Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2015, 09:51   #56
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kiedyś

Oddychał ciężko przez materiał torby, w której ktoś kiedyś chyba przechowywał ziemniaki. Na szyi czuł solidny, gruby sznur, który ktoś czasem rozluźniał a czasem ścieśniał.
Czasem słychać było krzyk - czasem jego, czasem kogoś innego.
Tupot kroków - bodziec niczym gwizdek Pawłowa zwiastujący zbliżający się ból.
Jakiś swąd spalenizny - kogoś chyba niedawno przypalano. No i wszechobecny pot.
Myślał, że po takim czasie już nawet nie będzie go czuć. Mylił się i to bardzo. Przy czterdziestostopniowym upale więzień śmierdział prawie tak samo jak nadzorca.
Zadudniły kroki - skulił się w sobie bezwiednie na tyle, na ile pozwalały mu metalowe okucia krzesła krępujące mu nadgarstki. Ktoś wywrócił krzesło na bok i kopnął go w pierś. Zakaszlał suchym kaszlem, które nie pamiętało wody. Ktoś kpił z góry po iracku. Śmiech. Rozróżnił słowo woda i domyślił się sensu. Próbował poprosić, nie wyszło, ale i tak było mu dane. Czuł jak woda przechodzi przez materiał torby. Spływa mu na twarz, szyję, na oczy, wlewa mu się do gardła i nosa. Błogosławieństwo stało się przekleństwem. Wypluwał co mógł, ale nie nadążał. Po kilku sekundach miał dość. Topił się. Zamknięcie ust nic nie dało. Torba wstrzymywała wodę tak, że czuł się jakby jego głowa zaklinowała się w za ciasnym akwarium. Brzuch napęczniał mu od wody, nie mógł złapać tchu.
Nagle przerwa. ktoś rozwiązał sznur torby i nacisnął mu kolanem na brzuch. Wstrząsnęły nim torsję i bardziej poczuł niż był świadomy tego, że wymiotuje zebraną w ciele wodą. Zdjęto mu z oczy torbę. Światło lamp sprawiło mu ból, w głowie rozległ się biały szum.

-Nazwisko. Nazwisko dowódcy. Nazwiska kolegów.
Ktoś wrzasnął mu do ucha łamaną angielszczyzną z mocnym irackim akcentem.

---

Teraz

Wypluł na podłogę ślinę zmieszaną z krwią i jednego zęba, który najwidoczniej wypadł mu po jednym z uderzeń osiłków z ekipy przesłuchującej.

-No to chyba panny nie polecą już na tą ładną twarzyczkę…

Praktycznie nie widział na jedno oko, ale nie przeszkadzało mu to w uśmiechnięciu się do oprawców ignorując przy okazji ich pytania.

-Przykro mi, ale musicie mówić głośniej. Mam problemy ze słuchem a na całej tej cholernej wyspie nie ma patyczków do uszu.

Black dostrzegł ruch, a po nim w czaszce eksplodował ból. Chwilę później stracił orientację w otoczeniu.
-Teraz już słyszysz?

Potrzebował chwili, by dojść do siebie i zrozumieć co się stało. Pierwszy był cios sierpowy wymierzony w prawe ucho, a następnie dezorientujące uderzenie otwartymi dłoniami z obu stron głowy. W tym czasie pięść wbiła się w splot słoneczny ściemniając resztki obrazu w oczach.
Ktoś szarpnął go za włosy od tyłu.
-Dla kogo pracujesz? - zapytał ochroniarz.

Black uśmiechnął się złowieszczo. Widok był iście karykaturalny bo przecież człowiek nie powinien uśmiechać się w takiej sytuacji. Można było odnieść wrażenie, że nakręca go ból, zapach i smak krwi, który czuł w ustach.

-Ok… Ok wszystko powiem.. Pracuję dla Babci Kaczki. Macie też Hyzia i Dyzia?

Mężczyźni popatrzyli po sobie. Jeden z nich wziął drugi od najmniejszych młotków będący średnich rozmiarów. Drugi włożył skarpety jeńca do maski i zbił wszystko w kulkę.
-Powiedz: “Aaaa” - odezwał się stojąc tuż przy Blacku, zaś ochroniarz z młotkiem właśnie nadchodził.

-Panowie, panowie po co te nerwy... Poddaję się. Nazywam się John White i jestem prywatnym detektywem. Wynajęła mnie opozycja rządowa waszego premiera. Miałem znaleźć jakieś brudy i “wypuścić” je w zagranicznych mediach tak by skandal doprowadził do jego dymisji a podobno tu można coś takiego znaleźć… Za mało mi płacą żeby umierać za takie gówno.

Black westchnął z udawanym zrezygnowaniem i wodził proszącym wzrokiem po zgromadzonych. Jego mózg pracował jak szalony w poszukiwaniu nowych kłamstw, które mogliby kupić a które mogłyby mu dać chwilę czasu by został sam. Z daleka od młotków i innych narzędzie z “szopy”.

Oprawcy zarechotali.
-Szybko odzyskałeś pamięć. Dobrze. Kolejne pytanie. Masz jakiś dokument potwierdzający tożsamość? I kto konkretnie cię wynajął, panie White? - zapytał ten z prowizorycznym kneblem.

Jak na kogoś kto ma problemy z odczuwaniem jakichkolwiek emocji trzeba było przyznać, że jest nawet niezłym aktorem.

-Myślicie, że ktokolwiek mnie wynajął zdradziłby swoje dane gościowi którego lojalność leży tam gdzie sypią forsą? Bez jaj panowie… Skontaktował się ze mną jeden facet mówiący płynnie po angielsku. Nie przedstawił się, ale odniosłem wrażenie że obraca się w kręgach polityki. No wiecie… Ktoś z moim fachem potrafi dodać dwa do dwóch.

Uśmiechnął się i pokiwał lekko głową jakby mówił coś oczywistego. Jeszcze trochę i sam uwierzy w te brednie. Problem z Blackiem był taki, że czasami nie był pewny czy panuje nad tym co mówi i robi.

-W każdym razie pewnie przyszli do mnie bo mam doświadczenie w tym fachu. W końcu to ja ujawniłem do prasy wiele romansów w rodzinach szlacheckich no i jak myślicie kto zmusił Berlusconiego do dymisji co? No dobra może nie całkiem sam.. ale na pewno przyczyniły się do tego moje śledztwo.

Z każdym słowem, z każdym kłamstwem coraz bardziej wczuwał się w snującą przez siebie opowieść.

-Dali mi 10 tys euro w kopercie.. I to była podobno skromna zaliczka. Jak mogłem odmówić? Kontaktowali się ze mną przez zastrzeżony numer i zawsze zdawkowo. Męski głos z mocnym akcentem.No i ten no... telefon z dokumentem potwierdzającym tożsamość zostały w torbie tam w górach. Musiałem się ich pozbyć razem z sprzętem fotograficznym chcąc dostać się tutaj do środka. Szkoda mi tylko waszego kumpla… eee Titusa? To był wypadek przysięgam! Potknąłem się w ciemnościach i wpadłem na niego. Karabin wystrzelił i…

Black spuścił głowę.

-W pierwszej chwili spanikowałem i nie wieidziałem co robić a potem przyszła mi do głowy szalona myśl, że to idealna okazja by spróbować dostać się do środka. Resztę już znacie.

-Jesteś detektywem, White. A w jakiej agencji pracujesz, White? - zapytał ten z młotkiem, lecz nie ruszył się na krok.

-Ech co prawda cofnęli mi licencję po tym jak rzekomo “naruszyłem etykę zawodową”. Pfff nadęte bufony. Ale prowadzę prywatny interes. J.J. White - Prywatny Śledczy, dałbym wizytówkę, ale sami rozumiecie - zaśmiał się nerwowo.
- Mam małe biuro na Manhattanie i stać mnie tylko na to i opłacenie sekretarki. Lwią część wydatków zabiera niestety zbieranie materiałów. Dostaniecie mój numer w każdym szanującym się szmatławcu he he.

-Numer do biura. Żadnych wymówek - niewidoczny mężczyzna odezwał się pierwszy raz.

Black spojrzał na niego wzrokiem, który mógł wyrażać wszystko bo dla nich nie wyrażał nic. Zastanawiał się intensywnie co może zrobić. Przecież nie znał numeru żadnej agencji detektywistycznej a już na pewno nie takiej o nazwie, którą właśnie podał. Jedyne co pamiętał to… numer do kumpla z wojska. Jednego z nielicznych, którzy chcieli z nim utrzymywać jakikolwiek kontakt. Facet mógłby być na tyle ogarnięty, że zajarzy o co chodzi. Zwłaszcza jak usłyszy, że chodzi o White’a lub Blacka. Mimo wszystko to niezły strzał w ciemno, ale co innego mu pozostało? Zaczął dyktować powoli mając nadzieję, że dobrze pamięta.

-O tej godzinie może nie być nikogo poza dozorcą.

Rozległ się sygnał połączenia z telefonu ustawionego na system głośnomówiący. Pierwszy. Drugi. Nikt nie odbierał. Trzeci. Czwarty. Nadal cisza.
-Czyżby nasz White coś kręcił? - zapytał ochroniarz z młotkiem nachylając się przy bosych stopach Blacka. Piąty. Szósty.
-Halo - szczeknął nieprzyjazny głos doskonale znany Blackowi.
-Z kim mamy przyjemność? - zapytał skryty w cieniu.
-Bez jaj fagasie i dawaj mi do telefonu White’a. Albo nie dawaj go. Nawet się nie waż. Powiedz mu tylko, że jak go zobaczę, to urwę mu jaja razem z kręgosłupem - syknął bardzo znajomy głos wściekłej suczy.
-A pani jest…? - odezwał się ponownie mężczyzna, zaś jeniec nie musiał widzieć jego twarzy, by wiedzieć jak bardzo jest skrzywiony.
-Chuj ci do tego.
-Pan White mówił, że o tej porze pewnie jest tylko dozorca…
-Bo twojemu panu White’owi zapewne się strefy czasowe popierdoliły w niewielkim móżdżku.
-Jak u państwa w firmie zawsze się tak rozmawia z klientami, to nie dziwię się, że cienko przędziecie - mruknął zgryźliwie niewidoczny. Lekko poirytowany. Black usłyszał złowróżebną ciszę po stronie rozmówczyni.
-Obciągnij White’owi - wycedziła z zimną furią Szefowa i rozłączyła się. W szopie ogrodowej zapadła cisza. Nikt się nie poruszył.
-Urocza osóbka z pańskiej sekretarki, panie White, ale niech mi pan wierzy, powinien pan ją zmienić. Dzięki temu nie będzie musiał pan podejmować się takich zleceń. Niech się ubierze i wyprowadzić - polecił głos.

Black zaśmiał się zupełnie szczerze. Nie miał pojęcia jak ta kobieta tego dokonała, ale wyszło jej. Wyglądało na to, że pożyje kolejny dzień. Przecięto mu więzy i pozwolono włożyć jakieś stare ogrodnicze ubranie.Co było w sumie dość upokarzające, ale jego nie ruszyło to wcale i tak dobrze, że mógł włożyć na siebie cokolwiek. Nikt za bardzo go nie pilnował i się nim nie zajmował. Wciąż pozostawał zdziwiony, że tak po prostu go wypuszczają. Przecież do cholery zabił jednego z nich. Nawet jeśli to był wypadek to przecież powinni zatrzymać go do wyjaśnienia no i miałby całą masę papierkowej roboty plus pobyt w areszcie. Nie wiedział co tu się wyrabia, ale coś tutaj było mocno nie tak.



Po chwili zastanowienia sięgnął do wieszaka na narzędzie jakimi jeszcze niedawno miano go torturować. Skrzyżował ze sobą sierp i młot oblizując wargi. Najpierw podszedł do tego, który gadał przez telefon i poderżnął mu gardło sierpem i zasłonił mu gardło rękawicą ogrodniczą. Mimo to najwyraźniej pozostała dwójka usłyszała jakiś hałas bo jeden z ochroniarzy wparował nagle do środka jednakże z dość nieświadomą miną. Black wykorzystał jego odrętwienie i posłał mu młot prosto w twarz wybijając przy tym kilka zębów. Drągal momentalnie zwalił się na podłogę. Problemem mógł okazać się trzeci z mężczyzn, który już wiedział co się święci i właśnie odbezpieczał broń. Zdążył jeszcze wycelować w swój cel i przyłożyć palec do spustu kiedy w miejsce serca wbił mu się ostry sierp na głębokość dwóch palców. Osunął się na kolana a Black dokończył rzeź młotkiem w głowę. Następnie wyszedł spokojnie do ogrodu willi nie przejmując się, że jest ubrany tylko w krew i gacie. Rozłożył ręce kiedy włączyły się spryskiwacze a te zmoczyły go jeszcze bardziej. Zamiast wodą pryskały krwią. Otworzył usta i zamknął oczy. Gdzieś w tle grał Wagner a Black wiedział, że to będzie dobry dzień.

-White? Możesz już iść. Mamy ciekawsze zajęcia do roboty niż dalsza zabawa z toba.

Black&White w jednym otrząsnął się na chwilę ze swoich rozmyślań i puścił dłoń z zakrzywionego sierpu.

-Możemy już iść.

Postanowił, że poszuka swoich gratów i wróci do schroniska. Może spróbuje się skontaktować z szefową i Natashą. Dowiedział się już dość dużo tego wieczora.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 12-08-2015 o 09:55.
traveller jest offline