Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2015, 21:02   #71
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację

Tak, jak Gustav się spodziewał, podpalony proch spełnił swoje zadanie. Nim jednak wysoka ściana ognia odgrodziła ich od przeciwników, szlachcic poczuł na szyi co najmniej trzy ukłucia. Nie sprawdził nawet, cóż to było, gdyż ciemność w moment zalała jego umysł i padł na Hargina, który dopiero co ładował kuszę, by oddać strzał. Krasnolud chwilę wcześniej zdziwił się, że bełt nie tkwi na łożu, ale przecież wypuścił pocisk w nieumarłego w ściekach i nie załadował kolejnego. Tunel zdążył wypełnić się dymem, a płomienie dość szybko opadły, odkrywając trzy paskudne pyski szczuroludzi. Dwójka skavenów przeskoczyła nad gasnącym pożarem, w dwóch krokach będąc przy zaskoczonym Ponurym. Khazad nie miał czasu, by dobyć broni, zatem zamachnął się kuszą, odbijając jedno ze spadających na niego ostrzy i posyłając wątłego szczuroczłeka na ścianę. Będąc w półwykroku poczuł jednak dziwne ukłucia na twarzy i kątem oka dostrzegł jedynie kilka żółtych lotek. Świat zaczął mu się rozmywać przed oczami, a chwilę później został zdzielony głowicą miecza w głowę przez drugiego przeciwnika i odpłynął w nicość, nie czując nawet upadku.

W tym samym czasie na tyłach formacji, Wróbel postanowił zaszarżować, kryjąc się za swoją tarczą. Poczuł szarpnięcie, gdy dwie okute pałki wgryzły się w drewno, jednak otumaniony trucizną wielkolud nic sobie z tego nie robił, odrzucając szczuroludzi na ścianę. Trzeci z nich, ten z miotaczem, zanurkował pod nogami Dużego i wypuścił kilka kolejnych pocisków, trafiając Marienburczyka. To już nawet dla niego było za wiele - zachwiał się, przed oczami zawirował świat i rąbnął o zimną posadzkę, nie widząc nawet, jak tasak Meinholfa wchodzi w ramię szczuroczłeka z miotaczem, niczym nóż w masło. Przeciwnik zakwilił nienaturalnie, a rana trysnęła ciemną posoką. Liess już miał zamiar wydobyć broń i poćwiartować gnoja, gdy potężne uderzenie w tył głowy posłało go w krainę snów.




Powrót do rzeczywistości okazał się być gorszy od najgorszego kaca. Obudzili się w różnych odstępach czasu, a gdy jaźń wróciła na tyle, by ogarnąć to, co się dzieje, szybko dotarło do nich, że znajdują się w jakiejś obszernej, śmierdzącej celi. Zupełnie stracili rachubę czasu i nie mieli pojęcia, ile dokładnie byli nieprzytomni. Od korytarza oddzielała ich solidna krata z takimi samymi drzwiami, zamykanymi na klucz, a naprzeciw znajdowało się kilka podobnych, pustych cel. Dwie, czy trzy pochodnie powieszone na ścianach rozświetlały mrok lochów. Jak mogli się spodziewać, zostali ograbieni ze wszystkiego, co mieli przy sobie i nawet nie próbowali się domyślać, gdzie znajduje się ich broń oraz pozostałe rzeczy. Harginowi i Meiholfowi paskudnie łupało pod czaszką, pozostali dochodzili do siebie po środku nasennym, który zaserwowali im skaveni i również czuli się jak po kilkudniowej libacji. Byli zmęczeni, wypompowani i nic im się nie chciało. Oprócz tego Magnar czuł nieprzyjemne pulsowanie zranionej w tunelach ręki - rana pokryła się żółtawym ropieniem i coraz ciemniejszą pajęczynką naczynek. Nawet khazad wiedział, że nie wygląda to dobrze.

Nim zamienili ze sobą słowo, z głębi korytarza, z ich lewej strony, doszedł ich charakterystyczny dźwięk, jakby dzwonki. Nie, to były klucze! Klucze uderzające o siebie! Z trudem wychylili się, by zobaczyć, kto zacz i po chwili ujrzeli niskiego, tłustego mężczyznę w podartych, poplamionych ciuchach. Z twarzy był podobny zupełnie do nikogo - ot, paskudny z gęby mieszczuch, jakich wielu przemykało codziennie ulicami miast. Z głupią miną drapał się po łysinie, patrząc na drużynę.
- Obudziliśta się już... dobrze, dobrze - powiedział nie zmąconym inteligencją głosem. - Pan mój będzie bardzo zadowolony. Bardzo. Widzita, nie trza się było włóczyć po kanałach, to byśta teraz wino pili, czy dupcyli... a tak to gówno!
Pęk kluczy dzwonił mu na kółku przy pasie, gdy zaczął rechotać, jakby usłyszał właśnie dobry dowcip.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline