Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2015, 22:10   #1
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gasnące Słońca - Ostatni lot



Prom “Trabzon” opuścił orbitę Byzantium Secundus i skierował się ku obrzeżom systemu, gdzie znajdowały się wrota. Pasażerów czekała długa podróż, gdyż statek zmierzał aż do Artemis.
Na pokładzie promu znajdowało się prawie dwustu pasażerów. W tym kilku dygnitarzy z najznamienitszych rodów Byzantium.
Kilka osób spośród kierownictwa gildii Przewoźników mówiło, że wysyłanie tak dużej grupy pielgrzymów jednym statkiem jest ryzykowne. Zwłaszcza, że część z nich była wysoko postawionymi obywatelami o znacznych wpływach.
Jednak fakt, że na Artemis dysponowali najlepszą technologią i wiedzą medyczną we wszystkich Znanych Światach sprawiał, że dla wielu kwestia bezpieczeństwa przestawała mieć znaczenie.

Wśród pasażerów dominowali ludzie cierpiący na przeróżne schorzenia, ale byli także ci którzy cieszyli się pełnym zdrowiem. Ci mieli na Artemisie inne sprawy do załatwienia. Wśród nich było wielu przedstawicieli gildii i wolnych strzelców, którzy w pogoni za zyskiem decydowali się na długą i niebezpieczną podróż. Wszystko po to, aby u celu zdobyć sprzęt i medykamenty, które będą mogli potem sprzedać z zyskiem w innych częściach Imperium.

Podróż płynęła spokojnie i leniwie, aż do momentu przekroczenia wrót prowadzących do Świętej Terry, kolebki ludzkości. Gdy tylko “Trabzon” wszedł w obręb macierzystego układu ludzkości na konsolach pilotów zaczęły pojawiać się dziwne odczyty. Różne wskaźniki wariowały i kapitan Luke Chartash zarządził szczegółową kontrolę wszystkich sensorów. Technicy ruszyli do pracy, ale prom nadal kontynuował swój lot.

Większość pasażerów pozostała niczego nie świadoma. Jedyni, ci najbardziej zdrowi i znudzeni długą podróżą zauważyli wzmożony ruch na wszystkich pokładach. Niechybny znak, że coś się zaczęło dziać.
Z mostka nie popłynął jednak żaden komunikat informujący o aktualnym stanie rzeczy.

Technicy dwoi się i troili, ale wszystko wskazywało na to, że sensory i wszystkie czytniki promu działają poprawnie.
I choć nie wykryto żadnego źródła mogącego zakłócać pracę sensorów, kapitan uznał, że takie wyjaśnienie jest najbardziej prawdopodobne. Zdając się na swoje doświadczenie, jaki i umiejętności swojej załogi, zdecydował się kontynuować w kierunku wrót prowadzących do układu Artemis.

Ostatni sygnał prom “Trabzon” nadał tuż przed wykonaniem skoku. Nie dotarł on do celu swej podróży, Artemis. Nigdy więcej też nie pojawił się już w obrębie żadnego ze Znanych Światów. Wszelki ślad po nim zaginął. Tak samo, jak po ponad dwustu jego pasażerach.

***

Tło muzyczne


W okrągłej jaskinie na pokrytej srebrnym pyłem ziemi leżało pięcioro ludzi. Wszyscy byli nadzy i zdawali się martwi. W rzeczywistości byli jednak pogrążeni w sennym transie, choć jeszcze nie mieli tego świadomości.
Leżeli skierowani głowami do siebie i z góry wyglądali niczym symboliczna gwiazda. Ich dłonie były zanurzone w wyżłobieniach skały, które tworzyły idealny odlew ich rąk.
Jaskinia oświetlona była blado niebieskim światłem, które przywodziło na myśl latarnie w szklarniach cesarskich ogrodników. Światło wydobywało się z półprzeźroczystych kryształów, które wyrastały w kilku miejscach jaskini.
Panowała niczym niezmącona cisza. Czas płynął wolno, a pogrążeni w transie ludzie śnili o podróży kosmicznym promem “Trabzon”, który właśnie zbliżał do celu - układu Artemis.

Ziemia zatrzęsła się niespodziewanie i ogłuszający huk wypełnił korytarze podziemnego kompleksu. Ze stropu posypały się drobinki skał i kurzu, które opadły na nieświadomych pasażerów “Trabzona”
Kolejno otwierali oni oczy i zdezorientowani podnosili się na łokciach. Otaczających ich krajobraz wprowadził ich w istną konsternację. Podobnie, jak całkowity brak ubrań.
To wszystko było niczym w stosunku do tego, co odkryli za parę chwil.
Z przerażeniem zdali sobie sprawę, że z ich potylic wyrasta coś na kształt przewodu. Przewody były stosunkowo cienkie, gdyż w najgrubszym miejscu miały zaledwie pół centymetra średnicy. Z wyglądu przewody owe przypominały pnącza roślin. Cienkie, elastyczne i sprężyste. Przewody wychodziły z tyłu czaszek pasażerów promu i łączyły się w pierścień, który oplatał niewielki stalagmit znajdujący się pośrodku gwiazdy, którą tworzyły ich ciała.
Nagle do nadal zdezorientowanych umysłów doszedł dziwny dźwięk przypominający mieszaninę odgłos rogu z wyciem zarzynanego zwierzęcia.


Niósł się on po podziemnych korytarzach i z każdą sekundą zdawał się przybliżać.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline