Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-08-2015, 02:23   #11
Konto usunięte
 
no_to_ten's Avatar
 
Reputacja: 1 no_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemu
Do portalu wszedł z dłońmi w górze i uśmiechem na ustach. Uniósł ręce, bo trzeba przecież w odpowiedni sposób pożegnać się z panem Omegą. Zegnie się kilka palców, zostawi jeden w górze i już zainteresowany wie jakimi uczuciami darzy go Irlandczyk.
***
Wreszcie coś się dzieje, wreszcie koniec rozmowy o świecie, jego przyszłości, przeszłości. Tylko tu i teraz, a teraz zapowiada się zajebiście. W końcu jak często trafia się do pierdolonego średniowiecza? Chciał wrzeszczeć ze szczęścia. Reszta znowu zaczęłaby się dopieprzać, a mimo wszystko nie chciał zaczynać podróży od uszkadzania kolejnych osób. Connor wciąż trochę pobolewał, co cieszyło Aidena. On jednak też czuł jeszcze bolesne skutki starcia. To też go cieszyło. Dostał od Omegi jakieś gówno, które będzie musiało robić za fajki.
Także jak to wszystko teraz wygląda? Tytoń w mordzie, siła w mięśniach, adrenalinowy rausz, a przed nim kołysze się skośnooka dupa. Tak, to było to. A gdy już skręci Regowi kark, całą wycieczkę będzie można uznać za udaną.



***
- Nieźle Starbucks, dopiero co wychyliliśmy dupy, a już kilka osób jest upierdolonych we krwi. Poprzednie ekspedycje zginęły, a obecna zaczyna się od okradania trupów i dobijania rannych. Śmiertelność jest zadziwiająco wysoka wszędzie tam, gdzie się pojawiasz.
Smród posoki, ciężki spazmatyczny oddech, do tego jeszcze ta kobieta. Nie wyglądała na brzydką. Nie licząc szczątków kości, cieczy wodnistej oka, a nawet kawałków mózgu, które robiły teraz za jej twarz. Aiden szybko wyobraził sobie jak wyglądała zanim ktoś rozwalił ją młotem. I tak, myśli poszły w tym samym kierunku, co zwykle. Fantazja musiała się jednak w końcu skończyć.
- Nawet nie chce się kraść. - widoczna odraza malowała się na jego twarzy - Co oni mogą mieć cennego. A co do faceta witającego się już z Bogiem...
Aiden wyjął nóż, który dostał od Omegi. Nic nie robił, stał tylko w miejscu, patrzył w stronę rannego.
- Mam czynić honory?
 
__________________
[I]Stars shining bright above you
night breezes seem to whisper "I love you"
birds singing in the sycamore trees
dream a little dream of me[/I]

Ostatnio edytowane przez no_to_ten : 21-08-2015 o 12:20.
no_to_ten jest offline  
Stary 10-08-2015, 16:33   #12
 
AlienGBL's Avatar
 
Reputacja: 1 AlienGBL nie jest za bardzo znanyAlienGBL nie jest za bardzo znanyAlienGBL nie jest za bardzo znany
Will przyjrzał się twarzom rannego i trupów. Nie był pewny, czy to jedna z ekspedycji. Równie dobrze mógł być to człowiek stąd. Pasek nie oznacza niczego. Tylko po cholerę wybrali się między te górskie labirynty? Rysownika obleciał strach na myśl, że w tej linii czasowej ktoś mógł odkryć ich kryjówkę. Trzeba szybko dowiedzieć się co wie trójka zbłąkanych wędrowców. Z tą grupą sytuacja powinna być do opanowania. Ich moce są wręcz stworzone do sytuacji takich jak ta. Will uspokoił się. Będzie dobrze.

- Dobra panowie i panie - rzucił- szybko do roboty. Musimy dowiedzieć się kim są. Nie Aiden nie zabijemy ich, jeśli nie zajdzie taka potrzeba. Potem wyjasnię ci czemu, ponieważ nie chcę mówić o tym przy obcych. Znam moce części z was dlatego sytuacja nie powinna być ciężka do opanowania.

Obrócił się w kierunku Connora i Sophie.
- Sądze, że najlepiej, jeśli wy zajmiecie się pomocą rannemu. Connor spróbuj skorzystać z mocy i zatrzymać krwawienie. Sophie weź apteczkę od Gareta. Jeśli dobrze pamiętam akta to twoja moc też będzie tutaj potrzebna. Garet. Chodź do mnie na słówko. Potrzebuję pomocy i tylko ty możesz mi jej udzielić. Olga spróbujesz uspokoić rannego? Pomóż Sophie i Connorowi z nim. Jak skończysz podejdź do mnie i Aidena, bo będziemy cię potrzebować.

Will podszedł do Gareta i powiedział mu cicho:
- To ważne. Z akt wynika, że rozmawiasz z umarłymi. Spróbuj wyciągnać coś z tej dwójki trupów. Nie możemy polegać na tym co powie nam żywy. Dasz radę? Jeśli nie to sprawdź co mają przy sobie. Mam podejrzenia, że to ludzie z naszych czasów, a jak nie to wysoce prawdopodobne, że ich spotkali. Zwróć uwagę na pasek martwego faceta. Ja sprawdze teren wraz z Aidenem. On da radę pokonać ewentualnego napastnika, a ja znam okolicę i wiem co warto sprawdzić.

Ruszył w kierunku Aidena i rzucił:
- Chodź pięknisiu . Musimy sprawdzić okolicę. Szukaj śladów krwi. Chcę odnaleźć osobę która ich tak urządziła. Olga nam się przyda. Nieznam większości jej akt, ale mam pewne podejrzenia. Jeśli mam rację, to jest nam niezbędną w tym poszukiwaniu. Olga! Możesz na chwilę do nas podejść?
Sam zaczął rozglądać się w poszukiwaniu śladów- czy to stopy czy krwi. Zapamiętał na wszelki wypadek jeszcze twarz jak i wygląd rannego. Może się przydać, jeśli znajdą mordercę.
- Weźcie tylko ze sobą broń - rzucił jeszcze w kierunku Olgi i Aidena.

*jeśli ktoś chce coś przedyskutować, wdać się w dialog to zapraszam na doca
 
AlienGBL jest offline  
Stary 11-08-2015, 12:07   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Siedziba DeElectris, 2017 rok.

Garet od jakiegoś czasu był zainteresowany ekwipunkiem. Cała wyprawa wydawała mu się dość mocno podejrzana. Wszystko wskazywało, na to, że Aiden był czynnikiem mającym odwrócić ich uwagę. Karty jednoznacznie rozdawali Will i Omega. Póki co jednak Garet się nie wychylał.

Ze wspólnej apteczki oddsypał sobie sproszkowany ibuprofen. Zawinął go w kawałek pergaminu i schował do kieszeni swojego nowego stroju. Widać, że nie mieli nikogo z farmacji, kto pokierowałby ich w najbardziej efektywne rozwiązania. Wystarczyłyby sferonizowane cząstki leku w otoczce z polialkoholu winylowego. Dużo lepiej przyswajalne przez organizm niż proszek. Do tego otoczka z alkoholu poliwinylowego przez nieuwagę może rozpuścić się nawet w dłoniach. Nie byłoby problemu z pozostałością dla przyszłych pokoleń. Znika też problem z dawkowaniem, bo jedna tabletka równa się jednej dawce. Cóż skoro wybrano takie rozwiązania, to teraz i tak było już za późno, żeby coś zmienić.

Przebrani w stroje z epoki zapoznawali się z resztą wyposażenia.
W końcu Garet zachwycił się zegarkiem ukrytym w stylizowanej bransolecie. Natychmiast go założył. Użycie dwóch przycisków dość szybko pozwoliło odnaleźć minutnik, który Garet uwtawił na 24 godziny. Po puszczeniu przycisków wygaszona tarcza nawet nie wskazywała na to, że bransoleta może mieć jakiekolwiek inne zastosowanie niż jako ozdoba.



Dwie minuty później przechodzili przez portal. Niektórzy rozmawiali, a inni jak Garet milczeli.

Okolice Loume, 506 rok

Przejście przez portal odbiło się nieprzyjemnym uczuciem w żołądku mężczyzny. W pierwszej chwili ucieszył się, że nie jadł od ładnych kilku godzin, jednak gdy zdał sobie sprawę, że nie będzie miał dostępu do współczesnego, wysoceprzetworzonego jedzenia, to pożałował. Niby jedna doba to nie tak długo, ale jednak wystarczająco dużo, żeby mieć pewne obawy.

Po krótkim marszu poczuł ich całkiem wyraźnie. Umarli. To o czym mówił wcześniej Garet nie było dosłowne. Nie rozmawiał z umarłymi tak jak się rozmawia z żyjącymi. To było coś na kształt dodatkowego zmysłu. Nie potrafił wyjaśnić tego postronnym, więc stosował uproszczenie jakim jest "Rozmowa z umarłymi". Gdy zwykły człowiek wchodzi po meczu do męskiej szatni to czuje dość wyraźny, prosty do opisania zapach. Ale jak ten sam człowiek miałby opisać ten zapach komuś kto nigdy w życiu nie miał zmysłu węchu? Albo jak opisać kolory, komuś ślepemu od urodzenia? Dlatego Garet wolał mówić, że "rozmawia z umarłymi". Zmniejszało to ilość niewygodnych pytań, choć jego psycholog już i tak miał pokaźną teczkę opisującą ich regularne spotkania.

Tym razem Garet czuł ich wyraźnie. Byli w okolicy. Jeszcze nie wiedział ilu umarłych jest wokół, ale większość była słaba. Znaczyło to, że byli martwi stosunkowo krótko, albo bardzo bardzo długo. Zazwyczaj umarli, których aura była słaba nie mieli jeszcze świadomości swojej śmierci. Później stawali się silniejsi. Mogli się objawiać jako poltegreisty, których stukanie i dźwięki słyszeli nie tylko tacy jak Garet. Były też potężne zjawy, które mogły nawet zaatakować człowieka i zrobić mu krzywdę. Jednak jeszcze nigdy nie atakowały Gareta. Widocznie czuły w nim jakiś most pozwalający im na kontakt z rzeczywistym światem. Nie wiadomo. W ogóle choć Garet pielengnował swoje zdolności od ponad dwudziestu lat, to tak naprawdę nie wiedział prawie nic o otaczającym go świecie duchów. Paradoksalnie czasem spotykał dwa duchy w tym samym miejscu i czasie, a żaden z nich nie widział (albo może nie czuł) tego drugiego. Zdecydowanie było tego za dużo żeby tłumaczyć zwykłemu człowiekowi.

Will podszedł i wydał rozkaz, bo w zasadzie tylko tak można było określić to co usłyszał Garet.
- To ważne. Z akt wynika, że rozmawiasz z umarłymi. Spróbuj wyciągnać coś z tej dwójki trupów. Nie możemy polegać na tym co powie nam żywy. Dasz radę? Jeśli nie to sprawdź co mają przy sobie. Mam podejrzenia, że to ludzie z naszych czasów, a jak nie to wysoce prawdopodobne, że ich spotkali. Zwróć uwagę na pasek martwego faceta. Ja sprawdze teren wraz z Aidenem. On da radę pokonać ewentualnego napastnika, a ja znam okolicę i wiem co warto sprawdzić.
Garet w milczeniu skinął głową. Will był ślepcem, któremu trzeba by było opowiadać o kolorach, dlatego wszelkie dyskusje były natychmiast ucięte przez Donovana.

Garet zszedł ze ścieżki. Klęknął na śniegu i zaczął się skupiać. Czuł, że przyciąga okoliczne byty. Najsilniejszy był duch kobiety, bo jej ciało było najbliżej. Umarli zawsze najśilniej manifestowali swoją obecność przy ciele. Garet nie wiedział jeszcze w jakiej formie ukaże się ten byt. Miał nadzieję, że będzie miała miłą aparycję. O ile wogóle ją zobaczy. Część duchów manifestowała tylko swój głos. A i Garet słyszał wszystko tylko w swojej głowie.

Sprawa była jasna, musieli się dowiedzieć kim byli zabici i co się dokładnie stało w tym miejscu. O to musi zapytać umarłych.

Jego towarzysze natomiast obserwowali mężczyznę klęczącego w skupieniu i bez słowa na śniegu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-08-2015, 21:10   #14
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Z wielkim bólem zostawiła swoje rzeczy. Telefon i zdjęcia, które zawierał były jedynym co przypominało jej o bliskich. Jednak była zdeterminowana. Ze swoich rzeczy zabrała tylko gruby notes wraz z ołówkami opakowane szczelnie w torebkę ze struną. O te przedmioty mogła się kłócić. Nie wyobrażała sobie robić zapiski atramentem na pergaminie czy na czym tam pisali w tamtym czasie. Wszystko inne starannie zapakowała do plecaka, który zabrała z domu.

Po przebraniu się - stała tyłem do kamer, z dala od reszty tak by jak najmniej z jej sylwetki było widoczne, ewidentnie fakt bycia pod nadzorem bardzo ją krępował - zapoznała się z ekwipunkiem. Zabrała z niego ilustrowany podręcznik medycyny naturalnej. Wydał jej się najbardziej przydatny z tego co znalazła. Bez słowa przyjęła wypakowany ciężki plecak. Otworzyła go, sprawdziła zawartość i dopakowała do niego książkę i notesy, a następnie zapięła na powrót.

***

Przebrana i gotowa do podróży w przeszłość miała ostatnią okazję porozmawiać z Omegą. Musiała z nim porozmawiać… Wstała więc od swojego plecaka i podeszła do siwego mężczyzny.
- Ja mogę być tym komunikatorem - zaproponowała niepewnie.
- Tak? - Omega wyraził umiarkowane zaskoczenie unosząc lekko brwi. Zmierzył Sophie spojrzeniem dużych, jasnobłękitnych migdałowych oczu - Doskonale, doskonale. Zaiste, nadajesz się do tego. Za moment umieszczę ci drobne urządzenie pod skórą pod uchem. Nie przejmuj się, nie boli to w ogóle. Niemniej nim to zrobię… Mam wrażenie, że chcesz jeszcze zamienić kilka słów na temat twoich akt. I chyba przydałoby ci się kilka informacji dotyczących twoich mocy, gdyż posiadasz je… I są to jedne z najprzydatniejszych mocy jakie można sobie wyobrazić
Na słowa o wszczepianiu jej czegoś pod skórę na jej twarzy pojawił się strach i wahanie. Zacisnęła pięści, ale nie skomentowała tego, jedynie skinęła głową twierdząco zgadzając się na ten zabieg.
- Tak... Moja moc... W aktach nie ma nic o tym czym ona tak naprawdę jest. Inni tutaj mają doświadczenie, ja nawet nie wiem jak swoją "włączyć"... - było jej wstyd, że musi o to pytać.
- Aktywacja jest najmniejszym problemem - Omega zbył jej ostatnie słowa lekceważącym machnięciem dłoni - Rzecz dzieje się w umyśle, większość Obdarzonych odruchowo potrafi użyć mocy, jeśli tylko wiedzą iż ją posiadają. Twoją mocą jest absorpcja energii życiowej oraz wykorzystanie energii w celach leczniczych. - kolejne trzy minuty spłynęły na prostym, lecz dobrze podsumowanym wyjaśnieniu Sophie jej mocy - Teraz nadszedł czas na pytania, mała - powiedział, zakończywszy swój krótki wywód - Powtórzę wszakże raz jeszcze: uważaj na poziom żywotności osoby lub zwierzęcia, z której pobierasz energię. Łatwo przesadzić… łatwo o śmierć.
Była bardzo zaaferowana tym czego dowiedziała się o swoich zdolnościach, czy to wcześniej z akt czy to co teraz wyjaśnił jej Omega. W sumie to było to dla niej najważniejsze, więc teraz nie wiedziała o co więcej pytać. Nie chciała też zmarnować tej okazji, dlatego zapytała o to co ją nurtowało w ostatnim czasie.
(...)
Omega odpowiedział jej bez wahania co o tym myśli i zerknął na innych Obdarzonych, kompletujących ekwipunek i wymieniających uwagi nie zawsze przyciszonymi głosami.
- (...) bądź wścibska. - dodał - A teraz się nie ruszaj…
Omega szybkim ruchem dotknął jej skóry pod uchem. Załaskotał ją delikatny dotyk Omegi a potem poczuła krótkie ukłucie i wrażenie obecności obcego organizmu w jej własnym. Zaraz sięgnęła dłonią do ucha i wyczuła delikatne zgrubienie pod skórą.
- Komunikator - rzekł, uśmiechając się i z dumą oglądając Sophie - (...) potężna, lecznicza moc…
Zarumieniła się zawstydzona słowami Omegi.
(...)
- A teraz droga Sophie, jeszcze odrobina praktyki. Lekko natnę ci skórę. Nic się nie bój, nie zaboli cię to. Potem skup się na zranieniu, dotknij mojego ramienia. Spróbuj odebrać mi ociupinkę mojej energii… Poczujesz ją jako ciepło emanujące do twojej dłoni. Pobierz ją… Ale tylko trochę! Następnie przenieś dłoń i dotknij zranienia, koncetrując się na tym, by je uleczyć…
Niepewnie podała rękę. Odwróciła wzrok, gdy nacinał jej skórę. Spojrzała na kropelki krwi, które się pojawiły. Skupiła się tak jak zalecił i ostrożnie dotknęła jego ramienia. W pierwszej chwili poczuła zwykłe ludzkie ciepło, ale gdy bardziej się na nim skupiła zaczęło jej się wydawać, że te ciepło przechodzi na nią. Ku swojemu zdziwieniu zaobserwowała jak wraz z nim nacięcie na skórze zasklepia się. Zupełnie jakby leczenie współgrało z jej mocą. Była podekscytowana tym odkryciem przez co zapomniała, że miała uważać.
- Hola, hola - uśmiechnął się Omega i Sophie natychmiast zabrała rękę - Spokojnie. Musisz uważać. Każda istota żyjąca ma energię i możesz tę energię kumulować w sobie. Pamiętaj jednak, że w efekcie ją odbierasz swojej ofierze. Łatwo kogoś w ten sposób doprowadzić do skrajnego wycieńczenia lub nawet zabić. Wyjaśnię ci jeszcze kilka zawiłości - znów kilka minut spełzło na krótkich, ogólnych wyjaśnieniach zasad działania mocy Sophie. Kilka niuansów pozostało nieznanych, lecz była przynajmniej już świadoma swoich talentów i sposobu w jakie funkcjonują. Byle tylko nie zapomniała się w gorączkowym momencie.
Wciąż czując euforię przyglądała się miejscu na skórze, gdzie powinno być skaleczenie. Co więcej miała wrażenie, że zniknęło jej zmęczenie wywołane nie spaniem przez całą podróż tutaj. Uważnie słuchała to co do niej mówił. Chłonęła tą wiedzę jak gąbka. Nowe informacje sprawiły że poczuła się pewniej. Nie była już bezbronna. A to że była słaba fizycznie nie stanowiło już tak wielkiego problemu jak uważała do tej pory.
- Jesteś gotowa, Sophie. (...)- Omega uśmiechnął się lekko, odgarnął kosmyk włosów z jej policzka (...)
Uśmiechnęła się. Chyba właśnie takiego dopingu potrzebowała. Kogoś kto powie jej, że nie musi bezsilnie patrzeć jak rozpada się świat, że ma siłę by z tym walczyć.
- Dziękuję za tą rozmowę - odparła - Zrobię wszystko co będzie trzeba, żeby zapobiec tym wydarzeniom. - dodała z determinacją.
- Znajdźcie i zabijcie Rega Hollowstripa - Omega spoważniał - Jeśli on będzie trupem, odmienicie los. Będą żyli - Oczy Omegi rozbłysły nieopisanym zachwytem - Wszyscy… będą… żyli.

***

Nadszedł czas. Wszyscy stanęli przed tajemniczym portalem, który pulsował pomarańczowym światłem. To było coś. Spojrzała jeszcze ostatni raz na Omegę i uśmiechnęła do niego. Wyprostowała się i z lekkim uśmiechem na twarzy bez wahania ruszyła za Williamem w przeszłość.
Nie czuła się jak by miała wrócić do teraźniejszości za 24 godziny.

***

Musiała chyba wejść w portal na wydechu, bo mroźne powietrze od razu wdarło jej się do płuc. Zakaszlnęła po tym zachłyśnięciu się krystalicznie czystym powietrzem. Rozciągnęła rękaw na dłoń i zakryła nią usta by pooddychać cieplejszym powietrzem. Rozglądała się wkoło napawając oczy naturalnym pięknem tego miejsca.
Było zimno. Na szczęście ubranie, mimo że prymitywne, to dawało wystarczająco dużo ochrony termicznej. Nie narzucała kaptura na głowę, bo długie rozpuszczone włosy wystarczająco osłaniały od zimna.
Za wszystkimi ruszyła ścieżką do kryjówki, do której drogę znał tylko William.
"Lepiej się teraz nie zgubić" pomyślała z obawą.

Szybki marsz nie stanowił dla niej zbyt wielkiego problemu. Była wypoczęta. "Chyba rzeczywiście dużo energii z niego pobrałam" zastanowiła się. Ale wkrótce z rozmyślania wyrwało ją zatrzymanie marszu przez Williama i idące za nim osoby. Wyjrzała z ciekawości zza nich i zaraz tego pożałowała.
Trzy trupy... Nie, jeden jeszcze żył. Wzdrygnęła się na wspomnienie jej imienia.
- Ale ja... - chciała zaprotestować, ale nie było już do kogo, bo każdy był już zajęty kolejnymi punktami poleceń Williama albo po prostu zaznaczenia swojej pozycji w grupie.
W sumie to nie należało się zastanawiać czy pomagać, tylko to po prostu zrobić to. Jednak Sophie martwiła się czy przypadkiem nie zrobi temu człowiekowi krzywdy. Nie ogarniała swojej mocy. Ledwo co dowiedziała się jak ona działa. Omega pouczył ją, że zbyt łapczywie pobiera energię. Ale tak naprawdę nie kontrolowała mocy tak jakby tego chciała. Wolała nie musieć eksperymentować ze zmianą przepływu energii na konającym.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 12-08-2015, 23:03   #15
 
mlecyk's Avatar
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
„Mmmm mhhhh hmmmm m mmmm…” – upomniał siebie w duchu i przestał nucić niepewnie rzucając spojrzeniem na towarzyszy. To całe zbrojenie, przebieranie, szykowanie było jakieś nierealne, jak z jakiegoś filmu czy innego licha. Niewyraźnym wzrokiem i tępymi skinieniami zgadzał się na wszystko, nagle gdzieś uleciała cała odwaga zostawiając jedynie determinację.

Rozluźnienie przyniósł mu w końcu punkt kulminacyjny całego spotkania. Moment wejścia do portalu sprawił, że chwilowo całkiem zapomniał o strachu, o uczuciu bezsilności. Z lekko uchylonymi ustami podziwiał głęboki kolor ich „trasy”.

Jarek chciał pomóc i był gotów zrobić wszystko co tylko trzeba będzie. Czuł się jednak trochę jakby nie na swoim miejscu, jakby wśród obcych, znacznie starszych od siebie. Niepewność mieszała się z obawą, że przez wiek stanie się marionetką, takim dodatkowym narzędziem, które trzeba pilnować by się nie zgubiło… niedoczekanie…

Poprawił pas z otrzymanym ostrzem, przejechał ręką po wiecznie rozczochranych włosach, rozejrzał się z lekkim uśmiechem na wąskich ustach. Krytycznie popatrzył na pozostałych obdarzonych zachwycających się widokami i świeżym powietrzem. Czekał aż ktoś, przypuszczalnie Pan William, weźmie wszystkich w garść. Pora ruszać.

* * *

Chłopca początkowo nie ruszyła masakra, krew i martwe ciała. Stał kilka kroków od głównych wydarzeń patrząc jakby ponad tym, czy poprzez to co się działo. Starał się nie myśleć, nie próbował być ciekawym, ostrożnym jak zwykle.

„Oni się tym zajmą” - powtarzał sobie. Z niepokojem zerkał jednak na rannego mężczyznę. Wyraźnie cierpiał, powoli odpływał. Widać było, że nadal wie co się dzieje w jego otoczeniu, jednak rozmowa z nim na pewno byłaby niemożliwa. Zbliżył się do niego, tylko o krok, walcząc ze sobą – dobrze wiedział co się stanie, czuł ogromnie silne emocje - z zewnątrz - bardzo silne.
Z zamyślenia wyrwał go głos faceta, który wdał się w bójkę z tym drugim bardziej narwanym dzieciakiem.
- Jarek, tu masz mapę. Ona zaraz zniknie. Jak w filmach o Bondzie.
- Naucz się jej na pamięć. Ja z pomocą Sophie uratujemy tego człowieka. Ściśnij Sophie.

Jego głos był jakiś odległy, mało realny, sens jednak dotarł do Jarka.
Zacisnął usta w wąską szparę, niemal z trudem oderwał wzrok od umęczonej twarzy konającego i skierował go na mapę. Uklęknął obok niej. Droga nie była skomplikowana, choć zawierała kilka dziwnych znaków, takich które ktoś mógł przeoczyć jeśli nie wiedział w jakim kierunku ma się kierować.
Gdy
mapa i jej szczegóły wpisały się w jego doskonałą pamięć spojrzenie znów
skierował na rannego. Podpełzł do niego wciąż klęcząc, usta miał niemal sine,
tak mocno je zaciskał patrząc prosto w oczy mężczyzny. Jego ręka wystrzeliła
nagle, jakby w końcu przełamał jakąś niewidzialną barierę, która go blokowała.
Ręka wylądowała na czole mężczyzny. Jarek złapał głęboki oddech i spiął się nagle odchylając głowę do tyłu.


Wspomnienie mężczyzny
Jarek widzi skały, skały. Las, potem skały. Dociera do niego odległy głos: "Tutaj odprawimy rytuał", potem dźwięk się urywa. To był raczej kobiecy głos. Raczej. Następnie widzi polanę, jałową polanę, okrąg wydeptanej ziemi. Jest to polana, na której Jarek obecnie się znajduje. Polana jednak nie jest zalana krwią. Jeszcze. Chłopak widzi oczyma mężczyzny, zatem to on dostaje cios wyprowadzony z zaskoczenia, podstępny atak zza węgła. Widzi osoby w ciężkich kolczugach i szyszakach, na wietrze powiewają im płowo - szare peleryny. W dłoniach mają ciężkie młoty.
Pada cios. Jarek-osoba której odczytuje wspomnienia, pada na ziemię. Nie widać nic, jest tylko kurtyna krwi, krew zalewa oczy i usta. Metaliczny posmak.
Pada kolejny cios. Jarek czuje niemal, jak siła zewnętrzna ciska nim do tyłu.
Płowe płaszcze dobijają jego kompanów. Jarek znów słyszy głos.
- Są martwi. Kolejni czarownicy, dobrze że Gryhama tutaj nie ma, wkurzyłby...

Dźwięk się urywa, faluje. Płowe płaszcze odchodzą między skały, zanikają. Znad ciał ludzi którzy byli towarzyszami Jarka-ofiary, unosi się lekka mgiełka. Kobieta z twarzą zmiażdżoną przez młot, wyciąga dłoń. Jakby chciała połączyć palce z palcami Jarka.
Nie zdąża.
Umiera w konwulsjach.



Trwał w tej pozycji kilka krótkich chwil.
Nagle stęknął, potem krzyknął donośnie odskakując rozpaczliwie od mężczyzny. Jego oczy zaczerwieniły się i zaszkliły, ręce szaleńczo macały nogę sprawdzając czy jest cała. Chłopiec pociągnął nosem patrząc na martwą kobietę. Wyciągnął w jej kierunku rękę, przynajmniej próbował ponieważ opadła ona na ziemię jakby była zbyt ciężka by nią władać. Cały dygotał.
- To bbbbyli… - starał się powstrzymać szloch Jarek – rycerze, Panie Will. Zabili ich bb bo myśleli, że to czarownicy.
Chłopiec przetarł oczy i wstał chwiejnie z ziemi. Starał się wyglądać poważniej, tak jakby przed chwilą nic się nie stało.
- Ciężkie kolczugi, płowe płaszcze. Uważajcie na siebie.
 
mlecyk jest offline  
Stary 14-08-2015, 00:01   #16
 
Umrzyk's Avatar
 
Reputacja: 1 Umrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skał
Konieczność poddania się rewizji nie wzbudziła entuzjazmu, Krysa przypominała nieudolnie podtrutą osę. Cóż powiedzieć, nie lubiła takich sytuacji. Wszechobecne kamery i ludzkie oczy, żadnej prywatności. Jeżeli ktoś stanął bliżej i przypadkiem znał rosyjski, miał pecha - dziewczyna umiliła sobie rozstanie z dobytkiem cichą, ale paskudną wiązanką. Na stercie rzeczy wylądowały kolejno trzy noże, kilkanaście wytrychów i podejrzanie wyglądających kawałków metalu oraz coś, co przy odrobinie dobrej woli można było wziąć za piłę. Bardzo cienką, przystosowaną do przecinania stali. Trwało to może kilkanaście sekund i cała kolekcja została przykryta kolejnymi warstwami ubrania. Nie ociągała się z przebieraniem, patrzyć też nie bardzo było na co. Chude to to, trochę żylaste, w dodatku stanowiła żywy dowód na to, że nóż w żadnym wypadku zabawką nie jest. Niestety, kobietom blizny nie dodają uroku - pozbawiona kolorowych szmatek Olga zauważalnie traciła na urodzie. Już przebrana, tym razem na średniowieczną modłę, do standardowego ekwipunku dobrała sobie trzy kolejne noże. Nowoczesne, a jednak dostosowane do realiów, nieznacznie różniły się od standardowego ostrza. Sprawdziła wyważenie, skinęła głową w kierunku Omegi - irytacja minimalnie opadła, zawsze to przecież fachowa robota - i bez słowa wróciła do porzuconych rzeczy. Mimo wszystko nie miała zamiaru rozstawać się z piłą, nie widziała dla niej żadnego zastępstwa. Wytrychy się znalazły. Nieznacznie odbiegały od tego, co do tej pory miała przy sobie, ale w ogólnym rozrachunku powinny wypaść nieźle, podobała jej się dbałość o szczegóły. Z wyżywieniem i obecnością apteczki czuła się spokojniej, odzywały się dawne lęki i przyzwyczajenia – miała nadzieję, że przez dwadzieścia cztery godziny do niczego im się to nie przyda, ale nadmierny optymizm do niczego dobrego nie prowadził. Po chwili trudno byłoby powiedzieć że drobna, szczurowata blondynka ma przy sobie coś nie do końca wpisującego się w ten niepozrny obrazek.

***

Przez portal przeszła bez wahania, jakby zupełnie umknęła jej doniosłość tej chwili. Swoje myśli zamierzała zachować dla siebie.

***

Makabryczny widok, którego podświadomie spodziewała się od chwili, w której wyczuła obecność obcego człowieka – jakby cała reszta nie była obca, przecież spotkała tych ludzi ledwie kilka godzin temu – wywołał tylko kolejne, dawno zapomniane wspomnienia. Krew, rany, pourywane kończyny. Zgnilizna, która w tym przypadku jeszcze nie zdążyła się rozwinąć. Krysa bała się takich sytuacji, na samą myśl zwyczajnie cierpła jej skóra – tego mężczyznę zostawiono tu celowo, w odludnej okolicy nie mógł liczyć na żadną pomoc. Bezsensowne okrucieństwo, przed którym przez większą część swojego życia starała się uciekać. Naiwnie goniła za pieniędzmi, kruchą iluzją bezpieczeństwa. Przekonanie o bezcelowości takich działań zdradziecko zagnieździło się gdzieś w głowie. Przy takich obrażeniach nie mogłaby pomóc, to dalece wykraczało poza pierwszą pomoc czy zszywanie ran ciętych. Skupiła się na żywym, trupom nie poświęciwszy żadnej uwagi. Decyzje Wiliama brzmiały sensownie, nie miała powodu się z nimi spierać. Próbowała przede wszystkim nie przeszkadzać – złapać kontakt wzrokowy z rannym, dotknąć i wpłynąć na niego swoją mocą, bardziej instynktownie niż powodowana jakąś konkretną wizją działania. Chciała osiągnąć pewien efekt – uspokoić, odwrócić uwagę od bólu, zapewnić jasność myślenia. Gdyby mógł odpowiedzieć na pytania, sprawa byłaby prostsza. Nie wiedziała, kto ich tak urządził ani skąd ta trójka wzięła się w odludnej okolicy, ale odpytywanie rannego – o ile w ogóle nastąpi – zamierzała pozostawić reszcie grupy. Niezależnie od wyniku próby, dołączy do Williama i Aidena. Nie wyczuwała obecności nikogo innego, ale przecież mogła się mylić. Krysa nie miała pełnego zaufania do swoich umiejętności, a i stan rannego nie wróżył mu długiego życia. Co za tym idzie, jego prześladowcy nie musieli wcale być daleko.
 

Ostatnio edytowane przez Umrzyk : 14-08-2015 o 00:17.
Umrzyk jest offline  
Stary 14-08-2015, 21:52   #17
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
podziękowania dla Mag, Mlecyka i AlienaGBL

Koniec odprawy, buntownik

Spojrzenie, którym Connor obrzucił Omegę mówiło wszystko co amerykanin myśli o samozwańczym zbawicielu świata. Do uszu wcisnął guziczki i odpalił odtwarzacz w telefonie. Miał zamiar po raz ostatni pocieszyć się muzyką. Przeglądał swoje akta jednocześnie wsłuchując się w tekst. Znowu soundtrack z anime. Słowa wydawały się idealne do tej chwili.

Cytat:
Mother Used to say
if you want, you'll find a way
Bet mother never danced through fire shower
Nie tańczyła. Nie była taka jak on, tak jak oni. Ale z ojcem wpoili mu pewne wartości. Czy znajdzie sposób? Czy cel, który sobie obierze będzie właściwy?

Cytat:
Is it right or is it wrong
and is it here that I belong
Najgorsi są fanatycy. Tacy, którzy uważają, że cel uświęca środki. Jednak... Jeśli Omega miał rację to życie Rega wydawało się dopuszczalną ceną. Z drugiej strony to było życie ludzkie. Życie człowieka, który nic złego nie zrobił. Dobro i zło się rozmazywały. A presja czasu utrudniała podjęcie właściwej decyzji.

Cytat:
Am I right or am I wrong
and is it here that I belong
Czy w swoim postanowieniu miał rację? Czy może miał je Omega? Raven wiedział jednak, że z całą pewnością tu nie przynależy. Mimo dziwnej, nadnaturalnej więzi nie czuł się wspólnotą z tą bandą fanatyków i konformistów.

Przeszli do pokoju z przygotowanym ekwipunkiem na podróż. Jakiś mężczyzna pokazał mu by zdjął słuchawki. Usłuchał w pamięci mając słowa piosenki.

Cytat:
Wish this were a dream, but no, it isn't
Miejsce masakry, sanitariusz

Connor spojrzał na Williama. Rysownik zirytował go swoimi rozkazami a Raven ciągle był nabuzowany wcześniejszą rozmową z Omegą i bójką z Aidenem.
- Nie jesteśmy w wojsku a nie tylko Aiden nie lubi narzucania sobie zdania przez przygodnie napotkane osoby. Widzę tam rannego człowieka a jestem paramedykiem. Nie znam mocy innych, nie znam nawet dobrze swojej ale znam moje umiejętności. Wystarczały do ratowania ludzi nie raz. Nie mam nic do Ciebie ale nie ucz mnie jak radzić sobie z rannymi.
Chwilę wpatrywał się prosto w oczy Rosette. Potem odwrócił się do azjatki, tak jak wcześniej mówił stanowczym, nieco rzucającym wyzwanie tonem to teraz co prawda też był stanowczy ale łagodniejszy, spokojniejszy.
- Sophie, wspominałaś, że nie masz mocy. Pewnie jesteś ich nieświadoma. ale w takim wypadku są one nie pewne. Zajmuję się wyciąganiem ludzi z zagrożonych miejsc po kataklizmach i jestem wykwalifikowanym sanitariuszem. Mogę mu pomóc ale mam nadwyrężoną rękę - pokazał na temblak. - Jeśli nie jesteś pewna czy możesz mu pomóc swoimi zdolnościami chciałbym abyś mi pomogła go uratować w tradycyjny sposób. Będę jednak potrzebował byś wykonywała moje polecenia bez wahania, tu liczy się każda sekunda. Dobrze?
Will wykrzywił usta słysząc wywód Connora:
- Fakt, w wojsku nie jesteśmy. Mamy mniejszą szansę przeżyć. Po prostu póki nie poznaliśmy się dobrze staram się wykorzystać...ludzkie zasoby jak umiem. Jeśli masz z tym problem to...twój problem nie mój. Zresztą widzę, że po wygadaniu się robisz dokładnie to co powiedziałem...I chyba nie jestem przygodnie napotkaną osobą, ale co tam. Zajmijcie się z nim, ja z Aidenem i mam nadzieję Olgą spróbujemy znaleźć autora tej rzezi. Poczekaj sekundę- Will zaczął grzebać w plecaku w poszukiwaniu kawałka papieru- trzymaj to.
Papier zamienił się w mapę z zaznaczoną drogą do bazy Obdarzonych.
-Żeby nie było nieporozumień- ta “mapa” za kilka minut zamieni się z powrotem w kartkę papieru. Więc postaraj się zapamiętać drogę na wypadek gdybyśmy się rozdzielili. Jeśli nie ty, to daj ją komuś innemu.
Connor odwrócił wzrok w stronę ich przewodnika. Ktoś wyczulony na cudze emocje, tak jak William, mógł zauważyć w jego mimice, ruchach i oczach na sekundę gniew. Szybko stłumiony. Przyjął kartkę z skinięciem głowy. Zerknął na nią po czym przełożył do lewej ręki, ciągle na temblaku. Spokojnie wykonał krok do przodu i nachylił się nad Williamem, tak by tylko ten go słyszał.
- Nie jestem ci wrogiem. Nie próbuj postępować ze mną jak z Aidenem i wykorzystywać kiepskich tricków semantycznych jak przed chwilą a będzie między nami grało.
- Cieszę się Connorze, ale w tym momencie czas mamy ograniczony. W związku z tym MUSISZ zająć się rannym, a dobrze wiem, że potrafisz. Zresztą sam to powiedziałeś
- Will również zniżył głos do cichego mamrotania, żeby ta rozmowa pozostała między nimi - Po prostu każdy z nas powinien robić to co umie najlepiej. Dopóki nie poznam was i waszych umiejętności oraz schematu zachowań będę rzucał poleceniami, żeby wiedzieć, że zrobicie co trzeba. Zajmiesz się teraz rannym?
- Przecież wiesz.
Odsunął się od Williama jednocześnie położył mu zdrową rękę na ramieniu, z boku wyglądało jakby to był uścisk “powodzenia”, sam Rosette czuł jednak, że gdy Raven cofał rękę to go lekko pchnął dołem dłoni. Nie na tyle by tamten chociaż się cofnął ale by odczuł dezaprobatę Connora. Po tej kilkudziesięcio sekundowej rozmowie paramedyk stanął spoglądając na Sophie. Will odwrócił się bez słowa i podszedł do Gareta.

Azjatka w pierwszej chwili zawahała się i rozejrzała po wszystkich. Tam byli martwi ludzie i masa krwi. Nie przysłuchiwała się rozmowie jaką Raven wymienił z Rosette. Wpatrywała się tylko w leżące ciała z obawą malującą się na jej twarzy. Ręką chciała zaczesać kosmyki włosów za lewe ucho ale zrezygnowała z tego.
Skinęła głową do Connora gdy ten ponaglająco na nią spojrzał.
- Tylko nie chce go dotykać... - powiedziała mając na myśli rannego.
Raven uśmiechnął się do niej pocieszająco.
- Będziesz musiała. Nie bój się. Nie zarazisz się niczym. Znam się na tym. To ranny człowiek. On potrzebuje naszej pomocy.
Podszedł do rannego i dwoma szarpnięciami ściągnął mu pasek. Tamten się szarpnął. Raven podał go dla Sophie.
- Ale... Ja... - zaskoczył ją tą stanowczością i przejściem od razu do pomocy na tyle, że już bez marudzenia wzięła od niego pas.
- Musisz tylko przełożyć go pod jego nogą. O tutaj - wskazał na miejsce tuż nad kolanem. - I ścisnąć mocno, z całej siły.
Mówił do niej jednocześnie wpatrując się w ranną nogę. Krew zaczęła płynąć jakby wolniej. Dziewczyna zrobiła tak jak polecił. Ostrożnie owinęła pas w miejscu, które wskazał Connor. Ścisnęła pas na tyle na ile miała siły. Widać było, że starała się nie dotykać rannego.
Sanitariusz po paru sekundach, gdy zapanował nad krwotokiem, wziął kartkę z kontuzjowanej dłoni i wyciągnął za siebie.
- Jarek, tu masz mapę. Ona zaraz zniknie. Jak w filmach o Bondzie.
Położył ją obok siebie i przycisnął kamieniem.
- Naucz się jej na pamięć. Ja z pomocą Sophie uratujemy tego człowieka. Ściśnij Sophie.
Kątem oka zauważył, że dzieciak wykonał jego polecenie. Nie zaprzątał sobie nim więcej głowy. Skupił się na uratowaniu tego człowieka. Jego pomocniczka ścisnęła pas jeszcze bardziej.
- Nie mam siły bardziej tego ścisnąć - odparła jakby z pretensją.
- Nic dziwnego bo jest dobrze, a teraz tak trzymaj.
Wyciągnął nóż i przedziurawił pas tak aby mogła zapiąć klamrę na maksymalnym ucisku.
- Boisz się krwi?
- Nie
- odparła nie patrząc na niego - Nie chce go dotykać z powodu moje mocy.
Raven spojrzał na nią przez sekundę, chciał chyba o coś spytać, wrócił jednak do tego co było teraz najważniejsze. Ściągnął kaftan i koszulę. Zimne powietrze owiało nagie ciało, które zaraz pokryło się gęsią skórką. Zarzucił pośpiesznie kaftan ale go nie sznurował. Nie miał teraz czasu. Odezwał się ponownie:
- Rozumiem. Przez ubranie, i swoje i jego też nie?
Chciała odpowiedzieć od razu, ale zawahała się.
- On jest słaby... Jakbym przez przypadek ściągnęła z niego energię to mógłby umrzeć. - wyrzuciła z siebie swoje obawy.
- Spokojnie. Popatrz. Uklęknij tu - wskazał na jego barki. - i oprzyj się tutaj.
Dla odmiany wskazał miejsce obok jego głowy, po obu stronach.
- A gdy skończymy to będziesz musiała bardzo szybko owinąć skrawek mojej koszuli wokół swojego noża i go podpalić. Rękojeść też się nagrzeje więc chwyć ją przez rękaw. Gotowa?
- Chyba... Tak. - powiedziała zdecydowanym tonem. Zrobiła tak jak powiedział. - Co chcesz zrobić? Przypalić mu ranę?
- Amputuję mu nogę w kolanie, gdy powiem zrobisz pochodnię, w tym czasie będę powstrzymywać krwawienie. Potem ją przypalimy. Owiń też czymś rękojeść noża.

Zrobiła wielkie oczy.
- Ale jak to tak... Chcesz mu odciąć nogę?! - była przerażona tą myślą.
- Tylko to go uratuje. Nie ma czasu. Usiądź tak jak ci pokazałem.
Spojrzała szybko na twarz rannego, później na swoje dłonie. Pokręciła głową.
- Dobrze, zróbmy tak - pokiwała głową.
Doskoczyła do swojego plecaka, który wcześniej położyła na ziemi. Wyjęła z niego szalik i owinęła wokół rękojeści noża. Wróciła do rannego i usiadła w miejscu jak powiedział sanitariusz. Ten wziął głęboki dech i rozciął nogawkę pacjentowi. Przy okazji oderwał zamarzłą na mrozie krew. Usiadł pewnie na biodrach tamtego, dodatkowo blokując mu drugą nogę swoją. I rozpoczął cięcie. Nad rzepką, w kolanie znajdowało się mało kości stąd powinno udać mu się odciąć nogę.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-08-2015, 09:47   #18
Konto usunięte
 
no_to_ten's Avatar
 
Reputacja: 1 no_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemu
William zaczął rozglądać się w poszukiwaniu śladów - czy to stopy czy krwi. Zapamiętał na wszelki wypadek jeszcze twarz jak i wygląd rannego. Może się przydać, jeśli znajdą mordercę.
- Weźcie tylko ze sobą broń.
- A tam, Will. - Aiden żachnął się tylko jakby wzięcie broni było niesamowicie wymagającą, a przy tym kompletnie bezsensowną czynnością - Gdybyś zajebał trzy osoby na tym zadupiu, to czaiłbyś się na kolejne? Nie jesteśmy przecież w metropolii. To górzyste wypizdowie pewnie przez całe swoje istnienie nie widziało tylu ludzi.
- Aidenie pomyśl trochę. Jak myślisz czemu wybrałem te miejsce na stworzenie naszej bazy wypadowej? Tutaj NIKT nie chodzi, a nagle widzimy trzy osoby, z czego dwie martwe. Jedna natomiast ma pasek z naszych czasów. Nie podoba mi się to. Mam nadzieje, że Sophie i Connor, bądź Garet dadzą radę zdobyć jakieś informacje. Do tego boje się, czy nikt nie znalazł naszej siedziby. Trzeba to sprawdzić, bo możemy nieźle wdupić. Poza tym ta jatka jest świeża. Nie sądzę, żeby autor oddalił się dalej jak kilka kilometrów.
Irlandczyk przez chwilę gładził ostrze noża.
- No to masz zagadkę na siedemnasty tom, Arturze Doyle. Nie brzmi tak zajebiście jak ta z dziewiątego z Peruggią i Mona Lisą, ale z tego też da się coś wycisnąć. - podrzucił finkę. Przez chwilę obracała się w powietrzu, by spaść z powrotem do jego dłoni.
- Słodko. - szeroko otwarte oczy i dumny uśmieszek zdradzały zaskoczenie. Był pewny, że ten numer skończy się bliznami. Rozglądał się po okolicy, po masywach górskich, pęknięciach w skałach,by nagle utkwić wzrok w ładniejszej, jego zdaniem, części tej trzyosobowej grupy.
- Więc, Olga. - wyjął dziwną imitację papierosa, którą dostał od Omegi. Trzymając go w ustach i odpalając od zapałek mrugnął do Rosjanki - Masz kogoś?*
Przysłuchiwała się rozmowie, skupiona bardziej na otoczeniu niż treści. Dopiero wypowiedź Aidena - i sztuczka, która z perspektywy Olgi mogła skończyć się paskudnym, niepotrzebnym skaleczeniem - skłoniła ją do włączenia się do dyskusji.
- Mam pracę - posłała Irlandczykowi promienny, nie do końca pasujący do obecnej sytuacji uśmiech. - Wyobraź sobie, że od niedawna nawet legalną. Szkoda palców, ostrożnie z tym nożem.
-No Aiden- rzucił Will puszczając oko Oldze- i może na tym temat póki co zakończysz. Ktoś ma jakieś wątpliwości? Pytania? Jeśli nie to nalegałbym, żebyśmy jak najszybciej znaleźli trop. Nie wiem czy słyszeliście co powiedział młody- sieczkę sprawili rycerze. Płowe płaszcze z czymś mi się kojarzą, ale jak na złość nie przypomnę sobie teraz. Nie wiemy ilu ich jest i dokąd zmierzają, a to interesuje mnie, a mam nadzieje, że i NAS najbardziej. Gotowi do drogi?
Will zrzucił z siebie niepotrzebny na taką wyprawę plecak i skompletował szybko podstawowy ekwipunek, który jego zdaniem mógł przydać się w razie jakiegoś wypadku- ot sztylet podarowany przez Omegę, jeden skromny posiłek, gdyby wyprawa miała się przeciągnąć.
- Dacie radę wziąć mój plecak ze sobą? - zapytał towarzyszy, którzy mieli wyruszyć do siedziby - Nie chcę go zostawiać tutaj, bo cholera wie czy będzie czas wrócić i czy jakiś zwierzak się nie dobierze. A w drodze będzie zdecydowanie mi przeszkadzał - nie wykluczam, że będziemy musieli uciekać, jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli.

- Will, Will, mój Ty agresywny kociaku. Będę chciał, to zakończę, a na razie nie chcę. - Aiden sięgnął po plecak Willa - Mogę go wziąć. Daj znać jeśli będzie trzeba pomóc otworzyć Ci jakiś słoik. Podobno kobietom często się to zdarza.
Dalej spoglądał na Olgę. Od góry do dołu, od dołu do góry. Aiden miał ładniejsze, ale myślał o sobie jako altruiście, który powinienem dzielić się ciałem absolutnie z każdą.
- Prawdziwa z Ciebie flirciara, Krysa. Na chuj Ci była praca, skoro wszystko się wali?
Odwzajemniła spojrzenie ze sporą dozą sceptycyzmu.
- Zawsze coś się wali, jak nie tu, to gdzieś indziej. Gdyby obecna sytuacja nie była tak... globalna, to w czym problem? Nie po to wybyłam z Rosji, żeby mnie teraz pisklak pouczał jak latać, strata czasu. Gadanie o dupie Marynie też nas do celu nie przybliża, niestety - dwadzieścia cztery godziny to o wiele za mało, żeby stać i po próżnicy kłapać dziobem. Krysa nie zamierzała siedzieć w miejscu.
- Płowe płaszcze nie mówią mi nic, kolczugi brzmią paskudnie, a zabijanie czarowników to już prawie inkwizycja.
- Ptaszku, polatamy trochę razem i zniknie ten ostry ton. Piękni ludzi nie powinni być tak nieprzyjemni. Szczególnie wobec pisklaków, przecież to rani moje małe, dziecięce serduszko. Kolczugami się nie martw. Prawą ręką wbiję facetowi jego kolczugę aż do kręgosłupa, a lewą będę jednocześnie się masturbować. Ani jedno ani drugie nie będzie problemem.
- Aiden, tego faceta najpierw trzeba znaleźć, najlepiej z całą resztą. Może nadal są gdzieś w okolicy.
Olga oddaliła się o kilka kroków, zwiększyła dystans od chwilowego miejsca postoju i spróbowała skupić się na obecności istot żywych. Mogła coś przeoczyć, coś mogło jej umknąć, jednocześnie liczyła, że natknie się na jakiś ślad, który powiedziałby, w jakim kierunku udali się sprawcy całego zamieszania. Albo przynajmniej że naprawdę nikogo tu nie ma.
 
no_to_ten jest offline  
Stary 18-08-2015, 18:26   #19
 
chrysletY's Avatar
 
Reputacja: 1 chrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodzechrysletY jest na bardzo dobrej drodze
Miejsce rzeźni

Półprzytomny mężczyzna wił się na ziemi, darł zmarzniętą trawę nienaturalnie bladymi dłońmi. Puls bił mu bardzo słabo. Podczas gdy Connor w znakomity, wyćwiczony sposób zajął się organizacją amputacji a Jarek rzucił na odchodnym Obdarzonym, ruszającym by odnaleźć trop co ujrzał w umyśle nieszczęśnika, ten jęczał tylko cicho. W pewnym oddaleniu od reszty tkwił na kolanach Garet. Miał zamknięte oczy. Obie dłonie położone miał na ziemi przed sobą.

Blada z przerażenia Sophie i Connor zajęli swoje pozycje. Ranny jęknął coś nieco głośniej. Sophie widziała jego bladą twarz i uchylone usta. Miał popsute, zżółkłe zęby. Z oczu cienką strużką płynęły łzy bólu. A prawdziwy ból miał dopiero nadejść.
Z pełnym profesjonalizmem Connor rozciął nogawkę lnianych spodni. Tak jak Obdarzeni się spodziewali, noga była zupełnie pogruchotana. Kostka wygięta była w nienaturalny sposób, palce sine. Goleń był zmiażdżony, skóra nie została zdarta; noga była po prostu płaska i w kawałkach. Gdyby ją unieść, przypominałaby skórzany worek do którego ktoś nawrzucał kawałków twardego drewna. Skóra płonęła czerwienią.
- Lilliana... - szept rannego był słaby i jakby odległy - Gdzie jesteś?
Raven odetchnął głęboko. Pochylił się nad kolanem mężczyzny i zniżył ostrze...
Jarek zerknął na mapę przygniecioną kamieniem. Na rogu kartki ujrzał słowa, które musiał umieścić tam William. Rozmazywały się już one, zdawały się wsiąkać w papier. Chłopak wytężył wzrok.

W schronieniu jest pistolet i dwadzieścia sztuk amunicji. Może się cholernie bardzo przydać, nikomu o tym nie wspominaj...

*

Tymczasem Donovan klęczał na śniegu. Miał zamknięte oczy i lekko zmarszczone brwi. Szybciej niż zazwyczaj poczuł je. Niewidoczne i odległe; zimne i kojarzące się z kolorem i konsystencją z mgłą.
Najbliżej leżała kobieta z rozrzuconymi szeroko rękoma i nogami. Miała zmasakrowaną twarz; nos został wgnieciony w czaszkę, miała też przekrzywioną szczękę. Garet widział to w swojej wyobraźni. Byt będący pozostałością jej ciała był najbliżej. Nieco dalej znajdywały się jeszcze dwie skrawki umysłu; One nie miały w sobie już nic z człowieka. Odchodziły w niebyt... Lub gdzieś indziej... Gdzieś, gdzie Garet nie mógł za nimi podążyć.
Otworzył oczy.
Nad ciałem kobiety wisiał półprzezroczysty obłok. Na pobojowisku zrobiło się nagle o wiele zimniej. Connor pochylający się nad kolanem rannego poczuł gęsią skórkę.
- ...Robercie, tak bardzo tak strasznie cię przepraszam... Bob... To on nie miał siły by zrobić co należało... A już go mieliśmy, a on miał mu zamknąć tętnice, ale powiedział że nie da rady... Ucieczka... Och dlaczego zgodziłam się, byś poszedł z nami... Dałam ci ten nowoczesny pasek, a ty powiedziałeś mi... powiadziałeś coś, co rozbawiło nas wszystkich do łez! Kocham cię... Przeklęci Płowi, przeklęci po stokroć! Kim jesteś? - to pytanie było rzucone w eter; jednak Donovan wiedział, że być może duch poczuł jego bliską obecność. Lecz nagle kobieta wycofała się.
Szept się urwał. Wszelkie ewentualne próby nawiązania kontaktu spełzłyby obecnie na niczym. Garet znów się skupił, lecz wówczas koncentrację zaburzył mu...

...Krzyk.
Ostrze gładko weszło w skórę. Connor wykazał się dużym doświadczeniem i podjął najwłaściwszą decyzję, którą zdecydowanie było ucięcie zmiażdżonej kończyny w kolanie; jednak ani Sophie, ani stojący nieopodal Jarek nie wykazali się dostatecznym refleksem. Było to zupełnie niespodziewane, gdyż niemal omdlony mężczyzna nie zdawał się być na siłach, by podjąć takie działanie. Kiedy jednak nóż zagrzechotał o tkankę chrząstki, ranny otworzył nagle usta i wydał z siebie ogłuszający ryk bólu, niczym ciężko ranne zwierzę. Nim ktokolwiek z Obdarzonych zdołał doń doskoczyć - lub jak w przypadku Sophie która miała ku temu najlepszą sposobność zwyczajnie zatkać mu usta dłonią, krzyk poniósł się po okolicy, wpadając w echo pomiędzy skałami, na rozległych obszarach skalistej pustyni za otaczającymi Obdarzonych, naturalnymi menhirami...

...Duch kobiety odchodził, pełen dojmującego bólu krzyk rannego przeraził go. Garet Donovan czuł to w kościach. Duch chciał uciekać. To była chwila decydująca. Teraz musiał wejść z duchem w kontakt, powiedzieć coś, co skłoniłoby cierpiący skrawek duszy do pozostania w tym świecie jeszcze kilka chwil.



Zwiad (Obdarzeni udają się na poszukiwanie tropu, kilka minut przed krzykiem rannego)


William przekazał "mapę" Jarkowi. Następnie w towarzystwie Aidena i Krysy której umiejętności miały okazać się niebawem nieocenione, zwrócili się ku ścieżkom prowadzącym w skalny labirynt. Nie musieli specjalnie wytężać wzroku. Spostrzegli trop, odciśnięte w lekko zmarzniętej, piaszczystej ziemi ślady butów. Krysa aktywowała swą moc stojąc w lekkim oddaleniu od reszty, lecz nadal nie wyczuwała niczyjej obecności.
Ruszyli tropem, najostrożniej jak tylko się dało. Jednak pojęcie ostrożności wydawało się w zaistniałej sytuacji dość naiwną rzeczą. Po niespełna kilkudziesięciu metrach Obdarzeni znaleźli się już w sieci wąskich, skalnych korytarzy. Każdy kolejny załom, głaz lub nasyp luźnych kamieni uniemożliwiał dojrzenie co czai się za węgłem.
Stracili pobojowisko ze swoich oczu. Szli.

Aiden szedł na przedzie. Dlatego to właśnie on zatrzymał się w pół kroku, gdy Olga wydała ostrzegawczy okrzyk.
Byli już spory kawałek drogi od reszty Obdarzonych. Trop będący śladami wielu stóp co wydedukował William, wciąż był dobrze widoczny. Olga wpatrując się w niego, poczuła nagle ostre ukłucie w głowie. Jak gdyby ktoś raził ją rozgrzaną do czerwoności igłą.
Poczuła obecność. Tak nagle, znikąd i nieoczekiwanie. W przeszłości czasem zdarzało jej się pomylić: Bywało tak, gdy na przykład w grupie kilku osób znajdowało się zwierzę; wyczuwała wówczas umysły ludzkie, lecz mniej skomplikowany umysł zwierzęcy umykał jej uwadze. Jednak teraz było inaczej. Jakby ktoś zmaterializował się nagle gdzieś niedaleko. Bardzo niedaleko...

Aiden wyszedł zza zaokrąglonej, wysokiej skały. Na lewo od niego znajdowała się szersza ścieżka, która kończyła się ślepym zaułkiem, olbrzymią, matową skalną ścianą. W ścianie była jaskinia. Przed jaskinią, w lekkim rozkroku stał postawny mężczyzna.
Black zatrzymał się odruchowo, usta ułożyły mu się w typowe dla zaskoczonego człowieka, komiczne "o". William i Krysa niemal wpadli na niego, zastygłego w niemym, trwającym kilka sekund zaskoczeniu.
Postać stojaca przed nimi ubrana była w ciężką, stalową zbroję spod której wylewała się miejscami gruba kolczuga. Na głowie miał hełm zakrywający mu niemalże całą twarz, prócz dwóch szpar na oczy. W opuszczonej nisko, prawej dłoni rycerz trzymał długi, dwuręczny młot. Powiewała szara peleryna, sięgająca mu nieco poniżej pośladków.
Trwał tak zupełnie bez ruchu. Tylko wyglądające ze szpar w hełmie oczy były szeroko rozwarte, wpatrzone w Aidena. Biła z nich chłodna kalkulacja. Ramiona unosiły się w powolnych lecz bardzo głębokich oddechach. Było coś nieludzkiego w postaci rycerza, jednak Obdarzeni nie mogli ujrzeć co konkretnie. Obdarzeni mieli dwie minuty do czasu, gdy ranny mężczyzna z pobojowiska krzyknie.

Pobojowisko kilka sekund po krzyku


Wszystko poszło sprawnie. Odcięta kończyna odtoczyła się na bok. Connor musiał użyć swej mocy by powstrzymać krwawienie; rana została następnie przypalona. Mężczyzna zemdlał i wybudził się po kilkunastu sekundach z jękiem na ustach. Jego szanse na przeżycie wahały się zapewne w okolicach pięćdziesięciu procent, była to jednak sprawa niepewna. Wyglądało niemniej na to, iż może powiedzieć kilka słów. Usta poruszały mu się niemrawo. Pachniało przypalonym mięsem.
Garet wciąż tkwił na kolanach; William z Aidenem i Krysą zniknęli między skałami już jakiś czas temu.
 
__________________
She bruises coughs, she splutters pistol shots
But hold her down with soggy clothes and breezeblocks

Ostatnio edytowane przez chrysletY : 18-08-2015 o 18:29.
chrysletY jest offline  
Stary 21-08-2015, 16:51   #20
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Rozmowa z duchem Liliany

Garet wstał i podszedł do ciała kobiety.
- Nie odchodź. My też podróżujemy w czasie. Przysłał nas Omega - głos Donovana był cichy, choć wiedział, że siła głosu nie ma znaczenia dla zbłąkanej duszy. Nie przestraszył jej krzyk, tylko potężny ładunek emocjonalny, który niósł się wraz z głosem mężczyzny. Duch czuł jego ból i strach. Dlatego Garet w swój głos starał się włożyć możliwie dużo spokoju.
Jedno słowo zrobiło na duchu kobiety wrażenie. Było to słowo “Omega”, i tylko na nie duch zareagował. Donovan odczuł zimną wściekłość.
- Morderca, szalony morderca. Lecz nie kłamca… - duch jakby się uspokoił - Powiedz Robertowi gdy się obudzi, że odchodzę myśląc o nim i że go przepraszam. Reg Hollowstrip musi zginąć...
Tym razem strzępki duszy kobiety odchodziły spokojnie, rozpływając się w powietrzu. Aby powstrzymać ducha, Donovan musiał wzbudzić jego ciekawość o wiele silniej niż uprzednio, gdy chęcią ucieczki ducha było przerażenie olbrzymim, pełnym bólu ładunkiem emocjonalnym.
- Dlaczego Hollowstrip musi zginąć? Co jeśli go nie zabijemy? - Donovan nie miał pomysłu jak zatrzymać ducha, dlatego zdecydował się na najprostrzy mozliwy sposób skupienia czyjejś uwagi. Sprzeciwił się tezie kobiety. Ona mówi, że ktoś musi zginąć, więc najprościej zachęcić ją do rozmowy rzucając wątpliwość na jej tezę.
- Widziałam jakim stał się świat miejscem pod koniec istnienia Ziemi. Trzeba pokrzyżować szyki tym drugim, wysłanym przez Irysa by zniszczyli świat. Reg Hollowstrip jest Alfą. Od niego wszystko się zaczęło… Lecz Omega z pewnością udzielił wam wyjaśnień przed misją, a resztę musicie odkryć sami jak i my musieliśmy. Zagadka “Innych”, ha ha… Jestem zmęczona, nieznajomy, ze świata który umiera. Odchodzę gdzieś, gdzie nie będę czuła ciężaru ciała i umysłu. Czas na odpoczynek. Bez snów. Jednak lubię cię. Chyba nie każdy umie nas dostrzec i rozmawiać z nami, czyż nie? Och gdy byłam jeszcze żywa i miałam normalną twarz, może poznalibyśmy się lepiej…? Jesteś przystojny. - powierzchnia kuli zafalowała lekko - Powiedz mi coś miłego, to zostanę tu jeszcze na kilka chwil. Jednak to życie wydaje się mi tak mało istotne a stan w którym się znajduję tak błogi…
- Jesteś piękna - Garet powiedział bez wahania w stronę unoszącej się nad zmasakrowanym ciałem świetlistej kuli - czuję to. Wy, duchy możecie przyjmować jaką chcecie postać, ale czuję że twoja dusza jest piękna. Mam taki dar.
Garet kłamał bez mrugnięcia okiem. Jego dar pozwalał mu rozmawiać z duchami, ale nie mógł poznać ich natury. Widział i czuł tylko to na co byt sam mu pozwalał.
- Nie musisz być uwięziona tutaj, przy swoim ciele - mężczyzna cieszył się, że duch już pogodził się ze swoją śmiercią. Nie ma chyba trudniejszej rzeczy niż przekonać kogoś, że nie żyje.
- Jeżeli jest jakiś przedmiot, lub miejsce z którym jesteś emocjonalnie związana, to możesz to wykorzystać, żeby pozostać w tym świecie.
Garet chciał ją zaciekawić nowymi możliwościami.
- Na razie o tym nie myślę - duch zamigotał - Zarumieniłabym się, gdybym wiesz… Miała jak. Nie chcę tu zostawać, i tak nie dalibyśmy rady dopaść Hollowstripa, teraz, kiedy wywieźli go z Loume. Może wam się uda… Ale musielibyście się pospieszyć - westchnięcie - Szkoda, że Robert nie jest tu ze mną. Przekażesz mu, że będę tęsknić?
-Jak to wywieźli? - oczy Gareta rozszerzyły się ze zdziwienia - dokąd go zabrali? I kto?
- Och tak, Płowi. Ci którzy nas zamordowali to Płowi od płaszczy w tym kolorze który noszą na plecach. Wciąż czają się w okolicy, ostrzeż swoich przyjaciół. Bardzo ciężko z nimi walczyć. Oficjalnie podaje się ich za odpowiedników inkwizycji śledzących i likwidujących Obdarzonych. Mają w sobie jakiś rodzaj mocy, ale oczywiście nie wiemy do końca jaki, Omega też nie. Powód? Nigdy nie udało się nam złapać żywcem jednego z nich. Zwykle przemieszczają się w dużych grupach… Nas zaatakowali w sześciu… Nie mogę ci jednak na ich temat nic więcej powiedzieć. Co do Hollowstripa, to zabrali go razem z kilkoma innymi młodymi księżami do klasztoru na północ od Loume, kilka godzin drogi stąd… Jako podejrzanego o konszachty z nami… - Duch kobiety westchnął przeciągle - W ogóle więcej nie mogę ci już powiedzieć, bo mam ochotę stąd iść. Pozwolisz, że teraz trochę odpocznę…
Garet skinął głową na znak zrozumienia.
- Przekażę Robertowi, że tęsknisz. Powiedz tylko jeszcze jak masz na imię.
- Liliana...
Donovan usłyszał ostatnie, przeciągłe westchnięcie a później kula znikła. Odczuł jej obecność gdzieś dalej - ponad skalistą pustynią, zapewne zachwycającą się rozległymi widokami z lotu ptaka.

Garet odprowadził ją wzrokiem, a gdy kula światła rozmyła się spojrzał ponownie na pobojowisko. Wciągnął głęboko do płuc lodowate powietrze i spojrzał na zegarek. Kilka godzin drogi do klasztoru w jedną stronę dość mocno zawężało ich możliwości. Musiał przekazać uzyskane informacje swoim towarzyszom.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172