| Z Angelą
Młodszy Nowicki w trakcie całego pocieszania Angelique nie tknął niczego poza herbatą. Pieruńsko drogą herbatą, która nie smakowała mu spechalnie przez zaciśnięte zęby.
- Jeśli i tamtego tak naciągała na kasę, to ja się nie dziwię majsterkowiczowi, że nawiał. Pewno na dobitkę się jej w końcu lepiej przyjrzał… –burczał Stefan po Piastiańsku jako adiutant nakładając na Stanisława marynarkę.
- Tak, tak Pawle. Możesz mieć rację, ale trzeba wypróbowywać różne kucnie - oświadczył Stanisław we wspólnym niby „tłumacząc wypowiedzi młodszego na wspólny”.
- Jeśli kiedykolwiek się ożenię to z babą, która będzie na randkach płacić za siebie. –mówił młodszy Nowicki dalej po Piastiansku.
- Zapewnia, że powinniśmy wracać jeśli mamy zacząć szukać… - znowu „niby tłumaczył”.
Stefan całą drogę szedł parę kroków za Stanisławem i Angeliquą. Z wzrokiem wbitym w ziemię przeliczał ile pożyteczniejszych rzeczy można było kupić za dzisiejszy wieczorek. Następnie analizował co ma zrobić na jutro- wizyta w redakcji wymagała wyszykowania pączków, trzeba zadzwonić do Szkapy i jakoś mu przekazać co się wyrabia, chyba obiecał May sukienkę na ślub. I lista gości na ten cały ślub proszący się o Chryję przez wielkie „CH”. Trzeba mnóstwa osób, które wiedzą jak się bić.
Wtedy pojawił się ten facet wyglądający jak kalka Vilmuda. Wergiliusz
- Jakże to uprzejme z waszej strony, a mam powiedzieć, że od kogo ta wiadomość - odparł Stanisław starając się schować Stefana za swoimi plecami.
Nie spuszczał oczu z "Vilmudopodobego", który dziwnie mu przywodził coś wilczego.
- Zwą mnie Wolf, Wergiliusz Wolf - oczy mu zabłysły
- Miło was poznać. Czy mam coś jeszcze przekazać do Katrine?
- Że wuj Wherewolf tęskni, a dziadek zawsze ma dla niej miejsce
- Dziadek? Znaczy się Kościej? - spytał Stefan wychylając się zza pleców brata - A do nas też jakieś wieści
- Nie wiecie, że kościej to postać z bajek? Tacy duży i w bajki wierzą! Ale mam dla was zalecenie zdrowotne... Wiecie czym jest żywa woda? ?
- Załóżmy, że nie...
- Hen daleko w bezlitosnej ziemi co skuta jest lodem i zna jeno smutek jest studnia, gdzie żywa-martwa szafarka nabiera raz to wody żywej raz martwe, razj. żywa woda. Żywa woda leczy żywych ze wszelkich chorób i przypadłości
- Brzmi jak bajka, a powiedzieliście, że mamy nie wierzyć w bajki, wujas. Więc martwa woda zabija na miejscu? -skwitował młodszy Nowicki
- Żywych jak najbardziej... Czy ów specyfik nie przydałby się wam? - pokazał wszystkie zęby.
- A umarłych wskrzesza? -Stefan został z powrotem wepchnięty za Stanisława
- W pewnym sensie i pewnym stopniu... Jesteście może zainteresowani? [/i
- Większość krewnych co mi pomarła to bym nie wskrzesił... -skwitował Stanisław.
Wergiliusz przewrócił oczami.
- Mam tylko żywą wodę, a z dobrych źródeł wiem, że przyda ci się - wyjął zza pazuchy srebrną fiolkę.
- A co miałbym za nią zrobić? Bo wiem, że nie ma nic za darmo
- Masz pewną błyskotkę, czerwony kamyk... Nie powinien znajdować się w rękach kogoś, kto nie wie co powinno się z nim zrobić
- Jaki kamyk to....
-dziesięcioletni kompot po babci - wtrącił Stefan.
- Ja chyba was zostawię - rzekła Angelika i odsunęła się od Stacha a potem zawróciła ruszyła do hotelu.
- Nie udawajcie idiotów - warknął i ruszył w ich stronę
- Przemyślimy to, dobra ? - powiedział Stefan z ręką w spodniach na Nightwingu. Starał się przybrać jak najbardziej nieugięty wyraz twarzy - jak na syna Siergieja Nowickiego przystało. - Zwłaszcza, że... jeszcze paru innych kolesi obiecuje rozwiązanie problemu. Może koledzy was ubiegli i nie powiedzieli?
- Wiecie czym są te kamienie? Jakie udręki przeżywają ci w nich uwięzieni? My możemy przywrócić ich do...no powiedzmy życia - wkroczył w światło latarni, zobaczyli, że rzuca cień wilka...
- "Powiedzmy" to brzmi tak względnie. Albo jakbyście obiecywali, że rozlane mleko nada się do picia... - młodszy Nowicki wystąpił przed starszym.
Stanisław zaś dotknął medalika po matce. To chyba w razie czego srebro?
- To na razie tylko propozycja... Co u pana Askersona? – Wolf złagodniał nagle
- A bo ja wiem... Nie znam... –prychnął Stefan.
- Nie irytujcie mnie - ciało Wergiliusza porosło futrem i stalowymi kolcami na stopę kolcami, urósł tak, że stał się o głowę wyższy od Vilmunda na palcach wyrosły żelazne pazury.
- Stefciu... Panu chodziło o Vilmuda. Vilmund ma na nazwisko Askerson - Stanisław spróbował załagodzić
- A racja! Tylko od śniadania go nie widziałem. Robi w ochronie. Pan jest trzecim z trojaczków, czy jak? Mam pozdrowić braciszka - Stefan też przybrał ton pogawędkowy pomimo widoku
- Taaak. Pilnuję jego siostry... Spytajcie Go, czy nie chce nowej pracy. Jutro wieczorem odwiedzimy was, wasza odpowiedź będzie... ostateczna... - Zmienił się w gigantyczne wilkopodobne monstrum, Potwór pobiegł w mrok
- Do widzenia panu! - zawołał za nim Stefan. Potem dodał - Czy dzisiaj do kurwy nędzy jest pełnia czy jak!? Brakuje tylko tego czarnego gadającego kociska
Albo mały telefon od wujka Rojka? Gdzie ten zapieprzeniec jest jak go potrzeba?! Rozmowa prowadzona w języku Piastii - Stefan, uspokój się! - Starszy Nowicki potrząsnął młodszym. – I teraz sobie przypomnij rachunek z kawiarni!
Panika momentalnie opuściła Stefana Nowickiego. Przynajmniej większa część.
- Co to kurna było? Trzeci trojaczków - burknął młodociany mechanik.
- Może… Oby… Cholera… Brakuje nam tylko Jadzi, byśmy mieli jeden wielki zjazd rodzinny naszej wesołej gromadki –Stanisław nerwowo się oglądał po miejscu gdzie wcześniej był Wergiliusz.
- Stasiek…
-Co?
-Pamiętasz jak Pradziadek opowiadał o tym, że jak on był młody to były nie tylko wnyki zakładane na niedźwiedzie, ale i niedźwiedzie zakładały wnyki na ludzi?
-Jasna cholera, jakby miały bez kciuków! Matko kochana, przecież sam dobrze, wiesz, że przed śmiercią do reszty ześwirował… No może nie pamiętasz, bo miałeś 5 lat jak umarł…
-Albo właśnie dostaliśmy dowód, że mówił prawdę…
-Tia… - przyznał niechętnie Stanisław. – Teraz to ma sens… Kolejna legenda wykiełkowała na ziarnku prawdy.
-Wilkołaki, Kościeje, generałowie z różnych stronnictw nawzajem sobie podkładający świnie, jeden wredny Twardy… Cyrk w miescie, nasza familia na horyzoncie, a Szkapa dalej siedzi na zadzie w swojej chałupie!
-Uwzględniasz, ile by dolał Doliwy do ognia jakby tamci się dowiedzieli, że nie siedzi na zadzie – starszy Nowicki zdzielił młodszego po głowie- [i] Mamy jakieś bezpieczeństwo, bo wygląda na to, że siedzi i się nie wtrąca!!
Stefan chwilę milczał przygarbiony z ręką na miejscu uderzenia. Stanisława zaś uderzyło, że nagle jego brat wygląda na znacznie młodszego.
- Chciałbym, żeby Tata tutaj był… - powiedział młodszy Nowicki smutno. – To głupie wiem, bo wtedy rozpęta się piekło. I że nie będzie siedział cicho nad tym ślubem. I będzie opiedol jak nigdy, ale chciałbym go zobaczyć…
-Stefek…
-Chciałbym tutaj dorosłego na którym można polegać bez obawy, że wbije nóż, albo mnie wyślę do Briggs. –potarł nos. –Nawet jak będzie opierdol. Na ten od Taty zasłużyłem
-A Samuel? - zdumienie Stanisława osiągnęło zenit. Ostatnio Samuel był wyraźnie stawiany wyżej w hierarchi Stefana:– V-Vilmund
-Smutas jest… za bardzo swój abym myślał o nim jak o dorosłym - młodszy się wysilił na uśmiech. – A Vilmund… czasami mam wrażenie, że najchętniej by nas zostawił w cholerę. A tak się starałem, by czuł się z nami swobodnie. Że równi sobie jesteśmy…
-To jakby to wyglądało jakbyś go próbował wkurzyć… Dajecie mu z Leslie popalić, że hej!
-Wszystkich bym chciał zobaczyć zamiast się zastanawiać kto zginął. Łatwo się nie dadzą, ale i tak…
Starszy Nowicki przygarnął do siebie młodszego.
- Nie masz się czego wstydzić. Ja też… Chciałbym wiedzieć gdzie są, a jednocześnie, żeby trzymali się z daleka od tego bagna. Prześlijmy tyle razem, dożyjmy i tego Chryjowatego ślubu! - zapewniał Stanisław. Chyba podziałało skoro Stefan się zaśmiał – No porycz sobie na zdrowie, nie powiem nikomu.
-Odechciało mi się… - wycedził Stefan. Faktycznie nie było po nim widać śladu łez.
Po chwili uwolnił się z uścisku pocierając nos: - No nic… Trzeba z resztą pogadać, podzwonić po gości i się wynieść z motelu.
Po drodze Nowiccy natrafili na rozbita budkę więc stało się oczywiste, że trzeba zadzwonić dopiero z motelu. I tak na wszelki wypadek kupili nowy numer „Głosu Ishvaru” i jeszcze jakiś dziennik wieczorny. Tym razem nie było ani słowa o Siergierze Nowickim. Najdziwniejsza była tylko notatka o pociągu porwanym przez grupę Wojowników Cienia, a których połowę wybito w trakcie odbijania pociągu.
- A co tutaj mieliby robić Wojownicy Cienia? To jakaś propaganda Anty-Xingijska? - skomentował Stefan.
- Kto wie… Aż dziw, że to nie było przy nas! A swoją drogą… to chwilę nie widzieliśmy żadnych Xingijczyków. Oby nie wyszło, że ci od pociągu to ci od Złotej Pagody! – Stanisław zapalił papierosa. – I oby Smutas nie sfajczył pod naszą nieobecność motelu!
-Stawiałbym raczej na Juliana… Myślisz, że się zgodzi ratować honor damy?
-Myślę, że Julian choć znamy się krótko… to za dzika karta. Jak mamy mieć sprawę naprawdę z głowy to sam się muszę tym zająć. Resztę… zwłaszcza o Wergim trzeba omówić z resztą wesołej ferajny.
Wyjątkowo Stefan przyznał starszemu rację bez szemrania. Szli do motelu. |