Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2015, 13:13   #310
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
-Och, no wiesz, może to nie najdłuższe kimono jakie mam, ale nie jest aż tak odkrywające by nie mieć schowanego pistoletu przy udzie.-

Jak co niektórzy mogli zauważyć, w czasie wszystkich pojedynków nie wykonywała ataków mogących odsłonić jej uda całkowicie. Nie były one w jej repertuarze bo, pomimo posiadania ubrania pod warstwą wierzchnią, nie chciała pokazywać kabury jej broni. Broni w liczbie mnogiej, miała przy sobie ten pistolet i tanto. A w rękawach jeszcze kilka innych rzeczy, ale to już mniejsza.

-Cóż, jeśli to nie jest stawianiem oporu przy aresztowaniu to chyba nie znam definicji tego pojęcia. Za to dodatkowe 48 godzin przetrzymania możemy wlepić, Laurie zanotuj.-

Ten zapach używania prawa do gnębienia osób łamiących owe prawo. Prawdziwy afrodyzjak.

Laurie uśmiechnęła się niepewnie, sięgając po rysik, Kvazarevicz zaś przeczesał dłonią włosy i spojrzał na Tsuki z jeszcze większym zainteresowaniem, chociaż do tej pory wydawało się to chyba niemożliwe.

Cóż, widocznie w pewnych kwestiach nie należy doszukiwać się granic.

-Więc... Inkwizycja, tak?-
zagadnął, udając zupełne zapomnienie na temat szału w który wpadł jeszcze kilkanaście sekund wcześniej.- W sensie, gdy wspomniałaś o swoich pracodawcach... Trafiłaś na mnie nie z powodu przymusowego urlopu, ale z powodu jakiegoś wewnętrznego zlecenia, prawda?

-Gratulujemy domyślności, hrabio.-
rzucił Heishiro, który niezbyt delikatnie złapał wijącego się von Kirkwalda za szmaty i rzucając go na fotel na którym wcześniej siedział a który porzucił tak bez pożegnania.

Laurie zaś, notując, zerkała niepewnie to na Wislewite to na swoją przyjaciółkę i przełożoną.

Wzruszenie ramionami.

-Zlecenie było na dopadnięcie tej dwójki, a pojechanie na turniej było bardziej wakacjami niż częścią zadania, bo do tej pory każde z nich kończyło się pakowaniem w jakieś nieczystości, nie raz i kilka razy w ciągu zlecenia. Więc gdy przełożeni dostrzegli okazję by wysłać mnie gdzieś gdzie nie będę musiała używać wątpliwych perfum o zapachu stęchłego kota, a to i tak przy lepszej okazji, więc od razu załatwili mi bilety.-


Przewrócenie oczyma ze strony uśmiechniętej elfki, która spokojnie przeładowała jej ładny, podręczny pistolet.

-I jeśli chcesz wiedzieć to nie, ty nie jesteś podejrzewany. Uznano, że oni cię wykorzystywali... co w sumie jest prawdą.-

-Ja też dziwnym trafem czuję się wykorzystany.-
odparł Boris, uśmiechając się leciutko i zakładając ręce na piersi, jednocześnie posyłając Tsuki długie, badawcze spojrzenie.

Ciszę, po kilkunastu sekundach siłowania się na spojrzenia, przerwał Heishiro który w międzyczasie tworzył bardzo nastrojowy podkład dźwiękowy, zmuszając Adolfa do śpiewu.

A raczej skrzeku.

-Sądzę że powinniśmy się pośpieszyć.

-Słucham?-
Kvazarevicz zerknął na samuraja który spokojnie wytarł zakrwawiona dłoń w obrus.- O czym ty mówisz?

-Twój stateczek, z tego co się właśnie dowiedziałem, był wyładowany po za granice zdrowego rozsądku i wypływając z portu prawie szorował dziobem po dnie. Pogoda na morzu była spokojna, wiatr marny i... z resztą, co będę se strzępił język. Gadaj!

To ostatnie było skierowane do półleżącego na fotelu Middenlandczyka który zawył, gdy Heishiro kopnął go w zranioną nogę.

-AUUU!! CHOLERA!-
zginając się w pół z bólu, starzec podniósł niepewnie głowę.- Większość... Większość twoich załogantów została w Lantis bo Giovani uznał że tak znaczący transport... że transport wymaga odpowiedniej eskorty.

Borisowi znów zapaliły się kurwiki w oczach.

-"Chluba Wisu" w obcych rękach?! Czyich?!

-Westaliańskich najemników od Sarrena...-
wyskomlał Kirkwald, jeszcze bardziej wbijając się w fotel.

To było ciężkie westchnienie elfi i nikt nie miał wątpliwości jak bardzo ją to irytowało.

-No bo tego wcale nie można było się spodziewać. Wcale. Kirkwald, idziesz do pierdla za to wszystko czego nie będę wymieniać bo sam dobrze wiesz czemu jesteś winien. A my teraz musimy udać się po drugiego wspólnika i też go przyskrzynić. Odzyskanie Chluby Wisu przyjdzie następne gdy już agenci inkwizycji zajmą się przeczesaniem ich posiadłości i interesu. Możemy liczyć na twoją pomoc, Borysie?-

-Oczywiście, chociaż w pierwszej kolejności wolałbym zatrzymać mój statek...

-W pierwszej kolejności idziemy do świątyni.-
Laurie przewróciła oczami, rzuciła na Von Kirkwalda mały czar leczniczy żeby ten się nie wykrwawił po czym stanęła pomiędzy Tsuki a Borisem i znacząco uniosła brew.- Coś czuję że interwencja inkwizycyjna na terenie posiadłości Sarrena oraz przejęcie statku na wodach międzynarodowych... Tak, to zdecydowanie coś co przerasta łebek Carla.

Mogło to oznaczać tylko jedno. O ile niepokojenie staruszka było ciut nie na miejscu, o tyle Galev spokojnie mógł mieć dorzuconą kolejną sprawę do garnuszka jego obowiązków.

Laurie otrzymała skinienie głową ze strony swojej partnerki.

-Do Galeva, on ma dosyć wpływu by wysłać ludzi do zajęcia się tym.-


I tutaj było spojrzenie na Borysa.

-A jeśli coś się stanie twojemu statkowi, to postaram się przekonać przełożonych by straty pokryto z majątku tych dwóch gnid. Bo to by je zachowali to marna szansa.-

Zdecydowanie. Kraj wpierw i wobec służył sobie samemu więc jeśli ktoś był taki pewny siebie... jak to się mówiło w straży miejskiej "Na każdego znajdzie się paragraf.". I w większości przypadków było to prawdą. Prawo było rozbudowane, a na ogół pamiętało się jedynie najważniejsze szczegóły. Ale jeśli trzeba to siadało się z księgą i sprawdzało każdy przepis, jeden po drugim.

-Mam nadzieję, że twój woźnica wie jak jechać szybko bez rozbijania się o nocy.-


Przynajmniej z przebraniem się nie będzie problemu bo apartament blisko.

-Lepiej, jest w tym specjalistą.- odparł Kvazarevicz, który w trakcie krótkiego wykładu Tsuki zaczął już zakładać płaszcz i podstawowe elementy swojej zbroi, czyli w tym wypadku, kolczugę i napierśnik. Wychodząc, resztę nakazał przechować stojącemu pod drzwiami służącemu który niepewnie zapytał czy wszystko w porządku.

W takich momentach przydawał się Heishiro. Jego "Sprawa inkwizycji, proszę się nie martwić" uspokoiłoby każdego, niezależnie czy byłby to właściciel ziemski patrzący jak jego dobytek płonie czy też bankier, obserwujący jak skrzynka z należącymi doń wekslami wpada do ognia.

W takich sytuacjach panika przychodzi później. Zwykle na tyle późno by Tsuki była dość daleko by nie poczuć jej skutków. Dlatego też ona, Boris i Laurie spokojnie weszły do powozu Wislewczyka, z Kirkwaldem związanym i leżącym na dachu pod czujnym okiem Heishiro.

Boris odetchnął.

-Więc... Cała twoja historia, bo nie wyczułem żebyś kłamała, tyczyła się głównie tego jak trafiłaś do inkwizycji?


Laurie znów dyplomatycznie nabrała wody w usta.

-Prawie. Po wylądowaniu, bo przybyciem bym tego nie nazwała, na brzegu, dałam radę pobić kilku rzezimieszków bez zabicia ich i zdobyłam tak na przetrwanie kilku dni. Te kilka dni później zostałam zaproszona na spotkanie z dowódcą garnizonu straży, który uznał, że trzeba im więcej osób zdolnych kogoś pobić, ale nie zabić. Dobra płaca, niewymagający przeciwnicy i okazje do dorobienia na boku, głównie po przetrząśnięciu złodziejaszków. Porobiłam kilka tygodni i, nim się zorientowałam, polecono mnie do Inkwizycji. Chociaż ja nadal uważam, że zakon ma swoich ludzi w straży miejskiej, którzy wyłapują z niej talenty.-

To by nie było nic dziwnego.

-A co się działo po przyłączeniu to ode mnie usłyszałeś.-

-Cóż...-
Kvazarevicz chyba nie do końca wiedział co powiedzieć, i w sumie uratowała bo Laurie, która uśmiechnęła się lekko pod nosem.

-I co do łapaczy talentów... Tak, mamy ich kilku w straży, głównym jest sam generał straży który ma za zadanie typować który funkcjonariusz będzie dobrym strażnikiem a który dobrym inkwizytorem. Gdyby nie Zahard, ty pewnie miałabyś już własną strażnicę gdzieś w mieście i bandę obiboków na swoje rozkazy... więc chyba nie trafiłaś jednak źle, co?

Niepewnie łypnęła okiem na zamyślonego Borisa. Ostatecznie złamała się.

-Em... Hrabio, czy coś się...


-Czy moje dotychczasowe wybryki i publicznie wypowiadane opinie na temat inkwizycji sprawiły że baliście się wysłać kogoś do mnie oficjalnie, tylko postanowiono zmiękczyć mnie... tobą?

Laurie odwróciła wzrok, bo to pytanie było chyba skierowane raczej do Tsuki a obie znały na nie odpowiedź.

-Jeśli takie były to ja nie mam o nich pojęcia. Po prostu prosili mnie bym postarała się zachować odrobinę subtelności bo musiałam znaleźć prawny powód na ich zatrzymanie. Najwidoczniej sama świadomość co robią nie jest wystarczające, nawet gdy wszystko na to wskazuje, i trzeba ich przyłapać na tym.-

Tutaj Blake musiała się zastanowić przez moment.

-A co do twojego pytania, Laurie, istniałaby szansa, że po prostu bym ruszyła gdzieś gdzie panuje bardziej powszechna głupota i zaczęła się tam dorabiać. Może w tym królestwie gdzie panuje kościół i tam Inkwizycja jest przede wszystkim narzędziem ucisku.-

-Masz za dużo serca we właściwym miejscu.-
odparła dziewczyna.- Bo coś na zasadzie "Idź i spal na stosie dwa tuziny mieszczan żeby pokazać ludziom że inkwizycja czuwa" to zdecydowanie nie jest twój sposób działania. Plus, jesteś elfką a tam za samo bycie elfem, krasnoludem albo gnomem idzie się na stryczek...

Boris zaś krzywił się z każdym słowem młodej kapłanki, w końcu ponownie zwracając na siebie jej uwagę.

-No słucham, hrabio. O co chodzi?

-Ja... Cóż, jestem człowiekiem który przyznaje się do błędów...

-I... ?

-I przyznaję że byłem w błędzie uważając że każda inkwizycja jest taka sama...

Szczęśliwie, ciszę jaka zapadła w powozie przerwał zgrzyt okutych kół na bruku. Na zewnątrz, ponad ulicą, górowała główna świątynia Św. Cuthberta. Boris lekko uniósł brwi.

-To... robi wrażenie. Nawet jeśli bogowie są dla mnie dość odległym temat...

-AAA!-
przerwał, gdy z dachu, z pomocą Heishiro, zleciał spętany Kirkwald.

-Dla jasności. Miałam na myśli nie służbę u nich, ale atakowanie ich i okradanie transportów. Może, gdzieś później, wkradnięcie się do miasta i sianie terroru pośród zakonników.-


Z tym problemu by nie miała, a i sama przerwała gdy z dachu ktoś zleciał... a, to dziadyga.

-Cóż, chodźmy! Idziemy na małą spowiedź więc pewnie nie zobaczymy dziadygi później gdy zabiorą go do celi. Nie to by jego szpetna morda była przyjemna oku.-

Laurie miała ładniejszą buzię!

Boris zaś wysiadł jako pierwszy i oczywiście zaoferował dłoń wysiadającym niewiastom. Woźnice zaś pokierował żeby zatrzymał się w najbliższej karczmie i tam poczekał, a że czekanie mogło trochę potrwać, od razu rzucił mu mieszek na wydatki.

Następnie ruszył w stronę świątynnych wrót z Tsuki i Heishiro na czele powodu. Strażnicy, obecni w świątyni bracia oraz siostry a nawet obecni w środku cywile z zainteresowaniem odprowadzali elfkę wzrokiem.

Nim ta zdążyła jednak coś powiedzieć, Laurie ją uprzedziła.

-Jesteś ładna i po raz pierwszy jak tu służymy, nie masz na sobie zbroi więc nawet nie próbuj narzekać...

Poinstruowany na szybko młody adept złapany przez Heishiro pokiwał natomiast głową i pędem ruszył przodem, tylko na chwilę zaczepiając oko na widocznych nogach Tsuki.

Kvazarevicz uśmiechał się cały czas pod nosem.

-Normalnie zaproponowałbym chronić twego honoru przed ewentualną obrazą... ale po pierwsze, to zakon, a po drugie, już dobrze wiem że sama potrafisz bronić honoru...

Nie żeby te spojrzenia trochę jednak nie schlebiały.

-Tak długo jak nie są nachalni z tym patrzeniem, mi to nie przeszkadza. Ale tylko tak długo jak nie są nachalni.-

W przeciwnym wypadku dawała po mordzie i to bez litości. Żadnych bzdur typu "bo kusiła nas".

-Wbrew pozorom, nasi przełożeni, przynajmniej tutaj, nie są aż tacy źli. Głównie zmęczeni po użeraniu się z idiotyzmem wielu osób. Sam rozumiesz, starają się utrzymać kraj w porządku, dbają o wszystkie aspekty zakonu, a na co dzień powstrzymują przemyt magicznych przedmiotów mogących sprowadzić plagi i nieszczęścia, niebezpieczne istoty, źródła magii mogące mieć nieprzyjemne konsekwencje i raz w miesiącu powstrzymują inwazję demonów. A wszystkie te atrakcje zapewniają półgłówki, które myślą, że są geniuszami i na pewno nic się im nie stanie oraz nad wszystkim panują. Tak jak wszystkie osoby z masowych grobów gdzie chowa się reszty jakie zostają z takim głupców.-

-Zapomniałaś wspomnieć że to z powstrzymaną inwazją demonów to w sumie twoje osiągnięcie.


Carl, drepcząc z zapałem w tym swoim pokazowym habicie wydawał się być nie tyle skrępowanym przez własną kondycję, a w brew pozorom tej mu nie brakowało, a właśnie przez strój.

Na szybko skinął Borisowi głową.

-Witam... A to dla ciebie, Tsuki. Wyskrobałem za ciebie wstępny raport jak tylko dowiedziałem się jaki jest plan. Szczegóły mogę zmienić, ale już zarezerwowałem dla was szybki szkuner do ewentualnego pościgu gdy tylko informator z doków doniósł o wypłynięciu "Chluby".- za ręce Tsuki trafił plik zapisanych drobno formularzy.- Dodatkowo, postawiłem posterunek przy zachodniej bramie w stan gotowości na wypadek próby ucieczki Sarrena plus w barakach szykują się już nasi chłopcy z konkwisty jeśli uznasz że trzeba draniowi zrobić nalot na chatę.

Boris uniósł brwi.

-Najbardziej bojowy klecha jakiego widziałem...

-Jestem zakonnikiem!-
odparł tryumfalnie Carl, unosząc w górę palec. Następnie znów zerknął na Tsuki.- Lord Inkwizytor Zahard już pewnie czeka... O co mu chodziło z niebieską koszulą?

Laurie spłonęła rumieńcem.

-Zgodnie z misją, potwierdziłam to, że jeden z podejrzanych faktycznie odpowiadał za wyprowadzanie broni z kraju, a po miłej konserwacji z Hrabią Kvazareviczem i przyjacielskim sparingu, podejrzany sam się przyznał do tego. Dokonał też próby ucieczki po stawianiu oporu przed aresztowaniem więc użyłam ograniczonej siły by go powstrzymać.-

Chwila na oddech, bo Tsuki nie nieumarły, który mógł gadać bez przerwy.

-Od samego podejrzanego dowiedzieliśmy się, że Chluba Wisu wypłynęła z podejrzewanym ładunkiem, obsadzona nie standardową załogą, ale westaliańskimi najemnikami. Pełny raport będzie zdany w późniejszym terminie, ale na chwilę obecną możemy potwierdzić, że obaj podejrzani działają na jasną szkodę tego miasta i zaiste samej krainy. W związku z tym proszę o pozwolenie na wysłanie naszych chłopców z koszar na tereny Kirkwalda i Giovianiego, by zabezpieczyć wszystkie możliwe dowody, a także wyruszenie przygotowanym szkunerem by dogonić Chlubę Wisu i odzyskać ją w ręce prawowitego właściciela wraz z zawartością ładowni-


Dobrze to zrobiła? O Przodkowie, czemu nie mogła dawać raportów typu "Byłam, zabiłam, wróciłam. Wyślijcie sprzątaczy."? Laurie była dobra co do raportów. Tak samo Carl.

Zahard zaś uśmiechnął się lekko, widząc wyraz twarzy u elfki ale skinął głową, sięgając po stojące na biurko pióro.

-Do zajęcia rezydencji Kirkwalda wyślę paru aspirujących inkwizytorów w obstawie straży miejskiej, skoro samego hrabiego mamy już pod ręką, nie ma co kłopotać w sprawę wyspecjalizowanych funkcjonariuszy... Co do Sarrena... Cóż, tutaj może być konieczne więcej środków.- mówiąc to, wypisał dwa formalnie wyglądające nakazy po czym uderzył dłonią w stojący obok dzwonek na drewnianych nóżkach.

Po sekundzie do środka wpadł jakiś akolita i porwał ze sobą obie kartki, zerkając tylko na nagłówki w których mieściły się dane osób mających je otrzymać.

Sam Galev westchnął, zabierając się za trzecie pismo.

-Rozumiem że do pościgu za "Chlubą" wyznaczono jakiś statek floty Skuld, tak... ?- zamarł, gdy stojący z tyłu Carl zakaszlał.- Tak?

Ton Inkwizytora sprawił że skryba pobladł.

-No tak nie do końca, panie...

-Na krew Cuthberta, co tym razem?!

-Żaden ze statków nie miał pod ręką albo załogi, albo kapitana, albo sprawdzonego olinowania i...


-I... ?!- Galev aż wstał z krzesła.

Carl zaś jeszcze bardziej skurczył się w swoim wystawnym habicie.

-Wynająłem cumujący w doku statek kaperski...

Zahard przestał się podnosić. Zamrugał. Następnie prychnął i opadł na swój fotel.

-No lepsze to niż najemnicy...-
mruknął, kończąc wypisywanie papieru który podsunął Tsuki.- Macie. Upoważnienie. Zaproponowałbym wsparcie kilku strażników świątynnych ale skoro Carl był łaskaw nająć wam statek łowców piratów...

-Zapewniam cię, gdy przyjdzie do walki to dam im tylko jedną szansę na złożenie broni.-


Nikt nigdy nie oskarży jej za brak dedykacji do jej pracy.

-Jedyna kwestia jaka naprawdę zostaje to nadzieja, że nie przyjdzie mi znowu walczyć z czymś całkowicie paskudnym lub bluźnierczym. Byłaby miła odmiana. W każdym razie udam się po swój ekwipunek i ruszymy od razu na statek by ruszyć w pogoń. Za twoim przyzwoleniem, Lordzie Inkwizytorze?-

-Oczywiście... Em... Hrabio?


Kvazarevicz obrócił się nieśpiesznie, odruchowo ruszając za Tsuki.

-Tak... Lordzie?

-Kogo jak kogo ale ciebie raczej nie spodziewałem się tutaj... A przynajmniej tak... spokojnego?


Boris uśmiechnął się pod nosem.

-Powiedzmy że Tsuki jest bardzo przekonywująca... Lordzie Inkwizytorze.

-Hrabio...


Spojrzenie jakie na odchodnym Zahard posłał w stronę Tsuki było bezcenne. Sama Laurie zaś uśmiechnęła się lekko, już ściągając z pleców tą swoją pelerynkę na którą tak narzekała w drodze na arenę rycerską.

-Wiem że masz kompletny sprzęt zostawiony w zbrojowni, ale błagam, odbierając go nie pytaj Xanosa o żadne Sode-garami czy inne nunczako, dobrze?

Niby znany kowal i płatnerz, a półork zaskakująco łatwo irytował się nazwami egzotycznej broni o którą pytała go elfka.

-Postaram się nie podnosić mu ciśnienia krwi bardziej niż zwykle. Cokolwiek więcej to już wola Bogów i Przodków, na którą nie mam wpływu.-

Może nie najlepsza wymówka, ale zdecydowanie dostateczna by mogła ona opuścić pomieszczenie i udać się do tej zbrojowni, w ostatnim momencie powstrzymując się przed zrzuceniem obecnego ubrania. To nie jej apartament gdzie mogła zrzucić ubrania w jednym pokoju i przejść do drugiego bez problemu. I tak już dawała wszystkim naprawdę piękny widok ku uciesze oczu. Co młodsi zakonnicy mieli nad wyraz duży problem z oderwaniem tych oczu od jej nóg, ale póki kobiety z zakonu nie zaczną się za nią oglądać to nie musiała się martwić, że ktoś jej kartkę przylepił do pleców albo miała dziurę w ubraniach.

-Xanos, mój drogi przyjacielu, witam cię w ten piękny dzień... dobra dobra, przestań tak na mnie patrzeć, przyszłam po moje rzeczy, przebiorę się w pomieszczeniu obok!-

I w połowie musiała przerwać powitanie bo kowal nie wyglądał na rozbawionego. Heh, ciężka publika.

Półork westchnął cicho, sięgnął po ladę i podał perfekcyjnie zapakowane zwiniątko w stronę Tsuki.

-Jasne jasne... I jeśli następnym razem będziesz chciała ode mnie jakieś fetyszowate pałki z kolcami i ostrzami to po prostu mi to powiedz, do cholery.- burknął, cały czas nosząc urazę za wcześniejsze pogrywanie z jego osobą.

Laurie uśmiechnęła się pod nosem, również odbierając swoją paczkę a Heishiro... cóż, spojrzenie jakie sobie posłali wyraźnie wskazywały na to że samuraj dał radę zirytować kowala jeszcze bardziej od elfki.

Kvazarevicz odchrząknął. Mało kiedy go tak ignorowano ale chyba nie miał z tym większych problemów.

-Znalazłby się dla mnie jakiś pistolet? Ewentualnie nagolenniki i...

-Pancerze w prawo i do przodu, na końcu ścieżki. Dwa pistolety zaraz uszykuję.

-Dziękuję.


Odszedł szybko świadom że w czymś przeszkadza. Laurie zaś nagle skręciła, wchodząc przed Tsuki do upatrzonego przez nią pokoju, zamykając za elfką drzwi.

-Ale on cię pochłania wzrokiem!-
wyrzuciła w końcu z siebie, ściągając przy okazji wytworne ciuchy.- I jeszcze te wasze gadki o mieczach...

-Kto? Boris czy Xanos? Bo obaj patrzyli na mnie w ten "dziwny" sposób i z obydwoma rozmawiałam o mieczach.-

Tutaj nastąpiło wesołe parsknięcie, może nie najbardziej odpowiednie do kogoś o jej pochodzeniu, ale kiedy to się przejmowała czymś takim w towarzystwie kogoś kto widział ją po obudzeniu? Kogoś kto w ogóle był jej przytulanką przy budzeniu się?

Kimono Tsuki również powędrowało na bok, a sama elfka zaczęła zakładać swoje codzienne ubrania, a na nie pancerz! Piękny kawałek zdolności metalurgicznych Xanosa, dopasowany do jej ciała. Może nie zasłaniał jej w całości jak płaszcz, ale stanowił i tak lepszą obronę, nie mówiąc o większym zakresie ruchu.

W tej formie widać było jej nogi, ale jedynie do kolan, w przeciwieństwie do połowy ud w poprzedniej kreacji, mającej przede wszystkim wyglądać, nie mieć masę kieszonek i zaczepów na chowanie przedmiotów.

-Stawiam godzinę masażu na to, że będziemy miały do czynienia z jakąś magią w trakcie tej misji. I mówię tutaj bardziej o magicznych stworzeniach, klątwach czy zaklęciach, nie zaklętej broni.-

-Ale że ty masujesz mnie czy ja ciebie? Czy może jednak dasz odrobinę radości w życiu Borisowi?- Laurie pokazała kochance język po czym uśmiechnęła się lekko.- Ale nie powiem, jednocześnie mnie denerwuje przy okazji zdobywając moją sympatię. Gdyby okazało sie że interesuje go bardziej Heishiro niż ty, byłby idealny...

Westchnęła teatralnie, poprawiając napierśnik po czym zbliżając się do Tsuki by poprawić jej naramienniki oraz zapięcia pancerza pod pachami oraz na biodrze.

-A co do tamtego pistoletu i gdzie go chowałaś... Potem się w to wgłębię.


To brzmiało trochę jak groźba.

-Har har. Jeśli będzie coś paskudnego, ty masujesz mnie. Jeśli nie będzie, to i tak ja skończę zadowolona, że nie babrałam się w paskudztwie, i ty dostaniesz masaż. I mówię, prawie przy biodrze. Zresztą to chyba nie sądziłaś, że pójdę gdzieś nieuzbrojona? Cały czas miałam pistolet i tanto, a Heishiro miał moją katanę przy sobie na wszelki wypadek. Samuraj nie rozstaje się ze swoją bronią i praktycznie zawsze ma ją blisko siebie pod ręką.-


Spanie z mieczem tuż nad swoją głową to nic dziwnego, chociaż ona preferowała mieć na wyciągnięcie ręki coś mniejszego. Łatwiej schować nóż pod poduszkę niż miecz, pragmatyzm.

-Wiem wiem, tłumaczyłaś mi to już...-
Laurie położyła dłoń na drzwiach i raz jeszcze spojrzała badawczo na Tsuki.- Tylko wiesz, nie wpadaj do wody ani nie potykaj się nigdzie po drodze bo Kvazarevicz jeszcze sam się połamie próbując ci pomóc...

Obie wyszły z przebieralni i cóż, Heishiro i Boris byli już gotowi, przy czym ten pierwszy miał na sobie swoją fragmentaryczną zbroję nad której dokompletowaniem ciągle pracował Zabuza w wyznaczonej dlań kuźni gdzieś w podziemiach świątyni.

Wislewczyk zaś z pistoletami za pasem i szablą wyglądałby jak rasowy pirat gdyby tylko na głowę założyć mu bandanę.

Zdyszany Carl który przytuptał tam najwyraźniej niedawno głośno wciągnął powietrze.

-K... Kapitan "Miecznika" wysłał tutaj dwóch przybocznych żeby zabrali was na pokład. Wspomniał coś o jakimś tam kapitanie Morse'ie i o wyprawie do Słonego Lasu.

Laurie uniosła brew.

-Em... Naćpani berserkerzy na moczarach? Tak, to chyba było wtedy...-
dziewczyna pobladła.- Nie mów że ten cały szkuner którym mamy płynać to jednak krasnoludzki pancernik!

-Em... Nie. Ale jeden z przysłanych załogantów to krasnolud. Nazywa się Larkin.

-Larkin? Ta... tego znamy akurat.-


Trudno było zapomnieć tego żwawego krasnoluda i jego potężną technikę wskakiwania na klatkę piersiową i bicia kogoś z główki. To było ciekawe.

-I nawet miłe z ich strony by posłać kogoś do nas. Na pewno oszczędzi nam to szukania ich.-

-A Larkin to... ?-
Heishiro uniósł lekko brew.

Laurie uśmiechnęła się tylko pod nosem, ruszając za Tsuki i Borisem na górę, w stronę wyjścia.

-Przekonasz się...

I faktycznie, żadnego innego krasnoluda nie dało się pomylić ze stojącym pod świątynią Larkinem. Towarzyszący mu marynarz o zarośniętej twarzy młodziana próbującego usilnie próbującego zapuścić bokobrody był chyba szczerze zaniepokojony lekkością z jaką jego niski towarzysz zagadywał do przechodzących obok akolitek i naśmiewał się z adeptów z ogolonymi głowami.

Na widok Tsuki, krasnolud wyprostował się jednak raptowanie by następnie z głośnym rechotem zedrzeć niebieską chustę z głowy i skłonić się w pas.

-Pani Inkwizytor! Jakże wspaniale znów panią widzieć!

W jego stroju dało się dostrzec minimalnie więcej złota, przy pasie zaś wiszące w miejscu przepisowego kordelasa kastety.

-Panie Larkin, przyjemność widzieć zdrowym.-


Chociaż nie zasłużenie, pancerniki krasnoludów miały opinię pływających trumien nadaną poprzez większość osób powiązanych z okrętami. Nie ma co się dziwić w zasadzie, skoro do tej pory mało komu przyszło do głowy, że coś cięższego niż woda mogło nadawać się na budowę czegoś co miało pływać po tej wodzie. Tutaj chodziło o... wyporność? Zdaje się, że nazywali to wypornością czyli ile wody zmieściłoby się w przestrzeni zajmowanej przez okręt czy coś. Nie wiedziała dokładniej, statki nie były jej specjalnością, jej klanu również!

-Wybacz raczej krótką rozmowę, ale chcemy dopaść Chlubę Wisu jak najszybciej. Jej właściciel nie wyraził zgody na użycie jej do wywozu broni, a i my sami wolimy nie wspierać imbecyli za granicą, którzy babrają się w demonologii.-

-Oczywiście, pani inkwizytor, oczywiście.-
krasnolud pokiwał energicznie głową, naciągnął nań chustę a następnie szybkim krokiem ruszył w górę ulicy.

Po chwili cofnął się jednak, chwytając za kołnierz swojego gapiącego się na Tsuki towarzysza, co oznaczało w tym wypadku szybki podskok.

-Za mną majtku Dziewczy Wąsik!

-Obiecałeś mnie tak nie nazywać!

-Jeśli krasnolud mówi ci żebyś się ogolił to wierz mi, coś jest na rzeczy!

-Mniejsza... Czemu nie powiedziałeś mi że eskortujemy bohaterkę Skuld?!

-Eskortujemy to złe słowo, młody. Ona nie potrzebuje eskorty. A teraz puszczę cię jeśli obiecasz iść prosto, nie wlepiać w nią gał i może, tylko może, nie robić mi obciachu.


Nim chłopak odpowiedział, krasnolud zwolnił chwyt na jego koszuli co zaowocowało tym że młody żeglarz prawie wpadł na ścianę. Larkin zaś westchnął.

-Przodkowie, czemu ja... ?

-A ty aby nie byłeś zaokrętowany na "Dziku"... ?-
Laurie z umiarkowanym zainteresowaniem obejrzała się na goniącymi za nimi majtka.- W sensie źle ci było pośród swoich?

-Źle?! Gdzie tam!-
krasnolud parsknął rozbawiony.- Ale czułem się jak piąte koło u wozu nie mając żagla na którym mogłem się uwiesić. Wiecie, kotły i para to dobra rzecz, ale u kogoś kto się na tym zna. Dlatego teraz pływam na "Mieczniku". No i sam kapitan to swój chłop.

Po zmroku zapach morza w portowej dzielnicy był naprawdę odświeżający.

-Jestem gotów uwierzyć ci na słowo w tej kwestii. I chociaż pod względem siły to pancernik byłby lepszy, sama przyznam się do lubienia lekkiej, morskiej bryzy.-


No i widoki lepsze, można oddychać świeżym powietrzem i nie widać słupa dymu z rur kominów.

-Mam nadzieję, że będziemy mogli ruszać od razu po wejściu na pokład?-

Larkin uśmiechnął się szeroko, wkraczając na pomost.

-Ooo tak... Co prawda chłopaki nie spodziewają się pani tak szybko, kapitan Rourke wyjazdu najwcześniej o świcie, ale nie jest to coś czego nie załatwi trochę krzyków. Ach. Oto i on! "Miecznik"!


Laurie westchnęła.

-Obym nie miała czasu na rozwinięcie w sobie choroby morskiej...

Sam statek wyglądał jednak dobrze. Umiarkowanie duży, najwyraźniej szybki, o smukłej linii kadłuba.

-Tak długo jak damy radę rozsądnie szybko doścignąć Chlubę Wisu, może bujać ile chce.-


A sama Tsuki przytrzymałaby jej włosy by ich nie zapaskudzić gdy ta by zwracała zawartość żołądka.

-W sumie... czy twoje zaklęcie leczenia choroby leczy chorobę morską?-

-Taaa... Nie.-


Larkin zaś wszedł na pokład, tupiąc przy tym głośno.

-WSTAWAĆ! WSTAWAĆ LENIWA BANDO! Wypływamy!-

Rechocząc pod nosem, krasnolud z zadowoleniem obserwował jak spod pokładu wypadają kolejni, półprzytomni załoganci, niektórzy w biegu naciągający koszule lub też w skrajnych przypadkach portki.

Laurie poczerwianiała, Heishiro parsknął, Boris założył ręce na pierś.

-Cóż... Zapowiada się ciekawa podróż.-

-Ta, zdecydowanie.-


Ooo, jak pięknie jeden z marynarzy wyrżnął się na schodach i zaliczył pocałunek z deskami. No, przynajmniej mogła uznać, że kapitan lubił zapewniać rozrywkę swoim gościom. Za oglądanie takiego cyrku mogła nawet zapłacić.

-To do kapitana?-

-We właściwym czasie, pani inkwizytor.-
odparł z uśmiechem Larkin.- Ale jako pierwszy mat mogę zagwarantować że statek wyjdzie z portu gładko, jak rzyg po srogo zakrapianej nocy.

-Awansowałeś?!-
Laurie wytrzeszczyła na brodacza oczy.- Ty?!

-Twoje zaskoczenie rani me serce panienko...-
i jak gdyby nigdy nic obrócił głowę w stronę uwijającej się załogi.- ŻAGLE NA MASZT! WYPŁYWAMY Z PORTU!

I żagle z łopotem opadły z salingów, klapy na burtach zaś otworzyły się, umożliwiając tym samym wysunięcie wioseł które z pluskiem uderzyły w wodę.

Pod pokładem rozległ się dźwięk bębna.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline