Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2015, 17:33   #9
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kłopoty z kobietami - wersja dla zaawansowanych :)

Russel Hayes - małomówny przeciętniak



Rozmowa z Martinem


Zadzwonił. No oczywiście. No musiał. No jakżeby nie zadzwonił by się nie napuszyć przed odwiecznym wrogiem. Supermartin. Superbrat. Supermaczomen. No i oczywiście rozmowa też zaczęła szybko schodzić na klasyczne tory jakimi zawsze najstarszy i najmłodszy potomek Hayes’ów ze sobą rozmawiali.

- … No tak, tak… Pewnie… No tak, to super… Oo, papiery wartościowe? No tak, to na pewno rozsądna inwestycja. Ale czy to niezbyt ryzykowne tak ładować całą kasę w statki? No wiesz, statki czasem toną… Aaaa… Odszkodowanie… Czyli nawet ci się opłaca jak zatoną…. No tak, to widzę, że pomyślałeś o wszystkim… No to niech ci toną na potęgę.… Aaa… Jeszcze w nieruchomości. No tak, nieruchomości są zawsze w cenie… Tak. Mhm… No… To super. - mówił prawie, że przez zaciśnięte zęby. Musiał się kontrolować by ich faktycznie do końca nie zacisnąć. Facet go wkurzył jak tylko zobaczył na wyświetlaczu, że to on dzwoni. No w sumie nic dziwnego. Starszy brat a właściwie superbrat tak działał na niego właściwie od dziecka zawsze więc rozmowa z nim od początku balansowała na granicy utraty cierpliwości.

- Ja? Nie, dzięki nie trzeba… No będę miał to pomyślę…. No tak, to mało przyszłościowe… Tak, nie tak jak u ciebie. Tak, myślisz nie dwa a trzy kroki do przodu… No oczywiście… Mhm, powinienem zacząć myśleć o swojej przyszłości już dziś. Tak, dokładnie tak, mhm…. - poruszył nerwowo nozdrzami bo czuł, że temat zaraz zejdzie na ten najbardziej ich materialnie rózniący: pieniądze i profesje. No superbrat nie potrafił odpuścic okazji by nie uwypuklic swojej przewagi. No i tak jak się spodziewał w końcu do tego doszło.

- No nie… Może poszukam… Taaa??? Noo iii? A może szukam? A może już znalazłem? Oo taaa? Na przykład w jakimś biurze? Z czego rżysz baranie? Taakk??!! A właśnie, że teraz jestem… - no bo przecież był! Był cholernym agentem rzadowym! I to o międzynarodowym statusie! I rozwiązywał dziwne sprawy jak z “Archiwum X”! I pomagał w ten sposób ludziom i właściwie można by rzec, że miał kontakty z pozaziemskimi cywilizacjami! To jak taki cholerny doradca finansowy mógł się z tym równać! Co on kurwa znaczył przy nim?! Miał świetną, pasjonującą i wyjątkową pracę wymagających specjalnych zdolności i umiejętności tylko… Tylko nie mógł o tym nikomu powiedzieć. Nawet bratu ani superbratu… - No jestem taksiarzem. - westchnął w końcu do słuchawki. - Tak nadal. - słuchał wsciekły triumfującego tonu dobiegającego go z drugiej strony. - No nie wiem, może i będe taksiarzem do końca życia, co cię to obchodzi? Karmisz mnie? Ubierasz? Dopłacasz? No to kurwa o co ci chodzi? Nie, nie przeklinam… No to mnie nie wnerwiaj… Taa… Przeklinają tylko słabi… Mhm… Taa… dobra weź skończ już… - mruknął mając już dość tej rozmowy. Supermartin najwyraźniej jak nie doszedł do swojego jakiegoś sobie znanego limitu złosliwości to chyba nie umiał inaczej skończyć rozmowy. A jednak tym razem to nie była zwykła rozmowa i Martin nie zamierzał jeszcze kończyć.

- Co? Jaki ślub? Mój?! Aaa… Nnoo… No tak… - nagła zmiana tematu zaskoczyła go całkowicie, że nie zajarzył od razu. Przeklął w duchu Imperatora, że już musiała się wygadać i to jeszcze przed Martinem. Widać miał suczykot radochę po pachy z ultimatum jakie mu postawiła. Najwyraźniej reszta rodzeństwa skoro byli rodzinni i ułożeni mieli dostać kasę ot tak. I to ma być sprawiedliwość? No to jak tak to niech im się każe rozwieść czy co, żeby było sprawiedliwie…

- Słuchaj nie myślałem jeszcze o tym… Znaczy tak, nie myśleliśmy… Tak…. Tak wiem, bo mi ucieknie… Nom… Taaa… Jasne… Tobie żadna by nie uciekła… Pewnie… Noo… Mitsy… A dla kogo ten raport? No to Mitsy powinna ci wystarczyć. - jakoś wcale nie był chętny zdradzać rodzonemu osobistemu wrogowi za wielu szczegułów w tej kabale co się znalazł. Sam ich przecież za dobrze nie znał. I jakoś ciężko mu było mówić o swojej współlokatorce jak o swojej partnerce czy kandydadce na żonę. Ale za cholerę nie przyznałby się Martinowi do tego jak się sprawy mają. Ten jednak wychwyciwszy nowy nieznany sobie a więc bardzo fascynujący go wątek drążył go uparcie.

- W sporcie… Nie, nie w sklepie sportowym… Nie w sportowym dziale Wallmarta...Co? Nie wiem czy była cziliderką… Po co? No tak superlaski są cziliderkami…. Tak, zawsze mhm… Jak Amy? Jak to nie była cziliderką? Aaa… No tak… Liderką cziliderek… No tak, to faktycznie róznica… Nie jestem sardoniczny, zadzam sie z tobą to o co ci chodzi? No… - matko jak mógł tak sheretykować i zapomnieć jedną z głównych tez Supermartina, że wszystkie superlaski wyrastają z cziliderek. Inaczej są jakimiś cieniasami i niewartymi zachodu płotkami. No i oczywiście Supermartin pohajtał się z Superamy która była liderką czy tam superliderką wszelakich cziliderek. No bo jakże mogło być inaczej.

- Nie wiem, może i była… Nie, no rozmawiamy… - zakręcił się nieco niespokojnie. Z rozmowami to różnie bywało. Jak ich najczęściej oboje w domu nie było. No ale jeśli za rozmowę uznać wymianę informacji.. To kartki na lodówce też się liczą nie? No co… Jak mu ostatnio napisała, że może zjeść jej jogurt bo się termin kończy, to jej odpisał, że ok i dzięki a ona odpisała uśmiechniętą buźką. No to jest wymiana informacji czyli rozmowa no nie? No to co, że na lodówkowych kartkach, Martin nie musiał tego wiedzieć.

- Słuchaj jest instruktorką fitness no to chyba jest superlaską tak samo jak cziliderki no nie? Właściwie to chyba nawet to chyba lepiej niż cziliderka no nie? No to chyba jest superla... No jak nie? - spróbował zargumentować swoje racje za pomocą logiki Martina bezsensownie łudząc się po raz kolejny, ze coś do niego dotrze. Ale dopiero po chwili słuchania słowotoku starszego brata dotarło do niego, że nieświadomie nie to, że zrównał ale twierdził, że coś tam może być lepsze od tego co ma Martin. No i to jeszcze, że on, Russel, ten młodszy brat niby to ma. No i do tego chodziło o tę jego Superbarbie. Słuchał chwilę próbując jakoś się wtrącić czy przerwać ale w końcu po całej nerwowej dyskusji i nielekkim dniu cierpliwość wyczerpała mu się ostatecznie.

- Martin! - krzyknął tak nagle i ostro, że zatrzymało nawet zaskoczonego superbrata. - Uważaj sobie te cziliderki za kogo chcesz, dla mnie Mitsy jest superlaską i tyle! A jak będziesz mnie wkurwiał to cię nie zaproszę na wesele więc licz się kurwa ze słowami jak do mnie o niej mówisz jasne?! - poniosło go do reszty. Zaskoczony brat co jeszcze wymamrotał ale już w sumie go nie słuchał tylko rozłączył się i wściekle cisnął telefon na deskę rozdzielczą. No musiał! No musiał go wkurwić tak jak zawsze gdy dzwonił! Co za cholerny dupek!



---




Nocny wyścig



Odpalił samochód i ruszył przed siebie. Kierownica, koła i ruch uliczny jakoś same nim kierowały. Krążył po miejskiej metropolii zanurzającej się w pełni szczytu późnowieczornego życia. Krążył i wciąż nie mogł zaznać spokoju. Był wkurzony na Imperatora, że tak go wrobił w tą kabałę. Na Mitsy, że musiała się zadawać z jakąś wariatką. Na Izabell, że skumała wszystko dokładnie na opak. Na Martina, że go rozjuszył i wkurzył do reszty. A najbardziej był wściekły na siebie. W tej chwili cała sekwencja zdarzeń sprzed paru miesięcy zdawała się prowadzić po równi pochyłej do tej katastrofy. Przecież mógł wtedy starym od razu wyjaśnić kim jest Mitsy no ale go podkusiło by choć jakiś czas myśleli, że wyrwał taką superlaskę. Przecież od wyrywania superlasek to był u nich Martin… I nie musiał przecież wtedy zapraszać Mitsy na obiad to by pewnie siedziała w swoim pokoju i najwyżej by się widzieli ze starymi w przelocie. Ale nie, podkusiło go być miłym i rodzinnym. I w ogóle przecież mógł coś pościemniać pół roku temu to w ogóle by jej teraz nie było i nie miałby problemów… Ale nie, skusił się na ładną buzię i taaakieee nogi no i teraz miał za swoje.

Pogrążony w żalu i rozgryczeniu zatrzymał się na czerwonym. Uliczny ruch go wnerwiał i dusił, miał ochotę pocisnąć pedał gazu do dechu i choć w nieskrępowanej prędkości znaleść chwilę ukojenia i zapomnienia. Musiałby wyjechać za miasto na autostradę. Dochodził właśnie do wniosku, że tak zrobi gdy z sąsiedniego pasa dobiegło go potęzne uderzenie bitów. Spojrzał w bok przez boczną szybę. Camaro. Kanarkowe camaro z niezbyt lubianej przez Russela generacji ale za to z solidnym, sportowym silnikiem. Przeniósł spojrzenie na wnętrze kabiny. Jacys dwaj Latynosi. Pewnie młodsi od niego ustylizowani na jakichś gangerów. A może nawet faktycznie jacyś gangerzy. Muza uderzyła jak młotem bo debil za kierownicą odsunął szyby.

Russel spoglądał na nich niechętnym wzrokiem. Po porannej przygodzie z Izabell jakoś nie żywił ciepłych uczuć do przedstawicieli tej nacji. Do tego jakoś nie przepadał ani za gangerami ani za ich symulantami. Do tego mieli chujową muzę która drażniła białasa swoim niezrozumiałm latinoangloslangiem który był chyba niezrozumiały dla przeciętnego mieszkańca Stanów. Zwłaszcza jak się nie było kolorowym. Najpierw pasażer a potam zaraz za nim kierowca złapali jego spojrzenie no i się zaczęło…

Zaczęli po nim jechać widząc jego nieprzyjemne spojrzenie. Machali grabiami w tych swoich gangerskich, pogróżkowych gestach z niezastąpionym palcem środkowym w roli głównej. Czuli się pewnie w swojej sportowej maszynie widząc tylko kolejnego białasa za kółkiem i to samego, który najwyraźniej nie darzył ich ciepłymi uczuciami i to ich prowokowało do pokazania mu gdzie jego miejsce. Hayes odwrócił się patrząc przed siebie ale nadal widział ich kątem oka i uszy atakował ich jazgot. Serio miał już tego dość i czekał na te cholerne zielone. Obawiał się, że jak na nich spojrzy to gdzieś tam żyłka mu pęknie i zrobi coś… No co może niekoniecznie byłoby najmądrzejsze.

Jakiś cień ruchu i ich salwa złośliwego śmiechu przykuły jego uwagę. Wyczuł, że coś zaczęli kombinować. Gdy spojrzał znów w bo zobaczył spływającą strugę na bocznej szybie i rechoczacych pociesznie Latynosów. Ten z jego strony najwyraźniej zaczął się zbierać na druga porcję. ~ Nie no przecież nic się nie stało… Zaraz będzie zielone… Pojadą w cholerę i będę miał spokój… A to się przecież zmyje… ~ gorączkowo próbował zachować kontrolę nad nerwami. Te cholerne zielone musiało być już lada moment jak już tyle czekali. I wtedy ją zobaczył. Wychyliła się z ich tylnego siedzenia całkiem ładna twarzyczka. Nie miał pojęcia po co ani kim była. Ale oceniała chwilę całą scenę przez moment rzuciła krótkie spojrzenie na swoich rozrechotanych i hałaśliwych drajwerów ale nie zwracali na nia uwagi. I wtedy spojrzała wprost na kierowcę czarnej maszyny, uśmiechnęła się filuternie i puściła mu oczko. To przeważyło szalę.

Przeniósł wzrok na drogę przed sobą i pocisnął gaz. Silnik momentalnie zwiększył obroty a przez ulicę przeszedł mechaniczny ryk budznej bestii. Kierowca jednak nie odpuszczał i zwiększał moc dalej. Potężny, czarny suv aż zatrząsł się od nadmiaru mocy która nim szarpała na wszystkie strony próbując się wyzwolić. Nadmiar nie spalonego paliwa po przbyciu całej drogi aż wypryskiwał z rury wydechowej. Szarpiąca się na uwięzi czarna bemwica przyciągała uwagę i zaskoczone spojrzenia. Teraz dopiero powoli odwrócił się do tych dwóch cieniasów z pogardliwo - wyzywającą miną. Widział jak zbaranieli zaskoczeni tym pokazem. Najwyraźniej oczekiwali, że będą megatwardymi kolorowymi cwaniakami co wyrolują jak chcą żałosnego białasa. A tu taki numer…

Zaraz jednak pokrzykując jeden na drugiego zaczęli grzać swoją brykę. Wyzwanie Russela zostało więc przyjęte. Czarny suv i kanarkowy sportowiec stały tuż obok siebie warcząc wściekle na siebie mechanicznymi pomrukami silników, szarpiąc się metalicznymi cielskami skrepowani wciąż cuglami hamulców przez kierowców. I w końcu… Zielone!

Obie maszyny wyrwały z imptetem do przodu. Oczywiście tak jak należało się spodziewać sportowa maszyna od razu zyskała przewagę. W końcu przyspieszenie, prędkość, benzynowy silnik były po jej stronie. No i konstrukcyjnie była zaprojektowana do takich numerów, jej zwiołem był pęd i wyścig. Odmiennie się miała sprawa z cieżkawym i topornym suv’em czyli własciwie terenówką którą przeprojektowano do miejskiej, wygodnej jazdy. Miała mieć sporo wygodnego miejsca i w razie czego poradzić sobie z napotkanymi przeszkodami lepiej od osobówki a na pewno nie ścigać się ze sportowymi brykami. Mimo więc nowoczesnego silnika który dawał jej niezłe osiągi to jednak w porównywalnej klasie a nie ze sportowymi modelami. No ale Russel miał plan.

Początkowo mimo, że cisnął gaz do oporu jego maszyna rozpędzała się wyraźnie wolniej mimo. Ta wściekle żółtopomarańćzowa bryka najpierw go “po prostu” minęła a potem równie”po prostu” zaczęła się oddalać. Latynosi zyskali przewagę kilku samochodów ale wówczas wjechali w gęstwe ruchu ulicznego a tu już ich przewaga najpierw przestała rosnąć a potem czarna maszyna sterowana wprawną taksiarską ręką zaczęła skracać dystans zgrabnie manewrując pomiędzy innymi użytkownikami drogi.

Aż w końcu nastąpił oczekiwany przez Hayes’a finał. Zaczął się odcinek drogi wzdłuż kwartału odgrodzonego płotem budowy. Płot stał i zasłaniał widok za sobą ale błocko z budowy od paru miesięcy zalewało cały fragment ulicy przemieniając ją w błotnisty off road. Kanarkowa maszyna z niskim nadwoziem prawie momentalnie zaczęła się ślizgać, wierzgać i zwalniać na tak niewdzięcznym podłożu. Co innego czarny suv, naped na cztery koła, lepsze przełożenie mocy pomyslanej by dać potęgę kołom do pokonywania terenu a nie silnikowi do bicia rekordów prędkości i przyśpieszenia pokonywał błoto rozchlapując je jak czołg pod swoimi kołami bez większych problemów. Russel też był świadom kolejnego atutu swojej maszyny na tym odcinku. Jego maszyna była ciżęższa. Normalnie przy wyścigu ciężko nadmiar masy uznać za atut ale obecnie starczało by ciężar przyciskał pojazd przez całe błoto aż do asfaltu pod nim podczas gdy lżejsza maszyna jedynie momentami łapała przyczepność z twardą nawierzchnią.

W efekcie tym razem to czarna bemwica wbrew wszelki ignorując wszelkie atuty sportowej maszyny zrównała się z nią po raz pierwszy od startu w tym nocnym rajdzie. Zbliżali się do ostatniego zaplanowanego przez Hayes’a zakrętu a jego maszyna była po wewnętrznej stronie wirażu. Postanowił skorzystać z okazji i zrewanżować się za oszpyraną szybę. Mimo, że błoto spowalniało obie maszyny to jednak nadal prędkość mieli znaczną a, że było całkiem śliskie to wyrzuciło obie maszyny zarzucając nimi. Taksiarz jednak ciutkę podrasował te zarzucenie swoim kufrem i w efekcie prześliczna dla niego fala półpłynnego, szarawego błocka wytrysnęła spod jego kół prosto na kanarkową maszynę zarzgując cały bok jej maski, reflektor, nadkola, drzwi a co najbardziej go satysfakcjonowało wlewajac się przez wciąż otwarte okno na do środka momentalnie oblepiając tak elementy samochodu jak i pasażerów na przednich siedzeniach. Ich spanikowane wrzaski pełne wsciekłosci i obrzydzenia dotarły nawet do niego przebijajac się przez ryk silników obu maszyn i sprawiajac mu kupę radochy.

Czas jednak było kończyć zabawę. Zaskoczeni Latynosi dali się dość łatwo minąć i czarna maszyna bez większych problemów zostawiła za sobą tę kanarkową. Stopniowo oddalała się od niej bo sportowa bryka po wytraceniu prędkości słabo radziła sobie z pokonywaniem błocka. I nagle zupełnie niespodziewanie czarny suv dał po heblach. Rozpędzona maszyna chwilę jeszcze sunęła po sliskim błocie aż w końcu zatrzymała się prawie idealnie przed kolejną poprzeczną. Camaro może miało problemy z rozpędzeniem się ale stojacą maszynę minęło bez trudu. Zaraz też po odzyskaniu asfaltu pod kołami odzyskao też werwę i rezon znów dajac czadu do jakiego zostało stworzone.

Russel uśmiechnął się pod nosem i liczył ciekawy jak bedzie czas reakcji. Doliczył do sześciu gdy wypadł jakiś gliniarz zapinając biały hełm i odpalając motor prawie w biegu właczajac gliniarską dyskotekę. Zaraz po nim wypadło jeszcze dwóch i po chwili do pościgu dołączyła policyjna panda. No tak. Czego się było spodziewać po “Cacku z dziurką”? Jednej z knajp jaką upatrzyli sobie gliniarze i własciwie zawsze można było tam jakiegoś spotkać. Nie chciał też dalej się ścigać bo wiedział, że na tym remontowanym odcinku nie ma kamer a przy pierwszych krzyżówkach mają awarię. No ale przy tej poprzecznej już działały jak trzeba jakby wyjechał na pełnym pędzie na pewno by go cyknęły. Tak. Szlifowanie taksiarskich tras miało czasem swoje uroki i atuty.

Ruszył po chwili już całkiem zrelaksowany i spokojny jak na grzecznego uczestnika ruchy przystało. Był ciekaw jak daleko zajechali bo z radia wnioskował, że nezbyt daleko. Faktycznie już z daleka wypatrzył stojace na poboczu obrzygane błotem kanarkowe camaro oświetlone blaskiem policyjnych kogutów. Aż złośliwie zwolnił by napawać się widokiem rozłozonych na masce i skutych oblepionych błotem Latynosów. Tylko ta laska z tylnego siedzenia się uchowała na czysto no i że ją też skuli to mu trochę by lo szkoda no ale gliniarze tak robili. ~ Było kurwa do mnie fikać tępe chuje? ~ pomyślał z satysfakcją gdy zostawiał ich za sobą spokojnie kierując się ku domowi. Jednak się wyszlał i spuścił nieco pary to właściwie już nie musiał jechać za miasto w tym celu.



---




Rozmowa z Carol



Zadzwoniła. Nareszcie. Aż mu się uśmiech sam pojawił na twarzy gdy zobaczył na wyświetlaczu kto dzwoni. Na szczęscie prócz superbrata miał także supersiostrę. Wcisnął przycisk odbioru po czym od razu usłyszał jej ciepły głos który tak lubił.

- Dzwonił? - spytała od razu w ramach powitania a w głosie usłyszał tak wyczekiwane szczere współczucie.

- Dzwonił… - potwierdził mruknięciem i nieświadomie pokiwał głową. Od razu poczuł jakby mu jakiś ciężar właśnie ktoś zwalił z piersi a przecież dopiero co zaczęli rozmawiać.

- Puszył się? - głos siostry spytał współczująco dalej. Znali się tak dobrze, że bez żadnego sprawozdania była prawie pewna jak mogła przebiegać rozmowa pomiędzy jej braćmi.

- No ba! Supermartin by się nie puszył? A tobie co nagadał? - spytał choć od razu wiedział, że dzwonił. No jakby Supermartin mógł nie dzwonić i czegoś nie wiedzieć albo czymś się nie pochwalić. A przed rozmową z młodszym bratem musiał przecież wywiedzieć się co się da od kogo się da.

Chwilę pogrążyli się w relaksującej dyskusji jawnie obrabiając dupę najstarszego brata. W tym byli zgodni i mieli sztamę prawie od dziecka. Oboje musieli mierzyć się prawie całe dzieciństwo i młodzieżówkę z widmem doskonałego wręcz we wszystkim starszego brata który przetarł im szlak i nazwisko w tych samych szkołach i najczęściej tych samych nauczycielach. Więc mimo, że Caro chodziła 3 lata później a Russel niby aż 6 to i tak zdumiewająco dobrze i zaskakująco wielu pamiętało Supermartina no bo kurwa był super. A oni jacy by nie byli, to choćby sobie żyły wypruwali to i tak prędzej czy później słyszeli coś w stylu “Świetnie, bradzo dobrze, no prawie jak Martin!”. Albo jak Russel’owi pani z gegry gratulowała pobicia rekordu w miejskiej olimpiadzie. To był spektakularny wyczyn, że dwa najwyższe wyniki w ciągu ostatniej dekady olimpiad pobili uczniowie z tej samej szkoły. A to, że nosili te samo nazwisko był i jeszcze byli braćmi to było wprost niesamowite. I, że Russel na pewno jest bardzo dumny, że może tak iść w ślady brata i próbować być taki jak on. Bo przecież wiadomo, że był drugi zaraz po Martinie. No myślał wtedy, że mu jakaś żyłka w końcu pęknie jak to słyszał. Tak naprawdę to wtedy tak się starał i zależało mu jak rzadko kiedy na wynikach w testach nie po to by być pierwszy czy wygrać ale by pobić wynik Martina. No ale wyszło jak zwykle… I Caro też miała mnóstwo takich historii choć jako dziewczyna to jednak miała mniej takich punktów zapalnych niż młodszy brat. No i dlatego mieli sztamę.

- Słuchaj Rus a ta twoja dziewczyna to jak się nazywa? - spytała nagle Carol trochę zbijając go z pantałyku. Jak w sumie wszystkie pytania i rozmowy o Mitsy odkąd dowiedział się, że mieszka u niego jako dziewczyna a nie współlokatorka.

- Noo… Mitsy… - zawahał się wyraźnie. Kogo jak kogo ale kantować siorę z którą miał sztamę to było mu zdecydowanie trudniej niż tego ich superbrata.

- Mitsy? Pamiętam, że mówiłeś mi ostatnio o jakiejś Mitsy ale to chyba była wspólokatorka. Ta z której byłeś tak zadowolony. - siostra i do tego laska oczywiście okazało się, że jak zwykle ma wręcz niesamowitą pamięć do takich głupot jak imiona ludzi których nigdy się nie spotkało czy co.

- Noo… To ta… - odparł w końcu po chwili. W pierwszej chwili spanikował, że Caro go tak szybko i łatwo rozgryzła ale po chwili wahania stwierdził, że ma dość użerania się samemu z tą kabałą i fajno byłoby się z kimś podzielić i poradzić albo po prostu pogadać o tym całym syfie w jaki się wpakował.

- To zaczęliście chodzić razem? To świetnie! I takie romantyczne. - słuchał radosnego głosu sistera całkiem zaskoczony. No przecież się przyznał jak ona mogła wyciągnąć w ogóle odmienne wnioski? Kiedy mówił, że chodzi z Mitsy? No przecież powiedział, że jest wspólokatorką. Zanim się zebrał jej przerwać ta już mu nawijała, że większość jej znajomych par poznała się w pracy albo gdzieśtam.

- Ale Caro! Ja z nią nie chodzę! Ona nadal u mnie mieszka. A dziś rano… Ona chyba ma dziewczynę… No albo spała z jakąś laską… I ta laska to jakaś wariatka! Chce ode mnie kasę za molestowanie czy cośtam takiego! - wyrzucił z siebie jednym tchem w końcu wyjawiając siostrze jak się sprawy mają. No teraz już chyba wszystko jasne i można było pogadać co dalej robić.

- Więc ta laska chce od ciebie kasę za to, że ją molestowałeś? - powtórzyła ostrożnie siostra niepewna i zdziwiona nowymi rewelacji młodszeego brata.

- No właśnie! Ale ja jej nie molestowałem! - krzyknął prawie pod wpływem emocji i poczucia krzywdy które ta latynoska wariatka mu zaserwowała z rana.

- Więc chce od ciebie kasę za to, że jej nie molestowałeś? - siostra widocznie chciała się upewnić bo znała bardzo dobrze “telenty językowe” oraz pechowość swojego brata.

- Dokładnie! - krzyknął z ulgą słysząc wreszcie poprawne zrozumienie sytuacji po drugiej stronie. - Eee… Znaczy czekaj… Jak to chce kasę, bo jej nie molestowałem? - zdziwił się tym razem on niepewny tego jak zinterpretować słowa drugiej strony. - Hmm… Wiesz siostra… Ty czasem jak coś powiesz to to wygląda zupełnie inaczej niż jak to co ja mówię nawet jak niby mówimy to samo. - podzielił się z nią prawie stałą refleksją jaka często go nachodziła podczas ich rozmów.

- To chyba lepiej prawda? Bo jakby wszyscy zaczęli się komunikować jak ty to nie wiem jakby ten świat wyglądał. Dobra a te laski wiedzą o hajsie z wygranej? - Carol zwana przez młodszego brata Caro zaczęła drążyć sprawę by w końcu mieć klarowny obraz sytuacji.

- Czyli jesteś z laską z którą masz się pohajtać bo nie dostaniesz 10 baniek, a ona też ma laskę i chce od ciebie kasę za to, że molestowałeś swoją laskę a nie ją i jeszcze, że jeszcze odszkodowanie za to, że jesteś jej eks. Ale wiesz Rus jeszcze nie wyłapałam do końca której eks jesteś? Tej Izabell? To z nią też chodziłeś? Czy z tą Mitsy już kiedyś byłeś wcześniej? Wiesz, jak ją rzuciłeś dla tej Mitsy to może dlatego jest taka wściekła? Ale powiem ci, że jeszcze nie widziałam poza filmem by dwie eks jakiegoś faceta sypiały ze sobą. I dalej nie wiem kim jest ta kolejna latina z jakiegoś gównianego camaro co po błocie nie umie jeździć. IIe ty masz tam tych Latynosek? Co tam się u ciebie dzieje właściwie Rus? - Caro jak zwykle spokojnie podsumowała nerwową i chaotyczną relację brata. Ten zaś słuchał jej z niedowierzaniem bo przecież mówił jak było a ta mu…

- Eee… Noo…. Wiesz Caro… Eee… To chyba nie do końca jest tak… - zaczął po chwili wahania. Na serio tak chujowo tłumaczył? No kogoś innego miałby podejrzenie, że go robi w balona albo przeinacza jego słowa. No ale przecież gadał ze swoją supersiostrą z tą z którą zawsze się przecież dogadywali. No jak mówiła, że to wynika z jego opowieści to mogło tak być. W końcu wkurzała go strasznie to i nawijał jak leci. Westchnął i spróbował jeszcze raz. I tak już jakiś czas stał na poboczu to mu się nie śpieszyło.

- Czyli mieszkasz z jedną laską o której starzy myślą, że jest twoją laską, a ona tak naprawdę buja się z inną laską i ta inna laska chce od ciebie kasę za to, że się znęcasz i szantażujesz jej laskę? No i ta druga laska wyleciała w ręczniku z twojej chaty dziś rano bo się wkurzyła na tę twoją laskę z którą mieszkasz a która nie jest twoją laską. Aha a ta laska z camaro to całkiem co innego i przykro ci, że ją gliniarze też skuli. Tak? - Russel prawie widział jak siostra przy każdym zdaniu kiwa głową i macha palcem jakby odhaczała kolejne punkty na jakiejś liście. No ale jak tak jej słuchał to serce mu rosło. No wreszcie ktoś kto go rozumie i może dzielić z nim te pojebaną sytuację!

- Mhm… No właśnie tak to wygląda. - potwierdził wreszcie z ulgą opierając się wygodnie na fotelu kierowcy.

- Cóż Russel… To jest pojebane. - skwitowała krótko jego siostra.

- Noo cośś tyyy? - aż przewrócił oczami znów się irytując. To by wiedzieć, że to jest pojebane to świetnie wiedział od samego rana i akurat do tego porady nie potrzebował. - Lepiej mi powiedz jak teraz pogadać z Mitsy. Ona dalej nic nie wie o kasie. Właściwie o tym, że u moich starych jest moją laską też nie. - w sumie na tych odpowiedziach zależało mu najbardziej i to go najciężej gnębiło.

- Powiedz jej prawdę. - rzuciła znowu krótko.

- Mam jej powiedzieć, że nie wyjasniłem sprawy starym od razu i sądzą, że jesteśmy parą i dlatego dadzą nam 10 baniek jak się pohajtamy i zmajstrujemy potomka? - powtórzył z niedowierzaniem coś co praktyce oznaczała krótka wypowiedz siostry. Nawet jak mówił to to mu jakoś słabo brzmiało a jak miałby to powtórzyć Mitsy w twarz to nie miał pojęcia.

- Mhm, to właśnie uważam, że powinieneś zrobić. - nie chciał tego przyjąć do wiadomości. Przecież ludzie non stop robili większe przekręty i im się udawało i nic. Kurt to wciskał takie bajery laskom albo ludziom w pracy, że Russel jak słuchał to nie mógł się nadziwić jak oni to wszystko tak po prostu łykają. A jego raz podkusiło w sumie nawet nie na ściemę tylko na niedopowiedzenie właściwie które planował wyjaśnić za dwa czy trzy obiady ze starymi bo dłużej przecież nie zniósłby nagabywań i przesłuchań Imperatora a tu nagle wygrali tę cholerną kasę i wszystko szlag trafił.

- Słuchaj Rus, zrobisz jak zechcesz jakby co będę po twojej stronie nieważne co się stanie. Ale powiem ci, że jak mnie by jakiś plant nie powiedział o 10 bańkach czy o przekręcie ze starymi no to bym sobie darowała z nim taką znajomość. Szczerość Rus. Szczerość to postawa. Zawsze byłam po twojej stronie a nie po Martina bo nigdy mnie wyrolowałeś i zawsze można było na ciebie liczyć. O on… Sam wiesz jaki on jest… Serio chcesz zacząć coś z tą laską od rolowania jej? Przecież mówiłeś zawsze, że taka fajna z niej laska. - Caro podsumowała swój tok rozumowania. Mówiła spokojnie ale dobitnie jak osoba pewna, że ma racje. Najmłodszemu Hayes’owi niezbyt odpowiadało zrównanie do poziomu Martina czy innych cwaniaczków do czego najwyraźniej piła jego siostra ale jednak jak tak wprost powiedziała za co go ceni to jednak jakoś zrobiło mu się przyjemnie. Zawsze sądził, że łączy głównie ich wspólnota interesów i sojusz antymartinowy i właściwie nad innymi aspektami się nie zastanawiał.

- No dobra… Powiem jej… - rzekł w końcu ciężko bo jakoś nie widział się w roli mówcy nigdy. No i wiedział, że nim nie jest. Taki Martin czy choćby Kurt na pewno by sobię owinęli Mitsy wokół palca i by jeszcze fikała z radości, że w ogóle z nią gadają. Ale Russelowi to takie sprawy i gadki zawsze były skrajnie trudne i prawie zawsze kończyły się niepowodzeniem. A zgadywał, że Mitsy za ten tą plotę i tytuł girlfiriend wkurzy się tak samo jak on za tego cleanera.

- No Rus, nie smęć tak, pomyśl o 10 bańkach! To kupa kasy! Za 10 baniek sama bym się z nią pohajtała! - Caro słysząc mękę w głosie brata starała sie dodać mu otuchy. - Poza tym Rus… Naprawdę tego nie dostrzegasz? Tej drugiej strony z tym kuponem na 10 baniek? - spytała takim tonem, że ciekawość zwyciężyła pobudzając głowę rozmówcy do myślenia.

- No co… Ze jak się pohajtam to dostanę a jak nie to nie? - spytał z wahaniem. To było tak pewne i oczywiste, że sam to dostrzegał więc pewnie nie o to chodziło. Ale czekał co powie jeszcze bowiem czuł, że dostrzegła coś co on widocznie przegapił. To dawało jakąś nadzieję na choć nieco pozytywniejszy finał.

- Oh, Rus… Jeśli ona jest laską wartą 10 baniek… To ty jesteś facetem wartym 10 baniek… - oświeciła go spokojnym ale podszytym radosną ekscytacą głosem wiedząc, że sprawi mu radość.

- O kurwa! No faktycznie! Caro jesteś genialna! Jesteś moją najulubieńszą siostrą we wszechświecie! - krzyknąłradoścnie jakiś moment później bo w pierwszej chwili go zatkało. Tak się skupił na tej Mitsy i tym jak dorwać się przez nią do tej kasy, że w ogóle nie spojrzał pod nogi. Ale Caro miała rację, przecież w sumie to tylko we dwoje mogli z Mitsy dorwać się do tych 10 baniek. W pojedynkę żadne z nich by jej nie oglądało. No zwłaszcza ona bo w sumie on miał jeszcze szanse spróbować z jakaś inną laską. No ale… W sumie to podobała mu się ta Mitsy tylko ta scena wokół niej nagle zrobiła się pełna jakiś poebanych zawiłości. No i oboje właściwie potrzebowali siebie nawzajem by zdobyć ten kupon a nie jak do tej pory sie nastawiał, że to on potrzebuje jej i koniec. Ta Caro to jednak umiała zawsze dostrzec coś co mu umykało.

- Rus, jestem jedyną siostrą jaką masz. - uśmiechnęła się do telefonu słysząc ich stały dowcip pomiędzy rodzeństwem. Fakt, przecież byli we trójkę, Martin, Carol i Russel. Więc obaj bracia mieli tylko jedną siostrę co jakoś nie przeszkadzało Russelowi sprzedawać jej ten sucharowy dowcip za każdym razem gdy jakoś sprawiła mu radość.



---




Nocny powrót do domu



Zaparkował przed domem. Świat zdawał się być całkiem inny niż gdy go w nerwie opuszczał zaledwie parę godzin temu. Emocje przez ten czas nieco ucichły, nieco się przekierowały w co innego albo po prostu wywietrzały. Ale nadal czuł, że w z równowagą emocjonalną jeszcze w tej chwili nie jest za pan brat.

Mimo tego wszedł do domu nieco z obawą. Co jeśli ta wściekła latina czeka tam na niego z pyskiem albo obie? Jednak ciemność i cisza zwiastowały pustostan. Znał go bardzo dobrze bo często wracał gdy Mitsy nie było. Tak naprawdę to jednak właśnie dlatego tak chętnie wdrożył w praktykę pomysł który podsunął mu Kurt o wynajęciu komuś pokoju. Początkowo bowiem cieszył się z własnego domu i było to niesamowite i nieporównywalne uczucie mieszkania w swoim własnych czterech ścianach. Zwłaszcza po tylu latach mieszkania na stancjach. Własny dom to jednak było coś. No ale jak się mieszkało samemu to prędzej czy później zaczynała doskwierać właśnie pustka, cisza i samotność. A najbardziej było to odczuwalne właśnie przy powrotach do ciemnego, cichego no i pustego domu.

Dlatego już prawie w progu doszedł go szmer działajacego telewizora a po kilku krokach także łuna bijąca z ekranu. Zdziwił się. Z Mitsy właśnie był o tyle spokój, że dbała o dom i pokojowe współżycie z nim i nie odwalała takich numerów jak zostawienie żelazka, piekarnika czy mikrofali. A wiedział, że z ludźmi na stancjach to różnie z tym bywa to tym bardziej doceniał tak porządną współlokatorkę. No ale dzisiejszy dzień chyba mógł “nieco” zawieścić w prawach te codzienne zwyczaje i przyzwyczajenia.

Mimo wszystko gdy podszedł bliżej do stolika przy kanapie by znaleźć pilota był skupiony na podejmowaniu decyzji czy wyłączyć telewizronię czy przełączyć na coś ciekawszego. Gdy więc wyszedł “zza rogu” kanapy i ujrzał w półmroku leżącą, kobiecą sylwetkę był tym całkowicie zaskoczony. Zwłaszcza jak rozpoznał w niej Mitsy. A w sumie to by się nawet nie zdziwił jakby pojechała do tej swojej latiny poprzepraszać się, pogadać czy pomiziać się na zgodę.

Przypatrywał się jej chwilę jak śpi. Chyba się narabała jakimś winem czy czymśtam. No to jeszcze nawet był w stanie zrozumieć po takim dniu. No ale te pobojowisko opakowań wokół kanapy? No nie… Przecież ona nie jadała takich rzeczy! Zastanawiał się nad tym wręcz fenomenem całkiem długą chwilę. Widział, co jadła nawet jeśli dość rzadko jadła przy nim. To nie była ściema z tą zdrową żywnością. Przecież dzielili lodówkę to widział co ma. Tak samo jak kosz na śmieci to widział co wyrzuca. No jak się z kimś mieszkało razem przez ścianę to się dało co nieco o nim powiedzieć. I on o Mitsy mógł powiedzieć tyle, że klasyczne zdanie “Ona nie robi takich rzeczy!” byłoby jak najbardziej prawdziwe w stosunku do szamania takich śmieciowych rzeczy. Na swój sposób te odkrycie było niesamowite. Czyżby poszła do sklepu i nakupiła tego i zjadła potem do tego alku? Ktoś był tu i to przyniósł a potem pojechał? Niesamowite, miss fitness obżerająca się takim chłamem. Aż go korciło zrobić zdjęcie telefonem bo może potem by ani ona ani nikt w to nieuwerzył, że ona tak sama, z własnej woli… No ale trzeba by zrobić z fleszem albo zapalić światło a to mogło ją obudzić. To mu zwróciło uwagę na kolejny punkt programu.

Budzić czy nie budzić? Wahał się. W sumie to nie miał już nic do niej w tej chwili. Co miał to wywrzeszczał jej rano. A teraz co? Miał ją obudzić, żeby poszła spać do swojego pokoju? Więc nie budzić. No ale jakoś jak tak patrzył na ten niezbyt wesoły i budujący obrazek kobiety rozbitej i zrospaczonej to jakoś szkoda mu jej było tak zostawić. Postanowił spróbować chociaż i w jej efekcie do dziewczyny coś tam dotarło, coś zakumała ale nie na tyle by to nazwać sensowną rozmową. W efekcie postanowił zaryzykować i zanieść ją do jej pokoju. Dobrze, że był u siebie bo lawirowanie z dziewczęciem na ramionach po praktycznie ciemnym domu wcale nie było takie łatwe. No ale przecież był u siebie więc mógł łazić wręcz na pamięć. No i tak właśnie lazł.

Drzwi do pokoju lokatorki były jedynie uchylone więc po trąceniu nogą otwarły się na oścież. Dobrze, że pokój był oświetlony nocnymi światłami miasta więc dostrzegał chociaż kontury co gdzie jest. Położył ją w końcu na jej łóżku i przyklęknął chwilę. ~ Właściwie to wcale nie jest taka cieżka… ~ trochę się zdziwił tym odkryciem. Co prawda nawet na oko panna Altdorf nie wygladała by cierpiała na nadmiar przyrostu masy mięśniowej no ale jakoś zawsze słowo “fitness” czy “kulturystyka” zawsze z tym mu się kojarzyły a dziewczyna często podkreślała, że są jej pasją. Teraz więc gdy w sumie pierwszy raz miał ją na rękach jakoś aż zdziwił się gdy tak namacalnie stwierdził, że właściwie to waży tyle co “normalna laska”. Tymczasem dotąd zawsze te całe jej fitness stawiało ją w jakiś odmiennych kosmicznych kategoriach nawet jeśli to bylo irracjonalne.

Klęczał chwilę wpatrując się w śpiącą dziewczynę. ~ Właściwie to nawet upija się jak normalna laska… ~ nie miał w sumie pojęcia co i jakiej ilości potrzebowała by doprowadzić się do takiego stanu no ale jednak jakoś ten ludzki odruch jakoś dodatkowo przybliżył ją do grona śmiertelników z ulicy takich jak on. No i do “normalnych lasek”. Tylko cholernie ładnych.

Widział to teraz lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Pierwszy raz mógł ją obejrzeć tak dokładnie z tak bliska. Normalnie przecież ciągle coś robiła czy była w ruchu. W ogóle kojarzyła mu się właśnie głównie z tym ruchem. Aż tak dziwne było widzieć ją w bezruchu. No ale widział. I cholernie mu się podobało to co widział. Pełne usta jakby sklonowane od boskiej Angie, w sumie te dwie poruszajace się w rytm miarowego oddechu wypukłości pod koszulką też. No i ten płaski, wymodelowany latami ćwiczeń brzuch no i te długie nogi co nawet w półmroku pokoju adal wyglądały na te z kategori: “taaakieee nogi”. Nom. Było na co popatrzeć. Zwłaszcza, jak po chwili prócz widoku dotarł do niego zapach i ciepło jej ciała. Przełknął ślinę i poczuł dziwne szumienie w skroniach. Specyficzna mieszanka zaatakowała jego zmysły. Śpiąca kobieta pobudzała jego samcze rządze nawet jeśli robiła to nieświadomie. Widok młodego, jędrnego, zdrowego i nie stawiającego oporu kobiecego ciała bliżej niż na wyciągnięcie ręki był jak otwarte zaproszenie. Drażniąca nozdrza mieszanina zapachów kosmetyków, szamponu, potu, ciepła ciała i alkoholu działało jedynie jak potwierdzenie. ~ No coo… Czemu nie? Przecież i tak jest najebana… Pewnie się wyprowadzi i wróci do tej swojej laski i tyle ją będę miał… ~ doszedł już do tego, że odgarnął lok z jej twarzy i trochę zwlekał z powrotem kciuka i dłoni na miejsce. Skórę na dotyk też miała świetną jakby stworzoną do takich numerów. Ciepła, miękka, jedrna, nieco wilgotna… Hiiuuhhh…

Wziął powoli głeboki oddech i potem równie powoli go wypuścił. Korciło go. Korciło jak jasna cholera. Ządza walczyła o palmę pierszeństwa z sumieniem. Przymknął na chwilę oczy i oparł obie dłonie na kolanach. Niezbyt pomogło w podjęciu decyzji. Pokręcił głową i otorzył oczy starając się unikać widoku śpiącej i jakże kuszącej kobiety. Siłą rzeczy objął więc spojrzeniem resztę jej pokoju. Pokoju kobiety. Widział po biurku zawalonym kosmetykami i obowiązkowym lustrem na królewskim miejscu. Po sylwetce stanika zawieszonego na czymśtam. Po jakiś innych częsciach typowo damskiej garderoby. Ale był to też pokój sportowca. Zauważył kącik z jej koszem na brudne ubrania który znów się okazywał za mały by je pomieścić. Widział po rękawicach graplingowych których czasem używała na worku w garażu czy po hantlach walających się w innym kącie. Akurat z nią wiedział, że to nie dla ściemy czy spokoju sumienia jak to najczęsciej wyglądało u niego. No właśnie. Wiedział. Bo przecież mieszkali obok siebie. No i przecież właściwie to była w porządku. Sumienie ostatecznie wygrało. Westchnął ciężko nad zaprzepaszczoną okazją sięgnął po zieloną kołdrę i nakrył ją by nie zmarzła. Wrócił jeszcze na chwilę by dostawić miskę ale zmarkotniał gdy się zorientował, że przecież ona o niej nie wie. Jak będzie rzygać to pewnie zarzyga wszystko prócz miski na rzyganie. Z pijanymi zawsze tak było. Człowiek dbał a ci się tak odwdzięczali. Russel przecież wracał czasem pijany w ciągu swojego żywota to świetnie się na tym znał.



---



Wrócił do swojego pokoju na piętrze. Wreszcie we własnym łóżku. Wreszcie ten dziwny dzień się skończył. Dziwny i długi. Najpierw ta niespodziewana scysja z dwiema laskami z rana z których jedna była całkiem śliczna i obca a brała go za kogoś innego a druga była całkiem sliczna i prawie obca i nie był pewny za kogo go brała. Potem ta bombowa wieść od Imperatora i rozmowy z rodzeńśtwem i kumplami no i wyścig i jeszcze teraz te pijane rewelacje Mitsy na koniec dnia. Nad tym się zastanowił teraz bo wcześniej gdy była tak blisko, tak bezwolna i narąbana jakoś nie miał do tego głowy. Ale chyba ta Izabell raczej źle zniosła te poranne wieści. To chyba musiała wrócić albo może Mitsy do niej pojechała. I wróciła. Przecież póki był rano to do żadnej szarpaniny przy nim nie doszło. Poza tym czy Mitsy faktycznie była taka bezbronna by dać się szarpać i drapać to nie był taki pewny. Widział w końcu czasem co robiła w garażu z workiem. Może to tylko worek a nie żywy człowiek no ale parę w tych swoich gibkich, jędrnych łapkach na pewno miała. W nogach zresztą też. No ale… W sumie to ta latina chyba też skoro była ponoć jej kumpelą z pracy. Chociaż to chyba nie chodziło o czystą sprawność fizyczną w tym wypadku. Ale znużony nad rozważaniami tych wariantów w końcu zasnął.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline