Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2015, 16:51   #100
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Byłam wściekła. Zawsze, gdy traciłam punkt oparcia i byłam zmuszana odkładać na bok całą posiadaną aktualnie wiedzę na temat tego, co się działo i zacząć zbierać informacje od nowa wpadałam w stan irytacji przez to, co straciłam a ile jeszcze musiałam zrobić. Cóż samo zdobywanie informacji nie było złe, lubiłam dowiadywać się nowych rzeczy. Najgorsze było to, że najczęściej od szybko pozyskanej wiedzy zależało czyjeś życie, moje życie, ale nie tylko.

Lubiłam usiąść sobie w bibliotece albo w swoim salonie i zagłębić się w książkach czy innych spisanych materiałach, albo uzupełniać swoją wiedzę poprzez czysto akademickie dyskusje ze znawcami danego tematu. Najczęściej jednak to wyglądało inaczej, tak jak teraz. Jeśli nie przyswoiłam sobie tematu wystarczająco szybko ktoś umierał, tak jak teraz. Ta cholerna odpowiedzialność i obawa, że nie dam rady budziły we mnie zimną wściekłość i gotowa byłam wyładować się na kimś, kimkolwiek, kogo miałam pod ręką.

- Ja ich wcale nie trzymam. - Powiedziała Vannessa. W jej głosie wyraźnie wyczuwało się, że czuje się urażona słowami O’Hary. - One same się do mnie przyczepiły. - I jakby na potwierdzenie swoich słów pomachała rękoma zupełnie jakby chciała się pozbyć natrętnych światełek.

- Przyczepić to samo może się, co najwyżej gówno do buta. - Finch najwyraźniej postanowił pokazać swoje stare "ja". - To, że czegoś nie ogarniasz, nie oznacza, że dzieje się bez twojej woli. Masz potężną moc, której nie kontrolujesz. To punkt wyjścia, Vannesso. Czy ci się to podoba, czy nie. I albo nauczysz się jej kontrolować i nas stąd wyciągniesz. Albo będziesz dalej siedziała i użalała się nad sobą wmawiając samej sobie, że to, co się wydarzyło to nie twoja wina i nie twoje dzieło. Aż moc, którą masz, zeżre cię od środka lub popchnie w obłęd.
Poparzona twarz nie wyrażała emocji, a oczy były spokojne, podobnie jak ton głosu.
- Jesteś nam potrzebna. Jesteś potrzebna sobie. Tylko musisz grać świadomie. Z nami. Do tej samej bramki. Siedzenie i użalanie się nad swoim losem nic ci nie da. I nic nie da nam.

O'Hara rozejrzał się, jakby szukał czyjegoś poparcia. Pomocy w tej, w sumie nie bardzo motywującej i umiejętnej, gadce motywującej.

Jedyną odpowiedzią Druidki na ten cały, dość ordynarny, wywód było krótkie “ha” wydane nosem, gdy ona przyjmowała swoją poprzednią pozycję do medytacji.

Położyłam dłoń Ojczulka na jego piersi. Wcześniej trzymałam ją kurczowo we własnych rękach, ale przypomniałam sobie o innych, którzy być może mogli potrzebować mojej pomocy, takich, którzy jeszcze żyli. Podeszłam do Vordy, ale nie dotknęłam jej nawet, nie chcąc przyprawiać ją o niepotrzebne dodatkowe cierpienia. Zamiast tego dołączyłam do O'Hary.

- Każdy z nas ma pewne sprawy, których istnienia wolałby się wyprzeć zamiast stawić im czoła. Jak widać dla Vannessy przyznanie się do posiadania mocy, która pozwala podróżować między Domenami jest nie do przyjęcia. W normalnych okolicznościach każdy z nas okazałby zrozumienie i inne tego typu pierdoły, ale teraz upór Vannessy zafunduje nam wszystkim szybkie zgony. Chyba, że wymyślimy jakieś inne wyjście z tego miejsca. Jakieś pomysły Finch?

- Poszukam ścieżki Twórców. Może się uda, ale szansa jest minimalna.

- To i tak większa niż z Vannessą. – Powiedziałam.

Nie miałam już sił na kolejne kłótnie z Billingsley. Jak długo ktoś może uciekać za odpowiedzialności za swoje czyny? Pewnie i całe życie. Powtórzyłam Vannessie, że to ona nas tutaj przeniosła już wystarczającą ilość razy, to samo powiedział jej Finch, elfka i nawet skrzydlata istota z tej Domeny. Nie wiem, od kogo musiałaby usłyszeć potwierdzenie dla naszych słów żeby dopuścić do siebie myśl o swoim związku z podróżą między światami. A to przecież nawet nie był jej pierwszy raz.

Finch mi nie odpowiedział. Nadal obmacywał kamienie, jak niezwykle czuły kochanek, pomrukując coś przy tym pod nosem.

Wiedźma siedziała za zwieszoną głową ignorując nas lub naprawdę nie słyszała toczącej się rozmowy. W pewnym momencie przetarła dłonią nos. Tą samą rękę wyciągnęła przed siebie i zaczęła kręcić nią symbole nieskończoności w powietrzu. Dusze - świetliki natychmiast podpłynęły do Vannessy i zaczęły krążyć po wyznaczonej trajektorii. A te, które zetknęły się z jej dłonią zrobiły się jakby jaśniejsze. Były bardziej ... jasne... podekscytowane .... zawirowały jakby wyczuły coś, co ich bardzo zainteresowało.
Widziałam ślady krwi na dłoni Druidki, tej samej, która wyznaczała tor tańca błędnych ogników.

Przyglądałam się na zmianę poczynaniom Vannessy i działaniom Fincha. Pomyliłam się, co do Vannessy. Ona doskonale wiedziała, że to jej działania nas tutaj zesłały. Próbowała tylko uniknąć odpowiedzialności, bo nie miała pojęcia jak naprawić to, co się stało, a do tego już jedno życie zostało utracone. Dlatego Vannessa tak się upierała przy swoim inaczej musiała by przyjąć do wiadomości także i to, że Morris umarł przez nią.

Zerknęłam również w stronę Enaei. Ta istota na coś czekała, próbowałam zrozumieć, na co, ale... No właśnie. Za mało danych.

Tymczasem "świetliki" niespodziewanie uniosły się w powietrze i przybierając różne barwy poszybowały w stronę różnych menhirów obsiadając je w sobie znanym porządku. Poczułam nagle, jak przestrzeń pomiędzy głazami zaczyna drżeć, nabrzmiewać, wibrować. Wyraźnie podniosła się temperatura. Zmysł Śmierci szalał wskazując na źródło mocy pomiędzy głazami.
Enaei przyglądała się temu z kamienną twarzą. Lunnaviel pozostałą mniej opanowana.
- Robią to! - Szepnęła. - One to robią. Gdzie jest Duncanael? Trzeba go zawołać, nim będzie za późno!
- Vannesso z Londynu! Powstrzymaj się jeszcze!

- Co one robią? - Odwróciłam się w stronę Lunnaviel.

- Wydaje mi się, że otwierają przejście do waszego świata.

„Świetnie!” - Pomyślałam sobie, ale czy rzeczywiście mieliśmy gwarancję, że przejście zaprowadzi nas akurat do naszego świata.

Billingsley podniosła głowę. Krew spływająca z nosa zdążyła już częściowo zakrzepnąć na wardze i policzku. Druida popatrzyła lekko ospale na światełka, następnie na nas, znowu na światełka. Przetarła ręką nos rozcierając jeszcze więcej posoki na policzku. W międzyczasie przywołała dusze do siebie.
- Jak widać siedzenie i użalanie się nad sobą coś mi dało. - Rzuciła smętnie do O’Hary.

- Świetnie. Piwo postawię ci potem. Teraz szybko wołajmy resztę i wynośmy się stąd! Emma. Jesteś w stanie pójść po resztę?

- Ja? - Pytanie niezbyt powalające swoją bystrością wymknęło się z moich ust.

- Nie ma takiej potrzeby - odezwała się niespodziewanie Amy. - To musi się zdarzyć. Możemy wyjść stąd nie zmieniając niczego, lub zmienić wiele. Gdy wrócimy, czeka nas wojna. Londyn, Anglię czy nawet świat. Dopełnienie Apokalipsy, która zaczęła się wraz z Fenomenem Noworocznym. Potrzebujemy wsparcia. Wsparcia, które możemy tutaj zdobyć, jeżeli dobrze to rozegramy. Nie wiem, czy zdołamy wejść tutaj ponownie. Vannessa nie kontroluje swoich mocy. To raczej one kontrolują ją. Raz zrobiła wyłom, znalazła boczną ścieżkę, lecz siły, które czuwają nad tym miejscem nie pozwolą powtórzyć tej sztuczki. To nasza jedyna szansa na uzyskanie sojuszników. Chcecie ją porzucić?

Zdążyłam tylko zamknąć usta po swoim poprzednim krótkim wtrąceniu się i spojrzałam w stronę Fincha, później Lunnaviel, potem Vannessy i na końcu Amy w próbie zrozumienia napływających szybko danych.

- Oczywiście! - Odparła Vannessa. - Siły, które czuwają na tym miejscem zostawię w spokoju. One mnie też niech zostawią w spokoju. Em, jeżeli ty nie chcesz iść, to ja to zrobię. - Druidka zwróciła się do mnie głosem zupełnie pozbawionym emocji.

- Ok, ok, pójdę po nich – odparłam prawie ze złością.

Ruszyłam w stronę widocznej wieży. Przypomniało mi się inne miejsce pośród mgieł gdzie tylko też miałam po kogoś pójść i zgubiłam drogę. Zatrzymałam się. Odwróciłam.

- Tylko nie zostawcie mnie tutaj - powiedziałam z lekko wyczuwalną obawą w głosie.
Znowu wzięłam azymut na wieżę i oddaliłam się szybkim krokiem.

- Czekam aż się oddalisz i uruchamiam portal! – Ktoś wrzasnął za mną. Zapewne Vannessa, no, bo kto inny - To była podpucha, żeby ociągnąć się z tego miejsca. – Usłyszałam jeszcze na skraju słyszalności.

Miałam nadzieję, że tylko się wyzłośliwiała, aby sobie ulżyć a nie rzeczywiście chciała mnie tutaj zostawić. Bo gdyby tak zrobiła to, cholera jasna, zawarłabym przymierze z kimkolwiek żeby stąd wyjść i ją znaleźć. A kiedy bym już ją znalazła to stłukłabym ją na takie kwaśne jabłko, że nawet pomoc najlepszych Ojczulków i Siostrzyczek nie przywróciłaby jej dawnego wyglądu.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 01-09-2015 o 23:26. Powód: poprawki
Ravanesh jest offline