Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2015, 20:46   #120
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Lisowo
21 Tarshak Roku Orczej Wiosny

- ...a to drzewo to najstarsza czereśnia w okolicy. Jak ma owoce, to podobno nawet dzieci w kompanii ze szpakami nie są w stanie jej obejść! - Zoja pogładziła z czułością ciemny pień rozłożystego drzewa i ukucnęła na polnym kamieniu. Od ostatnich zabudowań Lisowa dzieliło ich na tyle dużo, że prowadzoną stonowanym tonem rozmowę trudno byłoby usłyszeć, nie będąc wcześniej zauważonym.
- I to jest całe Lisowo. Piękna okolicy, hojna ziemia, mili ludzie... - przez jej twarz przemknął zatroskany wyraz. - A wam jak się tu podoba...?
- No fajnie - odpowiedział Evan bez przekonania, chyba nie był dzisiaj w zbyt dobrym nastroju. - Dowiedziałaś się czegoś o Tilit?
- Nie wyglądasz na taką, którą ratować trzeba, a ktoś tu się zastrzegał i pędził tak, jakby to była życia i śmierci. - Marv dodał podobnym tonem, mrużący i rozglądając się podejrzliwie.
Shavri - który choć się wyspał, to również nie mógł pochwalić się najlepszym samopoczuciem, bo bardzo bolała go głowa, chyba jeszcze ze zmęczenia ostatnimi dniami - nadstawił uszu, ciekaw czy Zoja faktycznie wie coś nowego. Chłopak żuł ze smakiem pajdę chleba, którą Zoję obdarzyli mieszkańcy wsi. Zaraz po pobudce poszedł z łukiem w las, przyjrzeć mu się i przysłuchać, i poszukać być może czegoś do jedzenia, ale był zbyt zdekoncentrowany bólem głowy, żeby coś wypatrzeć.
- Tillit jest władczynią tych terenów, razem z kimś, kogo tu nazywają “Panem”. - Zoja streściła drużynie swoje obserwacje. - To chyba dzięki niej wszytko tu się udaje; naprawdę troszczy się o tutejszych ludzi, inaczej niż ta druga osoba... Ale wiecie... - ściszyła głos i pochyliła się do przodu, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy - ...wydaje mi się... że... że... - zaplątała się w słowach, nie bardzo wiedząc, jak to powiedzieć - Że oni tu robią złe rzeczy. Składają ofiary... i w ogóle... - umilkła, zmieszana. Czuła się strasznie skrępowana, jakby zdradzała powierzone jej w zaufaniu tajemnice gospodarzy, od których nie doznała żadnej krzywdy; słowo Tillith było wszak tu prawem, a to - jakiekolwiek by nie było - było jednak święte. Z drugiej strony uzdrowicielka nie mogła ot tak przymknąć oczu na to, czego się domyślała. Wiła się więc jak piskorz, mając nadzieję że ktoś wyjmie z jej ust właściwe słowa bez zbytniego uszczerbku na jej sumieniu.
- Co ty mówisz? - Shavri bardziej zdumiał się, niż obruszył, ale jego czoło zmarszczyło się w wyrazie skupienia i niedowierzania.
- Znaczy składają ofiary z ludzi? - Evan też był w szoku.
- A... aha. - Zoja pokiwała nerwowo głową na słowa “kapitana”. - Eee... to znaczy... tak myślę. Nie widziałam na własne oczy - zapewniła szybko. - Ale coś tu jest bardzo nie w porządku. Może dlatego tu prowadzi ten portal od koboldów? - pomyślała na głos. - No wiecie. Koboldy porywają ludzi i tych zdrowych osiedlają tutaj... a resztę... resztę... zjadają. Albo oddają temu całemu Panu. Może to nawet jest gorsze... - spojrzała po towarzyszach. - Skoro tu jesteśmy, to koniecznie musimy coś z tym zrobić! - obwieściła w końcu zdecydowanym tonem. - Choć na pewno musimy dowiedzieć się więcej...
- Czy to pewne informacje? - drążył dalej Evan. - W końcu podobno Tillit chciała żebyśmy wytępili koboldy w tym lesie, czyż nie tak? Ale gdyby kłamała oznaczałoby to że jesteśmy w dużym niebezpieczeństwie.
- Jest jeszcze jedna możliwość, że wszystko to zostało uknute, włącznie z koboldami, bo ona nas do czegoś potrzebuje - rzucił Shavri, masując palcami obu rąk skronie. - W sumie to jedno nie wyklucza drugiego - dodał. - Zoju, też jestem za tym, żeby sprawę zbadać, ale niejako przy okazji. Jak będziemy za głośnio węszyć, to może się to komuś nie spodobać.
Domniemania uzdrowicielki nie zszokowały kapłanki. Na tę wieść zamyśliła się analizując tajemniczą osobę kobiety. W końcu odezwała się spokojnym i uprzejmym, mimo powagi, tonem.
- Pamiętacie, jak mówiłam, że Tilith jest złą osobą? Mówiąc to miałam na myśli, że obchodzi ją tylko własny interes. Mogła samotnie uratować Olafa i Robertę, lecz było to jej całkowicie obojętne. Nieszczęście tej dwójki było jej potrzebne do odnalezienia grupy, takiej jak nasza. Musiała wiele dni wyczekiwać, by w końcu ktoś przyszedł z pomocą. Na pewno widziała więcej osób, które sprowadzano do tamtego obozu. Każdego dnia musiała mieć przy sobie tą sakiewkę. Musiała nas koniecznie sprawdzić.
- Tutejsi nie wiedzą nic o koboldach a w Smerkach krzywo na nas patrzyli, gdy usłyszeli, że jesteśmy od Tilith. Może ich chroni, ale gdyby to robiła na prawdę... - przerwała na chwilę wzdychając lekko. - Kochali by ją, a gdyby ona kochała ich... Ratowanie kowala obyłoby się bez stawiania warunków.
- Dokładnie to miałem na myśli, mówiąc o tym, że ona to uknuła, bo potrzebowała kogoś takiego jak my - powiedział cicho Shavri, patrząc France prosto w oczy i ciesząc się, że oboje są w tej sprawie jednomyślni.
Nie zamierzał się wyrywać z żadnym szalonym planem, ale miał nadzieję, że grupa zechce zbadać te sprawę. Siedział spokojnie na wielkim, omszałym kamulcu wyzierającym z ziemi i popijał z bukłaka swoją wodę z miętą. Bijak, chyba wyłącznie dla dodania mu godności, wdrapała się z jego ramienia na głowę i tam zaczęła bawić się jego włosami.
- Chyba, że moje wrażenie jest całkowicie błędne i spowodowane uprzedzeniem pierwszej rozmowy... Zoju? Co mówili o Tilith tutejsi?
- Może to zwykła rozgrywka dwójki możnych i władnych - burknął Marv. - Ani dobrych ani złych - wzruszył ramionami. - Po co mamy się w to mieszać?
- W sumie masz rację - wtrąciła się cicha dotychczas Sinara. - Co my możemy? Do pięt im nie dorastamy, Tillith i ten Pan zmiotą nas jednym dmuchnięciem. Nie zdziwiłabym się gdyby owy Pan był władcą o którym mówiły koboldy.
- Sam nie wiem, po co bylibyśmy im potrzebni? - zapytał Evan. - Lepszych niż my można nająć najemników.
- Najwyraźniej albo zależy im na czasie, a nie na jakości, albo się nadajemy… - mruknął Shavri, zaplatając ręce na piersi. - Mam w ogóle wrażenie, że głównie chodziło o Zoję i cała ta farsa z kowalem była… no właśnie farsą.
- Marv ma rację, tak myślę - uzdrowicielka przytaknęła słowom chłopaka. - No... to znaczy w pierwszej części. Ci ludzie od Pana wyglądają gorzej... a mieszkańcy Lisowa Panią sobie chwalą. Nawet jeśli Tillit potrzebuje nas tylko do pomocy z koboldami Pana, to nie znaczy przecież, że nie nie może wyjść to na dobre mieszkańcom. Zgodziliśmy się przecież na zadanie i nie możemy złamać danego słowa! - zamachała rękami, bo wydawało jej się, że została fatalnie zrozumiana. - Pomyślmy po prostu o losie tych ludzi, a nie o Tillit. Wtedy będziemy zawsze wiedzieli, co wypada robić - zakończyła i spojrzała na Sharviego. - A Sven był bardzo ciężko ranny. Pomoc była mu potrzebna; co do tego nie mam wątpliwości. Cokolwiek myślicie o Tillit, nie sądzę, by była tak okrutna, by szafować czyimś życiem, by ściągnąć tu kogoś tak mało ważnego jak ja.
- Pewna tego jesteś? Mogła w pojedynkę wytłuc koboldy do nogi. A pozwoliła na to, aby uprowadzały i żarły ludzi albo robiły bogowie wiedzą co jeszcze. Jak nazwać to inaczej, jeśli nie szaw… szafowaniem? - westchnął chłopak. Ból głowy nie dawał mu spokoju. - Nie twierdze, że Sven nie był ciężko ranny, absolutnie nie. I w pełni się z tobą zgadzam. Zadanie trzeba skończyć. Wzięliśmy za nie pieniądze i zaczęliśmy realizować. I chce wierzyć, że jego najpodlejsza część już za nami - stwierdził, wspominając wyżynanie koboldziego obozu rodzinnego.
Shavri zawahał się przez moment. Chciał zasugerować, że powinni chcieć zrealizować to zadanie, żeby Tilit się nie wściekła. I choć wcale tak nie myślał, bardzo chciał dowiedzieć się, co knuje owa podstępna żmija, którą słusznie bądź nie oskarżał o tak wiele złych rzeczy. Uznał jednak, że taka manipulacja byłaby po pierwsze zupełnie nie w porządku wobec towarzyszy. Po drugie totalnie niewiarygodna, bo Tilit pokazywała im jak dotąd wyłącznie olewczy stosunek, wiec założenie, że chciałaby się mścić za spalone zadanie było trochę kretyńskie… Chyba, że faktycznie rozwleczone, kobiece zwłoki były zaczątkiem tej kary.
- Możliwe że Tillit jest w jakiś sposób ograniczona i na przykład nie może wystąpić bezpośrednio przeciwko temu drugiemu Panu, dlatego potrzebni jej są najemnicy, czyli my - odpowiedział Evan. - Prawda jest taka że ona nieźle płaci, a my tak na prawdę nie wykonaliśmy do końca poprzedniego zadania i wielki Kazz może odbudować siły i ponownie zaatakować Zamieć. Ja jestem za tym by zostać, dogadać się jakoś z Tillit i pozbyć się zagrożenia dla naszych wiosek.
- Koboldy mówiły, że Khazz znika. Tilith też znika - dodała kapłanka do spostrzeżeń Evana.
- No dobrze, w takim razie chyba nie pozostaje nam nic innego jak zostać tu i spróbować dowiedzieć się więcej, bo na razie poruszamy się po omacku - powiedziała Sinara.
- Tilith kazała nam być w Lisowie po pięciu dniach i powiedziała, że tubylcy wiedzą, jak się z nią skontaktować - przypomniał Shavri, tępo wpatrując się w małego zaskrońca, który zamarł między jego butami, spłoszony faktem, że dwie gigantyczne kolumny, miedzy którymi chciał przejść, okazały się ruchome. - Nasz czas na udawanie, że nas tu nie ma się skończył. A Tilith i tak na pewno już wie, że tu jesteśmy. W końcu przyprowadził nas tutaj jeden z tych jej piekielnych, wyrośniętych sierściuchów.
- No właśnie. Nie możemy tak siedzieć i czekać, aż nam pupy do ziemi przyrosną! - Zoja wstała i otrzepała sukienkę. - Może i dzieją się tu dziwne rzeczy, ale ta wioska jest bardzo przyjemna. Myślę, że starsi zgodzą się, byśmy tymczasowo zamieszkali w domu kapłana; będziemy mieli swój mały budynek Gidli! - uśmiechnęła się; tajemnicze sprawy tajemniczymi sprawami, ale Zoja naprawdę polubiła tą okolicę i mieszkańców; jeśli w Lisowie działo się coś złego, na na pewno za sprawą Pana i Pani, a mieszkańcy nie mieli z tym nic wspólnego.
- Zanim Tillit po nas przyjdzie, równie dobrze możemy zrobić trochę porządków czy pomóc ludziom. Zajęcie dla młodych chłopaków zawsze się na wsi znajdzie, a może ludzie się do nas przekonają i powiedzą coś więcej?
- Co się stało kowalowi, do którego tu przyjechałaś? - Marv znowu wypalił pytaniem wydawałoby się nie na temat. - Dlaczego był ranny? Zastanawiam się, czy to, że nie mogła mu pomóc ma związek z tym, że oboje, to znaczy i pan i pani, wysługują się innymi, sami nie biorąc udziału.
- Koń go kopnął i nieszczęśliwie upadł - wyjaśniła uzdrowicielka. Zmarszczyła brwi i powiedziała powoli. - Sven bez łaski Ilmatera by nie wyżył; nawet najlepszy lekarz bez pomocy boga nie zrobi zbyt wiele. A nie wszyscy są... - chciała powiedzieć “wybrani” ale w porę ugryzła się w język; to było by zbyt dumne - ...eee... po prostu Tillit może być potężna i groźna, ale nie musi umieć uzdrawiać, prawda? Moc i Sztuka to chyba dwie różne rzeczy... - rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku Gergo i Kaina, mając nadzieję że poratują ją w tych skomplikowanych kwestiach. Czarodziej skinął głową.
- Czyli zajmujemy się kaplicą i Lisowem póki nie pojawi się Tilith? - zapytała Franka jednocześnie wszystkich jak i Evana, któremu przyszło potwierdzić podsumowanie wspólnej rozmowy.
- Tak, zostajemy w Lisowie dopóki nie zjawi się Tillith - potwierdził kapitan. - Muszę spotkać się z tym Svenem, nasze zbroje wymagają naprawy. Zoju, zaprowadzisz mnie do jego kuźni?
- A ja mam jeszcze tylko jedno pytanie… - Shavri wstając, przypomniał sobie swoje nocne oględziny wioskowej kapliczki. - Wiesz może dlaczego odszedł albo został odprawiony poprzedni mieszkaniec kapliczki? Badałaś te chatynkę uważnie? Nie zostały żadne ślady po nim… niej? Jakieś zapiski…?
Sprzątając chatę Zoja nie znalazła niczego; w chacie nie było zresztą żadnych osobistych rzeczy poprzednich mieszkańców. Zagadka na razie pozostała nierozwiązana.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 10-08-2015 o 18:16.
Proxy jest offline