Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2015, 00:40   #31
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob uwielbiał takie rozmowy, jaką przeprowadził z Eloizą. Podczas takich rozmów każda decyzja podjęta przez rozmówcę prowadziła do wygranej Jacoba.

Dowiedział się z niej niezwykle ciekawych rzeczy. Richard La Croix wyjechał na Antiguę w poszukiwaniu Enzo Castellariego.
Wyprawę poszukiwawczą, a nie misję ratunkową czy pospieszne dorżnięcie. Wyprawy poszukiwawcze organizują ludzie nie znający położenia poszukiwanego obiektu lub osoby i tylko tacy ludzie.
To z kolei oznaczało, iż La Croixowie nie posiadają spektakularnej wiedzy w tym temacie. Niemniej każde poszukiwania należy od czegoś zacząć. Najlepiej od zdobycia tropu.

Dlaczego poleciał na Antiguę? Trop czy zwyczajne miotanie się? Tego należało się dowiedzieć.
Jeśli trop, to Jacob musiał znaleźć lepszy, a jeśli miotanie się, to musiał znaleźć jakikolwiek. Oczywiście nie miał zamiaru celować w inne niż najlepsze.

Ponadto planowała ucieczkę. Nie udało mu się odwieść jej od tego przekonania, przez co nie miał karty atutowej w nadchodzącej rozmowie z Cezarem, ale za to otwierało wspaniałe wachlarze innych możliwości. Dzięki temu każdy jej wybór prowadził do jego wygranej.
Posunął się nawet do nakreślenia jej uroczym oczkom wizji świata gotowego podobnie do wilkołaka rzucić się na nią i rozszarpać. Przesadził, lecz w jej położeniu różnica mogła być niewielka.
Zrobił to z dwóch powodów. Próbował nakłonić ją do rezygnacji, a w przypadku braku sukcesu na tym polu zachęcił do zaproszenia do wspólnej wyprawy.

Tym razem również nie mógł przegrać. Jeśli zdecyduje się na samotny wojaż, to zamierzał śledzić młódkę. Niezwykle interesowało go to, kto wynajął zabójców. Najsilniejszym kandydatem było Black Cross, lecz w obliczu szczątkowych informacji na temat Enzo w ręku rodu ten motyw stał się nieprzekonujący.
Gdy rozejdzie się fama, że zabójcy nawalili do akcji wkroczą szpiedzy lub kolejni zabójcy. Może nawet wkroczą tuż po ucieczce kobiety? Wszystko zależało od odległości oraz szybkości przepływu informacji.

Gdy Jacob miał wychodzić odprowadzany przez Alfreda Eloiza jeszcze chwyciła Starra za rękaw. Odwrócił się ku niej.
Chciała mu jeszcze coś powiedzieć nim siwy mężczyzna się zjawił. Czy teraz mu to powie?

- Ja… do zmierzchu będę czekać na farmie przy Black Hand Hill. W nocy opuszczam Rigel. Tak, hm, żebyś wiedział - powiedziała, zaś Cooper uśmiechnął się ciepło. Skinął głową.

- Najlepszą bronią są pieniądze, ale to miecz obosieczny. W drodze najlepiej, żeby ów ostrze było ukryte. Weź zapas, ale na podorędziu trzymaj tylko drobne - dodał, a następnie ukłonił się jej w pierwszej kolejności, zaś w drugiej służącej.

Zaledwie kilka chwil później stał w pokoju Cezara La Croix. Obiecał jego siostrze, że go zajmie, zaś ona sama ucieknie z Rigel dopiero w nocy.
Ta rozmowa miała znacznie więcej celów niż poprzednia, gdyż musiał dowiedzieć się co wie rodzina La Croix, wyjść na sojusznika, zająć jak najwięcej czasu i w miarę możliwości sprawić, by posiadali u niego kolejny dług wdzięczności. Najlepiej kolejny ratunek życia, choć Cooper nie do końca był pewien czy mu się to uda, gdyż wiele zależało nie do końca od niego.

Stał w milczeniu rozmyślając pod maską pokornego oczekiwania na okazanie mu atencji.
Przy okazji dyskretnie rozglądał się po pomieszczeniu. Robiło wrażenie dzięki silnej ingerencji natury w wystrój. Sam Cezar był smutny i zdenerwowany.

- Mówiono mi, że przyjdziesz. Od razu mówię, że nie mam wiele czasu - powiedział jednocześnie zamaszyście podpisując dokumenty. Jacob ukłonił się dwornie i rozpoczął grę.

- I ja nie mam go wiele. Całkowicie rozumiem pański pośpiech. W końcu plaga nie wybiera swoich ofiar.

Udało mu się rzucić okiem na dokumenty. Dotyczyły zabezpieczenia domu, kosztów transportu do stolicy, wynajęcia nowej ochrony.

Oto kolejne, cenne informacje - pomyślał mitolog.

- Przejdę zatem od razu do rzeczy. Z całą pewnością wiesz, monsieur La Croix, o zamachu na twoją siostrę w bibliotece.

Nie mógł nie wiedzieć. Właśnie starał się wynająć nowych ludzi poza tym takich informacji nie da się długo ukryć, jeśli nie umie się tego zrobić. Eloiza nawet gdyby chciała zapewne by nie potrafiła.
Spojrzeli na siebie. Jacob widział obraz człowieka na którego twarzy smutek był częstym gościem.

- Tak. Jestem ci winny podziękowania - Cezar wymusił uśmiech i podał mu rękę, którą Cooper uścisnął z lekkim ukłonem.

- To byli profesjonaliści pierwszego sortu, typ ludzi wykonujących nawet najtrudniejsze zlecenie, ale za duże pieniądze - powiedział spokojnie Jacob niby w zamyśleniu podchodząc nieco bliżej, lecz tak na prawdę obserwował Cezara oraz śledził zmiany. W szczególności te, które mogły nastąpić. Tamten jednak pozostawał niewzruszony. Choć może lepszym określeniem byłoby osowiały.

- Wynajęci przez Black Cross. Moim zdaniem.

- Ktokolwiek to był, zadarł z niewłaściwymi ludźmi - dla podkreślenia wypowiedzi arystokrata machnął w powietrzu arkuszem papieru.
Jacob uśmiechnął się lekko, niby odruchowo spoglądając na kartkę, po czym postąpił w stronę Cezara jeszcze o krok i powiedział konspiracyjnie:
- Monsieur La Croix, wiem, że pańska rodzina może wiele, ale ośmielam się przypuszczać, że Black Cross dysponuje szerszymi środkami. Oni monitorują cały świat.

Cezar prychnął.
- Są mocni, ale nie przesadzajmy. Na każdego znajdzie się bat.

Starr w to nie wątpił, a jednocześnie zyskał całkiem nowe informacje, choć nie do końca odkrywcze. Domyślał się, że nawet siła Black Cross była ograniczona. Teraz te informacje potwierdziły się.

- Monsieur wybaczy, ale muszę zadać to pytanie.

- Tak?

- Czy jest pan członkiem Black Cross? - zapytał Cooper, lecz niewiele obchodziła go odpowiedź szlachcica. Zdecydowanie bardziej interesowało go to, co powie ciało szlachcica oraz w jaki sposób słowa zostaną wypowiedziane.
Arystokrata zrobił się czerwony na twarzy. Zacisnął pięść, łamiąc w dłoni pióro. Cooper widział, że kieruje nim szczere wzburzenie.

- Słuchaj łajdaku, nie będę tolerował podobnych insynuacji we własnym domu!

Jacob uśmiechnął się szeroko i zakrył usta chustą, po czym zaczął głośno, nieprzerwanie stukać paznokciami o blat stołu. Gdy się odezwał przynajmniej tak cicho jak poprzednio:

- Inna odpowiedź bezpowrotnie zamknęłaby mi usta. Pora uargumentować moją hipotezę - powiedział Jacob zyskując pewności, iż nie rozmawia z agentem. Stukanie było zwiastunem przejścia do kolejnej fazy dość skomplikowanego planu.

Cezar wciąż był wzburzony. Przerwał nadchodzącą tyradę podniesioną ręką.
- Stoisz tu tylko dlatego, bo uratowałeś moją siostrę. Oby to było warte zachodu.

Historyk powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem. Mistrz słowa był w swoim żywiole.

- Motywem Black Cross były informacje jakie posiada pan i część pańskiej rodziny na temat Enzo Castellariego oraz jego odkrycia. O zagrożeniu wie pan, monsieur La Croix, bo już jakiś czas temu przyszedł list z czarnym krzyżem w ramach groźby. Lub ostrzeżenia. Jak zwał, tak zwał. Pannie Eloizie nic nikt nie powiedział, by ją chronić i nie martwić, ale organizacja tego nie wie lub o to nie dba. Dostała zawodową ochronę, a ten dom jest dość bezpieczny. W tym czasie w mieście przybywało ludzi drążących temat. Dziwnym zbiegiem okoliczności w mieście pojawia się Zarażony i całe coraz lepiej poinformowane Rigel będzie odcięte. To naturalne, że na pańską rodzinę takie zagranie nie wystarczy. Pojawiają się zabójcy. Mademoiselle La Croix to łatwy cel, zaś plaga skutecznie wywabi wszystkich członków rodziny z bezpiecznej przystani. Eliminacja to wtedy kwestia czasu, bo rodzina niczego nie podejrzewa, a nawet chce spotkania. W odwecie za martwe ciało siostry. Ale plan zaczyna się sypać. Monsieur Richard wyjechał wcześniej zabierając ze sobą przynajmniej jedną osobę interesującą się Enzo, a na drodze zabójców staje kolejny gracz w grze, którego jeszcze Black Cross myli z pionkiem. Znam minimalną liczbę agentów przebywających obecnie w Rigel. Tożsamość jednego mieszkającego tutaj odkryłem. Widziałem ich technologię - przerwał Cooper patrząc na Cezara. Całkowicie kontrolując własną mimikę opanował się przed uśmiechem dumy.

Całkiem zgrabnie to wykoncypował. Bujda wsparta na faktach zawsze brzmiała diablo wiarygodnie i wyłącznie taki był zamiar.
W rzeczywistości nie miał bladego pojęcia czy Black Cross wysyłało listy szlachcicom tak jak szarym obywatelom.
Natomiast połączenie Zarażonego z Czarnym Krzyżem było majstersztykiem, z którego był prawdziwie zadowolony. To nic, iż mogło to być bez sensu. Brzmiało logicznie i tak miało brzmieć. Wystarczy zasiane ziarno niepewności.
Dodatkowo powiedział co wie nie mówiąc jednocześnie nic. Nie mówiąc już o tym, że wspaniale poszła mu pierwsza kwestia w graniu na zwłokę.

Szlachcic podszedł do balustrady balkonu. Przez chwilę przyglądał się falującej zieloności na gałęziach starej czeremchy. Urwał kilka liści, zgniótł je w żylastej dłoni. Odwrócił głowę, aby widzieć Jacoba kątem oka.

- Liczę, że w przypadku tej osoby twój osąd jest bardziej trafny niż poprzednio. Masz jakieś dowody?

Starr przestał stukać i przyjrzał się swoim palcom przebierając nimi przed własną twarzą.
Głupie pytanie. Oczywiście, że nie miał. Przecież nie podprowadzi pistoletu albo nie napisze dokumentu głoszącego "Jestem agentką Black Cross. Podpisano Zoi Clemes." i jej parafka. Tego jednak nie mógł powiedzieć. Za to mógł się odnieść do pierwszej części wypowiedzi arystokraty i połączyć z kontynuacją planu.

- Monsieur, pragnę zauważyć, iż moje pytanie nie było osądem, a jedynie środkiem do upewnienia się, że tak nie jest. Nie przyszedłbym tutaj, gdybym podejrzewał, że jest inaczej. Niemniej strzeżonego Noas strzeże. A’propos strzeżenia się. Monsieur pozwoli, że jednak będę mówić utrzymując poprzednią głośność. Strzeżonego… - nie skończył również podchodząc do balustrady, po czym pomyślał przez chwilę i powoli wyciągnął bełt, którym zaczął stukać o poręcz, a następnie powrócił do poprzedniej głośności.
Cezar podniósł sceptycznie brew. Niemniej czekał dalej.

- Mamy ten sam cel. Chcemy uderzyć w organizację.

- I tu się mylisz. Nie chcę w nikogo uderzać. Impulsywny odwet świadczyłby o złej kalkulacji ryzyka.

Wspaniała informacja dostała się w posiadanie historyka. La Croix zaprzeczył. To zwiększało prawdopodobieństwo tego, iż informacje wydedukowane o jego rodzinie są prawdziwe. Aż do tego momentu nie mógł być tego pewien, ponieważ rozmówca mógł zbywać milczeniem jego pomyłki nie naprowadzając na właściwe szlaki.
Naturalnie dalej było to możliwe, lecz prawdopodobieństwo się zmniejszyło.

- Jeśli wydedukowany plan organizacji jest tak poprawny jak odkryta rola w zamachu na pańską siostrę, to jesteście w szachu, monsieur La Croix, a najbliższe posunięcie może doprowadzić do matu. Proponuję wykonać gambit, a potem złamać zasady i wprowadzić autonomicznego hetmana w przebraniu piona.

- Niczym król w szatach żebraka - uśmiechnął się smutno szlachcic. To oczywiste, iż odnosił się do dziecięcej bajki, w której król postanowił zamienić się rolami z identycznym do niego człowiekiem będącym właśnie żebrakiem.
Pokiwał głową na znak, iż rozumie aluzję.

- Więcej. Gambit z pułapką defensywną. Trzeba wyjechać z Rigel i to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Moim zdaniem należy czynić takie przygotowania, jakie przygotowywałby pan normalnie. Niech statki przypłyną, a pańska rodzina planowo wyjdzie z domu ze zwykłą ochroną. Na ustalonej trasie przejścia proszę rozstawić cichą ochronę. Najlepiej, by tylko oni znali drogę i tylko swoją pozycję. Jeśli Black Cross chcą dopaść państwa w drodze proszę bardzo. Wtedy oni uderzą na pańską rodzinę, a na nich od tyłu pańscy cisi. Jeśli nie, to tym lepiej. Następnie należałoby wejść na planowy okręt, gdy zaczną zapadać ciemności. Cisi od razu skierowaliby się na inny pod przykrywką zwykłych obywateli, zaś pańska rodzina mogłaby się wymknąć i niezauważenie dostać do czekających już ochroniarzy. Jeśli to możliwe, zebrać całą ochronę. Oto gambit z pułapką. Jeśli plan organizacji nie jest właśnie taki, to nikt nie zginie od nadmiernej ostrożności. Tymczasem ja będę działał w terenie i co jakiś czas znajdę sposób, by przekazać panu nowe dane. Wróg mojego wroga... - uśmiechnął się zza chusty Jacob.

[Bardzo Trudny Test Obycia]

- Widzisz, czemuś to ja jestem zarządcą domu, a ty historykiem. Mówisz o swoim planie jakby jego organizacja była kwestią paru godzin - Cezar milczał dłuższą chwilę - Ale niech mnie Noas pokarze, jeśli nie jest to jakaś koncepcja. Nie wiem skądś się urwał chłopie, ale w jednym masz rację. Nigdy dość przezorności.

Na tym elemencie planu zależało Starrowi najmniej. Posłużył rozsądną radą i w zasadzie decyzja szlachcica niewiele go obchodziła, ponieważ reszta nie zależała od niego. Jeśli zrobią tak jak mówi i uratują skórę, to zyska kartę atutową. We wszystkich wypadkach przeciwnych nie zyska nic, ale też nic nie straci.

Cezar skierował swoje kroki do niskiego sekretarzyka i wyjął zeń składaną szachownicę. W zadumie przełożył między palcami najmniejszą bierkę oraz królową.
Historyk powstrzymał się od skrzywienia się. Jego rozmówca ciągle wymuszał na nim zmiany pozycji.

- Hetman w przebraniu piona - powtórzył cicho - to nawet dobre.
Wreszcie powrócił do swojego gościa. Kiwnął głową.

- Muszę to jeszcze przemyśleć. Teraz pozostaw mnie samego. Bez względu na decyzję, przed wypłynięciem będę miał dużo formalności na głowie.

Jeszcze chwilę mógł przeciągnąć. Była to ostatnia chwila na wydobycie informacji z Cezara.

- Jeszcze jeden moment, monsieur. Muszę poddać pod pańską uwagę niezwykle ważną kwestię - powiedział stukając tym razem o blat. Głośno.

Sytuacja na szachownicy nie była już tak komfortowa. Przez przeciąganie musiał ujawnić jeszcze kawałek swojej wiedzy. Tylko który?
Nie powie przecież, że znalazł u Zoi broń sejsmiczną.

- Proszę zwracać uwagę na dziwne zbiegi okoliczności. Zagrożenie nie tkwi tylko w postaci zabójców. Jeśli dziwnym trafem, mimo sprzyjającej pogody trafi się sztorm na morzu, to może nie być to przypadek. Widziałem broń, która nie powinna istnieć. Każe sądzić, iż nic, co wygląda na przypadek może nim nie być. I proszę pomyśleć jak Black Cross mogli dowiedzieć się co wie pańska rodzina. Może przez jakąś zaawansowaną technologię w pańskim domu? - spojrzał sugestywnie na własną stukającą dłoń.

Kolejny raz był z siebie zadowolony. Skoro istniała broń sejsmiczna, to czemu miałaby nie istnieć atmosferyczna?
Może istniał jakiś racjonalny powód, dla którego taka konstrukcja jest niemożliwa do osiągnięcia, ale nie sądził, by jego rozmówca takowy znał. Generowanie trzęsień ziemi brzmi dokładnie tak samo nieprawdopodobnie jak sztormów czy innych kataklizmów. Jednak to właśnie o sztormach napomknął, ponieważ podejrzewał, iż właśnie w taki sposób planują opuścić Rigel.

- Nie chcę również nikogo oskarżać, bo nie znam pańskich ludzi, ale z punktu widzenia czystej dedukcji jest taka możliwość, że ktoś wynosi informacje. Poddaję możliwość pod pańską obserwację oraz rozmyślania jako osobie znającej swoich pracowników w przeciwieństwie do mnie. I ostatnia kwestia… - powiedział Jacob samemu czując jak czas topnieje. Tyle rzeczy do zrobienia.

- By skuteczniej pozyskiwać informacje potrzebuję dodatkowej wiedzy o Black Cross i Enzo Castellarim. Bez tego moja skuteczność drastycznie spadnie, a może pan mi wierzyć, prędzej czy później dostrzeże pan w tej organizacji swego wroga. Wtedy ja, mój geniusz i pozyskane przeze mnie informacje przydadzą się panu. Chcieli zabić pańską siostrę, zaś pański brat wyjechał na Antuguę. Idę o zakład, że już jest w rękach Black Cross. Dodatkowo z całą pewnością wiedzą o domu pańskiej rodziny na Betelgezie. To wszystko wydedukowane na podstawie szczątkowych informacji. Dlatego potrzebuję danych o Black Cross, Enzo Castellarim i jego odkryciu. W tym wypadku również to nie może panu zaszkodzić, monsieur, a perspektywicznie pomóc już z całą pewnością - spojrzał na Cezara uważnie.

Zastanawiało go czy chłopak dostarczył już listy i czyi szpicle mogli już warować pod bramami posiadłości.
Miał wejść na chwilę i wynosić się z miasta czym prędzej. Plany uległy diametralnej zmianie. Miał czas do zmierzchu i musiał zagospodarować go nader rozsądnie.

Po pierwsze, Cezar nie mógł wypłynąć tego dnia, bo akceptując plan Jacoba mogli trafić na ten sam okręt. Ów możliwość była skrajnie niekomfortowa choćby z tego powodu, iż nie będzie mógł grać wtedy bohatera i protektora przed jej rodziną, a za razem ród nie zaciągnie u niego kolejnego długu.

Po drugie, musiał zdobyć jak najwięcej informacji przed opuszczeniem tego miejsca. Sprawa Black Cross robiła się najmniej niejednoznaczna, co czyniło dodatkowe problemy.
Jeśli to nie oni nasłali zabójców, zaś na obecną chwilę nie potrafił znaleźć wiarygodnego motywu, to w grze mogło istnieć nawet dwóch dodatkowych graczy siedzących w cieniu: strona Zarażonego i Zabójców, choć jeszcze nie potrafił ich połączyć z odkryciem Enzo.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 11-08-2015, 10:13   #32
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Uwieczniona w kamieniu istota nie kojarzyła się z żadnym, znanym podaniem. Była zagadką, której Denis nie potrafił rozgryźć. Z właściwą odkrywcy delikatnością dotknął palcami czarnej skały. Wnet doznał osobliwego uczucia, coś jakby wyładowania. Cofnął rękę, lecz gdy znów zbliżył ją do skały - nic się nie stało. Równie dobrze wyczulona wyobraźnia mogła płatać mu figle.
Czymkolwiek był blok, z pewnością lurker miał do czynienia z cennym źródłem informacji. Przyjrzał się mu z każdej strony. Szybko doszedł do wniosku, że nie weźmie go ze sobą. Bez wierteł od wyspecjalizowanego inżyniera mógł jedynie pomarzyć o wydobyciu obiektu.
Zostawiał za sobą ślady i szedł dalej. Błądził na tyle długo, że zatracił poczucie czasu. Ktoś zadbał, aby zagadkowa komnata znajdowała się głęboko wewnątrz kompleksu. To nasuwało dodatkowe pytania. Z pewnością miała znaczenie sakralne, ale dokładnie jakie - tego Denis nie wiedział.
Z labiryntu udało mu się wyjść dzięki czemuś, co przypominało wyrytą w ścianie drabinę. Po wspinaczce na kamulce przy plaży, dźwignięcie się na górę nie tworzyło większego problemu. Z ulgą stwierdził, że wyszedł poza tylne ściany wielkiej świątyni. Nic go tutaj już nie trzymało, więc mógł kontynuować wędrówkę.
Szedł wprost przed siebie, idąc wzdłuż płytkiego strumyka. Przez większość czasu poruszał się tropikalnym, dusznym lasem. Czasem wychodził na polany z krótką trawą, gdzie warunki były jeszcze gorsze. Żar lał się z nieba, słońce zdawało się palić skórę żywym ogniem. Z mozołem przebył również teren, gdzie ziemia wypiętrzała się, zmuszając do jeszcze bardziej mozolnej wędrówki. Kiedy grunt opadał, wcale nie było łatwiej. Liany i korzenie wydawały się tylko czekać, żeby przyspieszył kroku. Jeden nieostrożny ruch wystarczał, by lęgnął jak długi.
Z czasem zarośla przerzedzały się, zaś Arcon widział coraz więcej prześwitów. Musiał dostać się na drugą stronę wyspy. I rzeczywiście, wkrótce ponownie ujrzał plażę. Upadł na kolana za kępą ciernistych krzewów i powoli wychylił głowę.


Oczy poszerzyły mu się z podniecenia. Za mielizną stał pokaźny trójmasztowiec oraz kilka szalup. Po prawej stronie rozbito przytulony do zatoki obóz. Arcon pierwszy raz od dłuższego czasu zobaczył ludzi. Kręcili się wokół prowizorycznych zabudowań z belek i kwadratowej blachy. Mieli na sobie mocno znoszone stroje. Ich twarze zakrywały maski. Prezentowały groteskowy widok, ale z tej odległości Denis nie potrafił powiedzieć nic więcej.

- Jak rozumiem wasz zarażony jest teraz gdzieś na mojej rodzinnej wyspie. Jeżeli macie dla mnie jeszcze jakieś rady na pożegnanie to z chęcią ich wysłucham. Jeżeli nie, to wydaje mi się, że zostało powiedziane już wszystko.
Rodzeństwo popatrzyło na siebie. Richard dojrzał w spojrzeniu Gascota ślad rozbawienia.
- Drogi panie - odpowiedział mu - Gdybyśmy znali położenie Shagreena, nie byłoby was tutaj.

Szynk pod Martwym Żeglarzem okazał się być lepszym przybytkiem niż większość karczm w mieście. Grupa zajęła wolne miejsce w alkierzu rozświetlonym przez zielony neon. Wydawał nieznośny, buczący dźwięk. By temu zaradzić, Manuela podeszła do szafy grającej. Wrzuciła do maszyny monetę.


Rozległa się głośna muzyka, a rudowłosa powróciła na miejsce kołysząc zjawiskowo biodrami. Goście nie musieli czekać długo, żeby wylądowały przed nimi napitki. Korsarz pociągnął butelkę rumu i splunął przez zęby. Nie protestował głośno, a to oznaczało, że ,,da się pić”.
Jako pierwszy, głos zabrał Richard.
- Nie ufam tym Barensom ani trochę. Wszystko jednak wskazuje na to, że musimy im pomóc. A co wy o tym myślicie?
Ferat odmówił alkoholu i zamówił sobie kawę. Ujął filiżankę za ucho i jeszcze pijąc dał znak, że chce coś powiedzieć.
- Póki co, jesteśmy im potrzebni. Lepiej mieć ich po swojej stronie, niż na odwrót. Tyle że ja… nie jestem mordercą. Nawet zarażonych.
- Niech cię o to głowa nie boli - Dewayne otarł usta rękawem - Całe życie płacą mi za to, żeby kogoś tłuc. Z całym szacunkiem Richardzie. Ale gdy Delegatura zleca przekręcić czyjś łeb, to wiem że z czystością intencji różnie bywa. Jak raz odwalę brudną robotę dla kogoś innego, nic się nie stanie. A skoro mam odzyskać statek, tym lepiej.
Wszyscy spojrzeli na Manuelę, gdyż tylko ona dotychczas milczała. Dziewczyna oparła się wygodnie na krześle i zarzuciła nogi na blat. Przez większą część rozmowy bawiła się rudym kosmykiem włosów. Można by pomyśleć, że cały dialog ma za nic. Richard wiedział że jest inaczej.
- Z tego co opowiadaliście, ci ludzie to wyrachowani gracze. Pod płaszczykiem zwykłej rozmowy kryją sprawdzone socjotechniki. Grajmy w ich grę, ale nie biernie. Trzeba dowiedzieć się o nich czegoś więcej.
Spędzili tak ze sobą jeszcze trochę czasu. Nauta wciąż nie pojawiała się w porcie, który widzieli z okien szynku. Grupa kręciła się po lokalu ze zniecierpliwieniem. Nikt nie chciał być tym, który stwierdził, że coś jest nie w porządku. Tymczasem nad Antiguą zapadł zmrok. Doki rozświetliły się tysiącem rozedrganych punktów. W tym czasie przypłynęło ledwie parę statków. Denis nie znajdował się na pokładzie żadnego z nich.

Cezar powrócił do swoich dokumentów, lecz Jacob pozostał na miejscu.
- Jeszcze jeden moment, monsieur. Muszę poddać pod pańską uwagę niezwykle ważną kwestię.
Mina tamtego wyrażała zniecierpliwienie.
- Mianowicie?
- Proszę zwracać uwagę na dziwne zbiegi okoliczności. Zagrożenie nie tkwi tylko w postaci zabójców. Jeśli dziwnym trafem, mimo sprzyjającej pogody trafi się sztorm na morzu, to może nie być to przypadek.
- Dyrdymały o losie zostawmy kapłanom. Już mi jeden taki mądrala w rodzinie wystarcza.
Cooper pokręcił głową na znak, iż został źle zrozumiany.
- Widziałem broń, która nie powinna istnieć. Każe sądzić, iż nic, co wygląda na przypadek może nim nie być. I proszę pomyśleć jak Black Cross mogli dowiedzieć się co wie pańska rodzina. Może przez jakąś zaawansowaną technologię w pańskim domu?
Gospodarz zastanawiał się tylko przez sekundę.
- To absolutnie wykluczone. Nie zdradzę ci szczegółów, ale mam paru chłopaków, którzy by to wychwycili.
Jacob rozumiał sytuację bez zbędnych tłumaczeń. To była częsta praktyka wśród arystokracji. Po cichu przelewali dotacje na gildię inżynierów, a ci regularnie sprawdzali domy między innymi pod kątem podsłuchów. Wszystko działo się dyskretnie, dzięki czemu wróg nie dowiadywał się o wykryciu pluskiew. W takim przypadku często pozostawiano je w miejscu, jednak sącząc doń fałszywe informacje.
- Nie chcę również nikogo oskarżać, bo nie znam pańskich ludzi, ale z punktu widzenia czystej dedukcji jest taka możliwość, że ktoś wynosi informacje. Poddaję możliwość pod pańską obserwację oraz rozmyślania jako osobie znającej swoich pracowników w przeciwieństwie do mnie.
Cezar zmarszczył gniewnie brwi. Był już wyraźnie zmęczony rozmową. Kciukiem wskazał na zegar ścienny za sobą. Było kilka minut po czwartej.


- Tego typu uwagi są zbyteczne. Wiem kogo zatrudniam. Wierz mi, nie mógłbym sobie pozwolić na błąd.
Jacob nie dawał za wygraną.
- By skuteczniej pozyskiwać informacje potrzebuję dodatkowej wiedzy o Black Cross i Enzo Castellarim. Bez tego moja skuteczność drastycznie spadnie, a może pan mi wierzyć, prędzej czy później dostrzeże pan w tej organizacji swego wroga. Wtedy ja, mój geniusz i pozyskane przeze mnie informacje przydadzą się panu. Chcieli zabić pańską siostrę, zaś pański brat wyjechał na Antuguę. Idę o zakład, że już jest w rękach Black Cross. Dodatkowo z całą pewnością wiedzą o domu pańskiej rodziny na Betelgezie. To wszystko wydedukowane na podstawie szczątkowych informacji. Dlatego potrzebuję danych o Black Cross, Enzo Castellarim i jego odkryciu. W tym wypadku również to nie może panu zaszkodzić, monsieur, a perspektywicznie pomóc już z całą pewnością.
- Jesteśmy Mięsnym Lordami, nie studnią wiedzy. Wiem ile paszy potrzebują nasze farmy, mógłbym ci wymienić trzydzieści sposobów konserwacji mięsa. Ale czemu miałby mnie dotąd obchodzić jakiś lurker albo szpiedzy? Nie znam się na tym i tu ci nie pomogę. Skoro masz się przydać, to ty dostarczaj mi informacji. Nie na odwrót.
Jacob czuł, że rozmowa jest skończona. Cezar zaczął robić się opryskliwy, a to oznaczało, że nic więcej z niego nie wyciągnie. Znakiem tego został z powrotem odprowadzony przez lokaja pod główne drzwi. Starszy mężczyzna lekko skłonił się Jacobowi i przekazał go straży. Zbrojni towarzyszyli Cooperowi w drodze przez otwarty dziedziniec aż pod bramę.
 
Caleb jest offline  
Stary 20-08-2015, 11:33   #33
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Nie udało mu się wydobyć tajemniczego artefaktu z przedwiecznego miejsca kultu. Ale obcowanie z mitologią dawnych mieszkańców dostarczyło mu dreszczyku emocji. I przy okazji ożywiło nieco umysł, przemęczony ostatnimi wydarzeniami. Droga powrotna jak się spodziewał była istnym labiryntem cierpień. Kiedy wydostał się na zewnątrz, po raz ostatni spojrzał na majestatyczne ruiny z nieodpartą refleksją o przemijaniu i kruchości cywilizacji. Dalsza droga nie była wcale łatwiejsza... Co prawda strumień był świetnym tropem, ale jego brzegi porośnięte były dziką roślinnością. Arcon musiał zapuścić się w dżunglę, co kosztowało go wiele wysiłku. Dodatkowo pojawiały się pagórki wymagające od jego ciała wspinaczki i zejścia, podczas których musiał zachować czujność. Gdy ostępy zaczęły się przerzedzać, dotarło do niego, że przebył szerokość wysepki. Tłumił radość do momentu, gdy ujrzał złocistą plażę. Natychmiast jednak szósty zmysł ostrzegł go, aby szukać osłony za kępą na wydmie. Stamtąd podziwiał dostojny trójmasztowiec, cumujący nieopodal wyspy.



Ciekawszym widokiem byli jednak ludzie krzątający się po obozowisku. Nie spodziewał się nigdy, że z taką fascynacją będzie spoglądał na przedstawicieli swojego gatunku. Przemógł ochotę, by się ujawnić, mimo że krótka robinsonada dała mu się już we znaki... Nie wiedział z kim ma do czynienia, rozsądnie więc było poczekać i wstrzymać z powitaniem. Usiłował rozpoznać banderę na okręcie. Sami obozowicze nosili łachmany, wskazujące na niski status społeczny. Twarze osłaniali maskami, z czymś takim lurker jeszcze się nie zetknął. Jeśli byli to przemytnicy, to niezwykle oryginalni. Arcon zastanawiał się, obmyślając strategię działania. Planował wpierw uszczknąć coś z zapasów jedzenia owych nieznajomych, wymagało to zakradnięcia się na kraniec ich koczowiska. Postanowił nabrać sił do tego przedsięwzięcia w spokoju obserwując ich zachowanie, nawyki, sposób porozumiewania się. Gdyby tylko zdobyć jedną z masek... z łatwością mógłby zostać uznany za jednego z nich... Wtedy miałby szansę zaokrętować się na łajbę. Lepszy rejs w nieznane niż samotność rozbitka... - pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 21-08-2015 o 01:19.
Deszatie jest offline  
Stary 21-08-2015, 08:34   #34
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Obecność ludzi było zjawiskiem równie nieoczekiwanym, co trafienie na ślady dawnej cywilizacji. Pierwsze o czym pomyślał Denis to zerwać się i pobiec w kierunku nieznajomych. Wyobraźnia podsuwała sceny, gdzie obozowicze ściskają go serdecznie, dzielą się jadłem i czystą wodą. Wraz dotarło do niego, że fantazja jest podsycana przez wzmożone pragnienia zmęczonego ciała. Nie mógł sobie pozwolić na pochopne działanie. Nie na dzikim Serpens.
Spojrzał w kierunku bandery statku, a właściwie jej pozostałości. Z obecnego stanu nie potrafił wyczytać przynależności jednostki. Póki brakowało mu pewności z kim ma do czynienia, całkiem słusznie uznał że pozostanie w ukryciu. Zaczął dokładnie lustrować obóz.
Obecnie znajdował się za gęstą kępą, zaś podobna znajdowała się po jego prawej stronie. Dalej ujrzał rumowisko kamieni, wysokie na metr. Od strony morza osłaniałby go chłostany przez fale głaz, także osuwisko podobne do tego z prawej - lecz dopiero na przeciwległym krańcu obozu. Najlogiczniejszym miejscem dla magazynu wydawał się być największy namiot z korytarzem lub skrzynia obok niego. Wszystko utrudniały regularne czujki (strzałki) mężczyzn z włóczniami, na których końcu Denis ujrzał niewielkie moduły.


Historyk pozostawił za sobą siedzibę rodu La Croix. Kolejnym raz obrał drogę do gildii lurkerów. Jego uwadze nie uszła coraz bardziej napięta atmosfera w mieście. Ludzie przepychali się na arteriach, dzierżąc tyle bagaży, ile potrafili ze sobą unieść. Świadomość o bytności zarażonych stawała się większa z minuty na minutę. Zamknięcie bram było tylko kwestią czasu i każdy próbował w owym czasie się zmieścić. Starr stał się celem kilku popchnięć i szturchańców. Jako jeden z nielicznych szedł pod prąd, co skutecznie utrudniało dotarcie do ,,Nautiliusa”.
W gildii również panowało poruszenie. Pracownicy dwoili się i troili, wielu z nich niosło metalowe pudła oraz naręcza kabli. Wyglądało na to, że i tu był oczekiwany. Tym razem został skierowany do pomieszczenia przypominającego hangar. Wewnątrz, w połączonym z portem basenie tkwiła podwodna łódź o mocno obłym kształcie. Mechanizm dzielił się na kilka segmentów niczym ogromny owad.


To w tym miejscu skupiało się zamieszanie. Lurkerzy oraz wykupieni mechanicy uwijali się w kłębach gęstej pary. Dokonywali ostatnich przymiarek przed wypłynięciem. Wyglądało na to, że Zoi znalazła sobie własny sposób na ucieczkę z miasta.
Na mostku przed maszyną stała Clemes we własnej osobie. Głośno wydała komendy swoim ludziom. Zamachała w kierunku Jacoba.
- Przezorny zawsze ubezpieczony - spojrzała prosto w oczy niedawnego kochanka - Skąd wiedziałeś?
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 21-08-2015 o 08:54.
Caleb jest offline  
Stary 21-08-2015, 11:52   #35
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Obcy zachowywali środki ostrożności, co nieco zaskoczyło lurkera. Wyspa wyglądała na niezamieszkaną, toteż dziwiła go zbytnia przezorność ludzi w maskach. Chyba że w ich rękach znajdowało się coś niezwykle cennego? Nie miał jednak czasu, aby snuć teraz fantastyczne domysły, dodatkowo głód motywował do akcji. Dopływ adrenaliny ożywił jego ciało i rozbitek był gotów do działania. Postanowił wybrać drogę przez żywioł w którym czuł się najlepiej. Nie wiedział do czego służą moduły na włóczniach strażników, ale podświadomie wyczuwał, że mogą solidnie zaszkodzić bliźnim. Chciał uniknąć spotkania z nimi tak długo, jak tylko było to możliwe. Planował doczołgać się do skały po lewej stronie, a później nurkując w oceanie, przebyć odcinek aż do usypiska po drugiej stronie obozu. Odległość nie była duża, zaś poławiacz był znakomitym pływakiem. Co prawda fale i prądy mogły nieco utrudnić zadanie, ale dzięki łaskawości Noasa morze nie było silnie wzburzone. Denis zostawił znoszone ubranie, maskując je piaskiem przy kępie roślinności. Następnie zaczął przekradać się piaszczystą plażą, niczym świeżo wykluty żółw instynktownie kierujący się do wody...
 
Deszatie jest offline  
Stary 21-08-2015, 14:23   #36
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Jako że Denis nie spotkał po drodze nikogo innego, obecność zwiadowców wydawała mu się dziwna. Czyżby nie wiedział czegoś o wyspie? A może obóz krył coś tak ważnego, by zachować najwyższe środki ostrożności… miał dopiero się o tym przekonać. Uciążliwe ssanie żołądka nie pozwalało na dłuższe dywagacje. Porzucił resztki ubrania i pochylony, rozpoczął szybki przemarsz. Nierówności terenu służyły mu za naturalną ochronę, także bez trudu przedostał się między morskie fale. [Bardzo trudny Test Zręczności]
Zdawało mu się, że ktoś odwraca głowę w jego stronę. Zareagował natychmiast. Rzucił się całym ciałem do wody. Był świetnym pływakiem - to nie pozostawiało wątpliwości. Nim ktokolwiek się zorientował, odpłynął spory kawałek pod powierzchnią. Wyłonił się z toni dopiero za grupą kamieni, do której przyległ, obserwując co dzieje się w obozie. Mężczyzna który na moment go zauważył, szedł wzdłuż linii brzegowej. Bacznie obserwował morze. Wreszcie pokręcił głową i wrócił przed ognisko.

 
Caleb jest offline  
Stary 21-08-2015, 15:31   #37
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Samantha czuła się zamroczona i zdezorientowana. Dla niej całe to zajście nie miało żadnego sensu, nie pasowało jej to.
Nie należała do osób jakoś nadwyraz inteligentnych, jej myślenie raczej było proste i dosyć przyziemne. Wiedziala tyle, ile według niej samej, wiedzieć powinna i nie dążyła do pogłębiania swojej wiedzy.

Całe zajście wybiło ją z rytmu, najpierw upiorne dźwięki, które kazały jej myśleć abstrakcyjnie, zjawy, syreny?
Później Bosman, który swoim zachowaniem sprowadził ją na deski, które były jedynym, twardym gruntem w okolicy.

- Ty psie! - krzyknęła i po chwili splunęła w jego kierunku. Nie czuła się najlepiej, jakby była otumaniona, jednak jakim cudem? Nie rozumiała, co mężczyzna musiałby zrobić, żeby wywołać dziwne, upiorne odgłosy, tuman mgły i jeszcze zwalić ją z nóg jakąś "magią". Sam fakt, że chciał zabić ją, to jeszcze jej nie zdziwiło, choć było równie durne i niezrozumiałe, co wszystko wokół.

- Ojcze! - zawołała chcąc podnieść się na równe nogi i dobyć swego kordelasa, ustawiając go ostrzem w kierunku napastnika, jednak ten złapał ją za gardło wystarczająco szybko, by ta nie zdążyła zrobić nic prócz dobycia broni. Skierowała ją ostrzem w kierunku napastnika, by wbić mu ostrze w brzuch, prócz tego pozostałoby jej jedynie wierzganie nogami by kopnąć go w czuły, męski punkt... Mimo iż wątpiła, że ten typ cokolwiek tam posiada.

- O co Ci, psiamać, chodzi, Layton? - warknęła szczerząc zęby, a jej oczy zmrużyły się. Przyduszenie prawie odebrało jej mowę, a ucisk palców sprawił ból. Zerknęła chwilowo przez ramię, jakby szukając załogi, która zniknęła. Czy to teraz, to był sen? Zła mara?
Przyglądała się bosmanowi by upewnić się, że to on, a nie jakiś omam.
Musiała się wyrwać z tego uścisku, bez znaczenia, czy uda jej się kopniakiem, ugryzieniem, ostrzem broni czy uderzeniem z pięści w gardło.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 21-08-2015, 16:18   #38
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Obóz na jednej z wysp Serpens...

Pierwsza część planu zakończyła się sukcesem w dużej mierze dzięki świetnemu refleksowi i umiejętności zatrzymania oddechu. Denis czuł, że był o włos od wykrycia i wszczęcia alarmu. Strażnicy przykładali się do swojej roboty, co dowodziło, iż nie są tu przez przypadek. Zachowywali karność nie pozwalając sobie na rozprężenie To jeszcze bardziej utwierdziło lurkera, że ma do czynienia z dobrze zorganizowaną grupą. Podnosiło to rangę wyzwania, ale nie miał szansy, by się teraz wycofać. Poza tym dotychczasowy rozwój wypadków, sprawiał, że młodzian nabierał ochoty na dalsze podchody. Przed oczami stanęły mu chwile na rodzinnej wyspie, kiedy jako dzieci zakradali się do domostwa starego Santiago i podkradali wędzone ryby. On i Enzo byli najsprytniejsi w tej zabawie. W teraźniejszej sytuacji stawka, była o wiele wyższa... Trudno było odgadnąć zamiary obcych, lecz był przekonany, że nie zareagowaliby na jego widok sympatią. Domyślał się, że niegdysiejsze kilka razów od starego rybaka i poszczucie psem, byłyby niczym w porównaniu z gniewem zamaskowanych obozowiczów... To tylko wzmogło jego czujność i ostrożność przed planowaną wizytą w największym namiocie, krytym brązowym płótnem. Pozostawało wyczekać na odpowiedni moment...
 
Deszatie jest offline  
Stary 25-08-2015, 11:39   #39
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Czujne oczy lurkera śledziły mężczyznę, który kręcił się przy skrzyni. Dopóki był zwrócony w jego stronę, przeprawa ku namiotowi nie miała sensu. Wreszcie strażnik obrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku. Denis zaryzykował sprint w kierunku jurty. Czuł, jakby miał duszę na ramieniu. [Bardzo trudny Test Zręczności]
Bez zwłoki wślizgnął się pod płachtę materiału i natychmiast przeczołgał do środka. Nim jego wzrok przywyknął do ciemności, widział jedynie zarysy kilku stojaków oraz wysokiego stołu. Przetoczył się za gliniany dzban i odczekał chwilę. Im więcej szczegółów wnętrza dostrzegał, tym bardziej go zadziwiało. O stelaże opierały się muszkiety, w skrzyniach spoczywały lamelkowe zbroje oraz kolczugi. Nie pozostawiało to już żadnej wątpliwości, iż grupa była przez kogoś doposażana.
Denis zaryzykował wyjrzenie zza osłony. Po drugiej stronie pomieszczenia szeroki blat pokryty został rozłożonymi mapami. Ktoś pochylał się nad nimi. Nosił dwurzędową marynarkę oraz maskę przylegającą do twarzy tak ciasno, jak gdyby była częścią czaszki. Za nim, przy wyjściu z namiotu tkwiła straż.


Mężczyzna nie ruszył się nawet o cal. Jego głos był chrypiący i spokojny.
- Widzę cię, intruzie.

Richard otworzył rachunek w barze i tym razem zamówił rum. Słońce zachodziło już w porcie. Przed chwilą szlachcic wziął Manuelę na stronę, przekazał jej sporą część zawartości sakiewki i powiedział:
- Zorganizuj zakwaterowanie dla załogi. Będziemy musieli tu przenocować. Nie koniecznie tutaj, ale w porcie jest wiele lokali oferujących sienniki dla marynarzy.
- Widziałam po drodze jedno miejsce. Nada się.
- Później chciałbym, żebyś uruchomiła swoje kontakty. Te z czasów gdy nie pracowałaś jeszcze dla mnie i uwalniałaś ludzi od ciężaru ich sakiewek. Chcę, żebyś dowiedziała się ile tylko możesz o Barensach. I uważaj na Black Cross. Dla ciebie zamówię pokój tutaj.
Manuela zmrużyła oczy. Odpowiedziała nikłym uśmiechem.
- Wiesz, że z tym skończyłam. Prosisz mnie o wiele - nie rozwinęła jednak myśli, a to oznaczało, że się zgodziła.
Po rozmowie z pilotką przedstawiciel delegatury zamówił trzy pokoje. Dla siebie, dla Manueli, a ostatni dla Casimira i Ferrata.
Do stolika wrócił z butelką rumu, kostkami lodu i cytrynami.
- Martwię się o Arcona. Rodzina Barens dość wyraźnie zaznaczyła, że był dla nich niewygodny, tak jak ty - skierował wzrok na historyka nalewając sobie rumu do szklanki z lodem.
- Czego takiego szukaliście, że ich zdenerwowaliście? - delegat wciskał sok z cytryny do rumu, na modę drinków serwowanych w najlepszych szlacheckich domach Betelgezy. Korsarz skrzywił się, ale Ferat wziął drinka dla siebie. Jak widać, uznał że i jemu wreszcie przyda się zwilżyć usta czymś mocniejszym.
- Albo co ważniejsze co znaleźliście? Ten cały Enzo też dla ciebie pracował?
- Byliśmy na tropie wyspy Yarvis. Konkretnie pewnej aktorki, która tam żyła. Czy Enzo dla mnie pracował? Nie do końca. Pocztą pantoflową wysłałem lurkerom informację, że płacę dwukrotnie za każdy fant związany ze wspomnianą damulką. Castellari był jednym z nich. Jak tak teraz pomyślę, to faktycznie facet wydawał się zdenerwowany. No ale wciąż nie widzę tu związku z Barnesami.
- Co to za wyspa? Nie jestem specem od podań. Dlaczego się jej szuka? - Richard był szczerze zdziwiony. Ostatnie lata sen z powiek spędzały mu kwestie zwiększających się wpływów Hanzy. Owszem, był prawie pewien, że słyszał tę nazwę gdy był żądnym przygód dwudziestoletnim szlachciątkiem, którego życie biegło od bitki do orgii i było solidnie zakrapiane alkoholem, jednak teraz nie potrafił przypomnieć sobie żadnego faktu dotyczącego Yarvis.
Być może winny tu był drink, ale twarz Ferata rozgorzała.
- Nie słyszałeś nigdy o Yarvis? - zaśmiał się - Znaczy, wybacz. Nieskromnie powiem: siedzę w branży tak długo, że znajomość każdej legendy stanowi oczywistość. Ale nawet jak na fantastyczne historie, ta jest wyjątkowa. Kiedyś Yarvis było jednym z tysięcy zatopionych miast, które dziś eksplorują lurkerzy. Ale do czasu. Jakaś siła wydobyła je na powierzchnię, dzięki czemu lepiej oparło się działaniu czasu. Wiem że to szalone i też tak myślałem, póki nie trafiłem na ślad aktorki. Gdyby to się okazalo prawdą, dostalibyśmy skarbnicę wiedzy o starym świecie.
- Nie jestem pewny, czy zrozumiałem. Teraz to miasto jest ponownie na powierzchni? Więc jaki problem ze znalezieniem go? I co takiego tam jest, że miałoby to interesować nie tylko naukowców? Przecież budynki będą skorodowane i zarośnięte grzybami - szlachcic nigdy nie czuł szczególnej ciągoty do historii sztuki. Jako pragmatyk nie widział powodu dla którego wyspa miałaby mieć jakiekolwiek znaczenie w rozgrywkach prowadzonych przez Black Cross.
- Tu natrafiamy na burzliwe meandry metafizyki mój szlachetnie urodzony przyjacielu. Pamiętaj, że mówimy o mitycznym miejscu, do którego nie można stosować zasad naszej logiki. Dlatego środowisko poważnych uczonych - tu Ferat wykonał gest sugerujący cudzysłów - uważa niesamowitość Yarvis za mrzonki. Ale ci sami uczeni wymyślili kiedyś, że być może nasza rzeczywistość jest owocem wyobraźni zewnętrznych bytów. Wszystko co nam się przydarza to część ich gry. Nie mniej odważna hipoteza, prawda? - zaśmiał się.
Manuel pojawiła się godzinę później. Zorganizowała nocleg w zajeździe dwie przecznice dalej. Nie zawiodła również pod względem zdobycia informacji. Po drodze wytłumaczyła czego udało się jej dowiedzieć.

W głowie Samanthy kotłowało się. Zdała sobie sprawę, że traci kontakt z rzeczywistością i obserwuje samą siebie z perspektywy trzeciej osoby. W takim stanie była łatwym celem dla bosmana. Musiała oprzytomnieć. Choć na chwilę.
- Ty psie! - wycharczała, gdy dłoń Layton’a zacisnęła się na jej szyi niczym stalowa obręcz.
- Ojcze!
- Nikt ci nie pomoże. Zachowaj choć odrobinę honoru!
- O co Ci, psiamać, chodzi, Layton?
Ale ten nie mówił już nic, tylko poprawił uścisk. Dziewczyna szarpnęła się raz jeszcze. Pociemniało jej w oczach. Resztą sił wykonała pchnięcie. [Trudny Test Siły]
Ostrze zatopiło się w trzewiach bosmana bez większego oporu. Widocznie nie spodziewał się ataku i odsłonił czuły punkt. Stęknął i złapał za wystającą rękojeść. To musiało wystarczyć Kidd. Zerwała się na równe nogi, krztusząc się i z trudem łapiąc oddech. Nim zdążyła wykonać kolejny krok, znów została zaatakowana. Ktoś chwycił ją jedną ręką w pasie, a drugą przyłożył coś do ust. Z furią obróciła się, by stanąć twarzą w twarz z Lucasem. Inżynier siłą nałożył jej maskę gazową. Kilka haustów czystego powietrza zaczęło na powrót przywracać właściwy ogląd świata. Nadal niewyraźnie widziała statek, lecz gdzieś przepadło poczucie zagubienia i gonitwa myśli. Załoga lawirowała na pokładzie wzajemnie się okładając, bełkocząc w embrionalnych pozycjach lub skacząc do wody. Inżynier (również posiadający zabezpieczenie) wskazał za burtę.
- To nie mgła. Erupcja jakiegoś gazu - powiedział spokojnie i rzeczowo jakby wokół niego nie rozgrywały się sceny rodem ze snu szaleńca.
Rzeczywiście, woda wokół statku kotłowała się wyrzucając bąble pełne siwego oparu. To nie była magia, a coś o wiele bardziej nieprzewidywalnego - czysta chemia.
Layton wciąż wił się pod nogami Kidd.
- Coś ty mi zrobiła? - jęczał.
 
Caleb jest offline  
Stary 25-08-2015, 14:44   #40
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Miasto tysiąca rzek, gondola na jednej z tych rzek.


Gdy Richard słuchał wywodów pilotki na temat kontaktów, które musiała odnowić, żeby przynieść mu ważne informacje to pożałował wcześniejszej decyzji. Nie chciał, żeby dziewczyna się narażała. Przecież mógł o to samo poprosić Casimira. On jako doświadczony korsarz na pewno też znał sporą część podziemnego świadka. Trudno.

Wywiad przeprowadzony przez pilotkę okazał się bardzo skuteczny. Kontaktów było więcej niż mogli w jedną noc sprawdzić. Inna kwestia to fakt, że wybierając jeden kontakt musieli odrzucić pozostałych. Na ciasnej gondoli Richard przekazał połowę gotówki Manueli i dodał:
- My z Casimirem pójdziemy na spotkanie, a ty z naszym historykiem zaszyjecie się gdzieś i poczekacie.
- A już wiesz na spotkanie z kim płyniemy? - odpowiedziała dziewczyna

- Wolę unikać kontaktów z chorymi psychicznie i niezrównoważonymi. Podobno to skraca życie. - Richard zapatrzył się gdzieś przed siebie.
- Wizyta w burdelu może być całkiem przyjemna - wtrącił korsarz roztaczający wokół siebie zapach rumu.
- Nie wątpię. Choć dużo bardziej intryguje mnie ten cały Red - szlachcic zanurzył palce w zimnej wodzie rzeki. - Facet musi być bardzo dobrze poinformowany o wszystkim, skoro potrafił część osób przekonać, że nie żyje.
- Pamiętaj, że to niebezpieczni ludzie. Bez wyjątku, nawet ci uchodzący za zdrowych psychicznie - pilotka najwyraźniej była zaniepokojona wyborem szlachcica.
- Może masz rację - dłoń szlachcica powędrowała na zdobioną perłami i kością słoniową rękojeść rapiera.
- W sumie ta cała Triss posiada legalną działalność, więc teoretycznie jej zakres wiedzy na temat rodziny Barensów powinien być największy. Tylko proszę powstrzymaj się od rubasznych komentarzy - szlachcic skierował tę uwagę do korsarza, na co ten głośno klasną dłońmi o uda i przez śmiech dodał:
- Wiedziałem, że mogę liczyć na dobrą zabawę. Popilim to i pochędożym.
-Faceci, po co im głowy skoro mają penisy - rzuciła gdzieś w ciemność pilotka spoglądając na rzekę.

Richard wiedział, że Casimirowi zależy na rozwiązaniu tej kwestii tak samo jak jemu. Nie wiedział na ile korsarz udaje brak zaangażowania, żeby ukryć swoje skupienie, a na ile rum uderzył mu do głowy. Chwilę później cumowali w dzielnicy czerwonych latarni. Manuela, wraz z Ferratem popłyneli dalej. W gondoli został również płaszcz delegata. W końcu wysoce postawionemu urzędnikowi nie przystoi spacerowanie w podejrzanej okolicy. Na wiele metrów przed wejściem do przybytku Triss już byli zaczepiani przez inne dziewczyny. Ciężko było powiedzieć, czy były to dziewczyny które nie znalazły pracy u ich kontaktu, czy też raczej konkurencja. Trzeba było im przyznać, że potrafiły zwrócić na siebie uwagę.
Zwłaszcza korsarz nie mijał żadnej z dziewczyn bez komentarza.
Noc była zimna, co Richard czuł dość dobitnie odkąd nie miał płaszcza, choć dziewczynom zdawało się to nie przeszkadzać w pracy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 25-08-2015 o 14:45. Powód: Formatowanie
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172