Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2015, 22:50   #29
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Cytat:
Napisał Mag
Felidae&Mag by google dock
Bustuarium nie było miejscem, w którym chciało spędzać się wolne popołudnie. Origa nie zamierzała przebywać tam dłużej niż było to konieczne. Niestety jakaś stara raszpla strasznie ociągała się z wpuszczeniem ich do środka. Na słowa starej kobiety Anoterissa przewróciła oczami "Nawiedzona wariatka".
- Ostatnią podróż to on dawno ma za sobą - skomentowała Torukia podchodząc do trupa. Przyjrzała się ciału. - Trzeba było mi wziąć ze sobą Amber - westchnęła. Sama nie znała się na medycynie, ale od tego miała swoich podwładnych, żeby nie być alfa i omegą.
- Nie znam się, ale nawet dla mnie te sińce wyglądają dziwnie. Dziwka raczej nie zostawiłaby tak równych siniaków na szyi - powiedziała i wskazała palcem by Kania się przyjrzała.
- Zgadzam się. - przytaknęła Kania - Hmmm…. może potwór ma jakiś rodzaj przyssawek? Tylko czy wstrzykuje nimi jakiś jad, czy może pożywia się? Do stu zmorfowanych pluskiew - zaklęła Shar - Niewiele widać, a do dogłębnej analizy przydałby się medyk. Ciekawam czy pozostałe ofiary miały podobne zasinienia na szyi...
- Tego raczej się nie dowiemy, chyba że kogoś nowego dopadnie - odparła z niezadowoleniem. - To co? teraz chyba wybiorę się do strażnicy sprawdzić raporty. - dodała z rezygnacją w głosie.
- Dobra, ja dziś jeszcze raz zaczaję się na bestię, jeśli nie uda jej się upolować to chyba nie zostanie nic innego jak zgłosić to dalej. - Shar ze zrezygnowaniem pokręciła głową.
- Idziesz ze mną do Tagmaty czy spotkamy się dopiero po tym jak przekopię się przez meldunki? - zapytała. Skrzyżowała ręce przed sobą. - Sama chce jeszcze dziś, za dnia, zobaczyć miejsce gdzie spotkałaś to coś. - chwilę zastanowiła się - Teraz pójdziemy tam. Raporty mogę sprawdzić na swojej zmianie. - zadecydowała.
- W takim razie chodźmy - powiedziała, ponieważ kobieta z bustuarium nagle zaczęła je wypraszać - Nie dziwię się, ja bym zeszła z nudów czytając stosy papierków przy biurku. Jak ty to wytrzymujesz ? - dodała ostatni raz omiatając wzrokiem ciało nieszczęśnika, który padł ofiarą skrzydlatej bestii.

Origa spojrzała ze zdziwieniem na Kanię, gdy szły korytarzem do wyjścia. Na trupa się napatrzyła, więc nawet nie pożegnała go wzrokiem.
- Lepiej przejrzeć spisane przez skrybę meldunki niż wypytywać poszczególnych Tagmatos. Z czasem ludziom miesza się coś w pamięci. Papier pozostaje niezmienny. - wzruszyła ramionami - A w Tagmacie siedzę od zawsze. Ojciec uznał, że się nadam. Chyba nigdzie indziej bym nie pasowała. - podrapała się po brodzie w zamyśleniu. "Poza tym lubię od czasu do czasu dać komuś po mordzie" - A ciebie co skłoniło do zostania łowcą potworów?
- Wiele by opowiadać - mruknęła Kania - nienawidzę morfy i tego co robi z ludźmi i wszelkimi stworzeniami. Dlatego tępię wszystkie jej twory. Pewnie naiwnie sądzę, że może kiedyś… że jeśli nie dopuszczę do jej rozprzestrzeniania się to... może uda uratować się nasz cholerny świat - roześmiała się mówiąc ostatni kawałek. - Dajmy temu spokój, jestem lepszym łowcą niż mówcą.
Słowa Kani przyjęła kiwając głową ze zrozumieniem.
- Ale wiesz, że tak najłatwiej samemu doprowadzić się do zmorfienia? - zapytała retorycznie - Diatrysi są od tego. Oni są podobno odporni na to.
Kania wzruszyła ramionami.
- Będzie jak ma być. Każdy robi to co umie najlepiej. Kiedyś miał się inaczej mój los potoczyć, ale życie szykuje dla nas próby. To co robię jest jedną z nich. Nie mam wyboru, muszę jej podołać. O Diatrysach niewiele wiem, ale przyznasz, że są trochę przerażający?
- Trochę to mało powiedziane. Nie wiem jakim trzeba być popaprańcem, żeby bez mrugnięcia okiem zasztyletować nowonarodzone dziecko... - mruknęła niechcący wyrażając swoje zdanie na ich temat. Zganiła się za to w myślach, że o tym mówi z kimś obcym. Zaraz jednak odkaszlnęła i dodała - Przerażający czy nie, to oni uratowali Świat i trzeba być im wdzięcznym - powiedziała wysilając się na wyniosły ton, ale w głosie nie było przekonania. Była zdecydowanie zmęczona.
Shar bystro spojrzała na swoją rozmówczynie, ale jej jedynym komentarzem było potwierdzające mruknięcie.
Zgadzała się z Anoterissą, ale z drugiej strony te dzieci zostały naznaczone, spaczone i przeklęte. Gdyby nie Diatrysi, ktoś inny musiałby się ich pozbywać. Sama myśl o tym spowodowała drżenie i przypływ nudności u dziewczyny.

Torukia przyśpieszyła kroku, szły w milczeniu ulicami Zaułka.
- To mówisz, że ile ofiar już tego stwora jest? - zapytała w końcu przerywając ciszę. Rozglądała się po budynkach, gdy mijały kolejne kamienice, z których obłaziła biała farba.
- Na razie podejrzewam trzy, w tym jedno dziecko. Z tym, że to ostatnie zostało porwane i nie odnaleziono jego ciała. Wydaje się, że potwór musi mieć swoje leże w pobliżu. Może zabiera tam część ofiar?
W końcu dotarły we właściwe miejsce.
- To tutaj - powiedziała Shar - W tym miejscu zeskoczył z dachu rzucając się na ofiarę, a tam wspinał się po murze. Widzisz ten odprysk? - Shar krótko i zwięźle przekazała przebieg ostatnich wypadków. Potem zaprowadziła Origę w miejsca, w których znikały pozostałe osoby.
Anoterissa wodziła wzrokiem tam gdzie wskazywała jej Kania i bez słowa za nią kroczyła, gdy pokazywała jej kolejne miejsca.
W ostatnim z nich stała wyprostowana z rękoma opartymi o biodra.
- W tej dzielnicy biedoty bardzo łatwo mu się kryć - powiedziała, ale chyba do siebie stwierdziła tą oczywistość. - Nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziałaś? - upewniła się.
- Z całą pewnością - Kania przytaknęła - Nigdy nie widziałam aby morf był tak inteligentny. No i pierwszy raz widzę formę skrzydlatą pośrodku miasta. Nie okazywał strachu, jedynie wściekłość.

- I chcesz tu dziś w nocy wrócić? - zapytała patrząc na dachy budynków.
- Muszę, czuję, że bestia wróci tu jeszcze. Tamtej nocy nie czuła się zagrożona, po prostu chciała uniknąć konfrontacji z przeważającymi siłami. Nie porzuci łowiska. - Kania właśnie tak czuła.
- To nie jest dobry pomysł - pokręciła głową Torukia.
- Masz lepszy? - spytała neutralnym tonem
- Zgłosić to do Diatrysów - odparła z westchnięciem.
- Jeśli nie uda mi się tej nocy. Wtedy. Zgoda? - nie chciała zawieść Dhube.
- Jak ci się nie uda to z Diatrysami znajdę twoje zwłoki gdzieś w jego leżu - odparła z dezaprobatą. - Uwierz, że zmorfiałych istot nie zabraknie. To jedno możesz sobie odpuścić. - dodała nie chcąc odpuścić tak łatwo.
- Uparta jesteś - Shar zaśmiała się lekko - Wiesz jak się dostać do Diatrysów i jak szybko zaczną działać? Jeśli nie od razu, to wrócę.
- Skoro nie masz nikogo kto za tobą zatęskni to rób jak chcesz - wzruszyła ramionami. Sama nie zamierzała bezmyślnie nadstawiać karku. Przynajmniej w kwestii morfów - Jak szybko zadziałają Diatrysi? Nie mam pojęcia, staram się trzymać od nich z daleka. Ale jeśli postawię na szali swoją pozycję to jest szansa, że ruszą dupy do Zaułka.
- Mogę jakoś pomóc?
- Oczywiście. Pójść ze mną i opowiedzieć im wszystko to co mi - odparła spoglądając na Kanię z nadzieją, że zachowa się rozsądnie.
- W porządku, w takim razie nie marnujmy czasu. Nie chcę żebyś przez to miała kłopoty. - próbowała ile mogła, ale zdawała sobie sprawę, że zatajanie wiedzy o morfie działającym w samym mieście może pociągnąć za sobą przykre konsekwencje. A wmieszała jeszcze we wszystko Origę.
Anoterissa zaśmiała się wesoło na te słowa.
- Nie przejmuj się, tak naprawdę jedyna osoba, która przysparza mi kłopotów to ja sama. - uśmiechnęła się zadziornie - No to chodźmy, szybko to załatwimy to może jeszcze zdążę na przymiarkę - dodała z westchnięciem. Trudno, jak nie zdąży to jutro zaraz po służbie zrobi tą przymiarkę. To co teraz miała zrobić było dużo ważniejsze niż jakaś durna sukienka. Najwyżej pójdzie w pełnej zbroi. Przecież ma być i tak tam jako ochrona.
Teraz przynajmniej Torukia była szczerze zadowolona, że udało jej się przekonać dziewczynę. No i sumienie mogła mieć teraz czyste. Mniejszą radością natomiast pałała do myśli, że teraz konieczne będzie udanie się do siedziby Diatrysów. Niezwłocznie ruszyły w drogę. Origa miała tylko nadzieję, że w ostatniej chwili Kania nie zmieni zdania. Z przejęcia zapomniała jaki upał lał się z nieba przez co nawet nie czuła jak pot ścieka jej po twarzy.
"No nic, mleko się rozlało. Z Kanią czy bez, zgłoszę to" pomyślała upewniając się co do swojej decyzji.
Origa Torukia, Shar Srebrzysta
Gdy przedstawiły sprawę honorowej straży pełniącej służbę w skrzydle należącym do czerwonych braci, wpuszczono ich do Zamku. Znowu echa ich kroków odbijały się od pustych ścian. Monumentalne korytarze o wysokich ścianach przygniatały swym ogromem. Czuły się małe i bezbronne wobec wielkości tej budowli. Być może też taki cel przyświecał architektowi zamku. Pozostawiono je w mrocznych holu przed zamkniętymi drzwiami zza których dochodziły echa rozmowy. Na tyle stłumione, że nie potrafiły wyłapać sensu słów, na tyle jednak wyraźne, by uchwycić szczekliwą nerwowość niewidocznej kobiety i krótkie, opanowane odpowiedzi. Po niedługiej chwili drzwi otworzyły się bezszelestnie i z pomieszczenia wyszła młoda dziewczyna o smukłej talii. Musiała być kiedyś piękna, teraz jednak przez jeden policzek przebiegała krwawa pręga, ślad po uderzeniu wąskim, ciętym narzędziem, może batem, może innym ostrzem, które na trwale oszpeciło jej twarz. Za nią wysunął się, w czerwonej szacie zakonnik. Chociaż nie raz widziały Diatrysów z bliska, efekt zawsze był taki sam. Pobliźniona twarz, będąca siatką blizn, wyrytych w niej symboli była odrażająca. Z jednej strony przyciągała wzrok swoją brzydotą, tą niezdrową fascynacją, które każe ci badać każdy szczegół deformacji, z drugiej odpychała obrzydliwością różowo-czerwonych blizn, które zdawały się ruszać i żyć własnym życiem. Enato - Dziewiąty - poznały po cyfrze wyszytej na szacie.

Zakonnik już miał minąć czekające na niego kobiety, gdy przechodząc obok Kani wciągnął powietrze a jego nozdrza zwęziły się, jak u psa, który podjął trop, odwrócił się nagle i spod rękawa wystrzelił prawą ręką wbijając w czoło zdumionej Shar trzy palce. Kciuk i palec serdeczny wylądowały tuż nad oczodołami, muskając brwi, wskazujący - pośrodku czoła. Były chłodne, w dotyku delikatne. Lewą dłonią chwycił za jej szyję. Odchylił zdecydowanym pchnięciem palców głowę kuszniczki do tyłu. Zachrypiał jak gdyby zadławił się czymś, czego połknąć nie zdołał, po czym z jego pokaleczonych ust odezwał się głos łagodny, melodyjny, zgoła nie pasujący do szkaradnej fizjonomii.

- Gdzie było, to - spytał, nie spytał, bo zaśpiew w głosie wpierw wzleciał, później opadł.

Gładki, bo to musiał być on, trzymał ją jeszcze w tej niewygodnej pozycji.

- W Zaułku, Enato - odcharknęła przez ściśnięte gardło, pojąwszy w lot sens pytania, nie-pytania.

Złapał jej głowę palcami obu rąk niczym kleszczami, przybliżył swoją twarz do jej twarzy. Spomiędzy pokaleczonych ust wysunął się język, kawał różowego mięsa przeciętego na końcu i rozwidlonego niczym u węża. Drgnęła, lecz trzymał mocno. Złapała za jego ręce chcąc się uwolnić.

- Nie - wysyczał a w jego głosie była siła, która kazała mu się poddać.

Obśliniony jęzor przejechał od jej policzka do skroni, zostawiając za sobą mokry ślad. Wzdrygnęła się z obrzydzenia.

- Dlaczego późno, tak - spojrzał jej w oczy szukając odpowiedzi, nie zwalniając uścisku. - Słabnie ślad.

Serce zatrzepotało jej nagle, szaleńczo w przypływie strachu. Powinna przyjść od razu, zgłosić. Głupia.

- Chciałam - zaschło jej nagle w gardle, słowa nie chciały przejść przez ściśniętą krtań. Chciała przełknąć, lecz nie miała czym. - Polować! - wystękała w końcu, głosem, którego natężenia się przeraziła.

Odepchnął ją. Odetchnęła z ulgą. Szerokie rękawy zatrzepotały, gdy schował w nich dłonie i splótł ręce na piersi.

- Gdzie, pokaż.

Nieznajoma, przyglądająca się do tej pory scenie z zaciekawieniem, stęknęła.

- Enato, ale morf w bustuarium, on…

- Ważniejsze - zignorował kobietę, wypychając lekko kuszniczkę w stronę wyjścia.

Origa Torukia
Idąc w kierunku Zaułka, pozostawiwszy Kanię sam na sam z Enato zastanawiała się nad swoją indolencją. Dlaczego tak wielkie wrażenie sprawił na niej zakonnik, że nie potrafiła wydobyć wtedy z siebie słowa. Przecież widywała Diatrysów, raz nawet, jeszcze jako tagmatissa, brała udział w pojmaniu człowieka, który rzucił złym słowem pod adresem zakonu. Lecz nigdy rzecz nie dotyczyła jej bezpośrednio. Wmawiała też sobie, że odeszła, by sprawdzić archiwa straży na temat zniknięć osób z Zaułka i raport ze śmierci tego nieszczęśnika, że liczyła na to, że może pomóc w ten sposób nowo poznanej łowczyni morfów, lecz gdzieś z tyłu głowy tkwiła myśl, że mógł nią kierować zwykły strach, który tam, w półmroku korytarzy Zamku zlał jej plecy zimnym potem.



Ismael Garrosh
Każdy przypiął do siodła po klatce z drobiem, lub zarzucił worek z ziarnem, trzodę na postronkach poprowadzono za końmi i zostawiając resztę dobytku na wozie, ruszono do Skilthry. Kolumna szła cicho, w ponurym milczeniu ciągnąc za sobą resztę żywizny. Garrosh milczał również. Nie miał jednak przed oczami jatki, która miała miejsce obok porzuconego wozu. W pamięci utkwił mu wyraz oczu Degana Wissa gdy splunął krwią i otarł usta rękawem. I choć nie wypowiedział wtedy ani jednego słowa, w jego wzroku czaiła się niewypowiedziana groźba.

***

Zawieźli dobra do Zamkowych spichlerzy i rozdzielili się. Gdy dotarł do siedziby Fitzgeralda zmierzchało.

- Niech to morfa! Opowiadaj!

Ismael opowiedział mu prostymi słowy przebieg wypadków. Diuk nie przerywał, czekał do końca opowiadania chodząc nerwowo po gabinecie i gryząc kłykcie.

- Wiss się zorientował w maskaradzie?

- Chyba nie…

- Ech… i tak na nic. Wiedzieć będą.

Chodził czas jakiś jeszcze, po czym podjął decyzję.

- Trzeba nam do archigosa iść. Wyjaśnić zajście. - Spojrzał na ochroniarza. - Teraz.


Parviz-e Yehudan
Wurindus Gundurm był nieuchwytny. Nie odnaleziono go w jego apartamentach a służący nie był w stanie powiedzieć gdzie jest jego pracodawca.

Polidor za to przybył na wezwanie. Pokonawszy schody wieży wszedł do Białej Sali sapiąc i pocąc się jak świnia, z czerwoną z wysiłku twarzą. Strategos Skilthry nie był głupim człowiekiem. Nie miał co prawda zmysłu Gundurma ale nazwać go głupcem byłoby sporą przesadą. W swej uległości wobec archigosa natomiast osiągał mistrzostwo i być może to pozwoliło mu, mimo wszystkich braków, które posiadał, utrzymać mu piastowane stanowisko.

- Tak Panie - sapnął między świszczącymi oddechami. - Perioczi z trzema dziesiątkami tagmatoi będą gotowi przed jutrzenką na twe rozkazy. Jeśli jednak mógłbym zasugerować… - zawiercił się niespokojnie.

- Mów

- Jeśli bunt, to wyślij Panie oddział. Sam nie jedź. Samemu bezpieczniej zostać w Zamku.



Syntyche Nekri
Lyna nie wróciła w określonym terminie. Dała jej jeszcze dwie klepsydry, po czym poinstruowała Zosime i wyszła.

W progu dopadł ją umyślny z wiadomością. Rozwinęła na prędce pisane pismo.


[media]http://www.agad.archiwa.gov.pl/prezentacje/foto08m.jpg[/media]

Cytat:
Bunt w kopalni. Wis. mówi, że szyby podpalone - b. wątpliwe. Żąda interwencji.
Fis. wyprowadził tagmatoi. Fil. też widziano k. kopalni. Wis., Fis., Fil., i in. nie w mieście wskazują, bym swoich wyprowadził do kopalni.
Zbieg okoliczności? Spisek?, by wrócić i przewrotować? do sprawdzenia. Ma być napięcie nakazuję czujność nałap do egzekucji.

Narada po zmroku.
P.
Origa Torukia, Shar Srebrzysta
Kancelista okazał się młodym mężczyzną z rzadkim zarostem, którego przerzedzone kępki sterczały mu z brody. Oczy miał bystre i uważne i zapisywał coś właśnie w księdze, w swojej kanciapce przyklejonej do koszar gdy odwiedziła go Origa.

- Zaginieni? - spytał odrywając wzrok od kart.

Pytanie wprowadziło Arwasha w szczere zdumienie, jakby ktoś się go pytał, czy trzyma w biurku małego morfa.

Nie, dlaczego straż miałaby się zajmować zaginionymi? Czy zamordowali kogoś? Coś ukradli? Nie? Spiskowali przeciwko Zakonowi bądź władzy? Nie?

A więc nie notowano przypadków zaginięć, nawet ich nie zgłaszano. Bo i niby dlaczego mianoby zgłaszać?

Arwash był zaintrygowany pytaniami anoterissy. Podchodził do nich jednak z pewnym rozbawieniem i cień uśmiechu pojawiał się na wąskiej kresce ust. Gdy chciała zajrzeć do księgi z raportami odrzekł, że na to potrzeba pozwolenia periocziego, ale gdy spytała o trupa z ulicy Bednarskiej okazało się, że doskonale pamięta, bo sam sporządzał raport. Wydął usta.

- Po kłótni z żoną nie odszedł za daleko. Ktoś skręcił mu kark i nie zdążył obrabować, bo spłoszył go patrol. Żona tego nie uczyniła…

- Dlaczego? - spytała z czystej ciekawości skąd ten wniosek.

Znowu ten uśmiech.

- Gdybyś ją widziała… To musiał być ktoś wysoki i silny. Podejrzewaliśmy jej braci ale widziano ich o tej porze w zupełnie innym miejscu.

Z powodu niewykrycia sprawcy śledztwo zostało zamknięte. Brak środków i niska szkodliwość społeczna - przecież to zwykły pijak był i wszyscy odetchnęli z ulgą.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 12-01-2016 o 18:11. Powód: Mag
GreK jest offline