Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2015, 18:32   #50
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
DETROIT LATO 2010 dzień 3


Jedna noc zmieniła miasto w ośrodek chaosu. Jedna noc… ale była tylko kulminacją wydarzeń wcześniejszych. Zginęły setki ludzi, zjedzone, rozerwane, zabite… przemienione.
Po nagłym załamaniu się zdziesiątkowanych posterunków policyjnych Detroit zostało pozostawione same sobie. Państwo by opanować chaos zamknęło je murem karabinów i poddało kwarantannie szukając rozwiązania. Tyle że dla uwięzionych w środku ludzi liczyła się każda minuta. Miasto zmieniło swe oblicze przez tą jedną noc.


Stało się ośrodkiem chaosu i anarchii za dnia, a noc… ta zapowiadała się jeszcze gorzej. Nic dziwnego, że każdy kto przeżył ją wczoraj szykował się do niej bez oglądania się na innych. Trauma tej nocy zmieniła ludzi w egoistów.


Chodź nie do końca… Więzy rodzinne pozostawały ważne. Wspólnoty sąsiedzkie samoistnie grupowały się wokół charyzmatycznych jednostek. A osoby o dość silnej woli i mocnym instynkcie przetrwania były gotowe zrobić wiele by przeżyć, osiągnąć swe cele. Byli gotowi pokonać każdą przeszkodę za pomocą każdego dostępnego środka.
Olga Wiereznikow była taką osobą, Karl Hobbs i Paul Hoover też. Przemierzali zdobycznym wozem kolejne ulice, zdeterminowani by dotrzeć do celu. Omijali barykady i zgrupowanie ludzi i czających się w cieniu budynków istot… ludzkich jedynie z wyglądu. Uparci by dotrzeć do domu, do rodzin i przyjaciół. Udało im się.
Co prawda w baku nie było już wiele paliwa, ale udało im się. Przybyli pierwsi. Mindy rzuciła się z histerycznym płaczem na swego cudem uratowanego męża. Paul z trudem ją zdołał uspokoić.
Peter też był wylewny z okazywaniem swych uczuć Oldze, ale Rosjanka jakoś nie wykazywała odpowiedniego entuzjazmu przy tym spotkaniu. Z drugiej strony, o małżeństwie Wiereznikowów, można powiedzieć było wiele, ale nie to że było zgodne.
Wade i Peter wnieśli nieprzytomnego Phila Hopesa do jego mieszkania. Pam która była przez cały czas czujna i z niechęcią przyglądała się murzynowi, mruknęła tylko.
- Zabijcie to, póki jest czas.- i zamknęła się w sobie, a potem zamknęła w pokoju u Karla. Wade bowiem zadecydował, że dopóki kobieta nie otrząśnie się z tej traumy powinna przebywać z kimś znajomym. A tak się składało, że Hobbs ją wtedy wyrwał z szpitalnego pokoju.
Zresztą Karl przez następne pół godziny, był opatrywany przez Rose, która wszak nie była pielęgniarką, a znakomicie się znała na ranach i składaniu kości w warunkach polowych. Nie chciała wiele mówić skąd tak dobrze się na tym znała. Mruknęła tylko, że Ludmiła ją nauczyła.
Kim była Ludmiła? Trudno powiedzieć, bo Bert i Rose tak jakoś nie lubili nigdy mówić o swej przeszłości. A musiała być ona ciężka, skoro Rose przyjęła śmierć ukochanego męża ze stoickim spokojem, choć… widać było, że ten fakt sprawił jej ból. Zupełnie jakby przywykła do śmierci zbierającej żniwo dookoła niej.

Kolejną powracającą grupką, była trójka dziewcząt pod wodzą Tary Lantany. Trójka dziewcząt wręcz skazanych na śmierć, przez sytuację w jakiej się znalazły. A jednak… przeżyły. I to zapewne równie ciężkie chwile. A Tara… przekonała się jak dobrą przywódczynią być potrafi, jeśli okoliczności ją do tego przymuszają. I do czego może się posunąć. I… zacieśniła więzy z kumpelami. Przetrwały przedsionek piekła. Cała trójka wiedziała jak może być ciężko… i jak prawie było. Tarę najgoręcej i najmocniej witała jej zapłakana kuzynka rzucając się jej na szyję i becząc jak dziecko. Gregory zaś… akurat jego nie było. Pojechał z Alistairem i Charliem na poszukiwanie ich trójki i po zasoby potrzebne do obronienia się w nocy.

Wrócili po 16:30, wraz ze sprzętem budowlanym, wraz z bronią… Charlie Belanger i Alistair Dowson mogli się czuć zadowoleni, ale czy powinni?
Osiem pistoletów i rewolwerów mało popularnych i o niedużych średnicach lufy. Niestety… Desert Eagle i podobne bronie zostały pewnie rozszabrowane w pierwszej kolejności. Do tego sześć wiatrówek plujących śrutem tak drobnym, że mogły być tylko skuteczne przeciw ludziom. O wiele większą nadzieję na obronę dawały cztery dwururki o dużym kalibrze, ale… to były przecież tylko dubeltówki. Strzelby ładowane odtylcowo o dość długich lufach, które Wade zaproponował skrócić do rozsądnej długości, by były wygodniejsze w użyciu w korytarzach kamienicy. Najważniejszą jednak zdobyczą były dwa sztucery myśliwskie, niestety do nich amunicji było najmniej.

Sara Harper choć cieszyła się z powrotu sąsiadów, to nie był to olbrzymi entuzjazm. Choć byli to jej przyjaciele i koledzy, to… jej myśli zasnuwało zmartwienie. Czy zdoła ochronić swą córeczkę przed potworami? Czy poradzi sobie?
Uśmiechała się patrząc na uśmiechniętą córeczkę bawiącą się swymi zabawkami. Na swego aniołka. Obmyślała plan by ją uchronić, tyle czy powinna przy tym ochronić siebie?
Czy też lepiej w ostateczności użyć swego ciała jako przynęty dla bestii, by odciągnąć uwagę od miejsca ukrycia córeczki?
Ostateczna ofiara. Tylko… jeśli jej dokona, to kto winien zaopiekować się Katie? Komu powierzyć życie swej własnej córki, jeśli jej się skończy?
Pukanie do drzwi wyrwało Sarę z tych ponurych rozmyślań jak i popijania wina od Lilly.
Po drugiej stroni był Wade. Podał jej magazynek do jej broni ze słowami. -Załaduj dopiero wieczorem… ani godziny wcześniej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-08-2015 o 11:01. Powód: WAŻNA POPRAWKA !
abishai jest offline