Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2015, 01:55   #29
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Czego się nie dotknę zamienia się w gówno.
Strife na temat swojej przeszłości.

- Nie żyjesz skurwysynu. - Zęby łowcy zgrzytnęlo głośno, gdy jednak usłyszał telefon uspokoił się
- CZEGO!? - Wrzasnął do słuchawki.
- Strife, tu Lloyd, przestań drzeć ryja prosto do mojego ucha - warknął jego rozmówca po drugiej stronie słuchawki. Łowcy błysnęło, skąd kojarzy ten głos. Nie dzwonił zbyt często, ale najczęściej rozmawiała z nim Lina i rozmawiała na tyle charakterystyczny sposób, że łatwo było dociec, że to brat jego zmarłej lokatorki.
- To ty Lloyd… wiesz nie bardzo mam czas rozmawiać w czym rzecz? - Zapytał w jednej ręce materializując Serafina i kręcąc nim na palcu. To był najgorszy moment by to właśnie on zadzwonił, nie wiedział co ma mu właściwie powiedzieć. Postanowił palić głupa na tą chwilę.
- Jak Lina jest w pobliżu, to daj ją do telefonu.
Serce podeszło łowcy aż do gardła. Nienawidził kłamstwa, dobrą chwilę zajęło mu podjęcie tej dość okropnej decyzji.
- Przyjedź do mnie jak najszybciej możesz. Pierdolnij wszystko. Bądź tu. - Głos łowcy załamał się na moment. - Jeśli nie możesz to ide coś załatwić i nie wiem czy z tego wrócę.
- Ale co się stało, Strife?
- Przyjedź tu do kurwy nędzy przestań pytać. Ostatnio troszkę chujowo mam z panowaniem nad sobą. Zapierdalaj tutaj. - Strife wywarczał to przez łzy.
- Chodzi o Linę? Co z nią?!
- Lina… ona… ugh kurwa mać… Lina nie żyje. - Nie chciał tego mówić przez telefon ale pękł. Wszelkie wspomnienia z tamtej chwili wróciły do niego i przyjebały ze zdwojoną siłą. Telefon wysunął mu się z ręki, ale zwinnym ruchem go pochwycił.
- Choć tu kurwa. Natychmiast.
Rozmówca najwyraźniej był w takim szoku, że nie wiedział również, co powiedzieć. Rozmowa zakończyła się na wybełkotaniu: “Zaraz tam będę”. W słuchawce Strife usłyszał ciągły sygnał - Lloyd odłożył słuchawkę.
Strife wrzasnął w niebogłosy ciskając telefonem w cholerę, potem poleciał stół na drugi koniec przyczepy. Biurko kopnął dwukrotnie a potem nim też rzucił, z tym że w miejscu tak by się roztrzaskało o podłogę. Dysząc ciężko oparł się o ścianę.
- Jeśli powiem mu prawdę to będzie chciał mnie zabić, a ja będę się bronił i zabiję jego. Kurwa mać dlaczego mnie to spotyka?! - Rąbnął łokciem o ścianę.
Nikt mu na to pytanie nie odpowiedział. Strife pozostał sam z tym pytaniem i sam musiał sobie na nie udzielić odpowiedzi. Nie dostrzegł obecności Legiona - najpewniej go tu nie było, i dobrze. Tymczasem w izbie przybywało wody - już od dłuższej chwili padał deszcz.
W ciągu dwóch dni Strife zamienił wnętrze przyczepy w ruinę, a Legion zwieńczył te wysiłki zrobieniem dziury w dachu. W międzyczasie na dach podleciało jakieś czarne ptaszysko i zerkało przez lukę, co się dzieje w przyczepie.
Jakąś godzinę później, gdy do środka przyczepy nalało się sporo wody, Strife usłyszał, jak jakiś samochód podjechał w okolice jego przyczepy. Za niedługo do środka przyczepy wpadł mężczyzna wyglądający na kilka lat starszego od Liny.


Miał czerwone włosy, podobnie jak jego młodsza siostra, tyle że krótsze. Zdecydowanie wyglądał jak brat Liny, tyle że nie nosił okularów. Był odziany w garniak, widać dopiero co wrócił z pracy. Oczywiście, nie wyglądał na wesołego, jego mina zrzedła, gdy zobaczył, w jakim stanie jest przyczepa, w której mieszkali Strife i Lina.
- Co się stało Linie? - wypalił, wpatrując się uważnie w Strife’a.
- Jest taka istota… co zrobi wszystko by ujrzeć mnie na skraju załamania. - Zaczął powoli, popijając jakiś spirytus. - Oszukał mnie, sprawiając że to… ja… - Strife skrył twarz dłoniach. - Ja to kurwa zrobiłem. Zabiłem ją. - Łowca już płakał. - Teraz jakiś skurwiel mnie szantażuje. I jeszcze ty… nie wiem co o mnei teraz myślisz i w sumie mnie to pierdoli. Ale wstrzymaj się z osądem dopóki sprawca nie zginie z mojej ręki. Potem sam sobie palnę w łeb. Albo ty to zrobisz. Albo ona… teraz nawiedza mnie w snach. Kurwa mać. - Sporzał na Lloyda, a łzy ściekały po jego policzkach.
Lloyd coraz bardziej słupiał, gdy słuchał bełkotu łowcy. Z trudem ruszył z miejsca, kiedy zobaczył plakat. Jakaś niebywała złośliwość losu sprawiła, że zza plakatu szantażującego Strife’a wypadła koperta ze zdjęciami. Brat Liny dopiero po chwili ją zauważył, z szoku podążył tam ciężkim krokiem. Podniósł nieprzyjemną niespodziankę z podłogi i sprawdził jej zawartość. Jego twarz, i tak blada, przybrała najprawdziwiej barwę białej kredy, kiedy oglądał zdjęcia.
Przez chwilę panowała cisza, tak nieprzyjemna, że Strife chyba wolał, żeby w dłoni Lloyda pojawił się pistolet i wystrzelał z niego całą amunicję.
- To w końcu ty ją zabiłeś czy jak? - facet spytał gunslingera tak nieprzyjemnie zimnym głosem, że lepiej by było, gdyby w jego dłoniach pojawiły się karabiny maszynowe i rozpierdoliły to wszystko na sito.
Znał to spojrzenie. To było spojrzenie człowieka który za moment pęknie. Strife miał zamiar się bronić, choćby miał z niego uczynić kalekę.
- Myślisz że byłym w stanie zrobić jej krzywdę? Naprawdę sądzisz że z czystym sumieniem to zrobiłem? Naprawdę myślisz że spływa to po mnie? Zrobiłbym wszystko żeby cofnac czas. Kurwa mać. Rób co chcesz ale nie ręcze za siebie. Może to była twoja siostra, ale to była moja jedyna przyjaciółka, jedyna bliska mi osoba na tym pierdolonym piętrzę. - Strife podniósł się i stanął na proste nogi. - Pomożesz mi ich dopaść czy będziesz próbował mi w tym przeszkodzić?-


Ciężki oddech Lloyda wtórował przemowie Strife’a. Towarzyszyło temu spojrzenie, które zwiastowało, że Lloyd zrobi krzywdę łowcy w najmniej spodziewanym momencie.
- Myślisz, że dla mnie nie była bliską osobą?... - orzekł to ciężko. - Wychowywałem ją od czasu, gdy skończyła 6 lat. Dla mnie też była jedyną bliską osobą, bo tu nikogo nie mam. Nagle… gdy ty się zjawiłeś… pojawiły się problemy - wziął głębszy wdech, a w jednej z jego dłoni pojawił się pistolet. - Wierzę, że nie chciałeś zrobić jej krzywdę… Ale nie jestem w stanie przetrawić tego, że zabójca mojej siostry… mieszka w jej kanciapie… wpierdala jedzenie z jej lodówki… i śpi pod jej dachem - stwierdził Lloyd, po czym kontynuował, odbezpieczając pistolet. - Pomogę ci w taki sposób, że nie wezwę policji. Ale… nie chcę cię tu więcej widzieć i oglądać. Daję ci 10 sekund na to, żebyś… zwinął swoje klamoty, wziął stąd swoją zasraną dupę i więcej się tutaj nie pokazywał. Raz, dwa…
Nie zabrał ze sobą niczego, prócz rzeczy które miał przy sobie. Jedynie telefon który leżał tuż przy progu. W głebi serca cieszył się że tak go potraktował, że go nienawidzi i życzy mu najprawdopodobnie śmierci w mękach.
- Wystarczy taka pomoc w zupełności. Klnę się na Boga zabiję sprawcę i wszystkich jego wspólników. - Nie dopowiadając więcej minął Lloyda i wyszedł z przyczepy. Zapamiętał adres który szantażysta mu zostawił, to był jego kolejny cel. Niech Bóg się zlituje nad tym biedakiem, bo Strife tego nie zrobi.
Rozległ się strzał, a pocisk uderzył kilkanaście centymetrów od pięty Strife’a, w ziemię. Najwyraźniej Lloyd zamierzał pogonić łowcę, a gdy Strife oddalił się od przyczepy, mężczyzna zamknął się w kanciapie i zapalił światło. Strzelec nie oglądał się za siebie, tylko wyruszył prosto do Sektora 24, do Zaułku Gotharda 18e.

Sektor 24, Zaułek Gotharda 18e

Zdeterminowany łowca udał się w te okolice. Było to miejsce przyprawiające o klaustrofobię, uliczka ledwo w szerokości zmieściłaby samochód. Trudno też było uwierzyć, że takie obskurne miejsca występują w Sektorze 24, bo Strife’owi bardziej okolica przypominała klimatem Sektor 13. Strife ruszył po popękanym bruku w kierunku swego celu. Doskoczył do pobliskiego gontu, zręcznie wdrapał się na niego, po czym użył maskowania swego shinso i wdrapał się jeszcze wyżej, po czym postanowił obserwować swój cel.
Zaułek Gotharda 18e okazał się małą, podrzędną drukarnią. Niespecjalnie się ktoś koło niej kręcił, a Strife nie posiadał dostatecznie sokolego wzroku, by wypatrzeć co się dzieje za oknami tego zakładu. Musiał więc użyć Serafinów w formie snajperki, aby przez lunetę wypatrzyć cele. Dopiero przez to dostrzegł majaczącą sylwetkę w oknie drukarni. Wyglądała ona na ludzką, kobiecą. Osoba ta miała ciemne włosy i była odziana na czarno.
Strasznie go palec swędził by pieprznąć jej między oczy strzał, ale wolał by wiedziała z kim zadarła i pocierpiała trochę. Oparł snajperkę na barku i wziął spory rozbieg. Gnał jak opętany ku krawędzi, by w ostatnim momencie się odbić. Dawał z siebie wszystko by doskoczyć.
Kozak wyskoczył z dachu, jednak snajperka dyndająca przy barku trochę przeszkadzała w skoku i Strife nie do końca bezboleśnie wylądował na dachu drugiego budynku. Poczuł ból w stopach, a w dodatku nie potrafił lewitować, więc zrobił troszkę hałasu przy lądowaniu. Na szczęście nikt nie wyszedł z drukarni. Strife postanowił poszukać wejścia od dachu. Znalazł komin i małe okienko w pobliżu komina.
Snajperka rozłożyła się na dwa Serafiny gdy Strife przyczajony zakradł się do okna. Oczywiście te było zamknięte, wiec w ruch poszedł scyzoryk Liny… jego jedyna pamiątka po niej. Ale to nie był czas na wspominki. Bez dalszego ociągania się zaczął majstrować przy oknie narzędziem.
Po paru sekundach Strife zdołał otworzyć okno - w końcu wynalazek dziewczyny się przydał.
Serafin w lewej dłoni wyparował, gdy wolną ręką otworzył delikatnie okno i zajrzał do środka. Ktoś tam się kręcił, ale nie potrafił zidentyfikować czy to były jakieś zbiry, czy też ktoś miał drugą zmianę. Przelazł powoli przez nie i zawiesił się na parapecie, oglądając z góry co się dzieje.
- ...Wydawało mi się, że coś huknęło w dach, weź sprawdź co to było - usłyszał męski głos w oddali. Coś zaczynało się ostrożnie zbliżać w kierunku okna.
Łowca pośpiesznie chycnął z powrotem za okno i przykleił się plecami do ściany, nasłuchując kroków. Gdy będzie wystarczająco blisko wciągnie go do siebie i przystawi lufę do twarzy. Ze strzałem się wstrzyma, gdyż nadal nie wiedział z czym ma do czynienia.
Strife zdołał dostrzec, że to niezbyt wysoki chłoptaś o jasnych włosach i okularach, noszący brudny garnitur podchodzi do okna, zanim łowca uchylił się od okna. Blondas jednak nie wychylił głowy, nawet nie podszedł do okna. Po prostu postał przez chwilę i sobie poszedł tam, skąd przyszedł. Odetchnowszy z ulgą, ponownie przeskoczył przez okno, zawiesił się na parapecie i delikatnie opuścił, od razu fikołkiem mykając za jeden z wielu regałów. Wyściubił nosa by dojrzeć ustawienie domniemanych zbirów.
Domniemane zbiry, w liczbie dwóch, zrobiły sobie na strychu legowisko. Strife dostrzegł stare koce rozłożone na podłodze i trochę jedzenia. Osobnicy nie przypominali pospolitych przestępców, a raczej włóczęgów, którzy zrobili sobie prowizoryczny nocleg na strychu, gdzie nie było najjaśniej, ale w miarę spokojnie dało się przenocować. Jednym z nich był ów blondynek, który podszedł do okna strychu. Drugi zaś miał fioletowe włosy i wyglądał na o wiele bardziej zadbanego, acz jego czarny, skórzany, elegancki płaszcz też nie lśnił czystością, trochę się zakurzył.
- Może przestałbyś się przyczajać za regałem? - niespodziewanie odezwał się ten sam osobnik, który zlecił koledze sprawdzić dach.


- Mówię do ciebie, kolesiu w masce - po chwili doprecyzował chłodnym głosem.
Strife zaklął cicho i wynurzył się zza regału od razu celując w tego co mówił.
- Nie jestem tutaj po was. Z drogi. - Przemówił znużenie wściekłym (jak by to absurdalne nie było) tonem. Bacznie obserwował też drugiego, gdy ten chociażby drgnie pojawi się drugi serafin wycelowany w niego.
Żaden z dwójki nie wtrącał się w sprawy Strife’a, tak więc łowca mógł pójść dalej.
Dziwnie spokojni byli, postanowił więc zapytać, dla odmiany wpierw nim zaczął strzelać.
- Jest tutaj ktoś jeszcze prócz was?
- My i pracownicy drukarni, a co? - mruknął fioletowowłosy, który skrzyżował ramiona na piersi.
- Nie natkneliście się na kobietę średniego wzrostu włosy czarne i płaszcz? - Dopytał.
- A co nas to obchodzi - prychnął rozmówca. - Poza tym tutaj jest pełno takich kobiet, jakie opisujesz - dodał.
- Tch… - Burknął jedynie, okrężnie ich wymijając. Musiał trafić na czas pracy tego zakładu. W wieży nie było dla niego trudno wmieszać się w tłum, teraz musiał odnaleźć ten pokój w którym widział tą postać. Czuł w kościach że ta jego skradanka w każdej sekundzie może zamienić się w rozpierdol na taką skalę że będzie musiał się ukrywać przed rankerami. Gówno go to obchodziło, byle dorwać tą kurwę która zbeszcześciła ciało Liny i śmiała go jeszcze szantażować.
Miał rację - teraz trwał czas pracy, a w nozdrza Strife’a uderzył zapach chemikaliów i farby. Prasy co chwilę wypluwały arkusze papieru. Znalazł też kobietę w płaszczu, która miała ciemne włosy i ciemne odzienie.


I nie była to na pewno Ryo. Ta kobieta miała zbyt gładką twarz na to i była od niej nieco wyższa. Była jednak do niej dziwnie podobna z wyglądu. Miała podobne rysy twarzy, tylko oczy nie pasowały na kandydatkę na sobowtóra Ryo. Bowiem znajoma Strife’a miała oczy koloru jasnego piwa - ta zaś miała czarne.
- Kogoś szukasz, chłopczyku? - zagadnęła kobieta do Strife’a. Głos też za cholerę niepodobny. Ryo strasznie chrypiała, jakby jakiś nowotwór przeżarł jej krtań, a ta tutaj władała przeciwieństwem warkotu jego cienistej koleżanki.
- Mam hajs… gdzie dowody? - Strzelił w ciemno że to ona była nadawcą szantażu. Z całej swojej siły powstrzymywał się by nie rozpieprzyć jej na kawałki. Na razie musiał się upewnić że to właściwa osoba.
- Nie wiem w ogóle, o co ci chodzi - zachichotała, nie biorąc Strife’a na poważnie. - Na pewno nie masz gorączki, chłopczyku?
- Wybrałaś naprawdę FCHUJ zły dzień by ze mną pogrywać… - Uniósł broń celujac w kobietę.
Jednak kobieta wcale się nie przejęła groźbą Strife’a, wręcz ją to bardziej ubawiło.
- A ty wybrałeś naprawdę FCHUJ złą osobę, by jej grozić - po czym spoważniała. Z jej ust wyleciała chmura oparów o słodkim zapachu. Sztuczka zwiadowców, kolejna w doświadczeniu Strife’a… tyle że nie miał czasu ani sił się nad tym rozwodzić. Powieki strzelca stały się ciężkie jak ołów, zaś ciało zwiotczało i upadło na podłogę.
Tajemnicza kobieta posłała Strife’a do krainy słodkich snów.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline