! - Tupnęła odnóżem nadymając policzki i układając ręce wzdłuż tułowia z zaciśniętymi piąstkami. -
Proszę cię pomóż mi. - W ułamek sekundy złagodniała.
-
Bogini nieświadoma gier. Problem nieobecny. Wymyśl grę. - zasugerował Sopel. -
Sugestia: wymyśl wiele.
Może to było jakieś rozwiązanie? Kami delikatnie poskrobała się po podbródku, zastanawiając się. -
To nie będzie czasem oszukiwanie? Miałam dowiedzieć się o istniejących grach. Jak się dowie że sama wymyślałam to będzie zła. - Posmutniała nieco.
-
Bogini chce oszukiwać. Pytania: Czy oszukiwanie jest złe? Czy bogini jest zła? Czy bogini może być zła? Konkluzja: Nie widzę przeszkód.
-
Wiem! Sopel w jaki gry grałeś u siebie? Może pokażemy to świętej. Tylko kwestia oszukiwania dalej jest problemem… Noo! Zawsze coś! - Naciągnęła czapeczkę na oczy. -
Kiedyś widziałam jak ci w garnkach na głowie mieli takie małe karteczki z figurami. Grali o inne karteczki. Nawet tego nie mam uhuuuuu. - Jęknęła bezradnie.
-
Moje gry: komputerowe. Brak narzędzi. Wymagane: Baterie AA. - odezwał się Sopel. -
Problem: Nie umiem oszukiwać.
-
Znowu nie wiem o czym mówisz. - Westchnęła Arakh’ne. -
Mam pomysł. Głupi ale pomysł. - Przywróciła czapeczkę na czubek głowy i pognała do świątyni.
-
Święta! Wymyś… znalazłam grę w której można oszukiwać! - Zawołała przeskakując z odnóży na odnóża w jakiś sposób podekscytowana. -
Ale do tego potrzebujemy więcej miejsca i wody. - dodała.
-
Nie ma problemu! - zawołała Celty wybiegając zadowolona z świątyni, przebiegając tuż obok Kami i zatrzymując się na miejscu. Ziemia zatrzęsła, duży prostokąt na przeciw świątyni zapadł się pod ziemię, po czym woda zaczęła wylewać się z ścian, aż otwór się zapełnił.
Chwilę trwało zanim opadnięta szczęka Kami wróciła na swoje miejsce. Otrząsnęła się i zbliżyła do brzegu powstałego zbiornika wody. Tuż przy brzegu szukała czegoś przez chwilę, aż podniosłą dosyć plaski kamyk. Przycelowała i rzuciła. Kamyczek odbił się kilka razy od powierzchni wody nim zatonął. Kami zaklaskała ucieszona i rzekła.
-
Czyj kamyk odbije się więcej razy ten wygrywa. - Oznajmiła.
-
Oh!, Oh! Dobre! - ucieszyła się Celty, szybko schyliła po kamień na ziemi i cisnęła nim z całej siły prosto w wodę z zerową wiedzą jak to poprawnie robić.
Sprytna Kami wystrzeliła piorunem z dłoni w bliższy wodzie kraniec kamienia, odbijając go od wody...z ogromną siłą, aż ten wyleciał w górę i wbił się w sufit. Jej magia nie była zbyt subtelna, ani specjalnie wyćwiczona.
-
To będzie...trudne...To jak tu oszukiwać? - zapytała Celty.
-
Eto… zniszczyć kamień rywala zanim choć raz się odbiję? - Zabłysnęła ideą. Jej mina stawała się z każdą sekundą coraz bardziej niezręczna.
-
Umm...musimy tak oszukiwać aby nikt o tym nie wiedział. - sprostowała Kami.
-
Eh? Aha no tak oczywiście. - Zmieszana zaczęła ganiać wzrokiem dookoła. Od początku wiedziała że to się nie uda, ale warto było spróbować. Nagle ją olśniło.
-
Wiem! Ale do tego potrzeba nam kogoś. Sopel pozwolisz? - Rzuciła w stronę gdzie go ostatnio widziała.
Sopel w dalszym ciągu zwisał z sufitu. -
Słucham?
Bogini nie wyglądała na zaskoczoną, widać zdawała sobie sprawę z jego obecności.
-
No podejdź no! - Ponagliła.
Sopel rozpuścił się, opadł na ziemię i przyjął formę...niebieskiego klona puri. Doczołgał się w tej formie do Kami.
Pajęczyca “przyklękła” i wyszeptała do niego.
-
Wejdź do wody i zrób tak by kamień świętej sie nie odbił. To dla ciebie nic prawda? - Pogłaskała go delikatnie po czym zbliżyła się do Celty. -
Pozwól że pokaże ci jak właściwie rzucać. Musisz złapać kamyk w kciuka i palca wskazującego i rzucić go bokiem o tak. - Po tych słowach zaprezentowała rzut. -
Teraz ty Święta. -
Święta złapała kamień, wyprostowała się, spojrzała na basen...i zatrzymała się. Kamień rzucony przez Kami nigdzie się nie odbił. Zatonął w głębokiej cieczy.
-
To na pewno tak się łapie ten kamyk…?
-
Tak… - Westchnęła Kami. Sopel nie tyle że pomylił kamienie co miała wrażenie że zrobił to specjalnie. -
Sopel… - ponownie westchnęła.. Zrezygnowana usiadła na brzegu, powoli tracąc nadzieję że wymyśli cokolwiek. -
Jestem do niczego! - Teraz to Kami zaczęła płakać kryjąc twarz w dłoniach.
-
I właśnie dlatego chcą mi ludzi ukraść. - zawiodła się wyraźnie Celty. -
Oni po prostu działali. Kto w ogóle zrobił pająko-ludzi? - zainteresowała się, pytając...w sumie nic konkretnie.
Jedynie Puri zbliżył się do Kami aby pocieszyć ją...skacząc jej po głowie.
Dziewczyna ściągnęła z głowy zwierzątko i mocno je przytuliła. Puri działał na nią kojąco, lecz jeszcze upłynie dobra chwila nim się uspokoi.
-
Nie mam pojęcia kiedy Midas tu przyjdzie, ale bądź solidną kapłanką i wymyśl coś do tego czasu! - poleciła Celty, wskakując bez pytania do wody, w której dość utalentowanie pływała, w zupełnie losowych momentach zmieniając styl. Kami może nie była naukowcem, ale biolodzy mogliby kwestionować w jaki sposób zbudowane są nogi bogini, jeżeli potrafią poruszać się tak zwinnie.
-
Jak sobie życzysz święta. - Pociągnęła nosem i podniosła się. -
Chodź Puri idziemy się wykąpać. - Orzekła idąc razem z jej zwierzątkiem w kierunku gorących źródeł osadzonych za jaskinią ogrodami.
-
Nie wiem czy mam szczęście czy pecha. Najpierw ledwo uciekłam Xuoacę, a teraz objawiła się tutaj święta i każe mi wymyślić grę z oszukiwaniem. Co ja mam uczynić? - Przemówiła do różowego blobka.
-
Puri? - zapiszczało żyjątko. Kami go pogłaskała i dodała. -
Zazdroszczę ci ty nie masz żadnych zmartwień. -
Arakh’ne minęła ogrody i przebyła kolejne tunele aż dotarła do gorących źródeł. Koło największego zbiornika stał stolik z przygotowanymi płótnami które robią za ręczniki. Położyła Puriego na stoliku, a sama zaczęła się rozbierać. Gdy już skończyła poskładała ubrania i też zostawiła je na stoliku, po czym zgarnęła z niego jedno z płócien i Puriego.
Najpierw zamoczyła jedno odnóże, potem drugie, a następnie całą się zanurzyła, wystawiając się od obojczyków nad poziomem wody. Puriego wypuściła który unosił się na wodzie i skakał tu i ówdzie jak zwykle dobrze się bawiąc. Kami rozsiadła się w jednym kącie i przymknęła na chwilę oczy.