Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2015, 22:18   #30
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dla monterki było tego w jednej chwili zdecydowanie za dużo. Rzuciła broń na ziemię.

- Tu madre es una puta... - Warknęła do szefa gangerów Maria. Gdyby nie te pieprzone zagranie, pewnie i tych dwóch tu by wykończyli, a potem można byłoby z agregatu ostrzelać resztę przy wozach z M16. No cóż, za chwilę pewnie zaboli…

Roger nie wychylał się ze swojego miejsca. Wyciągnął magazynek z klamki i schował go do ładownicy. Odciągnął zamek w Sigmie, która wyrzuciła kulę wprost do jego ręki. Kula trafiła do kieszeni, a klamka z powrotem do polimerowej kabury z cofniętym zamkiem. Roderick wstał powoli i wyszedł.

- Już idziemy. Tylko nie rób jej krzywdy. - powiedział kowboj ruszając przodem aby w razie czego zasłonić Marię własnym ciałem.

Szef zaśmiał się głośno i krzyknął:
- Bardzo ładnie! Rączki do góry. Moi ludzie was teraz skują i grzecznie was tu zostawimy. Nikomu nie stanie się krzywda. Tej suce - wskazał głową na Bonnie - też się nic nie stanie. - zwrócił sie do swoich towarzyszy - Nikolai, Vladimir, skujcie ich.

- To nie będzie konieczne.
- powiedział Roger spokojnie. - Jeżeli nie masz zamiaru robić krzywdy tej kobiecie to nic Ci z mojej strony nie grozi. - dodał Roderick. - Nie zrobię nic aby wam zaszkodzić. - dodał wojownik.

Rosjanin krzywo spojrzał na Roger’a i mocniej ściskając swój pistolet do skroni dziewczyny wycedził:
- Powiedziałem przecież że moi ludzie was teraz skują…- głos Rosjanina wnikał w wasze organizmy i aż przechodziły was ciarki - mi na suce nie zależy, Escuella chce ją, żywą albo martwą, wami się nikt tu nie zajmuje, jesteście dla mnie tylko dwoma przybłędami które mi trochę popsuły plany. Oczywiście wolałbym wziąć ją żywą i już nikogo nie zabijać, jeśli tatuś spełni wymagania Escuell’i to jutro lub pojutrze suka będzie w domu! Dlatego radzę naprawdę przestać już mnie wkurwiać - ostatnie zdanie zostało wypowiedziane głośno, stanowczo i przerażająco. Gość wyglądał jakby był mało zrównoważony psychicznie, ale bardzo wyrachowany. Jego twarz była cała pokryta tatuażem w jakiejś cyrylicy. Można było wyczytać że rusek już przestał się bawić w gierki - Was nie zabije bo was potrzebuje żebyście zanieśli żądania do szeryfa. Stąd możecie mieć pewność że wasze życie jeszcze coś znaczy. Jestem ściganym mężczyzna, nie postawię nogi w żadnym mieście… To jak, kujemy grzecznie w kajdanki?

- Jak nas skujesz obawiam się, że nie dotrzemy do miasta, bo zwyczajnie umrzemy. Jesteśmy po wielogodzinnej harówie. - powiedział Roger. - Poza tym swoim życiem gwarantowałem, że Bonnie nic się nie stanie. Jak mam wracać do szeryfa to z bronią i resztką sił. Inaczej zginę i nie przekażę żadnej wiadomości. - Roderick chciał cokolwiek ugrać. - Jej niemal nie znam, a to miała być spokojna wyprawa. Dlatego jestem sam z ochrony. To nie moja wojna i nie chce w niej ginąć. - kowboj był spokojny chociaż wiedział, że wiele nie ugra, o ile cokolwiek.

Rosjanin zaczynał się już gotować. Coraz mocniej ściskał w dłoni swojego Tokarieva:
- Jeśli za chwilę nie zamkniesz mordy i nie klękniesz to obiecuje ci że Nikolai cię bardzo niegrzecznie unieruchomi, pobije prawie na śmierć… wtedy rzucę te dwie pierdolone suki swoim ludziom na kilka godzin do zabawy, przy tym co z nimi zrobią, kurwy będą się modlić o śmierć… a ty będziesz zmuszony patrzeć… dopiero później powoli cię zabiję - po tych słowach zwrócił się do Bonnie - Dobry plan? Chcesz bliżej poznać chłopaków?

- Ech…
- Maria westchnęła na to wszystko, po czym wyciągnęła ręce do przodu w geście, że mogą ją skuć czy co tam chcieli…

- Skoro tak stawiasz sprawę to róbcie co musicie. - powiedział Roger. - Jak szeryf nie zareaguje pewnie umarliśmy i wiadomość do niego nie dotarła. - dodał wyciągając ręce.

- Mów o co chodzi - Powiedziała do szefa tych kutasów hiszpanka - Nim się nie przejmuj... - Wskazała ruchem głowy Rogera - ...oberwał i się wykrwawia, chyba nie przeżyje. Słucham więc?

Rosjanin kiwnął głową do swoich ludzi. Dwóch postawnych rusków o wdzięcznych imionach Vladimir i Nikoali podeszli i bez ogródek i delikatności skuli kajdankami. Zarówno Roger jak i Maria zostali po chwili zgarnięci z ziemi i zaczęto ich prowadzić pod lufami karabinów w stronę samochodów. Vladimir rzucił do swojego szefa bardzo łamanych angielskim:
- Jurij… co z tym? - wskazał na stodołę
- Spalić - odrzekł szef - nie ma co chować tego gangerskiego ścierwa - splunął na ziemię w stronę stodoły, pokazując empatycznemu Rogerowi że niezbyt przepada za gangerami z którymi przyszło mu współpracować

Rosjanie prowadzili w stronę samochodów, już z daleko dało się zauważyć starego Wellingtona, który martwy, nagi i okaleczony wisiał z owiniętym łańcuchem na szyi na słupie obok domu. Za prowadzonymi z kolei słychać było wybuch. Stodoła stanęła w płomieniach.

Bonnie została wrzucona na tylne siedzenie terenówki, a Roger i Maria rzuceni na ziemię obok. Szef grupy podszedł do was i kucnął przed Marią chwytając ją za podbródek, jego głos z rosyjskim akcentem znowu rozbrzmiał w uszach:
- Kim wy kurwa jesteście… muszę wiedzieć kogo NIE… zabijam! Jak będziecie grzeczni to zadbam jeszcze żeby suka lekarka zadbała o tego o… - wskazał głową na Roger’a który już zaczynał powoli odczuwać utratę krwi. - w końcu jestem człowiekiem honoru - uśmiechnął się złowieszczo…

- Przyjechaliśmy niedawno w odwiedziny do szeryfa, bo to stary znajomy - Odparła spokojnie Maria - I mieliśmy naprawić agregat… - Spojrzała w kierunku płomieni - ...i mieliśmy pilnować Bonnie, i tak sobie trochę dorobić - Spojrzała ponownie w mordę parszywego najemnika.

- Po co mu to mówisz? - zapytał Roger spokojnie. - Człowiek honoru nie wieszałby bezbronnego staruszka na lampie. - Roderick spojrzał na europejczyka. - Wydajesz się brzydzić gangerami, a z nimi pracujesz…

Rosjanin spojrzał na Roger’a który się odezwał, nie puszczał jednak twarzy Marii, jego Tokariev cały czas był w drugiej dłoni. Rzadko w dzisiejszych czasach spotkać się można z tak ciekawą bronią. Widać musiał być związany z krajem swojego pochodzenia. Lufa broni zaczęła gładzić Marię po szyi:
Zły czas, złe miejsce… zabawne jak to się wszystko w życiu układa prawda? - wtedy wtrącił się Roger - ciężkie czasy wymagają ciężkich poświęceń… na szczęście to tylko mięso armatnie… nie sądzę by Javier wiązał z nimi jakieś większe plany… - rosjanin wstał, podszedł do niego jeden z jego ludzi i zaczął mówić po rosyjsku:
- Босс, мы должны собрать медленно
Dowódca spojrzał na swojego człowieka i rzucił:
- Владимир Тишина! -азве вы не видите, что я говорю?
- Извините …
- rzucił pod nosem podwładny.

Wskazał jeszcze szybko ręką na dom Wellingtona i wrócił do rozmowy z wami:
Ah… a to… - kiwnął głową w stronę staruszka - widzisz moja droga przybłędo… to była siła wyższa. To jest wiadomość dla mieszkańców Rosewell, tak skończy każdy kto przeciwstawi się Javier’owi. A teraz stul pysk! Do ciebie za moment wrócę… - wrócił do Marii - moi zwiadowcy powiedzieli mi że jesteś dobrym mechanikiem, da?

Maria obawiając się kolejnego zagrania ruska, a co gorsze, jeszcze choćby nowego pomysłu, by i ją porwać, postanowiła nieco pościemniać:
- E...ja? Nie no, trochę tam bojlery… - Odpowiedziała niepewnie.

Trochę… - rzekł rosjanin poważnie chyba wyczuwając kłamstwo - hmm… a już myślałem że jesteśmy wszyscy przyjaciółmi i nie będziemy sobie nawzajem kłamać…
W tym momencie podjechał motocykl. Ganger zsiadł i podbiegł do Jurji’ego:
- Wieśniaki uciekli… nie daliśmy rady ich wszystkich wybić…
Jurij nic nie powiedział tylko strzelił gościowi prosto w głowę… bez emocji bez wyrzutu:
- Najlepiej by było jakbym wszystko robił sam… - spojrzał na Nikolai’a i rzekł:
- Niech lekarka opatrzy przybłędę…

Nikolai wytargał Bonnie z samochodu, rozpiął kajdanki i pchnął w stronę Roger’a. Jej torba lekarska po chwili wylądowała obok niej. Bonnie wzięła się do pracy, w jej oczach było widać straszne przerażenie. Bonnie zdezynfekowała ranę i zaczęła tamować krew.

- Nie bój się Bonnie. - powiedział Roderick siląc się na lekki uśmiech. - On nie zrobi Ci krzywdy. Chce czegoś od twojego ojca. Szeryf bardzo Cię kocha i zrobi co tylko będzie trzeba abyś była cała i zdrowa. Ja również zrobię wszystko co w mojej mocy aby Cię ocalić. Tutaj nie dałem rady, ale ktoś mu sypał i mieli przewagę liczebną. - dodał Roger starając się chociaż trochę uspokoić lekarkę.

W tym samym czasie Jurij rzucił do swoich gangerskich podwładnych, którym niezbyt podobało się odstrzelenie kumpla:
- Pilnujcie drogi… ale już. Zaraz tam będziemy.
Gangerzy jednak ruszyli posłusznie dwoma autami i odjechali tam skąd przyjechali.

- Chciałam zajarać… - Wymamrotała monterka, zanim powoli sięgnęła do kieszeni, żeby wyciągnąć nieco wymiętolonego papierosa. W końcu atmosfera była nerwowa, i jeszcze któryś zdzieliłby ją w łeb na widok od takiego grzebania po kieszeniach, albo ten i cały psychol by i ją odstrzelił?

Jurij kiwnął głową, podszedł i odpalił Marii papierosa. Nie odzywał się. Stał z założonymi rękami i czekał aż Bonnie opatrzy Roger’a. Dowódca najemników kazał zabrać Bonnie i zapakować ją do auta słowami:
- Dobra, zbieramy się. Zabierajcie te sukę.

Roger w tym momencie wstał i wpatrywał się w Ruska. Nie mówił nic. Wiedział, że gość jest psychicznie chory dlatego należało z nim uważać. Roderick był skuty, ale nie wątpił, że z takim problemem da sobie radę. Z resztą pewnie gdzieś na polu ukrywała się jedna bądź kilka osób. Gangerzy nie byli w stanie sprawdzić wszystkiego. Jak Ci ludzie go usłyszą istnieje szansa, że mu pomogą. O ile przeżyje, bo typ z nożem na milusińskiego nie wyglądał.

Bonnie została zapakowana do jednego z jeepów. Najemnicy również wsiedli do aut. Został tylko Jurij i jego prawa ręka Vladimir. Dowódca podszedł do Rogera:
- Zapomniałem. Przecież miałem przekazać wiadomość szeryfowi poprzez ciebie… - uśmiechnął się - Powiedz szeryfowi że na pewno niedługo się zobaczymy! I jak chcę zobaczyć swoją córkę to ma trzy dni na spotkanie z Javier’em Escuell’ą w El Paso. Javier chce z nim porozmawiać o interesach. Vlad, Jedziemy stąd! - wsiadł do samochodu na miejsce pasażera, spokojnie całą drogę mając wycelowaną lufę w stronę Roger’a. Za nim wsiał Vlad. Po chwili odpalił silnik a konwój z przestępcami ruszył. Na odchodne Roger zauważył strzał z granatnika w dom starego Wellingtona - chociaż w sumie obecnie był to martwy Wellington. Wybuch nastąpił błyskawicznie, dom stanął w płomieniach.

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline