Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2015, 20:54   #55
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Kojot i Mohini ruszyli, aby zbadać wyspę. Mimo obaw opuścili bunkier i skierowali się w stronę miejsca, które przysporzyło Kojotowi tak wiele problemów.
Idąc przez las widzieli powykręcane groteskowo drzewa i krzaki, które przypominały zwoje drutu kolczastego. Skowyta uderzyła nienaturalna wręcz cisza. Nie było słychać zadnych stworzeń nocy.
W pewnym momencie ich wędrówki weszli w obszar, gdzie drzewa były powleczone niezwykła ilością pajęczych sieci. Wprost nie sposób było je ominąć bez nie zerwania jakieś.
Im bliżej byli centrum wyspy, tym ilość pajęczyn się zwiększała. Skowyt zaczynał mieć spore obawy, gdyż dobrze wyczuwał Walthera, ale także inny zapach, który go bardzo drażnił.
Gdy byli jakieś sto metrów od celu, ilość pajęczyn była tak duża, że nie szło już przejść dalej. Na dodatek pajęczyny były bardzo kleiste i mocne. Skowyt zdał sobie sprawę, że na ich wyspie pojawił się Ananasi.

Cała drogę, dyszała kojotowi w kark. Bogowie jak tu było brzydko i mroczno i brzydko i… PASKUDNIE.
- Jesteś pewien, że chcemy dalej iść? - spytała z nadzieją w głosie, mijając kolejną pajęczynę. Skąd się te robale brały? Życia nie mają tylko srają nitkami na lewo i prawo? - Idziemy w dobrym kierunku? - chwyciła się ramion łaka i podskakiwała za nim, oglądając się trwożliwie na boki. - Może pora już wracać?... To miejsce przypomina mi schowek na miotły… tylko, że po wcześniejszym wybuchu atomówki…

- Tak, to dobry kierunek, daj mi powęszyć… - Kojot odparł Mohini i zatrzymał się przed nią kiedy już chwyciła go za ramiona. Przez dłuższą chwilę niuchał swoim wąsatym nosiskiem i nasłuchiwał strzygąc uszami.
- Wyczuwam Watlhera, między innymi. Boisz się pająków, czy wampiry nie mają takich lęków? - Kojotołak obrócił mordę w bok, tak, by móc popatrzeć na nią jednym okiem i wyraźnie zafrasowany, zaczął szukać czegoś po kieszeniach.

Ponowny trzask przez łeb uszatego. - Nie boje się… tylko brzydzę - odparła kręcą nosem - Są obleśne… jak stare i zboczone dziadygi chodzące do klubów gogo… - rozejrzała się dookoła, jakby obawiała się, że któryś z omawianych wyjdzie im na spotkanie. - Jak myślisz… Walther gdzieś się tu czai czy tylko tędy przechodził?

Skowyt warknął złowrogo kiedy dziewczyna pacnęła go po głowie i obnażył swoje długie zębiska.
- Na pewno był tutaj w przeciągu kilku godzin… Trop prowadzi przez te pajęczyny, a skoro nie boisz się pająków tylko ich brzydzisz, to pół biedy. Tych pajęczyn wcześniej tu nie było, a z tego co zwęszyłem wynika, że wykonał je zmiennokształtny… I tu powstaje problem. - Kojotołak przerwał wyciągając z kieszeni przyrdzewiałą, benzynową zapalniczkę. - Ten gatunek ma inne pochodzenie niż…. nasze nazwijmy to… ssacze. Nie jestem pewien, czy ten zmiennokształtny to posiłki, które ściągnął Walther, czy może coś co chce nas załatwić. Może nawet znajdziemy niedźwiedzia gdzieś tu zaplątanego… Naprawdę trudno mi stwierdzić, ten gatunek nie wyznaje zasad chronienia Matki ziemi, są bardziej neutralni, równie dobrze może się okazać, że pomaga ludziom z korpusu… Tak czy siak, nie mam innego pomysłu jak stopniowo wypalać te pajęczyny. Inaczej będziemy się przedzierać godzinami, nie da się przez to przeleźć, a z tego co pamiętam z dzieciństwa, są raczej łatwo palne… - Kojot zamyślił się wpatrując się w jej wampirze oczyska.

Jeśli kojot próbował być groźny to mu nie wyszło, Mohini wyszczerzyła się do niego udając równie złą co on, długo jednak nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Otarła nawet wyimaginowaną łzę z policzka. - Nie wiem co wy macie z tymi zębiskami ale proponuje je regularniej myć… wyglądasz jak zawodowy żuwacz betelu - poklepała się po brzuchu i zakręciła dookoła siebie, nie wiedząc do dalej zrobić. - Czyli te pajęczyny to nie robota robala tylko… człowiekorobala? A ty chcesz je puścić z dymem… i mówisz to ze stoickim spokojem… wampirowi? CZYŚ TY KURWA ZGŁUPIAŁ DO GRANIC JEBANYCH MOŻLIWOŚCI? - wydarła się na Skowyta z dzikim błyskiem w oczach. - JESTEŚ DEBIL CZY DEBIL??!! NIeeee… nie, nie, nie… ja wychodzę… starałam się, PRÓBOWAŁAM! Baw się sam i mnie w to nie mieszaj… Jeśli chcesz rób sobie pochodnię z naszej wyspy ale nie licz na to, że dostaniesz się do bunkra, kiedy ci, ci - pokazała na niebo - wrócą by ci spuścić wpierdol! - ze zdenerwowania aż się opluła, odwinęła się na pięcie po czym szybkim krokiem oddaliła się od miejsca.

- Przecież nie każę ci się do nich przylepiać jak będę je podpalał. Odsuniemy się na wyciągnięcie ręki i zrobimy to powoli, będziemy podpalać tylko to co przed nami, żeby zrobić sobie przejście… Wracaj! - Kojot zawarczał ze złości, podniósł z ziemi jakiś niewielki patyk i rzucił nim w plecy wampirzycy.

Wyglądało jakby Mohini nie przejęła się ciosem, szła sprężystym krokiem przed siebie gdy nagle schyliła się, chwyciła dość duży płaski kamień po czym z mordem w oczach i zawziętością godną nie jednego atlety olimpijskiego, zamachnęła się i rzuciła… może na dwa metry kawałkiem gruzu.
- CHUUUUUUUUJ! - podbiegła do kamienia, chwyciła go i niczym taran ruszyła na kojota - NIE RZUCA SIĘ W DAMY !!!!!

Skowyt otworzył oczy ze zdumienia, najpierw widząc, że głaz do niego nie doleciał, a po raz drugi widząc, że Mohini szarżuje na niego z kamieniem w rękach. Przez chwilę nie reagował myśląc, że może tylko chciała go zastraszyć, kiedy zbliżyła się niebezpiecznie blisko skorzystał z jednego ze specjalnych Kojonkoskich manewrów walki. Mianowicie uchylił się jednocześnie w dół i do boku, a następnie spróbował wykonać skuteczne zamaszyste podcięcie. Miał nadzieję, że Mohini go nie trafi, a jeśli uda mu się powalić ją na pajęczyny lub glebę, może się uspokoi.

Hinduska nie jedną bójkę przeżyła. Trzeba się mocno postarać by ją czymś zaskoczyć. Wprawdzie kojocik zaimponował jej ruchami (które kiedyś wykorzysta do swojego tańca) ale nie były one w stanie jej powstrzymać. Zatrzymując się na jednej nodze a drugą trzymając ugiętą w powietrzu. Obejrzała się na Skowyta zwężonymi czarnymi oczkami. Uniosła kamień nad głowę i rzuciła nim w zmiennokształtnego wydając z siebie dźwięk podobny do okrzyku bojowego amazonki, skrzyżowanym z krzykiem poszkodowanego w wypadku samochodowym.

Kojotołak podniósł w górę ręce chcąc zasłonić swoją głowę przed brutalnym i przerażającym atakiem Kamień spadł z góry wprost na bok jego cielska. Skowyt z okrzykiem pełnym przerażenia i bólu stracił równowagę i padł na ziemię jak rażony piorunem.

Tego...się...nie...spodziewała… Stała zgarbiona nad łakiem i patrzyła na niego oniemiała nie wiedząc co ma zrobić.

Kojot zaś leżąc na ziemi zwinął się podkulając kolana i zaciskając zęby starał się dotknąć miejsca w które właśnie dostał ogromnym kamulce.
- To boooli…. - Wyjęczał z żalem w głosie.

By dopełnić wizerunku totalnego zgłupienia, otworzyła usta ze zdziwienia i wpatrywała się w kojota wielkimi jak spodki oczami. Owszem… chciała zrobić Skowytowi krzywdę ale… w ten symboliczny sposób. Arinf zawsze “przeżywał’ jej ataki… - Yyyeee… - kucnęła obok Cichego i przekręciła głowę - Udajesz?

- Nieee…. Mogłaś mnie tym zabić… - Wyjęczał Skowyt i powoli, ostrożnie usiadł po turecku. - To był wielki kamulec… Przecież tylko rzuciłem w ciebie małym patyczkiem… - Wymruczał mocno zasmucony i rozżalony.

Nie wiedząc jak ma się zachować ani co odpowiedzieć, ściągnęła usta w dzióbek i wpatrywała się futrzaka dziwnym i trudnym do odgadnięcia spojrzeniem.
- Jesteś już dużym chłopcem… weź się w garść… - szła w zaparte nie patrząc w oczy towarzyszowi.

- Ty też nie jesteś dzieckiem i powinnaś wiedzieć, że tak się nie robi. Jak masz mi tak pomagać, że mnie bijesz to już lepiej jak faktycznie pójdę sam. - Skowyt jeszcze przez chwilę masował obolałe okolice żeber, a potem niezdarnie zaczął wstawać z ziemi na równe nogi. Kiedy mu się to udało, niepocieszony pociągnął nosem.

Wzruszyła ramionami. Nie ona zaczęła, nie jej wina, nie jej problem.

- To… w końcu mogę nam zrobić to przejście? - Dodał po chwili kojot demonstracyjnie patrząc gdzieś w inną stronę.

- M-mogę ja to zrobić? - spytała cichutko, patrząc się w przeciwną stronę co kojot.

- Niby jak? Przecież boisz się ognia… - Odpowiedział zmiennokształtny stojąc do niej plecami i splatając sobie ramiona na torsie.

Podrapała się nerwowo po policzku - Mogę czy nie?! - warknęła poddenerwowana.
- Możesz… Jak obiecasz, że nie będziesz mnie więcej bić. - Fuknął futrzasty stwór i zerknął nieco w jej kierunku.

- Jeśli będziesz się zachowywać… - przedrzeźniała łaka go w denerwująco dziecinny sposób - Daj… mi… zapalniczkę… - wyciągnęła do niego dłoń i dziwnie się napięła.

- Ale musisz powiedzieć “obiecuje”... - Skowyt odwrócił się w jej stronę i podszedł powoli, wyciągając do niej ułożoną na poduszkowatych łapach zapalniczkę, przy okazji patrząc na nią ofochanym spojrzeniem.

Do cholery, czy on musi wszystko utrudniać? Napięta jak struna podrapała się po policzku, wstała, kucnęła, wstała, obróciła się, podrapała po głowie, wyciągnęła rękę, schowała ją… Wiła się niczym piskorz, staczający bój z wędkarzem. Wydawała z siebie dziwne pomrukiwania, gdy tak kręciła się to w lewo to w prawo. Co robić, czego nie robić, jak żyć gdy było się umarłym?
- Mmmm… MMMMMmmmm… mmMMMMMmmm… dawaj mi to - wyszarpnęła mu zapalniczkę i przytuliła do piersi posapując ze zdenerwowania. Stała w lekkim rozkroku z przerażeniem na twarzy i wpatrywała się gorączkowo w kojota, nie do końca wiedząc czy ten zaatakuje.

- A obietnica? - Zwierzołak patrzył na nią niecierpliwie i wyczekująco.

- G-g-gówno! - zapiała rozhisteryzowana, po czym odwróciła się i pognała na łeb na szyję jak najdalej od kojota. Nie pozwoli mu spalić wyspy. Nie przyłoży się do ściągnięcia na jej bezpieczne schronienie kolejnych myśliwców! Wywali zapalniczkę do morza, jeziora, rzeki, kałuży albo nawet do chrześcijańskiego piekła jeśli będzie musiała!

- Dlaczego uciekasz?! To moje! - Wampirzyca usłyszała za sobą okrzyk pełen żalu i rozczarowania. Skowyt stał tak przez chwilę nie wiedząc, czy Mohini znowu żartuje, czy nie i mrugał ze zdziwieniem. Widząc jednak jak ta oddalała się coraz bardziej westchnął smętnie, zdając sobie sprawę, że został pozostawiony samemu sobie. Zastanawiając się jak przedrzeć się przez gęste pajęczyny wpadł na pomysł nawiązania komunikacji z Arthurem, a kto wie, może udałoby mu się nawet w jakiś sposób zawiadomić Walthera. Nuwisha wziął w płuca jak najgłębszy wdech, a później przystąpił do nawoływania. Wydawane przez niego dźwięki brzmiały zupełnie inne od tych za pomocą, których porozumiewały się wilki, ale jako, że byli spokrewnionymi gatunkami, Skowyt miał nadzieję, że Arthur zrozumie sygnał, sygnalizujący jego położenie podczas polowania i nawołujący do współpracy. Dla osób postronnych, mogło to z kolei zabrzmieć jak przerażająca i szaleńcza kakofonia dźwięków, nie tylko same kojoty były nieco zwariowane, ich język również. Przy niemal totalnej ciszy, Skowyt miał nadzieję, że jego wycie poniesie się po niemal całej wyspie.
https://www.youtube.com/watch?v=YtsZoIe3Czk

Mohini biegła przed siebie, a ścigał ją piekielny jęk kojota. Wampirzyca nie zamierzała się jednak zatrzymywać. Sadziła wielkie susy omijając kolejne parowy i doły. Przebiegła zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy usłyszała dziwny szelest. Zatrzymała się w półkroku, gdyż zobaczyła cień czegoś wielkiego zmierzającego w jej kierunku. O zgrozo, to coś przypominało wielkiego pająka.

Zatrzymała się zarywając trampkami w ziemię. Coś się zbliża, coś wielkiego, włochatego i dziwnie strzykającego w stawach… Co to jest? CO to jest? CO TO DO JASNEJ ANIELI JEEEEEEST??!!
Musi uciekać, tylko gdzie? W bok może? Tak, gdzieś w bok wydaje się interesującą alternatywą ale… co jeśli ten tarantul pobiegnie za nią? Złapie ją, zawinie w kokonik a później powiesi w swoim pajęczym domku jako trofeum albo nową full wypas lodówkę? Nie… musi coś zrobić…

- KO-KO-KOJOOOOOOT!!!! - zawyła żałośnie odwracając się za siebie i gnając z powrotem do zmiennokształtnego - KO-KOOOOOJOOOOOOT!!!!!! - nie wiedziała czy stwór goniący ją jest zły i żądny mordu, wiedziała jednak, czym się różni lodówkokojot od lodówkowampira… ŚWIEŻYM MIĘSEM, dlatego lepiej być w pobliży smakowitszej opcji nocnego posiłku - KO-KO-KOOOOOJOOOT! - zawyła ostatni raz - GONI MNIE GIGAROBAAAAAAAAAL!!!!!! - wiedziała, że dzisiejsze wychodzenie z bunkra było złym pomysłem...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 04-08-2015 o 22:27.
sunellica jest offline