Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2015, 22:00   #38
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Na widok dwóch drzew, rycerz zatrzymał się i zeskoczył z Rocha na skalne podłoże. Uśmiechnął się po chwili do jakiejś swojej myśli i obrzucił całe to niesamowite sanktuarium, a także niebo nad nimi spojrzeniem. Było tak jak się obawiał. Orłów nie zastali.
Bursztyn minął go i pobiegł do sadzawki jaką utworzyły wodospady. Po kilku susach znalazł jeden z kamieni wystających z oczka wodnego i zaczął węszyć dookoła. Również znał i pamiętał to miejsce. Krystalicznie czysta woda rozbijała się o skały tworząc ledwo widoczną bryzę, w której mieniły się wszystkie kolory promieni chylącego się powoli ku zachodowi słońca. Miejsce to istotnie uspokajało duszę. Świeżość powietrza, szum wody… Miało w sobie jakąś pradawną magię. Ale i ta sama magia szarpała również za jakieś struny niepewności. Obawy przed czymś nieznanym i instynktownie potężniejszym. Obawy, która nakazywała ostrożność i szacunek.
Rycerz odwrócił się do Irgun.
- Byłem tu dwa lata temu - powiedział - Też wiosną. Z Ratharem i… jeszcze kilkoma kompanami szukaliśmy wówczas zaginionego niziołka. Znaleźliśmy go na chwilę przed tym jak zrobiła to grupa orków. Otoczyli nas. Wywiązała się bitwa na szczycie wzgórza - uśmiechnął się - Nie toczyła się najlepiej. Orków było zwyczajnie zbyt dużo. Runął na nich zupełnie nieoczekiwanie odwracając los bitwy. Wielki Orzeł, Gaerthor. Strach padł na te ścierwa, a gdy Rathar chwilę później powalił ich herszta, było po wszystkim. Gaerthor został jednak raniony zatrutą orczą strzałą. Przeżył tylko dzięki trudom i poświęceniu Fanny, córki Kolbeina - ponownie uśmiechnął się do Słomianej - Dalijskiej Kronikarki. Wtedy z orłami, które przybyły ostatecznie na pomóc swojemu krewniakowi polecieliśmy na Orlą Skałę. A gdy nadszedł czas opuszczenia ich domu, Orły sprowadziły nas właśnie tutaj.
Podszedł z koniem do sadzawki i nabrał wody w dłonie. Najpierw zanurzył w niej chrapy Rocha, potem sam zaspokoił pragnienie. Błogość orzeźwiającego chłodu po ostatnich dniach była dla rycerza widoczną ulgą.
- Myślę, że tu powinniśmy być bezpieczni. I że to dobre miejsce na nocleg. Nocnym przełajem przez ten ponuro wyglądający las raczej nie pomożemy ani Łotrzycy, ani Góralowi. Ponadto… może jeszcze uda się nam zwrócić na nas uwagę Orłów. Regularnie patrolują z nieba pogórze. Co o tym sądzisz, Irgun?
- Odpoczynek przyda się wszystkim. - łowczyni pokiwała głową; wprost marzyła o kąpieli i zmyciu z siebie całej tej krwi, potu i brudu drogi oraz walki. Spojrzała na rozległy błękit nieba, potem na rycerza i znów w górę; minę miała sceptyczną.
- Pomioty Cienia są utrapieniem dla wszystkich: i dla ludzi i dla natury. Orły nienawidzą orków zapewne tak samo mocno jak każde inne dobre stworzenia. Ale dlaczego miałyby pomóc w sprawie zatargu między dwoma ludzkimi szczepami, które z ich wysokości są zapewne nie do odróżnienia? Równie dobrze mogą wziąć nas za jedzenie czy wrogów; w najlepszym wypadku za zgubionych podróżnych, którzy niepokoją ich gniazda. Noc wolałabym spędzić pod jakąś osłoną. - zakończyła. Być może rycerz z Dali - sądząc po tym, że otaczał się zwierzęcymi towarzyszami - miał dobry kontakt z dzikimi stworzeniami, ale łowczyni nie miała złudzeń; jeśli orły doświadczyły zła z rąk ludzi, to ona była właśnie największym zagrożeniem dla ich misji.
Mikkel zaczął rozkulbaczać Rocha. Liczył na suchą i rzeczową odpowiedź godną… Beornejki… Irgun jednak musiała mieć jakieś własne obawy. Czy chodziło o coś czego nie znała, czy o coś co się jej przydarzyło, nie umiał stwierdzić. I obawiał się, że bez względu na to czego nie spróbuje, Orły nie przylecą i Słomiana nie skonfrontuje wątpliwości w swym sercu ze spotkaniem z Wielkimi Ptakami.
- Nie wiem jak zareagują gdy nas tu zastaną - przyznał i bezradnie wzruszył ramionami - Czy w ogóle dadzą nam przemówić. Spróbować jednak musimy. Przez wzgląd na ryzyko jakie podjęli Rathar i Edda. Na naszą korzyść przemawia jednak kilka faktów. Pierwszy taki, że orły ludzi nie jedzą. Zaręczam Ci to Słomiana. Drugi… drugi jest mój własny. Oddałem im wówczas pewien przedmiot. Cenny dla ich rasy. Trzeci zaś. Mamy ze sobą największą zaklinaczkę zwierząt w dolinie Anduiny. Sam Ludo o tym poświadczył.
Oporządziwszy wierzchowca ruszył w kierunku zarośli. Wydawał się nie mieć wątpliwości co do tego, że powinni zaryzykować.
- Niewielkie ognisko i dużo mokrych liści. Struga dymu nie będzie duża, ale może ją wypatrzą i zechcą sprawdzić co się tu dzieje.
Irgun nie odpowiedziała. Po rysach jej twarzy znać było, że rycerz nie przekonał jej. Trud wędrówki i ból odniesionych ran, na które tropicielka mężnie nie miała żadnego względu przy spinaniu wierzchowców, zasnuła teraz posępna obawa. Nie powstrzymywała go jednak.
- Przygotuję ogień. Czy mogłabyś w tym czasie rzucić okiem na okolicę? Choć staram się czytać z przyrody gdy tylko sposobność się nadarza, nie równać mi się w tropieniu z Tobą. A dobrze by wiedzieć, czy miejsce to odwiedza ktoś jeszcze poza Orłami. Szczególnie od strony tego lasu.
Irgun kiwnęła głową.

Ognisko rozpalił w oddaleniu zarówno od oczka wodnego jak i od dwóch drzew. Nie w samym sanktuarium. I jeszcze przed zmierzchem, aby dym na niebie był widoczny. Chrustu do rozpalenia również nie użył z suszu jaki opadł pod nimi. Właściwie nie widziałby w tym niczego złego. Te dwa potężnie pnie, które od wieków musiały pełnić straż nad wodospadem, miały jednak w sobie coś takiego, że uznał, iż właściwszym będzie zostawić wszystko co im należne na swoim miejscu. Nawet jeśli były to tylko porozrzucane przez wiatr suche gałęzie. Zamiast tego użył pospolitego w okolicy głogu i leszczyny. I szyszek. Z których o ile dobrze pamiętał opowieści krążące w esgarotskiej karczmie u Bilba, nawet czarodziej Gandalf korzystał. Wkładał jednak te opowieści między bajki. Chował za prawdziwym dziedzictwem jakie krył każdy poznawany kraj. Co go zresztą zawsze tak bardzo dzieliło od Fanny.

Dym wzbijał się wysoko w niebo. Gryzł w oczy. Lagorhadron, który wcześniej schował się w gałęziach prastarych drzew, teraz wzleciał wysoko w przestworza. Wypatrywał. Rycerz nie zamierzał długo utrzymywać ogniska. Nie sądził by jakieś sługi Cienia miały odwagę by dać się zwabić w to miejsce. Wolał jednak nie ryzykować. Tym bardziej, że naprawdę potrzebowali spokojnie przespanej nocy. A na dole u stóp wodospadu przy małym ogniu z pewnością byłoby bezpieczniej.

Gdyby Orły miały nie przybyć, umówili się, że rycerz weźmie pierwszą wartę. Tę dłuższą. Będą potrzebować nazajutrz umiejętności Irgun w jej najlepszej kondycji. By zmierzyć się z lasem Sceadudene
i czym prędzej podążyć w stronę brodu.

U stóp wodospadu znalazł gałąź. Nie wyschniętą jednak. Żywa. Jakby odłamaną na skutek wichru, lub ukruszonej z wodospadu skały. Okrywszy się wilczą skórą, wyciągnął nóż. Jeszcze nie wiedział co to będzie.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline