Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2015, 10:40   #62
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Wilkołak wykonał sprytny manewr i odbiegł na kilkadziesiąt metrów tylko po, aby po odczekaniu krótkiego czasu zawrócić w kierunku polany.
Na polanie toczyła się walka o ile tak można nazwać, to co wilkołak obserwował. Gigantyczny pająk wymachiwał swymi przednimi odnóżami i jakby odganiał się od krążących wokół niego kulistych świateł.
Bił od nich niesamowity blask i Arthur musiał mocno mrużyć oczy i zasłaniać je dłonią, aby cokolwiek zobaczyć.

Patrząc na latające wokół pajęczycy świetliste kule, Garou doświadczał dziwnych obrazów. Pod powiekami, gdy mrugał widział jakieś kobiety, a przynajmniej tak mu się wydawało. Były one niczym na wpół przeźroczyste duchy. Od pasa w dól nie posiadały żadnego widocznego ciała, a jedynie coś na kształt eterycznego ogona. Ich twarze były groteskowe i koszmarne.

Białe, całkowicie pozbawione źrenic i tęczówek oczy osadzone były w sinych i zapadniętych oczodołach. Zamiast ust miały wystające ostre zęby, które przypominały zachodzące na siebie kliny. Zębiska połyskiwały w mroku, jaki panował pod powiekami wilkołaka.
Artur zdał sobie szybko sprawę, że to co widzi pod powiekami to prawdopodobnie prawdziwy obraz, jaki kryje się w świetlistych i oślepiających kulach.

Mimo swoich rozmiarów pajęczyca nie potrafiła skutecznie obronić się przed coraz zajadlej atakującymi ją stworami.
Arthur nie zamierzał stać i patrzeć się bezczynnie, jak jakieś potwory zabijają jakby nie było jedną z ich rodziny. Pajęczyca przecież nie wykazała się wobec nich żadną agresją, a nawet przyjęła na siebie atak wrogich sił.
Wilkołak sięgnął po łuk i wymierzył w jedną z świetlistych kul. Strzała pomknęła błyskawicznie w kierunku celu i gdy go dosięgła spłonęła żywym ogniem.
Był na to przygotowany i już zmieniał kryjówkę. Pajęczyca nadal bezradnie machała odnóżami we wszystkie strony. Wilkołak sięgnął po swój miecz i przygotował się do ataku. Gdy trzy kule, czy też trzy istoty niemal obsiadły Ananasiego, Arthur wybiegł z krzaków, przechodząc do formy Glabro i wykonał potężnego susa. Wylądował na grzbiecie pająka i po kilku szybkich krokach skoczył ponownie. Z mieczem uniesionym ku górze leciał w kierunku jednej z koszmarnych istot.

Ostrze wbiło się w świetlistą kulę i wokół wystrzeliło miliony drobnych iskierek, jakby ktoś w pobliżu odpalił sztuczne ognie. Klinga przeszła na wylot świetlistej kuli, a wilkołak sprawnym fikołkiem wylądował na ziemi.
Natychmiast obrócił się i przygotował się do zastawy. Udało mu się ją nawet wykonać, ale siła jaka w niego uderzyła była tak piekielna, że ten poleciał kilkanaście metrów w tył i uderzył w pień drzewa.
Impet był tak duży, że niemal wyrzucił całe powietrze z jego płuc. Arthur próbował łapać bezradnie oddech niczym ryba wyrzucona na brzeg. Ze zgrozą obserwował jak jedna z kul uderza w pajęczycę, a ta rozpada się na miliony malutkich pajączków, które rozbiegły się bezwładnie po lesie.

Kula, która wykonała śmiertelne uderzenie w osmionożną istotę wzniosła się do góry na kilkanaście metrów, tylko po to aby z wielką szybkością ruszyć ku ziemi. Ledwo przytomny łak obserwował, jak wnika ona dosłownie w ziemię.
Druga z nich, także wzniosła się do góry. Jednak nie pomknęła piono w dół ku ziemi, ale ruszyła w kierunku wilkołaka.
Arthur opierając się na mieczu podniósł się na nogi i ostatkiem sił przygotował się do obrony. Miecz drżał mu w rękach z powodu uderzenia w dzewo.
Zbliżająca się ku niemu z wielką prędkością kula to było ostatnie, co zapamiętał.

Po pobudce ze zdumieniem stwierdził że nadal znajduje się na polanie, przy tym samym pierdolonym drzewie przy którym czekał na atak. Jedyną oznaką zdarzeń sprzed... chwili, minuty, godziny, lat? … był osmalony krótki japoński miecz.
Wilkołak przetarł po nim palcem, na którym został dziwnie pachnący, szarawoczarny osad. Ni to sadza, ni to zaschłe gówno jakiegoś ducha (chociaż nigdy z takowym Garou nie miał do czynienia). Najdziwniejszym było uczucie jak jego zmysły powoli się “włączają”. Najpierw odzyskał wzrok, potem poczuł zapachy polany, jakby spóźnionym poczuł na palcu, że dotknął wakizashi. Polizał, ale nie poczuł przez chwilę nic. Dopiero przełykając jego gardło, podniebienie i tą część języka którą zlizał osad z palca zostało zaatakowane ohydnym i duszącym smakiem. Splunął i wstał dość szybko.
Co było sporym błędem bowiem jego nerwy, na dobre odzyskały sprawność, zmuszając go do ponownego opadu na glebę. Ból poobijanego ciała pulsował z każdej części i zakamarków. Powoli i metodycznie rozmasował swoje ciało by przyzwyczaiło się i rozpoczęło sławetną regenerację. Gdy Arthur mógł już ustać na nogach postanowił spróbować swych sił w czymś bardziej wymagającym niż stanie. Zaczął z uwagą i ostrożnie zmieniać formę. Dziąsła zakrwawiły od wysuwanych kłów, kruczoczarne włosy zaczęły się przebarwiać od cebulek na rudoczerwono, a oczy ponownie zachodziły zielonym kolorem niczym niedorobione bielmo. Postura się powiększyła i całe ciało pokrył meszek. Gdyby nie ubranie można by było dostrzec plamy rudawego koloru nieregularnie zdobiących ludzkie włoski.

-Szlag - zaklął gdy puściły pierwsze szwy, a dwa guziki koszuli wystrzeliły i zginęły w mroku polany. Ubranie było sporo nadwyrężone po walce.

Pazurzastymi palcami ciężko było zdjąć cokolwiek, ale nie miał z tym większego problemu bo to nie pierwszy raz gdy zapomniał założyć ciuchów o dwa rozmiary większych. Zdjął co zbędne i kontynuował przemianę. W Crino, zaryczał z ulgi bo ciało opuściło uczucie wszędobylskiego bólu, pozostało jedynie wewnętrzne drżenie ducha. Jakby żartego chorobą.
Pomimo przemiany, robił krótkie treningi skoków, padów i wszystkiego co niezbędne by uniknąć zagrożenia. Przeczuwał, że przeżycie zawdzięcza swej odporności albo szczęściu. Zmieniwszy się w przerośniętego wilka, jego wakizashi jakby stopiło się razem z futrem tworząc nieregularną plamę w kształcie broni. Właściwie, hipso wyglądało jak zdziczały wilczarz irlandzki po sporej dawce sterydów, podawanych co obiadek od kilku lat. Miał wzrost w kłębie jak przeciętny dorosły człowiek, co w sumie nie było dziwne bo wiele z lupusów antycznych Fianna pochodziło z rasy Canis familiaris leineri. Dawnych ogarów bojowych które brały udział w bitwach i polowaniach ramie w ramie z celtami.

Lupusowa forma Arthura straciła na wielkości i dzikości. Z pozoru bardzo przypominał wilczarza chociaż i tak był odrobinę większy. Powrócił po chwili do crino bo intrygowało go coś jeszcze. Czuł dziwne wariacje bariery. Jakby rozpuścić gęsty barwnik w wodzie. W jednym miejscu jest dużo, w drugim cienko albo wcale. Pływa, zmienia miejsce i nigdy nie jest stałe, póki się porządnie nie wymiesza, jednak w odczuciu wilkołaka, Bariera trwała w takim właśnie stanie wiecznego rozmieszania. A pomimo jej braku w jednym miejscu i grubości w drugim, nie mógł się przedostać do Umbry. Jakby, coś lub ktoś na dobre zamknęło dostęp. Jednak żadnej wieży, które sztucznie zakłócały tą możliwość nigdzie nie widział. Czyżby istniało coś jeszcze zdolne do takich rzeczy?
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 09-08-2015 o 12:36.
Smirrnov jest offline