Stefan, Arinf, Mohini
To, co się wydarzyło w czasie rytuału osłabiło oba wampiry. Nie pamiętali dokładnie kiedy stracili przytomność i co dokładnie było powodem jej utraty. Obaj czuli zmieszanie i byli mocno zdezorientowani.
Zimny wiatr przywrócił ich do świadomości. Jednak oprócz niego było jeszcze coś. Czyjaś obecność. Złe wspomnienia z rytuału powróciły, jak jątrząca się rana.
Na ich szczęście, o ile tak można powiedzieć, była to tylko Mohini która przeszła obok nich. Wampirzyca szła z pochyloną głową i najwyraźniej szukała czegoś w ziemi.
Stefan i Arinf podnieśli się z ziemi i otrzepali ubrania z pyłu. Nadal czuli się bardzo niepewnie, ale pojawienie się Mohini w pewien sposób dodało im pewności.
- Czyżbyś szukała? - zapytał znajomy głos.
Cała trójka odwróciła się w kierunku źródła dźwięku i zobaczyła wyłaniającego się z cienie Luciusa. Malkavianin uśmiechał się szeroko, a na plecach dzierżył sporych rozmiarów worek.
- Czy byliście grzeczne w tym roku, moje kochane dzieciaczki? - zapytał syczącym tonem - Wujek Lucius ma tutaj coś dla was.
Po tych słowach Malkavianin podszedł do trójki wampirów i postawił worek na ziemi. Spojrzał po wszystkich i zatrzymał się na Mohini.
- I jak tam moja droga? Pamiętasz o naszej umowie? Nadal chcesz odzyskać swoje rzeczy? Wujek Lucius spełnił swoją obietnicę. Teraz kolej na ciebie moja kochana.
Lucius rzucił w stronę Mohini niewielką plastikową buteleczkę.
- Bądź tak miła i użycz mi kilka kropel swojej cudnej juchy.
Stefan i Arnif patrzyli na tę jakże absurdalna scenę z niedowierzaniem. Cichy Skowyt i Arthur
Kojot i Wilk po krótkiej rozmowie postanowili wrócić do reszty. Wcześniej jednak postanowili sprawdzić gawrę Walthera. Być może tam właśnie krył się klucz do tajemnic wyspy.
Przemykając wśród drzew i krzaków oba zmiennokształtni dotarli do wejścia do jaskini, którą niedźwiedź wybrał na swoją kryjówkę.
Przy wejściu do gawry gurhala widać było ślady lepkiej pajęczyny. Arthur i Skowyt z lekką obawą weszli do środka.
Jaskinia niedźwiedzia była kompletnie pusta. Nie było choćby śladu jej gospodarza. W powietrzu nie czuć było nawet żadnej woni po Waltherze. Było to dziwne i niepokojące.
Bowiem woń, jaka wypełniała pieczarę nie tylko drapała w gardle i wywoływał łzy w oczach, ale także otumaniał zmysły.
Arthur już znał ten zapach. Pierwszy raz czuł go na plaży, gdy był na patrolu. Teraz była ona o wiele intensywniejsza.
Oba łaki wiedziały, że poza tą jaskinią, gawra Waltera posiada też inne pieczary. Spojrzeli po sobie i zastanawiali się, czy powinni wrócić do reszty, czy kontynuować przeszukanie.
Walthera tutaj nie było. Za to gdzieś w głębi czaiło się coś…. coś złego, obcego i wrogiego.
__________________ Konto usunięte na prośbę użytkownika. |