Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2015, 21:35   #63
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Ucieczka przez gęsty las nie należała do najłatwiejszych, zwłaszcza jak niosło się swego kompana na plecach. Mimo nadludzkiej siły, długi i szybki bieg dawał się coraz mocniej we znaki zarówno Skowytowi, jak i Assamicie. Żaden z nich jednak nie zamierzał odpuścić. Zaciskali zęby i gnali dalej przed siebie do jedynego bezpiecznego schronienia na wyspie. Do bunkru, który przygotował dla nich ich gospodarz Walther.

W końcu stanęli przed włazem prowadzącym do ich bezpiecznej oazy w morzu chaosu, jaki ich otaczał. Tutaj czekała jednak na nich kolejna przykra niespodzianka. A zasadniczo dwie.
Zdali sobie sprawę, że w czasie ucieczki, zgubili gdzieś po drodze wilkołaka. Obaj doskonale pamiętali, że Arthur biegł tuż obok nich, a potem…
Potem, gdzieś zniknął.
To jednak nie był ich największy problem. Tym był bowiem właz. A właściwie to, co zastali w jego miejscu.
W miejscu stalowego włazu, który do spółki wyrwali Skowyt i Arthur znajdowało się coś co można było nazwać żywym czyrakiem. Kostno-mięsna tkanka obrastała wejście do ich bunkra.
Nikt nie miał wątpliwości, czyja to była robota.
Zadyszany i zaśliniony ze zmęczenia kojot odstawił Mohini na ziemię i przy użyciu swojego noża myśliwskiego zaczął rozcinać więżące ją pajęczyny.
- Za tą kradzież zapalniczki, powinienem był cię nie ratować… - Wysapał z trudem. - Co to za gówno zamiast drzwi? I co się stało Stefanowi? - Wysapał jeszcze po chwili oddechu.
- ...łaj...ojana… - Słabe rzężenie jakie wydał z siebie Stefan było ledwie słyszalne i praktycznie niezrozumiałe.
No jasna kurwa! Tylko tego im brakowało! Bojan jakby wiedział, że coś się szykuje i po prostu zabunkrował się w kryjówce. Wściekły Assamita położył konającego towarzysza na ziemi i począł rozglądać się za czymś czym można by może podważyć właz? Cokolwiek? Chociaż patrząc po tym obrzydlistwie nie miał na co liczyć.
- BOJAN DO KURWY NĘDZY OTWIERAJ ALBO SPRAWIĘ, ŻE POZNASZ CZYM JEST BÓL! - ryknął rozjuszony po czym odwrócił się do Stefana i przykucnął obok niego, aby ugryzieniem wyszarpać w nadgarstku krwawiącą ranę i wymusić na Tremere picie.
- Masz żyć, bo musisz wiele nam tu kurwa wytłumaczyć.
Odruchy były silniejsze niż śmierć a krew słodsza niż cokolwiek, jakby pił skoncentrowaną esencję życia. Vitae łagodziła nieco ból i przywracała zmysły wampira. Ciągle był w kiepskim stanie ale przynajmniej przytomny.
Arinf zabrał nadgarstek jak tylko zauważył poprawę w zachowaniu wampira. Nie miał zamiaru dać się wyssać do cna.
- No to teraz gadaj. Co ty odwalasz?
- Skrzynia… - Stefan mimo wszystko nadal był ledwo żywy, jeśli można tak powiedzieć o wampirze.
- Co z nią? - zdziwił się, zdążył już o niej całkowicie zapomnieć!
- ...amulet... Bojan nie może... - W oczach wampira widać było przerażenie, co wziąwszy pod uwagę jego sytuację nie było takie zaskakujące.
- Tam był jakiś amulet? - próbował zrozumieć niejasne i mętne zdania Stefana. Gdzie jest teraz skrzynia? Co z nią? Co Bojan?
- Nie wiem… nie może go użyć! - Wielkim wysiłkiem woli wampirowi udało się dokończyć zdanie.
- Łatwo powiedzieć.. - mruknął pod nosem i zerknął ponownie na ‘zaspawany’ właz bunkra - Co jeśli już to zrobił?
- ...nie ma nadziei… - Stefan wydawał się znów odpływać w letarg lecz po chwili znów otworzył oczy, nie wyrzekł jednak nic więcej. Widać było, że to co powiedział do tej pory bardzo go wyczerpało.
- Zostajesz tu - powiedział stanowczo do Stefana. Nikt nie wiedział czy chodziło o świat ‘żywych’ czy jednak o proste siedzenie na tyłku w jednym miejscu.
- Bojan! - zawołał znowu i po prostu kopnął we właz. Sam nie wiedział co mógłby jeszcze zrobić.
- Arinf, poradzicie sobie chwilę we troje? Mohini prawie uwolniona, Stefan zaczyna dochodzić do siebie... Ja chyba wiem jak rozwalić te świecące kulki... Pobiegłbym po Arthura i pająka, oni tam przecież zostali. - Kiedy Skowyt przeciął resztki pajęczyn krępujących Mohini, podszedł do Stefana. Popatrzył na niego i dodał.
- Moja krew jest silniejsza od ludzkiej, czy zwierzęcej, mogę mu trochę oddać jeśli nic mu od tego nie będzie i obieca, że mnie nie ugryzie...
Rosjanin spojrzał kątem oka na Skowyta.
- Powinienem być w stanie dać radę zająć się tchórzofretką i zdechlakiem - odpowiedział przyglądając się grupce z uwagą.
- Co tu się u cholery wydarzyło? Wielki pająk, zimno, widok jak z jakiegoś filmu katastroficznego, te dziwne światła i Stefan - przeniósł spojrzenie na Kojota i ściągnął okulary, aby przesunąć z rezygnacją ręką po twarzy, garbiąc się nieznacznie. Uniósł wzrok momentalnie na wzmiankę o krwi kłaka.
- A widzisz żeby on miał siłę chociaż istnieć? To coś poważnego. Moja krew zbytnio go nie ocuciła. Trzeba się skontaktować z Bojanem. W skrzyni coś ponoć było i jeśli tego użyje to podobno mamy pozamiatane.
I teraz do niego dotarło.
- Właśnie. Gdzie do jasnej cholery Arthur? - zapytał zdezorientowany. - Nie. Nie ma na to wszystko czasu! Szybko, albo nasz świat zaraz się tu skończy! - ponaglił Kojota. Z czym? Ze wszystkim! Krwią, wołaniem Bojana, biegiem na polane. Pogawędki urządzą sobie po śmierci.
Stefan popatrzył prosto w oczy kojota, nie miał dość sił by walnąć w ten kudłaty łeb i powstrzymać łaka od robienia głupot. Jedyne co mógł w obecnym stanie to go ostrzec.
- Nie walcz… zginiesz… amulet... jest kluczem.
Gdy wampirzyca poczuła, że jest wolna poruszyła się niepewnie, jakby chcąc się upewnić, że jej się to tylko nie wydaje. Cóż, jej sprytny plan się nie powiódł i przez chwilę była… brrr… nie, nie chce o tym myśleć. Została splugawiona dotykiem pariasa, będzie musiała odprawić rytuał oczyszczenia ale zanim…
- Wiecie, że jest jeszcze jedno wejście do bunkra? - spytała ostrożnie nie będąc pewna czy jej towarzysze są w stanie teraz trzeźwo myśleć, w końcu siedzą jak na jakimś pieprzonym grillparty i sobie plotkują przy ‘zamkniętym’ włazie, kiedy to sam Yama postanowił zejść na ziemię.
Stefan przez chwilę zastanawiał się co też odpowiedzieć na słowa Mohini, jednak w tych okolicznościach nie było sensu dalej trzymać tego w tajemnicy. Potwierdził słowa wampirzycy skinieniem głowy.
Kojotołak oddalił się nieco od reszty i łaził po okolicy jakby czegoś szukając. W końcu przystanął przy krzaku noszącym ślady dawno odbytej libacji alkoholowej. Pogrzebał chwilę w kupce śmieci i wynalazł w niej pogięty, jednorazowy kubeczek z plastiku. Następnie usiadł wsuwając go sobie między uda i wyciągnął swój nóż. Potem drąc się z bólu wykonał na swojej futrzastej łapie rozcięcie. Przez chwilę trzymał przecięte żyły nad kubeczkiem, a kiedy ten w sporej części się zapełnił, Nuwisha wstał i podreptał z nim do Stefana.
- Masz, pij. - Powiedział podsuwając wampirowi kubeczek pod ryj.
Gdy Stefan poczuł zapach życiodajnego płynu jego oczy przez chwilę zaszły szkarłatną mgłą dając wyraz wielkiemu pragnieniu. Szybkość z jaką opróżnił kubek mogłaby zadziwić nie jednego, krew niemal w jednej chwili zniknęła całkowicie.
- Dziękuję. - Głos muzyka był wyraźnie mocniejszy. - Muszę, muszę wam wiele wyjaśnić… to ważne.
No dobrze, że go szlag jasny nie trafił na miejscu.
- Coś jeszcze macie łaskawie do odtajenia? Może na przykład jakaś super broń, która zniszczy cały Korpus, ale jakoś nikt nie miał okazji o tym wspomnieć?!
Tremere przyglądał się assamicie zaskoczony jego domyślnością. A może był to po prostu ślepy traf? Nawet jeśli to Arinf wykazał się intuicją godną malkavianina.
- Prawie…
- NO NIE PIERDOL!
- Walther, myślę, że on to rozpoczął ale nie mam pewności, a teraz klucz ma Bojan.
- No jasny chuj! Powinienem dać ci tam zdechnąć kretynie! - Tak. Assamita był zły, bardzo. Można nawet by się pokusić o stwierdzenie, że był wręcz wkurwiony.
- Gdzie ten właz?! Szybko albo was sam wszystkich tu pozabijam!
- Chcesz powiedzieć Stefanie, że i Walther i Bojan są źli? Są w zmowie, czy co? Przecież obaj kopali pod sobą dołki… - Zapytał Nuwisha, którzy przysiadł obok nich i korzystając z faktu, że rana na jego ręku jeszcze się do końca nie zasklepiła, nabrał trochę krwi na dłoń drugiej ręki i przesunął zakrwawionymi po swoim monstrualnym pysku, tworząc na sierści czerwone wzory barw wojennych.
- Opowiedz co ten medalion właściwie robi… To Bojan przyzwał te świecące kule? -
- Nie wiem wszystkiego. Nie wiem czy Walther jest zły czy tylko zrobił coś nad czym stracił kontrolę. Ale ta wyspa ma moc. - Tu popatrzył wprost w ślepia kojota. - A bezpańska moc przyciąga.
- KURWA SERIO?! - wciął się w pogawędkę. Oni serio teraz będą sobie ploteczkować?!
- Nie wszystko na raz. - Poprosił Tremere. - Najpierw trzeba znaleźć schronienie, bunkier raczej odpada.
Próbował wstać lecz kiepsko mu wyszło, ciało nie chciało słuchać poleceń umysłu i tak cud, że wciąż jeszcze działało.
Miłą pogawędkę przy włazie do bunkra przerwał mocny podmuch mroźnego powietrza.
- Chodząc w kółko i klnąc, nie pomagasz. - Kojotołak zwrócił się do Assamity, kiedy już skończył przyozdabiać swoją twarz indiańskim malunkiem wojennym. - Podejmijcie decyzję, chcecie się schować, czy wejdziemy tam w czwórkę i spróbujemy skończyć z Bojanem? Bo jeśli nie jesteście gotowi na walkę, poszukam reszty zmiennokształtnych. - Orzekł kojotołak pozostawiając decyzję w rękach wampirów. Potem postanowił zmienić potencjalne uzbrojenie i dobył odnalezionego wcześniej fetyszu, w postaci kamiennego ostrza.
Gdy tylko Kojot wziął nóż w łapy poczuł przepływającą przez całe jego ciało moc. Zmiana jaka nastąpiła wszędzie wokół najwyraźniej też wpłynęła na fetysz, który odnalazł Skowyt.
Nuwisha podniósł się z ziemi i w milczeniu popatrzył w stronę z której dochodził mroźny wiatr. Potem spojrzał na swój sztylet, nieco go przy tym unosząc i bezgłośnie, używając mowy duchów zwrócił się do niego. “Potrafisz zgładzić stwory, które nam zagrażają?” Wpatrywał się w broń z cichą nadzieją na odpowiedź, lub mocniejsze niż wcześniej nawiązanie komunikacji z bronią. Duch zaklęty w ostrzu nie odpowiedział, ale Skowyt poczuł pulsowanie mocy w rękojeści. W jego umyśle zrodziła się jedna, prosta myśl. “Tshunuxu jest spragniony krwi”
“Tshunuxu dostanie upragnioną krew, bitwa jest bliska.” Kojotołak odszedł myślami od bezpośredniego kontaktu z duchem. Moc którą wyczuwał była przyjemna, w pewnym stopniu napawała go odwagą, ale zdawał sobie sprawę, że istota z którą się związał posiadała nieokrzesaną naturę, same jej słowa mogły zaszczepić w kimś nierozważnym niepotrzebną rządzę mordu.
- Więc? Nie ma czasu, Arthur jest w niebezpieczeństwie większym niż my w tej chwili, decydujcie. - Poprosił kojotołak po czym zaczął węszyć i nasłuchiwać, by znowu coś ich nie zaskoczyło.
- Racja ale nie dam rady walczyć i nie wiem jak walczyć z tym czymś. - Stefan zadrżał mimowolnie na wspomnienie traumy jaka była jego udziałem. - Jeśli dałbyś radę sprowadzić go bez walki… nie chcę by ktoś jeszcze zginął.
Kojotołak powoli pokiwał głową.
- Znajdźcie jakieś schronienie. Może to drugie wejście, albo coś innego i poczekajcie, aż do was dołaczymy. Znajdę was na węch, o ile mnie nie załatwią. Pomyślcie w tym czasie jak przechytrzyć Bojana. Dobra? -
- Przystań, nasze stare schronienia, może wystarczą na razie. Boję się, że w bunkrze może być więcej - wskazał trzęsącą się dłonią guz czopujący wejście - tego czegoś.
- Chowajcie się gdzie uznacie za stosowne, tylko nie dajcie się zabić…. - Kojot powoli ruszył w stronę z której uprzednio przybyli i obrócił się po drodze. - A! Masz jakieś informacje o tym, czy Walther i Monica żyją i gdzie mogą być? -
- Monica… nie żyje, nie wiem gdzie jest Walther. - Odparł Stefan ze smutkiem.
Skowyt zacisnął mocniej palce na rękojeści swojej broni, podobnie jak silne szczęki, które w gniewie zacisnęły się kurczowo. Kiwnął im głową patrząc na każde z osobna przez krótką chwilkę, a potem obrócił się i pognał w stronę zarośli, biegnąc miał nadzieję, że Stefan kłamał i Monice nic się nie stało, starał się nie pogrążać w żałobie, to nie był dobry moment na takie myśli.
- A niech was piekło.. Nic się od was nie da dowiedzieć - westchnął kiedy jego pytanie o drugi właz zostało całkowicie zignorowane. - Wstawaj. Skoro nie tu to może nie wiem.. piwnice hotelu? Też chyba całkiem nieźle. Mohini. Ruszaj cycki, byle żwawo - zwrócił się do wampirzycy i chwycił Stefana pod ramię, aby pomóc mu stanąć na nogi. - Dasz radę czy znowu cię nieść?
- Dam radę. - Odparł Tremere. Jakby los był jeszcze nie dość złośliwy to podłożył mu pod nogi badyl o który wampir się potknął. - Chyba. - Doprecyzował swoją wypowiedź.
Żeby też musiał nosić starego faceta na rękach, bez słowa jednak przerzucił sobie elegancko Stefana przez ramię jak mało ciekawy worek ziemniaków. Usłyszał przy tym ciche protesty wampira które jednak szybko ustały kiedy muzyk zdał sobie sprawę, że to najpewniej jedyna opcja jak szybko się ewakuować.
- Cicho. Nie ma czasu na więcej gadania - i ruszył żwawo przed siebie oglądając się jeszcze za Mohini.
Hinduska rozejrzała się wokoło po czym jak gdyby nigdy nic poszła w przeciwnym kierunku co Arinf. Nie miała zamiaru trzymać sztamy z tymi niedojdami. Jeśli ma zginąć to zginie sama z własnej nieudolności a nie dlatego, że ktoś pociągnie ją za sobą na dno.
- Spokojnoj - odpowiedział tylko do siebie cicho widząc, że Hinduska wcale nie ma zamiaru za nimi iść. Miał dosyć użerania się z każdym z osobna. Jeśli chce popełnić samobójstwo to proszę bardzo. Nie będzie przeszkadzał.
 
Googolplex jest offline