Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2015, 17:51   #24
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
poczynione przez abishai i Asderuki

W drodze do… tajemniczego miejsca, dokądkolwiek prowadzili ich dwaj ciemnoskórzy przewodnicy, Valerius podszedł do kapłanki i rzekł od razu nie bawiąc się w uprzejmości przeszedł od razu do sedna mówiąc zatroskanym głosem.
- Powinnaś porozmawiać z Elin. Jesteś kapłanką, może to lepiej uda ci się do niej dotrzeć i ogonić smutek z jej serca.- wzruszył ramionami dodając cicho.- Bo… martwię się co będzie, jeśli ten mrok utknie w niej na dłużej.
Maarin spojrzała na Valeriusa z miną jakby próbowała zrozumieć jego słowa.
- Ale przecież ja z nią już rozmawiałam. Rozumiem, że przegapiłeś zbyt zapatrzony we wzdychania Kass.
- Hmm.. do kogo ?- zamyślił się Valerius szukając w pamięci twarzy dotyczącej imienia jakie podała kapłanka. Długo mu to zajęło i w końcu wzruszył ramionami.- Cóż… Masz rację, mogłem przegapić. W końcu dlaczego miałbym pilnować Elin cały czas, albo ciebie… Aczkolwiek, obawiam, się że nie wzdycham do nikogo.-
Splatając ramiona razem spytał.- I jak poszła ta rozmowa?
Tym razem Maarin obrzuciła niedowierzającym spojrzeniem czarownika.
- Przedstawialiśmy się sobie jeszcze dzisiaj rano Valeriusie. Twoja pamięć jest aż tak słaba czy po prostu nie zwracasz uwagi na nic poza tym co cię interesuje? Poza tym nie mówiłam, że ty wzdychasz. Litości Valeriusie czy ty w ogóle wiesz co się dzieje dookoła ciebie? - wbrew tonowi jej głosu kapłanka właśnie zaczęła się martwić. Zastanawiała się czy podczas, albo po przeniesieniu chłopakowi się nic nie stało.
- Może zostawmy mój stan umysłu w spokoju…- odparł Valerius krótko ucinając temat swego zdrowia.- Nie rozmawiamy o mnie, tylko o Elin. Ale jeśli nie chcesz, to… uszanuję twoją decyzję. I nie będę już dopytywał o Elin.
- Valeriusie nie o to chodzi. Elin sobie poradzi skoro tak nalegasz aby wiedzieć. Po prostu tego poranka wszyscy się sobie przedstawialiśmy po walce z koboldami. Martwię się o ciebie. Powiedz kogo jeszcze nie potrafisz nazwać spośród nas? Pamiętasz Milly i Lamię? Albo Juliana, tego kupca? - kapłanka na poważnie się zmartwiła.
- Mill’yę jeśli już. Ona ma na imię Mill’ya.- westchnął zaklinacz splatając ręce razem. Spojrzał na kapłankę, niczym starszy brat na młodszą siostrzyczkę dodają.- Zaprawdę powiadam ci moja droga… zamartwianie się o mnie, jest ostatnią rzeczą jaką bym pragnął od ciebie. Skoro twierdzisz, że Elin sobie to… cóż. Wierzę ci na słowo. A ty wierz mi…- delikatnie pogłaskał ją po włosach.- … zapomnij o troszczeniu się o mnie. Nie zawracaj sobie główki zamartwianiem. Ja… czuję się tu dobrze. Bez tego brzemienia pośpiechu jaki nam towarzyszył w górach, czuję się wolny od jakichkolwiek ciężarów.
Potem jednak splótł ręce za sobą dodając.- Ale jeśli ci to ciąży na sercu, to potem mnie zbadaj swoimi kapłańskimi mocami. Byle to by nie oznaczało przepytywania bez końca, może być?
- Zdecydowanie. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś, że jestem od ciebie starsza? Może nie wyznaję już Ilmatera, ale roli opiekunki nie porzucę. Bez tego byście się kompletnie pogubili - powiedziała sceptycznie Maarin. Może była niższa od większości, ale to nie zmieniało jej podejścia.
- A o ciebie to zdecydowanie się trzeba zatroszczyć, bo po wyruszeniu z klasztoru bardzo się zmieniłeś. Możesz uważać, że nie trzeba się tobą zajmować, ale tylko głupcy zapominają o sobie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Mam kłopot z autorytetami… dlatego nie zostałem mnichem.- wzruszył ramionami Valerius i wystawił żartobliwie język.- Współczuję więc… to ciężkie zadanie pokonało wielu nauczycieli w Klasztorze. Na pewno chcesz się go podjąć?
- Pfff znowu nie zrozumiałeś o co mi chodziło. Nie zamierzam cię nauczać, tylko sprawdzić czy wszystko w porządku. Będziesz robił co chcesz, bylebyś się posłuchał mojej rady podczas walki. Pamiętaj, że to ja was leczę - odpowiedziała twardo kapłanka.
- A więc zostałaś przywódczynią.- uśmiechnął się ironicznie Valerius.- Ciężki kawałek chleba, zwłaszcza w tej grupie.-
Potarł kark przyglądając się undine.- Zrobiłaś się pewna siebie i władcza. Nie wiem czy te cechy pasują do twojej filigranowej urody, ale… dodają ci uroczej zadziorności, to pewne.
- Hm, dziękuję. Nie mam jednak co stawać w szranki z Harpagonem - kapłanka mrugnęła porozumiewawczo okiem. - Jedyne co się dla mnie liczy to abyśmy wszyscy przetrwali. Zawsze o to chodziło. Może podczas postoju nie trzeba się jakoś specjalnie martwić, ale dobrze by było się zgrać podczas walki. A mamy pośród nas tych co się na tym znają… mniej lub bardziej. Ktoś powinien chociaż podczas potyczek przewodzić. Nie muszę to być ja. Ważne aby ktoś to robił.
- Jednym słowem, chcesz zrobić z nas armię.- uśmiechnął się ironicznie Valerius i wzruszył ramionami.- To się nie uda. Żołnierze są jak drewniane piony w szachach. Tak samo szkoleni, tak samo poruszający się, tak samo działający. My nie… zresztą, po co nam to? Bitwa to chaos. Należy mieć głowę na karku i zwracać uwagę na resztę. Ratować kompanów, gdy są w tarapatach… to wystarczy. Reszta przyjdzie z czasem i doświadczeniem.-
- Dlaczego tak strasznie przekolorowywujesz moje słowa? Nigdzie nie powiedziałam o armi. Jak słusznie zauważyłeś bitwa to chaos i możesz nie wiedzieć co się dzieje. Bez kogoś kto będzie ogarniał pole bitwy może się skończyć źle. Przecież nie masz oczu dookoła głowy. Sam wszystkiego nie zdziałasz. Potrzebna jest współpraca. A tego nie będzie jak się nie nauczymy swoich możliwości. Do tego potrzebna jest osoba, która będzie umiała poprowadzić nas zanim wejdzie nam to w krew. Albo z doświadczeniem jak wolisz.
- Nie mam oczu wokół głowy, ale mam zaufanie do moich towarzyszy, że oni spostrzegą zagrożenie i postąpią jak trzeba.- stwierdził po namyśle Valerius i spojrzał na Bayle’a mówiąc do kapłanki.- Więc kogo typujesz na tego przywódcę? Harpagon… nie powierzyłbym mu swego życia. Naczytał się może i podręczników wojskowych, ale mam wrażenie, że te lektury go zaślepiły. Owszem, może by i prędzej zginął, niż dał nam umrzeć, ale marna to pociecha jeśli on zginie pierwszy, a ja zaraz po nim. Bayle… nie ma doświadczenia. Reszta z nas predyspozycji.
- Nikt z nas nie ma doświadczenia, więc nie uważam, żeby Bayla jakoś to wykluczało. Sam się kiedyś na tym zastanawiałeś? Aby prowadzić resztę? Czy wolisz stać z boku i czekać na to co będzie? - zapytała kapłanka.
- Jako osoba z natury nie znosząca hierarchii i władzy i autorytetów… Nie lubię przewodzić, ani się podporządkowywać. Wole burzę mózgów przed potyczką i wiarę w rozsądek towarzyszy podczas niej. -wyjaśnił zaklinacz i uśmiechnął się dodając.- Naprawdę widziałabyś takiego sowizdrzała jak ja w roli przywódcy?
- Chociażby dlatego co powiedziałeś. Bycie liderem nie wyklucza myślenia innych. Przewodzenie nie zabiera wolnej woli innym. To tylko wsparcie, wyznaczenie ścieżki, pomoc. Może jeśli to zrozumiesz nie będzie ci tak bardzo nie w smak ta ideologia - odpowiedziała pewnie kapłanka. - Żebyś nie myślał, że popieram to w jaki sposób zabiera się do tego Harp.
- Może jeśli się zmienię, tyle że zmiany oznaczają zawsze i zyski i straty… nie wiadomo co stracę, jeśli się zmienię.- odparł ironicznie zaklinacz i wzruszył ramionami wzdychając.- Niemniej uważam moja droga, że jeśli chodzi o przywództwo, taktykę i cały ten galimatias związany z bitwami i walkami… to jestem najmniej odpowiednim współrozmówcą z całej naszej drużyny.
- Skoro tak uważasz - Maarin odpuściła ciągnięcie tego wątku dalej. Spojrzała na chwilę w gęstwinę gdzie przez moment pomiędzy liśćmi zobaczyła przepięknego motyla, którego skrzydła skrzyły się niebiesko. Był dużo większy niż te, które widziała w klasztorze. Zaraz jednak znikł za drzewem.
- Nie martw się o Elin. Jest silna, poradzi sobie. Co mogłam pomóc to zrobiłam.
- Ona sobie pójdzie… być może po tej misji, być może jeszcze w jej trakcie.- stwierdził nieco smutnym tonem zaklinacz.- Pójdzie sama od nas… A ja… nie wiem czy wrócę do klasztoru. Dia nie wróci na pewno.
- Wiele się jeszcze może wydarzyć Valeriusie nim skończy się nasza pogoń. Zapominasz jednak, że wszyscy wychowankowie opuszczali nasz klasztor kiedy dorastali. Nie oczekuję, że wrócimy do tamtego czasu. Jeśli nie będziemy mieli siebie dość to może postanowimy dalej razem podróżować. Nie wiem i szczerze mówiąc tym się martwić nie będę. Co będzie to będzie - odparła spokojnie Maarin.
-Widzisz… nie martwisz się o innych, a z jakiegoś dziwnego powodu martwisz się o mnie.- odparł żartobliwie czarownik uderzając się otwartą dłonią w swoją nagą klatkę piersiową.- Zupełnie nie mając powodu. Jestem zdrowy i zadowolony.
Kapłanka uśmiechnęła się kręcąc głową. Postanowiła nie odpowiadać. Stwierdziła, że Valerius widzi tylko siebie i nic już z tym nie da się zrobić.
 
Asderuki jest offline