Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2015, 22:27   #27
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ciąg dalszy posta poprzedniego, w niezmienionej obsadzie

Mimo rajskich warunków na twarzy Harpagona był srogi mars, ani beztroskie komentarze Bitaana, ani kąśliwość Valeriusa, ani łagodność undine nie przebiło się przez jego skorupę, utworzoną z jemu tylko wiadomych przyczyn.
- Zrobiliśmy co się dało. Może nie wygraliśmy, ale... - Harp przerwał na chwilę, jakby zastanawiając się nad dalszymi słowami, smakował je i przeżuwał, niczym gorzki kąsek, który musiał wypluć -... Ja mam krew tej czarodziejki na rękach. Nie wy. Nie mogę pozwolić, by znów zginęli niewinni, bo to tak samo jak sam bym ich zabił. Jak ją... - końcówkę wypowiedział niemal bezgłośnie.
Bitaan podniósł ręce do góry.
- Tak jak mówiłem… marność nad marnościami! - zakrzyknął i zaraz opuścił ręce mrużąc oczy. - Z drugiej strony… to tak jak w tych wszystkich sagach. Dzielny, niezłomny bohater bierze na siebie ciężar wszystkich smutków. Krew spływająca po rękach i ciężkie buty depczące marzenia. W tym wszystkim ziarno zdrowego rozsądku opierające się dzielnie przed chaosem wydarzeń. Och towarzysze… jakaż z tego będzie powieść. A jaka sztuka! Już to widzę…
Przeciągnął dłonie, niby po horyzoncie.
- Las szumi, a na scenę wchodzi cny rycerz…
Dalsze gadanie Bitaana było jeszcze mniej zrozumiałe, gdyż wszedł w wysoce wyspecjalizowany żargon poetycki używając wielu “ą” i “ę”. Szybko jednak urwał widząc brak zainteresowania wśród rozmówców.
- Rzecz w tym, że owa krew na wszystkich naszych dłoniach się lepi - powiedział nagle poważniejąc.
- Nie rozumiesz, Pierzasty - uciął Harp - Ja zabiłem czarodziejkę, wraziłem jej nóż w trzewia, na krótko nim rytuał się zakończył. I to leży na mnie, nie na Was.
Tengu pokiwał głową.
- W pełni się z tobą zgadzam. Tyś wraził jej nóż w trzewia. Kto wie czy może nie dzięki temu rytuał nie zakończył się pełnym sukcesem, to jest również i naszą śmiercią? Gdybyśmy zaś byli skuteczniejsi, to może nie trzeba by czarodziejki ukatrupiać, więc każdy z nas za twym ciosem stoi. Wreszcie… skąd taka pewność, że niewiasta nie żyje? Widziałeś może ciało, albo chociaż plamę krwi na polance, do której się przenieśliśmy? Pozwól zatem, że wyrażę wielką wątpliwość w twe pełne zgryzoty i smutku zapewnienia, jakobyś splamił swe sumienie morderstwem niewinnej kobiety. Nawet jeśli kierujesz się jedynie samą chęcią jej ubicia. Gdybym raz jeszcze miał stanąć w twoich butach, uczyniłbym to samo. To była dobra decyzja.*
- Wystarczyła by minuta! - warknął Harp, niemal krzyknął - Rozumiecie? Gdybym nie tracił czasu na czcze dyskusje, pokonalibyśmy ich i uratowali i świątynię, i brankę. A tutaj... siedzimy na tyłkach ciesząc się wodą, owocami i ... - tu mimowolnie obejrzał się skaczącą do wody zgrabną ciemną naguską, po czym potrząsnął głową - ... właśnie! Powinniśmy ruszać jak najszybciej!
Uspokoił się nieco i zaczął oddychać miarowo. Kontynuował już spokojnie.
- Do tej pory wyciągałem was ze wszystkiego. Możecie sobie narzekać, ale wszystkie starcia, które przeprowadziliśmy pod moje dyktando, z planem i dowodzeniem były udane. Czasem z odrobiną szczęścia, ale szczęściu zawsze trzeba pomóc. Pierwsze starcie z koboldami, potem drugie, gdzie spotkaliśmy Bayle'a. Orkowie. I potem odbicie jeńców z tej polany. Zadbaliśmy o plan i wszystko się udało. Polana... tfu, to jest Świątynia była improwizacją. Posłuchałem się niepotrzebnych rad, że nie jesteśmy wojskiem, że musimy improwizować. To był błąd i nie powtórzymy go później.
Zgoda?
W sumie Harp sam zdziwił się, że dodał to ostatnie, bo tak na prawdę o zgodę prosić nie zamierzał.
- Nie - odezwała się nagle zza Harpagona undine. Wróciła widząc, że dyskusja toczy się dalej i wojownik zaczyna się denerwować.
- Nie wszystko słyszałam, ale to twoje przekonanie, że plan jaki wymyślałeś do tej pory działał. W ostateczności mieliśmy bardzo dużo szczęścia. Od razu uprzedzę, masz rację, NIE jesteśmy wojskiem. Każdy z nas myśli po swojemu i upchać na siłę w szereg się nie da. Starałam ci się to wytłumaczyć ale widzę, że nigdy tego nie pojąłeś - ton kapłanki wcale nie był łagodny. Patrzyła na wojownika z zacięciem na twarzy.
- Więc teraz powiem ci to w prost. Z takim podejściem nikt cię nie będzie słuchać.
Harpa zamurowało.
- Nie wiem w jakich ty bitwach uczestniczyłeś Harp, ale ja nie wydaje mi się by walki z koboldami były aż tak udane. W pierwszej bodajże Elin omal nie postradała życia.- wzruszył ramionami zaklinacz mówiąc z ironią.- No i… Maarin ma rację, nie jesteśmy wojskiem. A co ważniejsze… nie jesteśmy twoim wojskim.
Westchnął głośno i po prostu dodając przez ramię.- Diabli wiedzą czy zabiłeś czy nie. Magia była w tym rytuale, potężna magia i wątpię by zwykła stal miała jakikolwiek wpływ na nią.-
Po czym zaklinacz ruszył do jeziora dając sobie z dalszą rozmową.- Pogadamy po spotkaniu z tutejszą władczynią. Teraz to bicie piany.-
- Jasne, idź sobie - prychnął Harpagon - idź na łatwiznę. Nie przyszło Ci do głowy, że jakbym myślał jak Ty, to zacząłbym się tobą kłócić na temat magii tego rytuału? Że się nie znam? A co to przeszkadza!? Wy od początku kłócicie się ze mną na tematy wojaczki. Myślicie, że jak umiecie podnieść kuszę i pałę, rozwalić kobolda czy dwa, to już walczyć umiecie! Nie przyszło wam do głowy, że nie po to trening wojownika trwa wiele lat, by wiedział coś więcej niż wy?
Harpagon wyrzucał z siebie słowa szybko i brutalnie, rzeczywiście było w tym coś z bicia piany. Najwyraźniej już od dawna leżało mu to na wątrobie, lub coś zmieniło się w jego duszy od przygody w wieży.
- Mówisz że to nie te bitwy? Mówicie o szczęściu? Proszę, oto fakty! Pierwsze starcie z koboldami, ja dowodzę i ustalam plan. Efekt: Nikt nie zginął, trochę ran i ocaliliśmy tych ludzi, Bayle potwierdzi. Drugie starcie z koboldami. Ja dowodzę, ustalamy plan, wykonujemy go. Znów mamy trochę rannych, ale nikt nie zginął i uratowaliśmy jeńców. Proszę, i mamy trzecie starcie z koboldami. Piękna improwizacja i teraz wszyscy mówią "Szkoda, że to porażka". Pewnie że szkoda. Ale dodajcie dwa plus dwa i wyjdzie wam dlaczego.
Spojrzał po wszystkich czekając na odpowiedź.
- Rozczaruję cię wspominając, że podczas twojego dowodzenia i tak robiłem to co uznałem za słuszne, zarówno podczas pierwszej jak i drugiej bitwy… a co do trzeciej… cóż…- wzruszył ramionami zaklinacz zatrzymując się.- Porażka była nie do uniknięcia i żaden plan, by tego faktu nie zmienił. Nie neguję żeś wojownik Harp. Tyle że niedoświadczony i nieopierzony wojownik, jak my wszyscy. A książki… nie czynią jeszcze strategiem.
- Co innego wiedza o tym co każdy potrafi i jak działa. Starałeś się nas poukładać według tego co ci opowiadał Gustav. Robiłeś to jednak bez wiedzy jakie my mamy przeszkolenie, umiejętności. Wszystko oparłeś o swoją wiedzę i swoje szkolenie. Raz udało mi się was zatrzymać abyście dali mi zesłać na was łaskę. Tylko jedną, bo nikt nie poczekał na resztę. Nie na walce opierają się moje umiejętności i dobrze o tym wiecie. Tak, to też mam za złe wszystkim - skończyła swoją wypowiedź kapłanka.
- Rozczaruję was, ale znam wasze umiejętności - smutno uśmiechnął się Harp - Nie zastanawiałeś się Valeriusie, dlaczego nigdy nie dałem Ci jakiejś kluczowej roli, typu uwolnić jeńca czy zdjąć ważny cel? A ty, Maarin, posłałem Cię w bój bez asysty? Zawsze ja lub ktoś inny był obok, a z nie-wojowników tylko ty masz formalne przeszkolenie z orężem. Nie czyni cię to skutecznym żołnierzem, ale przynajmniej umiesz walczyć nie przeszkadzając towarzyszom obok... i nie rozwalając im głów. Ale zauważ, że to Ciebie wybrałem, byś pod osłoną moją i Bayle'a uwolniła jeńców. Bo wiem, że zrobisz co trzeba, nawet jeżeli Ci się to nie podoba. Znam was. A wy po prostu szukacie wymówek.
- Żyj dalej w swoim świecie złudzeń Harp… skoro lubisz.- westchnął zaklinacz i ruszył dalej dając sobie spokój z tą dalszą rozmową.
- Tak jak mówiłam… wszystko postrzegasz przez pryzmat swojej wiedzy. Bitaan? Nie sądzisz, że trzeba się przejść?
Bard kraknął zdziwiony przekrzywiając głowę w stronę kapłanki. Po chwili kiwnął dziobem.
- Ta sztuka powstanie - oświadczył. - I będzie boska, tak jak nasze przygody! Schodząc jednak na sprawy bardziej doczesne… Harpagonie - zwrócił się do wojownika. - Obawiam się, żeś kradziej. Tak gorąco twierdzisz że wszystko na twoich barkach, i że to twoja wina, i że to twoja ręka ból zadaje niewinnym. Zachłannie zabierasz ciężar trosk i zmartwień. Zbyt zachłannie. Ja tam wojakiem nie jestem i z chęcią twoją tarczę w mej obronie powitam. Nie chcę cię jednak w odpowiedzi zawieść nieposłuszeństwem, a niestety taką już mam naturę.
Ostatnie słowa były wypowiedziane przepraszającym tonem. Spojrzał na kapłankę i raz jeszcze kiwnął głową. Trzeba było ostudzić głowy. Najlepiej spacerując nad wodospadem.
Undine zatrzymała się na moment odwracając do Harpagona.
- Ty jedynie wiesz jakie mamy umiejętności w machaniu mieczem lub strzelaniu. Poza tym… nic nie wiesz - z tymi jakże nieprzyjemnymi słowami powróciła do Bitaana odchodząc.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline