Do portalu wszedł z dłońmi w górze i uśmiechem na ustach. Uniósł ręce, bo trzeba przecież w odpowiedni sposób pożegnać się z panem Omegą. Zegnie się kilka palców, zostawi jeden w górze i już zainteresowany wie jakimi uczuciami darzy go Irlandczyk.
***
Wreszcie coś się dzieje, wreszcie koniec rozmowy o świecie, jego przyszłości, przeszłości. Tylko tu i teraz, a
teraz zapowiada się zajebiście. W końcu jak często trafia się do pierdolonego średniowiecza? Chciał wrzeszczeć ze szczęścia. Reszta znowu zaczęłaby się dopieprzać, a mimo wszystko nie chciał zaczynać podróży od uszkadzania kolejnych osób. Connor wciąż trochę pobolewał, co cieszyło Aidena. On jednak też czuł jeszcze bolesne skutki starcia. To też go cieszyło. Dostał od Omegi jakieś gówno, które będzie musiało robić za fajki.
Także jak to wszystko teraz wygląda? Tytoń w mordzie, siła w mięśniach, adrenalinowy rausz, a przed nim kołysze się skośnooka dupa. Tak, to było to. A gdy już skręci Regowi kark, całą wycieczkę będzie można uznać za udaną.
***
-
Nieźle Starbucks, dopiero co wychyliliśmy dupy, a już kilka osób jest upierdolonych we krwi. Poprzednie ekspedycje zginęły, a obecna zaczyna się od okradania trupów i dobijania rannych. Śmiertelność jest zadziwiająco wysoka wszędzie tam, gdzie się pojawiasz.
Smród posoki, ciężki spazmatyczny oddech, do tego jeszcze ta kobieta. Nie wyglądała na brzydką. Nie licząc szczątków kości, cieczy wodnistej oka, a nawet kawałków mózgu, które robiły teraz za jej twarz. Aiden szybko wyobraził sobie jak wyglądała zanim ktoś rozwalił ją młotem. I tak, myśli poszły w tym samym kierunku, co zwykle. Fantazja musiała się jednak w końcu skończyć.
-
Nawet nie chce się kraść. - widoczna odraza malowała się na jego twarzy -
Co oni mogą mieć cennego. A co do faceta witającego się już z Bogiem...
Aiden wyjął nóż, który dostał od Omegi. Nic nie robił, stał tylko w miejscu, patrzył w stronę rannego.
-
Mam czynić honory?