Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2015, 19:44   #8
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
For God and the Empire


- Ah, Alfredzie, to właśnie jest to! Tak właśnie pachnie Przygoda!

Te pełne entuzjazmu słowa padły z ust Sir Lewisa Barnetta, młodego brytyjskiego arystokraty który właśnie przybył do Berlina. Ubrany w elegancki frak za jedyny bagaż mając niewielką laskę wydawał się w tym parnym i pełnym ludzi miejscu istotą z innego świata. Świata w którym piąta po południu była porą na herbatę a ‘Faggot’ było nazwą potrawy. Świata, w którym kolonializm nie był tylko zamierzchłą przeszłością ale i stylem życia. Słowem ze wspaniałego Imperium Brytyjskiego.

- Sir, obawiam się że nie jest to zapach przygody tylko gnijących tropikalnych roślin i antyseptyka obecnego w środkach czyszczących. Poza tym, Sir, nie nazywam się…
- Jeeves, mój dobry człowieku, nie psuj tej chwili. Spróbuj tylko pomyśleć o tym w ten sposób że jesteśmy dumnymi, białymi odkrywcami nieznanych lądów gotowymi zatknąć flagę Imperium Brytyjskiego i nieść pochodnię cywilizacji pomiędzy czarnoskórych dzikusów.
- Obawiam się Sir, że Berlin znajduje się już na mapach, a lokalni mieszkańcy mogliby okazać niezadowolenie z faktu wbicia flagi i konsekwencji administracyjnych które pociągnęłoby włączenie stolicy innego kraju do Imperium.
- Jeeves, nie ma w tobie za grosz ducha Przygody.
- Cokolwiek pan powie, Sir.


Rozmówca Sir Lewisa uparcie nazywany przez niego ‘Alfredem’ tak naprawdę nazywał się Reginald Jeeves i był lokajem rodziny Barnett. Ten starszy już mężczyzna w przeciwieństwie do swojego młodszego towarzysza obładowany był bagażami: od ogromnego plecaka turystycznego, przez kilka toreb sportowych po walizkę na kółkach która ze smętnym turkotem toczyła się za nim. Mimo sporego ciężaru który przyszło mu dźwigać nie widać było po nim zbytniego zmęczenia. Od razu też skierował się do kolejki, w przeciwieństwie do Sir Lewisa który najwyraźniej nie zwróciwszy uwagi na komunikat zmierzał w stronę wyjścia.

- Sir, sądzę że rejestracja obowiązuje również nas.
- Ależ to nonsens, Alfredzie! Ja miałbym stać w kolejce?
- Sir, jako dżentelmen chyba nie chce pan okazać lekceważenia lokalnym zwyczajom?
- Jeeves, mój dobry człowieku, czyżbyś zapomniał moją świętą zasadę dotyczącą wszystkich przepisów?
- Sir, chyba nie zamierza pan…?
- Ależ oczywiście, że zamierzam.


Lewis z uśmiechem ustawił się na końcu kolejki po czym głośno i dobitnie oświadczył.

- Oh, nie. Najwyraźniej moja sakiewka była dziurawa i teraz całe moje złoto toczy się po okolicy.

Słowa młodego dżentelmena najwyraźniej były prawdą, po zaraz też od jego osoby z brzdękiem zaczęło toczyć się kilkanaście złotych monet a Sir Lewis, mając nadzieję że załatwi do problem kolejki ruszył pewnym krokiem do okienka.

Faktycznie, większa część zgromadzenia natychmiast ruszyła do pana Lewisa, aby “pomóc” mu pozbierać “jego” pieniądze. Alfred zaledwie wyczekał jedną osobę i zaraz wślizgnął się przed okienko.
Siedział za nim mundurowy w czarnym stroju. Miał bardzo staranną, wyprostowaną postawę, szczery uśmiech i ogólnie dość dobrze wyglądał. Widać nie chciał też tracić czasu.

- Witamy na terenie Wielkiej Rzeszy. Poproszę papiery. Zarazem wszelkie dotacje na rzecz rzeszy, świadczące o waszym respekcie dla naszego kraju prosimy składać do skrzyneczki po mojej prawej. - wyjaśnił, patrząc Alfredowi prosto w oczy.
- Nazywam się Reginald Jeeves i towarzyszę Sir Lewisowi Barnettowi w wyprawie krajoznawczej. - odpowiedział lokaj na co Lewis skinął mundurowemu głową potwierdzając słowa swojego lokaja - Proszę, oto nasze dokumenty, łącznie z listem polecającym od Towarzystwa Królewskiego w Londynie. Jeśli mógłbym spytać Sir, ile wynosi zwyczajowa dotacja?
- Obawiam się, że nie jestem w stanie tego sprecyzować. Ludzie wrzucają tutaj najróżniejsze ilości banknotów, zbyt wiele na raz aby przeliczyć je w takiej kolejce. - objaśnił mężczyzna. - Obawiam się również że państwa krajoznawstwo będzie ograniczone. Z uwagi na obecnie przeprowadzaną wycinkę nieplanowanych lasów, część Berlina jest niedostępna.
Sir Lewis jak zwykle gdy przychodziło do jakichkolwiek formalności szybko znalazł sobie nowe zajęcie w postaci wrzucania do puszki pozostałych po przywołaniu monet. W końcu swoistą opłatę wstępu należało uiścić nawet jeśli nie była sprecyzowana żadnym przepisem; Reginald zaś kontynuował.
- Rozumiem, ograniczymy przemieszczanie się do dostępnych dla odwiedzających regionów miasta. Czy to już wszystko, Sir?
- Jeszcze tylko obowiązek miejski. - Mężczyzna wyjął z kieszeni kość sześciościenną i potoczył ją po biurku. Wypadło na trójce. - Aby opuścić czwartą rzeszę będą państwo zobowiązani do trzech tygodni bezpłatnych prac społecznych. Może następnym razem uda się państwu trafić na więcej, przepraszam, że wyszło tak mało. - skinął głową. - Miłego pobytu.
- Dziękuję Sir i życzę miłego dnia - Jeeves skinął delikatnie głową na pożegnanie i ruszył za swym nieco już zniecierpliwionym panem.

Lewis natomiast korzystając z okazji łączył się już z siecią przez telefon by dać znać Lotcie że dotarli bezpiecznie. Co prawda miał niemalże pewność że obserwowała ich przez satelitę czy jakieś inne ustrojstwo na którym Sir Lewis kompletnie się nie znał, jednak nic nie zastąpi normalnej rozmowy

- Lotto, moja droga jesteśmy już w Berlinie. Czy byłabyś tak łaskawa i znalazła nam gdzieś w okolicy hotel? Byłbym Ci też niezmiernie wdzięczny gdybyś przysłała mi wszystkie informacje jakie zdołasz wyszperać na temat wieży
-Poczekacie trochę dłużej? Poszłabym do biblioteki. - odpowiedziała Lotta. - Może znajdę coś więcej niż na internecie. Jaki pokój pan sobie życzy? - spytała po chwili. Jej głos był jak zwykle spokojny oraz dość pogodny. Jakoś połączenia było można kwestionować. Albo rzesza próbowała wszystkich podsłuchiwać, albo całkowicie zabić zasięg poza Niemcy. Na szczęście nic co mogli wydusić nie było ponad Lottę.
- Ah, to bardzo dobry pomysł Lotto, możesz też wysłać kogoś ze służby jeśli wolisz. Jeśli zaś chodzi o pokoje to nie mam zbyt wygórowanych wymagań, czterogwiazdkowy hotel wystarczy. Sama rozumiesz, potrzebujemy tylko skromnej bazy wypadowej
-W ciągu piętnastu minut podam adres. - zapewniła Lotta.
- Doskonale! Lotto, jesteś po prostu niezastąpiona. Wykorzystamy ten czas by wraz z Jeevesem rozejrzeć się po okolicy

Pierwszym czego doświadczyła dwójka turystów był poziom zmilitaryzowania Berlina. Wojskowi byli co piątym, może co szóstym przechodniem jakiego widzieli podczas spaceru, niezależnie od tego gdzie chodzili. Miasto było niesamowicie czyste, ludzie wyglądali na miłych. Stragany z mocno podrożonym jedzeniem sugerowały, że ekonomicznie państwo tylko wygląda dobrze. Zdecydowanie znając stan majątkowy rzeszy i ich inwestycje w militarię, ciężko było uwierzyć, że stolica wygląda aż tak dobrze. Wszystkie pozostałe miasta w państwie musiały wyglądać znacznie, znacznie gorzej.
Chodząc po okolicy dwójka poznała również zasięg dżungli. Wiedzieli już od Lotty, że o ile kończy się ona z jednej strony od Berlina, równie mocno pociągnęła ona za sobą inne miasta, zjadając Magdeburg, Brunswick, Hanover, wioskę Achim, Hamburg, Schwerin, Neustrelitz, Oranienburg i wszystko co było pomiędzy nimi. W samym Berlinie, trawiasty wyrostek pochłoną mniej więcej połowię miasta, granicząc linią Zhelendorf-Mitte-Wittenau. Z tego powodu centrum miasta zajmowały budynki przejęte przez wojsko w ramach ofensywy, oraz garaże dla...maszyn wycinkowych. Częścią wielkiego planu rzeszy było wycięcie boskiego lasu i sprzedanie drewna. Można i tak.
Po jakimś czasie Lotta odezwała się ponownie, kierując parę na hotel Park Inn. Był on...drogi, potwornie drogi. Lotta jednak się tym nie przejęła, ponieważ był to jedyny hotel który był czysty, miał toalety z wannami w pokojach, oraz wygodne nie śmierdzące łóżka. Jedyną wadą była reszta klienteli. Dużo pokoi było pustych, resztę zajmowali wysokiej rangi wojskowi którzy nie mieli zamiaru spać z resztą armii w przejętych mieszkaniach czy namiotach.
Przynajmniej śniadanie, obiad i kolacja były gratis. O ile zgłosi się po nie o ósmej, czternastej i osiemnastej.

- I widzisz Alfredzie, właśnie to nazywam niemiecką solidnością. Wszystko musi być na sicher - skomentował Lewis widząc, że hotel w którym przyszło im się zatrzymać był całkiem przyzwoity
- Sir, nie nazywam się…
- Wiem, wiem… Słuchaj, gdy tylko zostawimy część bagaży w hotelu musimy nieco dokładniej zwiedzić miasto i zorientować się gdzie tak właściwie powinniśmy szukać wieży. Mam nadzieję, że Lotta zdobędzie dla nas wystarczająco dużo informacji… A jutro, zaraz po śniadaniu wyruszamy!


Zgodnie z postanowieniem Sir Lewis i Reginald zostawili swe rzeczy, resztę dnia poświęcając na zwiedzanie miasta; uwzględniając oczywiście pory posiłków. W końcu dżentelmen nie powinien się spóźniać...
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline