Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2015, 23:04   #11
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przez szeroką arkadę wyciągniętego korytarza stanowiącego część doku stoczni przygotowujących Artume do wyruszenia wyraźnie widać było całą długość kilkunastu z jej pokładów, nieco poniżej. Jeden z licznych, obejmujących okręt jak wyciągnięta dłoń - w pozostałych widać było światło i panujący ruch ledwie dostrzegalnych sylwetek, które musiały być sługami, serwitorami, inżynierami i tech-kapłanami. Iluminatory w dolnej połowie arkady były pomarańczowo zabarwione, przez domieszkę pierwiastków mających chronić przed promieniowaniem tak z gwiazd, jak i z różnych, kilka lat temu niegotowych jeszcze fragmentów okrętu. Górna część przeszklenia w arkadzie stanowiła zaś witraże w błękicie, szarości, czerwieni i odcieniach metali pospolitych i szlachetnych, a reprezentowane tam sceny oddawały cześć Bogu Wszystkich Maszyn.

W tym wąskim wycinku arkady panowały cisza i spokój, kontrastujące z harmidrem kłębiących się jak mrówki ekip wokół pewnych zewnętrznych komponentów fregaty. Ta wyglądała już na praktycznie gotową i dużą część ruchu stanowiły dostawy lądownikami wyposażenia, zapasów, a nawet personelu do zaokrętowania na stałe. Jednak w gościnnej poczekalni w doku, jednym z bardzo niewielu takich pomieszczeń panowała taka sama cisza jak tam na zewnątrz w próżni, i delikatne światło i przyjemna woń kadzideł, a wyposażenie przypominać mogło wygodne loże. Dla gości przeznaczone były fotele, na przeszklonym regale dostępne były różne napoje w większości alkoholowe, a pomieszczenie było chłodzone zdecydowanie lepiej niż reszta metalicznej konstrukcji przewodzącej potężne linie energetyczne, licznymi hakowatymi przewodami przekroju jak rosły mężczyzna dołączonymi wciąż do końcowych zestawień na okręcie, jeszcze nie pokrytych na stałe luminatem pancerza ablacyjnego.

Jedne szerokie odrzwia otoczone portalem płaskorzeźb były tymi, którymi goście byli wprowadzani - drugie prowadziły do czasowych kwater dla oficerów i ważnych członków załogi, gdy obowiązki nie pozwalały udać się do rezydencyjnej części kwater Vandermondeo w głębi stacji. Było to oczywiście tymczasowe - wynajęte wraz z dokiem, i tylko na czas prac prowadzonych nad Artume. Zazwyczaj, na lata, jak w tym przypadku.

Szerokie odrzwia od tej właśnie strony rozchylone zostały na boki przez dwóch reprezentacyjnych żołnierzy w stroju nie tak różnym od ich kapitan - czarne bryczesy i wysokie buty, purpurowa tunika-frak zapinana w jednym rzędzie, rozpięta, spod której wystawały fałdy i falbany białych jak śnieg kol, ich rękawy widoczne również pod rękawami obszywanych złotą nicią fraków o epoletach w tymże kolorze. Dłonie w czarnych rękawiczkach, lewa u każdego, spoczywały spokojnie na głowni przypasanego koncerza w czarnej pochwie na złotym łańcuszku. Twarze nie wyrażały emocji, oczy były skupione, krótkie acz elegancko zaczesane włosy dopełniały wizerunku elegancji. Gdyby zobaczyć ich, czy oficera który wszedł przez otwarte wrota, można by zastanowić się z czego wynika kontrast elegancji i nieskazitelności panujący w Rodzie Vandermondeo z ledwie nieobraźliwą prezencją oficera wykonawczego Artume…

- Pan Schild zobaczy się teraz z wami. - zadeklamował silnym, ale uprzejmym głosem oficer, odwracając się, by poprowadzić przybyłych wgłąb prywatnej części doku.
Major Adonai, chociaż w przebraniu żołnierza dynastii, wciąż wyraźnie odcinał się od szeregowych żołnierzy. Nawet nie chodziło o misterną bionikę oplatającą jego oko - nawyk trzymania wszystkich na dystans był aż nazbyt wyraźny.
Zaproszony dowódca kiwnął głową na dwóch żołnierzy popychających krio-zbiornik. Plastalowa platforma z sarkofagiem wtoczyła się z cichym stukotem na arkadę.
Oficer spojrzał na nią z powątpiewaniem, lecz niewzruszenie prowadził przez długie, słabo oświetlone korytarze. Bardziej przemysłowa część, jak też mieszkalna, pełna była kratownic, podsufitowych szyn z ramionami do transportu ładunku, który nie dało się przewieźć próżnią, oraz gdy korytarz przemienił się w krużganek, w dole wielkiej hali widać było kolejno usytuowane hangary i lądowiska.

Zeszli po pół kilometra, trzeciej części długości Artume krętymi schodami, przechodząc przez stróżówkę gdzie zwyczajni żołnierze Vandermondeo, ubrani w te same fraki i podstawowe elementy ubioru lecz bez zdobień i z karabinami laserowymi na ramionach zasalutowali przechodzącym.

Metaliczne drzwi rozsunęły się z sykiem. Ich oczom ukazały się o wiele większe. Byli w jednej ze śluz, jednym z hangarów, gdzie już czekały dwie postaci w czarnych, workowatych skafandrach jakby z metalicznej folii, z przeszkleniem o tym samym pomarańczowym zabarwieniu co iluminatory w korytarzach, a oprócz nich dwójka sług i trzech ludzi w bardziej lub mniej zabrudzonych skafandrach. Na wózku na kołach widać było oczekujące skafandry.
Oficer podszedł do postaci w skafandrach i zasalutował im, po czym ci oddali salut. Dopiero odwrócił się do majora.
- To wasi przewodnicy w ostatnim odcinku. Zabiorą was prosto do pana Schilda. Będziecie potrzebowali skafandrów. To - skinął głową w stronę platformy z sarkofagiem - Może zaczekać tutaj, lub pańscy ludzie mogą zabrać ze sobą w próżni. - wypowiadając ostatnie słowa patrzył na jednego z techników, który skinął głową, wiedząc, że pojemnik można zabezpieczyć jakiegoś rodzaju materiałem i niewątpliwie zabezpieczyć przywiązując do skafandrów ewentualnych “tragarzy”.
- Nie będzie tam z tego żadnego pożytku - major wykonał ręką przeczący gest - Zostajecie tutaj, strzelać bez rozkazu jeżeli cokolwiek spróbuje wyjść z środka - rzucił do swoich żołnierzy i zaczął ubierać kombinezon.
Kwadrans później był już na poszyciu statku; mag-buty bezgłośnie uderzały o metalową powierzchnię kiedy maszerował w stronę Hectora.
- Komisariat zawsze miał zacięcie do teatralnych gestów - powitał byłego komisarza zmęczonym głosem
- Chcieliście dyskrecji, a ja nie chciałem przerywać prac. - odparł Hector, siedzący w tej chwili na wybrzuszeniu w postaci włazu serwisowego w cieniu olbrzymiej baterii laserowej, górującej nad mężczyznami. Ledwie widocznym w braku światła gwiazdy, widzianym przez oświetlenie z latarek przytroczonych go hełmów, reflektorów z doku i ognia tysięcy spawanych fragmentów poszycia gestem odprawił dwóch przewodników, odkładając podłączony do skafandra, zapewne dla zasilania, datadysk i podręczny cogitator obliczeniowy.
- Mówiąc precyzyjniej, jeżeli nie zachowamy dyskrecji to cała sprawa mogła równie dobrze zakończyć się cichą egzekucją miesiąc temu - z uniesioną głową podziwiał okręt i dok z tej nietypowej perspektywy - Komisarz mojej jednostki został zasztyletowany miesiąc temu, na tej stacji. Razem z przyjacielem -
Hector przez chwilę po prostu siedział w milczeniu, trawiąc te słowa.
- Rozumiem, że śledztwo jest w toku. - odezwał się z trzaskiem vox-nadajnika, pomiędzy haustami rzadkiego powietrza.
- Śledztwo nie jest tym, co mnie martwi. Martwi mnie fakt, że rozmawiałem z nim wczoraj.-
- Czy obawiacie się, majorze, że winny ucieknie naszym statkiem bo ten najszybciej opuści Port? - od razu do rzeczy zapytał Hector.
- Nie. Ale Pyrr wrócił do nas...w osobliwej postaci. Ma pełną świadomość swojego dawnego życia i żadnej nowego. Niemniej, ciało w którym obecnie jest...przypomina do złudzenia kapitan Ambrosię Vandermondeo.-
- Nie jestem pewien czy rozumiem. - nastąpiła dłuższa pauza - Może zacznijcie od początku majorze, chronologicznie, przypisując imiona i po kolei.
-Nawet po śledztwie nie ma tutaj zbyt dużo do powiedzenia; Jason Lutij, tragarz na stacji w pijackim napadzie próbował obrabować wracających z Odpoczynku Żeglarza komisarzy; udało mu się zadać obu powierzchowne rany. Broń którą opisali obaj napadnięci opisali jako niesankcjonowanego pochodzenia. Zmarli niedługo potem; sekcja wykazała śmiertelną mutację która spowodowała komplikacje- nic dziwnego biorąc pod uwagę skażenie panujące na stacji. Jednak ze względu na śledztwo nie spalono zwłok. Podczas powtórnych badań na początku ubiegłego tygodnia zauważono regeneracyjne zmiany skórne. Od tego miejsca sprawę przejąłem ja, izolując ciało w kriokomorze i obserwując zmiany. Widząc jaką formę przybrało, miałem tylko dwie możliwe opcje.- powoli, metodycznie streścił historię choć wyraźnie mówienie o śmierci komisarza powodowało u niego dyskomfort
- A teraz przybywasz powiedzieć, o niezaprzeczalnym podobieństwie do mojej kapitan. - zakończył Hector.
- A teraz chcę dla nich obu oczyszczenia i godnego pożegnania. Ale przede wszystkim, bezpieczeństwa Imperium - burknał - To były oficjalne ustalenia śledztwa i moje własne obserwacje. Mam jeszcze jedno przypuszczenie - zatrzymał się w pół zdania - Domyślasz się, komisarzu, dlaczego przychodzę akurat do ciebie? -
- Tylko częściowo. Zgaduję, że może mieć to coś wspólnego z Chirano. - odpowiedział Schild - Ale nie jestem już z komisariatem.
- Bynajmniej nie z powodu uchybień - powiedział to tonem jakby jego opinia przeważała nad wyrokiem - Tak, Chirano. Zastąpił Ulę Nosakova, drugiego ze zmarłych. Wraz z Windriderami wsiadł na Najdłuższą Litanię ruszającą w trop Róży z Terry. - znowu pauza - Zastąpił go po śmierci Uli, już na okręcie. Dołączył jako jeden z komisarzy okrętowych by dzień po odcumowaniu zostać prawą ręką dowódcy -
- Czy choćby batalion Winderinderów dołączył do załogi Litanii? - zapytał Hector.
- Są tam jako piechota szturmowa aby odbić Różę, jeżeli będzie taka potrzeba - odpowiedział, a potem wrócił do poprzedniej myśli - Komisarz Chirano przez tamten miesiąc był przenoszony wiele razy; więcej niż Pyrr przez cały okres służby. Jeżeli okręt miał ruszać, przenoszono go na inny który zostawał w porcie -
- Czy Jasona Lutija ujęto żywcem? - drastycznie zmienił temat dawny komisarz, by uzupełnić pewną dla niego niewiadomoą.
- Ujęto, osądzono i stracono w ciągu tygodnia. Wtedy nie było żadnych podstaw aby trzymać go przy życiu -
- A broń wciąż znajduje się w posiadaniu komisariatu?
- Tak, jest w biurze komodora. Choć w tej chwili trudno o nią prosić bez zwrócenia uwagi na zabranie przeze mnie ciała -

Dłuższą chwilę Hector milczał, trawiąc te informacje.
- Zatem, majorze. Dlaczego przybyłeś do mnie z tę sprawą?
Nawet przez wizjer skafandra było widać upiorny uśmiech majora - Ponieważ Pyrr w ciele waszej kapitan wczoraj poprosił mnie o zgodę na ściganie Chirano -
- Ponieważ Chirano zniknął na dzień przed atakiem. - na głos dokończył Hector.
- Co, w jego opinii czyni go winnym w myśl zasady “kto zyskał?”. Osobiście nie jestem zwolennikiem przychylania ucha zmarłym, tym bardziej w obcym ciele; jeżeli nie przejmiecie ode mnie tej sprawy, ogień oczyści to ciało a Inkwizycja dopełni reszty - ustawił się frontem do Hectora - Opinia człowieka podejmująca słuszne decyzje pana poprzedza, panie Schild -
- Majorze - Schild wstał - Jeżeli dobrze rozumuję, mówimy o człowieku, który doznał śmierci od ostrza czy jakiegokolwiek uzbrojenia które w jakiś sposób dokonało nieświętej mutacji ciała zmarłego, wracając mu życie w formie innej osoby, fizycznie nieodróżnialnej od innej osoby. Bez względu na wszystko inne mamy do czynienia z najplugawszą techniką, lub, gorzej, wynaturzeniami wiedźm. Gdybym był wciąż członkiem komisariatu, osobiście zaleciłbym spalić to ciało i upewnił się, że to nastąpi, po przesłuchaniu tej kreatury, po czym wysłał raport inkwizytorowi. - spojrzał w stronę z której znajdowała się śluzą, którą przyprowadzono majora.
- Czymkolwiek jest, zanim podejmiemy decyzję, nie możesz ufać, że ten… ożywieniec to wciąż twój przyjaciel. Za samo ukrywanie takiej informacji inkwizycja może dopatrywać się w tobie niedopełnienia obowiązku.
- Za ukrywanie takiej informacji powinienem zostać poddany okrutnym męczarniom poprzedzającym spalenie na stosie - znowu burknał - Gdyby nie zagrożenie dla Litanii i kształty waszej kapitan, dawno byłoby po sprawie. A przesłuchanie...jak przesłuchiwać kogoś kto już nie żyje? -
- Nie każdy kto kiedykolwiek służył w komisariacie utożsamia przesłuchanie z kaźnią. - stwierdził Hector - Nie mamy dostatecznych dowodów, że to Chirano, ale nie można wykluczyć takiej możliwości. Równie prawdopodobnym jest, że jest wygodnym kozłem ofiarnym, gdy prawdziwy zleceniodawca jest nienamierzalny. Obawiam się, że niewiele możemy zrobić jeżeli chodzi o poszukiwanie Chirano… ale powinniśmy dowiedzieć się od… osoby, o której mowa, dlaczego chce go ścigać, skąd u niej wzięło się przypuszczenie, że to Chirano.
- Czyńcie swoją powinność; na waszej głowie zostawiam to zmartwienie - chciał zakończyć nieco lżejszym tonem - Ale...mam nadzieję że wasze działania oddadzą honor temu kim kiedyś był -
- Chcę, żebyś miał świadomość, majorze. Jeżeli uznajesz, że możesz łatwo się pozbyć tego ciężaru, który na siebie wziąłeś. Zapytam go o jego motywy, po czym odbiorę mu życie i złożę raport odpowiednim organom. Po prostu oszczędzę rzeczy, które i tak nie zdadzą żadnych informacji. - dokończył - Nie jestem w mocy by narażać moich mocodawców na konsekwencje takiej decyzji, w imię czegokolwiek, gdy mamy do czynienia z takimi… - na chwilę głos Hectora się załamał, gdy oczy spoczęły na jakimś odległym, niewidocznym punkcie, po czym po prostu urwał zdanie.

- Mógłbym łatwo pozbyć się tego ciężaru; wybrałem inną drogę. Tą, która może ocalić Litanię, a być może i wasz okręt. A co do raportu...jeżeli zażyczycie sobie tego ciała jako pamiątki budującej morale, będę bezpieczny tak długo jak będę zapewniał o mojej współpracy z wami -
- Oto broń heretyków… nie muszą wiele zdziałać, by nasi obrońcy sami stali się dla nas największym zagrożeniem. - stwierdził w zamyśleniu dawny komisarz, koncentrując się znowu.
- Niewiele mamy do dyspozycji… a ja nie mam żadnego wpływu w komisariacie, lecz jest jeszcze jedna możliwość.
Oficer w milczeniu czekał na kontynuację
- Jak dobre są wasze relacje z komodorem Sansem?
- Praktycznie nie istnieją; jesteśmy na stacji ledwie pół roku, a oddział jest na tyle zdyscyplinowany że nie zdążył ich jeszcze pogorszyć-
Hector namyślał się przez długi czas, milcząc i analizującsytuację.
- Rozumiem. To zamyka nam jedną możliwość. Lecz powinniście ciało zabrać z powrotem, gdy dane będzie nam porozmawiać z… tę reinkarnacją waszego przyjaciela, już u was. Być może nieco opóźnię wylot o kilka godzin. Znajdę zastępstwo i zajmę się tę sprawą, choć czasu jest bardzo niewiele.
- Wasze pojawienie się u nas będzie potrzebowało równej dyskrecji jak ta rozmowa - wskazał ręką na wiszące kilometry dalej puste rusztowania remontowe
- Lecz dane mi będzie zastanowić się trzeźwo nad kwestią, i być może przyprowadzić kogoś… bardziej obeznanego w nadprzyrodzonych kwestiach, co do czyjej lojalności nie mam wątpliwości. Chciałbym też zamienić słowo z moją kapitan.
- Jeżeli to wszystko na teraz, majorze, ruszajcie z powrotem. Nasze… “negocjacje” co do ewentualnego niechcianego elementu w waszym pułku jeszcze chwilę potrwają.
- Będę czekał. Niecierpliwie - zakończył, otwierając śluzę

Hector odłączył ostrożnie datadysk gdy major zniknął już w śluzie, gdzie niewątpliwie słudzy pomagali mu zamienić ciężki w warunkach grawitacji skafander z powrotem na purpurową tunikę żołnierzy rodu. Po znalezieniu zastępstwa i wysłaniu magosowi Eredinowi informacji, iż dodatkowe obowiązki wykluczą go z dalszych części inspekcji, w swojej kajucie przy cichych dźwiękach doprowadzonych z melodium podłączył już wolny od przenośnego cogitatora dysk do niewielkich głośników, zazwyczaj służących do nagrania muzyki.
Ujął kieliszek i zaczął nalewać doń drinku z piersiówki, mrużąc brwi gdy słyszał nagrane słowa rozmowy.
“Niemniej, ciało w którym obecnie jest...przypomina do złudzenia kapitan Ambrosię Vandermondeo.”
 
-2- jest offline