| Jechali przez miasto wyglądające, jak po pospiesznej ewakuacji.
Pozostawione wprost na ulicy samochody, porozrzucane śmieci, wybite szyby w oknach – głównie na parterze, walające się tu i tam rozbite sprzęty. I krew. Zauważali ją w najmniej spodziewanych miejscach. Na wybitych szybach samochodów, na zderzakach, na chodnikach, szybach sklepowych w wejściach do bram czy wprost na ścianach. Brązowe, sczerniałe rozbryzgi, mozaiki kropel, większe plamy. I nigdzie żadnych ciał,co przerażało Alistaira najbardziej.
Emeryt jechał powoli, lawirując tam gdzie było potrzeba, pomiędzy porzuconymi samochodami. Nie jechał swoim samochodem, więc tym bardziej poruszał się z zawrotną prędkością kilkunastu kilometrów na godzinę. Raz chyba rozpędził się do prawie czterdziestki. Na szczęście do celu nie było daleko i nikt nie narzekał.
- Wygląda na to, że nie tylko my wpadliśmy na pomysł zawitania do sklepu, dziwne tylko, że nikt nie pilnuje samochodów - rzucił Charlie. - Może poczekajmy chwilę i sprawdźmy czy ktoś z tego sklepu wyjdzie, bo w końcu pięć minut nas nie zbawi, a nie warto ryzykować - dodał opuszczając okno i wsłuchując się w odgłosy które w obecnie cichym mieście może udałoby się usłyszeć szczególnie jeśli w środku ktoś jest i planuje pożyczyć sobie jakieś cięższe rzeczy.
Niestety byli za daleko, by mogli cokolwiek usłyszeć.
- To dość rozsądny pomysł. - Zgodził się Alistair. - Możemy też zawołać do środka.
- A jeśli nas usłyszą? I nie będą przyjaźnie nastawieni?- Zamyślił się Gregory zerkając na samochody.- Może lepiej podjechać z drugiej strony, zakładając że któryś z nas potrafi otwierać zamknięte drzwi. Jeśli zabierzemy towar z zaplecza, to nie wejdziemy sobie nawzajem w drogę.
- Nie potrafię się włamywać. – Alistair był nastawiony sceptycznie do pomysłu, ale tego nie okazywał. - Ale potrafię użyć łomu lub lewarka. Może się uda. Co myślisz Charlie?
- Też nie potrafię otworzyć zamka chyba, że po przez wyważenie go łomem, ale tak to każdy potrafi, który ma trochę więcej siły. Jestem za tym, żeby chwilę poczekać i zobaczyć czy nikt nie wyjdzie ze sklepu. Pięć nawet i dziesięć minut nic nie zmieni a zawsze przecież możemy uciec, bo siedzimy w samochodzie. - odparł Charlie. - Jeśli się nic nie wydarzy zawsze można przejechać przed sklepem i będziemy widzieć co się dzieje w środku, może przyjechali tu w nocy i zostali napadnięci przez te potwory. Po wydarzeniach z ostatniej nocy lepiej dmuchać na zimne.
- Dobry pomysł, Charlie. – Aistair pokiwał głową. - Myślę, że Gregory też podziela ten plan. Wiecie, tak pomyślałem, że jeśli te potwory, jak je nazywacie, boją się światła, to ciemne zaplecze jest idealnym miejscem by schronić się tam w dzień. Powinniśmy trzymać się z daleka od ciemnych miejsc, kiedy będziemy zaopatrywać się w zapasy. I spisać wszystko. Jak skończy się zamieszanie trzeba będzie oddać pieniądze właścicielowi sklepu. Zapłacić za towar inaczej będzie to kradzież. nawet sytuacja w jakiej się znaleźliśmy nie zwalnia nas od przestrzegania prawa. Zgodzą się panowie ze mną?
Charliemu nawet do głowy nie przyszło, aby płacić za “pożyczone” rzeczy w tej sytuacji i tak pewnie ubezpieczyciel pokryje wszelkie szkody jeśli ta zaraza nie pójdzie w świat no ale to ani miejsce ani czas aby się sprzeczać więc pokiwał tylko głową twierdząco i dodał
- Nie ma sprawy o ile tylko przeżyjemy całe to szaleństwo… - powiedział jednak. - Właśnie najbardziej się boje tego, że te potwory czają się w mroku wielkiej hali…
- Myślę, że ktoś młodszy rozejrzy się, a ja poczekam włączonym silnikiem, gotów do ucieczki, gdyby coś. – Zaproponował Alistair i żeby nie wyjść na tchórza szybko dodał. - Nie nadaję się do szybkich biegów, jakby przyszło, co, do czego. Wiek i praca w wodzie zrobiły swoje. No i trochę za dobrze ostatnio jadałem. Ostatnia przyjemność starego człowieka. Eh.
Jego spojrzenie spoczęło na szafkach stojących przed sklepem. Były w nich batoniki i puszki z napojami oraz różne przekąski.
- W ostateczności możemy splądrować te maszyny. Może nie jest najzdrowsze, ale kaloryczne. I nie ryzykujemy wejścia do sklepu, kiedy są tam jacyś ludzie.
- Na zapleczu… też pewnie są włączniki światła…- zauważył Gregory zamyślając się.- To jest wielki supermarket, a nie sklepik osiedlowy… wątpię, by prawnicy Walmartu uwierzyli w spisane przez nas listy zakupów, ale mam przy sobie trochę gotówki, więc możemy zostawić ją w kasie. Niemniej, jeśli ktoś tam robi duże zakupy w sklepie to pewnie to mu zajmie trochę więcej niż..
Przerwał, bo dwóch typków ze sklepowymi koszykami wyjechało ze sklepu. Jak się okazało w jednym pikapie chował się mężczyzna, ze sztucerem myśliwskim, który wyszedł im na spotkanie i rozpoczęli pospieszny rozładunek towarów.
- No to wiemy już, że w środku ktoś jest i pewnie potworów brak skoro zdołali zrobić sobie “zakupy” we dwoje. Poczekamy aż odjadą i wtedy sami pójdziemy na zakupy.
- Poczekamy aż odjadą. Na pewno nie wywiozą całego sklepu. - Zgodził się Alistair.
Obserwowani mężczyźni rozładowali towary i z pustymi wózkami wrócili do sklepu. A strażnik ze strzelbą schował się szoferce pickupa. Wyglądało na to, że … będzie trzeba poczekać dłużej niż kilka minut.
- No cóż wydaje mi się, że będzie trzeba poczekać trochę dłużej niż z pięć minut - mówiąc to Charlie ułożył się wygodniej na samochodowym fotelu.
Alistair mruknął coś niewyraźnie pod nosem. Chyba nie w smak mu było czekanie. Ale nic więcej nie robił.
Po kilku minutach, wyszła kolejna dwójka mężczyzn z wózkiem. Tak samo muskularni, jak poprzedni… tak samo w roboczych ubraniach. Tak samo czujni. I też pilnujący pickupów strażnik pomagał im rozładować wózek. Tym razem do drugiego samochodu. Następnie wrócili do supermarketu, a strażnik do samochodu. Wydawało się to być dobrze zorganizowaną akcją. I dość długo trwającą.
- Czy tylko mi się wydaje, że tracimy tu czas? W końcu… mamy jeszcze przyjaciół do odszukania.- sarknął Gregory, mniej cierpliwy niż pozostała dwójka.
- Możliwe. Trzeba poszukać innego sklepu. Ci ludzie nie wygadają na takich, którzy chętnie pomogą nam załadować towar. Mam jechać?
- Można w sumie załatwić resztę spraw, a wrócić tu chociażby po południu, przecież cały dzień nie będą ładować towaru na dwa samochody. Myślę żeby po drodze popatrzeć na sklepy z bronią, bo ta się zawsze przyda a jako, że jest rano to może nikt nas nie ubiegł.
- Gregory, a ty, co sądzisz? Zwiewamy?
- Lepiej się rozejrzeć niż tu stać w nadziei, że w końcu sobie pojadą.- Stwierdził po namyśle Gregory.
Alistair ostrożnie odpalił silnik i ruszył. Chciał opuścić podjazd pod sklepem i pojechać w inne miejsce.
- Może ten mniejszy sklepik na rogu? Powinien nam wystarczyć. I wiecie, co? Myślę, że znalezienie większego samochodu nie jest takim złym pomysłem. Do tego, czy do mojego wejdzie ograniczona ilość zakupów.
-Taki mały sklepik rzeczywiście powinien przyciągać mniej uwagi.- Zgodził się z nim Gregory.
- A i znalezienie jakiegoś busa, który jest sprawny albo, chociaż jakieś kombi było by całkiem dobre bo deski i inne narzędzia trochę zajmują najlepszy byłby jakiś bus. A sklep jak będzie jakiś po drodze to nie ma sprawy.
- Ale skoro nie umiemy się włamać do głupiego supermarketu… to jak planujecie się włamać do busa?- stwierdził sceptycznie Gregory
- W drodze z posterunku policji widziałem sporo samochodów, na które w nocy napadły potwory, podejrzewam, że tak jak w radiowozie, który “pożyczyłem” z parkingu policyjnego w takim będą pewnie kluczyki.- zaproponował Charlie.
- Może znajdziemy tam broń, apteczki, amunicję. Warto się przy jakimś zatrzymać. -zgodził się z nim Alistair.
- Czyli tam właśnie jedziemy… na posterunek?- Zapytał Gregory po chwili namysłu. Po czym upewnił się.- Posterunek napadnięty przez stwory?
- Nie nie, nigdy w życiu… chodziło mi bardziej o to aby zwracać uwagę na porzucone samochody na poboczu bo część z nich może mieć kluczyki po ataku potworów na kierowcę w nocy… Nie chcę się nawet zbliżać do posterunku…
- Więc sklep?- zastanowił się Gregory pocierając podbródek.
- Tak, jakiś mały z dużymi oknami, aby jasno w środku było, a samochody się obejrzy po drodze jak będzie coś ciekawego.
Powoli oddalali się od supermarketu przemierzając kolejne ciche uliczki. Mijali samochody, większość wydawała się zamknięta… ale w końcu trafili otwarte. Zwykłe samochody osobowe… z plamami krwi na siedzeniach i desce rozdzielczej.
Rozglądał się za samochodami policji, karetkami, większymi autami, w którym ktoś mógł przewozić potrzebne im zasoby: wodę, żywność, broń, środki opatrunkowe i medyczne. Tylko takie auta go interesowały. Ale los nie był dla nich łaskawy i poza osobówkami, nie trafiali na nic godnego uwagi.
W końcu dojechali do sklepu z artykułami żelaznymi… Mały i na uboczu. Idealny. I otwarty… dosłownie, bo ktoś wyważył drzwi… a ślady krwi świadczyły o tym, że to były potwory. Tyle jeszcze były tam? Sklep był częściowo zdemolowany. Ślady krwi widoczne były nawet z samochodu, ale poza tym… nikogo nie było widać. Ani ludzi, ani bestii.
- Nic lepszego chyba nie znajdziemy, a można się tu za narzędziami rozejrzeć, jakaś wkrętarka i tym podobne. Może też jakaś siekiera do obrony, bo jak się naboje kończą to raczej na gołe pięści nie chciałbym walczyć jeśli będzie trzeba. - Charlie przyglądał się sklepowi, wysiąść z pozornie bezpiecznego samochodu nie było tak łatwo jak się wydawało przy zgłaszaniu na ochotnika. Spojrzał raz jeszcze na witrynę sklepu, wydawało się spokojnie.
- To co idziemy ? Trzeba jakoś się upewnić, że środek pusty i nic na nas nie wyskoczy.
- Jeszcze jakieś mocne latarki. - Dodał Alistair. - Przydadzą się w nocy i są lepszym zapasem niż świeczki. Lepiej by było gdybym został w samochodzie. Zatrąbię, jeżeli będzie działo się coś złego. Wiecie, wy jesteście młodzi, ja już nie bardzo. A może będzie trzeba szybko uciekać? Co wy na to? Czy wolicie, bym wam pomógł wynosić fanty?
- Ktoś w samochodzie musi zostać, nie chciałbym sytuacji, że jak wyjdziemy ze sklepu to zostaniemy bez samochodu. To cóż w takim razie trzeba się zabrać za robotę, bo dzień się nie wydłuży, a w nocy to wolę być zamknięty bezpiecznie w swoim mieszkaniu.
- Wychodzimy po łupy.- Rzekł Gregory otwierając drzwi vana.- Drzwi zostawimy otwarte, żebyśmy mogli szybko zwiać. Trzymaj pan rękę na gazie, panie Dowson… tak? Dobrze mówię?
- Dokładnie tak. – Uśmiechnął się Alistair. - Możecie na mnie polegać i uważajcie tam na siebie.
- No dobra Gregory, czas zerknąć czy będzie coś, co się przyda - Chralie wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi od sklepu aby zajrzeć dokładniej do środka to w sprawdzeniu czy ktoś tam jest. Pamiętając, że potwory takie głupie nie są zerknął też do góry czy są jakieś przewody wentylacyjne, w których mógłby się kryć potwór. |