Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2015, 17:34   #10
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Napastliwy poranek



Obudził go trzask. Jakby się coś rozbiło. Albo uderzyło. I po chwili z zaskoczeniem i obawą stwierdził, że na serio się coś co chwilę rozbija o szybę! I chyba resztę domu. I ktoś wrzeszczy czy… Skanduje? Chyba gdzieś blisko. ~ Co jest?! ~ wyglądało na jakąś demonstrację czy coś takiego. Ale tutaj?! Dziwł sie zrywając się z łóżka. Przecież tu była dzielnica właśnie takich domków jak jego, zwykłe przedmieścia ani urzędów ani stadionów ani…

Zatrzymał się przy framudze okna i wyjrzał na zewnątrz. I zdębiał. Wzrok co prawda potwierdził mu wcześniejsze wrażenia słuchowe no ale… - Co to ma kurde być?! - jęknął półgłosem sam do siebie nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Właściwie jakby go ktoś pytał to nie. Nie miał nic przeciwko nagłej i niezapowiedzianej wizycie ładniutkich i to półnagich lasek na swój dom. No bo co w tym złego? No ale nie. Jak coś zahaczało o Russel’a Hayes’a to musiał być jakiś haczyk. No albo paintball. I papier toaletowy. I no nieee… Salata? No dzyzes…

Jednak sprawa nabrała sensu gdy zobaczył wśrod nich ich liderkę. Izabell. Izabell judziła suki te. A te podjudzone waliły seriami z paintballa po okolicy, sąsiadach a głównie jego domu. Russel pokręcił głową z niedowierzaniem. W sumie jak wczoraj z rańca nazwał ja wariatką to tak w złosci, był nawet gotów ewentualnie to odszczekać jakby była okazja. Ale teraz jak widział ją w akcji z megafonem i z tymi laskami to jednak chyba niechcący dobę temu miał jednak rację.

Ochłoną już z kolejnego szoku jaki ostatnio mu serwowały poranki i dochodził do wniosku, że nie ma się co szczypać tylko trzeba zadzwonić na policję. W końcu zaczynał wyłazić na niego gniew bo jednak laski demolowały mu chatę a kto wie co im jeszcze nie odbije. Na oko i kształt to fajne laski no ale szkoda, że wariatki. Odwrócił się od okna akurat by zobaczyć wpadającą do środka Mitsy. Zdawała się być zaskoczona i zdezorientowana. Ale słowa były dość zastanawiające. Co innego dłoń. Z jej dłonią nie miał żadnych problemów a jej uścisk sprawił mu wiele radości i satysfakcji. No ale…

- Eee… Z jakiego stowarzyszenia? To ty je znasz? - spytał dość podejrzliwym tonem sugerującym rozczarowanie twierdzącą odpowiedzią. No kurde… Chyba nie była jakąś szturmową feminazistką… Jak tyle czasu z nim mieszkała to jakoś nie wyczuł u niej jakiś feministycznych jazd. No na sport i ćwiczenia i tyle.
- No... - Mitsy zawahała się. - Iz znam z tej nowej siłowni w centrum. Pewnego razu podsunęła mi jakąś kartkę pod nos i powiedziała, że zbiera podpisy tych, dla których prawa kobiet mają znaczenie. Jak tak to sformułowała, to co mogłam zrobić? - przegryzła wargę. - Później dwa razy poszłam na jakieś zbiorowe spotkania. W sumie było niewinnie, ale i tak mnie to nudzi... A! - krzyknęła, gdy porcja farby roztrzasnęła się na szybie kilkanaście centymetrów od jej twarzy.

~ A więc jest nadzieja! ~ Russelowi aż się oczka z radości zaświeciły jak dziewczyna rozproszyła jego obawy. Całe szczęscie, że nie była jakąś fanatyczką czegoś tam. Nie lubił fanatyków i maniaków szelakich z założenia. Byli namolni i najczęściej wiedzooporni i najczęsciej glupolami. Szkoda było tracić czasu na realcje z nimi. - Mhm. - pokiwał ze zrozumieniem i zadowoleniem głową. Jednak gdy jego współlokatorka krzyknęła nagle przestraszona nagłym uderzeniem w szybę postanowił przyśpieszyć nieco akcję.

Objął ją ramieniem a dłonią którą i tak trzymał nieco pociągnął. W efekcie ona wykonała obrót wokół niego jak w jakimś tańcu. Tyle, że wylądowała plecami przy ścianie. W efekcie stali twarzą w twarz i to całkiem blisko siebie. Jak jeszcze nigdy wcześniej. Cholera. Tak z bliska i w dzień to nawet na kacy też wyglądała śliczniutko.

- Myślisz, że Iz przyjechała oddać ręcznik? - spytał nagle patrząc na nią i na to jak wyraż twarzy jej się zmienia w wyrazie zaskoczenia i nierozumienia. - No wiesz… Wczoraj wybiegła w moim ręczniku… - wyjaśnił wyrozumiale. Miał jakieś takie głupie skojarzenia, że ludzie często niekoniecznie tak w lot łapali o co mu chodzi. Oczy dziewczyny powiększyły się jakby w zdumieniu poruszoną przez niego kwestią. - No dobra to sam ją spytam. Wiesz, to jeszcze całkiem niezły ręcznik był… - dodał wyjasniająco. Po czym opuscił ramiona i ruszył ku krzesłu na którym rzucił wczoraj swoje wierzchnie ubranie. - Nie wychylaj się, pewnie walą jak tylko ruch zobaczą a szyby już są jak widzisz. Niekoniecznie musza nas rozróźnić. - dodał wyjasniająco.

Ubierając się zastanawiał się co robić. Właściwie chyba powinien zadzwonić na policję. Miał prawo. Laski nie laski ale demolowały mu dom. Wkurzały go. Jak chcą walczyć o prawa kobiet niech na Bliski Wschód pojadą. I tak kozaczą z tymi protestami. W sumie nawet w Teksasie już miałby prawo strzelić do nich za napaśc i wtargnięcie na posesję. Dostałaby raz czy dwa tak solą z shotguna jak Uma w “Kill Bill” to może by się zastanowiła nastepnym razem raz czy dwa.

Ale była i druga strona medalu. Zgadywał, że “główny zły” w tej historii to ta Izabell. Może jakby z nią pogadać… Tylko gadki i to z laskami nigdy nie były najmocniejszą stroną najmłodszego Hyes’a. No ale chyba da się podejść i porozmawiać? No i wtedy chyba przestałyby demolować mu dom co po pierwszej chwili zaskoczenia i obawy zaczynało go już wkurzać i miał ochotę zacząć rozmowę od wyjścia z kijem bejzbolowym. ~ Pierdolę jak się nie da z nimi pogadać to dzwonię po gliny i niech oni się z nimi użerają. ~ postanowił ostatecznie. Szczerze mówiąc raz czy dwa zdarzyło mu się grać w paintball to czuł respekt przed tymi karabinkami. No ale mimo to był gotów zaryzykować.

Russel był odważny. Zdecydował się wyjść na zewnątrz, prosto w paszczę lwa. Kiedy ubierał się, animuszu dodawała mu Mitsy. Jak gdyby wybierał się na mecz piłkarski, a nie debatę z szalonymi feministkami.
- Przykro mi, to moja wina – jęknęła dziewczyna. – Obiecuję ci, że sama pokryję koszty wszystkich napraw. Wezmę pożyczkę, jak będzie trzeba i… wyprowadzę się. Jestem prawdopodobnie najgorszym współlokatorem we wszechświecie. - wyglądała na taką co naprawdę czuję się winna tego co się właśnie działo.

- Nie dygaj, będzie git. Będzie chwila spokoju to podumamy co tu dalej zrobić ok? - uśmiechnął się do niej bo chyba na serio przejęła się rolą. Choć własciwie jak widział tę jej skruszoną postawę iii… Troskę? No to nie było to niemiłe uczucie. No i jakże satysfakcjonujące. Napełniło go to jakąś siłą i odwagą jakby momentalnie ta skołowana tak samo jak on dziewczyna wymieniła mu baterie na świeże.

Westchnął głęboko przed drzwiami, po czym wziął się w garść i wyszedł na zewnątrz. Od razu poczuł na piersi impet różowej farby, a odrzut popchnął go do tyłu. Gdyby tego było mało, dostał prosto w twarz zgniłym, spleśniałym pomidorem. Wśród kobiet za pewne musiała kryć się mistrzyni olimpijska w rzucie kulą, lub podobnym sporcie.
Odwaga i siła zdecydowanie stopniały do pierwotnego poziomu gdy poczuł uderzenie paintballową kulką w pierś a zaraz potem jakaś obrzydliwa, wodnista, śmierdząca masa rozchlapała mu się po twarzy. ~ Nosz kurwa! ~ Próbował się zasłaniać przed nadlatującym śmieciem ale stojąc tak w progu czekał aż ustanie ten śmieciowy ostrzał. W myslach dał im jeszcze dwie czy trzy sekundy i jakby nie przestały zamierzał wrócić i załatwić sprawę za pomocą mundurowych. Ale jednak przestały.

- Stop, dziewczyny! – wrzasnęła Izabell. Wnet na podwórku zapadła krótka cisza. – Gdzie trzymasz Mitsy?! – wrzasnęła. Jej wzrok skierował się ku niewielkiej szopie, jakby wspomniana dziewczyna miała tam tkwić związana. – No mów, skurwysynie! - Wzięła od koleżanki jeden z karabinów paintballowych i efektownie załadowała.

Ostrożnie opuścił ramiona i spojrzał na te rozgorączkowane samice za płotem. Nawet półnagie były. No i oczywiście jak zwykle, jak zawsze jak mu się trafiało. Nawet jak trafił na hordę rozgrzanych, półnagich lasek to miały podgrzane nie to co trzeba. Typowe.

Po painballu wiedział, że będzie miał siniaka. Może nie był zapalonym paintballowcem ale akurat tyle wiedział, że tak będzie. Skrzywił się odruchowo przyciskając dłoń do obolałego miejsca. A po przegniłym warzywie będzie trzeba się umyć. Choć chwilowo po prostu starł co się dało z twarzy i szyi. A jednak cały czas odczuwał gniew. Nic im nie zrobił a atakowały go w jego własnym domu a sam dom i podwórze… Jak chwilę ogarnął jak to wygląda z zewnatrz i ile sprzątana to wymaga… Pokręcił głową nie mogąc uwierzyć jak szybko oszpeciły jego posesję. Może nie była najlepsza czy najdroższa ale do cholery była jego. Szalę przeważyła ta Izabell któa wydarłą się na niego jakby był jakimś seryjnym zabójcą kobiet czy coś w ten deseń. Nosz kurwa!

Strząchnął z dłoni ostatnią resztkę pomidora i bez słowa ruszył prosto do liderki napastniczek. Ona jeszcze nie wiedziała ale w sumie nie miał nic by se pogadała z Mitsy. Ale kurwa jakby przyszła załatwić to w cywilizowany sposób, dzwonek do drzwi i takie tam. A nie wjazd na chatę. Zatrzymał się więc o krok przed nią i chwilę patrzył na jej twarz.

- Przyjechałaś oddać mi ręcznik? - spytał nawet niezbyt głośno patrząc na nią pytająco. - Bo wczoraj tak wybiegłaś nagle po kąpieli u mnie i zapomniałaś mi go oddać… - dodał niewinnym tonem. Był ciekaw jak jej superfeministyczne kumpele zareagują na newsa, że brała prysznic w domu tegu zueeegooo samca. Jak się kogoś nie lubi i nie zna to się raczej nie bierze u niego pryszniców no nie? I nie chodzi w jego ręcznikach. I waściwie to właśnie tak było. Tylko teraz zaakcentował troszkę co innego.

Nic jednak nie toczyło się tak, jak by chciał.
- Dziewczyny! Skurwiel przekroczył….!
-…linię! Tak, wiemy! – wrzasnęła dziewczyna obok Mitsy.
Jeżeli gdzieś tkwiła wytyczona jakaś linia, była niewidoczna. Russel jednak nie miał czasu jej szukać, gdyż otrzymał kolejny wyrzut z karabinu. Tym razem prosto w podbrzusze. Wydał cichy skowyt.
- Hasta la vista, baby! – wrzasnęła Izabell niczym Arnold Schwarzenneger w Terminatorze. Już miała oddać drugi strzał, gdy Russel padł, osłabiony poprzednim.

Wkrótce jedna z feministek, blondynka w samej miniówce i kucykach niczym Harley Quinn, skoczyła na niego i usiadła okrakiem na szyi, jak gdyby w ten sposób chcąc unieruchomić. Fakt, że nie miała bielizny, znokautował Russela bardziej, niż strzał z jakiegokolwiek karabinu. Druga dziewczyna położyła się w poprzek na jego brzuchu, a trzecia wątłym uściskiem przytrzymała obie nogi.

- Słoneczka, szukajcie Mitsy! – wrzasnęła Izabell. – Biedna kuli się w kącie gdzieś w tej ruderze!
- Aye! Aye! – odkrzyknęły.

- Samiec unieszkodliwiony – Latynoska uśmiechnęła się triumfalnie. Podeszła do Russela nieco bliżej. – Dziewczyny wiedzą, że mnie wczoraj tutaj przywiozłeś, zgwałciłeś i kazałeś uciekać, dając za odzienie jedynie ręcznik. Nie musiałeś się tym jeszcze chwalić.

- Izabell, nasze biedactwo, pamiętaj, że cię wspieramy zawsze i wszędzie – rzekł ze współczuciem długonogi rudzielec.

- Dzięki, dziewczyny – uśmiechnęła się smutno w odpowiedzi. – Tylko na was mogę liczyć.
Następnie pochyliła się i spojrzała w oczy Hayesowi. Mężczyzna uznał, że równie dobrze mógłby spoglądać w twarz szatanowi.


~ Linę? Jaką lin… ~ nagła reakcja szturmowych feministek zaskoczyła go na tyle, że faktycznie spojrzał na chodnik bo wcześniej jak szedł nie widział żadnej linii, linki, liny, taśmy czy czegoś takiego. Nawet rozkulanego papieru toaletowego którym tak amietnie rzucały mu na podwórko i dom. Jednak nagły specyficznie ostry syk powietrza prawie gdy automat karabinku wyrzucał kolejną kulkę połączona prawie od razu z bólem w podbrzuszu na chwilę przesłoniła mu całkowicie większość bodźców jakie był w stanie odbierać. Zgiął się jak scyzoryk, prawie obrócił wokół własnej osi a czego nie dokonał ten bolesne trafienie dokonaly sprawne ramiona aktywistek powalajac go na chodnik.

Świetnie wykorzystany moment zaskoczenia oraz przewaga liczebna sprawiła, że tak naprawdę nie zdążył się choćby spróbować wyszarpać czy wywinąć jak nie tylko go powaliły ale jeszcze przygniotły do ziemi. Osobiście. Gdy doszedł choć trochę do siebie okazało się, że widoki… Są mimo wszystko całkiem intersujące. Z perspektywy ziemi widział górującą nad sobą górną część całkiem ciekawie zbudowanej blondynki w niesamowicie przykuwajacym męską uwagę stroju. Czyli własciwie bez niego. A to czego nie widział ale czuł na szyi jakoś dziwnie rozpraszało go ponad wszelką miarę. Czuł się rozdarty pomiędzy chęcią stawiania oporu przed tą podstepną napaścią jaką nakazywał instynk samozachowawczy a chęcią wykorzystania ciała blondynki we własciwy sposób należny przy takiej pozycji.

Niezdecydowanym ruchem które odzwierciedało to wahanie uniósł ręce bo albo powinien spróbować ją zwalić czy się wyszarpać no albo przy tej drugiej opcji… No to oczkami widział u niej tyle fajnych miejsc do zbadania… Choć jak zblizył dłonie do jej ciała, prawie całkiem nagiego jednak się zawahał czując naturalny opór przed dotykaniem niechętnej mu kobiety. Tak samo jak wczoraj jakoś nie mógł się przemóc by nie wykorzystać okazji z Mitsy tak teraz jakoś wahał się dotknąć tę siedzącą na nim obcą laskę. Jakby byli sami i tak wcześniej było coś w ten teges i by się tak fajnie zaczęło to inaczej no ale tak po dwóch paintballowych postrzałach w korpus i pod żywym i zwłaszcza na szyi goracym cięzarem trzech lasek jakoś jednak mu się odechciewało jednak tych amorów.

Wówczas dała o sobie znać ta latina. To co powedziała praktycznie zmroziło Russela całkwicie. Aż nie mógł uwierzyć, że spotkał kogoś takiego osobiście. Słyszał o takich ludziach, czytał o takich w gazetach czy oglądał w telewizji albo słuchał w radiu w samochodzie. Ale to zawsze było gdzieś tam u kogoś tam. No niby wiedział, że coś takiego isntnieje ale jednak jakoś zawsze wierzył, że jego to nie dotyczy i go nie spotka.

- O matko… Ty serio jesteś poo - jeee - ba - na! - wycedził w końcu dobitnie każdą sylabę gdy ta latina pochyliła się nad nim i wyjawiła mu motywacje swoich koleżanek. Chwilę wpatrywał się w nią a gdy tak kleczała przy nim to jej twarz byla całkiem blisko. Co prawda wczoraj wyzwał ją od wariatek ale własciwie wywrzeszczał jej to w nerwach. Nawet jak Mitsy go uprzedziła sądził, że też przesadza i laski pewnie przezywają po laskowemu, że się poprztykały czy co. Dla Mitsy sprawa była bardzo oosbista i była w nią zaangazowana to i mogła wszystko odbierać bardziej czarnych i straszniejszych barwach. No ale aż do teraz nie sądził, ze ta śliczna, wysportowana, latynoska dziewczyna na serio może mieć aż tak zrytą banię. No awanturowałaby się czy sceny robiła to by nawet skumał ale takie coś?! Za cholerę się wcześniej z czymś takim nie spotkał.

Gdy ochłoną z pierwszego szoku zajął się szukaniem ratunku. Nie wyglądało to dobrze. Izabell albo brała go za kogoś innego albo w wybitnie zjadliwy sposób odgrywała się na nim jakby podebrał jej dziewczynę i wówczas pewnie chuja ja obchodziło jak było naprawdę. Z jej laskami mogło być podobnie. Sądząc po wprawie w organizacji tej akcji miały za sobą niejeden taki numer. Jeśli były zawodowymi rozrabiaczkami to pewnie wystarczył im tylko pretekst do rozruby i negocjacje nie miały wówczas sensu bo chodziło o rozpierdol a oficjalny pretekst jaki im wcisnęła Izabell pasił do feminazizmu jak ulał. No ale może serio były zainteresowane problemami lasek no to może… W sumie co mu szkodziło spróbować, szarpać się mógł zacząć w każdej chwili a pogadać po szarpaniu niekoniecznie…

- Mitsy się kuli bo ją straszycie tym najazdem strzelając na ślepo do kogokolwiek kto jest w tym domu. Do kobiet też. - warknął w końcu patrząc na klęczącą latinę nieco zduszonym głosem. Po częsci kontrolował się by nie zacząć wrzeszczeć a po częsci z powodu ucisku kobiecym kroczem na gardle. Potem spojrzał prosto w górę nad patrzącą na niego gdzieś tam zwysoka blondzię z kucykami. - A wy jesteście takimi znawcami kobiet, kobiecych krzywd i molestowań? Taak? No to super. To powiedz mi slicznotko czy twoim zdaniem Izabell zachowuje się w tej chwili jak kobieta po gwałcie? Czy może bardziej jak kobieta którą rzuciła partnerka i żąda zemsty? Bo widzę, że wczoraj musiała być bardzo przekonywująca, jak widze wasz zapał w demolowaniu mi domu. A dzisiaj? - spytał patrząc na blondzie. Ale widział, że te dwie co go trzymaja też go słyszą. W sumie mógł poczekać bo przecież jak faktycznie wejdą do domu to zajdą Mitsy i ta im przecież wszystko wyjasni. Ale na takiej napaści i zjadliwej premedytacji jaką zgotowała mu Izabell pominąć nie mógł i nie chciał. Spece od psychologii zgwałconych kobiet nie był ale coś mu świtało, że to trauma i to chyba taka dłuższa i powazniejsza a nie, ze się na drugi dzień ludziom chaty demoluje jak na świetnej imprezie.

Rósł też w nim gniew i co raz bliższy był temu, by spróbować się z nimi choćby dla zasady. Ta w nogach trzymała go dość słabo. Czuł, że była szansa ją zaskoczyć i strącić by uwolnić nogi zwłaszcza, że dotąd leżał dość spokojnie. Tę goracą blondzię mógł złapać od tyłu za te warkocze i pociiągnąć w tył. Siła i zaskoczenie powinny ją odchylic na tyle, że była szansa, że drugą reką ją zepchnie. A wówczas z tą na brzuchu mógłby zrzuciś wierzgnięciem bioder lub spróbować wyslizgać się spod niej. Zostawała Izabell która miała pełną swobodę manewru i karabinek w łapach. No i nadal to było cztery laski na niego jednego. Nawet jakby się wyzwolił to mogło się znów skończyć tak samo. Ale chuj w to, jakby się okazały tepymi cipami to i tak zamierzał spróbować choćby dla zasady.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline