Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2015, 22:46   #48
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Pisk opon, ryk silnika. W obecnej chwili takie dźwięki niepokoiły. Choć samo miasto przerażało ciszą, to dźwięki ją przerywające wywoływały niepokój.
- Czekajcie tu.- rzucił szybko Wade i gestem kazał się cofnąć trójce kobiet pod ścianę. Peter przez chwilę trzymał się wraz z nimi, gdy Wade wyglądał ostrożnie przez okno, po czym podpełzł i spytał się.
- Co to?-
-Wóz Bruenera… szlag… podziurawili go.- mruknął Wade.
-Myślisz, że zabili go i… - Peter nie chciał dokończyć myśli.
-Nie… skąd by mieli wiedzieć, że tu mieszka? Zresztą kto miałby to zrobić?- powątpiewał Wade.
- Ale ktoś do niego strzelał.- wtrąciła stojąca pod ścianą Mindy. -Powinniśmy sprawdzić czy nic mu nie jest.

- To kto idzie? - Spytała Sara, drapiąc się nerwowo po ramieniu.
- Peter i ja…- zadecydował Wade, ale Peter stwierdził.- Nie możemy się obaj narażać. Lepiej by było, by tylko jeden z nas.
- Nie możemy puścić Wade’a samego.- zaprotestowała Lilly, a Mindy się z nią zgodziła skinieniem głowy. Lecz Rosjanin dodał.- Nie możemy też niepotrzebnie ryzykować. Ilu już nie powróciło z takich wycie…- przerwał wypowiedź i rzekł cicho.- Wybacz Mindy, ale ostrożność… musimy zachować się ostrożnie.-

- Ech… - Westchnęła Sara, spoglądając najpierw wymownie na Petera, a potem ledwie chwilkę w kierunku Lilly.
- To co, ja mam iść z Wadem?? Takie z was… a zresztą, to mogę iść. To nie żadna wycieczka, jedynie wyjście przed blok.
-Nie będę cię narażał.- odparł rycersko Peter.- Ja pójdę.
- Miałeś swoją szansę Pete.- rzekł Wade i wstał mówiąc do Sary.- Chodź… zanim zacznie się kolejna tura… negocjacji.

***

Zostawili więc resztę towarzystwa, udając się ku wyjściu z kamienicy. Po drodze zaś…
- Teraz byłby dobry moment na oddanie mi magazynka do pistoletu? - Zagadnęła Wade’a kobieta, mrużąc oczy.
- Nie sądzę… mogłabyś zrobić sobie krzywdę bronią.- stwierdził w odpowiedzi Wade trzymając strzelbę w dłoni i podchodząc do drzwi.- Przeciwnik i tak nie wie, że nie masz amunicji, a ja nie będę się bał, że postrzelisz siebie lub mnie.
Po czym krzyknął do osoby siedzącej w wodzie.- Bruener, to ty?!
- A kto ma do cholery, być?! Wróżka chrzestna?! Postrzelili mnie!- odezwał się z samochodu głos. Znajomy głos pisarza.

- To mnie do cholery poducz - Syknęła do dozorcy Sara - Pokaż jak ładować, rozładowywać, zabezpieczać i takie tam. Poprosiłam o pomoc, zaufałam, a Ty mnie wyrolowałeś na całej linii. W końcu nie będę machała tym pistoletem z prawej na lewą cały czas… mały crash-kurs, ale nie… - Naburmuszyła się.
- Już idziemy! - Dodała nieco głośniej do Brunera.
- Nie ma na to czasu w tej chwili, są pilniejsze rzeczy niż nauka strzelania. Jak choćby przygotowanie się na noc.- przypomniał jej cicho Wade.- Amunicji nie mamy za dużo, więc… lepiej żebyśmy nie musieli strzelać w ogóle.

Po czym ruszył w kierunku samochodu krzycząc.- Co się stało Wolfgang?
- Ci faszyści mnie postrzelili! To jakieś szaleństwo. Miasto jest całkowicie odcięte. Wojsko strzela do obywateli.- odpowiedział Wolfgang głośno.
- Gdyby wojsko do ciebie strzelało to byś tu nie dojechał.- Wade podszedł do samochodu i ocenił.- Nie jestem fachowcem, ale to chyba rykoszety. Padły strzały ostrzegawcze? Blisko wozu… pewnie musiałeś ich wkurzyć.-
- A ciebie nie wkurza, że nas tu zamknęli? Cholera nikt nie może opuścić Detroit. Nikt. Pod karą śmierci. Traktują nas jak trędowatych.- odparł wściekle Wolfgang.

- Trafili Cię? Możesz wysiąść? - Odezwała się Sara.
- Postrzelili mnie w nogę. Zatamowałem krwawienie, ale boli jak cholera.- stwierdził niechętnie pisarz. Wade otworzył drzwi i ocenił obwiązaną ranę.- Całkiem nieźle. Skąd tak umiesz.
-Byłem skautem i opiekunem skautów podczas studiów.- odparł Wolfgang, gdy Wade pomagał mu wysiąść. Pisarz oparł się na nim dodając.- Chyba żeśmy utknęli tu na dłużej, choć może od strony rzeki by się dało wydostać z miasta.

- To co, wracamy do środka? - Spytała kobieta - Masz coś w wozie co chcesz zabrać… gdzie go postawić? - Dodała.
-Najlepiej odstawić do garażu.- Wolfgang uśmiechnął się czule do samochodu.- W końcu Daisy zasłużyła na odpoczynek. -
-Sara… zajmij się tym, ja go zaprowadzę do jego mieszkania.- rzekł Wade krótko pomagając kuśtykającemu mężczyźnie iść.

Dozorca poszedł więc z Wolfgangiem, a Harper odstawiła auto tego drugiego do garażu…


***

Na Petera Sara natknęła się wchodząc do kamienicy. Ćmił papierosa na korytarzu.
Zerkając na kobietę uśmiechnął się i przyjacielsko zaproponował papierosa wyciągając w jej kierunku paczkę.
- Mindy i Wade zajmują się rannym. Lilly poszła do siebie. Zajmuje się jakimś Kwadratem. Mamy chwilę przerwy.- wyjaśnił.

Sara więc również zapaliła, po czym spojrzała wyczekująco na mężczyznę…

- A więc? Słyszałem, że utknęliśmy w tym grajdołku.- zaczął Peter zaciągając się dymem.- Co o tym myślisz?
- Lepiej tu chwilowo siedzieć, niż co kombinować. Albo zginiesz na ulicach od tych mutantów, albo zastrzeli wojsko? Wolfganga ostrzelali jak chciał się wydostać… może sprawa wyjaśni się sama? - Wzruszyła nerwowo ramionami.
- Tylko ile zamierzasz tu siedzieć i co przez ten czas robić? Zabunkrujemy się w mieszkaniu i będziemy… czekać na cud? Trochę… monotonny rozwój sytuacji.- zamyślił się Rosjanin.
- To jaki Ty masz pomysł, no słucham, proszę? - odpowiedziała Sara.
- Nie możemy tutaj siedzieć wiecznie…- zamyślił się Wiereznikow.- Trzeba będzie się rozejrzeć za wygodniejszym i bezpieczniejszym lokum w okolicy. I mniej zatłoczonym. Prędzej czy później… pojawi się racjonowanie żywności. Wtedy lepiej będzie mieszkać w mniej licznej grupce.-
- No ale z drugiej strony, w kupie bezpieczniej? - Kobieta rozejrzała się po okolicy, jakby sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje - Póki co nie jest źle… a masz już może coś na oku? - Dodała.
- No co ty… niby jak mam mieć.- uśmiechnął się ironicznie Peter.- Przecież wczoraj nawet nie sądziłem, że coś może mnie napaść w nocy. W zasadzie miałem wczoraj inne plany na ten dzień. A ty? Co byś robiła dziś?-
- Jak co dzień, w pracy, ta sama rutyna? - Kiwnęła głową, po czym przetarła buzię dłonią, byleby nie ziewnąć. Ta rozmowa ją lekko nudziła…
- To co teraz zamierzasz, po tym jak… przeniesiemy te wszystkie meble? Mam w domu butelkę wina z Gruzji. Zamierzam… wykorzystać ją, póki jeszcze mogę sobie na to pozwolić.- stwierdził Peter i wzruszając ramionami dodał.- Milej by było w towarzystwie.-
- Będziesz miał w ramionach Olgę, będzie miły wieczór? - Rzuciła peta na podłogę i przydeptała go butem. W tej chwili już nie trzeba było zawracać sobie głowy takimi drobnostkami w budynku…
- Jeśli Olga wróci, to raczej… hmmm… to nie jest wino dla Olgi.- uśmiechnął się kwaśno Peter. Wzruszył ramionami dodając.- Jeśli wróci…-
- Już ją spisałeś na straty?? - W ciągu sekundy ciśnienie podskoczyło Sarze chyba o 100 - Własną kobietę?? Nie dość, że Ty zostałeś na dupie, a jej nie ma, to jeszcze tak o niej gadasz?! - Harper po prostu go… opieprzyła. Być może były to zalążki jej hiszpańskiej krwi, albo raczej jedyne, racjonalne rozwiązanie odnośnie takiej postawy mężczyzny?
- Nie… Nie spisałem na straty. Myślę racjonalnie.- odparł Peter spokojnie przyglądając się wybuchowi Sary.- Olga i pozostali powinni wrócić wczoraj. Ja to wiem i ty to wiesz. Wyjechali wozem Hopesa i mieli wrócić przed 23:00. Jest…- Peter spojrzał na zegarek.-... 15:00 następnego dnia. Trzeba być realistą w takiej sytuacji.-
- I dlatego tak strasznie to przeżywasz, i się zamartwiasz, i w ogóle “buuuhuuuhuu”? - Wytknęła mężczyźnie palec przed nos - Zimny sukinkot z Ciebie i tyle, już ją na straty spisałeś! Taka prawda, jak nie jedna, to druga co?
- Co więc powinienem według ciebie zrobić. Łazić po kamienicy i rozpaczać? Upić się do nieprzytomności w ramach żałoby? To… akurat chciałbym zrobić, ale przecież nie mamy takiej możliwości…- westchnął smętnie Peter.- Nie mogę się spić do nieprzytomności. I wolałbym nie pić sam.-
- Nie masz innego wyboru - Syknęła Sara - Idź, pij, i czekaj na swoją kobietę - Podkreśliła słowo “swoją” - To w tej chwili najlepszy pomysł, i najrozsądniejszy. A nie zapraszanie mnie na cholernego drinka. Są pewne granice przyzwoitości, jakkolwiek to banalnie brzmi - Powiedziała, po czym odwróciła się od niego energicznie na pięcie.

***

Wkurzona jak jasna cholera, Sara szwendała się po kamienicy. Najpierw odszukała swoją córkę, sprawdzając co u niej. A że wszystko było w porządku, Katie zaś nie miała ochoty wracać do domu… Harper postanowiła jej dać jeszcze z godzinę, może dwie luzu.

Sara udała się więc na poszukiwania Lilly… więc udała się w kierunku mieszkania Tary, bowiem Lilly mieszkała z kuzynką i obecnie swoim chłopakiem Gregorym. Sara stanęła przed drzwiami do jej mieszkania i zapukała energicznie.
- Kto tam?- Harper usłyszała głos Lilly, dość silnie przytłumiony. Musiała być w głębi mieszkania.
- Sara - Odpowiedziała spokojnie… już w myślach widząc reakcję młodej dziewczyny, dodała więc szybko - Chciałam tylko o coś zapytać, może być nawet przez drzwi…

Przez chwilę od strony Lilly panowała cisza. Po chwili Sara usłyszała kroki, a potem drzwi lekko się otworzyły i twarz Hopkins pojawiła się w szczelinie. Blondynka zapytała z uśmiechem cicho.- O co chciałaś zapytać? -
- Nie masz może jeszcze jakiejś flaszki wina? Musiałabym się napić… - Sara wzruszyła rozbrajająco ramionami - Mogę odkupić czy coś.
- Nie jestem pewna czy powinnaś. Mam wrażenie, że…- zamruczała pod nosem Lilly, po czym westchnęła.- Jesteś pewna, że na pewno chcesz?-
- Tak, jestem pewna… Peter mnie wkurzył. To jak?
- Robisz się… chyba agresywna po alkoholu… więc tym bardziej nie powinnaś.- westchnęła Lilly i przez chwilę milczała, by w końcu rzec.- Gregory będzie pewnie wściekły, ale dam ci jakąś butelkę z jego kolekcji. Markowe wino, więc będzie ci smakowało. Gregory pozuje na konesera.-

Sara uśmiechnęła się sucho.
- Nie robię się agresywna po alkoholu, o to się nie bój. I… przepraszam za wcześniej… - Dodała wyjątkowo cicho.
- Nie boję… Niemniej to było dziwne. - rzekła wesołym tonem Lilly i dodała zamykając drzwi. - Poczekaj chwilę.-

Harper czekała więc przed zamkniętymi drzwiami, z nudów zastanawiając się nad tym i owym…

Drzwi się otworzyły i pojawiły się Lilly z butelką drogiego trunku, chyba.
- Powinno ci smakować. Ja sama się na nich nie znam, ale to wygląda na dobre.- stwierdziła Hopkins.
- Ok, dzięki. Co za to chcesz? - Wzięła od niej butelkę.
- Hmm… nie wiem. Szczerze powiedziawszy, nie myślałam o tym.- Lilly wzruszyła ramionami patrząc na butelkę. - Powiedzmy, że masz u mnie dług. Coś się wymyśli.-
- Dobra, to już nie przeszkadzam… - Sara miała zamiar zostawić już Lilly w spokoju.
- Uważaj na siebie i nie przesadzaj z piciem.- uśmiechnęła się ciepło Lilly i zamknęła drzwi.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline