Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2015, 23:18   #7
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
A zapowiadało się tak dobrze...


[media]http://www.youtube.com/watch?v=0lvg44yujI4[/media]
Ashur i Taylor poruszali się dość spokojnie ulicami Londynu. Lucky nie omieszkał wskazać Ashurowi wszystkie lepsze knajpy i uczciwsze sklepy obok których przeszli, aby ułatwić jego pobyt w mieście. Wydawał się być szczerym, spokojnym i uczciwym człowiekiem.
W trakcie ich spaceru zaczęło padać, typowa angielska pogoda, która zapewne wkrótce stanie się drugą naturą dla Ashura.
W pewnym momencie Taylor zadał z ciekawości dość zasadnicze pytanie. - Właściwie dlaczego Vigilantii? Są łatwiejsze sposoby na dostęp do biblioteki. W tym wieku, z dobrymi kontaktami mógłbyś nawet kupić jakąś księgę na trzecią rękę, albo przynajmniej tytuł lorda.
-Nie twierdzę że z tych prostszych sposobów nie skorzystam. No może poza kupnem tytułu, to przykład całkowitego braku klasy... - odpowiedział - Ale Vigilantii mają misję, słuszną i niezwykle trudną. Dlatego chcę wam pomóc, a przy okazji pomogę też sobie.
Ashur zastanawiał się, czy nie powinien podczas tego patrolu wspomóc się magią. Przy użyciu właściwych inkantacji skuteczność zwiadu mogła wzrosnąć wielokrotnie, dzięki odkryciu tego, czego nie da się normalnie dostrzec.
-Nie korzystacie z zaklęć w trakcie prowadzenia rekonesansu? - zapytał Lucky’ego.
-Hm? Ja nie mam nic, co może mnie wspomóc. - wyjaśnił. -Jak najbardziej powinieneś skanować otoczenie.
-Nic nie umknie memu wzrokowi. - zaintonował cicho, w sumie bardziej dla podkreślenia tego iż rzucał zaklęcie, niż dlatego że było to potrzebne. W białkach jego oczu przez chwilę kłębiła się ciemność, która zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Spojrzenie Cienia pozwalało mu patrzeć nie tylko na ten świat, ale również na sfery będące cieniem (lub jak kto wolał - odbiciem) świata żywych, jak Kraina Cieni czy Eter. Jeśli jakaś mroczna pokraka czeka tam by złapać śmiertelną ofiarę, Ashur będzie ją widział. Po chwili klepnął lekko Taylora w ramię przekazując mu odrobinę esencji cienia, by i on uzyskał możliwość prowadzenia rozszerzonej obserwacji.
-Przez chwilę może Ci się kręcić w głowie, za pierwszym razem prawie każdemu się to zdarza. Ale potem mózg przyzwyczaja się do nowych bodźców. - poinformował go.
-Ta, daj mi chwilę. - Taylor zatrzymał się w miejscu, choć mimo jego komentarza Ashur dostrzegł niezwykle mało reakcji na bodziec z jego strony. Wręcz przeciwnie, nie wyglądało na to aby to był jego pierwszy czy nawet dziesiąty raz z tego typu zaklęciem. Albo tak dobrze to skrywał.
Innym, co rzuciło się Ashurowi w oczy były przedziwne magiczne ślady rozsiane w podwymiarze. Coś tu niedawno było. Może przed godziną. Ślad wydawał się powoli zanikać.
-No proszę, w samą porę mi to do głowy przyszło. - mruknął pod nosem. Przyjrzał się śladom, miał nadzieję zidentyfikować co takiego je zostawiło. Trop był w miarę świeży, to co go zostawiło raczej nie było daleko, chyba że poruszało się naprawdę szybko...
Taylor przyjrzał się śladowi poruszając się powoli w jego kierunku. - Jak tego nie sprawdzimy to Graham nam łeb urwie, ale...To szło w przeciwnym kierunku. - zwrócił uwagę na kształt kroków. - Musiało zmienić formę w biegu albo...nie wiem. - wzruszył ramionami.
-Po prostu to sprawdźmy. Gdybym tylko wiedział czego szukamy. - odparł Ashur. - Możliwe że chowa się w Cieniu, dlatego go wcześniej przeoczyliśmy. - skierował swoje kroki po znikających śladach.
Taylor przytaknął skinieniem głowy i ruszył wraz z Ashurem drogą powrotną. - Zajmowałeś się już kiedyś polowaniem na magiczne kreatury? Właściwie, od jak dawna borykasz się z magią? Masz bardzo silną aurę.
-Można rzec, iż urodziłem się z różdżką w ręku. Oczywiście nie dosłownie, bo moja matka by tego nie przeżyła. - zaśmiał się cicho - Parę razy zdarzyło mi się polować, owszem. Aczkolwiek magicznych kreatur jest tyle różnych rodzajów, że doświadczenie z jednym, wcale nie musi pomóc z drugim… - westchnął
-Hoo… - uśmiechnął się Taylor. - Mam po prostu dziwne wrażenie, że jesteś starszy niż wyglądasz. Wiesz, jeżeli jesteś naprawdę utalentowany, mógłbyś poprosić królową o tytuł lorda i obywatelstwo w Anglii. Oszczędziłbyś sobie bałaganu. - wyjaśnił. - Choć może lepiej zostań. Diabli go wiedzą, do czego się przydasz.
-Pamiętaj że jestem Hindusem. Nasze kraje nie mają za sobą zbyt przyjaznych perypetii historycznych. Poza tym, po co iść na łatwiznę? Wyzwania sprawiają, że człowiek robi postępy. - odparł. Starał się skoncentrować na śladach, to dziwne że te teoretycznie świeższe zdawały się znikać szybciej. A może… Skupił wzrok żeby sprawdzić czy tropu nie maskuje jakaś aura magiczna.
-Pamiętaj, że nasza historia może być nieco niedokładna. Ostatecznie nie wiedzieliśmy nawet o bogach. Może wojny to też bujda? - zaśmiał się Taylor. W tym czasie skupione oczy Ashura dostrzegły...magicznego zajączka kicającego w kierunku klubu Vigilantii.
-Ty chyba sobie ze mnie kpisz… - warknął chłopak do siebie. - Zając… Jak w Monthy Pythonie normalnie. - mało się nie roześmiał.
-Eh? Nic nie widzę… - zdziwił się Taylor.
-Skup się, coś go ukrywa. - mruknął Ashur, idąc dalej za zającem. Chciał go złapać zanim dotrze do klubu.
Taylor złapał się dłonią za podbródek, zatrzymując się w miejscu i wpatrując przed siebie. Skupił nieco wzrok, starając się dowiedzieć co takiego ściga Ashur. W pewnym momencie odezwał się.
-Zajdź go od lewej, kucnij, policz do trzech i skocz w jego kierunku. Szybko.
Jeśli ktoś znał się na właściwych momentach, to był to właśnie Luck, więc chłopak bezzwłocznie zastosował się do jego instrukcji. Obszedł zająca od lewej, kucnął.
~Raz. Dwa. Trzy. - policzył w myślach i skoczył.
Zając praktycznie wpadł w dłonie Ashura. Taylor podbiegł tak szybko jak mógł. Stworzenie było dość zwyczajne. W rączkach trzymało list z nietypową pieczęcią magiczną.
Ashur jedną ręką przytrzymał zająca, drugą wziął list i sprawdził czy jest do kogoś zaadresowany.
Adresu jednak nie było, wyłącznie pieczęć którą rozpoznał Taylor. - To od Gina. - wyjaśnił zdziwiony. - Oh… jeżeli on to wysłał do kluby, a myśmy to zabrali zającowi...wyrzuć zająca. - zasugerował, powoli zaczynając się cofać.
I po co te nerwy? Chłopak totalnie nie rozumiał Taylora. Ze stoickim spokojem odesłał zająca z powrotem w Cień. - Myślisz że powinniśmy otworzyć ten list? - zapytał.
Zając nie ruszył z miejsca. Zamiast tego przyglądał się Ashurowi, po czym...wybuchł. Antymagią w dodatku. Siła zaklęcia była zaskakująco pokaźna, pozbawiając chłopaka zdolności spoglądania w cienie oraz większości jego dziennego zasobu many. Gin faktycznie był potężny.
-Jasny gwint… - zaklął pod nosem. - Dobra, tu się kroi coś grubego. Ty sprawdź list i sprowadź pomoc jeśli trzeba, a ja lecę na miejsce. - podał Taylorowi kopertę i wskoczył w najbliższy cień by wyłonić się tam, gdzie znaleźli ślady. Stracił większość energii na dziś, ale nadal nie był bezbronny, a Gin najwidoczniej miał kłopoty. Znów spojrzał w Cień, by móc śledzić trop.
Trasa była dość długa, na szczęście Ashur był niezwykle szybki. Trasa zaprowadziła go aż na miejski cmenatarz na tyłach jednego z okolicznych kościołów. W Londynie pojawiły się one jakiś czas po popularyzacji magii. Anglia była jednym z niewielu państw w których nekromancja była dozwolona. Tego typu miejsca były wykorzystywane do sprzedaży swoich zwłok na cel badawczy właśnie dla mrocznych magów, aby zniechęcić tamtych do rozkopywania spokojnych cmentarzy. W jakimś stopniu działały.
Gin. Gin leżał pomiędzy grobami, kilka z nagrobków w okolicy pękniętych, a magia w powietrzu potwornie stężona. Mała grupa adeptów magicznych nie byłaby w stanie dorównać temu poziomowi. Ashur nie miał jednak pewności ile osób było tutaj wcześniej. Poza ciałem Gina, było pusto. Mężczyzna dalej zdawał się mieć na sobie sporo artefaktów. Był również martwy.
-Kurwa mać! - wycedził przez zęby, pochylając się nad ciałem staruszka. A miał spotkać się z wnukiem… Sięgnął ku magii unoszącej się w powietrzu i zaczął ją ściągać do wnętrza swojego ciała, miał nadzieję że choć częściowo uzupełni rezerwę po zającu niespodziance.
-Kto Ci to zrobił staruszku? Co tu się stało? - pytał, choć wiedział że Gin mu nie odpowie. Ashur czuł jak jego tętno zaczyna przyspieszać, musiał się opanować, zanim to zajdzie za daleko. Zaczął wyrównywać oddech, żeby serce wróciło do normalnego rytmu.
-Nie zostawię tak tego. Znajdę tego, kto Ci to zrobił. - mroczna energia magiczna zaczęła wypływać z jego ciała.
-Wzywam duchy tych, których tu pochowano! Przybądźcie na me wezwanie i pokażcie mi, co tu się stało! - czuł jak z każdym wyrzuconym słowem adrenalina w jego żyłach się obniża.
Odpowiedzi jednak nie było. Ani przy pierwszym wołaniu, ani przy każdym następnym. Duchy nie były stare, przywiązane czy niechętne. Ashur wiedział co tu zaszło. Gin przegrał z nekromantą, który zabrał z sobą wszystkich świadków.
Co za obłęd… Naprawdę działał tu ktoś dobrze obeznany z nekromancją. Tu trzeba było eksperta, prawdziwego eksperta. Chłopak ponownie się skupił, nekromanta o tak ogromnej mocy musiał zostawić jakiś ślad. Nawet jeśli Ashur wchłonął magię na cmentarzu, aura powinna się za tym gościem ciągnąć jak muchy za niedomytym misjonarzem, skoro miał wokół siebie stado duchów… A jednak nie było żadnego śladu, gość naprawdę musiał być dobry. Pomimo wyczulonych zmysłów, nic.
-Wybacz staruszku, mogłem pójść z Tobą, wtedy nadal byś żył… - westchnął smutno. Niezła wpadka jak na pierwszy dzień, ale nie mógł teraz nic na to poradzić. Zmajstrował w dłoni mały impuls elektryczny zawierający wiadomość dla Vigilantii “Gin nie żyje, zaraz sprowadzę ciało.”, po czym posłał go do Big Bena, gdzie miał odszukać najbliższe urządzenie elektryczne w posiadaniu członków klubu i wyemitować wiadomość. Chwilę potem podniósł ciało i przekroczył Cienie, by zjawić się w sali ze staruszkiem na rękach i grobową miną.
 
Eleishar jest offline