Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2015, 19:49   #54
Komiko
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Nuwisha od przeczytania napisu ostrzegawczego nie miał zbytniej ochoty otwierać drzwi, ale w końcu uległ wcześniejszej prośbie o pomoc i otworzył je na jej odpowiedzialność. Później zajrzał do środka korytarza i powęszył swoim wyczulonym nosem. Wyczuwając zapach zgnilizny mocno się skrzywił. Następnie zatrzasnął drzwi przed ich nosami i zaczął ponownie je ryglować, dodatkowo przy użyciu wykorzystanego wcześniej łomu.
- Ja tam nie wchodzę. Na drzwiach jest napisane, że to strefa skażona jakimś tchnieniem śmierci… Przynajmniej mamy pewność, że Walther nie zawsze ściemnia. W tym przypadku mówił prawdę. Cokolwiek tam jest, śmierdzi potwornie i pewnie jest tak samo potwornie groźne. Pomożesz mi teraz poszukać Miśka i Moniki? Bo chyba nie wmówisz mi, że chcesz tam wejść… -
Kojot popatrzył na Mohini, a potem próbował się upewnić, że drzwi są znowu jako tako szczelnie zamknięte.
Wampirzyca już w trakcie uchylania drzwi, postanowiła nie oddychać. Smród zepsucia był jej numerem jeden w rankingu zapachów jakie powinny zniknąć z powierzchni ziemi. Z ulgą przyjęła ryglowanie felernego przejścia, które szybko przestało ją interesować z wiadomych powodów.
Potakując energicznie głową, pokazała nuwishy na migi, że chce odejść z miejsca, po czym ruszyła sprężystym krokiem w drugą stronę. Gdy odeszli na bezpieczną odległość z ulgą zaczerpnęła powietrze.
- O bogowie… jak dobrze, że nie muszę oddychać, co za smróóóóóóód, miałam wrażenie, że się zaraz zmaterializuje i dopadnie mnie swoimi mackami… Co to było do wszystkich dojść Gangi? - pytlowała jak najęta, żywo przy tym gestykulując.
Kojot upewniwszy się, że drzwi są jako tako zaryglowane, zebrał swoje tobołki i podreptał w ślad za wampirzycą.
- Nie wiem i nie chce wiedzieć… Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby zostawić drzwi otwarte, cokolwiek tam siedzi, może zeżarłoby Bojana… Ale lepiej po prostu stąd spadajmy. Nie chciałbym przebywać z tym popieprzonym mordercą zbyt długo w jednym budynku, już lepiej wyjść na zewnątrz… Może też spróbujemy znaleźć Walthera… Na nim chyba najbardziej moglibyśmy teraz polegać… Masz jakąś broń? - Zapytał kojot i powoli ruszył przez korytarz.
Hinduska wybuchła perlistym śmiechem.
- Co ty… Bojana nic nie ruszy… stary trup, nawet grzyby nim gardzą ale nie martw się… już ja mu się kiedyś odwinę, wszystko w swoim czasie. - pogroziła pięścią - Coś ty się tak uparł tego niedźwiedzia? - popatrzyła na Cichego z niezrozumieniem pomieszanym z pobłażliwością - Zakochałeś się czy jak? Gość cię nie lubi, nawet ślepy by to zauważył… bądź tak miły i go nie denerwuj a przynajmniej nie namawiaj mnie bym z tobą polazła do jego dziury w ziemi. Nie, nie, nie… - zamyśliła się nieco - Muszę coś zjeść… ale na górze jest tak strasznie… zastanawiam się czy nie przeczekać jednej doby… - nagle jakby sobie przypomniała pytania nuwishy - Każda kobieta ma broń jeśli o to ci chodzi - mrugnęła do niego i trąciła biodrem - A jeśli to nie zadziała mam tylko nóż… i iluzje… i zwierzęta… i szybko biegam - zapatrzyła się w przestrzeń przed siebie.
Kojot przysłuchiwał się słowom wampirzycy i przyglądał jej się uważnie.
- Nie liczy się to czy mnie lubi… Czy tego chce, czy nie. Jestem jego przyjacielem, a on siedzi tam teraz sam, albo z Monicą, nieświadomy spisków Bojana. W dodatku, kto wie czy wróg już nie zaczął desantu na wyspę. Obawiam się, że jeśli tu zostaniesz, po prostu tu przyjdą i spalą wszystko razem z tobą… Zrób jak zechcesz, ale bezpieczniej będzie jeśli pójdziemy jak najdalej stąd. Może znajdziemy Arthura i Arinfa, albo chociaż Monikę, kiedy biegliśmy do bunkra, widziałem jak z niego wybiega, może ona wie, gdzie jest Walther, zresztą mogę spróbować go wytropić po węchu. Jest tu największy, mógłby nas obronić. - Kojot ruszył dalej oglądając się przez ramię, jakby z nadzieją, że Mohini jednak nie zostanie w bunkrze.
Pokręciła z dezaprobatą głową, cicho przy tym cmokając. Zaczęła się nawet zastanawiać jakim cudem taki naiwniak przeżył tyle czasu podczas nagonki. Gość albo miał niewyobrażalne szczęście albo… Cóż, zastanowi się nad tym później.
- Chcesz zostawić bunkier Bojanowi? Ocipiałeś już do reszty? - spytała słodkim głosikiem - Pozostawiasz jedyne bezpieczne miejsce wrogowi, by wyruszyć na poszukiwanie… wroga? Może i ty odczuwasz jakieś głębsze uczucia do łaka… w końcu jesteście jakąś tam ‘rodziną’ ale zrozum złotko… on nie lubić małych psotnych kojocików… a po za tym silny? Wooow… za to ospały i powolny… nawet kaleka na wózku prześcignęłaby taką kluchę… zresztą - machnęła na to wszystko rękoma - Jestem tylko kobietą… ja się na tym nie znam… mogę wyjść na górę ale tylko po to by się rozejrzeć i ewentualnie wzmocnić włazy o to, to, to…
- To nie jest jedyne bezpieczne miejsce, w ogóle nie jest bezpieczne. Nie przeżyję tu kilku godzin. Bojan zabije mnie przy pierwszym spotkaniu sam na sam, w dodatku za tamtymi drzwiami mamy kolejny portal do piekła… Na górze, mamy szansę znaleźć pozostałych, lub inne schronienie, na przykład w jaskiniach… A co do powolności Walthera, większość ludzi uważa niedźwiedzie za powolne, ci którzy przekonali się jakie są szybkie, niestety nie żyją, więc nie lekceważ go proszę. Zapewne posiada też większe umiejętności mistyczne niż ja, Arthur i Monica razem wzięci, tylko on może coś poradzić na tą mgłę. - Kojotołak nie chciał się kłócić więc jeszcze raz obejrzał się za dziewczyną. - Nie każ mi się prosić ani przekonywać, w tej formie, trudno mi się mówi… - Można było ocenić, że w tym przypadku nie robił sobie z niej żartów, faktycznie jego głos trudno było zrozumieć, był bardzo mrukliwy i przerywany czymś w rodzaju warknięć.
Mohini mocno się zamyśliła. Dreptała bezszelestnie za swoim futrzastym kolegą, od czasu do czasu kiwając głową. Co ona miała zrobić? Nie wiedziała… za to wiedziała, czego nie chce robić, a nie chciała wychodzić w tą okropną “pogodę”... mgłę… to coś co było na wyspie. Ale zostać sam na sam z Bojanem? Hmmm… dziwna opcja. Iść na poszukiwania Walthera? Jeszcze dziwniejsza… Może po prostu się ukryje i przeczeka?
- A co, jeśli to przez niego wyspa się wypaczyła? Co jeśli do niego pójdziemy i wyrosną mi skrzydła na nosie? Albo macki na plecach?
- Nic ci nie wyrośnie. Nie chcę cię obrazić, ale ty już jesteś wypaczonym mutantem, jesteś nieumarła, zapomniałaś? Raczej ci się nie pogorszy. Poza tym, nie znamy natury tej pogody, może nie jest taka straszna jak wygląda. Może to tylko, zakłócenia bariery między nami a umbrą...jakieś zjawisko naturalne, tyle, że rzadkie. W razie czego cię obronię, nie bądź cykor. - Kojot zaczepnie pokazał Mohini swój jęzor i skierował miękkie kroki w stronę wyjścia na zewnątrz.
Trzasnęła łaka przez łeb - Matka cie nie uczyła, że kobiet nie pyta się o wiek oraz nie mówi im prawdy w oczy? - odparła zaczepnie - Sam jesteś mutant, co się łamie i zmienia w dziwoląga - ofukała Skowyta niczym rozzłoszczona papużka - Ja, ja… jestem całkiem normalna - skrzyżowała ręce na piersi i przez chwilę szła w milczeniu z nadąsaną miną.
- Pójdę z tobą… ale jak mi się znudzi, albo droga mi się nie spodoba to wracam do siebie… nie myśl, że nie mam własnych problemów, nie jestem twoja nianią ani w ogóle… MILCZ, nie komentuj bo cie zdzielę jeszcze raz - ofukała go tak na zaś by mieć pewność, że kojot nie wejdzie jej zaraz na głowę. Musi popracować nad swoim imidżem… dzisiejszej nocy został mocno nadszarpnięty przez jakiegoś kłapouchego.
Kojot położył po sobie wielkie uszy kiedy klapnęła go ręką po głowie i fuknął na nią gniewnie.
- Moja mama jest pijaczką, przez pół życia pracowała jako prostytutka. Trudno zaczerpnąć od niej wiedzę jak z szacunkiem traktuje się kobiety. - Kojotołak wzruszył ramionami i kiedy dotarli do włazu, który wcześniej wyważał Arthur, przystanął przy nim. Wziął na odwagę głębszy wdech, potarł o siebie dłońmi i powoli uchylił drzwi, wyglądając jednocześnie na zewnątrz w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia.
Mohini była tuż za nim… a może pod nim, skoro stoją teraz na drabinie… niemniej… hmm…
- BUUUUU! - wrzasnęła na całe gardło, łapiąc Skowyta za ogon i ciągnąc w dół - Nie śpij bo cie obiorą, co tam widzisz? - śmiała się w niebo głosy lekko nerwowym śmiechem kogoś, kto bawi się w groźniejszą wersję chowanego.
- To nie jest śmieszne! Poza tym boli, zostaw… - Kojot zawisł na drabinie trzymając się jej rękoma i pomachał w powietrzu poduszkowatymi stopami chcąc odgonić wampirzycę od swojego ogona. - I nic nie zobaczę jak mnie tak ściągasz na dół. - Pożalił się jeszcze i drugi raz wgramolił na szczyt, żeby wyjść na zewnątrz.
Puściła ogon Skowyta, oniemiała i całkowicie zakochana w nowo odkrytym znalezisku. Jak to się stało, że odkryła TO dopiero teraz?
- Jakie ty masz łapki… - pisnęła a raczej skrzeknęła jak ropuszka, dotykając włosków między poduszeczkami.
- Nie musisz mnie łaskotać… - Kojot rozejrzał się po “mrocznej puszczy”, zaczął węszyć i nasłuchiwać. - Udajmy się… Jak myślisz? Może najpierw sprawdźmy gawrę Walthera? - Kojot poprawił sobie ułożenie pasków plecaka na ramionach.
- Eh… jesteś spizgany do granic możliwości - warknęła poirytowana - Odpuść se! Jeśli widział nalot na pewno nie udał się do jakiejś dziury… Sprawdźmy umbrodrzewo!
- Hmm, niech będzie… Może on odpowie nam na więcej pytań… I może Walther tam się kręci. Ruszajmy. - Kojot podskoczył wesoło i zaczął dreptać przodem.
 
Komiko jest offline