Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2015, 21:28   #29
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję MG oraz Buce za scenki... Fajnie wyszło.

Praca przy agregacie była dość wyczerpująca. Maria zdążyła ogarnąć resztę przewodów. Roger dzielnie pomagał, tyle że jego pomoc sprowadzała się do “potrzymaj” czy “podaj”. Niestety kowboj zaabsorbował się na tyle mocno, że nie był w stanie czujnie przyglądać się okolicy ani przysłuchiwać się temu co się wokoło działo. Po jakichś 40 minutach pracy i rozmowy najemnicy usłyszeli krzyki dochodzące z domu starego Wellingtona. Kiedy się ogarnęli zobaczyli jak 3 auta zajeżdżają na podwórko i sprawnie blokują ich pickupa. Roger rozejrzał się. W domu Wellingtona już ktoś był.

Z aut wyszło łącznie ośmiu gości. Na pierwszy rzut oka typowi bandyci. Jeden z gości trzymał w łapach wyrzutnię rakiet, a reszta karabinki automatyczne. Roger od razu dostrzegł, że to M16-tki. Nie widzieli jeszcze nigdy żeby gangerzy byli uzbrojeni w tak ciężką artylerię.

Bonnie została związana i wytargana z domu. Jeden z gangerów wynosił ją przerzuconą przez ramię na werandę. Dwóch pozostałych niosło szarpiącego się Wellingtona, który miał na szyi obwiązany solidny łańcuch. Kolejny z aniołków - których dwójka najemników rozpoznała po charakterystycznych, jednakowych strojach - był w trakcie zarzucania łańcucha na stary słup wysokiego napięcia by już za chwilę chłopaki mogli naciągnąć starego farmera na stryczek. Czterech od razu po wysiadce z auta zaczęło zmierzać w kierunku stodoły z uniesionymi lufami.

Na widok zbliżających się gangerów Roger zaciągnął Marię i oboje przemknęli się szybko do stodoły. Nie dali jednak rady jednoznacznie stwierdzić czy gangerzy widzieli ich “przegrupowanie się”, ponieważ nadal nie wiedzieli dokładnie czy gangerzy idą tylko sprawdzić stodołę i agregat czy wiedzą, że tam są. W obecnej sytuacji było w tej walce zbyt wiele niewiadomych. Nie wiedzieli czy zaplanowano wziąć ich w niewolę czy przeznaczone im było kilka dziur naprawdę solidnego kalibru. Wszystko miało się okazać bardzo szybko. Roger i Maria przemknęli szybko przez stodołę. Czujny rewolwerowiec oczywiście od razu rozejrzał się po pomieszczeniu szukając jakiegokolwiek zaczepienia czy zalążka planu. Oprócz dużej ilości narzędzi i kilkunastu bliżej nieoznaczonych beczek nie było widać nic. Po śladach ogromnych opon można było się domyśleć, że stodoła mogła być garażem dla ciągnika. Szkoda tylko, że ciągnik nadal stał na polu. Mógłby się przydać. Na pewno zapewniłby całkiem niezłą ochronę przed nabojami. To nie było jednak w obecnej chwili ważne. Roderick i hiszpanka wyszli szybko tylnym wyjściem.

Roger momentalnie dopadł do rogu stodoły i wychylił się nieco zza niego by sprawdzić jak wygląda sytuacja. Gangerzy w tym samym czasie byli już bardzo blisko agregatu. Roger dał radę zauważyć tylko dwóch z nich. Dwóch pozostałych musiało kręcić się już przy agregacie lub przy drzwiach od stodoły. Sytuacja była jednak niezbyt przychylna rewolwerowcowi i mechanikowi Black Sands. Chłopaki czujnie szli przed siebie sprawdzając każdą możliwą kryjówkę, która mogła posłużyć Rogerowi i Marii. Broń mieli cały czas uniesioną, lufy wędrowały wraz z ich wzrokiem lustrując okolicę.

Roger stwierdził, że lepszej okazji może nie być i lekko wychylając się zza rogu posłał - wraz z pozdrowieniami - strzał ze swojego pistoletu. Ganger, który dostał tę kulkę byłby pewnie zdziwiony gdyby nie to, że został trafiony wprost w łeb. Kula trafiła w oko rozchlapując je, przeszywając miękki mózg i rozrywając na kawałki tył czaszki.

Maria wystrzeliła również. Ganger, w którego wycelowała monterka dostał w łapsko, które od razu zaczęło obficie krwawić. Bandyta nie był jednak w ciemię bity. Ogarnął się szybko i zwiał za róg.

Ganger, do którego strzelił Roger padł martwy. Gangerzy byli zdezorientowani. Nie spodziewali sie zajścia od tyłu. Kolejny bandzior, którego widział Roger schował się za róg idąc w ślady rewolwerowca. Pozostałej dwójki Roger z Marią nie widzieli. Słyszeli jednak krzyki.

- Szef chce ich żywych!

- Zajdźcie ich od drugiej strony!

Roger zauważył jak dwóch kolejnych gangerów zaczyna wybiegać z okolic miejsca gdzie stały ich maszyny. Byli jeszcze daleko, ale zbliżali się szybko. Nie wiedział czy dwójka biegła w kierunku rannych towarzyszy czy też dlatego, że zostali wykryci. Jeden z napastników, którzy skupili się na chacie Wellingtona zawołał:

- Dorwać ich! Chcę ich żywych!

Roger i Maria wśliznęli się do stodoły. Od razu na wejściu Roger zmuszony był oddać 2 strzały gdyż niemalże bezpośrednio po wejściu napotkali opór. Pechowy ganger z dwoma kulami kalibru 9mm padł na ziemię wrzeszcząc i wijąc się z bólu. Nikogo więcej w stodole nie było. Maria zaszyła się za jednym z regałów. Roger stał nieopodal rannego przeciwnika, który w tej chwili dostał kulkę kończącą jego żywot od Marii. Rewolwerowiec pomyślał sobie: dwóch padło, dwóch do odstrzału.

Wyglądało na to, że szło im całkiem nieźle. Jak tylko myśl samozadowolenia przeszła przez ich chłodne głowy drzwi którymi weszli zostały zatrzaśnięte. Słychać było jak dość solidny rygiel opada blokując tylne wyjście. Sądząc po dźwiękach również wschodnie drzwi zostały przed nimi bezczelnie zamknięte. Z tymi było łatwiej gdyż były one już zamknięte. Przeciwnicy musieli tylko zrzucić rygiel. Zostało im tylko jedno przejście, z którego wychyliła się lufa broni jednego z gangerów i posłała serię szatkując powietrze. Kule z M16 były potężne. Roger został draśnięty przez jedną kulę, kilka innych drasnęło beczki, które stały wewnątrz stodoły. Jedna z nich została przebita co skutkowało lejącym się strumykiem czegoś co do złudzenia przypominało paliwo… Trzeba było działać. Sytuacja, która jeszcze przed chwilą wyglądała nieźle teraz była nieciekawa. Roger i Maria byli odcięci od dwóch wejść. Trzecie było obstawione przez przeciwnika, który nie wahał się użyć cięższego kalibru. Mimo mizernej celności w żywego przeciwnika, ganger mógł łatwo przestrzelić kilka beczek, które przy odpowiednim pechu ze strony najemników mogłyby całkiem solidnie buchnąć ogniem tym bardziej, że było ich około dwudziestu sztuk…

Maria zaczęła pośpiesznie się rozglądać starając dostrzec jakichś przeciwników czających się za ścianami stodoły. Droga dedukcji podpowiadała jej, że przeciwnik musiałby znajdować się tuż obok drzwi, od strony klamki. Wychyliła się więc zza regału, za którym się chowała, strzeliła trzy razy tam gdzie chciała i schowała się z powrotem wrzeszcząc:

- Kolejny do piachu!

Brak krzyku i innych dźwięków zwiastowało jednak porażkę w jej toku myślenia. W tym samym czasie kiedy Maria rozglądała się po stodole Roger wiedział już co musi zrobić. Cicho i z pełnym profesjonalizmem starał się przekraść między wszystkim co mogło dać mu choć odrobinę osłony i tym samym podkraść się do przeciwnika, który niedawno dał radę go drasnąć. Będąc w połowie drogi zauważył jakiś ruch w miejscu, które obserwował. Ganger wychylił się całkowicie niczym gangster z dawnych lat trzymając nisko broń i od razu chcąc wygarnąć serię w stronę Rogera. Rewolwerowiec jednak nie próżnował i od razu kiedy zobaczył przeciwnika posłał mu trzy celne kule w klatkę piersiową. Zdziwiony bandyta padł na ziemię, a skurcz palca spowodował wystrzelenie niekontrolowanej serii w powietrze. Serii, która szczęśliwie nikogo nie sięgnęła.

Roger zaczął się skradać i oddalił się od Marii. Jego czujność spoczywała na przejściu, z którego wyskoczył mu ganger. I słusznie, bo inicjatywę przejął z łatwością. Po trzech strzałach Roderick usłyszał krzyk nadchodzący ze strony agregatu:

- Rzuć broń skurwielu, a nic Ci się nie stanie! Ale już! Mamy Cię na muszce!

Od razu po tych słowach padł strzał ostrzegawczy uderzając w regał obok Rogera i uświadamiając mu, że jest na muszce. Rewolwerowiec zauważył dwóch przeciwników celujących do niego z karabinów. Trzeci ganger wyłonił się zza regałów obok wschodniego wyjścia. Musiał się tam kryć odkąd weszli do stodoły. Ten ganger wycelował w Marię i krzyknął:

- Rzuć broń suko!

Nadeszła chwila prawdy. Roger i Maria mieli dwa wyjścia. Rzucić broń i poddać się albo rzucić zdrowaśkę i strzelać do patałachów, którzy już nota bene mają wycelowaną w nich broń. Roger nie zamierzał się poddawać. Gości było trzech z czego dwóch miało go na muszce, ale z gorszych opresji już wychodził. Szkoda mu było Marii. Jeżeli miałby się poddać to tylko z uwagi na nią. Z drugiej strony czy chciałby aby Aniołki zrobiły z nią to co zwykle robiły z pojmanymi kobietami? Bonnie też nie życzył takiego losu. Szeryf przeklinałby go do samej śmierci co byłoby dziwnym zwrotem akcji po tym jak układała się ich dotychczasowa współpraca.

Trasa, którą obrał była zapewne drogą do śmierci, ale kto miał ją wybrać jak nie on? Pół-mutant w Teksasie pełnym rasistów i banditos. Musiał spróbować przeżyć i zapewnić przeżycie Marii i Bonnie. Tylko dla nich. On - mimo młodego wieku - był bardzo świadomym swojego losu rewolwerowcem. Godził się na to. Nie mówił nic tylko rzucił się między regały. Albo zginie albo zabije tych skurwysynów.

- Spoko! - krzyknęła Maria do typka blisko niej, niemal robiąc w spodnie.

Skończyła się zabawa i przyszedł czas zapłacić - chyba najwyższą - cenę za zabijanie gangerów… Nie chciała jednak dostać się w ich ręce żywcem. Co to to nie. Być może jej siostrze się życie ułożyło, jej nadszedł zaś kres?

- Nie strzelaj. - odwróciła się w stronę gangera dosyć powoli, trzymają oburącz pistolet nieco pochylony ku ziemi… i uniosła go nagle, oddając do typa 2 strzały.

Na słowa Marii - jeszcze przed jej odwróceniem się - ganger zareagował słowami:

- Ale już! Ruszaj się dziwko!

Pani mechanik zaczęła się powoli odwracać jednak kątem oka zobaczyła jak Roger leci zwinnie za regały ciągnąc za sobą wzrok i lufy wszystkich gangerów. Każdy z trójki otworzył do niego ogień. Rewolwerowiec jednak był na tyle uparty, że kule niezbyt się go tego dnia imały. Na siedem wystrzelonych w jego stronę kul tylko jedna przeszyła mu lewy bark. Maria w tym czasie zwęszyła szanse na pozbycie się chociaż jednego gangera, który chwilowo stracił nią zainteresowanie i zaczął strzelać do gościa, który narobił znowu chaosu. Wykorzystała chwilę i błyskawicznie skończyła obrót i oddała 2 celne strzały. Przeciwnik wił się z bólu na ziemi, po czym legnął dysząc i zawodząc jak dobijany świniak.

Reszta gangerów kontynuowała ostrzał w stronę Rogera. Między regałami świszczały kule. Te na szczęście były na tyle wytrzymałe, że dawały choć minimalną ochronę przed pociskami. Roger czuł jak zaczyna buzować w nim adrenalina.

Kule świszczały, sytuacja jednak wyglądała nieco lepiej dla Rogera i Marii. Roger niewiele się zastanawiając nad swoimi obrażeniami przeczołgał się między regałami bliżej Marii. Ta schowała się w tym samym czasie za najbliższym regałem i oddała dwa strzały w stronę południowego wejścia. Żadna z kul nie trafiła przeciwnika, który dobrze ukrył się za framugą drzwi. Gangerzy zaczęli teraz strzelać do Marii jednak ona była całkiem dobrze osłonięta. Żadna kula jej nie sięgnęła. Następny w kolejce był Roger, który wychylił się, oddał jeden niezbyt mierzony strzał i z powrotem schował się za regał. Kula otarła ramię gangera, który strzelał do Marii.

W momencie kiedy walka toczyła się w najlepsze w stodole, na zewnątrz szef gangerów zaczynał się niecierpliwić i wkurwiony, że dwójka nic nie znaczących pionków pokrzyżowała mu plany i wyeliminowała już kilku jego ludzi chwycił związaną Bonnie za szyję i przeciągnął w stronę stodoły. Przy wejściu podniósł ją wysoko robiąc z niej "ludzką tarczę" i przyłożył lufę swojego pistoletu do jej skroni. Stanął tak na samym środku południowego przejścia i krzyknął:

- Dobra! Koniec zabawy! Rzucać kurwa broń na ziemię i stamtąd albo suka zginie! - krzyk był złowieszczy i przekonujący, a ostry rosyjski akcent tylko potęgował ciarki, które przeszły Rogerowi i Marii po plecach kiedy go usłyszeli. - Poproś grzecznie żeby rzucili broń i wyszli. - powiedział zbliżając swoje usta do twarzy Bonnie.


- Proszę. Niech to się już skończy… - wrzasnęła ze łzami w oczach młoda córka szeryfa.

- Jak nie posłuchają to twoja odcięta głowa zapakowana w papier zostanie wysłana do kochanego tatusia! - podniósł głos i zwrócił się do najemników. - Ale już!

- Pro…szę… - westchnęła mocno poturbowana i zmaltretowana Bonnie.

 
Lechu jest offline