Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2015, 02:02   #236
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko nie od razu rozstrzygnęła ich spór, chociaż wyraźnie czuła wpatrujące się w siebie trzy pary oczu. Bystre, niecierpliwie oczekujące na decyzję mającą paść spomiędzy jej warg, na triumf swojej racji lub gorycz przegranej. Wybór pomiędzy planem jej słodkiego tygrysa, a przemądrzałą miko, powinien był dla niej łatwy..

Póki co jednak tylko w milczeniu przekrzywiła głowę, aby pasmo włosów odchyliło się delikatnie, ukazując jej zwykle zakryte oko. Spojrzenie obu skupiła na owym zagajniku, w którym według słów Ayame miał się kryć potężny Oni. Na pewno nie była to pocieszająca myśl, szczególnie dla łowczyni odrobinę zmęczonej wydarzeniami ostatniej nocy. A jednak jeszcze gorsze było to poczucie bycia obserwowaną z cieni przez jakąś kreaturę, tym bardziej gdy jeszcze więcej jej podobnych mogło się czaić tuż za zakrętem..

-Grupa łowców będzie wymagała.. delikatnego podejścia, ze względu na towarzyszącego im mnicha. I zapewne klanowego samuraja będącego im przewodnikiem ku Shimodzie. A ja wolałabym spotkać się z nimi bez gorącego oddechu jakiejś bestii tuż na moim karku -odparła ze spokojem po dłuższej chwili namysłu i prób wypatrzenia intruza pośród leśnych gęstwin. Potem dodała pogodnym głosem -Nie jest też eleganckim, odrzucanie tak wyraźnego zaproszenia, ne?
Czarującym uśmiechem przyozdobiła swe pytanie, a rana na szyi odznaczająca się wyraźnie od bieli skóry sprawiała wrażenie drugiego uśmiechu. Drobnego, bo i Kasan w swej furii potrafił się na tyle powstrzymać, aby nie poderżnąć gardła swej ofierze.

Powoli ruszyli w las. Tylko Ayame wydawała się spokojna, Leiko kryła swój niepokój za maską uśmiechu. Ich yojimbo byli po prostu podejrzliwi i cały czas opierali dłonie na rękojeściach swych mieczy.
Im dalej zagłębiali się las podążając za miko, tym robiło się ciemniej. Choć Amaterasu świeciła mocno, to jej boskie błogosławieństwo nie docierało do podróżników. Bowiem gałęzie drzew nad nimi splecione były w jeden wielki baldachim chroniący przed światłem słonecznym. Owa konstrukcja została stworzona za pomocą pajęczych sieci, po których krążyły dziesiątki małych pajączków.

- To wygląda jak armia.- ocenił Kojiro spoglądając w górę.
-W takim razie gdzie są ich dowódcy.- odparł Furoku. I to nie w porę, bowiem dowódcy pojawili się schodząc z dwóch drzew stojących obok siebie niczym słupy bramy. Duże pająkopodobne Oni, wielkości wyrośniętych wilków. Przebierały odnóżami pokrytymi kolcami, łypały maleńkimi oczkami, a z ich paszczy spływały stróżki kwasu. Obecność tutaj czwórki ludzi wyraźnie ich niepokoiła. Niemniej rozległ się kobiecy i melodyjny głos, którego źródła nie dało się znaleźć.

-Przepuście kobiety… mężczyźni muszą tu zostać. Nie pozwólcie skrzywdzić tej czwórki śmiertelników.- na dźwięk tych słów, stwory rozstąpiły się na boki.

- To tsuchigumo… trafiliśmy na całą ich kolonię.- rzekła cicho Ayame, acz myliła się. Leiko zdawała sobie sprawę że nie widzi kolonii, a wyprawę wojenną.
Pochmurnym spojrzeniem przyglądała się gęstym sieciom, zdającym się ciasno oplatać ten las i oddzielać go od reszty świata zostawionego za nią, kiedy postanowiła posłuchać małej miko. Może i była przyzwyczajona do poruszania się pośród skomplikowanych ścieżek z pajęczyn, ale zawsze dotyczyły one dworskich intryg, nigdy dotąd nie były one tak dosłowne. Zaczynała się czuć jak w istnym kokonie, a przecież tak opleciona ofiara pająka nigdy nie kończyła szczęśliwie..

-Nie rozdzielamy się – stwierdziła Maruiken stanowczo, po trochu do swoich towarzyszy, a po trochu do właścicielki tego głosu rozkazującego reszcie Oni. Miło z jej strony, że nie nakazała swoim kreaturom po prostu ich rozszarpać, lecz ona ani myślała zostawać sama z Ayame przeciwko temu odrażającemu wojsku.
-Masz śmiałość kobieto rzucać mi wyzwanie w moim dominium.- odezwał się znów kobiecy głos.- Ale po jednym z siedmiu oczu, trudno oczekiwać tchórzostwa. Zgoda, wasi mężczyźni też mogą przejść. Idźcie wzdłuż latarni.

Dwa potworne pająki rozstąpiły się na boki przepuszczając całą czwórkę, podczas gdy młoda miko szeptem opowiadała o tych potworach.
-Tsuchigumo nie są Oni, a yokai… w tym przypadku pająkami, w których iskierka Kami przebudziła się i przemieniła ich w duchowe istoty. Najmłodsze są tylko groźniejszymi drapieżnikami, zwabiającymi w swe siedzi leśną zwierzynę i ludzi, ale jeśli tsuchigumo pożyje wystarczająco długo, zyskuje moc i siłę i wiedzę. Staje się czymś więcej niż nadnaturalnym drapieżnikiem.- szeptała cicho Korogi, gdy przemierzali ścieżkę ukrytą w mroku, ścieżkę oświetlaną przez niskie kamienne latarnie. Pokrytą pajęczynami ścieżkę, która kiedyś musiała prowadzić do ludzkiego siedliska.

- A z przydatnych rad?- zapytał Ishi Furoku rozglądając się bacznie.
- Są jadowite ale nie wymagają specjalnych przygotowań do ubicia. Wystarczy miecz, który przebije ich pancerz. Potrafią przybierać postać człowieka i są mistrzami Maboroshi...- mruknęła miko niepewne.- … sztuki iluzji. Mogą ukryć coś przed nami lub pokazać coś co nie istnieje. Mogą namieszać w głowie… mogą bardzo wiele.
- Więc powinniśmy się trzymać blisko i nie spuszcza…
- Kojiro nie dokończył wypowiedzi, bo ktoś mu się wtrącił w słowo.
-Aj aj… nieładnie tak obgadywać swoich gospodarzy. - naprzeciw czwórce awanturników wyszła kobieta.






Przynajmniej jeśli chodzi o górną połowę ciała. Poniżej pasa zaczynał się pajęczy korpus i odwłok z ośmioma odnóżami.
Podeszła bliżej całej czwórki podróżników, całkowicie ufna w swe bezpieczeństwo i zapewne potęgę.
-Co wy robicie w tych stronach? Te okolice przestały należeć do ludzi.- zapytała uprzejmym tonem głosu, po czym dodała.- Ach… gome nasai, gdzie moje maniery. Możecie mi mówić... Sakusei.

Łowczyni pochyliła delikatnie głowę w powitaniu, chociaż czas i miejsce nie do końca sprzyjały trzymaniu się jakichkolwiek zasad dobrego wychowania. Ale kreatura nie zaatakowała ich, ani nie pozwoliła zaatakować swojej armii. Nie wrzeszczała, nie pluła jadem, a mówiąc łączyła słowa w zgrabną całość. Była.. częściowo odrażającą kreaturą, ale inteligentną. I chociażby tylko za to należała się wobec niej uprzejmość.

-Są ludzie, Sakusei-san, tak przekonani o swej władze i potędze, że nadal uznają te ziemie za należące do siebie.. - odparła potem z delikatnym, enigmatycznym uśmiechem czającym się w kącikach jej warg o śliwkowej barwie -A ja jestem pewna, że nie jesteśmy pierwszą grupą śmiertelników w tych okolicach, jaka przykuła Twoją uwagę. Musiałaś przecież zauważyć, jak zadziwiająco.. popularnym stał się ten szlak, ne?
- Hai… zarówno śmiertelnicy jak i duchowe istoty zaczynają się kłębić wokół Shimody. Smród macho wabi je wszystkie jak padlina muchy.
- potwierdziła Sakusei skinieniem głowy. - Smród przybyszy z Jigoku, równie odrażający dla youkai co dla śmiertelnych mieszkańców Japonii. Smród który…- splotła razem ramiona.-... czuć także w gromadce łowców, których trzymam swej pajęczej pułapce. Są zbyt silni bym mogła sobie pozwolić na beztroski atak na nich. Niemniej skaza jest wśród nich zbyt silna, bym mogła ich puścić wolno.
-Pewnie mówi o mnichu.
- rzekła szeptem Ayame.

- W każdym razie co dwójka oczu robi tutaj, nie powinniście pilnować upadłego władcy Oni?- zapytała Sakusei przyglądając się obu szepczącym kobietom.
- Wybacz o wielka Sakusei, ale kierunek w którym podążamy wiąże się właśnie z tym obowiązkiem.- wtrącił uprzejmie Kojiro, a tsuchigumo parsknęła śmiechem.- Dlatego wolałam, żebyście tylko dwie przyszły. Wasza rasa błędnie uważa kobiety za słabe istoty, których trzeba bronić… szlachetne, acz naiwne. U tsuchigumo to pajęczyce są najsilniejsze.
Po czym przekrzywiła nieco głowę baczniej się przyglądając Kojiro.- Ale muszę przyznać, że ten samiec jest przyjemny dla oka. Należy do kogoś?

Wyraz twarzy Leiko zmienił się. Nie drastycznie, lecz na pewno dostrzegalnie dla czujnego oka. Uśmiech wprawdzie pozostał niewzruszony na jej ustach, jednak spojrzenie oczu stało się cięższe, a tęczówki o barwie słodkiego miodu skuł chłód. Ale głos jej pozostawał nadal spokojny, kiedy odezwała się w odpowiedzi -Tak bardzo, jak tylko tygrys może przynależeć do osoby, której towarzyszy z własnej woli.
Sakusei z pewnością nie była dla niej konkurencją podobną Słodyczy Lotosu do względów młodego lorda. W jakichś przejawach wewnętrznej próżności stwierdzała nawet, że żadna kobieta nie była, szczególnie gdy nocami widziała to uwielbienie w jego bystrych oczach. Mimo to nie miała zamiaru pozwolić, aby kreatura położyła na nim swe odnóża.

-Wybacz mi moją ostrożność i niechęć do zostawiania kogoś z tyłu. Podróż ku Shimodzie nie należy do najspokojniejszych, a im bliżej celu, tym zagrożenia czyhające na drodze stają się bardziej.. wymagające – brew jej lekko drgnęła na to słowo, tak delikatne wobec tego co miało miejsce ostatnimi dniami - A osoba ze skazą, którą trzymasz w swej pajęczej sieci, jest zaledwie niewielką częścią zepsucia, jakie chcą wypuścić na świat ludzie jemu podobni. Jeśli dotrą do Shimody, to nigdzie nie będziesz mogła uciec ze swoją armią od tego drażniącego Cię smrodu.
-Nie zamierzam uciekać. Zamierzam uderzyć na Shimodę przy najbliższej okazji.
- stwierdziła ironicznie Sakusei i wzruszyła ramionami.- Niemniej pozostawienie tej grupki na tyłach mojej armii, byłoby strategicznym błędem. Więc mam problem, ale może wy macie rozwiązanie?

-Znam tych łowców. Jeszcze o tym nie wiedzą, ale.. będą przydatni przeciwko temu co czeka w Shimodzie. W przeciwieństwie do mnicha, który do swego celu dotrzeć nie-mo-że
-ostatnie słowa przetańcowały figlarnie po języku Maruiken, która palcami zaś wprawiła w powolny ruch parasolkę, rozłożone i opartą na swym ramieniu. Przechyliła głowę wodząc spojrzeniem po pajęczym królestwie -Trzeba ich jedynie oddzielić od siebie. Lub stworzyć zamieszanie, aby łowcy nie mogli się skupić na ochronie Chińczyka. A on sam, nie powinien być chyba żadnym problemem dla Ciebie i Twej armii, ne?
-Więc… podejmiecie się tego zadania? Oddzielicie mnicha od reszty łowców?
- zapytała w odpowiedzi Sakusei wyraźnie zainteresowana takim rozwiązaniem sprawy.

-Hai, taki mieliśmy zamiar -potwierdziła Leiko skinięciem głowy. Od kiedy to właściwie odnalazła sojusznika w postaci takiej kreatury, którą w każdej innej sytuacji wzięłaby po prostu za kolejnego demona złaknionego jej krwi? To było nieprawdopodobne, i czyniło spotkanie tylko odrobinę mniej nieprzyjemnym i podejrzliwym. Za to nadal pozostawało kuriozalne w tym wspólnym problemie, jaki połączył ścieżki śmiertelników z potworami - Łowcy są gwałtowni i gorącokrwiści, jednak odwrócenie ich uwagi od mnicha nie będzie tak proste, skoro ich zapłata zależy od jego bezpieczeństwa. Potrzebujemy czegoś naprawdę.. widowiskowego, aby rzucili się w pogoń za zagrożeniem, pozostawiając Chińczyka samego sobie.
-Co masz na myśli?
- zapytała Sakusei zamyślona, po czym opisała dotychczasowe swe podstępy.- Posyłałam im na przynętę kilka naprawdę przerażających iluzji. Nie ruszyli za nimi ani razu. Bezpieczeństwo mnicha było dla nich ważniejsze. Pewnie dlatego, że on im płaci. Nie skusili się też i na iluzję złota, czy kuszących pięknych kobiet. Obawiam się, że skończyły mi się już pomysły.

Łowczyni zamyśliła się nad tym co usłyszała. Czy aby na pewno wśród tamtej grupki łowców był właśnie gorącokrwisty Płomyczek? Ten żarliwy młodzian, który nie odpuściłby żadnemu demonowi, a już tym bardziej żadnej pięknej kobiecie? Być może ta podróż go zmieniła, nieco uspokoiła? Może teraz potrzebował.. większej zachęty?

-Oh, może zatem wymagają bardziej osobistego podejścia..-wymruczała, a wesoły uśmieszek nawiedził jej wargi, gdy ta nowa myśl zamigotała w jej głowie -Łowcy trzymają się razem, pomagają sobie wzajemnie. Powiedzmy, że ta grupka odkryłaby tutaj innego łowcę będącego w potrzebie. Złapanego w Twoje pajęcze sieci, pozbawionego nadziei na ucieczkę, czekającego tylko na swój koniec. Z pewnością by się rzucili na ratunek.
Z psotnym błyskiem w oku zerknęła na swego yojimbo. To planowanie przywołało wspomnienie tamtego porwania jakiego dopuścił się na swych własnych ziemiach, zmuszając biednego Kirisu do rzucenia się w pogoń po nieznanym sobie lesie. Nie powinno być trudnym powtórzenie tego -Tym bardziej, gdyby była to kobieta. Samotna, zagubiona, bezbronna i słaba kobieta. Możesz stworzyć taką iluzję, non? Ze mnie?

-Hai… acz nie wiem czy to pomoże. Wśród nich jest pewna kobieta. Doświadczona łowczyni, to ona trzyma ich w kupie, to ona… nie pozwala nikomu ulec pokusom tworzonym przeze mnie. Bardzo kłopotliwa kobieta… Sakura ma na imię. I potrafi nawet przemocą wymusić swe racje.
- zamyśliła się Sakusei. No tak… to nie Kirisu się uspokoił. Tylko Sakura wybijała mu takie pomysły z głowy.- Obawiam się, że iluzja… to za mało. Żywa przynęta, byłaby bardziej skuteczniejsza.
- Młodzik może by i się skusił, ale co z resztą? Jeśli pójdą na pomoc, to pewnie w kupie. I razem z mnichem
.- zamyślił Kojiro pocierając podbródek.- Z drugiej strony może jest w tym szansa, przeniknąć do nich i zająć się mnichem. Można by go zabić niepostrzeżenie. Wszak nie każdy twój sługa pani, jest wielki niczym pies?
- Ale tych wobec tych małych są równie czujni.
- potwierdziła jego spostrzeżenia pajęczyca.

- Niech dadzą się skusić żywej przynęcie i ruszą jej na ratunek. Niech zmierzą się z tsuchigumo, iluzjami i innymi sztuczkami jakie mamy. A jeśli to nadal będzie za mało, aby odwrócić ich uwagę od mnicha, to.. -drugie rozwiązanie nie było do końca po myśli Leiko. Wszak dopiero co jej tygrys wspaniałomyślnie „uratował ją” od towarzystwa dwóch łowców, aby mogła z większą łatwością planować swe dalsze kroki przed dotarciem do Shimody. Było do łatwiejsze przy nim, Ayame i jej yojimbo, którzy znali prawdziwą naturę rytuału mnichów. A nie wiedziała jeszcze jak mogłaby przekonać innych do sprzeciwienia się potężnemu klanowi.
Wzruszyła jednak ramionami. Skoro tak musiało być -To pozwolę im się uratować. Znają mnie, mogę do nich dołączyć. Nikt nie będzie podejrzewał, że niosę od Ciebie zabójczy podarunek dla Chińczyka.

- Tak chyba będzie najlepiej.
- oceniła Sakusei splatając ramiona razem.- Dam ci pajączka, jadowitą bestyjkę, którą zdołasz bezpiecznie ukryć w zakamarkach swego kimona. Wtedy… wystarczy, że wyczekasz okazji by podrzucić mojego posłańca śmierci mnichowi do szat. Obejdzie się bez nikomu niepotrzebnego rozlewu krwi.
- A potem w ramach wdzięczności, możesz sprawić że Maruiken-san zniknie im z oczu. Gdy wypuścisz ich z labiryntu swych sieci… ich czujność z pewnością osłabnie.
- zasugerowała Ayame bezbłędnie odgadując rozterki łowczyni.
- Tak. Mogę to zrobić… to nie problem.- zgodziła się Sakusei.
-Wygląda na to, że mamy plan – odparła Leiko zadowolona takim obrotem sytuacji. Znów miała być ofiarą, chociaż tym razem nie miała kusić demona, lecz.. samych łowców, w tym żarliwego Płomyczka. Nie miała powodów do narzekań. W końcu całe swoje życie musiała odgrywać podobne role: dziewczynek lub już kobiet o niezwykłym wręcz talencie do subtelnego wyciągania informacji ze swych celów, bądź pokus dla krwiożerczych bestii lub dla nie mniej straszliwych ludzi. Najwyraźniej dobrze sobie radziła w odgrywaniu słabej i bezbronnej.

- Mam tylko nadzieję, że Twój pajączek nie pomyli mnie z mnichem. Byłoby niezwykłą stratą czasu i.. przynęty, gdyby swe kiełki zatopił w mojej skórze – owszem, miała pewne wątpliwości. Współpraca z Panią Pająków i pozwolenie jednemu z jej zabójczych dzieci na podróż w swym kimonie, nie było czymś co Maruiken robiła często.
Pocieszeniem było, że jej wewnętrzny instynkt nie odzywał się ostrzegawczym krzykiem w głowie. Wręcz przeciwnie, jej wargi rozchyliły się w zmysłowym uśmiechu -Pozostaje tylko kwestia mnie złapanej w Twą pajęczynę. Musi wyglądać przekonująco, lecz.. byłabym wdzięczna za bycie delikatną, Sakusei-san.

- Och… nie martw się o to. Moje pajączki wiedzą do kogo się łasić, a kogo żądlić.
- odparła z uśmiechem tsuchigumo- Będzie ci posłuszny niczym tresowany piesek i zdecydowanie bardziej inteligentny. Przygotowanie pułapki, zajmie mi trochę czasu, więc w tym czasie przyjmijcie moją gościnę. Pewnie jesteście głodni i spragnieni… oraz zmęczeni wędrówką?
-To bardzo miłe z Twojej strony. Arigatou gozaimasu
-znów łowczyni pochyliła głowę przed Sakusei, acz tym razem w wyrazie wdzięczności. Jednak ani jej uprzejmość, ani przenikliwy umysł i chęć pomocy nie były wystarczające, aby przesłonić prawdziwą naturę pajęczycy. Wszak kreatury mogącej z łatwością złapać w swą sieć ich grupkę, gdy tylko przestaną być dla niej użyteczni. Iye, odpoczynek odpoczynkiem, ale Leiko nie miała zamiaru pozwolić sobie na brak czujność w takim towarzystwie.
Niewątpliwie Sakusei była sojuszniczką i niepewną i przez to niebezpieczną. Ale mogła być przydatna, o czym Leiko zdawała sobie sprawę.

-Chodźmy…- rzekła z uśmiechem półpajęczyca i ruszyła przodem, od czasu do czasu zerkając za siebie na trójkę z wędrowców. Było to spojrzenie łakome… jakim obdarzyła Leiko, Kojiro i samego Furoku.
Spojrzenie łakome i figlarne zarazem, ae pozbawione głodu. Spojrzenie znane Maruiken, bo często je widziała u konkurentek względem przystojnych mężczyzn. Czyżby Sakusei naprawdę uważała, że mogłaby ich uwieść? Może.. była wszak dumną, a nawet i próżną istotą. I do tego zmiennokształtną.
Kto wie co planowała ta bestia.. uwieść i zjeść. To było pewnie jej naturze. Mateczka wszak uczyła, że taka jest natura pajęczyc… zjadających swych kochanków po kopulacji. Dowód na to, iż kobiet również może być drapieżnikiem w męskim świecie.

Na spoczynek przeznaczono całej czwórce wysłaną pajęczynami jaskinię. Miękka tkanina przypominająca w dotyku najwspanialszy jedwab tworzyła kotary, miękkie legowiska i ciepły dywan. Nad niedawno rozpalonym ogniem olbrzymie pająki opiekały udziec jeleni. Niestety w całości, ze skórą i futrem, toteż Furoku wkroczył szybko do jaskini i zabrał się do ratowania posiłku przed nieumyślną dewastacją jedzenia przez stwory.
-Spocznijcie tutaj, a ja wrócę do was- rzekła z uśmiechem gospodyni.- Zjedzcie, zdrzemnijcie się… a ty moja droga, przyszykuj się mentalnie na krępowanie.

Leiko również uśmiechem pożegnała pajęczycę, a potem obserwowała jak odchodzi, aż w końcu zniknęła pośród drzew i porozwieszanych pomiędzy nimi srebrzystymi pajęczynami. Nieobecna, a mimo to pozostawiła po sobie to zmysłowe spojrzenie, którego wspomnienie nie dawało kobiecie spokoju. Ten sojusz był zbyt piękny, aby nie miał w sobie jakiegoś haczyka ze strony Sakusei.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem