Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2015, 23:33   #9
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
[media]http://www.youtube.com/watch?v=7UIHl0oJEpg[/media]

Powracając do świątyni, Kami zaczęła słyszeć muzykę. Ludzką muzykę, dochodzącą z ogólnie pojętego nikąd. Był to walc, ale miał w sobie jakąś jazzową nutę, przyjmując, że nasza pajęcza bohaterka ma pojęcie czymże jest jazz.
Na przeciw świątyni, chodząc po wodzie jak po suchym gruncie, Celty wraz z nieznanym Kami osobnikiem, tańczyli.


Nieznajomy miał czerwone włosy sięgające szyi, kolorowe oczy, nieco szersze niż typowy człowiek usta oraz nieco komiczne ubranie. Za każdym piruetem czy zmyślnym krokiem, jego lekko przydługi płaszcz zaginał się i fruwał przypominając, że nie jest dobrany na miarę. Jego drobna pelerynka na plecach nie służyła niczemu, a zdobny kapelusz rzucający cień na górą część kredowo białej twarzy wyłącznie podkreślał jasność jej reszty.
Mężczyzna był też wysoki, lekko ponad dwa metry. Gigant, w porównaniu z Celty. Musiał to być wcześniej nazwany przez nią Midas.
- Eh?! Skąd jak? - Zaraz po tym zatkała sobie usta, na tą chwilę nie chciała na siebie zwracać uwagi. Podreptała za jeden z większych stalagmitów.i wychiliła ledwie oko by przyglądać się tańcującej parze. Puri nie był tak dyskretny i pokicał w ich stronę.
- Puri! wracaj! - “Głośnym szeptem” próbowała go zawołać, lecz sama nie wychylała się bardziej.
Dwójka tańcowała dość żywo, a młoda Celty wyglądała niezwykle wesoło. W pewnym momencie skończyli a muzyka zacichła. Dwójka zeszła z basenu na suchy ląd wymieniając jakieś słowa, który Kami nie mogła dosłyszeć.
Puri był dość pojętą kreaturą, odwrócił się w stronę Kami aby wrócić, ale nieznajomy już go dojrzał i z zainteresowaniem podniósł, aby zacząć analizować spojrzeniem.
Arakh’ne wahała się czy wyjść zza skały, po chwili jednak przełknęła ślinę i wyszła naprzeciw nieznajomego i Puriego.
- P-p-przepraszam! Już go zabieram nie chciałam Panu i Świętej przeszkadzać. Najmocniej przepraszam. - Kłaniała się raz po raz, jakby uderzała głową w stół.
Nieznajomy spojrzał na Kami i uniósł jedną brew. Celty wybuchła z raportem.
- To jest moja kapłanka! Ostatnia jaka mi została! Patrz jaka dziwna, ma dupe jak pająk! - mówiła rozbawiona dziewczyna.
Midas uśmiechnął się, ukłonił dość nisko, choć nie na tyle aby spadł mu kapelu...a jednak ukłonił się niemal do ziemi, odzienie głowy jednak nie postanowiło słuchać się zasad grawitacji. Po wyprostowaniu, wyciągnął Puriego w stronę Kami.
- Może panienka woli zostać moim kapłanem? Na wstępie dam pani zamek, tytuł księżniczki i kilku służących.
Pajęczyca odebrała żyjątko, a na propozycję Midasa odpowiedziała.
- Dz-dziękuje ale obejdzie się. Tutaj mi jest dobrze.- Przytuliła Puriego, obdarzając osobnika w kapeluszu nieufnym spojrzeniem. - Już się stąd usuwam i wracam do odnawiania świątyni. - Obeszła Midasa niczym krab, ani na moment nie odwracając się do niego plecami. Propozycja Boga choć hojna, mało interesowała Arakh’ne, gdyż lubiła swoje skromne życie.
Midas natychmiastowo zaczął ignorować obecność Kami. - Nie tylko to egzotyczne, ale jeszcze głupie. - powiedział do Celty zdziwionym tonem.
- Nie mów tak! To jedyne co mi zostało! - broniła z tej czy innej pobudki Celty.
Midas wzruszył ramionami. - Wyśmieją cię jak wrócisz z czymś takim.
- Nie pomagasz! Chcesz mi ludzi zabrać!
- Po co ci niewierni? Równie dobrze możesz już spróbować zrobić coś lepszego. - zaśmiał się.
- A po co tobie!
- Ja ich nawrócę. - Midas był niezwykle pewny siebie, zarówno w słowach jak i postawie. Celty naburmuszyła się niesamowicie, sfrustrowana postępowaniem Midasa.
-M..Moja kapłanka lepiej ponawraca niż ty! - krzyknęła zezłoszczona.
Midas niema natychmiast spojrzał na Kami, oczekując komentarza.
- Eto… zrobię wszystko co w m-mojej mocy! - Próbowała brzmieć na pewną siebie… nie wyszło. Przełknęła ponownie ślinę, ten nieznajomy nie podobał jej się ani odrobinę. To musiał być ten Midas o którym wspominała święta.
- To zakład? Moi ludzie za twoją świątynię? - zaproponował Midas.
Celty skinęła głową z determinacją. Midas wyciągnął do niej mały palec, którymi dwójka złożyła przysięgę. - Połykasz tysiąc igieł jeśli mnie oszukasz. - wyjaśnił działanie obietnicy Midas, po czym pomachał ręką na pożegnanie i zwyczajnie zniknął.
Celty zaraz po tym odwróciła się do Kami, wyciągając do niej mały palec. - Obiecaj, że ci się uda.
- Ale ale… ale… - Dolna warga Kami zadrgała. - Nie poradzę sobie. - Wydusiła w końcu przytulając mocniej Puriego.
-Ale...ale przed chwilą powiedziałaś, że dasz! - zauważyła Celty.
- Powiedziałam że zrobię wszytko co w mojej mocy… ale tak mi się wymsknęło bo sie go bałam. - Przyznała.
Celty patrzyła na Kami przez chwilę. - A mnie się nie boisz? - zapytała. - Potrzebuje albo nawróconych ludzi albo nowej świątyni. Wszystko dzięki tobie.
- Prawda jest taka że jestem tchórzem. Boję się wszystkiego. - Powiedziała, po czym spojrzała na świątynię. - Ale jak mam nawrócić ludzi? Niektórzy z nich to prawdziwe potwory. To niemożliwe. - Pogłaskała Puriego, który zapiszczał wesoło. - Są chciwi. Bawi ich czyjaś krzywda. Tak jakby przez te papierki o które się biją przejmowały nad nimi władzę. A ci w garnkach… Święta ci w garnkach są bezduszni jak… jak jakieś...potwory. -
Celty zaczęła wymachiwać rękoma. - Ale, ale, jak ja mam się pokazać na forum? Zdemotują mnie do diabła! - wypłakiwała. - I po co komu spać, potem takie rzeczy wychodzą!
Młoda chodziła w kółko niezbyt pewna siebie. - Wiem, na inne forum! Pakuj nas! Zmieniamy wymiar, albo galaktykę!
- Jak to… nie możesz. A co z życiem na tej planecie… wymiarze… galaktyce? - Zapytała. Święta z jakiegoś powodu wydawała się jej skrajnie niedojrzała.
- No nie wiem, Midas mi zabrał. Po co mam o to dbać? - zapytała, rozkojarzona.
- Odbierz to… jesteś matką życia, A jakiś… jakiś… fircyk od tak ci to zabiera! Nie tak mnie uczono o tobie. - Kami się trochę zagalopowała.
-A jak cie uczono? - zapytała Celty, zatrzymując się przed Kami.
Kami odetchnęła głęboko po czym spokojnie przemówiła.
- Każde istnienie na tej planecie, zawdzięczamy Celty, bogini która obdarowała nas cudem życia. Każde istnienie jest jej dzieckiem, a każda matka kocha swoje dziecko, ale jeśli musi karci je gdy zaczyna zbaczać na złą drogę. To z jej kaprysu zostaliśmy powołani do życia, i to z jej kaprysu możemy obrócić się w nicość. Święta Celty nieprzychylnym wzrokiem spogląda na wszystko co plugawi jej twory, ideę i sprowadzi na nas swój święty gniew jeżeli zepsucie tego świata osiągnie swój zenit. I żadna istota czy bóg nie może się z nią równać. -
Celty zatrzymała się na moment w miejscu. Potem zaczęła chodzić w kółko. - Czyli ludzi nie powinnam brać z powrotem, bo się nie słuchali… - zaczęła mamrotać do siebie. - Czyli z Midasem już nie powinnam się bawić. - kontynuowała - I w sumie to powinnam zabić wszystko co żyje… - zatrzymała się ponownie. - No to faktycznie powinniśmy się już pakować.
- Powinnaś ratować to co nie jest zepsute. Przez jakieś głupie gry tego zwyrodnialca chcesz zniszczyć swój twór?! Cud życia którym nas obdarowałaś, odrzucić od tak? To prawda że wiele istot na tym świecie jest zła, ale niezliczone ilości innych nie zasługują by podzielić ich los. Postaw się mu! Jesteś boginią życia, nie tańcz tak jak on ci zagra. Bo on chciał się zabawić wiele istnień ma zgasnąć. To potwór. - Kami była zła, a nawet wściekła co nigdy jej się nie przytrafiło. - Błagam cię w imieniu wszystkiego co żywe. -
-Ale jeśli respektuje wszystko co żywe i karam tylko to co mi nieposłuszne, to nie mogę iść z nim na wojnę! - zauważyła Celty. - I nie chcę połykać tysiąca igieł!
W oczach Kami Bogini wyglądała jak dziecko które nie chce mieć żadnych odpowiedzialności.
- Istnieje jakaś siła we wszechświecie która cie zmusi do połknięcia tysiąca igieł? Chciałaś oszukiwać to go oszukaj. Po prostu tego nie zrób. Jeśli wypowie ON tobie wojnę pozostanie ci tylko się bronić. Ten cały Midas jest okropny. Nie wiem co za zwyrodniale siły stoją za jego poczęciem. -
-Etoo...też nie pamiętam jak się jego rodzice nazywają. - przyznała Celty. - Ale nie uczyli cie, że oszukuję, prawda?! To jak mam oszukiwać?! Teraz wychodzi na to, że nie mogę.
W okolicy rozbrzmiał dość sztywny, ale donośny głos sopla.
-Sugestia: rekanonizacja. Nowy motyw: Bogini kłamstw.
- Ale chciałaś oszukiwać. Nie uczono mnie też że zachowujesz się jak dziecko! Jak mówi Sopel, okłam go. On nie jest dobry i nie zasługuje by traktować go dobrze. To zło, ale niestety konieczne. - Tupnęła odnóżem. - Pomyśl też o sobie. Co ty byś chciała. -
-Teraz? Jakieś dobre ciasto. - przyznała się, z lekko zawstydzonym wizerunkiem na twarzy. - Pan kosmita ma racje! Możemy zrobić rekanonizajce. Zmień motyw świątyni na kłamliwy! Od dzisiaj oszukujemy jako hobby! - oświadczyła Celty. - Przy okazji wymyśl mi jak oszukać Midasa?
- Więc okłamiemy go że jesteś boginią kłamstw? A Midas założył się z boginią życia nie kłamstw, więc zakład jest nieważny. - rzuciła teorią, z nadzieją patrząc to na Celty to na Sopla.
Celty zastanowiła się przez chwilę, po czym kiwnęła głową. - Tak! Zmienimy całą świątynie i zrobimy festyn kłamstw. Święto kłamstw! I on wtedy przyjdzie i będziemy mu mówić prawdę i przytakiwać, a potem powiemy że to święto kłamstw i wszystko było nieprawda! Super plan!
Kami Na Ari odetchnęła z ulgą. - Dzięki Celty… znaczy dzięki Bogini kłamstw. Sopel! Puri! Zmieniamy wystrój! - Klasnęła w dłonie zarządzając.
Dwójka po chwili znalazła się na przeciw Kami czekając na polecenia.
- Sopel! Ty zajmij się dziurami i zielonymi motywami koloru. Pościągaj zielone płótna, a ty Puri pilnuj go by się nie obijał. Ja zmienię ukwiecenie. - Rozporządziła. Sama Kami zaś pognała do ogródka, szykując nowe miejsca to przesadzenia kwiatów. Do świątyni zaś powybierała najpiękniejsze: Lawendy, cyklameny, Jaskry, które to w języku kwiatów mają wiele wspólnego z oszustwem czy brakiem zaufania. Arakh’ne musiała zrobić parę kursów, trzeba było jeszcze zmienić ozdobne płótna na kolor czerwony. Czekało ją sporo pracy.
Celty przyglądała się wszystkiemu z skrzyżowanymi rękoma. Praca szła dość zwinnie. W końcu młoda bogini stwierdziła, że czegoś tu brakuje. - Chce sztandary. Z moim logiem. Zrób mi logo. - zażądała.
- Hmm… to musi być coś złowieszczego, coś...hmmm. - Zastanowiła się na głos Kami.
- Jakby taki obrys, czegoś rogatego? - Pajęczyca pognała po przygotowane wcześniej płótna, o czerwonej barwie. Jej palec zaiskrzył i poczęła delikatnie wypalać jakieś kształty. Kilkakrotnie zaczynała od nowa, gdyż poprzednie pomysły nie do końca pasowały. Ostatnia próba była najbardziej owocna, według niej przynajmniej. Wypaliła wzór na płótnie, godny prawdziwej złowieszczej i nieufnej istoty jaki była w stanie wymyśleć. Dumna ze swojego dzieła ukazała Celty swój twór.


- Oszukańczo złowieszcze! Prawda? - Zapytała świętą.
Celty przyglądała się obrazowi przez jakiś moment, co jakiś czas tupiąc w miejscu czy przekrzywiając twarz, obchodząc go wzrokiem tu i tam. W końcu przytaknęła skinieniem głowy. - Idealne! - zgodziła się.
- To teraz zrób inny i powieś na sztandarach! Przecież bóg kłamstwa nie może pokazywać swojego.
- Eto… tak jest! - Trochę się pogubiła, ale przytaknęła. Boskie zachcianki są trudne do zaspokojenia. Zaczęła myśleć nad innym motywem. Musiał przypominać poprzedni, ale nadal musiał być inny. Arakh’ne dumnie zaprezentowała kolejne logo.


- Aż mnie ciarki przechodzą. Ale to i tak ma być farsa zgadza się? - Zamrugała niepewna.
Celty pokiwała głową w tą i w tamtą. - Nieee, nie tak. Prawdziwy też jest trochę straszny. Zrób...zrób coś przyjaznego. Niech nikt się nie spodziewa!
Kami odrzuciła płótno na bok i wzięła nowe. Dobrą chwilę się zastanowiła nim ponownie zaczęła tworzyć. Efektem końcowym okazał się obrys Puriego, gdzie jedyne niewypalone miejsca to były jego oczka i usta. - Proszę! - Rzuciła zadowolona.
Celty spojrzała na obraz, po czym naburmuszyła się. - Toć to tylko kółko! Postaraj się trochę! - odparła, niezadowolona.
- Eto… dobrze. - Zwiesiła głowę, wypaliła w tkaninie dodatkowo rączki ściskające bukiety kwiatków, dookoła dodała faliste wzory, i dwie skośne linie tuż nad “oczami” swego dzieła.
-Hmm...niech będzie. Chcę do jutra ze...ze…. - Celty zawiesiła się lekko, szukając poprawnej liczby. - Ze osiemdziesiąt siedem. Na banerach. Niech wszędzie dokoła i w środku będą.
- Jak sobie życzysz święta… - Westchnęła Kami wiedząc że czeka ją bardzo dużo wypalania w tkaninach.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=qenbPI2ZeG0[/media]

Pierwszym co musiała zrobić , było zorganizowanie tych osiemdziesięciu siedmiu tkanin, koloru czerwieni. Nie miała aż tylu więc była zmuszona z jednego płótna czasami zrobić kilka, o równych wymiarach. Obszarpane końce znikały, pod iskrzącymi palcami Kami, dodając banerom stylowej choć nie do końca umyślnej obramówki. Puri raz po raz podskakiwał wokół Arakh’ne, chcąc się bawić. Dziewczyna robiła sobie małe przerwy właśnie na zabawy z Purim, kąpiel, czy tez najzwyklejsze przygotowanie herbaty ziołowej. Gotowe banery ładnie składała w rządkach po dziesięć sztuk, w pewnym momencie wyglądało to jakby robiła wokół siebie mur. Po niej samej nie było widać zmęczenia, wręcz przeciwnie, na jej ustach cały czas widniał delikatny uśmiech, a gdyby się wsłuchać to poprzez iskrzenie można było dosłyszeć nucenie. Straciła trochę poczucie czasu i nawet nie zauważyła że dziury u sklepienia jaskini przestały przepuszczać snopy światła. W końcu udało się jej utworzyć dziewięć kolumn, gdzie ostatnia miała siedem warstw. Przeciągnęła się mocno, wyrzucając ręce ku górze ze splecionymi palcami, które chrupnęły cicho.
- Puri zostań tutaj na chwilkę. Muszę zorganizować coś by to przenieść. - Pacnęła go palcem w miejsce gdzie powinien mieć nosek i podreptała w stronę składziku który mieścił się przy ogrodzie. Różowy blobek w tym czasie kicnął raz w jedną stronę, raz w drugą szukając sobie zajęcia. Starannie ułożone banery stały się jego celem. Jednym susem znalazł się na jednej z “wież” i następnie przeskoczył na następną.
- Puri! - Zapiszczał radośnie kontynuując tą czynność. Przeskakiwał to z jednej na następną stertę świetnie się bawiąc. Wtem jeden nie udany skok spowodował że tkaniny się wywróciły jak domino, burząc poukładane banery. Kami już wracała pchając małą taczkę, gdy nagle ujrzała to “zjawisko”.
- Puri! Coś ty narobił nicponiu!? - Skarciła go dziewczyna, puszczając rączki taczki i gnając na miejsce wypadku. - Wszystkie upaprane… nie mogę cię nawet na moment zostawić samego.- Kontynuowała zbierając banery i układając je delikatnie na taczce, wcześniej otrzepując je z jakichkolwiek nieczystości. Mina różowego glutka zrzedła, gdy wielkimi oczkami spoglądał na Kami. Była zła na niego, ale to momentalnie wyparowało w momencie zawieszenia na nim wzroku. Jej mina przypominała tą Puriego przez chwilę.
- Przepraszam! Przepraszam że na ciebie nakrzyczałam! - Dopadła go i przytuliła tak mocno że oczka mu prawie na wierzch wylazły. - Puri? - Zapiszczało żyjątko wtulając się w dziewczynę. - No już już. To moja wina że cie tutaj zostawiłam. - Pogłaskała go i ucałowała w czubek… głowy która właściwie jest całym jego ciałem. Arakh’ne ułożyła ogromną wieżę z banerów która chwiejnie utrzymywała się na taczce.
- Teraz powolutku… - rzuciła pod nosem pchając przyrząd w stronę świątyni. Wyleciał jej z głowy fakt że nie jest w stanie popchnąć taczki po ścianie, o czym przypomniała sobie dopiero przy niej.
- Etoo… ugh… - To był jej jedyny komentarz na zaistniałą sytuację. Wpadła jednak na pomysł. Bez taczki wspięła się po ścianie prowadzącej do tunelu który jest przejściem do świątyni. Tuż przy krawędzi zaczęła tylnymi odnóżami tkać sieć wydobywająca się z tyłu jej odwłoku. Odnóża zwinnie przekazywały sieć aż dotarła do jej rąk. Wystawiła język i zmrużyła oczy chcąc precyzyjnie opuścić sieć do boku taczki. Zajęło jej dobrą chwilę przyklejenie dwóch nici do boków przyrządu.
- Mam! - Ucieszyła się gdy pajęczyna przyczepiła się do taczki, którą zaczęła powoli podciągać do góry. Taczka może znalazła się metr nad ziemią, gdy nagle wywróciła się niszcząc doszczętnie jej zamiary. Chyba minutę stałą wpatrując się w owoce swojej pracy rozrzucone dookoła i taczkę wesoło dyndającą do góry nogami. Ze zwieszoną głową zeszła na dół i pozbierała banery, wnosząc je własnoręcznie na górę, w takich ilościach jakie uniosła. Po pół godzinie kursów w te i wewte wszystkie banery były już na górze, na końcu wniosła taczkę. Załadowała banery na nią już nie przejmując się nawet składaniem ich i ruszyła w stronę świątyni. Dopiero teraz było widać po niej zmęczenie, ale najtrudniejsza część zadania już ją minęła. Tyle dobrego że Sopel zdążył już pościągać poprzednie banery, teraz wylegiwał się w swojej humanoidalnej formie tuż przy brzegu niedawno powstałego jeziora, gmerając przy nieznanym dziewczynie urządzeniu.
Sopel mierzył ponad dwa metry wysokości i tylko kształtem przypominał humanoida. Twarz bez jakichkolwiek rys, oczy świecące na zielono. Miał cztery palce u każdej dłoni i pod “skórą” Mieniły się najróżniejsze wzory obcego pochodzenia. Całe jego ciało bez przerwy falowało niczym tafla wody


- Sopel pomożesz mi? - Zapytała dziewczyna, z nieukrywaną nadzieją w głosie.
- Prośba: Sprecyzuj. Warunek: Zadanie w mojej mocy. - odparł sztywno wodna kreatura podnosząc głowę w kierunku Kami. - Pytanie: Siatka z sieci. Nie wygodniejsza? - dodał, widząc taczkę pełną tkanin.
Kami spojrzała na taczkę. - Moja sieć jest bardzo lepka, musielibyśmy ją potem wydłubywać z tkanin. Dodając nam niepotrzebnych zajęć. Pomóż mi porozwieszać te banery, ja się zajmę zewnętrzną częścią świątyni a ty środkiem dobrze? -
-Zgoda. - przytaknął kiwnięciem głowy Sopel, odstawiając swoje urządzenie na ziemi i podnosząc się z miejsca.
Mniej więcej w tym momencie z dachu świątyni zeskoczyła Celty - Ej! Tkaniny! - ucieszyła się wyciągając jedną z szmat i zarzucając sobie przez plecy. - Jestem heros!
Sopel patrzył na to nieco zobojętniony, acz widać było konfuzję nawet na jego pustej twarzy.
- Eto… kontynuujmy. - Nie wiedziała kompletnie jak skomentować zachowanie świętej w dodatku coś jej mówiło że nie było potrzeby wykonania dokładnie takiej ilości jakiej Celty chciała. Kami wzięła trzy banery, dwa przerzuciła przez ramiona a jeden niosła w rękach. Podreptała w stronę budowli i wspięła się po jej ścianie tym samym tempem. Najpierw rozwiesiła je przy wejściu, jedną musiała jednak poprawiać bo powiesiła tył na przód.
- No jeszcze tylko osiemdziesiat cztery. - Uśmiechnęła się do siebie i pognała do taczki z tkaninami.
Sopel wszedł do środka z dość ogromną ilością tkanin w rękach, acz zatrzymał się w przejściu i spojrzał za siebie. Celty podniosła jego urządzenie i zaczęła nim wymachiwać naśladując dźwięki laseru.
To chyba pierwszy raz gdy Kami widziała Sopla jakkolwiek przestraszonego.
Kami wychyliła głowę by zerknąć z góry. - Sopel? Co się stało? - Pajęczyca spojrzała w to samo miejsce co kosmita i zbladła. Wiedziała że tylko Sopel może dotykać swoich ustrojstw, przypomniało się jej jak jedno takie eksplodowało jakimś śmierdzącym, paskudnym szlamem, a po stanie w jakim widziała Sopla mogła tylko zgadywać co to właściwe urządzenie robi.
- ŚWIĘTA! Proszę cię odłóż to delikatnie tam skąd podniosłaś! - Zlazła z dachu tak szybko, jakby z niego zeskoczyła.
-Jestem boginią! Co może mi się stać? - zaśmiała się Celty, pokonując niewidzialnych wrogów swoim niewidzialnym mieczem.
Sopel zareagował, ruszając się z miejsca i kładąc swoją mokrą i zimną dłoń na ramieniu Kami, aby zatrzymać ją na moment w miejscu. - Bogini. Potrzeba: Toaleta. Tam. Daleko. - mówiąc to pokazał w co Kami może określić losowym kierunkiem.
-Wy szczacie razem? - spytała zdziwiona Celty, zatrzymując się na moment w miejscu.
- Eto… ugh... - Wymamrotała ledwie, po czym wyszeptała do Sopla.
- O czym ty mówisz? Mamy uciekać czy co? -
-Potwierdzam.- odparł stłumionym głosem.
Kami zastygła na moment. Nagle wybuchła paniką i biegła ile sił w odnóżach, po drodze zgarniając Puriego, który myślał że Kami bawi się z nim berka i zaczął jej uciekać na szczęście w tą samą stronę.
Sopel również podążył za Kami, dość prędkimi krokami, gdy w tym czasie Celty zaczęła śmiać się na potęgę. - Hahaha. To nie tak, że jestem waszym ojcem. Idźcie, biegnijcie! - w dalszym jednak ciągu tylko sopel wiedział jaki jest poziom zagrożenia.
Pajęczyca dopadła w końcu różowego blobka i gnała na złamanie karku aż do ściany jaskini. Puściła Puriego, jednak łapiąc go odnóżami a sama pajęczyca rozłożyła ręce. - Sopel szybko podejdź! - Ponagliła go, gotowa do wytworzenia wokół nich banki błyskawic mającą dezintegrować domniemane zagrożenie.
Sopel podszedł, po czym z pełnym zamachem i siłą zrobił dziurę w ścianę otwierając przejście do następnego tunelu. Spojrzał krótko na Kami, po czym dalej ruszył biegiem.
On chyba by nie żartował, ale po jego zachowaniu widziała że zagrożenie jest znacznie większe niż myślała. Zaprzestała swej defensywnej czynności i pognała za kosmitą.
- S-s-sopel co się dzieje?! - Wystękała ledwie, śmiertelnie przerażona.
- Przedmiot: niestabilny. Ryzyko: Eksplozja. Radius: Jaskinia. Jaskinia, wada: Zapada się. - wyjaśnił Sopel niezbyt zadowolony z sytuacji, choć wciąż dość pozbawiony uczuć w barwie głosu. Ostatecznie przypominał bardziej maszynę niż istotę biologiczną. Sugestia: Udaj śmierć. Rezultat: Wolność.[/i]
- Znalazła mnie bez problemu, myślisz że to ją oszuka? Zresztą to złe… dlaczego w ogóle to przyniosłeś do środka?! - Obwiniała go. Niestety w panice, czy złości plotła co jej ślina na język przyniesie. - Mój ogród… świątynia… - Zaczęła po prostu płakać z całej pojemności płuc.
-Gest: przeprosiny. Przedmiot: bateria. Zastosowanie: zasilenie statku. - wytłumaczył się Sopel, który podniósł Kami i zaczął wynosić ją z jaskini. - Alternatywna sugestia: przeczekaj wybuch. Wróć do bogini.
Kami i Sopel szli przed siebie jakąś krótszą chwilę, po czym całe podziemia się zatrzęsły. Dało się też słyszeć wybuch. Wtedy, postanowili wrócić.
Świątynia, jak dało się przewidzieć...otrzymała remament. Zaskakująco niewielki co prawda. Część fundacji została, razem z kilkoma elementami ściany. Główną różnicę stanowił sufi który teraz obrośnięty był pnączami pilnującymi, aby nie spadł wszystkim na głowy. Ah, tak, podłoga również nieco się zmieniła. Wcześniejszy wystrój prezentował basen przed bramą główną świątyni. Tym jednak razem całość stanowiło jezioro. Resztki budowli były ostatnią wysepką.
Gdzieś na środku tafli siedziała płacząca Celty. - Bwahehe, nie mam świątyni. Kami! Co my teraz zrobimy!? Nie mam świątyni!
- Prosiłam żebyś to odłożyła! Dziecko… bogini w którą wierzę to dziecko. Co ja takiego zrobiłam że na to zasługuję? Dlaczego te najgorsze rzeczy mi się przytrafiają?! Przecież nikomu nic nie zrobiłam. - Dalej płakała, kryjąc twarz w dłoniach. Puri jedynie zdezorientowany skakał tu i ówdzie.
-I kto teraz zrobi nową?! - zapytała wyjąc Celty. Sopel, widząc na co się tutaj zapowiada, roztopił się i schował w jeziorze.
- Nie wiem… i nie INTERESUJE MNIE TO! - Rozzłościła się pajęczyca, gniewnym krokiem pognała w stronę ogrodu. Może tam dało się coś jeszcze uratować.
Ogród, co ciekawe, był nietknięty. Dość mocno zalany wodą, ale niepokrzywdzony.
- Dzięki niebiosom… - Odetchnęła. Woda w końcu ucieknie do gruntu. Kwestia świątyni nadal była dość… tragiczna. Wróciła do jaskini gdzie do niedawna stała świątynia.
- Chyba nie myślisz że ja to zrobię? Żebyś znowu ja zniszczyła? Zresztą jesteś boginią, wyczaruj sobie nową! - Kami chyba nigdy nie była tak smutna co zła. - Tyle się napracowałam i wszystko na marne. - znów zaniosła się płaczem.
Ku jej zdziwieniu, Celty już była w środku pracy, a nowa stworzona z pędów, drewna i różnych innych roślinnych materiałów świątynia wyrosła na miejscu tej starej. Znacznie pokaźniejsza i staranna od poprzedniej.
- Eh? co… łał… - Otarła łzy, spoglądając na nowo powstałą budowlę. - Nie mogłaś od razu tak zrobić? - Arakh’ne się uspokoiła, po czym dodała. - Przepraszam że krzyczałam. Naprawdę przepraszam. - Zdjęła czapkę z głowy i zaczęła ją nerwowo miętolić w dłoniach.
-To wstyd gdy bóg coś robi osobiście. Od tego są wyznawcy. Chcę więcej wyznawców. - odparła naburmuszona i nadymała policzki.
- Zauważ także osobiście ją zniszczyłaś. - przypomniała unosząc palec niczym jakiś profesor. - Jakbyś chciała mogłabyś też wyczarować wyznawców? - Dopytała… tak dla pewności.
-No. Mogę zrobić ludzi. - przyznała. - Albo jakąś nową rasę.
Pomysł może dobry, ale miała wrażenie że w wykonaniu Celty przyniosło by to więcej szkód niż korzyści. - Nie ma potrzeby tworzenia nowej rasy. - Założyła z powrotem czapkę. - Nadal nie wiem skąd mam wziąć wyznawców, nikt tutaj nie przychodzi. A ja się boje wychodzić. - Stwierdziła nie kryjąc wstydu.
-Hmm...to przestań się bać? - zasugerowała Celty. - Nie powiedziałam Midasowi ile czasu masz na ten zakład. Więc teoretycznie może tu wrócić kiedy chce. - zauważyła, mówiąc w dość wycieńczony sposób. Ani to płacząc, ani to bawiąc się głupio.
- Łatwo świętej mówić. Wiem jak wyglądam i jak reagują na mnie ludzie. W najlepszym wypadku uciekną. - Kami posmutniała. - Jak się zaczynam bronić jest tylko gorzej. - Wzdrygnęła się na wspomnienie, kiedy to rozbiła piorunem na części pierwsze pewnego bandytę.
- Niby czemu gorzej? - pytanie to doszło zza pleców Kami. Stało się najgorsze. Midas znudził się czekaniem po mniej niż dniu i postanowił wrócić. Stał teraz pochylony nieco po lewej od pajęczycy, pochylając się w jej stronę z ogromnym uśmiechem. Nieco szerszym niż ludzka twarz by na to pozwoliła.
Kami wrzasnęła przerażona odskakując od niego i wystawiając ręce w geście obronnym, odwracając także głowę na bok. Ułamek sekundy po tym z jej rąk wystrzeliła błyskawica, która przeleciała tuż obok Midasa trafiając w ogromny głaz na drugiej stronie jaskini obróciła go w perzynę, to samo było ze ścianą. Cały atak trwał krócej niż odgłos grzmotu skończył odbijać się po ścianach jaskini. Arakh’ne otworzyła powoli oczy i ujrzała co właśnie zrobiła. Odnóża pod nią się ugięły, i krew odpłynęła jej z twarzy. Łzy mimowolnie zaczęły spływać jej po policzkach, gdy skuliła do siebie ręce i z terrorem w oczach patrzyła na Midasa. Kami trzęsła się cała, a jej usta poruszały się gdy starała wydusić z siebie słowo “Przepraszam”.
Midas przyglądał się jakiś moment Kami pomrugując od czasu do czasu. - Ja bym to oddał do zwrotu. - powiedział w stronę Celty, obracając sie do niej. - To gdzie moja nowa świątynia?
-Nie ma, wybuchła. To jest nowa, dopiero zrobiona.
-Oh...szkoda. - westchnął Midas. - Cóż, przynajmniej dalej mam ludzi.
Celty spochmurniała. - I co z nimi zrobisz?
-Ano, co ja z nimi zrobię…? - zapytał sam siebie. - Sugestie?
Dobrą chwilę zajęło jej dojście do siebie, na pytanie Midasa nie odpowiedziała od razu. Zastanawiała się czy w ogóle się odzywać. W końcu zebrała resztki swojej odwagi i przemówiła.
- Zawsze może Pan zostawić ich w spokoju. - Przełknęła ślinę poniekąd zdenerwowana, spoglądała prosto na Midasa.
-W sumie mógłbym, o ile miałbym pewność że ich wartość rynkowa będzie wzrastać….wtedy mogę sprzedać akcje… - uśmiechnął się Midas. - No ale musiałbym zatrudnić opiekuna, który pilnowałby ludzi i uporządkował ich poglądy światowe…
Ten osobnik miast serca musiał mieć mieszek z tymi papierkami, czy tam złotem. Wszystko przeliczał na zyski.
- Skąd u Pana ta chciwość? Jeśli można wiedzieć. -
Midas oparł się na lasce a jego twarz wykrzywiła się w zamyśleniu. - Sam, nie wiem. Chyba genetyczna.
Pajęczyca zmrużyła brwi nie wierząc w ani jedno słowo. Jak gdyby genetyka miała mieć jakikolwiek wpływ na boga. W zasadzie to mało wiedziała o tej całej genetyce. Sopel coś jej kiedyś tłumaczył na ten temat.
- Jak to możliwe że Bóg nie wie czemu jest, jaki jest? - Zadała kolejne pytanie
-A czemu miałbym wiedzieć? I skąd? - zapytał Midas.
- Jest Pan Bogiem prawda? - Odbiła piłeczkę.
-No jestem. A co? - zaśmiał się. - Co powinien wiedzieć i móc bóg twoim zdaniem?
- Wszystko? Brak ograniczeń to jedna z boskich cech. Takie jest moje zdanie. - Skuliła delikatnie głowę, nerwowo rozglądając się dookoła, a jej kciuki zaczęły kręcić małe kółeczka wokół siebie.
-Eh? Ale to byłoby nudne. To po co mielibyśmy się bawić z ludźmi? Klasnąłbym rękoma i by się ogarnęli. - zauważył. - I po co mi złoto jak wszyscy wszystko wiedzą i każdy wszystko może? Bezwartościowe! Co wy macie za nudną wyobraźnie.
Czy istnieje w tym wymiarze bóg który bierze coś na poważnie? Takie pytanie właśnie zadała sobie Kami. Ostatnie wydarzenia odwróciły jej wiarę i wiedze na temat boskości do góry nogami.
- Święta mogę odejść? Znaczy nie daleko. Stąd. Z tego miejsca. - Zapytała, dając sobie spokój z tym chciwym bóstwem. I tak pewnie się z nią droczył, a ją zaszufladkował jako “głupią” bo nie zaczęła się ślinić na wieść że oferuje jej zamek.
-Pewnie, tylko wróć. - kiwnęła głową Celty. Midas powtórzył pytanie.
-To zostaniesz opiekunem ludzi? To samo co wcześniej, tylko ludzie są moi.
-Nie. Nie chce mi się pracować dla ciebie. - naburmuszyła się bogini.
Kami ukłoniła się delikatnie i już miała odejść, gdy jednak coś do niej dotarło. Szybko podreptała do Celty i pochyliła się by wyszeptać jej do ucha.
- Proszę pamiętać że Święta od dzisiaj jest boginią kłamstw. -
Midas uśmiechnął się uradowany. - Super! Czyli się podejmiesz.
Celty spojrzała na Kami oburzona. - Super. Czyli lepiej nie wracaj.
- Jak sobie życzysz Święta. - Ukłoniła się jej, następnie Midasowi. Teraz to jej się pomieszało. Nie wiedziała czy ma naprawdę stąd się ulotnić. Z jakiegoś powodu była pewna że Celty zapomniała o całej “rekanonizacji”. Tak czy inaczej oddaliła się od dwójki bóstw, po drodze zabrała ze sobą Puriego który odbijał się od tafli wody nieopodal.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline