Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2015, 00:40   #31
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob uwielbiał takie rozmowy, jaką przeprowadził z Eloizą. Podczas takich rozmów każda decyzja podjęta przez rozmówcę prowadziła do wygranej Jacoba.

Dowiedział się z niej niezwykle ciekawych rzeczy. Richard La Croix wyjechał na Antiguę w poszukiwaniu Enzo Castellariego.
Wyprawę poszukiwawczą, a nie misję ratunkową czy pospieszne dorżnięcie. Wyprawy poszukiwawcze organizują ludzie nie znający położenia poszukiwanego obiektu lub osoby i tylko tacy ludzie.
To z kolei oznaczało, iż La Croixowie nie posiadają spektakularnej wiedzy w tym temacie. Niemniej każde poszukiwania należy od czegoś zacząć. Najlepiej od zdobycia tropu.

Dlaczego poleciał na Antiguę? Trop czy zwyczajne miotanie się? Tego należało się dowiedzieć.
Jeśli trop, to Jacob musiał znaleźć lepszy, a jeśli miotanie się, to musiał znaleźć jakikolwiek. Oczywiście nie miał zamiaru celować w inne niż najlepsze.

Ponadto planowała ucieczkę. Nie udało mu się odwieść jej od tego przekonania, przez co nie miał karty atutowej w nadchodzącej rozmowie z Cezarem, ale za to otwierało wspaniałe wachlarze innych możliwości. Dzięki temu każdy jej wybór prowadził do jego wygranej.
Posunął się nawet do nakreślenia jej uroczym oczkom wizji świata gotowego podobnie do wilkołaka rzucić się na nią i rozszarpać. Przesadził, lecz w jej położeniu różnica mogła być niewielka.
Zrobił to z dwóch powodów. Próbował nakłonić ją do rezygnacji, a w przypadku braku sukcesu na tym polu zachęcił do zaproszenia do wspólnej wyprawy.

Tym razem również nie mógł przegrać. Jeśli zdecyduje się na samotny wojaż, to zamierzał śledzić młódkę. Niezwykle interesowało go to, kto wynajął zabójców. Najsilniejszym kandydatem było Black Cross, lecz w obliczu szczątkowych informacji na temat Enzo w ręku rodu ten motyw stał się nieprzekonujący.
Gdy rozejdzie się fama, że zabójcy nawalili do akcji wkroczą szpiedzy lub kolejni zabójcy. Może nawet wkroczą tuż po ucieczce kobiety? Wszystko zależało od odległości oraz szybkości przepływu informacji.

Gdy Jacob miał wychodzić odprowadzany przez Alfreda Eloiza jeszcze chwyciła Starra za rękaw. Odwrócił się ku niej.
Chciała mu jeszcze coś powiedzieć nim siwy mężczyzna się zjawił. Czy teraz mu to powie?

- Ja… do zmierzchu będę czekać na farmie przy Black Hand Hill. W nocy opuszczam Rigel. Tak, hm, żebyś wiedział - powiedziała, zaś Cooper uśmiechnął się ciepło. Skinął głową.

- Najlepszą bronią są pieniądze, ale to miecz obosieczny. W drodze najlepiej, żeby ów ostrze było ukryte. Weź zapas, ale na podorędziu trzymaj tylko drobne - dodał, a następnie ukłonił się jej w pierwszej kolejności, zaś w drugiej służącej.

Zaledwie kilka chwil później stał w pokoju Cezara La Croix. Obiecał jego siostrze, że go zajmie, zaś ona sama ucieknie z Rigel dopiero w nocy.
Ta rozmowa miała znacznie więcej celów niż poprzednia, gdyż musiał dowiedzieć się co wie rodzina La Croix, wyjść na sojusznika, zająć jak najwięcej czasu i w miarę możliwości sprawić, by posiadali u niego kolejny dług wdzięczności. Najlepiej kolejny ratunek życia, choć Cooper nie do końca był pewien czy mu się to uda, gdyż wiele zależało nie do końca od niego.

Stał w milczeniu rozmyślając pod maską pokornego oczekiwania na okazanie mu atencji.
Przy okazji dyskretnie rozglądał się po pomieszczeniu. Robiło wrażenie dzięki silnej ingerencji natury w wystrój. Sam Cezar był smutny i zdenerwowany.

- Mówiono mi, że przyjdziesz. Od razu mówię, że nie mam wiele czasu - powiedział jednocześnie zamaszyście podpisując dokumenty. Jacob ukłonił się dwornie i rozpoczął grę.

- I ja nie mam go wiele. Całkowicie rozumiem pański pośpiech. W końcu plaga nie wybiera swoich ofiar.

Udało mu się rzucić okiem na dokumenty. Dotyczyły zabezpieczenia domu, kosztów transportu do stolicy, wynajęcia nowej ochrony.

Oto kolejne, cenne informacje - pomyślał mitolog.

- Przejdę zatem od razu do rzeczy. Z całą pewnością wiesz, monsieur La Croix, o zamachu na twoją siostrę w bibliotece.

Nie mógł nie wiedzieć. Właśnie starał się wynająć nowych ludzi poza tym takich informacji nie da się długo ukryć, jeśli nie umie się tego zrobić. Eloiza nawet gdyby chciała zapewne by nie potrafiła.
Spojrzeli na siebie. Jacob widział obraz człowieka na którego twarzy smutek był częstym gościem.

- Tak. Jestem ci winny podziękowania - Cezar wymusił uśmiech i podał mu rękę, którą Cooper uścisnął z lekkim ukłonem.

- To byli profesjonaliści pierwszego sortu, typ ludzi wykonujących nawet najtrudniejsze zlecenie, ale za duże pieniądze - powiedział spokojnie Jacob niby w zamyśleniu podchodząc nieco bliżej, lecz tak na prawdę obserwował Cezara oraz śledził zmiany. W szczególności te, które mogły nastąpić. Tamten jednak pozostawał niewzruszony. Choć może lepszym określeniem byłoby osowiały.

- Wynajęci przez Black Cross. Moim zdaniem.

- Ktokolwiek to był, zadarł z niewłaściwymi ludźmi - dla podkreślenia wypowiedzi arystokrata machnął w powietrzu arkuszem papieru.
Jacob uśmiechnął się lekko, niby odruchowo spoglądając na kartkę, po czym postąpił w stronę Cezara jeszcze o krok i powiedział konspiracyjnie:
- Monsieur La Croix, wiem, że pańska rodzina może wiele, ale ośmielam się przypuszczać, że Black Cross dysponuje szerszymi środkami. Oni monitorują cały świat.

Cezar prychnął.
- Są mocni, ale nie przesadzajmy. Na każdego znajdzie się bat.

Starr w to nie wątpił, a jednocześnie zyskał całkiem nowe informacje, choć nie do końca odkrywcze. Domyślał się, że nawet siła Black Cross była ograniczona. Teraz te informacje potwierdziły się.

- Monsieur wybaczy, ale muszę zadać to pytanie.

- Tak?

- Czy jest pan członkiem Black Cross? - zapytał Cooper, lecz niewiele obchodziła go odpowiedź szlachcica. Zdecydowanie bardziej interesowało go to, co powie ciało szlachcica oraz w jaki sposób słowa zostaną wypowiedziane.
Arystokrata zrobił się czerwony na twarzy. Zacisnął pięść, łamiąc w dłoni pióro. Cooper widział, że kieruje nim szczere wzburzenie.

- Słuchaj łajdaku, nie będę tolerował podobnych insynuacji we własnym domu!

Jacob uśmiechnął się szeroko i zakrył usta chustą, po czym zaczął głośno, nieprzerwanie stukać paznokciami o blat stołu. Gdy się odezwał przynajmniej tak cicho jak poprzednio:

- Inna odpowiedź bezpowrotnie zamknęłaby mi usta. Pora uargumentować moją hipotezę - powiedział Jacob zyskując pewności, iż nie rozmawia z agentem. Stukanie było zwiastunem przejścia do kolejnej fazy dość skomplikowanego planu.

Cezar wciąż był wzburzony. Przerwał nadchodzącą tyradę podniesioną ręką.
- Stoisz tu tylko dlatego, bo uratowałeś moją siostrę. Oby to było warte zachodu.

Historyk powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem. Mistrz słowa był w swoim żywiole.

- Motywem Black Cross były informacje jakie posiada pan i część pańskiej rodziny na temat Enzo Castellariego oraz jego odkrycia. O zagrożeniu wie pan, monsieur La Croix, bo już jakiś czas temu przyszedł list z czarnym krzyżem w ramach groźby. Lub ostrzeżenia. Jak zwał, tak zwał. Pannie Eloizie nic nikt nie powiedział, by ją chronić i nie martwić, ale organizacja tego nie wie lub o to nie dba. Dostała zawodową ochronę, a ten dom jest dość bezpieczny. W tym czasie w mieście przybywało ludzi drążących temat. Dziwnym zbiegiem okoliczności w mieście pojawia się Zarażony i całe coraz lepiej poinformowane Rigel będzie odcięte. To naturalne, że na pańską rodzinę takie zagranie nie wystarczy. Pojawiają się zabójcy. Mademoiselle La Croix to łatwy cel, zaś plaga skutecznie wywabi wszystkich członków rodziny z bezpiecznej przystani. Eliminacja to wtedy kwestia czasu, bo rodzina niczego nie podejrzewa, a nawet chce spotkania. W odwecie za martwe ciało siostry. Ale plan zaczyna się sypać. Monsieur Richard wyjechał wcześniej zabierając ze sobą przynajmniej jedną osobę interesującą się Enzo, a na drodze zabójców staje kolejny gracz w grze, którego jeszcze Black Cross myli z pionkiem. Znam minimalną liczbę agentów przebywających obecnie w Rigel. Tożsamość jednego mieszkającego tutaj odkryłem. Widziałem ich technologię - przerwał Cooper patrząc na Cezara. Całkowicie kontrolując własną mimikę opanował się przed uśmiechem dumy.

Całkiem zgrabnie to wykoncypował. Bujda wsparta na faktach zawsze brzmiała diablo wiarygodnie i wyłącznie taki był zamiar.
W rzeczywistości nie miał bladego pojęcia czy Black Cross wysyłało listy szlachcicom tak jak szarym obywatelom.
Natomiast połączenie Zarażonego z Czarnym Krzyżem było majstersztykiem, z którego był prawdziwie zadowolony. To nic, iż mogło to być bez sensu. Brzmiało logicznie i tak miało brzmieć. Wystarczy zasiane ziarno niepewności.
Dodatkowo powiedział co wie nie mówiąc jednocześnie nic. Nie mówiąc już o tym, że wspaniale poszła mu pierwsza kwestia w graniu na zwłokę.

Szlachcic podszedł do balustrady balkonu. Przez chwilę przyglądał się falującej zieloności na gałęziach starej czeremchy. Urwał kilka liści, zgniótł je w żylastej dłoni. Odwrócił głowę, aby widzieć Jacoba kątem oka.

- Liczę, że w przypadku tej osoby twój osąd jest bardziej trafny niż poprzednio. Masz jakieś dowody?

Starr przestał stukać i przyjrzał się swoim palcom przebierając nimi przed własną twarzą.
Głupie pytanie. Oczywiście, że nie miał. Przecież nie podprowadzi pistoletu albo nie napisze dokumentu głoszącego "Jestem agentką Black Cross. Podpisano Zoi Clemes." i jej parafka. Tego jednak nie mógł powiedzieć. Za to mógł się odnieść do pierwszej części wypowiedzi arystokraty i połączyć z kontynuacją planu.

- Monsieur, pragnę zauważyć, iż moje pytanie nie było osądem, a jedynie środkiem do upewnienia się, że tak nie jest. Nie przyszedłbym tutaj, gdybym podejrzewał, że jest inaczej. Niemniej strzeżonego Noas strzeże. A’propos strzeżenia się. Monsieur pozwoli, że jednak będę mówić utrzymując poprzednią głośność. Strzeżonego… - nie skończył również podchodząc do balustrady, po czym pomyślał przez chwilę i powoli wyciągnął bełt, którym zaczął stukać o poręcz, a następnie powrócił do poprzedniej głośności.
Cezar podniósł sceptycznie brew. Niemniej czekał dalej.

- Mamy ten sam cel. Chcemy uderzyć w organizację.

- I tu się mylisz. Nie chcę w nikogo uderzać. Impulsywny odwet świadczyłby o złej kalkulacji ryzyka.

Wspaniała informacja dostała się w posiadanie historyka. La Croix zaprzeczył. To zwiększało prawdopodobieństwo tego, iż informacje wydedukowane o jego rodzinie są prawdziwe. Aż do tego momentu nie mógł być tego pewien, ponieważ rozmówca mógł zbywać milczeniem jego pomyłki nie naprowadzając na właściwe szlaki.
Naturalnie dalej było to możliwe, lecz prawdopodobieństwo się zmniejszyło.

- Jeśli wydedukowany plan organizacji jest tak poprawny jak odkryta rola w zamachu na pańską siostrę, to jesteście w szachu, monsieur La Croix, a najbliższe posunięcie może doprowadzić do matu. Proponuję wykonać gambit, a potem złamać zasady i wprowadzić autonomicznego hetmana w przebraniu piona.

- Niczym król w szatach żebraka - uśmiechnął się smutno szlachcic. To oczywiste, iż odnosił się do dziecięcej bajki, w której król postanowił zamienić się rolami z identycznym do niego człowiekiem będącym właśnie żebrakiem.
Pokiwał głową na znak, iż rozumie aluzję.

- Więcej. Gambit z pułapką defensywną. Trzeba wyjechać z Rigel i to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Moim zdaniem należy czynić takie przygotowania, jakie przygotowywałby pan normalnie. Niech statki przypłyną, a pańska rodzina planowo wyjdzie z domu ze zwykłą ochroną. Na ustalonej trasie przejścia proszę rozstawić cichą ochronę. Najlepiej, by tylko oni znali drogę i tylko swoją pozycję. Jeśli Black Cross chcą dopaść państwa w drodze proszę bardzo. Wtedy oni uderzą na pańską rodzinę, a na nich od tyłu pańscy cisi. Jeśli nie, to tym lepiej. Następnie należałoby wejść na planowy okręt, gdy zaczną zapadać ciemności. Cisi od razu skierowaliby się na inny pod przykrywką zwykłych obywateli, zaś pańska rodzina mogłaby się wymknąć i niezauważenie dostać do czekających już ochroniarzy. Jeśli to możliwe, zebrać całą ochronę. Oto gambit z pułapką. Jeśli plan organizacji nie jest właśnie taki, to nikt nie zginie od nadmiernej ostrożności. Tymczasem ja będę działał w terenie i co jakiś czas znajdę sposób, by przekazać panu nowe dane. Wróg mojego wroga... - uśmiechnął się zza chusty Jacob.

[Bardzo Trudny Test Obycia]

- Widzisz, czemuś to ja jestem zarządcą domu, a ty historykiem. Mówisz o swoim planie jakby jego organizacja była kwestią paru godzin - Cezar milczał dłuższą chwilę - Ale niech mnie Noas pokarze, jeśli nie jest to jakaś koncepcja. Nie wiem skądś się urwał chłopie, ale w jednym masz rację. Nigdy dość przezorności.

Na tym elemencie planu zależało Starrowi najmniej. Posłużył rozsądną radą i w zasadzie decyzja szlachcica niewiele go obchodziła, ponieważ reszta nie zależała od niego. Jeśli zrobią tak jak mówi i uratują skórę, to zyska kartę atutową. We wszystkich wypadkach przeciwnych nie zyska nic, ale też nic nie straci.

Cezar skierował swoje kroki do niskiego sekretarzyka i wyjął zeń składaną szachownicę. W zadumie przełożył między palcami najmniejszą bierkę oraz królową.
Historyk powstrzymał się od skrzywienia się. Jego rozmówca ciągle wymuszał na nim zmiany pozycji.

- Hetman w przebraniu piona - powtórzył cicho - to nawet dobre.
Wreszcie powrócił do swojego gościa. Kiwnął głową.

- Muszę to jeszcze przemyśleć. Teraz pozostaw mnie samego. Bez względu na decyzję, przed wypłynięciem będę miał dużo formalności na głowie.

Jeszcze chwilę mógł przeciągnąć. Była to ostatnia chwila na wydobycie informacji z Cezara.

- Jeszcze jeden moment, monsieur. Muszę poddać pod pańską uwagę niezwykle ważną kwestię - powiedział stukając tym razem o blat. Głośno.

Sytuacja na szachownicy nie była już tak komfortowa. Przez przeciąganie musiał ujawnić jeszcze kawałek swojej wiedzy. Tylko który?
Nie powie przecież, że znalazł u Zoi broń sejsmiczną.

- Proszę zwracać uwagę na dziwne zbiegi okoliczności. Zagrożenie nie tkwi tylko w postaci zabójców. Jeśli dziwnym trafem, mimo sprzyjającej pogody trafi się sztorm na morzu, to może nie być to przypadek. Widziałem broń, która nie powinna istnieć. Każe sądzić, iż nic, co wygląda na przypadek może nim nie być. I proszę pomyśleć jak Black Cross mogli dowiedzieć się co wie pańska rodzina. Może przez jakąś zaawansowaną technologię w pańskim domu? - spojrzał sugestywnie na własną stukającą dłoń.

Kolejny raz był z siebie zadowolony. Skoro istniała broń sejsmiczna, to czemu miałaby nie istnieć atmosferyczna?
Może istniał jakiś racjonalny powód, dla którego taka konstrukcja jest niemożliwa do osiągnięcia, ale nie sądził, by jego rozmówca takowy znał. Generowanie trzęsień ziemi brzmi dokładnie tak samo nieprawdopodobnie jak sztormów czy innych kataklizmów. Jednak to właśnie o sztormach napomknął, ponieważ podejrzewał, iż właśnie w taki sposób planują opuścić Rigel.

- Nie chcę również nikogo oskarżać, bo nie znam pańskich ludzi, ale z punktu widzenia czystej dedukcji jest taka możliwość, że ktoś wynosi informacje. Poddaję możliwość pod pańską obserwację oraz rozmyślania jako osobie znającej swoich pracowników w przeciwieństwie do mnie. I ostatnia kwestia… - powiedział Jacob samemu czując jak czas topnieje. Tyle rzeczy do zrobienia.

- By skuteczniej pozyskiwać informacje potrzebuję dodatkowej wiedzy o Black Cross i Enzo Castellarim. Bez tego moja skuteczność drastycznie spadnie, a może pan mi wierzyć, prędzej czy później dostrzeże pan w tej organizacji swego wroga. Wtedy ja, mój geniusz i pozyskane przeze mnie informacje przydadzą się panu. Chcieli zabić pańską siostrę, zaś pański brat wyjechał na Antuguę. Idę o zakład, że już jest w rękach Black Cross. Dodatkowo z całą pewnością wiedzą o domu pańskiej rodziny na Betelgezie. To wszystko wydedukowane na podstawie szczątkowych informacji. Dlatego potrzebuję danych o Black Cross, Enzo Castellarim i jego odkryciu. W tym wypadku również to nie może panu zaszkodzić, monsieur, a perspektywicznie pomóc już z całą pewnością - spojrzał na Cezara uważnie.

Zastanawiało go czy chłopak dostarczył już listy i czyi szpicle mogli już warować pod bramami posiadłości.
Miał wejść na chwilę i wynosić się z miasta czym prędzej. Plany uległy diametralnej zmianie. Miał czas do zmierzchu i musiał zagospodarować go nader rozsądnie.

Po pierwsze, Cezar nie mógł wypłynąć tego dnia, bo akceptując plan Jacoba mogli trafić na ten sam okręt. Ów możliwość była skrajnie niekomfortowa choćby z tego powodu, iż nie będzie mógł grać wtedy bohatera i protektora przed jej rodziną, a za razem ród nie zaciągnie u niego kolejnego długu.

Po drugie, musiał zdobyć jak najwięcej informacji przed opuszczeniem tego miejsca. Sprawa Black Cross robiła się najmniej niejednoznaczna, co czyniło dodatkowe problemy.
Jeśli to nie oni nasłali zabójców, zaś na obecną chwilę nie potrafił znaleźć wiarygodnego motywu, to w grze mogło istnieć nawet dwóch dodatkowych graczy siedzących w cieniu: strona Zarażonego i Zabójców, choć jeszcze nie potrafił ich połączyć z odkryciem Enzo.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline