Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-05-2015, 00:43   #231
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Mężczyzna skinął głową. Oboje przemykali przez wąskie ścieżki pomiędzy murem i budynkami gospodarczymi, a samą świątynią. Bo i jedno spojrzenie Naimenteki joukei na nią wystarczyło, by stwierdzić, że źródło zła i splugawienia kryje się właśnie w niej.

Szukając idealnej kryjówki w tym nieprzyjaznym miejscu łowczyni i jej yojimbo dostrzegli ciepły blask wydobywający się gdzieś z głębi zapuszczonego medytacyjnego ogródka. Blask ogniska.
Czyżby jednak był tu ktoś jeszcze? Ktoś żywy? Dlaczego więc Maruiken go nie dostrzegła?
Zastygła w miejscu na ten widok. Jej oczy, przecież nienawykłe do tego, że ktokolwiek mógł się ukrywać przed ich demoniczną mocą, gorączkowo lustrowały okolicę w poszukiwaniu źródła powstania tych płomieni. Kim, lub czym ono było? Wszak ani zwykli śmiertelnicy, ani ci z domieszką krwi Oni, ani bestie, ani nawet duchy nie mogły jej umknąć. Widziała wszystko, ciepło tych żywych ciał i widmowe aury tych umarłych. Dlaczego więc teraz pozostawała ślepa na tego nowego intruza?

Zaczęła się skradać cicho pośród przerośniętych traw, swemu yojimbo gestem dłoni dając znać, aby zrobił to samo. Pułapka tej opuszczonej świątyni kuszącej wędrowców trzaskami płonącego ogniska, czy ktoś na tyle bezmyślny, by swoje obozowisko rozkładać w tak nawiedzonym miejscu? Łowczyni nie znała odpowiedzi na te własne pytania. Ale chciała je poznać, nawet jeśli wymagało to od niej instynktownego zaciśnięcia palców na rękojeści swego wakizashi.

Ruszyła powoli, a tuż za nią jej tygrys. Oboje skupieni i czujni. Ogień kusił ciepłem, a gdy podeszli bliżej w jego blasku Leiko dostrzegła normalnym wzrokiem dwie sylwetki. Jedną wyższą i masywniejszą, drugą drobną. Ale poprzez Naimenteki joukei nie widziała nic. Nie tylko nie potrafiła określić natury owych istot, lecz w ogóle ich nie widziała!
A przynajmniej dopóki nie podeszła bliżej i nie przekroczyła granicy wyznaczonej przez ofuda zawieszoną na jednym ze starych drzew. Wtedy dopiero jej spojrzenie dostrzegło dwie żywe istoty. Ludzi.
Wtedy Maruiken zrozumiała, że za pomocą magii dwójka podróżników ukryła się przed jej wzrokiem, a co ważniejsze, przed wzrokiem duchów nawiedzających to miejsce.
Wtedy… to zyskało sens. Bo w końcu jeśli się ukrywać w nawiedzonym miejscu, to tylko wtedy, gdy potrafi się przed duchami ukryć.

Mięśnie kobiety, dotąd drapieżnie napięte, pozwoliły sobie na rozluźnienie, kiedy w końcu została przed nią odkryta natura tajemniczej dwójki. Odczuła nawet z tego powodu pewną ulgę, która uzewnętrzniła się jedynie bardzo delikatnym uniesieniem kącików warg, niedostrzegalnym wręcz w ciemnościach nocy.
-Miałeś rację, mój tygrysie. Któż inny w nawiedzonej świątyni mógłby dostrzec bezpieczne miejsce na obóz.. -mruknęła już bardziej beztrosko i głośniej od szeptu, aby powiadomić tamtą dwójkę o swej obecności. Bądź co bądź nie chciałaby, aby zaskoczona miko użyła na niej jakiejś ze swojej sztuczek.

Miko wydawała się lekko zaskoczona pojawieniem łowczyni i jej towarzysza. Ochroniarz zaś w ogóle.
Korogi siedziała na martwym truchle dość sporego oni.






I delektowała się kolacją serwowaną na zdobycznej porcelanie z cesarstwa chińskiego. Najwyraźniej uczestniczyli z Furoku w dość interesujących wydarzeniach. I krwawych zapewne.
Ishi skłonił się zbliżającej parze i rzekł.- Zapraszamy do ognia.
- Ależ nie moglibyśmy zakłócać wam spokoju naszą obecnością.
- odparł ronin grzecznie, acz ironicznym tonem.
- Ależ nalegamy. Im więcej tym weselej w taką noc.- zaśmiał się cicho Ishi, ale jego podopieczna zamiast wykazać choć odrobinę dobrych manier spytała wprost.- Co tu robicie? To nie miejsce dla was… to znaczy… to nie jest miejsce odpowiadające waszym gustom. A przecież nie żyje nikt, kto zapłacił wam za jego oczyszczenie.
-Sądzę, że oboje już dawno przestaliśmy bywać w miejscach pasującym naszym gustom
– odparła łowczyni nieco melancholijnie, lecz równie uprzejmie skinęła głową yojimbo małej Ayame. Tak drobny przejaw grzeczności, utrzymanie się tej części zasad etykiety, czyniło ponure miejsce i niepokojącą sytuację.. bardziej komfortową. Bardziej znaną Leiko.

-Mieliśmy do wyboru przybyć tutaj, lub pozostać w wiosce z dwoma potężnymi demonami. I chociaż z chęcią zagrzałabym się przy płomieniach i wypiła trochę herbaty.. -chociaż mówiła ze spokojem w głosie, to swym wzrokiem bacznie obserwowała ich otoczenie. Odnalezienie tej dwójki może i odrobinę polepszyło ich położenie, ale nie do końca. Ktoś nadal zmierzał w tym kierunku -.. to mogę nie mieć ku temu możliwości, jeśli idąca naszym śladem postać jest tą samą, która co dopiero zrównała Maedę z ziemią. Pijawki nie są najprzyjemniejszym towarzystwem, nie uważacie?
- A więc… ściga was Oni?
- zapytała miko wstając i spoglądając w kierunku łowczyni z nieco triumfującym uśmieszkiem.- I potrzebujesz mojej pomocy, ne?
Ayame niewątpliwie cieszyła się tą małą chwilą triumfu na Maruiken. Na szczęście, nie trwało to długo, bo po chwili zwróciła się wprost do łowczyni.- Więc… co zamierzacie zrobić w związku z tropiącym was potworem? I czego oczekujecie po nas?
Teraz i Furoku przyglądał się zaciekawiony reakcji Leiko.

-Oh, nie zaprzeczę, że moje myśli w pierwszym odruchu kierowały się ku tygrysowi i jego opiekunowi. Rozkosznym jest widok jego ostrych pazurów rozszarpujących ciała demonów, ne? -Leiko z lekkością odparowała radość nieletniej miko, bo i przecież ani myślała przyznawać się przed sobą, tą dwójką, swym tygrysem lub kimkolwiek innym, że pomoc tej dziewczynki mogła być dla niej niezbędna.
-W wiosce były dwa Oni, a każdy z nich kiedyś był człowiekiem. Jeden z nich, samuraj wierny klanowi i mnichom, wyjątkowo mnie sobie upodobał do porwania i zaciągnięcia na miejsce rytuału w Shimodzie. A odnoszę wrażenie, że nie jestem jedyną zwierzyną sprzeciwiającą się swemu przeznaczeniu przygotowanemu przez Chińczyków. Jakąż miałby radość ze złapania dwóch.. -w blasku padającym z ogniska wyraźnie dało się dostrzec jedną z brwi kobiety wznoszącą się elegancko ku górze -Mieliśmy nadzieję, że tutejsze duchy okażą się być pomocne. Szczególnie, kiedy Oni zacznie niszczyć ich świątynię.

- Nie pierwszy to łowca Hachisuka wysłany za nami. Nie ostatni zapewne…
- stwierdził z pocieszającym uśmiechem Furoku, nie wydając się poruszony opisem Leiko.- Umiemy sobie radzić, a teraz kiedy jest nas czworo… powinno być jeszcze łatwiej, ne?
Wskazał na małą Ayame.- Wedle jej wróżb, tygrys jest już daleko stąd. Porusza się znaczniej niż my, więc na jego pomoc możemy liczyć dopiero w Shimodzie.
- Jak zwykle dobrze poinformowani.
- rzekł z pobłażliwym uśmieszkiem Kojiro, podczas gdy Ayame, zaczęła składać dłonie w kolejne mudry mrucząc pod nosem. Lord Sasaki spojrzał za siebie, na świątynię.- A duchy?
-Jest jeden duch, przeżarty krzywdą zadaną jej za życia, oszalały z wściekłości i ślepy nienawiścią. Zbyt potężny by dało się go kontrolować… ale można go sprowokować do działania.
- wymruczała Ayame. Spojrzała na łowczynię dodając.- Ten co was ściga nie jest człowiekiem, ale nie jest też Oni. Łączy dwa światy… i jego… forma nie oprze się duchowi, acz… Ten tutejszy duch nie dba o żywych i równie dobrze może zaatakować nas. Chyba że…- zaczerwieniła się Korogi mówiąc kolejne słowa dość cicho.- Ona… została zgwałcona. Wiele razy. Przymuszona strachem i ufnością. Ona... pamięta ten ból, poniżenie. Ona nienawidzi gwałcicieli. Gdyby… zobaczyła taki akt, nawet nie akt, ale gdyby sprowokować waszego prześladowcę… do próby… Wspomnienia ożyłyby w niej i zrobiła by wszystko, by zniszczyć gwałciciela. A jest potężna w obrębie tych murów.

Złociste oczy Leiko przymrużyły się, po czym powiodły ku Kojiro, jak gdyby w wyrazie jego twarzy poszukiwała potwierdzenia, że też usłyszał dokładnie to co ona.
-To brzmi.. -niedorzecznie? Niebezpiecznie? Jak pomysł z nikłą szansą na powodzenie? Wiele określeń nasuwało się na myśl kobiecie, ale przecież nie był to czas na dzielenie się z nimi z pozostałą trójką. Dlatego jedynie pokręciła delikatnie głową.
-Słyszałam opowieści o tym samuraju, opowieści bardziej przyrównujące go do zwierzęcia niż człowieka. Nie potrzebowałby wiele zachęty do takiej próby, a krew Oni najwyraźniej płynąca w jego krwi, nie uczyniłaby łatwej ucieczki od niego. I któraś z nas.. -oh, łowczyni nie miała wątpliwości kto miałby przyjemność podjąć się roli przynęty dla Kasana. Yojimbo małej nie pozwoliłby jej się tak narażać, a samej Maruiken z łatwością przyszłoby skuszenie potwora ku sobie. Już w trakcie ich wspólnej podróży spoglądał na nią lubieżnie, furia związana z jej wymykaniem się, mogła tylko podsycić jego apetyt -...miałaby się tego podjąć w nadziei, że duch przybędzie jej z pomocą? To bardzo niepewny plan.

-Hai. Niemniej tylko tak można skłonić tego ducha do pomocy… jeśli zobaczy coś, co przypomni jej wspomnienia własnego bólu, to obudzi się w tym duchu furia i twój prześladowca… nie zdoła ujść żywym z tego miejsca.
- Korogi też miała wątpliwości co do tego pomysłu, zapewne nie mniejsze niż Kojiro, czy Leiko. Wzruszyła ramionami dodając.- Jeśli chcesz użyć ducha nawiedzającego te miejsce… to to jest jedyny sposób. W innym przypadku należy obmyślić plan opierający się jedynie na siłach naszej czwórki i modlić się do Kami, by duch… raczył się nie zainteresować tą potyczką.

Delikatne napięcie się mięśni szczęki Leiko było jedynym świadectwem tego, jak bardzo nie podobał jej się pomysł powierzania swego życia ( i ciała wszak także ) w ręce Kami lub jakiegoś nieokiełznanego ducha. W tym planie było zbyt wiele niepewności, zbyt dużo wiary w nadprzyrodzone istoty, których przecież kaprysem mogło być porzucenie ich na pastwę demonicznego Kasana. Iye, iye. Jeśli naprawdę to był jedyny sposób, aby się go pozbyć, to ona potrzebowała dopracować szczegółów.

-Potrzebne jest zabezpieczenie, w razie gdyby duch pozostał milczący, a Kami głusi na modlitwy. Inaczej to będzie pójście prosto w pułapkę bez powrotu -dość ironiczna nuta zabrzmiała w jej głosie. Maruiken Leiko nie działała według naiwnej wiary w pomoc sił wyższych.
-Już raz udało mi się pozbawić go swego ludzkiego ciała. Przy okazji takich.. okoliczności, powinno być to jeszcze łatwiejsze, lecz potem pozostanie nam rozprawienie się z jego drugą formą. Wątpię, aby wtedy bezpośrednia konfrontacja nie będzie już możliwa, prędzej zostaniemy pożarci przez jego pijawki -przechyliła głowę, a w jej oczach zalśniły odbijające się płomienie z ogniska. To musiała być wina tej dziwnej siły jaką czuła od potyczki na ruinach wioski, że brała w ogóle pod uwagę to rozwiązanie kiełkujące się z każdym jej słowem -Mogę go poprowadzić ku któremuś z budynków, aby tam zamknąć w potrzasku. Płonącym potrzasku, z którego nie poratują go nawet te jego pijawki.

- Główna świątynia jest drewnianym budynkiem i tam chyba… ów duch rezyduje?
- stwierdził bardziej niż zapytał Kojiro, a Ayame potwierdziła dodając.- Największą pewność zyskamy ściągając go właśnie do tej świątyni.
-Gdyby go w niej zamknąć, a potem podpalić… Nawet jako Oni nie uciekłby z niej żywy
.-stwierdził Sasaki spoglądając na tonący w mroku główny budynek świątyni.
-Właśnie tak -potwierdziła Leiko, i jej spojrzenie także powędrowało ku świątyni. Nie był to widok dodający nadziei, ani tym bardziej wlewający otuchy do jej serca. Najchętniej trzymałaby się od niej z daleka, ale jaki był sens w ciągłej ucieczce, cały czas czując na sobie demoniczny oddech łowcy?

-Nie będzie miał żadnych szans, czy to w starciu z tutejszym duchem, czy zostając zamkniętym w płonącym budynku. A ja powinnam móc w porę uciec, chociaż przyznaję, bliskość ognia mniej mnie niepokoi niż to co czyha wewnątrz -przecież nie chciała się w ogóle zbliżać do tego budynku, nie chciała w nim szukać schronienia, bo i zbyt dobrze czuła potworność kryjącą się wewnątrz. Nawet teraz przyprawiała ją o dreszcze na skórze -Ale wy się musicie schować. Wszyscy -stanowczo podkreśliła swe ostatnie słowo, jednocześnie wzrok przesuwając na swego kochanka. Nie było dla niej ciężkim wyobrażenie sobie, jak trudnym dla niego musi być rzucanie swej Tsuki no Musume prosto w ramiona Kasana -Jeśli on zdoła wyczuć kogokolwiek innego, to żaden z planów się nie powiedzie.
-Hai.
- Sasaki skinął głową w odpowiedzi. On także zdawał sobie sprawę ze zdolności Kasana. I choć wyraźnie nie podobała mu się bezczynność, to wiedział że pojawiając się bardziej zaszkodzi niż pomoże.
-Myślę, że powinniśmy się pospieszyć z wykonaniem planu. Ogień mówi, że on... jest już blisko świątyni.- wymruczała Ayame wykonując kilka gestów dłoni nad ogniskiem gasząc je momentalnie.

Kobieta również zareagowała krótkim skinięciem głowy, niemym przyznaniem racji małej miko. Nie było potrzeby dłużej czekać, plan był już jasny i krótki – skusić Kasana do przekroczenia bram świątyni, a potem oczekiwać na któreś z rozwiązań, podpalenie budynku lub reakcję mściwego ducha. Cóż mogło się nie udać?
Obróciła się, lecz nim wtopiła się pomiędzy nocne cienie, dłonią sięgnęła ku ręce swego yojimbo. Ścisnęła lekko palce, czując pod miękki materiał jego kimona. Na pociechę, jego lub swoją, że w razie potknięcia w planie, będzie mogła liczyć na jego pomoc. Nie mogła przecież właśnie teraz dać się złapać klanowi. Cichy szelest wysokiej trawy oraz pozostawiony za nią nikły zapach aromatycznych olejków i perfum, były jedynym co po chwili zostało po Leiko w ogródku.

Poruszała się zwinnie pomiędzy zabudowaniami kierując się nieuchronnie ku świątyni. Tej samej, przed którą się wzbraniała, którą omijała szerokim łukiem, bowiem płynąca z niej straszliwa energia była zbyt paraliżująca. Obawiała się tego co mogło czekać w środku, ale chyba.. chyba ten strach przestawał się liczyć, kiedy dzięki jego źródłu mogła pozbyć się swego prześladowcy, a co za tym idzie – wiernego poplecznika mnichów.
Biegnąc, skradając się i umykając w gęsty mrok, łowczyni dostosowywała także swój wygląd do roli. Zsunęła kimono z jednego ze swych ramion, co także powiększyło jej dekolt, a wraz z nieco rozbieganym, niespokojnym spojrzeniem, dodawało jej drapieżności przestraszonej zwierzyny. W takim stanie dotarła do wrót świątyni, na których ułożyła swe dłonie i pchnęła ostrożnie w poszukiwaniu schronienia przed bestią.

Była sama, gdy stanęła przed wrotami świątyni. Była samotną przynętą dla zbliżającego się drapieżnika. Świątynia otwarła się ze skrzypieniem i Leiko weszła do środka powoli z cichym stukotem geta. Było tu ciemno, jednak słyszała cichy szept.
“- Czego tu szukasz… nie chcę cię tu… chcę być… sama… odejdź.”- szept, który rozlegał się tylko w jej głowie.
Przez moment, gdy podchodziła do ołtarzyka świątynnego, Leiko zobaczyła ją… jakby w blasku błyskawicy.




Przez moment. Duch miko znikł tak szybko jak się pojawił i znów była sama. Wrogość nadal była przez Maruiken odczuwana, ale głos w głowie znikł. Była sama w pustej świątyni.
Przez chwilę.

Spoglądając przez otwarte świątynne wrota, Leiko zobaczyła ludzką sylwetkę na murze.




Hirami Kasan kucając na murze uśmiechał się. Znów był w ludzkiej postaci i nadal miał przy sobie katanę. Ale już nie mógł zmylić łowczyni. Wiedziała, że to nie jest jego prawdziwa natura.
- Przyznaję, że nie spodziewałem się tej nocy dogonić cię, Maruiken-san.- rzekł ze złowieszczym uśmieszkiem wysłannik mnichów.

Ten głos rozbrzmiewający w ciemnościach nocy sprawił, że oczy Leiko rozszerzyły się w strachu. Jak gdyby nie oczekiwała go raz jeszcze usłyszeć, jak gdyby tym pojawieniem się rozwiał jej przekonanie o swej ucieczce. Pozbawił ją złudzeń, przyłapał swą zwierzynę na daremnej próbie ukrycia się. Wygrał odnajdując ją samotną, prawie bezbronną. Zaszczutą. A mimo to jeszcze walczącą o swoją wolność.

Zdołała odnaleźć w sobie na tyle odwagi, by móc na dłużej zawiesić wzrok na swym prześladowcy i odpowiedzieć z odrobinę drżącą beztroską w głosie -Ależ Kasan-san, noc dopiero się zaczęła. Polowanie nadal trwa.
Jej dłonie ponownie sięgnęły ku wrotom świątyni, tym razem starając się je z powrotem zatrzasnąć ze skrzypnięciem.

- Ależ Maruiken-san, twój wspólnik uciekł, a ty nie masz szans by przede mną zbiec. Myślisz, że te wrota mnie… zatrzymają?- Hirami uśmiechnął się drwiąco zeskakując z muru i idąc powoli i nonszalancko w jej stronę.- Im bardziej się opierasz swemu losowi, tym boleśniej odczujesz swą porażkę.

Nie odpowiedziała już nic. Być może słowa mężczyzny były zbyt prawdziwe, być może nie chciała, aby jeszcze raz w jej głosie pojawiło się to bojaźliwe drżenie. Nie miała zamiaru okazywać mu swej słabości.
Nie zważając na nieuchronnie zmniejszającą się odległość pomiędzy nią i zbliżającym się Kasanem, a może właśnie zważając na nią aż za bardzo, Leiko z trzaskiem zamknęła za sobą wrota świątyni. Oczywiście wiedziała, że to go nie powstrzyma. Musiała jednak.. sprawiać odpowiednie wrażenie, nadal próbować się przed nim uchronić. Sięgać ku nawet najbardziej naiwnym sposobom.
W mroku wnętrza świątyni cofnęła się ku ołtarzykowi. Pustemu razem, ale nie miała wątpliwości, że w jakiś sposób była cały czas obserwowana przez ducha miko. Sięgnęła po swe wakizashi, jedną z ostatnich istniejących przeszkód pomiędzy nią i samurajem.






-Iye.. nie podchodź.. nie zbliżaj się.. - szeptała zalękniona, wpatrując się w zamknięte wrota i kierując ku nim lśniące ostrze. Czy i nie takimi słowami zapewne tutejsza miko próbowała odgonić od siebie mnichów? Może też była zamknięta w potrzasku, tak samo jak i Maruiken teraz?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-05-2015, 01:04   #232
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Rzuć tą broń kobieto, mnisi chcą cię ciebie żywą…- rzekł Kasan przekraczając wrota świątyni. -Bo będę zmuszony ci obić tą śliczną buźkę.
Odetchnął głęboko z wyraźną irytacją.- Nie wiem, dlaczego jesteś dla nich tak cenna. Większość z nich nie potrafiłaby nawet spożytkować twego urokliwego ciała.
Wyciągnął powoli katanę z saya.- Jeśli jednak tak ci zależy, to… sprawdzimy jak dobrze machasz tym mieczykiem.

Nie miała szans w starciu z nim na miecze. On był samurajem, od dziecka trenowanym w trzymaniu broni, uczonym coraz to zmyślniejszych stylów do pokonania swego przeciwnika, nie tylko w kwestii siły i zwinności, ale także taktyki. Ona nie potrafiła się posługiwać kataną, ten typ ostrza był dla niej niewygodny, wyjątkowo nieporęczny. Bliższe jej były wakizashi i sztylety, które jednak nie były przeznaczone do samurajskich pojedynków.

-Jak bardzo ważni goście klanu byliby.. zawiedzeni swym wiernym samurajem, gdyby ten nie zdołał przyprowadzić ich cennej łowczyni żywej na miejsce rytuału? -zapytała Leiko, ani odrobinę nie zmieniając swej obronnej pozy. Dopiero po chwili jej słowa zaczęły nabierać znaczenia, kiedy zamiast gwałtownie i bez namysłu rzucić się na mężczyznę, ona przeplotła ręce na rękojeści wakizashi i.. skierowała jego ostrza w stronę swego brzucha skrytego za kimonem. Jej wargi rozchyliły w drżącym uśmiechu próbującym być krnąbrnym -Byłbyś źródłem ich porażki, ne Kasan-san?
- Nie wygłupiaj się kobieto. Oboje wiemy, że nie jesteś osobą, która potrafi odrzucić życie
.- uśmiechnął się bezczelnie podchodząc do Leiko krok po kroku.- Ty nie popełnisz samobójstwa, to nie leży w twej naturze. No i… tak naprawdę nie wiesz co potrafię. A jeśli zdołam cię uleczyć zanim umrzesz, co wtedy… Maruiken-san?
Wzruszył ramionami podchodząc coraz bliżej.- Nie… Ty nie wbijesz tego miecza. Nie jesteś córką samuraja. Nie znasz znaczenia honoru… nie cenisz tego słowa bardziej niż swe życie, ne?

Jak w pragnieniu udowodnienia mężczyźnie, że ona wcale nie blefuje, Leiko na tyle zbliżyła ostrze ku swemu ciału, że jego końcówka zagłębiła się pośród materiału kimona. Nieprzerwanie obserwowała go swymi szeroko otwartymi oczami, zauważała każdy postawiony przez niego krok drastycznie zmniejszający odległości pomiędzy nimi.

-Oh, ale to przecież nie o honor tutaj chodzi, Kasan-san. I oboje dobrze wiemy, że nawet samuraj może być go pozbawiony, ne? -odparła nie dając się wybić z równowagi jego pewnym siebie słowom. W końcu nie miała tak naprawdę zamiaru się wykrwawić na podłodze tej nawiedzionej świątyni -Przebrzydłe zwierzę nie ukryje się za ludzką maską..

Był już wystarczająco blisko. Łowczyni poczuła jak krew wyraźnie zaczyna krążyć w jej żyłach, słyszała jej szum w głowie, mocny rytm wybijany w uszach. Ta jej część każdego dnia przyprawiająca ją o obrzydzenie samą sobą, teraz okazywała się być niezbędną. W prawie nieprzeniknionym mroku świątyni, złociste oczy błysnęły straszliwie, jak gdyby sama Amaterasu uśmiechała się do samuraja swym światłem tysiąca słońc. Wakizashi zaś znów błyskawicznie zmieniło swe ułożenie w dłoniach Leiko, ponownie zwracając się ku niemu w szybkim cięciu.

Tak! Udało się jej! Oślepiony blaskiem Kasan zaklął pod nosem unosząc ostrze w postawie obronnej. Ale przecież jej nie widział. Mógł tylko zgadywać jak zaatakuje, mógł się oprzeć o inne zmysły, nie tak ostre jak wzrok. Ostrze zagłębiło się w jego ciało rozcinając jego bok, tworząc głęboką ranę.
Hirami zawył z bólu, tym bardziej że sama rana zaczęła lekko… dymić, a ostrze broni łowczyni mimo że przeszło przez plugawy korpus Kasana, nadal pozostawało nieskazitelnie czyste.
Nie krwawił? Każdy człowiek po takim ukąszeniu jej wakizashi tryskałby krwią, której strużki jeszcze ściekałyby powoli po ostrzu i kroplami znaczyły podłogę opuszczonej świątyni. Ale przecież on nie był zwykłym śmiertelnikiem, ne? Jednak.. iye.. iye, iye.
Przyglądając mu się z boku Leiko stwierdziła, że jednak krwawił. I to dość mocno, gęstą ciemnoczerwoną posoką. Tyle że ta krew nie pozostała na jej ostrzu, jakby żadna nieczystość nie mogła dotknąć tej niebiańskiej stali.

Była świadoma, że w przypadku tego przeciwnika ta chwila triumfu nie była powodem do satysfakcji ze zranienia bestii. W wiosce zadała mu bardziej dotkliwy ból, po którym jednak.. nie było już śladu. Zatem czy i to nie okaże się być dla niego zaledwie drobną niedogodnością, zamiast trudnością wykluczającą go z dalszej walki?

Korzystając z zaskoczenia jakie wywarła na samuraju, Leiko uskoczyła w bok, z dala od zasięgu jego katany. I znów zaatakowała. Jak wąż gwałtownie wystrzeliwujący ku swej ofierze i zagłębiający się swymi kłami w jej ciepłym ciele, tak samo ona cięła szybko i czujnie. Gotowa w każdym momencie odskoczyć, gdyby ofiara nagle zmieniła się w drapieżnika.

Drugi atak już nie dosięgnął celu. Hirami był weteranem wojennym, nie tylko dobrym szermierzem, ale i doświadczonym. Zbił atakujące go niczym kieł węże ostrze wakizashi, pozwalając by poruszająca się pędem ataku łowczyni za nadto się do niego zbliżyła. I kopnięciem w żebra wybił ją z równowagi powalając na podłogę.

-Suka…- rzekł z pełnym wściekłości i bólu głosem Kasan. Rana zadane ostrzem wakizashi nadal dymiła. Nie chciała się zagoić.

Oba uderzenia, najpierw to pełne furii zwalające ją z nóg, a potem to silne, kiedy ciało upadło na ziemię, razem odebrały kobiecie dech w piersiach i wyrwały z ust bolesny jęk. Pod tym impetem wakizashi prawie wypadło jej z dłoni, i tylko cudem zdołała utrzymać jego rękojeść koniuszkami swych palców.

-Widzisz Kasan-san, też nie wiesz co potrafię. Może zdołam Cię zabić, zanim zdążysz się uleczyć? -nawet teraz, kiedy leżała obolała i na swój sposób powtarzała jego wcześniejsze słowa, w głosie Leiko rozbrzmiewała nieśmiała nutka beztroski. Wsparła się wolną dłonią o podłogę próbując się z niej podnieść.
-Może zdołasz… a może uciekniesz jak przestraszona wieśniaczka… tak jak próbowałaś w wiosce.- odparł mężczyzna kucając przy kobiecie i pochwycił ją za włosy jedną ręką szarpiąc w górę, drugą zaś przyłożył ostrze katany do szyi.- A teraz rzuć ten przeklęty mieczyk i opuszczamy to miejsce. Jest coś w nich… nieprzyjemnego. I w wakizashi i w tym budynku.

Syknęła z bólu, kiedy palce mężczyzny zatopiły się silnie pośród kosmyków jej włosów. Tym brutalnym ruchem sprawił także, że kimono łowczyni popadło w jeszcze większy nieład. Zsunęło się bardziej, odsłaniając już całkiem w ciemnościach gładkość jej ramienia i prawie zaszczycając ciemności świątyni widokiem jednego ze skarbów urokliwego ciała łowczyni, jędrnej krągłości piersi.

-Czyżbyś nie był świątobliwym człowiekiem, Kasan-san? Toż to tylko świątynia, dom Kami, ne? -mruknęła, jak gdyby nie zważała na chłód ostrza na swej szyi, choć to utrudniało jej przełykanie śliny. Nie wypuściła także z dłoni swej broni. Wszak pomimo gróźb, on nie może jej zabić, prawda? Musi dostarczyć ją żywą do mnichów.
- Nie dbam o Kami kobieto… a ty?- ostrze katany delikatnie nacięło skórę szyi Leiko. Zapiekło. Kasan mocniej pociągnął za włosy łowczynię i nachylił się szepcząc jej do ucha.- Zapominasz, że muszę cię odstawić żywą, nie całą i zdrową. Puść broń, albo stracisz dłoń ją ściskającą. Nie wiem, czemu wolisz mi się opierać. Gdybyś była posłuszna, sytuacja nie byłaby tak… nieprzyjemna dla ciebie.
Słyszała w jego głosie pożądanie, a co więcej czuła jak ociera się swą żądzą o jej ciało. Pragnął rozkoszy jej krągłości widocznych coraz bardziej.

Czuła też coś jeszcze… jakiś narastający chłód, nie wynikający z temperatury. Chłód przenikający do duszy Mauriken. Obecność obcej zimnej nienawiści skupiającej się na sytuacji dziejącej się w świątyni.
Ściągnęli uwagę tutejszego ducha.
Tylko.. czy to aby na pewno było dobre? Czy mogła uwierzyć na słowo Ayame i w tutejszym duchu widzieć sojusznika, zamiast tylko kolejnego zagrożenia? Czy naprawdę mogła powierzyć swoje życie w ręce kogoś.. czegoś z zaświatów?

To dziwne zimno przyprawiło Leiko o drżenie ciała. Przez tę bliskość wyraźnie wyczuwalne przez samuraja i dostrzegalne także, bowiem naznaczało jej odsłonięte kobiece atuty gęsią skórą. W swej dumie mógł on je mylnie zrozumieć jako uzewnętrzniający się jej strach przed nim, ale to miko, mała dziewczynka o tragicznej przeszłości, była powodem jej lęku. Chociaż groźby Kasana i ciepła strużka krwi spływająca po szyi, niewątpliwie zrobiły wrażenie na zwykle nieporuszonej kobiecie.

Jej piersi unosiły w się w przyśpieszonym oddechu, a usta rozchylały w cierpiętniczym grymasie. Po chwili wakizashi stuknęło cicho o świątynną podłogę, kiedy pozwoliła mu w końcu wysunąć się spomiędzy swych bezczynnych palców.
Kasan ostrzem miecza odtrącił na bok wakizashi, daleko poza zasięg łowczyni.
- Grzeczna dziewczynka…- zadrwił wbijając katanę w podłogę i chwyciwszy brutalnie z kimono łowczyni sprawnie obrócił ją na plecy. Klęknął nogami unieruchamiając jej dłonie z dala od jej ciała.
-Należy ci się jednak nauczka za kłopoty jakie mi sprawiłaś.- w głosie Kasana słychać było tą żądzę. Szybko odsłonił dłońmi jej biust i brutalnie miętosząc piersi uśmiechał się.- Więc się tobą zabawię.

Leiko...była unieruchomiona, Hirami musiał mieć doświadczenie w gwałceniu kobiet. I ten fakt odbijał się w zaskoczonych i przerażonych oczach łowczyni.
Tylko że ona nie patrzyła na niego, tylko na coraz wyraźniejszą widmową twarz znajdującą się za nimi wpatrzoną w plecy samuraja… na nieumarłe oczy budzące się ze snu, coraz bardziej przerażone i pełne nienawiści. Oczy skupione nie na Maruiken, a na oprawcy szykującego się do zgwałcenia jej.

-Iyeeeee! -krzyk Leiko rozbrzmiał w ciemności nocy. Rozdzierający, straszny wręcz w ilości paniki oraz przerażenia jakie ze sobą niósł. Samym sobą przywoływał dreszcze, niczym zjawa w mroku, zmuszona przez wieczność do cierpienia pośród śmiertelników. A przecież koszmar dziejący się w świątyni był równie potworny. Krzyk wypełniał wnętrze budynku, rozbrzmiewał na zewnątrz i być może sięgał nawet ku uszom skrytego tygrysa, zatroskanego i niecierpliwie znoszącego bezczynność.

Łowczyni szarpała się w stalowym uścisku Kasana. W innych okolicznościach nie pozwoliłaby żadnemu mężczyźnie na tak dużą władzę, aż dominację nad jej bezbronnym teraz ciałem. Napastnik szybko poczułby chłód jej ostrza w swych trzewiach, bądź zgrabne kolanko boleśnie uderzające w jego klejnoty rodowe. Ale ten plan wymagał.. poświęceń. A ciało, chociaż niewątpliwie urokliwe i kuszące, było tylko kolejnym narzędziem.
-Nie, zostaw mnie! Pomocy! Niee! - nie mogła pozwolić, aby choćby na moment stracił nią zainteresowanie. Mógłby wtedy zerknąć za siebie i dostrzec tego ducha. Mógłby zareagować, zanim miko zdążyłaby rozszarpać tego gwałciciela, echo swych wspomnień i cierpień. Wiła się zatem i krzyczała, z każdym słowem mając nadzieję na jeszcze większe rozjuszenie istoty z zaświatów.

- Głupia… Nikt ci nie pomoże. Twój pomocnik pewnie już uciekł.- Kasan dyszał z wyraźnym podnieceniem i pożądliwością. Opór Leiko niewątpliwie tylko rozpalał w nim bardziej grzeszne żądze. Jedną dłonią nadal brutalnie pieszcząc jej piersi, a drugą sięgnął na oślep za siebie. Pod jej kimono, między jej uda i bieliznę.- Jestem pewien, żeś już mokra… Takie jak ty… tylko udają niedostępne, ne?

- Pamiętam… pamiętam… pamiętam.
- szept kobiecy, zimny, obłąkany… nabierał na sile. - To ty...mi to… zrobiłeś!
Ostatnie słowa przybrały na sile zmieniając się w obłąkany krzyk.






Duch zamanifestował się w postaci widmowe młodej kobiety, o obłędnym spojrzeniu i rozwianych włosach. Jej kimono było pomięte i poszarpane.

- Co ?- zdezorientowany Hirami spojrzał za siebie i zamarł w zaskoczeniu.

A duch rzucił się na niego z okrzykiem “Zabiję cię!” i wbił dłonie w jego tors szybko całkowicie wnikając w jego ciało. Z ust Kasana wyrwał się charkot, gdy bushi nagle wstał na sztywnych nogach i wpatrywał się w sufit, wyginając swe ciało i kończyny w szalonych pozach. Zupełnie jakby o kontrolę nad jego ciałem walczyły dwie siły. Leiko leżąca nadal pomiędzy jego nogami, przestała interesować “Kasana”. W tej chwili mierzył się z przeciwnikiem całkowicie odmiennej natury.

Niedoszła ofiara jego żądzy spoglądała na ten widok z niedowierzaniem. I ulgą, i satysfakcją także. Nie sądziła, że plan Ayame rzeczywiście może się udać. Zbyt wiele było w nich niewiadomych, zbyt wiele niepewności. A mimo to, właśnie na oczach Leiko, duch w którego tak bardzo wątpiła.. przyszedł jej z pomocą. Może nie do końca, bo podejrzewała, że niewiele znaczyła dla samego ducha ogarniętego pragnieniem zemsty, ale uratował ją przed przebrzydłym losem z rąk samuraja.

Obolała kobieta pośpiesznie zasłoniła się kimonem, a potem powoli podniosła się z podłogi. Nadal czuła ból w żebrach, który przyprawiał jej twarz o grymasy i syk spomiędzy zaciśniętych zębów, kiedy sięgała po swoje wakizashi.

I co teraz?” - zadawała sobie w myślach takie pytanie obserwując ciało Kasana wyginające się nienaturalnie. Mogła uciec, zostawić go na pastwę miko, lecz.. musiała mieć pewność. Pewność, że on już nigdy nie pójdzie jej śladem, nie będzie znów na nią polował. Musiała zobaczyć jak przestaje się ruszać, jak ginie. Jak nawet ten jego wewnętrzny Oni nie jest w stanie go już odratować.

Szarpane niczym marionetka na sznurkach w rękach dziecka Hirami tańczył ów szalony taniec. Wydawało się, że chce coś powiedzieć, wydawało się że błaga swym spojrzeniem łowczynię. Wydawało się… że przegrywa. Jego ciało wysychało na jej oczach. Policzki się zapadały, ręce i dłonie robiły bardziej kościste, a oczy wyłupiaste. Zupełnie jakby Kasan był pożerany od środka.
W końcu upadł na ziemię i rozsypał się na dziesiątki pijawek.




Martwych pijawek ledwo podrygujących swoimi witkami. Z owych stworów wynurzyła się blada zjawa zgwałconej miko ciągnąca za sobą widmową sylwetkę spanikowanego samuraja Hachisuka próbującego się wyrwać z uścisku jej dłoni. Na próżno. Zjawa kobiety rozpłynęła się w powietrzu, a widmowy Kasan wraz z nią.

I już. Tak po prostu. W jednej chwili groził Leiko, obmacywał krągłości jej ciała i miał pełne panowanie nad nią, tak bezbronną i słabą w porównaniu do jego siły. W kolejnej zaś jednym co po nim zostało, to tylko te smutne truchełka pijawek. Leżące, trochę jeszcze nieznacznie drżące, przyprawiały ją o obrzydzenie nie mniejsze, niż kiedy składały się na postać mężczyzny chcącego ją zgwałcić. Jednak były już martwe, nie stanowiły dla niej żadnego zagrożenia, tak samo jak i Kasan. Nie była to może śmierć godna samuraja, ale też i on nie był człowiekiem godnym samurajskiego miana.

Maruiken zlustrowała spojrzeniem wnętrze świątyni, tak już ciche, spokojne i pozbawionego tego poczucia gęstniejącego nienawiści. Cień uśmiechu pojawił się w kącikach jej ust, z którym to pochyliła głowę w szacunku. Lub w niemym podziękowaniu? Możliwe.

Obróciła się potem w stronę wyjścia i trzymając się dłonią za obolały bok, ruszyła ku uchylonym wrotom. Z kimonem w okrutnym nieładzie, z poranioną szyją i wzburzonymi włosami.
Ale zwycięska.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-05-2015, 14:37   #233
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Czekali na nią.
I jej tygrys, który lekkim uśmiechem próbował zamaskować swój niepokój o nią.
I mała miko tak pewna swoich przewidywań, lecz też przerażona nieco.
I yojimbo małej dziewczynki martwiący się rozwój sytuacji.
Czekali na nią i odetchnęli z ulgą.

-Czy wszystko w porządku, Leiko-san?- zapytał Kojiro cicho, a Korogi dodała.- Nie powinniśmy tu, zbyt długo rozmawiać. Chodźcie do kręgu w ogrodzie, tam będziemy bezpieczni. Duch nawiedzający to miejsce, może i nasycił głód zemsty na kilka dni, ale w swym szaleństwie może zwrócić na nas mściwe spojrzenie. Ona nadal jest tutaj, nadal chaotyczna w swym zachowaniu.

Maruiken skinęła lekko głową na słowa małej miko. Na własne oczy widziała do czego zdolny był ten duch, a chociaż jego gniew był skierowany ku mężczyźnie, to i ona rzeczywiście nie czuła się tutaj bezpiecznie.
Następnie zza niesfornych kosmyków, wypuszczonych zza ciasnego upięcia i opadających teraz na twarz, zerknęła na Kojiro. Uśmiechnęła się do niego czarująco, tak jak zawsze przecież, i tego rozchylenia warg nie oszpeciło żadne zalęknienie, czy paniczne skrzywienie. Jak gdyby nic się nie wydarzyło, i wcale prawie nie padła ofiarą gwałtu.

-Hai, wszystko dobrze. Hirami nie powinien już być dla nas problemem.. -odparła ze spokojem. Właściwie, to przede wszystkim wygląd jej zdradzał, że jakiekolwiek zajście miało miejsce, bowiem sama Leiko nawet nie była jakoś specjalnie roztrzęsiona. Ot, wykonała swoje zadanie, nie miała co tego roztrząsać. I jedynie w czasie, kiedy dłońmi naciągała poły zmiętego kimona dokładniej na swe piersi i ramiona, to wyczuwała jeszcze na sobie zapach Kasana. Wtedy jej oczy przeszywał błysk obrzydzenia.

- To dobrze. Masz więc spokój na cztery- pięć dni Maruiken-san.-stwierdził Furoku poważnym tonem.- Może więcej, jeśli Shimoda wywoła chaos w planach mnichów. Mniej więcej tyle im zajmie zorientowanie się, że Kasan zawiódł i wysłanie kolejnych łowców twoim tropem. Nie ma się co łudzić, oni nie odpuszczą.
- W dodatku… jeśli złapią innych… takich jak my.
- wtrąciła Ayame, gdy zbliżali do enklawy ukrytej w ogrodzie.- Będą mogli skupić uwagę na pozostałych poza ich zasięgiem. A mnisi są bardzo… pomysłowi.
-Więc najprostszym rozwiązaniem jest konfrontacja. Zakony mają prostą strukturę. Na szczycie jest zawsze kilku najważniejszych, kilku planujących i myślących, bez nich… wszystko się rozsypie
-stwierdził Kojiro tuląc łowczynię do siebie, gdy siadali przy ognisku.
Ishi zabrał się za jego ponowne rozpalanie, a mała miko dodała.- Przywódcy duchowi to nie to samo co szoguni czy daimyo, ronin-san. Zakony niekoniecznie muszą się rozpaść po śmierci duchowego przywódcy.
- Ale sekty… często się rozpadają. To co łączy ludzi w takich grupach, to charyzma przywódcy… bez niej są dziećmi we mgle.
- odpowiedział spokojnie Sasaki dobitnie określając swoje poglądy na tą sytuację.
-Tak. Może to i jakiś plan. Ja wiem, że przywódców sekty jest trzech… chyba. Ale znam imię tylko jednego z nich. Shao-shin.- stwierdziła miko cicho.

-Spotkałam go, kiedy moja grupa łowców przybyła do Miyaushiro. Nie wiem jak inni przywódcy ich zakonu, ale on pozostaje blisko samego daymio, jest jego doradcą i astrologiem. Słyszałam także, że podobno inni daymio zaczęli już posyłać swych zabójców po głowę któregoś z nich, Hachisuke-sama lub samego Shao-shina -odezwała się w końcu łowczyni po wysłuchaniu każdej ze stron i samej przypominając sobie swoją rozmowę z siostrzyczką, jak zwykle bogatą w informacje. Ciekawym było, iloma nowymi słodkimi kąskami mogłaby się z nią podzielić Iruka po tak długim czasie.
Uśmiechnęła się wesoło do całej trójki, i w razie gdyby taka wiedza wydawała się podejrzana, dodała -W mieście można poznać wiele sekretów, jak tylko potrafi się szukać. Ale z innymi samurajami podobnymi do Kasana, wątpię aby którykolwiek ninja odniósł sukces.

- Kasan… wydawał się nadal ludzki w swych odruchach i pragnieniach.
- zamyślił się Kojiro i wzruszył ramionami. - W końcu zgubiła go słabość wynikająca raczej z ludzkiej natury, ne?
- Mnisi odrzucili jednak pokusy tego świata… A na pewno ci najstarsi. Bo tych młodszych to bym pewien nie był.
- odparł Furoku rozpaliwszy ogień.- Wiem o przypadku jednego z nich. Ponoć złamał ich ślubowanie czystości… z jakąś wieśniaczką. Szczegółów jednak nie znam, podobnie jak nie wiem czy i jak został za to ukarany.
-Przyznaję, wolałabym tego nie powtarzać. Szczególnie, że Chińczycy mogą być w posiadaniu gorszych sztuczek niż Hirami
-mruknęła Leiko opuszkami palców muskając krwawe, lecz niewielkie rozcięcie na swej szyi, mocno kontrastujące z bielą jej skóry -On podróżował z jednym z mnichów oraz przynajmniej jednym z łowców, których oni upatrzyli sobie do rytuału. A mi towarzyszyło jeszcze dwóch, ale teraz nie wiem gdzie są. Czy wcześniej odnalazł ich wszystkich i przekazał w ręce Chińczyków, czy nadal zmierzają ku Shimodzie.. – pokręciła lekko głową -Być może dobrym pomysłem byłoby odnaleźć ich, zanim zrobi to ktoś inny.

-Jeszcze zmierzają ku Shimodzie… to powiedział mi ogień.
- stwierdziła stanowczym głosem miko. A po tym co doświadczyła Leiko i co już wiedziała o Korogi, łowczyni traktowała jej wypowiedzi poważnie. Bądź co bądź, jeśli chodzi o wróżenie, to niestety… miko często miała rację.
- Mogę ich odnaleźć- dodała z dumą.- I pewnie zdążymy zanim dotrą do Shimody. Nie są tak szybcy jak olbrzymi duch tygrysa.
-Taka wiedza może okazać się przydatną. Nie sądzę, aby oni wiedzieli o swej prawdziwej roli w rytuale mnichów. Idą tam, naiwnie wierząc w ich szlachetne zamiary..
-odparła łowczyni, a w jej głosie odezwała się pewna nutka.. rozdrażnienia, niedowierzania może. Niezrozumienia dla ludzkiej ślepoty, ignorowania jasnych znaków pojawiających się na prawie każdym kroku. Trwanie w takiej niewiedzy musiało być jednocześnie wygodne, co i niebezpieczne.

-Mieliśmy nadzieję nie tylko odpocząć w Maedzie, ale także odnaleźć chociaż jednego z Yamabushi, którzy zeszli z gór. Lecz zamiast silnego sojusznika, trafiliśmy na pułapkę zastawioną przez Kasana -ciche westchnienie dobiegło z ust Leiko, przypominając boleśnie o poobijanych żebrach. Zapewne zostaną jej po tym brzydkie siniaki. Delikatnie ułożyła obok siebie swe wakizashi i parasolkę -Z naszymi obecnymi, nielicznymi siłami, nie możemy sobie pozwolić na bezpośrednią konfrontację z mnichami i klanem w Shimodzie, tym bardziej, jeśli więcej demonów ukrywa się pod ludzkimi twarzami samurajów Hachisuka. Łatwiejszym byłoby przetrzebienie ich szeregów zanim dotrą na miejsce.

- W takim razie ruszymy szukać pozostałe oczy demona
.- stwierdziła miko wpatrując się w ogień.- Choć najbliższa nas grupa to ta w której jest ów młody wojownik, z którym podróżowałaś po ziemiach Sasaki.
-Kirisu-kun?
-zapytała Leiko, unosząc jedną brew w zainteresowaniu. Oczywiście, wtedy na rodzinnych ziemiach Kojiro miała przy sobie także towarzystwo Yasuro, ale przecież on pozostał w mieście, odpoczywając, pozwalając zasklepić się swym ranom i czekając na kolejne klanowe rozkazy. A chociaż kogucik może nie był jej pierwszym wyborem na silnego sojusznika, to.. niewątpliwie mógł się przydać ze swoją niezachwianą wiernością do łowczyni. Delikatny, ale wesoły uśmieszek nawiedził jej wargi -Oh, na pewno byłby cennym nabytkiem. Nie musiałabym go nawet zbyt długo przekonywać, aby sprzeciwił się zamiarom mnichów. Pierwszy rzuciłby się do walki z nimi swoimi płonącymi trójzębami.

- Hmmm…
- Korogi wymownie spojrzała na dekolt kimona Leiko, wywołując drobny uśmieszek na obliczu swego yojimbo.- Nie wątpię.
Po czym spojrzała na swoje… zaczątki biustu, dodając.- Przyjdzie czas, że i ja będę potrafiła. Zobaczycie.
-Lepiej obie połóżcie się już spać. Przyda nam się każda chwila odpoczynku.
- stwierdził Furoku z uśmiechem przyglądając się i łowczyni i jej tygrysowi.- My zaś będziemy czuwać nad waszym snem, a jutro Kitsu-chan zaprowadzi nas do tego Kirisu. Czy wszystkim odpowiada taki plan?

-Hai, brzmi dobrze. A ja nie pogardzę chwilą spokojnego snu, chociaż nie pogardziłabym także kąpielą w gorących źródłach. Niestety, o to drugie już trudniej
-Leiko odpowiedziała cichym zachichotaniem. Prawdą było, że teraz, kiedy mogła w końcu usiąść przy przyjemnie trzaskającym ogniu, kiedy dla odmiany nie czuła na karku oddechu żadnego demona, to.. teraz właśnie zaczęła odczuwać zmęczenie. Całe zajście w wiosce, ucieczka przed samurajem i potem bycie przynętą na niego w świątyni, każde z nich opadło ciężarem na jej barki. To był ciężki wieczór, po którym nie tylko miała ochotę na zaśnięcie, ale także zmycie z siebie zapachu i wspomnienia dotyku Kasana.

Zwróciła się do Kojiro ze swym przelotnym, acz pełnym ciepła uśmiechem, nim zerknęła za siebie w kierunku pogrążonych w mroku zabudowań świątynnych -Ale czy na pewno możemy sobie pozwolić na odpoczynek tak blisko tego ducha? Widziałam co zrobiła z Kasanem, nie chciałabym zostać zbudzona jej straszliwym krzykiem i uściskiem lodowatych dłoni..
-Mam wrażenie, że mała miko potrafi sobie radzić z duchami lepiej niż my dwoje. Pamiętasz co zrobiła z nieumarłymi stworami grajka?
- przypomniał jej z czułym uśmiechem ronin.- Wątpię też, by Furoku-san rozbił tu obozowisko nie będąc pewnym talentów swej podopiecznej.

Łowczyni przypomniała sobie też o ofuda zaczepionych na drzewach, a otaczających kręgiem ich małe obozowisko. Ofuda, które sprawiły że nadnaturalny wzrok łowczyni nie potrafił dostrzec Korogi i jej opiekuna. I pewnie duch zgwałconej przed laty kobiety, też dał się omamić zaklęciu.

Sztuczki, magiczne uroki, szarlataństwa i gusła. Najwyraźniej przydatne, lecz nie pocieszały Leiko, nie potrafiły obudzić w niej poczucia bezpieczeństwa w tym miejscu goszczącym tylko zjawy. Jakże jej yojimbo mógł wymagać od niej spokojnego snu tak blisko świątyni, w której była świadkiem tego okrutnego zdarzenia? Nie miało może ono powrócić w koszmarach, wspomnienia tamtych obrazów nie przyprawiały ją o drżenie i przyspieszony rytm serca, ale zmuszało do bycia czujniejszą niż zwykle. Odczuwane zmęczenie nie było tak silne, aby mogła sobie pozwolić na wygodę opieszałości i całkowitego pozostawienia swego bezpieczeństwa w cudzych dłoniach, także i jeśli były nimi te niezwykle zręczne, należące do młodego lorda Sasaki.

Jej wzrok w drodze powrotnej zatrzymał się na dłużej na właśnie jego twarzy, której przystojne i ostre rysy tylko podkreślał blask trzaskającego ogniska. Skrzyżowały się ze sobą, spojrzenie ciemne i bystre jak rozgwieżdżony całun nocnego nieba, i to przywodzące na myśl płynne złoto lub nieskończone piaski pustynne. I to ostatnie potrafiło przekazać tak wiele bez słów.
Znasz mnie, Kojiro-san. Wiesz, że nie będę potrafiła spokojnie zasnąć w takim miejscu.. „ - bezgłośne zrozumienie pomiędzy parą kochanków. Krótkie, zaledwie zerknięcie dla obcych, a dla nich gest pełen niewypowiedzianych znaczeń. Sekretny język zwodniczej iluzji dwójki zakochanych. Prawda, skryta jednak pod jeszcze cięższą kurtyną kłamstw.

Nie wątpiła, że miko i Furoku potrafili o siebie zadbać. Sprawiali wrażenie, iż podróżowali razem już od dłuższego czasu, a ziemie pełne demonów i innych zagrożeń czyhających na każdym kroku, nie były przyjazne takim wędrowcom. Mimo to radzili sobie z nimi wszystkimi bez większych problemów, o czym świadczyła ta niezachwiana pewność siebie Ayame i obnoszenie się z łbem wielkiej bestii. Ona jednak nie musiała się zgadzać z ich praktykami, nawet jeśli czasem okazywały się być użytecznymi. Mogła ufać tylko sobie i swojemu własnemu poczuciu bezpieczeństwa. Choć to bywało bardzo ulotnie ostatnimi czasy..

Niewinny pocałunek z życzeniami dobrej nocy w tak ponurym otoczeniu. Skrzywienie się warg o śliwkowej barwie, kiedy jego ręka objęła ją delikatnie, przypadkiem naruszając obolałe żebra. I potem jeszcze raz, kiedy dziko rosnąca trawa świątynnego ogrodu stała się dla niej futonem tej nocy.

I sen. Pierwszy od kilku dni pozbawiony poprzedzających go namiętnych chwil z Kojiro, a potem zaśnięcia w jego ramionach, otulona ciepłym barłogiem ich ubrań. Dziwna była ta pozorna swoboda pośród sojuszników, a jednak przecież obcych. W miejscu ukrytym przed spojrzeniami demonów i śmiertelników, a jednak.. przecież będącym tak blisko ponurej świątyni z jej okrutną gospodynią. Całonocne czuwanie, przeplatane z drobinami odpoczynku, było dla Leiko czymś najzwyklejszym na świecie. Ostrożności nigdy nie było za wiele, a sposobów na zabicie nieuważnego człowieka pod osłoną ciemności.. niezliczona wręcz ilość.
Dlatego teraz, jej zmysły napinały się niczym struny instrumentu. Szum pośród liści, bardziej odznaczający się cień tańczący na drzewach, głośniejsze odetchnięcie któregoś z yojimbo lub dreszcz przeszywający ciało pod westchnieniem delikatnego wiatru. Każdy taki szczegół przerywał odpoczynek kobiety, zmuszając do natychmiastowego zorientowania się w sytuacji, zapewnienia samej siebie, że to nie wróg czai się w pobliżu. Że to nie Kasan powrócił z jeszcze bardziej żarliwym pragnieniem zgwałcenia jej, że to nie straszliwy duch miko przybył porwać ją do swojego świata wiecznej agonii. Iye, to nie była spokojna noc.

Ale czy którakolwiek taka była odkąd opuściła klanowe miasto? A i nawet tam ściany miały uszy, do pary z zabójczymi ostrzami kryjącymi się pod pięknem zdobionych kimon i słodkich uśmiechów. Równie groźne zagrożenie, lecz.. jakże znane Maruiken.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-06-2015, 22:38   #234
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czujność okazała się niepotrzebna. Dalsza noc w tym upiornym miejscu była spokojna. Mała miko dość szybko zasnęła ufna w opiekę swego yojimbo i pewna mocy swych ofuda zawieszonych na drzewach, który pilnował ich bezpieczeństwa na zmianę z Sasaki. Leiko nie była aż tak pewna ich skuteczności, a i nie nawykła do głębokiego snu. Zwłaszcza że miejsce nie nastrajało to takiej lekkomyślności.


Jednak jej ostrożność nie została nagrodzona. Noc przebiegła spokojnie, a ranek spowił ogród delikatną mgiełką nadając mu urokliwy wygląd.


Aż trudno było uwierzyć, że za ich plecami w opuszczonej i równie cichej świątyni, żyje mściwe widmo wciąż przeżywające tragedię sprzed dziesiątków lat. Poranna mgiełka zaś nie była aż tak dojmująca, gdy się grzało dłonie przy cieple ogniska. Posiłek zaś był skromny, ale ciężko było narzekać na niego w obecnej sytuacji. Wszak mogli nie jeść nic. Miko spytała się z ciekawością o wisiorek, który Leiko miała ostatnim razem w nadziei, że mogliby właśnie jego użyć do szukania Kirisu. Jedynie zasępiła się słysząc, że ów przedmiot nie jest w posiadaniu łowczyni. A trafił w ręce przemienionego w Oni bushi… nienawidzącego mnichów. Bestii w ludzkiej skórze, takiego jak Kasan… Czyżby? Czyżby wisiorek pozostał w Maedzie, przy trupie Oni które zabił Hirami? Czyżby ten chudzielec szedł za nimi wtedy za nimi używając wisiorka do śledzenia ich trasy?
To było przecież możliwe. Stworzyli go mnisi. Ów Ohira-san mógł znać tajemnice posługiwania się tym magicznym wisiorkiem. Z jednej strony ów przedmiot mógłby się okazać bardzo użyteczny, z drugiej… ciągnął za sobą smród maho. Więc… lepiej zachować dla siebie tą informację, czy może odzyskać ów przedmiot wraz możliwościami jakie on daje we właściwych rękach.
Cóż mogli przecież zboczyć z drogi na moment i zawitać do Maedy na chwilę, ne? Mogli… ale czy Leiko chciała?
Niemniej główny cel ich pozostał niezmienny… dotrzeć do Kirisu i przekonać do pomocy. Nie powinno to być trudne. Okręciła wszak owego kogucika wokół swego palca. Kłopotem mogła być jednak obecność Kojiro. Wszak ostatnim razem Sasaki porwał mu łowczynię sprzed nosa. I to dosłownie.
Należało więc wymyślić kogucikowi jakąś wiarygodną historyjkę, bądź odciągnąć jego myśli od tamtych wydarzeń. Łowczyni miała więc co planować, gdy wraz lordem Sasaki podążała za Ayame i Furoku.
Miko wydawała się wiedzieć gdzie idzie mimo że podobnie jak Mauriken była w tych górach po raz pierwszy. Jednak bez namysłu wybierała ścieżki i znajdowała przejścia wśród. Od czasu do czasu Leiko dostrzegała lekki błysk w jej oku. Tak kojarzący się znajomo z jej własnym.
Wyprawa ta trwała pół dnia, ale w końcu zakończyła się sukcesem. Jak stwierdziła Korogi, zbliżali się do obozowiska łowców… znajdującego się zamglonym lesie, który wywoływał dreszcz ganriki na skórze Leiko. Delikatny i subtelny dreszczyk, jakby zagrożenie było daleko lub słabe. Ale jednak to nie czyniło sytuacji bardziej komfortowej.


Las był piękny, mgła nadawała mu uroku, a droga którą prowadziła Korogi była prosta i wygodna. Niczym przynęta do pułapki. Co tylko pobudzało wyobraźnię łowczyni. Na ziemiach Hachisuka łowczyni spotkała różne Oni, niektóre bardzo podstępne.
Miko też to zauważyła i zatrzymała się mówiąc pod nosem.-Coś zawładnęło tymi ziemiami, ale ..
Przerwała wypowiedź i zaczęła składać dłonie w mudry i mamrotać coś pod nosem.
- Obecność.. silna i… niekoniecznie wroga nam istota. Nie człowiek.- wyjaśniła po chwili. Wskazała w kierunku gęstego zagajnika po lewej stronie.- Tam się kryje. Wyczuwam zaciekawienie.
- Ale niewątpliwie to jest pułapka?-
zapytał Kojiro. Kitsu potwierdziła skinieniem głowy. -A my już weszliśmy w nią.
- Reszta łowców jest tam…-
miko wskazała na drogę ciągnącą się przed nimi.- Ale może też powinniśmy się ukryć i zbadać sytuację.
- Na pewno nie wkroczymy do ich obozowiska. Mnisi tylko na to czekają.-
potwierdził ronin, po czym zawahał się.- Ale… mówisz że tu w okolicy jest Oni… i to nie nastawiony wrogo?
- Dość potężny Oni, na tyle potężny że pewnie nie uważa nas za zagrożenie.-
powiedziała stanowczym tonem Ayame.
- Ale może za przekąskę.- stwierdził ponuro Furoku.
- Myślę, że warto zaryzykować spotkanie.- miko spojrzała na Leiko błagalnie, jakby to w niej szukając sojuszniczki.- Zresztą i tak nie wydostaniemy się stąd bez jej pozwolenia, więc albo się dogadamy z potworem, albo… będziemy musieli go zabić.
- Ale może lepiej najpierw porozmawiać z tutejszymi łowcami, ne?
- Kojiro wydawał się być nieprzekonany.
- I z mnichem przy okazji?- powątpiewał Furoku.
- Tak… obecność mnicha komplikuje sprawę.- zamyślił się Sasaki również zerkając na Maruiken. Cała trójka czekała na jej opinię.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-08-2015, 02:25   #235
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację



Rosa perliła się w blasku później nocy. Zadbany ogród zdawał się mienić kroplami czystego srebra spływającego z cyklopicznego oka Księżyca. Romantycznie, magicznie. Krajobraz godzien sekretnych spotkań kochanków.
Ale jednocześnie był jak krucha mozaika, z taką łatwością można było zburzyć tę sielankę, roztrzaskać na maleńkie kawałki spokój.
Wystarczyła dziewczyna.

Biegła przez trawę, a rosa chłodziła jej drobne, bose stopy. Biegła, lecz w jej ruchach wyraźny był niepokój, bardziej przywodzący na myśl zgrabną zwierzynę uciekającą przed swym drapieżnikiem, niż zakochaną małolatę poganianą chęcią ujrzenia swego wytęsknionego wybranka. Iye, nie było w tym obrazie ni miłości, ni radości. Jedynie strach oplatał swymi oślizgłymi mackami filigranową postacią oddalającą się od eleganckiego pałacu i zmierzającą coraz bardziej w głąb ogrodu. Bez celu, bowiem zaślepiało ją przerażenie i tylko instynkt podpowiadał - „Uciekaj, uciekaj. Nie zatrzymuj się. Biegnij jak najdalej od niego”. Nieważne dokąd. Nie było bólu zmęczonych mięśni, nie było piersi z trudem łapiącej powietrze z wysiłku. Mogła tylko biec, a chód jej w tym momencie nie miał nic wspólnego z jej zwyczajową zwinnością, której mogłyby jej pozazdrościć koty i sarny. Teraz każdy jej krok był nerwowy, z wyraźnym napięciem dotykała stopami ziemi. Raz nawet się potknęła o jakiś niepozorny kamyczek, kolanami zaryła o inne tworzące jedną ze ścieżek, ale z powrotem podniosła się na równe, chociaż drżące nogi. Nie były ważne żadne zadrapania. Tylko ten bieg szaleńczy.

-Koneko-chan? -rozległ się szept w ciemnościach. Był tutaj, oczywiście, że tak. Każdego dnia obserwował rozwój sytuacji, czekał cierpliwie na każdorazowe pojawienie się jego towarzyszki niosącej ze sobą zarówno garść informacji, jak i swym widokiem wypełniającej jego serce radością. Krótkie chwile szczęścia, lecz on czerpał z nich pełnymi garściami..
Jednak przede wszystkim pełnił rolę jej strażnika pilnującego bezpieczeństwa dziewczyny z mroku nocy. Zawsze był blisko, gdyby sprawy zaczęły się wymykać spomiędzy jej zgrabnych palców. Musiała na nim polegać, musiała mu ufać. Swojemu partnerowi.

Jego głos zdołał ją w końcu zatrzymać, lecz nie uspokoić. W końcu gdzieś za tym strachem ściskającym ją kurczowo za gardło, czaiła się iskiereczka nadziei, że właśnie na niego trafi. Że on ją pocieszy, że ją obroni, że przegna całe zło tego świata, które na swą ofiarę wybrało właśnie ją.
Księżyc oświetlił jej twarz swym bladym światłem, kiedy odwróciła się w kierunku źródła głosu. Krnąbrność, zadziorność i pewność siebie, tak często przecież goszczące w jej oczach i na jej ustach, przez ten koszmar na jawie spłynęły wraz z łzami, które rozmazywały także makijaż, mający dodać dojrzałości dziewczynie, która dopiero niedawno przekroczyła granicę kobiecości. Jeszcze miała czas na stanie się kusicielką, straszliwą pogromczynią męskich serc pozbawioną uczuć i sumienia. Teraz jeszcze była delikatnym kwiatuszkiem, tak łatwym do skrzywdzenia przez męski ród.








Długie włosy lśniące jak czarny jedwab, wcześniej musiały wyglądać nieskazitelnie i elegancko, pomimo braku pętających ich spinek. Teraz jednak zmierzwione pędem powietrze, a i może wcześniej jakąś ludzką ręką, i dodatkowo potargane po bliższym spotkaniu głowy z pałacową podłogą, opadały pasmami bez ładu na twarz dziewczyny.
Dla przyczajonego w mroku młodziana stało się oczywistym, że to nie było kolejna z ich schadzek mająca na celu wymianę informację. I śliny też, tak odrobinę. Troska o nią była silniejsza niż byle nastoletnia chuć.

-Co się stało, Koneko-chan? -zapytał cicho, kiedy zbliżał się do niej pośpiesznie, choć nie bez czujnego rozejrzenia się naokoło. A bo to ktoś mógł za nią iść, lub co gorsza gonić, jak byle zwierzynę? -Ktoś Cię zaatakował? Odkryli Cię?
Ha, dobre sobie. Od razu się zrugał za taką niemądrą myśl. Odkrycie jej prawdziwego oblicza, jakie kryło się za tą skromną maską byle zdolnej służki? Niemożliwe dla niewprawnego oka, a już szczególnie dla takiego oślepionego pokusą zgrabnego ciałka.

Tak bardzo chciał ją do siebie przytulić. Zamknąć w swych objęciach, skryć przed resztą świata i zatrzymać tylko dla siebie jak najcenniejszy skarb, nawet jeśli tylko na kilka chwil. Serce mu się krajało na widok tego nieszczęścia stojącego przed nim. Z ledwością, ale jednak przed dotknięciem jej powstrzymywało go zdyscyplinowanie. Wprawdzie w jej towarzystwie i tak już często przestawało ono mieć znaczenie, ale obce terytoria i otoczenie potencjalnych przeciwników rządziły się innymi prawami. Wtedy żadne z nich nie mogło sobie pozwolić na bycie rozkojarzonym bliskością tej drugiej osoby.

-On.. on.. -słów jej brakło. Tej, która przecież nie tylko ciałem miała kusić, ale także słodkimi jak miód słówkami skłaniać ku sobie mężczyzn u władzy. Teraz nie potrafiła niczego powiedzieć, każda próba kończyła się wstydliwym zająknięciem i mocniejszym zadrżeniem ramion w bezsilnym łkaniu.

Ale właściwie słowa nie były ważne. Młodzian był spostrzegawczy, bardziej niż zwyczajni ludzie, bo i między innymi właśnie tego się od niego wymagało. Potrafił wyczytać wiele z cudzego zachowania, drobnych gestów, zmian lub niedoskonałości w wyglądzie. Potrafił czytać z drugiej osoby jak z otwartej księgi, a zresztą ona także miała w tym niemałe doświadczenie. Teraz jednak była celem dla jego bystrych oczu.
Kimono zdobione misternie wyszywanymi motylami, do niedawna jeszcze podkreślające urodę ciała dziewczyny, teraz było w ruinie. Pomięte, smętnie wiszące na jej drżących ramionach, jak gdyby w pośpiechu i na oślep próbowała z powrotem naciągnąć je na siebie. I tylko obi pozostawało prawie nietknięte, choć przekrzywione wyraźne na jej talii, o tragicznie zmiętoszonej kokardzie.
Zdawała się płakać czarnymi łzami, bo i o takiej ponurej barwie tworzyły one smugi na jej policzkach. Z łatwością rozpoznał prawdziwy płacz, będący tak niecodziennym widokiem na jej ślicznej twarzy. Ktoś komu było dane choćby raz go zobaczyć, już nigdy nie mógł pomylić go z tym fałszywym. Różnica pomiędzy prawdą i kłamstwem była ogromna. Dźgała go w serce, niczym najbardziej zabójcze ostrze.
Hai. Dziewczyna w milczeniu i łkaniu mówiła mu wystarczająco.

-Zginie – syknął z obcą sobie agresją, którą długie lata treningów skutecznie wyciszyły. Aż do teraz. Znalazła dla siebie ujście w postawionym murze dyscypliny, nadburzonym przez odkryte uczucie do młodej kunoichi i całkowicie zburzonym przez wyrządzoną jej krzywdę. Kierowany złością i czystym pragnieniem mordu, zaczął się obracać w kierunku zabudowań.

-Iye..

Aż dziw, że przez czerwoną mgłę gniewu przesłaniającą mu umysł, zdołał usłyszeć ten szept. Swą głośnością był porównywalny do nieznacznego, ledwo dostrzegalnego i słyszalnego szelestu liści na prawie nieistniejącym powiewie wiatru. A mimo to wstrzymał młodziana w miejscu, chociaż i swą niewątpliwą zasługę w tym miała także dziewczęca dłoń kurczowo zaciskająca się na jego odzieniu -Iye..

-Ale Koneko-chan, on Ci zrobił krzywdę..
-odparł powoli, niechętnie pozwalając sobie na taką zwłokę, kiedy przecież już mógłby wkradać się do pałacu, cicho i niewidocznie jak duch. Niezłomny duch zemsty, gotowy teraz bez mrugnięcia rozszarpać przyczynę smutku swej towarzyszki. Nic innego w tym momencie nie było dla niego ważne. Nie liczyło się sumienie zepchnięte daleko w odmęty umysłu, ani zdrowy rozsądek przesłonięty ciężką kotarą wściekłości, ani późniejsze konsekwencje, bo i coś takiego nie mogło przejść bez echa.
Przynajmniej jedno z nich o tym dobrze wiedziało.

-Nie możesz.. -właściwie, to te słowa wypowiedziała tak cicho, że zdołał je wyczytać wyłącznie z ruchu jej wilgotnych i nabrzmiałych od płaczu warg.
A i tak zdołały tylko wywołać w nim efekt przeciwny, niż ten jakiego pragnęła dziewczyna. Nie uspokoiły go, wręcz rozjuszyły jeszcze bardziej, co bardzo dobrze widziała w jego błyszczących oczach. I słyszała w jego głosie, ciężkim od wzbierającej w nim furii -Jedyne czego nie mogę, to tego tak zostawić. Nie pozwolę temu draniowi się napawać tym co zrobił. A już na pewno nie pozwolę mu tego powtórzyć, zasrani...

-Nie możesz, Yashamaru! -warknęła zduszonym głosem, który w innej sytuacji osiągnąłby głośność krzyku. Ale nie teraz, gdy nie powinna nawet być w ogrodzie, a już tym bardziej nie w towarzystwie młodziana. Sama chyba też przestraszyła się tego swojego wybuchu i ostrego zrugania partnera, bowiem dłonią od razu zasłoniła swe usta, a z oczu jeszcze obficiej pociekły nieposkromione potoki łez. Znów jej ciałem wstrząsnęło łkanie tak mocno, że przy kolejnym już brakowało jej sił do walki z tą słabością. Przeraziło ją to nowe uczucie, jeszcze tak boleśnie wręcz zwielokrotnione koszmarem na jawie jaki przeżyła. Tracąc panowanie nad swoim ciałem wpadła prosto w ramiona młodziana, chowając zapłakaną twarz w jego klatce piersiowej i w pełni zawierzając sile jego objęć. A on przecież nie mógł jej zawieść, nie teraz. Nigdy.

Odsuwając w niepamięć łamane tym gestem zasady, zdyscyplinowanie wykute od maleńkości oraz niepewność tego co się może wydarzyć , chłopak rozluźnił dłonie dotąd zaciśnięte w pięści i przytulił ją mocno do siebie. Pozwalał jej rosić łzy na swoje odzienie, kiedy on powoli gładził ją po zmierzwionych włosach.
Oczywiście, ona zawsze była rozsądniejsza. Częściej potrafiła zachować zimną krew w większości sytuacji, a kiedy pojawiała się jedna podobna tej obecnej, gdy nawet jej nerwy pozostawały poddane próbie, to nadal znała swoje miejsce. Nadal pamiętała co było najważniejsze, i rzadko kiedy było to wyłącznie dobro jej osoby lub ślepa, mściwa żądza. Kiedy jego już dawno poniosłyby emocje, a krew zagotowałaby się w żyłach, ona cierpliwie poszukiwałaby bardziej właściwego rozwiązania, po ówczesnym uspokojeniu swego partnera dotknięciem dłoni. Delikatnym, lecz stanowczym jednocześnie.
Zapewne z tego powodu dobrano ich do siebie. Dwa przyciągające się ku sobie przeciwieństwa. Ale żadne z nich nie wierzyło w przypadki.

-Hai, gomen..-mruknął w próbie uspokojenia jej. Ale nawet jeśli było to daremne, to nie chciał jeszcze dokładać jej zmartwień ze swego powodu -To będzie trudne, ale.. nawet go nie tknę. Wiem przecież, czym to mogłoby grozić..

Tylko wściekły grymas drapieżnika trzymanego na łańcuchu wskazywał na to, jak ciężko młodzianowi było się pogodzić ze swoją bezczynnością. Ale o tym wiedział tylko on sam. Oraz Księżyc wiszący wysoko na nocnym niebie, będący świadkiem tego momentu pełnego uczuć pomiędzy tym dwojgiem.
Ona, drżące ucieleśnienie strachu o nieskończonej ilości łez.
I on, jej strażnik i przyjaciel o związanych rękach, targany sprzecznymi sobie emocjami.
Zakazana bliskość podszyta tragedią





* * *



Skłamał.

Najprawdopodobniej nie planował tego od samego początku, lecz dręczony obrazem trwogi malującej się na twarzy dziewczyny, po prostu nie mógł postąpić inaczej. Wprawdzie nie był żadnym bohaterem, nigdy też nie planował być jednym z nich, pomimo częstego, mocno wydumanego ubarwiania opowieści ze swego życia. Tą jedną nie zamierzał się z nikim dzielić, miała pozostać niebezpiecznym sekretem pomiędzy nim i jego partnerką.
Tak naiwnie musiał myśleć, pocieszać się, kiedy później skierował się ku pałacowi. A może wcale nie myślał w takiej chwili. Może znów ta mgła czerwona jak krew przysłoniła jego umysł, że zapomniał o słowie danym Koneko-chan.
Zapomniał o tym, że żadne z nich nie mogło sobie pozwolić na luksus posiadania sekretu.




* * *



Gwałtownie zbudzenie.
Bez dramatycznego krzyku rozcinającego spokój nocy, ale z nagłym uniesieniem powiek i ustami rozchylającymi się jak u tonącego łapczywie łapiącego powietrze.

Leżała pośród traw ogrodu dzikiego i opuszczonego, nie tak zadbanego jak tamten.
I w budynkach, które on otaczał, również czaiła się straszliwa bestia, lecz o jakże odmiennej naturze. Ducha zranionej kobiety kierowanej pragnieniem zemsty, zamiast śmiertelnego mężczyzny o całkiem ludzkiej żądzy nie zważającej na żadne przeszkody. Głuchego na „nie” wykrzykiwane dziewczęcymi wargami.

Znów był przy niej jej partner, choć inny, nieoficjalny. Jej zakazany owoc. Bardziej skryty za kotarą swych sekretów, ale tak samo jej oddany, w równym stopniu troszczący się o jej bezpieczeństwo. A przynajmniej w to pozwalał jej wierzyć. Nawet teraz czuwał nad spokojem jej snu, więc widząc, że coś zdołało w nim jej przeszkodzić, od razu zwrócił się w jej kierunku sponad leniwie trzaskającego ogniska. Lekkim ruchem ręki i nieco nieśmiałym uśmiechem powstrzymała go jednak przed ponoszeniem się. Nie chciała, aby jakiś byle zły sen, nieważny przecież drobiazg, był powodem jego zmartwień lub zakłócenia spokoju śpiącej miko i jej również czuwającego yojimbo.

Opadając z powrotem na zaimprowizowane posłanie, Leiko dłonią musnęła swe czoło zmarszczone w rozdrażnieniu. Nie często zdarzało jej się zasypiać na tyle głęboko, aby mieć tak rzeczywiste sny. A co dopiero wracać dzięki nim ku czasom dawnym, wydawałoby się przecież, że.. już zapomnianym. Tym bardziej, że nie była ona kobietą ani sentymentalną, ani trzymającą się swej przeszłości. Iye, ona kroczyła dumnie przed siebie ku intrygującemu nieznanemu, za sobą pozostawiając wszelkie bóle i smutki, jakie to zwykle miały w zwyczaju męczyć ludzi w ich myślach tuż przed zaśnięciem. Nie mogła sobie pozwalać na takie roztargnienia.
To ta świątynia, ta zjawa i Kasan musieli odnaleźć w niej tę maleńką iskiereczkę odpowiedzialną za tamto konkretne wspomnienie. Tamta męska napaść na jej młodziutkie ja, musiało pozostawić po sobie bliznę, którą rozdrapała ta niedoszła próba gwałtu.

Opuszkami natrafiła na kosmyki swych włosów, nadal dość zmierzwionych i uwolnionych spod ciasnego upięcia. Tak krótkich w porównaniu do tych długich jakie niegdyś nosiła, których mogły jej pozazdrościć właścicielki cienkich i zwyczajnie nieciekawych pasm. Były jej dumą, tak przyjemnie było je sobie zaplatać na palce, lub kiedy ktoś inny się nimi psotnie bawił. Ich utrata jednak stała się dla niej symbolem zmian.
Nie pozostawało w niej wiele z tamtego kapryśnego, uczuciowego dziewczątka płaczącego w ramionach swego partnera. A i on.. on zapewne też nie był już tym samym młodzianem dającym się ponieść emocjom. Nie po tym jak kierowany dobrymi zamiarami, w zaledwie jednej chwili naraził tak wiele na porażkę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-08-2015, 02:02   #236
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko nie od razu rozstrzygnęła ich spór, chociaż wyraźnie czuła wpatrujące się w siebie trzy pary oczu. Bystre, niecierpliwie oczekujące na decyzję mającą paść spomiędzy jej warg, na triumf swojej racji lub gorycz przegranej. Wybór pomiędzy planem jej słodkiego tygrysa, a przemądrzałą miko, powinien był dla niej łatwy..

Póki co jednak tylko w milczeniu przekrzywiła głowę, aby pasmo włosów odchyliło się delikatnie, ukazując jej zwykle zakryte oko. Spojrzenie obu skupiła na owym zagajniku, w którym według słów Ayame miał się kryć potężny Oni. Na pewno nie była to pocieszająca myśl, szczególnie dla łowczyni odrobinę zmęczonej wydarzeniami ostatniej nocy. A jednak jeszcze gorsze było to poczucie bycia obserwowaną z cieni przez jakąś kreaturę, tym bardziej gdy jeszcze więcej jej podobnych mogło się czaić tuż za zakrętem..

-Grupa łowców będzie wymagała.. delikatnego podejścia, ze względu na towarzyszącego im mnicha. I zapewne klanowego samuraja będącego im przewodnikiem ku Shimodzie. A ja wolałabym spotkać się z nimi bez gorącego oddechu jakiejś bestii tuż na moim karku -odparła ze spokojem po dłuższej chwili namysłu i prób wypatrzenia intruza pośród leśnych gęstwin. Potem dodała pogodnym głosem -Nie jest też eleganckim, odrzucanie tak wyraźnego zaproszenia, ne?
Czarującym uśmiechem przyozdobiła swe pytanie, a rana na szyi odznaczająca się wyraźnie od bieli skóry sprawiała wrażenie drugiego uśmiechu. Drobnego, bo i Kasan w swej furii potrafił się na tyle powstrzymać, aby nie poderżnąć gardła swej ofierze.

Powoli ruszyli w las. Tylko Ayame wydawała się spokojna, Leiko kryła swój niepokój za maską uśmiechu. Ich yojimbo byli po prostu podejrzliwi i cały czas opierali dłonie na rękojeściach swych mieczy.
Im dalej zagłębiali się las podążając za miko, tym robiło się ciemniej. Choć Amaterasu świeciła mocno, to jej boskie błogosławieństwo nie docierało do podróżników. Bowiem gałęzie drzew nad nimi splecione były w jeden wielki baldachim chroniący przed światłem słonecznym. Owa konstrukcja została stworzona za pomocą pajęczych sieci, po których krążyły dziesiątki małych pajączków.

- To wygląda jak armia.- ocenił Kojiro spoglądając w górę.
-W takim razie gdzie są ich dowódcy.- odparł Furoku. I to nie w porę, bowiem dowódcy pojawili się schodząc z dwóch drzew stojących obok siebie niczym słupy bramy. Duże pająkopodobne Oni, wielkości wyrośniętych wilków. Przebierały odnóżami pokrytymi kolcami, łypały maleńkimi oczkami, a z ich paszczy spływały stróżki kwasu. Obecność tutaj czwórki ludzi wyraźnie ich niepokoiła. Niemniej rozległ się kobiecy i melodyjny głos, którego źródła nie dało się znaleźć.

-Przepuście kobiety… mężczyźni muszą tu zostać. Nie pozwólcie skrzywdzić tej czwórki śmiertelników.- na dźwięk tych słów, stwory rozstąpiły się na boki.

- To tsuchigumo… trafiliśmy na całą ich kolonię.- rzekła cicho Ayame, acz myliła się. Leiko zdawała sobie sprawę że nie widzi kolonii, a wyprawę wojenną.
Pochmurnym spojrzeniem przyglądała się gęstym sieciom, zdającym się ciasno oplatać ten las i oddzielać go od reszty świata zostawionego za nią, kiedy postanowiła posłuchać małej miko. Może i była przyzwyczajona do poruszania się pośród skomplikowanych ścieżek z pajęczyn, ale zawsze dotyczyły one dworskich intryg, nigdy dotąd nie były one tak dosłowne. Zaczynała się czuć jak w istnym kokonie, a przecież tak opleciona ofiara pająka nigdy nie kończyła szczęśliwie..

-Nie rozdzielamy się – stwierdziła Maruiken stanowczo, po trochu do swoich towarzyszy, a po trochu do właścicielki tego głosu rozkazującego reszcie Oni. Miło z jej strony, że nie nakazała swoim kreaturom po prostu ich rozszarpać, lecz ona ani myślała zostawać sama z Ayame przeciwko temu odrażającemu wojsku.
-Masz śmiałość kobieto rzucać mi wyzwanie w moim dominium.- odezwał się znów kobiecy głos.- Ale po jednym z siedmiu oczu, trudno oczekiwać tchórzostwa. Zgoda, wasi mężczyźni też mogą przejść. Idźcie wzdłuż latarni.

Dwa potworne pająki rozstąpiły się na boki przepuszczając całą czwórkę, podczas gdy młoda miko szeptem opowiadała o tych potworach.
-Tsuchigumo nie są Oni, a yokai… w tym przypadku pająkami, w których iskierka Kami przebudziła się i przemieniła ich w duchowe istoty. Najmłodsze są tylko groźniejszymi drapieżnikami, zwabiającymi w swe siedzi leśną zwierzynę i ludzi, ale jeśli tsuchigumo pożyje wystarczająco długo, zyskuje moc i siłę i wiedzę. Staje się czymś więcej niż nadnaturalnym drapieżnikiem.- szeptała cicho Korogi, gdy przemierzali ścieżkę ukrytą w mroku, ścieżkę oświetlaną przez niskie kamienne latarnie. Pokrytą pajęczynami ścieżkę, która kiedyś musiała prowadzić do ludzkiego siedliska.

- A z przydatnych rad?- zapytał Ishi Furoku rozglądając się bacznie.
- Są jadowite ale nie wymagają specjalnych przygotowań do ubicia. Wystarczy miecz, który przebije ich pancerz. Potrafią przybierać postać człowieka i są mistrzami Maboroshi...- mruknęła miko niepewne.- … sztuki iluzji. Mogą ukryć coś przed nami lub pokazać coś co nie istnieje. Mogą namieszać w głowie… mogą bardzo wiele.
- Więc powinniśmy się trzymać blisko i nie spuszcza…
- Kojiro nie dokończył wypowiedzi, bo ktoś mu się wtrącił w słowo.
-Aj aj… nieładnie tak obgadywać swoich gospodarzy. - naprzeciw czwórce awanturników wyszła kobieta.






Przynajmniej jeśli chodzi o górną połowę ciała. Poniżej pasa zaczynał się pajęczy korpus i odwłok z ośmioma odnóżami.
Podeszła bliżej całej czwórki podróżników, całkowicie ufna w swe bezpieczeństwo i zapewne potęgę.
-Co wy robicie w tych stronach? Te okolice przestały należeć do ludzi.- zapytała uprzejmym tonem głosu, po czym dodała.- Ach… gome nasai, gdzie moje maniery. Możecie mi mówić... Sakusei.

Łowczyni pochyliła delikatnie głowę w powitaniu, chociaż czas i miejsce nie do końca sprzyjały trzymaniu się jakichkolwiek zasad dobrego wychowania. Ale kreatura nie zaatakowała ich, ani nie pozwoliła zaatakować swojej armii. Nie wrzeszczała, nie pluła jadem, a mówiąc łączyła słowa w zgrabną całość. Była.. częściowo odrażającą kreaturą, ale inteligentną. I chociażby tylko za to należała się wobec niej uprzejmość.

-Są ludzie, Sakusei-san, tak przekonani o swej władze i potędze, że nadal uznają te ziemie za należące do siebie.. - odparła potem z delikatnym, enigmatycznym uśmiechem czającym się w kącikach jej warg o śliwkowej barwie -A ja jestem pewna, że nie jesteśmy pierwszą grupą śmiertelników w tych okolicach, jaka przykuła Twoją uwagę. Musiałaś przecież zauważyć, jak zadziwiająco.. popularnym stał się ten szlak, ne?
- Hai… zarówno śmiertelnicy jak i duchowe istoty zaczynają się kłębić wokół Shimody. Smród macho wabi je wszystkie jak padlina muchy.
- potwierdziła Sakusei skinieniem głowy. - Smród przybyszy z Jigoku, równie odrażający dla youkai co dla śmiertelnych mieszkańców Japonii. Smród który…- splotła razem ramiona.-... czuć także w gromadce łowców, których trzymam swej pajęczej pułapce. Są zbyt silni bym mogła sobie pozwolić na beztroski atak na nich. Niemniej skaza jest wśród nich zbyt silna, bym mogła ich puścić wolno.
-Pewnie mówi o mnichu.
- rzekła szeptem Ayame.

- W każdym razie co dwójka oczu robi tutaj, nie powinniście pilnować upadłego władcy Oni?- zapytała Sakusei przyglądając się obu szepczącym kobietom.
- Wybacz o wielka Sakusei, ale kierunek w którym podążamy wiąże się właśnie z tym obowiązkiem.- wtrącił uprzejmie Kojiro, a tsuchigumo parsknęła śmiechem.- Dlatego wolałam, żebyście tylko dwie przyszły. Wasza rasa błędnie uważa kobiety za słabe istoty, których trzeba bronić… szlachetne, acz naiwne. U tsuchigumo to pajęczyce są najsilniejsze.
Po czym przekrzywiła nieco głowę baczniej się przyglądając Kojiro.- Ale muszę przyznać, że ten samiec jest przyjemny dla oka. Należy do kogoś?

Wyraz twarzy Leiko zmienił się. Nie drastycznie, lecz na pewno dostrzegalnie dla czujnego oka. Uśmiech wprawdzie pozostał niewzruszony na jej ustach, jednak spojrzenie oczu stało się cięższe, a tęczówki o barwie słodkiego miodu skuł chłód. Ale głos jej pozostawał nadal spokojny, kiedy odezwała się w odpowiedzi -Tak bardzo, jak tylko tygrys może przynależeć do osoby, której towarzyszy z własnej woli.
Sakusei z pewnością nie była dla niej konkurencją podobną Słodyczy Lotosu do względów młodego lorda. W jakichś przejawach wewnętrznej próżności stwierdzała nawet, że żadna kobieta nie była, szczególnie gdy nocami widziała to uwielbienie w jego bystrych oczach. Mimo to nie miała zamiaru pozwolić, aby kreatura położyła na nim swe odnóża.

-Wybacz mi moją ostrożność i niechęć do zostawiania kogoś z tyłu. Podróż ku Shimodzie nie należy do najspokojniejszych, a im bliżej celu, tym zagrożenia czyhające na drodze stają się bardziej.. wymagające – brew jej lekko drgnęła na to słowo, tak delikatne wobec tego co miało miejsce ostatnimi dniami - A osoba ze skazą, którą trzymasz w swej pajęczej sieci, jest zaledwie niewielką częścią zepsucia, jakie chcą wypuścić na świat ludzie jemu podobni. Jeśli dotrą do Shimody, to nigdzie nie będziesz mogła uciec ze swoją armią od tego drażniącego Cię smrodu.
-Nie zamierzam uciekać. Zamierzam uderzyć na Shimodę przy najbliższej okazji.
- stwierdziła ironicznie Sakusei i wzruszyła ramionami.- Niemniej pozostawienie tej grupki na tyłach mojej armii, byłoby strategicznym błędem. Więc mam problem, ale może wy macie rozwiązanie?

-Znam tych łowców. Jeszcze o tym nie wiedzą, ale.. będą przydatni przeciwko temu co czeka w Shimodzie. W przeciwieństwie do mnicha, który do swego celu dotrzeć nie-mo-że
-ostatnie słowa przetańcowały figlarnie po języku Maruiken, która palcami zaś wprawiła w powolny ruch parasolkę, rozłożone i opartą na swym ramieniu. Przechyliła głowę wodząc spojrzeniem po pajęczym królestwie -Trzeba ich jedynie oddzielić od siebie. Lub stworzyć zamieszanie, aby łowcy nie mogli się skupić na ochronie Chińczyka. A on sam, nie powinien być chyba żadnym problemem dla Ciebie i Twej armii, ne?
-Więc… podejmiecie się tego zadania? Oddzielicie mnicha od reszty łowców?
- zapytała w odpowiedzi Sakusei wyraźnie zainteresowana takim rozwiązaniem sprawy.

-Hai, taki mieliśmy zamiar -potwierdziła Leiko skinięciem głowy. Od kiedy to właściwie odnalazła sojusznika w postaci takiej kreatury, którą w każdej innej sytuacji wzięłaby po prostu za kolejnego demona złaknionego jej krwi? To było nieprawdopodobne, i czyniło spotkanie tylko odrobinę mniej nieprzyjemnym i podejrzliwym. Za to nadal pozostawało kuriozalne w tym wspólnym problemie, jaki połączył ścieżki śmiertelników z potworami - Łowcy są gwałtowni i gorącokrwiści, jednak odwrócenie ich uwagi od mnicha nie będzie tak proste, skoro ich zapłata zależy od jego bezpieczeństwa. Potrzebujemy czegoś naprawdę.. widowiskowego, aby rzucili się w pogoń za zagrożeniem, pozostawiając Chińczyka samego sobie.
-Co masz na myśli?
- zapytała Sakusei zamyślona, po czym opisała dotychczasowe swe podstępy.- Posyłałam im na przynętę kilka naprawdę przerażających iluzji. Nie ruszyli za nimi ani razu. Bezpieczeństwo mnicha było dla nich ważniejsze. Pewnie dlatego, że on im płaci. Nie skusili się też i na iluzję złota, czy kuszących pięknych kobiet. Obawiam się, że skończyły mi się już pomysły.

Łowczyni zamyśliła się nad tym co usłyszała. Czy aby na pewno wśród tamtej grupki łowców był właśnie gorącokrwisty Płomyczek? Ten żarliwy młodzian, który nie odpuściłby żadnemu demonowi, a już tym bardziej żadnej pięknej kobiecie? Być może ta podróż go zmieniła, nieco uspokoiła? Może teraz potrzebował.. większej zachęty?

-Oh, może zatem wymagają bardziej osobistego podejścia..-wymruczała, a wesoły uśmieszek nawiedził jej wargi, gdy ta nowa myśl zamigotała w jej głowie -Łowcy trzymają się razem, pomagają sobie wzajemnie. Powiedzmy, że ta grupka odkryłaby tutaj innego łowcę będącego w potrzebie. Złapanego w Twoje pajęcze sieci, pozbawionego nadziei na ucieczkę, czekającego tylko na swój koniec. Z pewnością by się rzucili na ratunek.
Z psotnym błyskiem w oku zerknęła na swego yojimbo. To planowanie przywołało wspomnienie tamtego porwania jakiego dopuścił się na swych własnych ziemiach, zmuszając biednego Kirisu do rzucenia się w pogoń po nieznanym sobie lesie. Nie powinno być trudnym powtórzenie tego -Tym bardziej, gdyby była to kobieta. Samotna, zagubiona, bezbronna i słaba kobieta. Możesz stworzyć taką iluzję, non? Ze mnie?

-Hai… acz nie wiem czy to pomoże. Wśród nich jest pewna kobieta. Doświadczona łowczyni, to ona trzyma ich w kupie, to ona… nie pozwala nikomu ulec pokusom tworzonym przeze mnie. Bardzo kłopotliwa kobieta… Sakura ma na imię. I potrafi nawet przemocą wymusić swe racje.
- zamyśliła się Sakusei. No tak… to nie Kirisu się uspokoił. Tylko Sakura wybijała mu takie pomysły z głowy.- Obawiam się, że iluzja… to za mało. Żywa przynęta, byłaby bardziej skuteczniejsza.
- Młodzik może by i się skusił, ale co z resztą? Jeśli pójdą na pomoc, to pewnie w kupie. I razem z mnichem
.- zamyślił Kojiro pocierając podbródek.- Z drugiej strony może jest w tym szansa, przeniknąć do nich i zająć się mnichem. Można by go zabić niepostrzeżenie. Wszak nie każdy twój sługa pani, jest wielki niczym pies?
- Ale tych wobec tych małych są równie czujni.
- potwierdziła jego spostrzeżenia pajęczyca.

- Niech dadzą się skusić żywej przynęcie i ruszą jej na ratunek. Niech zmierzą się z tsuchigumo, iluzjami i innymi sztuczkami jakie mamy. A jeśli to nadal będzie za mało, aby odwrócić ich uwagę od mnicha, to.. -drugie rozwiązanie nie było do końca po myśli Leiko. Wszak dopiero co jej tygrys wspaniałomyślnie „uratował ją” od towarzystwa dwóch łowców, aby mogła z większą łatwością planować swe dalsze kroki przed dotarciem do Shimody. Było do łatwiejsze przy nim, Ayame i jej yojimbo, którzy znali prawdziwą naturę rytuału mnichów. A nie wiedziała jeszcze jak mogłaby przekonać innych do sprzeciwienia się potężnemu klanowi.
Wzruszyła jednak ramionami. Skoro tak musiało być -To pozwolę im się uratować. Znają mnie, mogę do nich dołączyć. Nikt nie będzie podejrzewał, że niosę od Ciebie zabójczy podarunek dla Chińczyka.

- Tak chyba będzie najlepiej.
- oceniła Sakusei splatając ramiona razem.- Dam ci pajączka, jadowitą bestyjkę, którą zdołasz bezpiecznie ukryć w zakamarkach swego kimona. Wtedy… wystarczy, że wyczekasz okazji by podrzucić mojego posłańca śmierci mnichowi do szat. Obejdzie się bez nikomu niepotrzebnego rozlewu krwi.
- A potem w ramach wdzięczności, możesz sprawić że Maruiken-san zniknie im z oczu. Gdy wypuścisz ich z labiryntu swych sieci… ich czujność z pewnością osłabnie.
- zasugerowała Ayame bezbłędnie odgadując rozterki łowczyni.
- Tak. Mogę to zrobić… to nie problem.- zgodziła się Sakusei.
-Wygląda na to, że mamy plan – odparła Leiko zadowolona takim obrotem sytuacji. Znów miała być ofiarą, chociaż tym razem nie miała kusić demona, lecz.. samych łowców, w tym żarliwego Płomyczka. Nie miała powodów do narzekań. W końcu całe swoje życie musiała odgrywać podobne role: dziewczynek lub już kobiet o niezwykłym wręcz talencie do subtelnego wyciągania informacji ze swych celów, bądź pokus dla krwiożerczych bestii lub dla nie mniej straszliwych ludzi. Najwyraźniej dobrze sobie radziła w odgrywaniu słabej i bezbronnej.

- Mam tylko nadzieję, że Twój pajączek nie pomyli mnie z mnichem. Byłoby niezwykłą stratą czasu i.. przynęty, gdyby swe kiełki zatopił w mojej skórze – owszem, miała pewne wątpliwości. Współpraca z Panią Pająków i pozwolenie jednemu z jej zabójczych dzieci na podróż w swym kimonie, nie było czymś co Maruiken robiła często.
Pocieszeniem było, że jej wewnętrzny instynkt nie odzywał się ostrzegawczym krzykiem w głowie. Wręcz przeciwnie, jej wargi rozchyliły się w zmysłowym uśmiechu -Pozostaje tylko kwestia mnie złapanej w Twą pajęczynę. Musi wyglądać przekonująco, lecz.. byłabym wdzięczna za bycie delikatną, Sakusei-san.

- Och… nie martw się o to. Moje pajączki wiedzą do kogo się łasić, a kogo żądlić.
- odparła z uśmiechem tsuchigumo- Będzie ci posłuszny niczym tresowany piesek i zdecydowanie bardziej inteligentny. Przygotowanie pułapki, zajmie mi trochę czasu, więc w tym czasie przyjmijcie moją gościnę. Pewnie jesteście głodni i spragnieni… oraz zmęczeni wędrówką?
-To bardzo miłe z Twojej strony. Arigatou gozaimasu
-znów łowczyni pochyliła głowę przed Sakusei, acz tym razem w wyrazie wdzięczności. Jednak ani jej uprzejmość, ani przenikliwy umysł i chęć pomocy nie były wystarczające, aby przesłonić prawdziwą naturę pajęczycy. Wszak kreatury mogącej z łatwością złapać w swą sieć ich grupkę, gdy tylko przestaną być dla niej użyteczni. Iye, odpoczynek odpoczynkiem, ale Leiko nie miała zamiaru pozwolić sobie na brak czujność w takim towarzystwie.
Niewątpliwie Sakusei była sojuszniczką i niepewną i przez to niebezpieczną. Ale mogła być przydatna, o czym Leiko zdawała sobie sprawę.

-Chodźmy…- rzekła z uśmiechem półpajęczyca i ruszyła przodem, od czasu do czasu zerkając za siebie na trójkę z wędrowców. Było to spojrzenie łakome… jakim obdarzyła Leiko, Kojiro i samego Furoku.
Spojrzenie łakome i figlarne zarazem, ae pozbawione głodu. Spojrzenie znane Maruiken, bo często je widziała u konkurentek względem przystojnych mężczyzn. Czyżby Sakusei naprawdę uważała, że mogłaby ich uwieść? Może.. była wszak dumną, a nawet i próżną istotą. I do tego zmiennokształtną.
Kto wie co planowała ta bestia.. uwieść i zjeść. To było pewnie jej naturze. Mateczka wszak uczyła, że taka jest natura pajęczyc… zjadających swych kochanków po kopulacji. Dowód na to, iż kobiet również może być drapieżnikiem w męskim świecie.

Na spoczynek przeznaczono całej czwórce wysłaną pajęczynami jaskinię. Miękka tkanina przypominająca w dotyku najwspanialszy jedwab tworzyła kotary, miękkie legowiska i ciepły dywan. Nad niedawno rozpalonym ogniem olbrzymie pająki opiekały udziec jeleni. Niestety w całości, ze skórą i futrem, toteż Furoku wkroczył szybko do jaskini i zabrał się do ratowania posiłku przed nieumyślną dewastacją jedzenia przez stwory.
-Spocznijcie tutaj, a ja wrócę do was- rzekła z uśmiechem gospodyni.- Zjedzcie, zdrzemnijcie się… a ty moja droga, przyszykuj się mentalnie na krępowanie.

Leiko również uśmiechem pożegnała pajęczycę, a potem obserwowała jak odchodzi, aż w końcu zniknęła pośród drzew i porozwieszanych pomiędzy nimi srebrzystymi pajęczynami. Nieobecna, a mimo to pozostawiła po sobie to zmysłowe spojrzenie, którego wspomnienie nie dawało kobiecie spokoju. Ten sojusz był zbyt piękny, aby nie miał w sobie jakiegoś haczyka ze strony Sakusei.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-08-2015, 02:19   #237
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ostrożnie dotknęła opuszkami jedną z kotar u wejścia do jaskini, po czym potarła palcami lekko o siebie, sprawdzając czy nici się kleją. Czy ich czwórka stanie się byle naiwnymi muszkami złapanymi przez pająka.

-Czy to pomyłka, mój tygrysie? Czy popadliśmy już w szaleństwo ufając tsuchigumo? -zapytała z wesołością swego yojimbo, chociaż w jej głosie przebrzmiewała także nutka melancholii. I wątpliwości.
Kojiro zamyślił się przyglądając palcom Maruiken muskającym tkaninę piękniejszą i lżejszą od jedwabiu. I mocniejszą od niego jednocześnie.
-Występujemy przeciwko daymio i jego armii, wzmocnionej przez Oni, mnichów korzystających z ciemnych mocy oraz bushi przemienionych za pomocą maho w mroczne bestie.- uśmiechnął się ciepło i wzruszył ramionami dodając.- Bramy szaleństwa to już my dawno przekroczyliśmy, teraz idziemy ścieżką oddzielającą życie od śmierci, poza tym… nie mamy wyboru. Oplotła pajęczyną cały las i wszystkie ścieżki obstawiła swymi sługami. Gdyby chciała nas zabić, to nie musiała by się uciekać do skomplikowanego podstępu.

-Mogę wywróżyć z ognia jej intencje.
- wtrąciła się Ayame zerkając na Furoku oporządzającego zdobyczne mięso nad ogniskiem i przepędzającego dwóch dotychczasowych kuchcików, którzy narzekali głośno na marnowanie dobrego mięsa, przez palenie go ogniem. Widać pająki wolały swe posiłki bardziej “świeże”.

-Dobrze, jeśli dzięki temu dowiemy się czegoś więcej -zadziwiająco łowczyni zgodziła się na praktyki małej miko. Prawie padła ofiarą gwałtu samuraja ukrywającego demona za swą ludzką twarzą, teraz pomagała i przyjmowała pomoc od Pajęczej Pani o nieznanych zamiarach.. w porównaniu do tego niewinne sztuczki Ayame były czymś zwyczajnym. A może także użytecznym.

Miko usiadła przed ogniskiem i zaczęła mamrotać kolejne słowa zmieniając co chwila układ dłoni. Mudry robiła coraz szybciej, a pod wpływem jej gestów ogień zaczął rytmicznie migotać i tańczyć wręcz. Spojrzenie małej Korogi robiło się coraz bardziej nieobecne. Skórę rosił pot.
-Ona… się obawia…- miko wymamrotała cicho i jakby nie swoim głosem.- Tego co zostało… uwięzione.. siedmiookiego Oni… Chce temu zapobiec, nie wie jak… Chce zapobiec wyrwaniu się bestii… z odwiecznych kajdan. Dlatego tu jest.

Z uniesioną brwią łowczyni zerknęła na Furoku, a potem znów na Ayame pogrążoną w transie. Owszem, słyszała o proroctwach przekazywanych przez miko, lecz nigdy nie miała okazji być świadkiem towarzyszącemu temu rytuałowi. Ciężko było jej określić, czy to tylko duchy przemawiały ustami dziewczyny, czy jeszcze coś innego wspomagało jej wróżby. Coś co czyniło je dwie podobne sobie.
Splotła ręce na piersi przyglądając się tańczącym językom ognia -Zatem mamy wspólny cel. Ale czy możemy jej zaufać? Czy nie zwróci się przeciwko nam, kiedy tylko wykonamy naszą część planu?

-Ona… wie… że.. siedem oczu… demona… istnieją… po to… by dopilnować…
- wyszeptała półprzytomna Ayame.- … więzienia bestii. Ona… wie… że każdy...sojusznik… jest potrzebny teraz… Nie... ma żadnego powodu, by nas... zabić. Nie ma... powodu, by nam szodzić, lub im… tamtym… łowcom… Chce tylko… śmierci mnicha… Chce… zapobiec… katastrofie.

-Mm.. to z pewnością pocieszające
-wymruczała Leiko delektując się tymi wieściami, tak miłymi dla odmiany. Na tyle, na ile mogła ufać tym wróżbom Ayame, które wprawdzie ukoiły jej niepokój, lecz nie stępiły czujności -Ale nadal powinniśmy mieć oczy szeroko otwarte. Szczególnie Ty, mój tygrysie -zerknięciu ku mężczyźnie towarzyszył psotny błysk w tęczówkach mieniących się złotem -Już wystarczająco wpadłeś w oko naszej uroczej gospodyni..
Posłała ku niemu jeden ze swych czarujących, figlarnych uśmiechów, jak gdyby bawiła ją sama ta myśl, że Kojiro mógłby dać się omotać Sakusei. Miał wprawdzie słabość do pięknych kobiet, ale czyż ona już nie zapewniła sobie jego wierności, wtedy w Miyaushiro? Wszak motyl był bardziej zachwycający od pająka.
-Postaram się więc być niewidocznym… już wystarczy mi że twoje oczy przykuwam czasem, Leiko- san- odparł z uśmiechem ronin podając dłonią kawał przygotowanej pieczeni.- Niestety nie mamy przypraw, ani pałeczek… ale to dobry kawałek mięsa, by zaspokoić głód.

Kobieta najpierw przysiadła elegancko na jednym z posłań przygotowanych misternie przez pająki, a dopiero potem z wdzięcznością odebrała od mężczyzny mięso. Odrobinę nieporadnie, bo i przyzwyczajona była do tych niewyobrażalnych luksusów jakim było posiadanie pałeczek pod ręką. Ale przecież Leiko potrafiła się dostosować do każdej sytuacji jak nikt inny.

-Co jeszcze można w ten sposób wywróżyć? Miejsce pobytu dowolnej osoby? Naturę każdego człowieka i kreatury? - zapytała spoglądając na dziewczynę pogrążoną w swym własnym świecie duchów.
- I tak i nie… często… wróżby są zagadkowe często… dotąd nie udało mi się tak wielu… rzeczy rozwikłać.- odparła Korogi półprzytomnym tonem głosu.
-Nie bądź taka skromna.- odparł z uśmiechem Furoku, po czym zwrócił się do Maruiken.- Ona jest najlepszą wróżbitką jaką znam i potrafiła odpowiedzieć na wiele pytań.

Przyjemnie pachnące soki spłynęły po skórze palców łowczyni. Oblizała ich koniuszki, przy okazji zwyczajowo dla siebie będąc ostrożną względem obcego jedzenia i sprawdzając, czy nic podejrzanego nie czai się w jego smaku. Jednakże to zajęcie nie pochłonęło jej całkowicie, nie odwróciło uwagi od niezwykłych zdolności małej miko. Z ciągłym uśmiechem dodającym tylko jej uroku, łowczyni kontynuowała -Jestem przekonana, że i ja w pewnym momencie stałam się powodem Twych wróżb, ne? Mam nadzieję, że duchy miały same dobre rzeczy do powiedzenia o mnie..

Ayame nie była w stanie odpowiedzieć jeszcze nadal przebywając w transie. Jedyne co rozumiała to pytanie… o ile w tej chwili były to Ayame, a nie Kami wróżebnego ognia. Natomiast Furoku dodał cicho.- Szukając was przewidziała za pierwszym razem pułapkę staruchy w przebraniu motyla… czy coś w tym rodzaju. Że trójka oczu tam trafi, a także z niej wyjdzie. Ale nie odkryliśmy co to znaczyło… gdy przybyliśmy na miejsce nie pozostał po was żaden ślad. Nie mogliśmy do was później dotrzeć, więc Ayame-chan posłała wam ostrzeżenie poprzez bramę snów, ale… nie wiem, czy cokolwiek do was dotarło i czy pomogło w czymkolwiek. Jak wspominała, sny to podstępna sztuka. Najczęściej jednak Korogi wróżyła naszych wrogów, dzięki temu uciekliśmy cało z niejednej pułapki.- dodał na koniec yojimbo.- I to że potrafi leczyć najcięższe rany… też pomagało.

-A próbowała wywróżyć tego jasnowłosego mnicha podróżującego wraz z Chińczykami?
-zapytała Leiko spoglądając to na dziewczynę, to na jej yojimbo, nie do końca pewna ku komu właściwie powinna kierować to pytanie -Jest bowiem możliwym, że i on jest jednym z Siedmiu Oczu. Tak ważnym dla ich rytuału, tak bardzo mogącym stanowić dla nich zagrożenie, że uczynili z niego swą bestię trzymaną na łańcuchu. Wprawdzie śmiertelnika, lecz potężnego i póki co.. niepokonanego. Ale jak każdy człowiek, także i on musi mieć jakąś słabość. Coś do wykorzystania, aby zerwać jego więzi z mnichami..
-A tak… jasnowłosy… on jest oplątany siecią zbudowaną ze słów.-
wyjaśnił Furoku drapiąc się po podbródku.- Opleciony od małego. Oderwany od swego domu… od rodziny i karmiony kłamstwem. Tak go Ayame-chan opisała.

-Zatem wiedzieli już o wyjątkowości jego krwi, kiedy był jeszcze zaledwie dzieckiem? Nic zadziwiającego, że jest im tak bezsprzecznie oddany... nie zna innego świata poza ich sektą, w którą wciągnęli go już za młodu
-łowczyni w zadumie wzniosła spojrzenie wysoko, ku wiszącym ponad nimi kotarom z idealnie srebrzystych pajęczyn. Obserwując jak delikatne powiewy wiatru wpadające do wnętrza jaskini wprawiają w kołysanie te kuriozalne ozdoby, leniwie muskała wargami opuszki swych palców zabrudzone podczas posiłku.
-Nieważne jakimi kłamstwami go karmią. On wierzy we wszystko co mu powiedzą, bo czemu właściwie miałby wątpić w słowa swojej.. rodziny, jaką są dla niego Chińczycy? -ciche westchnienie padło z jej ust -Może być ciężkim.. iye, wręcz niemożliwym przecięcie tych więzów jakie go łączą z nimi. A widzieliśmy przecież jakim żartem byli dla niego ci wszyscy bandyci. Jasnowłosy nie będzie łatwym przeciwnikiem..

-Ale płynie w nim to samo dziedzictwo co w tobie.
- głos odezwał się u wejścia do jaskini. Głos Sakusei.- Dziedzictwo to nie daje się spętać nikomu.







Teraz Tsuchigumo była kobietą, elegancką i zgrabną w ślicznym gustownym kimonie podkreślającym jej gibką sylwetkę. Gdzieś znikł pajęczy odwłok, a w ich miejsce pojawiła się zapewne para zgrabnych nóg. Sakusei stała się kobietą, mogącą rywalizować z najpiękniejszymi kobietami Edo.

- Widziałam już kilkoro Oczu żyjącym przed waszym pokoleniem. Żadna lojalność nie jest tak silna, jak poczucie wrodzone niezależności i mocy. Nie da się spętać do końca waszego ducha.- wyjaśniła wchodząc głębiej do jaskini.
-Ale on nie jest ich więźniem, ne? Przynajmniej nie sprawia wrażenia, jak gdyby szedł z nimi wbrew swej woli -odparła łowczyni powątpiewającym głosem -Prowadzi go ślepa lojalność, owszem, ale jest ona potężna. Nie można tak po prostu zerwać więzi powstałych pomiędzy dzieckiem i jego rodziną, choćby byli to właśnie mnisi z mrocznymi zamiarami. Dla niego to świętość, jedyne co zna.

Zmarszczyła lekko brwi. Ileż to razy miała okazję sprawdzać wierność samurajów wobec ich Panów. Ciężkim byłoby zliczenie. Ale to było inaczej, wszak rzadko który był tak ciasno otulony zbroją z etykiety i dyscypliny, aby móc wygrać w bitwie z piękną kobietą. Nawet cnotliwy Yasuro w końcu musiał się ugiąć.
-Jeśli dotąd dziedzictwo płynące w jego krwi nie sprzeciwiło się byciu częścią intryg Chińczyków, to równie dobrze może pozostać potulne aż do samego rytuału.. -dodała ostatnim pomrukiem.

- Nie… on nie jest potulny.- wtrąciła nagle Ayame budząc się z transu.- Ja gdy wróżyłam, gdy próbowałam poznać, widziałam niedźwiedzia w łańcuchach. On jest bardziej krnąbrny, bardziej dumny.. nieprzewidywalny niż ktokolwiek mi znany. W nim nie ma dyscypliny Maruiken-san, tylko siła, pycha i furia.
-W takim razie nikt nie zna jego prawdziwych zamiarów. Ani inne Oczy, ani nawet sami mnisi. Któż wie jakie myśli pełne furii ukrywają się pod tą burzą włosów jasnych jak słońce.
. -mówiąc to Leiko delikatnie wsparła policzek na swej dłoni, a enigmatyczny uśmiech znów rozchylił jej wargi i przyozdobił twarz, niczym najwspanialsza z ozdób dostępnych kobietom -Przyznaję, byłoby.. intrygującym uwolnienie tego niedźwiedzia. Zobaczenie przeciwko komu użyje swych ostrych pazurów. Być może potrzebuje odpowiedniej zachęty, aby zerwać swoje kajdany..

Kojiro przyglądał się twarzy Leiko jakby wyczytał w niej coś, czego ona sama być może nie była świadoma. Uśmiechnął się ironicznie posilając się, a Furoku podał wyraźnie zmęczonej Ayame kawałek mięsa ze słowami.- Jedz, wyglądasz blado.
Także i Sakusei podeszła do pieczonego mięsa i paznokciami niczym szponami odkroiła sobie porcję, mówiąc.- Jeśli pomożecie się pozbyć tego mnicha i wyprowadzicie stąd pozostałych łowców, mogę rozważyć udzielenie wam pomocy, w spotkaniu z tym mnichem… za pomocą mych iluzji.
Po czym skosztowała go i zaczęła jeść, wywołując zgorszenie u swych ośmionogich pobratymców.

Czując na sobie spojrzenie, Leiko palcami figlarnie odgarnęła pukiel swych włosów, by móc obojgiem oczu odwzajemnić się mężczyźnie tym samym. Zmrużyła je w zadowoleniu, jak kotka na widok miseczki pełnej mleka. Cóż takiego dostrzegł jej słodki tygrys? Czego nie zdołała ukryć przed tymi bystrymi oczami barwy nocnego nieba?
-Mmm.. jeśli zdołasz odciągnąć Jasnowłosego od Chińczyków, klanowych bushi i strzeżonego przez niego palankinu, to z pewnością Twoja pomoc okaże się być niezastąpiona, Sakusei-san -odpowiedziała Pajęczycy, nie zmieniając jednak ani swej pozy, ani przystojnego źródła swego zainteresowania -Ale będziesz potrzebowała na niego wyjątkowej przynęty. Nawet najcudowniejsze kobiety i najbardziej błyszczące skarby mogą być za słabą pokusą dla jednego z mnichów..

- Wszystko w swoim czasie.
- rzekła tajemniczym tonem Sakusei.- Na razie przygotowałam pułapkę, w którą wpadniesz i z której uratują cię łowcy wraz z mnichem. Jak tylko skończysz jeść, będziemy mogły się tam udać, a także…- uniosła dłoń w kierunku Leiko, a spod rękawa jej kimona wynurzył się nieduży pajęczak z kryształu, z ogonem zakończonym kolcem wyrastającym z odwłoka.




Spoglądał na Maruiken swoimi licznym ślepkami.- On będzie ci posłuszny, ukryje się między fałdami twego kimona w oczekiwaniu, aż wybierzesz cel dla jego żądła.

Łowczyni także wyciągnęła ku niej rękę, aby błyszczące stworzonko mogło z łatwością przewędrować na skórę jej dłoni.
-Oh, prześliczny.. -wymruczała przyglądając się tym razem pajączkowi zręcznie przechodzącemu po jej smukłych palcach, którymi poruszała w powietrzu pod jego kryształowymi odnóżami. Doprawdy, spodziewała się okropieństwa podobnego innym pobratymcom Sakusei, lecz została przyjemnie zaskoczona. Ten tutaj mógł uchodzić za drogą, choć dość kuriozalną, ozdobę kimona lub włosów.
Bawiąc się psotnie swym nowym, zabójczym nabytkiem, dodała w odpowiedzi -Niech wszyscy się jeszcze posilą. W razie, gdyby pojawił się jakiś problem w naszym planie, wolałabym aby cała nasza grupa była w pełni sił..

- Jeśli potrzebujecie odpoczynku, możecie tu spełnić noc. Muszki i tak nie odlecą z mojej sieci.
- zaproponowała Sakusei uśmiechając się ciepło, podczas gdy pajączek szukał miłego i spokojnego zakątka w rękawie kimona łowczyni.- Równie dobrze łowy mogą zacząć się z porannymi mgłami.
-Nie sądzę, byśmy mogli sobie pozwolić na aż tak dużą zwłokę. Wszak inne grupy z mnichami nadal zmierzają ku Shimodzie i też zasługują na nasze zainteresowanie..
-mówiąc to Maruiken uśmiechała się delikatnie, czując pajączka najpierw poruszającego się po jej skórze, a potem znikającego pośród miękkiego kimona. Sama nie wiedziała gdzie, a co dopiero mnich lub któryś ze strzegących go łowców.
Machnęła w powietrzu uwolnioną dłonią -Iye, godzina albo dwie powinny wystarczyć nam na przygotowanie.
-Więc za godzinę przyjdę po was… uznałam, że oplątana pajęczyną i wydawana na żer ośmionogiego Oni, wydasz się im najlepszą przynętą, ne?
- zapytała z uśmiechem Sakusei.- Mam odpowiednie drzewo do którego cię przywiążę.

Z tymi słowami tsuchigumo opuściła podróżników pozwalając im w spokoju szykować się do zadania jakie przed nimi czekało.
A przede wszystkim samą Leiko. Łowczyni mogła jednak czuć się zadowolona, tym razem plan opierał się na finezji i skrytości… dziedzinach bliskich jej sercu i talentom.





* * *



Po powrocie ich gospodyni, wszyscy ruszyli razem ku wybranemu przez nią miejscu na zastawienie pułapki.

-Nic ci w sumie nie grozi od moich stworów, więc twoi towarzysze nie są konieczni, niemniej jeśli dzięki nim poczujesz się bezpiecznie.- westchnęła Sakusei, jednak Maruiken zauważyła nutkę dezaprobaty w jej tonie głosu. Tsuchigumo nie wydawała się kłamać, ale coś w jej ruchach i spojrzeniu sprawiało że Leiko czuła się nieswojo. Trudno było do końca rozgryźć tą pajęczycę.

-Twoi towarzysze zostaną ukryci za iluzją. Nie będziesz wiarygodną ofiarą, jeśli nie będziesz samotna.- rzekła, gdy w końcu dotarli do starego drzewa przypominającego starca uginającego się po brzemieniem wieku. Pochylony pień, wykręcone konary i gałęzie. Upiorny kształt tego drzewa podkreślał fakt, że było ono martwe, a okryte pajęczynami gałęzie nadawały mu widmowy niemal wygląd.

-To nie jest zwykłe drzewo.- stwierdziła Ayame przyglądając się mu.
-Ach… tak… nie jest. Pod tym drzewem rozlano krew, zbrodnia skaziła ziemię i samo drzewo. Jego duch jest wrogi i wściekły… ale też i w tej chwili uśpiony.- wyjaśniła Sakusei.- Jego aura wypełnia okolicę mrokiem i nie pozwoli przed nikim odkryć naszej obecności w pobliżu. Będziemy mogli spoglądać na wydarzenia, całkowicie nie zauważeni za maską mej iluzji. Nawet jeśli mnich sprawdzi okolicę swoją magią, nie wykryje mych iluzji i innych aur, poza tą promieniejącą od drzewa.
Po czym zwróciła się do Maruiken z delikatnym uśmieszkiem.- A teraz bądź tak miła i przytul się do drzewa, bym mogła cię do niego przywiązać.

-Wiele razy już miałam okazję odgrywać rolę przynęty, lecz ten jest wyjątkowy -odparła Leiko z wesołymi nutkami w głosie, chociaż ponure drzewo przyprawiło ją o lekki dreszcz rozchodzący się po jej skórze. Przyglądała się nieufnie temu martwemu tworowi natury i niechybnie mrocznych praktyk jakie tu miały miejsce -Zwykle moim celem bywały Oni lub ludzie o wyjątkowo złowieszczych zamiarach, a nie inni łowcy. Nie przypominam sobie też, abym kiedykolwiek wcześniej była spętana przez tsuchigumo. A już na pewno nie w tak.. czarującym miejscu jak to.

Wysunęła rękę spod ramienia Kojiro, na którym to wspierała się w drodze do tego miejsca. Pozornie, bo przecież Maruiken nie potrzebowała żadnej pomocy przy poruszaniu się. Idąc wraz z nim przez ten krótki moment, dłonią ściskała go wyczuwalnie w przestrodze bez słów. A jej oczy, w czasem rzuconym spojrzeniu na jego twarz, mówiły o ostrożności, o uważaniu na siebie kiedy jej nie będzie w pobliżu. Chociaż prawdopodobnie i on nie dał się omotać temu pięknemu złudzeniu Pajęczycy, ne? Iye, nie jej słodki tygrys.
Zbliżyła się do drzewa i najpierw musnęła palcami jego twardą korę, by potem odwrócić się i oprzeć o nie plecami. Uśmiechnęła, czarująco jak na przyszłą ofiarę pajęczego Oni - Oh, te ziemie zdecydowanie wystawiają mnie na próbę..

-Więc miejmy nadzieję, że ją przejdziesz dla dobra nas wszystkich.- uśmiechnęła się tsuchigumo zbliżając do łowczyni i muskając drzewo tuż obok jej szyi z lewej strony, po czym przesunęła palcami po skosie… wiodąc opuszkami palców białe jedwabne nici, przyczepione jednym końcem do owej kory. Nici te pociągnęła za sobą dołączając je do kory w pobliżu jej prawego boku. Owe pajęcze nici były delikatne w dotyku, ale naprawdę mocne i trudne do zerwania. Przesuwając palcami snuła kolejne nici w powietrzu i coraz bardziej oplątywała nimi Leiko powoli ją unieruchamiając. Były to dziwne więzy, miękkie i sprężyste… a jednak coraz bardziej krępujące i przyciskające łowczynię do chropowatej kory drzewa. Sakusei oplatała Maruiken z pietyzmem i dokładnością w każdym ruchu i geście. W ogóle się nie spieszyła. Pewnie dlatego, że odzywała się w niej natura pająka.

Łowczyni bez choćby mruknięcia czy grymasu sprzeciwu poddawała się działaniom pajęczycy. Stała nieruchomo, cierpliwie i w milczeniu dając się oplatać coraz ciaśniej, z każdą nicią zaciskającą się na swym ciele licząc, że jej gospodyni nie zapomni się całkiem w tej swojej pajęczej praktyce. Szczególnie, że coraz bardziej zaczynała się czuć jak jeden z motyli uwięzionych w pajęczynie, mających smętnie zakończyć swój barwny wszak żywot w paszczy przebrzydłej bestii. Nie było to pocieszające wyobrażenie, lecz kobieta zachowywała zimną krew.

A po dokończeniu swego dzieła, Sakusei odsunęła się i ruszyła w kierunku pozostałej trójki - Wszystko jest już gotowe. Teraz ukryję twych towarzyszy, sprowadzę naszą małą grupkę zabójców by mogli cię uratować oraz… podeślę żywego potworka, by to wyglądało wiarygodnie. Gdy zobaczysz jak się ku tobie zbliża, to będzie znak, że łowcy są w pobliżu.

Jej sylwetka, podobnie jak postacie towarzyszy łowczyni, zaczęły się rozmazywać i znikać we mgle, która się pojawiła znikąd.

-Nie martw się… zawsze będziemy blisko.- już tylko głos Kojiro słyszała, bo samej jego osoby nie mogła dostrzec.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-08-2015, 20:54   #238
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To… była krępująca sytuacja. Dosłownie i w przenośni. Przywiązana i bezbronna praktycznie Leiko robiła za słodką przynętę. Niemniej tym razem jedwabne więzy były ciasne i mocne. Łowczyni była bezbronna w tej sieci pająka. Co więcej… nie mogłaby się z niej wyrwać. Sakusei znała się na krępowaniu swych ofiar. Co więcej ciasno opinająca Maruiken pajęczyna podkreślała atuty urody łowczyni sprawiając że jej podróżne kimono mocniej opinało krągłości jej ciała. W dodatku… znów zaczęło padać. Drony deszcz moczył przywiązaną kobietę, dodając mizerii jej sytuacji i pokusy jej ciało oblepionemu przez mokre kimono. Gdyby Leiko podejrzewała, że Sakusei włada i pogodą, to niewątpliwie posądzałaby pajęczycę o tą złośliwość. I nie mogła nic na to poradzić. Tym razem Maruiken była prawdziwie bezbronną przynętą i nie czuła się z tym komfortowo. I musiała znosić to uczucie przez około pół godziny. Bo dopiero po tym czasie słyszała kroki i głosy. W tym jeden znajomy. Kirisu Płomień. Rozmawiał z kimś starszym i wyraźnie doświadczonym… Kimś o chrapliwym głosie. Kimś kogo znała.
A deszcz przybierał na sile, ochładzając ciało łowczyni i czyniąc jej kształty bardziej… wyraźnymi pod przemoczonym kimonem.
Pierwsza jednak pojawiła się sama Sakura, przemierzając obojętnym krokiem ścieżkę prowadzącą do drzewa przy którym była związana łowczyni.


Na jej widok wyraźnie się zatrzymała i rozejrzała błyskawicznie w poszukiwaniu wrogów, czy też pułapek.
-Co to za sztuczki syknęła?- syknęła głośno nie dowierzając swemu wzrokowi.- To ma być jakaś kolejna twoja próba pajęcza wywłoko?! Kolejna pułapka?
Pojawiający się jako kolejny Kirisu, zachował się w sposób wprost przeciwny.


-LEIKO-CHAN?!- krzyknął zaskoczony jej widokiem i chwyciwszy za jūmonji-yari, biegiem ruszył w kierunku łowczyni. Świst katany. Ostrze zatoczyło łuk bez problemu docierając do gardła kogucika. Sakura… była niezwykle szybka.
- A ty… dokąd?- syknęła trzymając młodzika w szachu.
-Leiko- chan jest uwięziona, musimy jej pomóc.- burknął kogucik.
- Nic nie musimy. Po pierwsze to nie musi być twoja Leiko-chan… To może być kolejna iluzja, którą kryje ten przeklęty las. Albo pułapka. Musimy postępować ostrożnie. -rzekła Sakura nadal nieufnie lustrując otoczenie. - Poczekamy aż Jimushi z chińskim mnichem tu podejdą. Coś mi tu śmierdzi.
- Ale Leiko-cha…-
zajęczał błagalnie Kirisu.
- Leiko żyje i ma się świetnie. I nigdzie nie ucieknie.- mruknęła Sakura.
- Sakura-san ma rację. Nie należy rzucać się na oślep. Potem znowu będzie musiała ratować twój tyłek.- zaśmiał się chrapliwy głos.


Głos należący do Jednookiego Wilka znanego łowczyni z widzenia. Rozejrzał się on podejrzliwie dookoła. Po czym spojrzał na Maruiken.- A więc to jest ta twoja ślicznotka? No. No. Rozumiem co ty w niej widzisz.
Uśmiechnął się bezczelnie dodając.- Takie jak ona potrafi zasłonić cały świat, ale… Wiśniowy kwiatuszek ma rację. To spotkanie innego łowcy jest zastanawiające… co się stało z resztą jej grupy?
- Poczekamy na pozostałą trójkę. Niech mistycy coś wywróżą.
- zadecydował, choć tylko potwierdził w ten sposób opinię Sakury, a Kirisu patrzył na łowczynię z miną stęsknionego psiaka.
Pozostała trójka była równie barwna jak pierwsza. Oprócz nieznanego jej mnicha składała się z dwóch łowców. Nie było towarzyszącego im samuraja, więc Maruiken uznała, że Sakusei zdołała przynajmniej jego wyeliminować.
Za to był on.
Japoński mnich obwieszony jadeitem. Tyle amuletów ochronnych jakimi był obwieszony wpływało i na jego samego. Był… wydawał się już być na granicy oświecenia. Stąd pewnie zielony blask jego oczu.
- Drzewo.. promieniuje złem wypełniającym całą okolicę. Muszę przy nim pomedytować, żeby poznać jego naturę.- rzekł w końcu.
- Później. Czy drzewo jest groźne Jimushi-sama? Czy jest tu coś oprócz drzewa?- pytał sceptycznym tonem głosu Jednooki Wilk.
- Iye. Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.- mruknął Jimushi, a chiński mnich zaświergotał coś po chińsku wyjmując znany łowczyni amulet i machając nim na boki. I też chyba nic nie odkrył sądząc po skwaszonej minie. Mroczna aura drzewa kryła więc Sakusei i jej sojuszników przed wykryciem.
Zaś sama Leiko… nie była w stanie wypowiedzieć przez dłuższą chwilę słowa. Odpowiedziała jedynie ciepłym uśmiechem na zapewnienia Kirisu, że wyrwą ją z tej pułapki.
Bowiem drugi ochroniarz chińskiego mnicha wpatrywał się w nią równie zaskoczony, co ona.


Yashamaru. Wydoroślał i zmężniał. Ale i tak go rozpoznała. Podobnie jak on ją. Kiedyś byli sojusznikami, kiedyś działali wspólnie, kiedyś on jej był cieniem. Kiedyś był kimś więcej… kiedyś.
Teraz ona miała swoją misję. On własną. Czasy sojuszu minęły. Sentymenty należało odłożyć na bok. Teraz Yashamaru był potencjalnym zagrożeniem. Mógł zdemaskować, ale i ona mogła zdemaskować jego.
Więc Leiko wiedziała że tego nie zrobi. Nie wiedziała jednak w jakim celu podszył się po łowcę Oni. Jeśli ich cele będą sprzeczne, któreś z nich zginie. Czy wtedy… dłoń Leiko się zawaha podczas zatapiania ostrza w jego sercu?
- Leiko-chan? Jak się czujesz?- spytał z troską kogucik, podczas gdy reszta łowców zastanawiała się jak podejść do tego drzewa. I gdzie kryją się potwory, które zastawiły tę pułapkę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-08-2015, 13:26   #239
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Serce biło tak silnie. Zbyt silnie, zbyt szaleńczo.
Dziwna to była słabość, ale właściwa dla okoliczności – bycia ofiarą spętaną przez pajęcze kreatury i odnalezioną przez łowców, jedyną dla siebie nadzieję. Tyle, że ani jedno ani drugie nie było prawdziwą przyczyną tych gwałtownych uderzeń jej serce.

Ta twarz, te oczy. Niosły za sobą mnogość wspomnień, tyle latami uciszonego bólu.
Dlaczego on tu był? Dlaczego akurat on? Miała go już nigdy nie zobaczyć, taka była obietnica złożona w milczeniu. Nigdy więcej spojrzenia z nim skrzyżowanego, dotyku jego palców na swej skórze, słów beztroskich i pocałunków niewinnych. Nigdy więcej pomyłek z jego powodu, nigdy więcej poczucia porażki i zawodu.
Ale był. Jej własny duch. Źródło myśli pokaleczonych. Nie mogła pozwolić, aby znów wszystko zniszczył. Zbyt daleko już zaszła.

-Teraz już.. -zaczęła powoli, chcąc odpowiedzieć Płomyczkowi, lecz głos okazał się zbyt słaby. Może winy należało szukać w krzykach o pomoc godzinami rozdzierającymi las, a może w zbyt długim milczeniu w tym byciu ofiarą samotnie pozostawioną na pastwę pająków.
Mocne wzdrygnięcie przeszyło jej przemoczonym, wychłodzonym ciałem, nim zebrała w sobie na tyle siły, by wypowiedzieć cicho kilka tych kilka słów pocieszenia -Teraz już lepiej, Kirisu-kun..

Było coś w uśmiechu rozchylającym jej wargi i w oczach spoglądających spomiędzy gęsto padających kropel deszczu. Ten pierwszy, niewątpliwie musiał należeć do niej, żadna iluzja nie mogłaby uzyskać takiej ilości czaru w tak subtelnym geście. Lecz kryło się w nim coś niewypowiedzianego. A wzrok, chociaż czasem jaka kropla zatańczyła na jej długich rzęsach zmuszając do mrugnięcia, nadal pozostawał bystry, pomimo tego cienia zachodzącego na złoto tęczówek. To zmęczenie. Nie takie zwyczajne, jak po długiej podróży. Iye, to było zmęczenie osoby próbującej zbyt długo już wydostać się z potrzasku, aż w końcu pozostała jej jedyna rezygnacja. A bo to może już dni minęły, odkąd wpadła w tę pajęczą sieć? Nie wierzyła w możliwość ucieczki, może nie wierzyła nawet.. że jej dzielny Płomyczek byłby w stanie ją uwolnić.

Stanowczo starała się nie patrzeć w stronę ducha ze swej przeszłości. Wiedziała, że ignorowanie jego obecności nie jest rozwiązanie na dłużej, lecz.. już i tak odczuwała trudność w takim udawaniu na jego oczach. Wszak kiedyś znał wszystkie jej sztuczki, jakże teraz mogłaby jakiejś użyć przeciwko niemu? Może w ich w młodzieńczych czasach leżała jego jedyna słabość.. ale czy ona potrafiłaby wykorzystać te dawne uczucia?

-Obawiam się, łowca-san, że moja grupa napotkała pewne.. trudności na swej drodze -zwróciła się z wyjaśnieniem do Jednookiego Wilka. Była przekonana, że on nie mógł jej pamiętać z tych kilku razy, gdy ich ścieżki się prawie splotły -Nasz przewodnik padł ofiarą wściekłego ducha, a my zostaliśmy zmuszeni do rozdzielenia się. Nie wiem gdzie są pozostali, czy dotarli już do Shimody, czy natrafili na kolejne przeszkody. A ja... -westchnienie okazało się być zgubne w tak ciasnych wiązaniach i grymasem przyozdobiło twarz kobiety. Pokręciła głową, a sposób w jaki ją przekrzywiła odsłonił szpetną ranę na jej szyi. Od ostrza katany owego „przewodnika”, jednak żadne z nich nie mogło o tym wiedzieć -To nie jest miejsce na samotne wędrówki..

- To niezbyt mądre… rozpraszać się w tych przeklętych okolicach. Jak nie Oni, to oszalałe youkai.
- mruknęła Sakura kucając i rozglądając się za tropami.- A jak ty wpadłaś w ich pułapkę? I gdzie są twoi ciemiężyciele. I czemu jeszcze… żyjesz?
- Jak możesz zadawać takie pytania! Nie widzisz ile przeszła?!
- krzyknął oburzony Kirisu.
- Nie pomożemy jej, jeśli sami damy wciągnąć się w pułapkę i zginiemy.- Jednooki Wilk poparł Sakurę, a mnich zwany Jimushim zastanowił się głośno.- Może została złożona w ofierze pradawnemu złu kryjącemu się pod korzeniami drzewa?
Chiński mnich zaszeleścił coś w swoim obcym języku, wywołując pytanie Sakury.- Co on plecie?
-Eeem… ona… jest… ważna… uratować ją?- Jimushi widać znał trochę chiński. Nie na tyle dobrze, by w pełni przetłumaczyć jego słowa.

Jedynie Yashamaru milczał udając lojalnego ochroniarza i pilnując bezpieczeństwa mnicha. Podobnie jak Leiko próbował się znaleźć w tej niekomfortowej dla obojga sytuacji.
Jednak jego spojrzenia i gesty, sugerowały łowczyni jedno.
Nie znamy się.
Prosty komunikat na którym planował budować ich relacje w tej sytuacji.

W duchu przyznała mu rację. To był najlepszy układ na jaki mogli sobie pozwolić, bez zwracania na siebie niczyjej uwagi i bez prób poznania swych celów. Nie mogła jednak odegnać od siebie jednej uciążliwej myśli, której nie słyszała od wielu, wielu lat.
Czy miał do niej żal, że tak nagle zniknęła? Bez słowa pożegnania, jak gdyby nie chciała go już więcej znać? Ale ona przecież nie mogła inaczej, nie miała wyboru. Zostało zadecydowane za nią, ale przecież i ona nie mogłaby tak dalej narażać dobra swej Mateczki. W pewnym momencie zagubiła się w swych uczuciach, zapominając co naprawdę było ważne. I to nie był on.

-Ja.. ja nie znam się na zwyczajach tych bestii -odparła Sakurze po dłuższej chwili -Ich Pani wyglądała na taką, która odnajduje radość w zabawie swą ofiarą, zamiast w jej szybkim zabiciu. Może cieszyło ją podsyłanie mi kolejnych iluzji do igrania sobie z moim umysłem, może..
Urwała nagle i spojrzała na łowców w takich sposób, jakby pierwszy raz ich widziała. Oczy rozszerzyły się, brwi uniosły, a tęczówki błysnęły gorączkowym blaskiem -Ah.. ale przecież wy też pewnie jesteście kolejną z jej iluzji, ne? Kolejną iskierką nadziei na wolność, którą ona zgniecie prosto na moich oczach...
Ostatnie słowa zmieniły się w ciężki do zrozumienia szept, kiedy Leiko w rezygnacji opuściła głowę. Mokre i ciężkie od deszczu włosy, strąkami smętnie przesłaniały jej udręczoną twarz.

- Dziwne…- zamyśliła Sakura wyraźnie nie dowierzając sytuacji i czując postęp. Kirisu nie miał zaś takich dylematów.
- Leiko-chan. Możesz być pewna, że jesteśmy prawdziwi cię uratujemy!- krzyczał kogucik, po czym zerknąwszy na swych niepewnych towarzyszy dodał.- A na pewno ja to zrobię.
Widząc jak rozwija się sytuacja Sakusei zapewne uznała, że czas na działanie. I tuż za plecami grupki łowców powoli zaczęły schodzić z drzew pajęcze potwory.




Jakiś rodzaj spaczonych tsuchigumo o pyskach przypominających twarze ogrów, a dłoniach niemal ludzkich, acz zakończonych szponami. Skupieni na Maruiken łowcy jeszcze ich nie zauważyli, tym bardziej że oba stwory poruszały się bezszelestnie.

-Kirisu-k... -Leiko z powrotem głowę zaczęła powoli podnosić, z pewnością aby z wdzięcznością przyjrzeć się temu żarliwemu kogucikowi. Nie wątpiła, że budził się w nim bohater tylko wtedy, jak dama w opresji była niezwykłej urody i mógł liczyć na odpowiednią.. nagrodę za swoje męstwo. Wędrówki po ziemi klanu ani trochę go nie zmieniły, ku jej zadowoleniu.

Jego imię jednak zamarło na ustach kobiety, tak samo jak jej wzrok nieruchomo wpatrywał się ponad ramieniem młodziana w dwie bestie. Zatem zamiast uśmiechu i słodkich słówek mających podsycić żar w Płomyczku, spomiędzy jej warg padło ostrzegawcze syknięcie -Uważajcie, z tyłu!
Niemal wszyscy odwrócili się jednocześnie. Z ust Jednookiego Wilka padł okrzyk.- Chronić mnicha!
I ruszył do walki, a wraz z nim Sakura, wyprzedzając go błyskawicznie.




Mimo swego kalectwa jej szybkość i siła były imponujące. Dopadła swego pająka i zanim ten zdążył uskoczyć, pozbawiła go prawej łapy precyzyjne przecinając staw łokciowy. Ostatnio Leiko miała szczęście do takich mistrzów miecza. Pierwszym był Sasaki Kojiro, drugim jasnowłosy oni z którym ponoć była spokrewniona, a teraz… to różowowłose monstrum. Posługiwała się kataną trzymając ją cały czas ostrzem w dół, lecz siła i szybkość rekompensowały nie dogodności.

Jednooki Wilk ścierający się ze swoim przeciwnikiem, był doświadczonym i niezłym szermierzem, ale nie miał się co równać z Sakurą. Zdołał jednak wymienić kilka ciosów z pajątkowatym potworem próbującym go dosięgnąć kataną. Jimushi stanął przy chińczyk i ustawiwszy palce w kształt jednej z mudr otoczył siebie i Chińczyka jasnozieloną barierą. Yashamaru zaś wyciągnął ze swego stroju kilka sztyletów kunai. Ciśnięte w potwora z którym walczył Jednooki Wilk chybiły niemal wszystkie, po za ostatnim trafiającym w oko bestii i wywołującym skowyt bólu. Leiko jednak wiedziała, że jej dawny towarzysz nie chybił ani razu. Pierwsze trzy służyły po to, by zmusić stwora do uniku.. prosto pod czwarty żelazny pocisk jaki cisnął.

A Kirisu oczywiście pognał do Maruiken, by ciosami swego oręża uwolnić ją z więzów pajęczyny.
Wyswobodzona ze swego kokonu łowczyni na moment straciła równowagę z winy nóg, tak niepewnych po ciasnym opleceniu pajęczyną Sakusei. Natychmiast więc wsparła się dłonią o ramię swego dzielnego Płomyczka, zapewne bardziej niż chętnego do użyczania jej swego ciała.
Nie rzuciła mu się na szyję w przypływie podzięki i radości. Oczywiście, że nie. Nawet tak naiwny kogucik nie mógł oczekiwać po niej takiej reakcji. Posłała mu jedynie uśmiech, tym razem taki rozgrzewający serce jak istne słońce, którego promieni dotkliwie brakowało w lesie rządzonym przez pająki.

Przemoczone kimono ciążyło jej na ramionach. Miała wręcz wrażenie, że nieustępliwie ściekają z niego strużki deszczu, a pod spodem żaden fragment skóry nie pozostał już suchy. Pogoda na tych terenach niewątpliwie lubiła sobie płatać figle z niej, i przede wszystkim z towarzyszących jej mężczyzn. Czyniła z Leiko dziwaczny okaz zarówno słabości drżącej z zimna, co i pokusy o wyraźnie zaznaczonych kobiecych kształtach.
Z cichym trzaśnięciem rozłożyła swą parasolkę, po czym schowała się pod nią, jak gdyby deszcz był jej największym zmartwieniem w tym momencie. Nie dwie bestie, nie otoczenie pełne innych im podobnych kreatur, ale właśnie te krople spadające z nieba.

Kirisu delikatnie objął Maruiken tuląc jej drżące ciało do swego i stając się jej podporą.
-Jesteś już bezpieczna, Leiko-chan.- szepnął. A ona mogła obserwować walkę. Jednooki Wilk zdołał ranić korpus swego przeciwnika wykorzystując fakt, że jego prawie ślepię zostało wyłupione. Atakował stwora z jego martwego punktu w polu widzenia. Jimushi posłał jadeitowy amulet wprost w usta na wpół oślepionego stwora blokując w ten sposób jego zdolność do plucia pajęczyną.
Sakura zaś walczyła sama… i to jak. Tsuchigumo desperacko się bronił przed nią, ciągle napierającą i błyskawicznie uderzającą swą kataną.
Każdy jej cios znaczył korpus bestii głęboką krwawiącą raną. Trudno już było powiedzieć, kto tu jest ofiarą a kto drapieżnikiem. Filigranowa kaleka była w tym pojedynku dziką bestią sadystycznie szatkującą coraz słabszego wroga na kawałeczki. Yashamaru zaś asystował jej w tej walce. Choć jego rola ograniczyła się do obserwowania tego krwawego spektaklu.

I niepowstrzymana krwiożerczość prezentowana przez Sakurę, i zręczne wykorzystywanie słabości przeciwnika przez Jednookiego Wilka, i ten osobliwy mnich o nieznanych kobiecie sztuczkach. To wszystko.. nie miało teraz znaczenia dla Leiko. Może i spoglądała w kierunku walczących, jak gdyby obserwowała ich potyczkę z bestiami, lecz tak naprawdę jej spojrzenie przesuwało się ku Yashamaru. Pozwalała sobie na to, póki wiedziała, że on się nie odwróci akurat.

Nie mogła uwierzyć w przewrotność Losu. Jakże mógł spleść ich ścieżki ze sobą po tylu latach? Dlaczego teraz, dlaczego w takim miejscu, w trakcie tak zawiłej misji. Mógł być problemem, jeśli naprawdę przydzielone mu zostało dbanie o bezpieczeństwo Chińczyka. Już wcześniej zlikwidowanie go było trudne, teraz obecność młodz.. iye, tego mężczyzny z jej przeszłości, czyniło okoliczności jeszcze bardziej skomplikowanymi. Nawet prześliczny pajączek ukryty w kimonie nie mógł być wystarczający.

-Powiedz, Kirisu-kun.. -zamruczała, swoim zwyczajem wykorzystując zamieszanie i bliskość łatwowiernego Płomyczka. Wprawdzie w deszczu gubiły się zapachy jej zniewalających perfum i olejków do ciała, lecz nie wątpiła, że mokre kimono odsłaniało przed nim wiele innych intrygujących skarbów. Skinęła głowę w kierunku Yashamaru, pytając -Kim jest ten łowca? Nie pamiętam go z naszych wcześniejszych polowań..
- Kim?
- odrobina zazdrości wkradła się w ton głosu kogucika. Bądź co bądź Yashamaru był młody i przystojny, tak jak Kirisu. Niemniej pokusa jej urody sprawiała, że łowca nie mógł nie odpowiedzieć na pytanie łowczyni.- Nazywa się Tomaka Kusaru…. Kusaru-san jest ponoć znany w północnych prowincjach. Słyszałaś o nim?
Łowczyni słyszała o nim podczas innych swych misji, gdy wcielała się w gejsze i pogromczynie potworów. Tyle że to co słyszała o nim, nie pasowało do sylwetki Yashamaru. Tomaka powinien być starszy, mieć około czterdzieści lat.

-Iye, nie słyszałam – skłamała gładko, bo i przecież nie chciała dawać Płomyczkowi powodu do zmartwień. Chociaż musiała przyznać, wspomnienie jego i Yasuro „subtelnych” walk o jej zainteresowanie, było całkiem zabawne. Te ich gniewne spojrzenia rzucane sobie nawzajem, te uszczypliwości wypowiadane na tyle uprzejmie, aby nieświadoma niczego kobieta nie mogła się poznać na ich zażartej rywalizacji. I każdy z nich sięgał ku wyżynom swych wątpliwych umiejętności zabiegania o względy płci pięknej. Teraz jednak Kirisu nie musiał wiedzieć, że myśli jego Leiko-chan zajmował inny mężczyzna.

Przyglądała się Yashamaru odwróconemu do niej plecami, jego włosom.. tak krótkim, nienaturalnie w jej oczach. Wszak ostatnim razem jak go widziała miał długą grzywę, ale przecież i ona wtedy jeszcze mogła się pochwalić długimi pasmami, które zamieniła na krótkie, częściowo zasłaniające jej twarz, a teraz mokre klejące się do policzków. Ale nie to było jedyną zmianą w jej dawnym partnerze. Wydoroślał, to oczywiste przez te lata, ale też chyba.. spoważniał. Nie widziała już w nim tego niefrasobliwego chłopaczka kierowanego instynktami co kiedyś.
Ale mimo to nie mógłby przecież uchodzić za czterdziestolatka. Niemożliwe. Może więc skradł tożsamość prawdziwego Kusaru, aby łatwiej wkraść się pośród szeregi łowców klanu? Albo pogłoski przez nią zasłyszane, za bardzo zmieniły się od ich oryginalne źródła..

Walka już dobiegała końca. Sakura jednym szybkim cięciem oddzieliła łeb swego wroga do zmasakrowanego korpusu i zatrzymawszy stopą jego toczący się czerep, uśmiechnęła się dodając.- To było zabawne… teraz czas na sake...oh… nie mamy.
I mina jej zrzedła, podczas gdy Leiko poczuła przyjemny dreszczyk na ciele. A rana na jej szyi zaczęła się zasklepiać przywracając jej skórze nieskazitelną gładkość. Także i Jednooki Wilk dokończył zabijanie potwora kilkoma szybkimi pchnięciami, z których jedno musiało dosięgnąć jakiegoś ważnego organu, bo potwór padł martwy.

- No to… ruszajmy stąd?- zaproponował Jimushi podchodząc do martwego pająka i zabierając z niego swój amulet.
- Dobry plan.- zgodziła się z nim Sakura, a Jednooki Wilk uśmiechając się dodał.- A ty znajdko, opowiesz dokładnie jakim cudem utknęłaś w tym lesie i czemu wyście się rozdzielili. To musi być bardzo ciekawa historia… zresztą, tylko historii właśnie mamy w bród. Bo jedzenia mamy niewiele, a sake już się skończyło.
Yashamaru zaś trzymał się z boku bacznie przyglądając się Leiko i mając zapewne podobne jak ona… dylematy.
-Wątpię, aby moja historia była na tyle fascynująca, aby zastąpiła jedzenie, łowca-san. A co dopiero mówiąc o sake -odpowiedziała mężczyźnie Maruiken z krótkim, prawie bezgłośnym chichotem, który i tak skryła za rękawem oblepiającym jej dłoń i rękę. Teraz, gdy zagrożenie już minęło, gdy rozbłysła w niej nadzieja i była w bezpiecznym towarzystwie innych łowców, to do kobiet powracał także jej niezaprzeczalny czar i dystyngowanie, nawet w tak nieprzyjemnych otoczeniu pajęczego lasu.

-Ah, ale gdzie moje maniery.. -opuszkami palców w zafrapowaniu musnęła swych warg, po czym przesunęła je ku tym nieszczęsnym pasmom klejącym się do jej policzków. W próbie doprowadzenia się do ładu z niesmakiem zagarnęła je za uszy, podzwaniając przy tym zdobiącymi je kolczykami. Następnie nadal chroniąc się pod parasolką, pochyliła się przed grupką w eleganckim wyrazie swej wdzięczności -Arigatou gozaimasu za ratunek. Wolę nawet nie myśleć co by się stało, gdyby wasze kroki prowadziły inną drogą, lub te bestie pojawiły się odrobinę wcześniej..
- Pewnie zostałabyś zjedzona.
- oceniła sytuację Sakura i pocierając podbródek palcami przyglądała się łowczyni.- Hmm… Cóż… przynajmniej jest na co popatrzeć, skoro nie masz co opowiadać.
Podrapała się po policzku i ruszyła w kierunku Leiko mówiąc.- Masz rację, dobra opowieść nie zastąpi posiłku. Ale zawsze umili czas głodu, ne?
Spojrzała za siebie i dodała z ironicznym uśmiechem.- No… Na co czekacie. To nie jest miejsce dobre na obozowisko. Mroczne drzewo… nie o tym wspominałeś Jimushi?

- Wspominałem także, że chcę przy nim medytować by poznać jego naturę.- przypomniał japoński mnich.
-Musimy? Nie mam nic przeciwko kolejnej walce… ale drzewa raczej nie sa intrygującymi przeciwnikami.- odparła z jękiem Sakura, a Jednooki Wilk znów ją poparł. -To może być pułapka w pułapce. Potwory które zesłała pajęczyca, tym razem nie były ani liczne, ani zbyt trudne do pokonania.

Fałszywy Tomaka Kusaru milczał jakby jego ten spór nie dotyczył, a Kirisu delektował się samym faktem tulenia Maruiken do siebie. Stęsknił się zapewne za swą wybranką.
A samej Leiko właściwie nie interesowało czy grupka łowców ruszy dalej, czy zatrzyma się w tym miejscu na dłużej. W przeciwieństwie do nich wiedziała, że Sakusei nie pośle na nich całej swej pajęczej armii. Za bardzo się ich obawiała, a jednocześnie za bardzo chciała się pozbyć tego plugastwa jakim był chiński mnich. I w tym przecież miała jej pomóc właśnie ona, oraz to śliczne świecidełko o kształcie pająka ukryte głęboko pod kimonem. To było jej celem, lecz niespodziewanie pojawił się jeszcze jeden, którego nie potrafiła zignorować.

Prostując się ze swego ukłonu, Maruiken zerknęła w kierunku Yashamaru w sposób zbyt przelotny, aby mógł być dostrzeżony przez kogokolwiek innego z ich grupy. Łowcy demonów znali się może na Oni, ale nie byli aż tak spostrzegawczy w stosunku do innych ludzi.
Zadbała, aby nie umknęło mu to spojrzenie, czujne i bystre, niepasujące do kobiety wymęczonej deszczem i do niedawna jeszcze uwięzionej. Wiedziała, że on będzie ją obserwował, śledził każdy jej ruch w próbie odkrycia zamiarów. Wiedziała, bo sama planowała takie działania wobec niego.
Będę się Tobie przyglądała” - mówiły jej oczy o lśniących złotem tęczówkach.

Yashamaru na moment się uśmiechnął nieco… ciepło… i nieco ironicznie. Jego spojrzenie powędrowało na dekolt Leiko, potem na jej twarz, a potem na Kirisu.
Bo też kogucik obejmując czule i zaborczo łowczynię, szeptał jej do ucha jak bardzo tęsknił, jak bardzo Sakura go irytuje, jak bardzo się cieszy że Maruiken jest przy nim. Szeptał przy tym muskając oddechem jej skórę szyi… a możliwe, że pragnął to też uczynić pocałunkami.
Yashamaru miał rację. Leiko nie uwolni się od towarzystwa Płomyczka tak łatwo.

A pozostali dyskutowali nad tym czy iść dalej, czy też tu urządzić sobie nocleg. Było już widać, że Jimushi w końcu przegra ten spór i cała grupa poszuka sobie lepszego miejsca na wypoczynek.
Dobrze, że chociaż padać przestało.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-08-2015, 13:43   #240
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Przeprosiny brzmiały ładnie. W szczególności te pochodzące z najszczerszego serca. W niektórych przypadkach potrafiły otrzeć łzy i przywołać uśmiech na twarzy. W naiwnych przypadkach, kiedy wyrządzone zło było tylko trywialnością. Przeprosiny bowiem nie potrafiły prawdziwie naprawić szkody jaką się wyrządziło. Były tylko pustymi słowami, niczym więcej.

Klęczała podpierając się dłońmi. Długie włosy, niby lśniący jedwab o barwie głębokiej nocy, spływały jej po ramionach, kurtyną zasłaniały twarz i końcówkami prawie muskały tatami.

Po nosie dziewczyny spływała kropelka, która zadrżała niebezpiecznie na jego czubku, gdy całym ciałem wstrząsnęło mocne łkanie. Spadła, dołączając do innych łez perlących się na palcach zaciśniętych mocno w piąstki i tych będących już jedynie ciemniejszymi plamkami na podłodze.






Ani myślała podnosić wzroku. Ani myślała się odezwać chociaż słowem. Nie znała żadnego, które miałoby wystarczająco siłę do wynagrodzenia błędu jaki popełniła. Bowiem ani wojen, ani bitew nie wygrywało się przeprosinami. Nawet kiedy potyczki toczyły się na polu subtelnych uników, intryg i gestów o wielorakich znaczeniach, a odpowiedni uśmiech mógł przesądzić o zwycięstwie.

Policzek piekł niemiłosiernie. Zapewne niedługo miał także spuchnąć, stając się czerwonym symbolem wstydu dziewczyny. Widocznym dla każdej z siostrzyczek, lecz nie do bycia wzgardzoną lub wyśmiewaną przez nie. Iye, to nie byłaby wystarczająca kara. Miała stanowić przykład zawodu sprawionego ich Mateczce, która przecież rzadko kiedy podnosiła rękę na swe córy. Tylko w przypadkach wyjątkowego rozczarowania, gdy zawierzała tak bardzo w ich zdolności i oddanie, w zamian jednak otrzymując złamane serce. Widok żalu na jej pięknej twarzy był najstraszliwszym z koszmarów.
Nie płakała, nie krzyczała. Wystarczył sposób w jaki na nią patrzyła, jak gdyby.. tak wiele się po niej spodziewała, a teraz nie mogła już nigdy więcej obdarzyć jej zaufaniem. Właściwie to nawet patrzenie na swą córę marnotrawną zdawało się sprawiać jej wielki ból.
Nie było zrozumienia. Nie było wybaczenia. Tylko cisza tnąca głębiej niż ostrze.

Po wyjściu na zewnątrz miała ochotę wyć do Księżyca. Tego samego, cyklopicznego i bladego oka wiszącego wysoko na nocnym niebie, które swym blaskiem otulało wtedy ogród. Milczący świadek jej upadku i rozpaczy rozdzierającej duszę.
Dotknęła palcami policzka. Gorący jak sam ogień, ale nie bolał.. a przynajmniej ona teraz tego nie czuła, nazbyt przepełniona swą wewnętrzną agonią. Lód i czas zmniejszą obrzęk, ale nic nie oczyści jej duszy ze zgnilizny porażki. Jedynie śmierć.

Ostrze błysnęło w ciemnościach nocy, a jego cięcie było równie czyste i płynne, jak przy podrzynaniu komuś gardła. Ale to nie krew trysnęła, to nie drugi człowiek stał się ofiarą młodej kunoichi. Ani nawet nie ona sama w honorowym odruchu zmycia z siebie winy i upokorzenia. Iye, to długie pasma włosów smętnie zwisły w dłoni jej dłoni.
Czemu akurat one? Czemu taki gest, czy nie nazbyt dramatyczny i teatralny?
Nie myślała jasno w tej chwili. Świat widziała przez oczy zaszklone łzami i umysł przepełniony niewypowiedzianym cierpieniem, któremu nie mogła się równać żadna fizyczna tortura.

Jej duma, jej naturalna ozdoba, której mogła pozazdrościć niejedna gejsza o cienkich i nieciekawych kosmykach. Może to właśnie w niej spostrzegła problem, w tym jak Yashamaru radośnie potrafił bawić się jej puklami i tonąć pośród nich palcami w ich chwilach bliskości. Lub tym jak tamten mężczyzna trzymał za nie brutalnie, gdy dopuszczał się zbrodni na jej delikatnym ciele. Gdyby to się nie wydarzyło, gdyby nie pobiegła przerażona do ogrodu, to dostojnik by nie zginął. Wszystko powiodłoby się po jej myśli.
Może nie czuła się ich godna. Tych, które w jej dzieciństwie kochana mateczka własnoręcznie rozczesywała..

A może to był pierwszy odruch, mogący przynajmniej w niewielkim stopniu ukoić jej złamane serce. Ukojenie poprzez wymierzenie sobie własnej kary. Symbol lepszego, nowego początku zrodzonego w bólu.









* * *




-.. prosto przez jego gardło! Ha! Szkoda, że go nie widziałaś, Leiko-chan. Był ogromny, z łatwością mógłby nas wszystkich pożreć. Ale pokonałem go, oczywiście że tak. Żaden Oni nie jest wyzwaniem dla Kirisu Płomienia!

Młodzian „zabawiający” w swym mniemaniu łowczynię, stał się jednocześnie przyczyną jej popadnięcia w zamyślenie, co i powodem wyrwania się z tak ponurych wspomnień. I w idealnym ku temu momencie, akurat by mogła zareagować uśmiechem na kolejną z jego opowieści. Nie było to wiele, czasem swój „zachwyt” nad nim dodatkowo podkreślała słowami zachęty lub spojrzeniem, w którym on mógł się doszukiwać iskiereczek uwielbienia. Po tak długim byciu daleko od Leiko, te drobne gesty z jej strony były nadmiarem szczęścia dla Kogucika spragnionego uwagi. Nie musiał wiedzieć, że jej myśli kierowały się ku innemu mężczyźnie.

Od czasu do czasu czuła wędrujące po sobie spojrzenie swego dawnego partnera. Zapewne oceniał jak bardzo się zmieniła od ostatniego razu, gdy ją widział. A zmieniła się przecież bardzo. Nie tylko pozaokrąglała się odpowiednio i jeszcze milej dla oka niż kiedyś, ale gdzieś przez te lata porzuciła tą swoją beztroską krnąbrność. Na jej miejsce wstąpiła skromność gestów i zachowania, przyozdabiająca ją piękniej niż każde jedwabie i atłasy. Zarówno jej słowa zachęty na opowiastki Kirisu, jak i zasłuchane milczenie były pełne powabu, a kroki stawiane z wdziękiem pomimo nierównej ścieżki pod drewnianymi geta. A wszystko to jednak otulone aurą niedostępności. Oczywiście, dopuszczała do siebie Płomyczka, ale i ten pogromca niewieścich serc napotykał granicę przy każdej próbie zbytniego spoufalenia się z nią na oczach wszystkich.

Co jakiś czas miała ochotę dotknąć swych włosów, klejących się jeszcze niektórymi kosmykami do jej twarzy, acz powstrzymywała w sobie ten prawie bezwolny odruch. Niemądry i sentymentalny.
Pozwoliła sobie jednak na westchnienie w duchu. Sądziła, że tamten senny nawrót wspomnień był jednorazowym zdarzeniem, które wznieciło bycie przynętą dla Kasana. Nie była skłonna do takiego rozpamiętywania swej przeszłości, ale raz mogła zaakceptować taki wybryk swego umysłu. Gorzej, kiedy owa przeszłość nagle postanawiała się urzeczywistnić w najmniej ku temu odpowiedniej postaci. A może odpowiedniej aż zanadto.
To on zdradził. On skłamał. On.. on postawił swe niemądre uczucia do niej ponad dobro ich wspólnej misji. To przez niego Mateczka była smutna. To Leiko powinna mieć żal do niego, nie na odwrót.

Ale nie czuła w tym momencie wściekłości. Najwyżej delikatne ukłucie rozdrażnienia. Zbyt wiele czasu minęło od tamtych wydarzeń, aby mogła sobie teraz pozwolić na złość wobec Yashamaru. Jej misja także teraz była zbyt skomplikowana, o wielu pułapkach czających się na nią na każdej ścieżce, aby miała jeszcze dodatkowo sobie ją utrudniać rozdrapując dawne rany. Musiała jednak dowiedzieć się jaka była jego rola w tej pajęczej sieci intryg.

-A czy opowiadałem Ci już o…

Hai, opowiadał. O wszystkim co się wydarzyło, także i o tych wyjątkowo przez niego ubarwionych polowaniach, i tych całkiem zmyślonych. Wyobraźnia Płomyczka musiała tworzyć je bez wytchnienia, będąc teraz podsyconą widokiem krągłości kobiety ukrytymi pod wilgotnym kimonem. Nie mógł przecież stracić ani chwili z przypomnienia jej jak wielkim i wspaniałym jest łowcą. Idealnym do spędzenia razem wspólnej, gorącej nocy.

Spodziewała się, że będzie stanowił problem, kiedy zgodziła się na poszukiwanie akurat ich grupki. Był niewątpliwie żarliwym młodzianem i na pewno chroniłby ją przed wszelkimi niebezpieczeństwami równie mocno co.. i przed innymi mężczyznami mogącymi odebrać jego ciepłe miejsce u jej boku. Wspólna podróż do Shimody z nim i Kojiro, na pewno obfitowałaby w wiele pytań i jeszcze więcej kłamstw z jej strony. Nie wspominając o tym, że Kirisu czując się zagrożonym przez ronina, mógłby i jego wyzwać na pojedynek, w którym przecież nie miałby najmniejszych szans. Tygrys z łatwością pożarłby kogucika. Musiałaby także być zmuszoną do lawirowania pomiędzy swymi dwoma kochankami, choć zapewne obaj sami garnęliby się do niej. I tylko lord Sasaki wszelkie starania swego „rywala” obdarzałby ironicznym uśmiechem.

Ale nawet bez niego Płomyczek był pewną przeszkodą w planach Leiko. Nie był świadom tego, jak bardzo zabiegając o jej względy pozbawiał ją swobody działania. Bo i skąd mógł wiedzieć, że ta której najbardziej pragnął i której ufał całym swym sercem, przybyła zwiastując śmierć dla chronionego przez niego mnicha. Nie tylko sprawiał trudność w zbliżeniu się do Chińczyka. Zapełniając jej każdy moment podróży swoją osobą, czynił także wprost niemożliwym dla niej spotkanie w cztery oczy z Yashamaru. Miała to być niewątpliwie trudna rozmowa. Musiała taką być. Nie tylko ze względu na ich wspólną, burzliwą przeszłość, ale przede wszystkim przez tę niekomfortową sytuację w jakiej się oboje teraz znaleźli.

Największą przeszkodę stanowił teraz brak prywatności, a co za tym idzie – brak możliwości działania dla łowczyni. W tak dużej grupie zawsze ktoś miał ją na oku, nawet jeśli to była tylko kierowana instynktem potrzeba przesunięcia spojrzeniem po jej sylwetce. Potrzebowała czegoś.. iście spektakularnego, by móc się niepostrzeżenie zgubić w chaosie, zbliżyć do Chińczyka i pozwolić pajączkowi na zatopienie jadowitych kiełków w jego ciele.
Musiała odetchnąć od uroczego towarzystwa Kirisu w taki sposób, aby ten nie poczuł się urażony. Jeśli jego młodzieńczy zapał w ogóle dopuszczał do niego taką reakcję względem pięknej kobiety. Sama nie mogła mu okazać twardej ręki i doprowadzić do porządku. Ale przecież była otoczona wieloma fascynującymi osobowościami..

Niebiosa zlitowały się nad przemokniętym kimonem i ciałem Leiko przeganiając deszczowe chmury. Mimo to wędrowcy nie mogli też liczyć na przyjemnie grzejące promienie słońca, które bez powodzenia próbowały się przebić przez baldachimy naplecione z pajęczej sieci. Nie wiedziała jak wcześniej wyglądał ten las. Czy zachęcał do spacerów pośród zieleni liści i traw, czy straszył suchymi gałęziami trzaskającymi pod stopami. Teraz nieprzerwanie był pogrążony w półmroku, podsycając tylko wrażenie przebywania w samym gnieździe pająków.
Nie miała zatem przed czym ochraniać się rozłożoną parasolką, a jednak nadał szła pod jej mieniącym się dachem. Ale w jej dłoniach nie był to zaledwie niewieści bibelocik. Nie była to też tylko broń, choć.. iye, właściwie to była, lecz o zgoła odmiennej naturze. Tylko gejsze, najdroższe kurtyzany i każde inne kobiety, którym nie była obca sztuka subtelnego uwodzenia wiedziały, jak pożytecznym narzędziem była parasolka w międzyludzkich potyczkach.
Rzucane spod niej spojrzenia, wprawdzie będące zaledwie zerknięciami ulotnymi jak sam sen, opiewały właścicielkę pociągającą i intrygującą tajemnicą. Były niewypowiedzianym zaproszeniem do jej niedostępnego świata, do którego wszak nie pozwalała wejść byle komu. Mogły być inicjatorami schadzek pełnych obietnic, sprawcami krwi wrzącej w żyłach i serc łamiących się w boleściach. W odpowiednich ku temu, zgrabnych rączkach, byle parasoleczka potrafiła być niebezpieczną takoż dla mężczyzn, jak i dla innych kobiet.

Cudem było, że gdzieś w swym lawirowaniu pomiędzy dwoma mężczyznami Maruiken odnalazła jeszcze na tyle swej uwagi, by móc poświęcić ją kolejnemu.

Jednooki Wilk. Najemnik noszący maskę łowcy Oni, co właściwie nie było aż tak dziwne. Wieści o szczodrej nagrodzie oferowanej przez klan musiały dotrzeć także do uszy najróżniejszych bushi i młodzików, którzy nie mieli nic przeciwko stawieniu czoła demonom wprost z koszmarów. Lub nie mieli innego wyboru. Leiko nie miała wątpliwości, że wielu z tych ledwo opierzonych młodzianów widzianych przez nią w mieście, nie wróci już do swoich tęskniących matek i wybranek, przed którymi chcieli zaimponować.
On był zawsze tam gdzie działo się jakieś zamieszanie. Tak jak i ona, chociaż kierowały nimi zgoła odmienne powody. Nie spodziewała się oczywiście, aby ją kojarzył, z którejś ze swych wędrówek kiedy ich ścieżki prawie się ze sobą zetknęły. On jest i zawsze był tym samym Jednookim Wilkiem, ona zaś przybierała co raz to nowe twarze, imiona, zachowania. Byłoby dla niej wielce niefortunnym, gdyby i on rozpoznał w niej kogoś innego niż tylko kolejną łowczynię demonów.
Ale w zamian mógł się okazać pożytecznym. Widziała w nim dla siebie kolejnego Kumę, towarzysza beztroskich rozmów i partnera w znajdowaniu dla Kirisu nagłych zadań, zamiast następnego mężczyzny do oplecenia wokół swego paluszka. Jeszcze kilku i jej wszak tych palców zabraknie.

Wprawdzie miała też na oku Sakurę, która również nie zdawała się być odporną na kobiecy urok, lecz.. nie chciała, aby Płomyczkowi coś się przytrafiło. Może i pozostawiła rękę w paszczy jakiegoś Oni, jednak drugą z łatwością mogłaby wyrządzić mu krzywdę. Przecież Leiko nie chodziło o tak brutalne rozwiązanie, a ta łowczyni o niespotykanej barwie włosów nie była ani subtelna, ani tym bardziej delikatna.
Wilk z drugiej strony może także nie był wychowanym na dworze samurajem znającym zawiłości w relacjach damsko-męskich, ale zdawał się mieć lepszy wpływ na młodzika. Potrzebował zaledwie zachęty do wspomożenia Maruiken w niedoli..

-..i doskoczyłem do niego! Aż zawył z bólu, kiedy ugodziłem go moimi płonącymi jumonji yari! A potem jeszcze raz uderzyłam, o tak! Uniknąłem jego szponów i ciąłem znowu!

W trakcie kiedy Kirisu za pomocą nie tylko swojego podekscytowanego głosu, ale także prezentacji bronią coraz to kolejnych machnięć w powietrzu, przywoływał następne swe heroiczne zwycięstwo nad poczwarą, kobieta spod parasolki pozerkiwała po sylwetkach ich towarzyszy. Na tyle ostrożnie, aby młodzik nie mógł się poczuć ignorowany lub posądzić „swoją Leiko-chan” o interesowanie się innymi łowcami. A jednocześnie na tyle wyraźnym było jej spojrzenie spod wachlarzy długich rzęs, aby nikt nie miał wątpliwości, że było skierowanej właśnie ku niemu.

Było to zaledwie mgnienie, kiedy jej złociste oczy spotkały się z.. cóż, okiem mężczyzny. Wszak nie bez przyczyny był właśnie nazywany Jednookim Wilkiem, chociaż łowczyni jakoś nigdy nie usłyszała historii kryjącej się za jego utratą. Żadnych pogłosek mogących być blisko prawdy, nigdy też nie interesowała się bardziej jego osobą. Może też sam najemnik niechętnie o tym opowiadał.
Nie uciekła wzrokiem jak spłoszona tym „przypadkowym” byciem przyłapaną na przyglądaniu mu się. Nie czarowała niewinnością, ni zawstydzeniem. To były dziewczęce przywary, na które nie było miejsca w szerokim wachlarzu gestów łowczyni polującej na krwiożercze demony.
Zareagowała uśmiechem, lecz nie bezczelnie śmiałym, nie takim ukazującym w kobiecie chutliwą naturę. Idealnie skrojone usta rozchyliły się miękko, kocio. A chociaż bynajmniej nie zalotnie, to było w nich coś, co nakazywało patrzeć i spojrzenia nie odwracać nawet pod groźbą potknięcia się na ścieżce. Złudny, zwodniczy.
Kuszący opiewającą go enigmatycznością, którego znaczenie pozostawało ukryte głęboko w duszy tej skomplikowanej kobiety.



 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172